sobota, 24 lutego 2018

Girlsband KL Auschwitz, afera Fani Fenelon, Arthur Miller czyli Kosiński 2.0.



Dla mnie historia ta  zaczęła się kilka dni temu, kiedy w Internecie wysłuchałam przeglądu prasy pani redaktor Rybińskiej.  W tym przeglądzie prasy została podana informacja, że w dzienniku Haaretz z 19 lutego tego roku ukazał się artykuł pani Danuski v Goski pt. „How Poles Are More Villified as „Bestial” Brute Jew Killers Than German Nazis” (“Jak Polacy są bardziej szkalowani jako „Bestialscy” brutalni mordercy Żydów niż sami niemieccy naziści”).

W  artykule pani Danuska Goska zacytowała kilka określeń użytych  w odniesieniu do Polaków przez niejaką Fanię Fenelon w jej wspomnieniach z Auschwitz: zachowanie Polek jako „bestialskie”, „szczególnie szkodliwe” a je same jako „monstra”, „niewolniczki”, „świnie”, „kurwiszony” i „prawdziwe krowy”.

A któż to jest Fania Fenelon? Bo jakoś cicho o niej w polskojęzycznych mediach i chyba w samym Muzeum KL Auschwitz Birkenau.
Otóż jest to pani, której wspomnienia z KL Auschwitz pomógł przenieść na scenę a potem i napisał scenariusz filmowy  sam Arthur Miller dramaturg amerykański i niezbyt sympatyczny mąż Marylin Monroe.
 
Na  podstawie tego scenariusza w roku 1980 został nakręcony film telewizyjny, w którym główną rolę zagrała sama Vanessa Redgrave.

Czas więc chyba poznać „życie i dzieło” osoby, której zawdzięczamy określenia ze słownika nazistowskiego zarezerwowanego dla Żydów, a o której nikt nie naucza np. w Muzeum KL Auschwitz Birkenau.

Fania Fenelon urodziła się w 1908 r. w Paryżu jako Fanny/Fania Goldstein, córka Julesa Goldsteina i Marii Dawidowny z domu Bernstein, obojga imigrantów żydowskich z Rosji z miasta Rostów nad Donem.  Miała jeszcze dwóch braci, z których jeden został utalentowanym naukowcem w USA w dziedzinie elektrotechniki lub czegoś podobnego. Ojciec wg jednej wersji „pracował w przemyśle drewnianym” a wg innej był „inżynierem przy produkcji kauczuku. Poza tym o rodzicach nie wiadomo nic poza datą śmierci w roku 1971. Prawdopodobnie.

Panna Fania Goldstein miała „uczęszczać” do Konserwatorium Paryskiego i nawet otrzymać pierwszą nagrodę w grze na fortepianie. Podobno jej nauczycielką była Germaine Martinelli, która była znaną śpiewaczką samoukiem – mezzosopranem.
Fania studiowała w tym Konserwatorium Paryskim a jednocześnie „nocami śpiewała w barach”.   

Czyżby rodzicom się nie powiodło finansowo? I miała wyjść za mąż  za „szwajcarskiego lekkoatletę” Silvio Perla, biegającego na 5000 m. Czyli długodystansowiec. Małżeństwo jednak podobno nie było długodystansowe i się rozpadło zanim wybuchła wojna. Ale anulowane zostało PO wojnie. Przy czym są to tylko słowa pani Fani Fenelon.

Kiedy Niemcy, sorry, naziści zajęli Francję w 1940 r. Fania Goldstein „wspomagała Francuski Ruch Oporu”, co miało polegać m.in. na tym (jak wspominała później w enerdowskiej telewizji ), że śpiewała dla niemieckich żołnierzy w klubach nocnych i kiedy „druga koleżanka zajmowała się żołnierzem” to „Fania fotografowała potajemnie dokumenty”. Jak tam było, tak tam było, Fania Goldstein Perla dotrwała w Paryżu do końca 1943 r. i wtedy szczęście się odwróciło.

Została aresztowana i oczywiście była torturowana przez Gestapo, po czym w styczniu 1944 r. wysłana transportem do KL Auschwitz.
 
W tym transporcie wg pani Fani, zakolegowała się z inną więźniarką i „podzieliły się żywnością”, w skład której wchodził m.in. pasztet, szampan i różne delikatesy. Jak widać w paryskim więzieniu lepiej żywili niż na Pawiaku. No ale.
 
Pani Fania pojawiła się w KL Auschwitz 23 stycznia 1944 r. Zgodnie z obowiązującą procedurą została wpisana na listę wraz z opisem różnych umiejętności, w tym gry na fortepianie i śpiewu.
I takim sposobem została przesłuchana przez ówczesną dyrygentkę żeńskiej orkiestry w KL Auschwitz panią Almę Rosé i zakwalifikowana do tej orkiestry.

Orkiestry złożone z więźniów w niemieckich obozach koncentracyjnych były stosunkowo liczne, bowiem Niemcy i Austriacy znani są z upodobania do muzyki i śpiewu. Ale trzeba pamiętać, że obozy koncentracyjne były „kontrolowane” przez np. Międzynarodowy Czerwony Krzyż i orkiestra dobrze odżywionych więźniów była znakomitą przykrywką dla tego, co się w tych obozach naprawdę działo.

Między władzami obozów panowała nawet pewnego rodzaju rywalizacja w dziedzinie „orkiestr złożonych z więźniów”. Dzięki której to rywalizacji ambitna SS- Aufseherin Maria Mandl /Mandel – komendantka obozu kobiecego w KL Auschwitz – Birkenau  i podobozów od 7 października 1942 r., córka ziemi austriackiej urodzona w 1912 r. w Muezkirchen już w kwietniu 1943 r. powołała do życia żeńską orkiestrę w KL Auschwitz. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe, bowiem średni czas życia więźnia wynosił ok. 3 miesięcy albo i mniej a   muzycy nie przeważali w transportach.

Tak czy owak, pierwsza orkiestra doszła do zaledwie 20 kobiet w czerwcu 1943r i składała się  praktycznie z samych Polek, którymi kierowała i dyrygowała nauczycielka muzyki z Tarnowa pani Zofia Czajkowska, Więźniarka nr.6783, która w warunkach pełnej improwizacji musiała zdobyć instrumenty i sama nauczyć się dyrygowania. Pomysł wypalił i sama komendantka Mandl zarządziła dostarczanie z tzw. Kanady  instrumentów przywożonych w transportach a dziewczęta grały ze słuchu. Orkiestra zaczęła się powiększać i na próby, które trwały po kilkanaście godzin i pojawiło się stanowisko „kopistek nut”.

W początkowej fazie nikt nie udawał, że orkiestra ma jakieś „artystyczne cele”. Repertuar był polsko-austriacko-niemiecki, głównie tańce ludowe, walce,  marsze i uwertury to  austriackich operetek.

Orkiestra szybko się rozrastała a jesienią 1943 r. doszło do zmiany na stanowisku szefowej. Do KL Auschwitz została przywieziona profesjonalistka najwyższej klasy światowej: pani Alma Rosé, córka słynnego wieloletniego dyrygenta Wiedeńskich Filharmoników Arnolda Rosé (Rosenbluma) i siostrzenica samego Gustava Mahlera.

Ta wielce utalentowana osoba w wieku lat 26 założyła własną orkiestrę kobiecą pod nazwą Die Wiener Walzermädeln (Wiedeńskie Dziewczęta grające walce). Orkiestra odniosła sukces odbywając turnee po Austrii, Niemczech, Czechosłowacji i Polsce.
 
Alma Rose została w sierpniu 1943 r. dyrygentką orkiestry żeńskiej a Zofia Czajkowska – blokową i tłumaczką w kontaktach Almy Rosé z więźniarkami, które nie znały niemieckiego.
Orkiestra liczyła 45 -47 członkiń grających na skrzypcach, mandolinach, akordeonach  plus 3 kopistki nut.  Warunki życia członkiń orkiestry były o niebo lepsze niż w innych komandach, ale praca była ciężka: próby po kilkanaście godzin, koncerty dla SS, granie rano i wieczorem kiedy inne komanda wychodziły do pracy i wracały.  Ale niemal wszystkie więźniarki przeżyły wojnę  za wyjątkiem kilku.

Natomiast  Alma Rosé zmarła nagle w tajemniczych okolicznościach 5 kwietnia 1944 r. wg jednej wersji z powodu zatrucia jedzeniem z paczki a wg innej wersji w wyniku – otrucia.
 
Alma Rosé była wielką dumą komendantki  Mandl, więc nie dość, że Alma miała trumnę, to na niej nawet jakieś kwiaty, w tym lilie. Podobno nawet SS się wzruszyło.

Orkiestra przeżyła Almę a nową dyrygentką została Rosjanka Sonia Winogradowna. I tak zostało do stycznia 1945 r. kiedy więźniarki polskie, rosyjskie i chyba czeskie – przewieziono do Ravensbruck a niemieckie i austriackie i belgijskie i francuskie– do Bergen- Belsen.

Jeśli chodzi o Fanię Goldstein- Perla, to została ona, jak pamiętamy przywieziona do KL Auschwitz 23 stycznia 1944 r. i z innymi została wywieziona do Bergen Belsen, skąd została wyzwolona przez Amerykanów. W orkiestrze była zaliczona do grupy „śpiewaczek” oraz wg niemieckiego docenta wiki – również kopiowała nuty. Czyli stała na dole hierarchii w bloku.

Za to jej wspomnienia pełne są opowieści o jej rzekomych rozmowach z Almą Rose, która miała jej się zwierzać ze swoich dylematów moralnych. Jak również wspomnień o tym, jak Fania prostowała moralnie błądzące koleżanki, zwłaszcza jedną taką Clarę, która zostać miała kapo. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na fakt, że Fania Fenelon przybyła do obozu 23 stycznia a 5 maja Alma Rosé już nie żyła. Czyli 3 miesiące znajomości  i już wielka komitywa.  

Wg listy członkiń kobiecej orkiestry w KL Auschwitz Birkenau w orkiestrze tej było 12-14 Polek oraz 8-10 polskich Żydówek, czyli spora reprezentacja. Druga duża grupa to Żydówki niemieckie i austriackie. W znakomitej większości były to młode dziewczęta z klasy średniej posiadające jakieś więcej niż przeciętne umiejętności gry na instrumentach.
 
W przeciwieństwie do męskiej orkiestry w KL Auschwitz, po orkiestrze żeńskiej – nie zachowały się żadne archiwa. Prawdę odtwarzano na podstawie wspomnień spisywanych przez więźniarki długo po wojnie.

Członkinie orkiestry po wojnie nie wspominały publicznie o swoim traumatycznym doświadczeniu z KL Auschwitz ale też się nie ukrywały. I nie pisały wspomnień. A w każdym razie nie drukowały.
Do momentu, kiedy w roku 1976  na rynku francuskim pojawiła się książka wydawnictwa Stock pod tytułem „Sursis pour l’orchestre” („Odroczenie dla orkiestry) jako „świadectwo Fani Fenelon spisane przez Marcelle Routier”. A po niej  w roku 1980 w języku angielskim pod tytułem „Playing for Time” (Gra na czas).
 
Książkę tę przeczytały inne członkinie orkiestry oraz rodziny członkiń orkiestry. Między innymi znana i bardzo szanowana pani Anita Lasker Wallfisch, która w wieku lat 18 jako Anita Lasker wraz z siostrą Renatą ( niemieckie Żydówki z Breslau) oraz Żydówka niemiecka Ester Loevy Bejarano.  

I się porobiło.

Z tym, że wcześniej nie było z opowieściami  pani Fani o jej życiu  lepiej, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Nawet dzisiaj nikt nie grzebie w jej powojennym życiorysie tak, jak on na to zasługuje.

Ostatni raz, kiedy można być pewnym co do tego, co robiła Fania Goldstein Perla po wojnie to wywiad dla BBC udzielony w 1945 r. tuż po wyzwoleniu obozu Bergen Belsen. Wywiadu dla BBC udzieliła wówczas również Anita Lasker, jej koleżanka z orkiestry.
 
Druga rzecz to przyjęcie pseudonimu „Fenelon”, które to nazwisko  należało do wielkiego francuskiego rodu arystokratycznego w ogólności a do arcybiskupa Kościoła Rzymsko Katolickiego księcia François de Salignac de La Mothe-Fénelon – w szczególności.

A potem jest ładnych parę lat mgławicy. Pani Fania miała nadal śpiewać w kabaretach, bez większych sukcesów. Ale nie ma żadnych adresów ani nazw klubów czy kabaretów.

A potem zaczynają się schody. Wg angielskiego docenta wiki Fania Fenelon miała w roku 1966 w towarzystwie swojego „compagnon” czyli przyjaciela a może kochanka  słynnego barytona ostro komunizującego Afroamerykanina Aubrey’a Pankey- wyjechać na stałe do NRD czyli Niemiec komunistycznych.
 
Problem w tym, że w życiorysie Aubrey’a Pankey u angielskiego docenta wiki jest informacja, że Aubrey Pankey, słynny baryton przyjechał z panią Fanią Fenelon na stałe do NRD w roku 1956. Całe 10 lat różnicy w dwóch życiorysach „bliskich przyjaciół”. W dodatku nie wiadomo, co towarzysz baryton  Aubrey Pankey robił między rokiem 1953 a rokiem 1956, kiedy miał się zjawić jako uchodźca w NRD. 

A kto to był Aubrey Pankey? Aubery Pankey urodził się w 1908 r. w Pittsburgu w rodzinie Afroamerykanów i  miał to szczęście, że nie tylko śpiewał w chórach kościelnych ale też studiował w Wiener Konserwatorium w latach 30-tych i stał się słynnym śpiewakiem zarówno w USA jak i w Europie. W latach 30-tych  mieszkał we Francji, gdzie nawet miał się ożenić z jakąś Francuzką i robił ładną karierę artystyczną i majątek. Do USA powrócił w 1939 r.

W roku 1944 r. zorganizował ( czytaj: sfinansował) National Negro Congress i stawał się aktywny w tzw. postępowych środowiskach zarówno murzyńskich jak i komunizujących. Najlepiej określa chyba jego ówczesny stan umysłu to, że wystąpił w 1945 r. w Carnegie Square Garden na „Lenin  Memorial Meeting”. Wziął też udział  w Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju w sierpniu 1948 r. we Wrocławiu PRL i który ostro finansował wiele tego rodzaju przedsięwzięć.

Ożenił się wiosną 1945 r. z amerykańską rozwódką z Południa panią Kathryn Wheaterly, jak podkreśla amerykańska prasa – białą. Była ona o rok od niego starsza i była jego agentką.
 
Po czym przenieśli się do Paryża, gdzie zaczęli mocno udzielać się towarzysko w najwyższych sferach a baryton dodatkowo wpadał do ambasady polskiej i węgierskiej.

No i jak podała gazeta Courier z Pittsburga USA z dnia 8 sierpnia 1953 r. a konkretnie jej korespondent Ollie Henderson, baryton Aubrey Pankey otrzymał od władz francuskich polecenie opuszczenia Francji w ciągu kilku dni. W tym celu odwiedzili go dwaj funkcjonariusze Wydziału Spraw Wewnętrznych. Podobno w związku z poparciem dla Rosenbergów.
 
W tym czasie małżonka pani Kay Pankey Weatherley była zatrudniona w siedzibie UNESCO w Paryżu i jak to mówią  „prędzej by śmierci się spodziewała” niż ekspulsji, co niekoniecznie w tych słowach oznajmiła korespondentowi Couriera z Pittsburga.
 
Wizy wjazdowej odmówiła też Wielka Brytania.  Państwo Pankey chyba się tułali trochę po świecie, m.in. w ChRL z jakimś tournee, ale nie wiadomo, co robił Aubrey Pankey, domniemany kochanek Fani Fenelon przez całe 3 lata. No i ta żona.

No ale. Ostatecznie w 1956 r. Aubrey Pankey wylądował we wschodnim Berlinie i otrzymał możliwość śpiewania w operze oraz wykładów w Wyższej Szkole Muzycznej.
Jak podaje w  książce pt. „German and African Americans: Two Centuries of Exchange”  na stronie 190 pan Aribert Schroeder pani Kathryn Pankey pracowała od roku 1959 jako tłumaczka w wydawnictwie NRD – Seven Seas Publishers (oddział wydawnictwa Volk und Welt) aby zostać w roku 1967 “Leitende Lektorin”.

Wydawnictwo to zajmowało się interesami pewnego pisarza, scenarzysty filmowego i komunisty towarzysza Alberta Maltza, który miał poważne problemy z Komisją McCarthy;ego i który bywał w Warszawie u takiego jednego, co mieszkał w hotelu Bristol a Maxim Lieber mu było.

Z jednej strony dowiadujemy się, że w owym czasie w Bristolu przemieszkiwała całkiem spora gromadka amerykańskich komunistów a z drugiej, że jakoby w 1959 r. Albert Maltz miał proponować Fani Fenelon – spisanie jej wspomnień z KL Auschwitz. Ale gdzie? Może w NRD. A może w Paryżu?

Jedyny znak, że Fania Fenelon miała coś wspólnego z Aubreyem Pankey to fakt, iż ona też przebywała jakiś czas w NRD i nauczała w Wyższej Szkole Teatralnej im. Hansa Otto – ale w Lipsku. Od 1966. I miała wrócić do Paryża w 1971 r. ze względu na śmierć rodziców.
 
A tak się przypadkiem złożyło, że w nocy z 8 na 9 maja 1971 r. Aubrey Pankey zginął  w wypadku samochodowym w Berlinie Wschodnim w wieku lat 65.

Więc pani Fania wróciła z tego NRD do Paryża i w latach 1973-1975 pisała wraz ze swoją pomocnicą panią Marcelle Routier, autorką m.in. biografii Edith Piaf w formie broszury na 180 stron i kilku broszurowych powieści – wspomnienia z KL Auschwitz, które zostały wydane w roku 1976 pod tytułem „Sursis pour l’Orchestre”.

Książkę przetłumaczono na język angielski i w 1979 r. a pan dramaturg Arthur Miller wraz z asystentami wystrugał scenariusz do filmu telewizyjnego, który wyreżyserował Daniel Mann i Joseph Sargent. Producentka Linda Yellen stoczyła prawdziwą wojnę z panią Fanią, która upatrzyła sobie do odegrania głównej roli czyli siebie – Lizę Minelli. A tymczasem wybrano do roli  Brytyjkę Vanessę Redgrave.  Fania Fenelon miała dwa zarzuty: że Vanessa Redgrave miała 180 cm wzrostu a pani Fania chyba mniej niż 160 i w dodatku Vanessa Redgrave popierała publicznie OWP (Organizacja Wyzwolenia Palestyny).
 
Yellen postawiła na swoim a pani Fania szalała w telewizjach amerykańskich, gdzie w wywiadach wyrażała swój gorący sprzeciw wobec tej obsady. Ciekawe, że film otrzymał nominację do Złotego Globu i kilka nagród Emmy.

I dzięki tym wydarzeniom osłupiałe żyjące jeszcze Członkinie orkiestry żeńskiej KL Auschwitz Birkenau – mogły dowiedzieć się, jak sobie pani Fania wyobrażała całe to swoje męczeństwo i ich niedostatki moralne.
 
Lata trwało, zanim żyjące jeszcze byłe Więźniarki z muzycznego komanda skontaktowały się osobiście lub korespondencyjnie, m.in. z Polkami (m.in. Helena Dunicz – Niwińska) i spróbowały pod kierunkiem Anity Lasker Wallfisch zorganizować jakąś kampanię przeciwko kłamstwom zawartym w książce „Playing for Time”.
 
Jak oceniają, nic to nie dało. Ich głosy: wywiady, własne wspomnienia wydawane w latach 90-tych – ginęły wobec siły promocji, którą zorganizowano dziełu pani Fani  Fenelon.
Ona zresztą nie mogła się już cieszyć sukcesem, bowiem zmarła w roku 1983.

W końcu sprawą zajęła się, zapewne na prośbę Rodzin Więźniarek i żyjących jeszcze Więźniarek – pani dr Susan Eischeid. Zrobiła gruntowne badania archiwalne i wysłuchała relacji 17 jeszcze żyjących Więźniarek.  Jeździła i wypełniała kwestionariusze w Niemczech, Czechach, Polsce, Rumunii, Francji i Bułgarii.
 
I tak powstała książeczka pt. „The Truth about Fania Fenelon and the Women’s Orchestra of Auschwitz Birkenau (Prawda o Fani Fenelon i Orkiestrze Kobiecej Auschwitz Birkenau) wydana przez Palgrave Macmillan 25 czerwca 2016 r.


Z omówień tej książki wiadomo, że Autorka wspólnym wysiłkiem z Więźniarkami rozprawiła się z większością kłamstw  i konfabulacji stanowiących zawartość książki Fani Fenelon.


Ocenia się, że poza opisem tzw. zwykłego życia obozowego czyli: głodu, strachu i samej rutyny – cała reszta jest kłamstwem.  W szczególności:


- nieprawdą jest to co pisze Fania Fenelon o Almie Rose, że miała być złym muzykiem, kobietą okrutną, że biła więźniarki i że zabierała im jedzenie z paczek. Że krzyczała na nie w trakcie prób i  policzkowała je,


- nieprawdą są portrety niemal wszystkich więźniarek w orkiestry, które Fenelon opisywała wyłącznie w negatywnym świetle,


- nieprawdą jest, że jedna z członkiń orkiestry spała z SS-manami a nawet mordowała inne więźniarki; chodzi prawdopodobnie o Claire/Clarę Monis, która miała zostać kapo a która w orkiestrze

- nieprawdą są wyjątkowo odrażające charakterystyki Więźniarek Polek, które miały się zachowywać w obozie jak zwierzęta,


- nie były prawdą związki lesbijskie między więźniarkami w orkiestrze czy inne dwuznaczne erotyczne zachowania.


Książka dr Susan Eischeid wydana w 2016 r. nie została przetłumaczona na język polski, podobnie jak wspomnienia Więźniarki  Pani Heleny Dunicz Niewińskiej wydane przez Muzeum Auschwitz Birkenau – z 2013 r. nie zostały przetłumaczone na język angielski.

Jedna rzecz zwróciła moją uwagę w tej historii. Te fejkowe „wspomnienia” pełne podobno błędów rzeczowych co do dat i faktów powstały w latach 1973-1975 a wydane zostały w 1976. Czyli w jakieś 10 lat po wydaniu w USA „Malowanego Ptaka” Jerzego Kosińskiego. W latach 70-tych szczęśliwy ten artysta pławił się w blasku sławy i tarzał w pieniądzach.
 
Czy zatem można mieć pretensję do chudego dramaturga Arthura Millera, że postanowił „iść ścieżką kariery” i wykorzystać brednie kobiety, która może zwariowała w KL Auschwitz ze strachu a może była to cwana gapa gotowa na wszystko dla kasy.

A może miała „oficera prowadzącego” i to tam powstała idea spisania wspomnień, które były bardzo łaskawe dla SS a wyjątkowo wredne dla współwięźniarek.

Z pewnością pan Arthur Miller nie  był stratny na tych wypocinach, które w tajemniczy sposób powtarzały Kosińskiego pomysł na „rozerotyzowanie Holocaustu” tym razem nie wśród katolickich ciemnych wieśniaków a wśród sterroryzowanych kobiet walczących o życie w piekle stworzonym przez niemieckich nadludzi w eleganckich uniformach Hugo Bossa.

Cała ta historia ma jeszcze jeden wymiar. Więźniarki KL Auschwitz grające w orkiestrze żeńskiej nie uczyniły nic złego. Zostały wybrane do orkiestry i udało im się, choć nie wszystkim,  jakoś przeżyć, chociaż do końca żyły z traumą, poważnymi problemami zdrowotnymi i życiowymi.

I po raz drugi zostały zranione, tym razem przez amerykański „system edukacji o Holocauście”, który zupełnie nie zareagował na informacje o tym kłamstwie. Yad Washem i Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie NIE zareagowały na informację, że wspomnienia Fani Fenelon rażąco odbiegają od prawdy i od tego, co mówią i piszą pozostałe żyjące Więźniarki. Jeszcze w 2014 była grana w Izraelu sztuka „Plaing for Time”. A w Wielkiej Brytanii – w 2015 r.

Gdyby Kosiński nie sprowadzał kochanek do domu swojej bogatej żony multimilionerki i nie prowadzał jej syna do klubów sado-maso, być może do dzisiaj nikt nie ruszyłby i Kosińskiego.
 
Bo kłamstwa Fani  Fenelon na razie są podstawą nauczania o Holocauście. A rodzina Więźniarki pomawianej przez nią o spanie z SS-manami – żyje do dzisiaj. I ze łzami w oczach dziękuje dr Susan Eischeid za jej wkład w obalanie wulgarnego kłamstwa, które uchodzić ma za prawdę.

A co na to wszystko Państwowe Muzeum KL Auschwitz Birkenau? A nic.
PS. Jedna wiadomość o sprawiedliwości, której stało się zadość to ta, że Maria Mandl ksywa „Bestia”  została skazana 22 grudnia 1947 r. na karę śmierci i w dniu 24 stycznia 1948 r. o wschodzie słońca (7:09) powieszona w więzieniu Montelupich w Krakowie.



sobota, 17 lutego 2018

Niepokorni Cywińscy, ks. Radziwiłł, KL Auschwitz oraz Polacy i dotacje.




Pan premier Morawiecki,  który chyba obejrzał sobie film dokumentalny wyemitowany kiedyś w TVP o procesie żydowskiego kapo z getta w Będzinie – Cvi Heńka Barenblatta  w Tel Avivie w latach 60-tych na podstawie izraelskiej ustawy z roku 1950 "o karaniu nazistów i ich pomocników” -  ośmielił się powiedzieć na konferencji prasowej w Monachium co następuje:”… jest to niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli Polacy, którzy przyczyniali się do śmierci Żydów". - Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy czy ukraińscy - nie tylko niemieccy..”.

Czyli zasadniczo stwierdzenie premiera RP o tym, że „byli żydowscy zbrodniarze” nawet na gruncie izraelskiej pragmatyki sądowej i prokuratorskiej ma swoje potwierdzenie.  A tymczasem w Izraelu znowu zapanowała antypolska histeria. Jego błąd. Wg dzisiejszej wersji historii „żydowskich zbrodniarzy nie było zupełnie”. W końcu Salomonowi Morelowi III RP wysyłała emeryturę do Izraela.

Aby uniknąć takich kłopotów, politycy III RP winni brać przykład z kolegów polityków z czasów  RPL z grupy  postępowych katolików pod wodzą Zawieyskiego i Turowicza.
Zrozumiał tę prawdę np. wicepremier Gowin, który już  publicznie oświadczył, że jest jednym  z najbardziej proizraelskich polityków w Europie.  Ale najlepiej tę prawdę pojął  dyrektor    Państwowego Muzeum Auschwitz Birkenau – dr Piotr Cywiński, syn legendarnego pana Bohdana Cywińskiego, za czasów PRL redaktora naczelnego miesięcznika katolickiego Znak i autora równie legendarnej książki PRL pt. „Rodowody niepokornych”.

Na czym unikanie kłopotów np.  z Izraelem  polega, wystarczą jeden czy dwa proste przykłady.
Oto  6 lutego 2018 r.  w Gazecie Krakowskiej  ukazał się artykuł pana Bogusława Kwietnia pt. „Oświęcim. Fake newsy po obchodach rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Według muzeum służą podsycaniu emocji”, który prezentuje oświadczenie rzecznika prasowego Muzeum KL Auschwitz Birkenau na temat kilku nieprzyjemnych oskarżeń, jakie padły w przestrzeni publicznej ze strony polskich środowisk oświęcimskich. 
 
Rzecznik prasowy pan Bartosz Bartyzel zdementował kilka, jego zdaniem niesprawiedliwych pomówień.
 
W tym m.in. stwierdził, iż :”…nieprawdą jest twierdzenie, że wystawa o ruchu oporu w niemieckim obozie Auschwitz została zamknięta by zmarginalizować ten obszar Pamięci. Piętro bloku 11, na którym znajdowała się ekspozycja dotycząca ruchu oporu, ucieczek z KL Auschwitz oraz kar obozowych, jest niedostępne dla grup zwiedzających ze względów bezpieczeństwa. Stan stropów w budynku nie pozwala na przebywanie tam dużej liczby osób. Osoby indywidualne mogą zwiedzić wystawę po wcześniejszym uzgodnieniu z Obsługą Odwiedzających. W tej chwili jest także przygotowywana nowa wystawa poświęcona tematyce ruchu oporu w niemieckim obozie Auschwitz, która będzie prezentowana w dwóch salach na parterze bloku 11. Jej otwarcie planowane jest do końca roku 2018…”.

No rzeczywiście. Jak można podejrzewać szlachetną dyrekcję pod jeszcze szlachetniejszym nadzorem merytorycznym Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, mającej ostatnio w składzie m.in. : Barbarę Engelking – przewodniczącą, Henia Wujca- wiceprzewodniczącego, Pawła Machcewicza – członka, co to rychtował Muzeum II Wojny Światowej w Danzig czy Dariusza Stolę, dyrektora Muzeum Żydów w Polsce Polin o niecne intencje?

Bo przecież takie „zamknięcie z powodów słabego stropu” nie może mieć związku z faktem, że  Polski Więzień KL Auschwitz nr 918 Kazimierz Piechowski z drugiego polskiego transportu do KL Auschwitz w 1940 r. – zmarł 15 grudnia 2017 r.
 
Wcześniej, bo 29 lipca 2012 r. zmarł  inny uciekinier z KL Auschwitz:  August Kowalczyk, legendarny aktor i  jeden z liderów w środowisku byłych Więźniów KL Auschwitz . Więzień numer 6804 lat, który w dniu 10 czerwca 1942 r. uciekł  po miesiącu przebywania w kompanii karnej. Zmarł w hospicjum w Oświęcimiu (pełna nazwa: Pomnik- Hospicjum Miastu Oświęcim), ufundowanym  głównie przez byłych Więźniów KL Auschwitz, uratowanych przez mieszkańców Oświęcimia i okolic – w podziękowaniu za okazaną pomoc.

Jak państwo widzą, nie ma świadków, zamknęła się pewna epoka a pan dyrektor Cywiński kontynuuje długoterminowy program „wyczyszczenia pamięci KL Auschwitz z polskich naleciałości”.

To się zaczęło zresztą już w latach 90-tych słynną aferą a właściwie serią awantur najpierw wokół klasztoru zakonnic katolickich a potem były „krzyże na Żwirowisku”. Potem były afery z „wieżą kościoła”, która „zakłócała krajobraz świętego miejsca Żydów” i jakiś sklepik.

Kto jest dzisiaj głównym „zleceniodawcą” pana dyrektora Piotra Cywińskiego, można łatwo zrozumieć analizując sprawozdania roczne Państwowego Muzeum KL Auschwitz Birkenau.

Wystarczy rzucić okiem na sprawozdania z roku 2007 na stronie 56 pt. „Finanse”. Pani Główna Księgowa Małgorzata Mentelska wykazała następującą strukturę przychodów Muzeum: „…W roku 2007 budżet Państwowego Muzeum Auschwitz Birkenau wyniósł nieco ponad 23 mln zł (ok. 6,3 mln Euro). Jego struktura przedstawia się następująco: dotacja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na wydatki bieżące i konkretne wydatki majątkowe- 11 mln zł, przychody własne Muzeum – 11,5 mln zł, fundusze pozyskane z zagranicy – 754  TYSIĄCE zł..”.  Czyli „fundusze z zagranicy” stanowiły zaledwie 3,24% przychodów ogółem.

Ale  już na końcu sprawozdania na stronie 70 jest cała strona poświęcona podziękowaniom dla dobrodziejów, którzy łącznie zrzucili się na 3.24 %  przychodów Państwowego Muzeum KL Auschwitz Birkenau: The Ronald S. Lauder Foundation USA,  The Holocaust Memorial Resource and Education Center of Florida USA, Das Land Niedersachsen Deutschland, Foundation pour La Memoire de Shoah France, Fuer Die Zukunft Lernen – Verein Zur Erhaltung Der Kinderbaracke Auschwitz Birkenau E.V.Deutschland, Monika Reich Israel, Jehuda Widawski Israel.

 I w tej kwocie mieści się też dotacja biednej polskiej  Fundacji Pamięci Ofiar Zagłady Auschwitz Birkenau w Oświęcimiu Polska.

Tak się składa, że w roku 2007 pan Ronald S. Lauder, dziedzic fortuny pani Estee Lauder (pudry, szminki, róże) wycenianej w 2013 roku na jakieś 3,7 mld USD – został przewodniczącym Światowego Kongresu Żydów i zaczął się za te swoje skromne datki ostro rządzić w okolicach Państwowego Muzeum KL Auschwitz. I obecnie zasiada w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej, która napisała mu laurkę, jak to już od 20 lat troszczy się o Państwowe Muzeum KL Auschwitz Birkenau i dał aż 2,5 mln USD „na bardzo ważne przedsięwzięcia konserwatorskie, pracownie”.  I temuż podobnież.

Do tego drogiego darczyńcy i mentora miliardera Laudera  dołączyła w roku 2009 Fundacja Auschwitz Birkenau założona przez drogiego „profesora” Władysława Bartoszewskiego a której prezesem jest pan dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz Birkenau dr Piotr Cywiński.

Pan Bartoszewski zarejestrował fundację na Mokotowskiej 56/9 pod numerem KRS 0000328383 a pan premier Donald Tusk rozesłał do rządów różnych państw listy z prośbą o wsparcie Fundacji.    Oficjalnie aby „sfinansować Globalny Plan Konserwacji” opracowany w 2013 r.
Naiwny czytelnik może przypuszczać, że ta cała kasa – została przekazana Muzeum. I dlatego „oni tak się rządzą” a „Polaków nam tu nie trzeba”.  Ale jest inaczej. Kasa jest w podmiocie prywatnym, niezależnym od Państwowego Muzeum Auschwitz Birkenau.

Wymienia się następujące kraje i kwoty: Niemcy -69 mln Euro, USA – 15 mln USD, Polska – 10 mln Euro (czyli prawie tyle co USA), Francja – 5 mln Euro, Austria – 4 mln Euro, Wielka Brytania – 2,1 mln Euro, Szwajcaria – 1 mln Euro, Izrael – 1 mln USD, Rosja – 1 mln USD.

W czerwcu 2011 r. pan prezydent Komorowski podpisał ustawę przegłosowaną przez Sejm RP :”… o dotacji dla Fundacji Auschwitz-Birkenau. Jej celem jest zgromadzenie 120 mln euro na funduszu wieczystym, z którego odsetki pozwolą na realizowanie prac konserwatorskich w b. obozie zagłady. 

Wysokość planowanej dotacji to 10 mln euro. Pieniądze dla Fundacji ma przekazać MKiDN w całości lub w transzach nie później niż do końca 2015 roku….”.

Zatem ponad 60 mln zł  z budżetu Państwa Polskiego poszło „bokiem” nie do Państwowego Muzeum Auschwitz Birkenau ale do „wspólnego worka” Fundacji, która da pieniądza na to, na co będzie chciała a niekoniecznie na to, co WINNO BYĆ POLSKĄ POLITYKĄ HISTORYCZNĄ.

Zrobiła się z tego całkiem przyjemna „inicjatywa publiczno prywatna”, bowiem w radzie fundacji zasiadają m.in. osoby, które siedzą w Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej: Henio Wujec, Paweł Machcewicz, Marek Zając, Serge Klarsfeld z Francji (ten od ścigania nazistów) a pani Magdziak Miszewska ( była ambasador RP w Izraelu) – w zarządzie Fundacji. Ponadto do Rady Fundacji została wg jakichś kryteriów doproszona pani Eleonora Bergman z Żydowskiego Instytutu Historycznego.

Więc nie ma się czemu dziwić, że niektórzy zachowują się tak, jakby teren Państwowego Muzeum KL Auschwitz Birkenau był – wyłączony spod jurysdykcji polskiej.

Tymczasem zestawienie sprawozdań finansowych Muzeum za lata 2006-2017 pokazuje, że te wszystkie nagłaśniane „dotacje”, „finansowania zewnętrzne” etc. to nadal nieznaczny procent przychodów tej placówki podlegającej formalnie Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Łącznie za lata 2006 -2017 przychody Muzeum wynosiły 551.501 tysięcy zł, z tego dotacja i fundusze celowe na inwestycje Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – 198.309 tys. zł (36%), dochody własne Państwowego Muzeum (niezdefiniowane szczegółowo) – 287.305 tys. zł (51,9%), dotacje z funduszy Unii Europejskiej od 2009 r. – 34.100 tys. zł ( 6,2%), Fundacja Auschwitz Birkenau – 25.700 tys. zł ( 4,7%).  

Przychody Państwowego Muzeum Auschwitz Birkenau 2006-2017 w mln zł



Rok
Dotacja
MKiDN
Środki własne
Fundacja Auschwitz
Birkenau
Dotacje
EU
Inne dotacje 1)
Fundacja Pomocy A-B
Razem przychody
2006
10,3
10,2
-
-
0,51
b.d
21,0
2007
11,3
10,2
-
-
0,75
b.d
23,3
2008
12,7
13,0
-
-
1,50
b.d
27,0
2009
11,6
16,2
0,1
2,5
0,60
b.d
31,0
2010
20,8
20,2
0,6
3,1
0,40
b.d
45,1
2011
16,4
22,3
0,3
6,9
b.d
b.d
45,9
2012
17,3
24,8
1,7
9,7
b.d
0.02
53,5
2013
18,6
26,7
2,1
5,8
b.d
0,05
53,2
2014
19,0
28,6
2,1
0.8
1,2
0,06
51,8
2015
20,6
33,4
5,2
2,1
0.6
0,08
62,0
2016
19,6
39,5
5,9
1,3
0.3
0,03
66,6
2017
20,4
41,0
7,7
1,9
0,2
0.03
71,2
Razem przych.

198,3

287,3

25,7

34,1

6,0

0,26

551,6
%
36,0
51,9
4,7
6,2
1,1
x
100.0
1)      Dotacje  m.in. z Fundacji Volkswagena (1,2 mln zł), z Królestwa Niderlandów (1,1 mln zł)


Pozostaje pytanie o to, z czego pochodzą owe „środki własne Państwowego Muzeum”. Podobno wstęp na teren Muzeum jest wolny zatem wpływów z biletów – nie ma. Czyli może sprzedaż zdjęć Dyrektora Muzeum z autografem? Wzrost czterokrotny „dochodów własnych” w ciągu zaledwie 10 lat winien być jakoś przez pana dyrektora skomentowany. Może powinien zostać doradcą biznesowym a nie muzealnikiem.

Polscy podatnicy łącznie sfinansowali w latach rządów dyrektora dr Piotra Cywińskiego 87,9% wszystkich przychodów Muzeum,  jakimi dysponował na działalność bieżącą i niezbędne inwestycje w infrastrukturę i zachowanie obiektów.

Władze Państwowego Muzeum KL Auschwitz Birkenau, podobnie jak władze RP  - NIE konsultowały z opinią publiczną „Globalnego Planu Konserwacji”, który , sądząc ze zdjęć obiektów od wewnątrz – oznaczają – praktycznie – budowę nowego obozu. 
 
Przez lata nikt nie dotykał obiektów. W efekcie mamy – zapadające się stropy w murowanych budynkach dawnych koszar wojskowych. Murowane budynki mogą przetrwać kilkaset lat.  Ale nie tam.

Kasa szła na full wypas” sale konferencyjne, w których lansowali się różni myśliciele świata całego i kiwali głowami nad „tym całym Holocaustem” a tymczasem podłoga pierwszego piętra w bloku 11 – się zapada. Bo może ktoś zapomniał uszczelnić dachy i deszcz lał do środka albo coś w tym guście. 

Ciekawe, jak często  robią tak kontrole pożarnicy i inspektor budowlany, że dopuszczono do urządzenia wystawy w miejscu, które grozi zapadnięciem się. Może z nadzieją, że przy okazji „zniszczą się” pamiątki po Organizatorach podziemia w KL Auschwitz.

W dodatku mimo  87% polskiego finansowania –  polski udział w martyrologii więźniów jest podobno zepchnięty na zupełny margines a Polacy są traktowani jako natręci i uciążliwi „nachodźcy”.  Pan rzecznik prasowy musi dementować informacje o tym, że były sytuacje, w których – nie wolno było pokazywać flagi Rzeczpospolitej Polskiej, nie wolno było śpiewać polskiego Hymnu a do – faktycznego odcięcia części Muzeum dotyczącej Polskich Organizacji Podziemnych na terenie KL Auschwitz – dla zwiedzających - faktycznie się przyznali sami.
 
Podobno zaproszenia na ostatnie obchody rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz – nie otrzymał nikt z Rodziny Rotmistrza Pileckiego a zaproszenia dla Polskich Więźniów – zostały drastycznie ograniczone.

Zdaniem rzecznika pana Bartyzela – ci wszyscy ludzie to sobie – zmyślili. Rodzina Pileckich zmyśliła sobie, że NIE została zaproszona na obchody wyzwolenia KL Auschwitz, na których to obchodach ambasadorka Izraela, za te ich „deklarowane 1 mln USD dotacji na fundację” – zachowała się jak faktyczna szefowa terenu. A dyrektor KL Auschwitz nie wyglądał na zgorszonego ani wzburzonego.

Pan dr Piotr Cywiński nie jest cynicznym komunistą. Pan Cywiński jest synem „sztandarowego katolika PRL” pana Bohdana Cywińskiego, działacza Klubów Postępowej  Inteligencji Katolickiej, redaktora naczelnego miesięcznika „Znak” a w ostatnich latach wykładowcy Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Mam wrażenie, że w  zrozumieniu specyficznego pojmowania dyrektorskich obowiązków w państwowym polskim Muzeum może nam pomóc  fragment  książki pana Cywińskiego starszego  pod tytułem „Rodowody niepokornych” wydanej w roku 1971 r. przez Społeczny Instytut Znak w serii „Biblioteka Więzi”.

W  podrozdziale pt. „Skandal w WDT” ( Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności), pan Bohdan Cywiński opowiada nam historię konfliktu, jaki powstał dawno, dawno temu w sieci bibliotek katolickich, zakładanych  i finansowanych w całości od roku 1858 na terenie ubogich dzielnic Warszawy przez znanego katolickiego filantropa z arystokracji ks. Tadeusza Lubomirskiego. Bibliotek działających w strukturach Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, założonego przez bogatych katolickich filantropów w czasach Księstwa Warszawskiego.

Konflikt powstał pod koniec XIX w. w związku z faktem, iż na teren katolickich bezpłatnych bibliotek dla ubogich studentów, uczniów i robotników chrześcijańskich w sposób zorganizowany przeniknęli działacze różnych  rewolucyjnych i generalnie antykatolickich organizacji i przejęli system decydowania o tym, jakie książki mają być kupowane i wypożyczane. Powołali samowolnie ciało pod nazwą „Koło katalogowe” i sami ordynowali za pieniądze katolickiego księcia, jakie książki ma czytać katolicki ciemny lud.

W skład tego „Koła Katalogowego” weszły takie ikony PRL jak: Edward Abramowski, Benedykt Herz, Adam Mahrburg, Jan Karłowicz, Stanisław Krzemiński, Ludwik Krzywicki, Ignacy Matuszewski, Andrzej Niemojewski.

Pan Bohdan Cywiński określa ich w swoim dziele na stronie 210 następująco: „… O pomoc zwrócono się do ogólnie szanowanych mędrców…”. Jak my to dobrze znamy. Jak nie „mędrcy” to „autorytety moralne”.
 
Wesoła ta gromadka „mędrców”, składająca się a to z antyklerykałów i miłośników astrologii (Niemojewski), a to lekkich anarchistów w tołstojowskim stylu (Abramowski), a to  korespondentów Engelsa a generalnie – zwolenników „zabrania bogatym, żeby dać biednym” –za plecami darczyńców katolickich zaczęła  zlecać  zakupy książek antykatolickich i demoralizujących. Żeby czytelników do cna nie  zdeprawowały nacjonalistyczne  dzieła Henryka Sienkiewicza.

W latach 1896-1898 Prezesem Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności był książę Michał Józef Piotr Radziwiłł ur. 1853 r. w Szpanowie na Wołyniu, człowiek wszechstronnie wykształcony, mający wybitne sukcesy w odbudowie rodzinnych majątków zwłaszcza Nieborowa i Arkadii oraz manufaktur naczyń z blachy kolorowej i majoliki. Miał on zamiłowania literackie i pisał nawet sztuki dramatyczne grane w teatrach amatorskich w Warszawie i Krakowie. Pisał też nowele i wiersze, publikowane m.in. w „Czasie” i w „Tygodniku Ilustrowanym”.

Szczególnie poświęcił się pracy charytatywnej na polu pomocy dzieciom. Założył przytułek dla bezdomnych chłopców przy ul. Starej w Warszawie oraz działał we władzach Komitetu Opieki nad wychowankami zakładu sierot.
 
Prowadził też wszechstronną działalność w zakresie krzewienia polskiej kultury: został prezesem komitetu budowy pomnika Mickiewicza w Warszawie, został szefem komitetu obchodów jubileuszu dwudziestopięciolecia pracy twórczej Henryka Sienkiewicza i sfinansował w dużej części cykl obrazów Jana Styki – „Quo Vadis”. Przy czym o tych sprawach akurat nie pisał w „Rodowodach niepokornych” pan Cywiński tylko portal internetowy www.twoja-praga.pl

Kiedy pogłoski  o wesołych igraszkach antyklerykałów w katolickich bibliotekach dla ludu  doszły do Prezesa– wysłał „kontrol” , która znalazła w katolickich bibliotekach słynną gazetę rewolucyjną „Prawda” i książki znajdujące się na kościelnym indeksie.

Wobec takiego stanu rzeczy Prezes Radziwiłł zarządził „czystkę” tytułów antykościelnych i demoralizujących oraz reorganizację systemu poprzez  likwidację 23 lokalnych bibliotek na rzecz jednej scentralizowanej. I przy okazji „wyczyszczenie bibliotekarzy rewolucyjnych” z „kołem katalogowym” na czele.

Szalenie ten czyn wzburzył katolika postępowego, czemu dał wyraz na str. 213- 215 „Rodowodów niepokornych” :”…Sądząc tego człowieka z napisanych przezeń powiastek wychowawczych dla młodzieży, jakie zostały po dziś dzień w niektórych księgozbiorach warszawskich bibliotek, nie można mu odmówić głębokiej pasji wychowawczej i -  w swoim rodzaju- apostolskiej. Ale to jednak formacja głęboko zapóźniona nawet w stosunku do swojej epoki, zaślepiona w konserwatyzmie i lęku przed jakąkolwiek myślą  o postępie. Z inicjatywy tegoż prezesa w czytelniach pojawiła się w marcu 1896 roku inspekcja w osobie proboszcza od Wszystkich Świętych, księdza Matuszewskiego. 

Celem wizyty było zapoznanie się z zawartością bibliotecznego katalogu i krytyczna ocena zasad doboru książek. Wyniki inspekcji były negatywne: w księgozbiorach znalazło się wiele książek niestosownych a nawet znajdujących się na kościelnym indeksie. W czytelniach upowszechniano także pisma o duchu zdecydowanie antyklerykalnym jak „Prawda” czy „Przegląd Tygodniowy”. Ludzie obsługujący czytelnie też nie wzbudzili zaufania wizytatora…”.

Fakt, iż panowie radykałowie wprowadzili katolikowi za jego własne pieniądze książki znajdujące się na kościelnym indeksie – zupełnie nie zgorszył jednego z czołowych katolików PRL pana Bohdana Cywińskiego, redaktora katolickiego miesięcznika.  Oburzyło go to, że katolicy się bronili na swoim. I w zasadzie to jest najważniejsze w całej tej historii.
Bo ten styl myślenia i działania odnajdujemy u dyrekcji Państwowego Muzeum Auschwitz Birkenau.

W oczach pana Cywińskiego książę Michał Radziwiłł –to  był bogaty katolicki frajer, co się ośmielił postawić twardym nosicielom postępu. I spotkała go za to należna kara. Zmarł nagle w roku 1903 podobno w wyniku podania trucizny.  Tego akurat pan Cywiński nie pisze, natomiast zapoznaje czytelnika PRL z  postaciami takimi jak Feliks Kon, Marcin Kasprzak czy Andrzej Strug, słynny mason. Przedstawionymi w jak najlepszym świetle. Niepokornymi.

Oczywiście w tej książce najciekawsza jest wzmianka/donos Autora o tym, że wsteczne i klerykalne w swej wymowie książeczki dla młodzieży tego wstręciucha ks. Michała Radziwiłła „można jeszcze spotkać w warszawskich księgozbiorach”. A była to połowa lat 60-tych XX w. kiedy towarzysz Gomułka „czyścił biblioteki publiczne” z resztek przedwojennych podejrzanych książek.

Tak jak tatko spełniał się na odcinku „katolickim postępowym”, tak synek spełnia się na odcinku „Holocaustu”.  

I sięga w zarządzaniu muzeum martyrologii wielu narodów do metod „Koła Katalogowego” w katolickich bibliotekach finansowanych przez katolików , jakie wzbudziły aprobatę Cywińskiego starszego: przeniknij do środka i zastąp jedne treści – treściami zupełnie innymi.


http://auschwitz.org/muzeum/sprawozdania-roczne/
https://www.youtube.com/watch?v=Z0dwNbzzO2w
https://en.wikipedia.org/wiki/Ronald_Lauder
https://mojepanstwo.pl/fundacja-auschwitz-birkenau