wtorek, 31 lipca 2018

Grupa ZNAK, Bandyci z AK, Wojciech Lada i bandyci z BRUM oraz black metal.


Mamy rok 2018 i obchodzimy setną rocznicę odzyskania niepodległości. Jutro będzie 74 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Chcielibyśmy uczcić naszą historię i naszą Ojczyznę w godny sposób ale nie było nam to dane i nie będzie nam to dane.

Patriotyzm, heroizm i katolicyzm naszych przodków tak kogoś uwiera, jak w XIX w. Sobór Trydencki i Austro -Węgry uwierały  sponsorów „niepodległości Italii” i „niepodległości Czech” i różne „międzynarodówki” rodem z Genewy.

Do wyrażania swojej niechęci owi sponsorzy zatrudniali licznych poetów, pisarzy, dziennikarzy i w ten sposób powstały  takie wstrząsające dzieła jak np. w roku 1863 „Hymn do szatana” (50 sześciozgłoskowych tetrastychów) – poemat a w 1869 r. proza „Polemiki szatańskie” pana Giosuè Carducci, który doczekał się literackiej nagrody Nobla  w 1906 r.

Tak się złożyło, że ów hymn jak i „polemiki” poprzedziły rozpoczęcie I Soboru Watykańskiego (1869-1870- zawieszony, bo wojska pana Garibaldiego zdobyły Rzym).

Na początku XX w. próby swoich sił w literaturze pięknej w dążeniu do zlikwidowania tak Kościoła Katolickiego jak i Austro - Węgier dokonał członek Partii Socjalistycznej Italii i dziennikarz gazety Il Popolo (Lud) z Trydentu , wówczas Austro - Węgry - pan Benito Mussolini.

 Ambitny ten młodzieniec,  pozostający wówczas  pod opieką intelektualną pani Andżeliki Balabanow szefowej  Włoskiej Partii Socjalistycznej i  intelektualistki rodem z Czernichowa , w miesiącach styczeń maj 1910 r. opublikował w odcinkach  w owym  Il Popolo powieść w odcinkach pod tytułem „L’amante del Cardinale: Claudia Particella: Grande Romanze dei Tempi del Cardinale Emanuel Madruzzo” ( Kochanka Kardynała: Claudia Particella: Wielki Romans Czasu Kardynała 
Emanuela Madruzzo). 
 
 Nazwał ją „romansem historycznym”, ale obsadził w roli głównej postać historyczną: Carla Emanuela Madruzzi (1599-1658)  biskupa Trydentu i ostatniego przedstawiciela rodu Madruzzi, który to ród dał Kościołowi aż 4 kardynałów w ciągu ponad 100 lat. Ród Madruzzi wygasł na nim, więc nienawidzący Kościoła Mussolini mógł bezkarnie snuć swoje wymysły o diabolicznych klechach molestujących „prawie żonę kardynała” a w końcu trujących ją na śmierć.

Nawet najwięksi wielbiciele Mussoliniego byli bardzo oszczędni w pochwałach dla „utworu” ale to nie przeszkodziło, aby to dzieło zostało przetłumaczone w 1928 r. na język angielski i niemiecki i było w masowej dystrybucji w Stanach i np. w Indiach w formie książkowej pt. „Cardinal Mistress”. Jeszcze w 1942 r. można ją było znaleźć w bibliotece pewnego angielskiego college’u w brytyjskich Indiach.

Zanim Mussolini odszedł z Partii Socjalistycznej i „pomaszerował na Rzym” w 1919 r. zdążył jeszcze napisać  i wydać w 1913 r. kolejny antykatolicki paszkwil tym razem w firmie „politycznej biografii” pt. „Giovanni Hus Il Veredico” (Jan Hus Człowiek Prawdy), w której opisuje  dorobek teologiczny i polityczny Jana Husa i czeskiej reformacji w ogólności a sukcesy taborytów i Żiżki w szczególności. Oraz bitność Czechów walczących przeciwko opresyjnym katolickim Habsburgom. 

Co mu nie przeszkodziło w 1938 w Monachium zdradzić ich bez zmrużenia oka. Taki styl „uczciwości antykatolickiej”.

Anglosascy biografowie mogą go nazywać „dyktatorem” ale w kwestii jego dzieł antykościelnych wyrażają powściągliwy szacunek i nawet nie czepiają się, że ta jego „literatura” była totalną szmirą.

Tak dziennikarstwo działało w służbie wielkich i szlachetnych idei oraz prawdy, dobra i piękna w czasach, kiedy poziom wykształcenia średniego w naukach humanistycznych stało na znacznie wyższym poziomie niż dzisiejsze.

A są takie zadania, których nie podejmie się profesor uniwersytetu. Na przykład raczej nie  podpisze swoim nazwiskiem dzieła przedstawianego jako „historyczne”,  zatytułowanego „Bandyci z Armii Krajowej”.

Do tego bierze się, jak w dawnych czasach, dziennikarzy. A dziennikarze współcześni to nie Bolesław Prus czy Henryk Sienkiewicz i stare klasyczne licea męskie. Nie mówiąc o uniwersytetach. Teraz w tym zawodzie jest „inny materiał ludzki”, chociaż zawód dalej ogólnie rzecz  biorąc mało cnotliwy.

I tak dochodzimy do Grupy Wydawniczej Znak zarejestrowanej jako Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością w dniu 6 grudnia 2001 pod numerem KRS 0000064794 na ulicy Kościuszki 37 w Krakowie, w której jeden udział o wartości 50.000 zł posiada Fundacja na Rzecz Chrześcijańskiej Kultury Społecznej im. Hanny Malewskiej, zarejestrowana 3 października 2001 r. pod numerem KRS 0000049229.
 
W obu podmiotach przewijają się dwa nazwiska: Henryka Woźniakowskiego (braciszka Rózi Gräfin  Thun und Hohenstein)  „od zawsze w ZNAK” oraz pana Tadeusza Syryjczyka byłego ministra Przemysłu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego oraz ministra transportu i gospodarki morskiej w rządzie Jerzego Buzka w latach 1998-2000. Jak państwo może zauważyli, po przemysłu już nie ma, transportu też właściwie nie, nie mówiąc o gospodarce wodnej.

 Czy udział w tych „zniknięciach” miał pan minister Syryjczyk nie wiem, ale coś chyba jest na rzeczy, skoro pan Tadeusz Syryjczyk występuje w czymś, co się nazywa „organ nadzoru” podmiotu o nazwie Tygodnik Powszechny Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością KRS 0000045152 na Wiślnej 12 w Krakowie. A jaka jest sytuacja Tygodnika Powszechnego, to widzimy.

Wracając do naszych baranów. To znaczy katolików postępowych z Grupy Wydawniczej „Znak”, obejmującej kilka wydawnictw i portal internetowy, w tym między innymi Znak Horyzont, Znak Literanowa, Znak Emotikon, Wydawnictwo Otwarte oraz portal www.ciekawostkihistoryczne.pl.

W  stulecie odzyskania niepodległości Ojczyzny naszej Polski wydawnictwo Znak Horyzont wydało książkę o Armii Podziemnej Państwa Polskiego z Rządem RP na Uchodźtwie w Londynie – działającej od 13 listopada 1939 r. do 14 lutego 1942 r. pod nazwą Związek Walki Zbrojnej a na podstawie rozkazu Naczelnego Wodza generała broni Władysława Sikorskiego z dnia 14 lutego 1942 r. pod nazwą Armia Krajowa do rozformowania 19 stycznia 1945 r.

Książka ta nosi tytuł „Bandyci z Armii Krajowej .Ile jest prawdy w czarnej legendzie polskiego podziemia.” a jej autorem jest niejaki pan Wojciech Lada.  Redaktorem książki jest pan Kamil Janicki redaktor naczelny portalu www.ciekawostkihistoryczne.pl. Książka jest opatrzona informacją, iż powstała „przy współpracy z portalem Twoja Historia pl www.twojahistoria.pl. Ale jak się naciśnie linka to wyskakuje www.ciekawostkihistoryczne.pl.

Autor książki „Bandyci a Armii Krajowej” jest prezentowany na portalu „współpracującym z wydaniem książki” w sposób następujący: „…Dziennikarz. Zajmuje się historią, muzyką i literaturą. Najdłużej związany był z dziennikiem "Życie Warszawy", ale regularnie pisywał też do tygodników opinii, pism i portali muzycznych. W 2014 roku opublikował „Polskich terrorystów” -  poświęconych kontrowersyjnym epizodom z walk o polską niepodległość…”.

I tyle. Ani daty urodzenia, ani wykształcenia, ani śladu konkretów o zatrudnieniach Jedyne, co wydawcy o swoim autorze podali, to, że „zajmuje się historią, muzyką i literaturą”.  „Zajmuje się”. Nie „zna się” albo „specjalista w zakresie”. Czyżby musieli tak podać  z ostrożności procesowej.?

W  końcu to człowiek, który odważnie popełnił 7 rozdziałów  o „Bandytach z Armii Krajowej” plus wstęp, podziękowania, bibliografia i spis ilustracji, w których to rozdziałach  oskarża z imienia i nazwiska  konkretnych oficerów i żołnierzy Armii Krajowej lub NSZ o przestępstwa kryminalne takie jak mordy i rabunki a nawet i zbrodnie przeciwko ludzkości. W czasach wojny i po wojnie.  I jest to reklamowane jako „nówka”. I że są „twarde dowody”.

A cóż to za jakiś rewelacyjny wynalazek z dziedziny nauk historycznych Wydawnictwa Znak Horyzont ten pan Wojciech Lada?

Wydawca Znak Horyzont jest bardzo oszczędny w informacjach na temat drogi zawodowej i naukowej pana Wojciecha Lady ale on sam udzielił obszernego wywiadu, który pod tytułem :”Wojciech Lada- Heroiczne Dziennikarstwo” został umieszczony w dniu 12 kwietnia 2013 r.  przez niejakiego areklerch na portalu o nazwie „Violence Magazine. Your online Source for Extreme Music”.

Wywiad został przeprowadzony przez pana Bartosza Cieślaka. 

Znajdujemy w tym wywiadzie m.in. takie pytania i odpowiedzi: „…Bartosz Cieślak Pyt.: Na kiedy datujesz, jak to się popularnie mówi, „początek swojej przygody” z dziennikarstwem muzycznym? I czemu zamiast za gitarę chwyciłeś za pióro?
 
Wojciech Lada Odp.”… Połowa lat 90., ale to nie do końca prawda, że chwyciłem za pióro a nie gitarę. To znaczy za gitarę faktycznie nie chwyciłem – chwyciłem za to za mikrofon. Encyclopaedia Metallum wskaże ci mnie np. w roli wokalisty tajemniczego projektu Vengence gdzieś pod koniec lat 80., potem był epizod z Testorem, a później grałem jeszcze kilka lat jakieś dziwne pokręcone stonerowe bluesy. Fajny czas, niezła zabawa, ale to dobrze, że nikt tego nie pamięta…”.

Projekt „Vengence” (nie „Vengeance”?) jest rzeczywiście tak tajemniczy, że nie możemy go znaleźć w owej Encyclopaedia Metallum.

Ale co do zespołu Testor, to rzeczywiście pan Wojciech Lada pojawia się na liście płac.  Z tym, że zespół Testor wydał AŻ DWIE  płyty czy też kasety: w roku 1989  „Not on the Label” i w roku 1992 pt. Through the Back Door” a pan Wojciech Lada jest wymieniony na drugiej płycie jako „Lead Vocal, Backing Vocal”.  
 
Czyli pan Lada NIE GRAŁ ale za to też ŚPIEWAŁ TYLKO RAZ. I to by było „na tyle w temacie” kariery muzycznej pana Wojciecha Lady.

A teraz przechodzimy do działalności dziennikarskiej pana Lady.

Pan Urbaś pyta: „…W jakich okolicznościach trafiłeś do redakcji „Brumu”?...”.
 
Pan Wojciech Lada odp.: „…Zupełny przypadek. Ledwo co zrobiłem maturę i generalnie snułem się po mieście rozglądając się za jakimiś opcjami, ale przede wszystkim rozkosznie bimbając. No i trafiłem jakoś do biura organizującego Jarocin, kiedy szefem był Kuba Wojewódzki. Coś tam robił mój brat, znałem też Kubę, bo zanosiłem mu do Trójki jakieś moje nagrania, więc od słowa do słowa załapałem fuchę. Wkrótce okazało się, że powstaje gazeta w oparciu o „Brum” radiowy i ostatecznie do Jarocina pojechałem już jako jej korespondent. Chociaż to trochę za duże słowo jak na ówczesne możliwości….”.

„Kuba” to oczywiście – Kuba Wojewódzki syn prokuratora i przed 1989 r. autor lub/i prowadzący audycji BRUM w Trzecim Programie Polskiego Radia.  

W  ramach „przekształceń” w roku 1993 pan Kuba Wojewódzki wspólnie z koleżką z audycji BRUM  Trójki panem Piotrem Jerzym Klattem (późniejszy „wielokrotny Dyrektor Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu” oraz dyrektor Krajowych Eliminacji do Konkursu Piosenki Eurowizji”) założyli przy pomocy przedsiębiorstwa  Ligia S.A – miesięcznik muzyczny o nazwie: „Brum. Magazyn młodych bandytów”.  

 Pisał w nim również pan Jerzy Owsiak syn pracownika Komendy Głównej MO szef festiwali muzyki równie niezależnej.

W roku 1993 r. pan Kuba Wojewódzki organizator Festiwalu w Jarocinie i redaktor naczelny miesięcznika „Brum.Magazyn młodych bandytów” wysłał pana Wojciecha Ladę, co to „był po maturze i się błąkał” jako „korespondenta” na ten cały festiwal. Pan Lada miał starszego brata Tomasza Ladona Ladę, który grał lub śpiewał w zespole CYDHIE GENOCIDE w latach 1989-1990 (2 płyty).

Festiwal padł już w roku 1995 ale „Brum.Magazyn młodych bandytów”  wychodził  jako miesięcznik i dwutygodnik jeszcze do czerwca 1999 r.  Zajmował się głównie „muzyką alternatywną” a szczególne jego zainteresowanie budził tzw. metal. M.in. tzw. trash metal czy black metal. I miał wedle pana Bartosiaka ciepły stosunek do wydawnictwa muzycznego Pagan Records , które wedle docenta wiki:”odkrycie i wypromowanie zespołów takich jak Behemoth, Lux Occulta, Hell-Born, Witchmaster, Profanum..”

A Behemoth toż to sam Adam „Nergal” Darski. „Nasz” tutejszy środkowoeuropejski „satanista”. Inne też nie były lepsze ale mniej o nich się dzisiaj pisze.

A w tym „Magazynie młodych bandytów” pan Wojciech Lada pisywał (bo pisać i czytać umiał) pod pseudonimem „Wojtek Wysocki” i przeprowadzał wywiady z tymi dziwnie powstałymi pod koniec lat 80-tych „niezależnymi zespołami”  jak np. z  owym Lux Occulta odkrytym i wypromowanym przez Pagan Records.
 
Zespół Lux Occulta powstał w 1994 w Dukli a jednym z założycieli był Jarosław Szubrycht, występujący jako wokalista  Jaro.Slav.  Pan Szubrycht w 1998 ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim a także w 2000 r. Podyplomowe Studia Dziennikarskie. I poza śpiewem w Lux Occulta pisywał też do czasopisma muzycznego założonego w 1986 i poświęconego, a jakże, muzyce okropnie niezależnej pod nazwą Trash’em All.
 
Zespół Lux Occulta (black metal) w roku 1998 r. uczestniczył w przedsięwzięciu muzyczno towarzyskim to jest w nagraniu płyty „Czarne zastępy – W Hołdzie KAT”. A zespół KAT powstał tajemniczo w Katowicach na przełomie 1979-1980 i był „…niesłusznie oskarżany o propagowaniu satanizmu…” jak pisze docent wiki.  A zespół Lux Occulta nagrał w hołdzie KAT piosneczkę „Czas zemsty”. Czwartą pozycją płyty jest utwór „Ostatni tabor” Behemotha. Zaś pozycja 2 pod wielce wymownym tytułem „Noce szatana”.

Piszę o tym, bowiem kiedy  słynny BRUM. Magazyn młodych bandytów” padł w lipcu 1999 r. to pan Wojciech Łada próbował zarabiać na chleb z masłem m.in. w magazynie Trash’em All, gdzie udzielał się magister (chyba?) Szubrycht z Lux Occulta.

Pan Wojciech Lada jest bardzo dyskretny jeśli chodzi o swoje wykształcenie, więc chyba jednak żadnych studiów nie ukończył a nawet nie zaczynał.  W każdym razie nie zaczynał i nie kończył z sukcesem studiów historycznych. Ale co tam. Pan Owsiak nie ma studiów a wyszedł na ludzi. Pan Wojewódzki urwał się ze studiów dziennikarskich a proszę, jaki profesjonalista.

Pan Wojciech Łada dostał etat  w Życiu Warszawy jako „dziennikarz muzyczny” i wspomina te lata jako słodki czas. Ale w 2011 Życie Warszawy zostało zlikwidowane czy raczej wchłonięte przez gazetę Presspubliki – Rzeczpospolitą i chyba spece od wychwalania zalet zespołów „niezależnych” nie są już niemieckim czy innym sponsorom – potrzebni. Zadanie "wytworzenia Behemothów i Nergalów" zostało wykonane ponad plan.

Był też portal www.nuta.pl ale chyba zakończył życie. A potem była praca w tygodniku Uważam Rze.  W chwili, kiedy pan Łada  udzielał wywiadu panu Bartosiowi w 2013 r. pełnił funkcję redaktora działu kulturalnego W („Sieci”). Od stycznie 2013 r. widujemy regularnie jego notki na portalu www.wpolityce.pl aż tak mniej więcej do listopada 2015.

Może to niektórych szokuje, ta ewolucja od „młodych bandytów” do „gorących patriotów” ale chyba to nie jest przypadek jakiegoś „przełomu duchowego”.

Obecnie pan Wojciech Łada pisuje artykuły dla portalu www.ciekawostkihistoryczne.pl i  zdołał ich tam zgromadzić już 21. 

W tym takie tytuły jak: z 23 sierpnia 2018 r. „Dlaczego żołnierze Armii Krajowej zamordowali 50 uciekinierów z niemieckiego obozu pracy?”, z 16 lipca 2018 „ Największe gangi powstania warszawskiego” (serio a Powstanie Warszawskie z małej litery pisane), z 18 kwietnia 2018 r. „Kto w przedwojennej Polsce podziwiał Hitlera?” albo z 8 czerwca 2016 r. „Ile zarabiali cyngle Armii Krajowej”.
 
W grupie wydawniczej Znak a konkretnie w Wydawnictwie Otwartym odnalazł się też magister Szubert z zespołu Lux Occulta.  W roku 2015 w  charakterze autora autobiografii niejakiego Czesława Mozila pt. Nie tak łatwo być Czesławem”.
 
Czesław jest muzykiem z Kopenhagi ale urodził się w Zabrzu z ojca Ukraińca, który jakoby w ZSRR był dyrektorem i matki Polki a może Ślązaczki.  No i Czesław po ukończeniu Duńskiej Królewskiej Akademii Muzycznej  zaczął wracać do Polski aż wrócił i nagrał w 2008 r. „debiutancki album” pt. Debiut  w wytwórni Mystic Production.

A co to jest wytwórnia Mystic Production? To jest taka wytwórnia, co również prowadzi dystrybucję innych wytwórni oraz organizuje festiwale swoich zespołów.  Oraz od 1996 r. wydaje magazyn muzyczny Mystic Art.

Jakie albumy wydaje Mystic Art? A na ten przykład Ad Maiorem Satanas Gloriam (norweska grupa) albo The Satanist – w 2014 r. grupy Behemoth.
 
Kto występuje na festiwalach? A np. norweski zespół Mayhem (satanizm teistyczny) i Behemoth. A kto siedzi w redakcji magazynu muzycznego Mystic Art.? A dajmy na to Adam „Nergal” Darski „lider formacji Behemoth”. 

A między tymi dziełami wyrasta na gwiazdę ów Czesław z albumami „Czesław śpiewa Miłosza” i albumem „Pop” z 2010 r. I któż współpracował przy tym albumie Czesława syna sowieckiego dyrektora? A wspólnie i solidarnie albo osobno ale na wspólny efekt Kasia Nosowska i Adam „Nergal” Darski a przygrywała im chwilami Polska Orkiestra Radiowa.

I tegoż Czesława promowanego w Mystic Production – promuje się w Grupie Znak. Równolegle. Przy pomocy grajka z Lux Occultica. A inny „weteran dziennikarski  muzyki metalowej” co się podpisać potrafi, zostaje wykreowany na „autora poważnej książki historycznej”, która topi w szambie dobre imię Armii Krajowej.

Jako wisienkę na torcie podajemy, że od 29 listopada 2012 r. do 19 grudnia 2013 r. Czesław z Kubą Wojewódzkim prowadzili  jakiś poranną audycję w Radio Esca Rock.

Jaki ten świat mały.  A już ten muzyczno-literacki to jak „jedna wielka rodzina”.  Jeśli można powołać się na  korzenie w MO albo w „służbach”, czy innych „zespołach muzyki metalowej” to i „katolickie wydawnictwo” nie da zginąć z głodu. Byle tylko tańczyć i śpiewać pod ich muzykę i z ich tekstem.  

Chodzi tylko o to, żeby dokopać polskim katolom i nacjonalistom.  Wytworzyć odruchy w młodych słuchaczach, żeby mieli potrzebę  szturchnięcia księdza na ulicy lub rzucenia mięsem w zakonnicę. 

Albo udawania motyla w trakcie procesji Bożego Ciała. I kropla drąży skałę. Teraz będzie można pomazać pomnik zamordowanych AK-wców bez poczucia winy. A nawet z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.

 Już 110 lat temu robił w tym biznesie aspirujący dziennikarz  z niższych sfer Benito Mussolini, co to w 1944 zawisł na haku do góry nogami. Co niektórym przypominam. Dla opamiętania się.


https://www.amazon.co.uk/Cardinals-Mistress-Benito-Mussolini/dp/1596545488


czwartek, 19 lipca 2018

Icchak Arad,Shmuel Krakowski i Israel Gutman czyli nowe zadania Yad Vashem


W sobotę 14 lipca obchodzono tańcem i śpiewem  kolejną rocznicę wybuchu  Rewolucji Francuskiej, co to „obaliła tyrana” i szykowano się do niedzielnego finałowego meczu Francja – Chorwacja.
Dwa wspaniałe powody do dumy narodowej, którą Francuzi szczerze wyznają.  Między innymi tysiącami pikników i imprez z tańcami, śpiewami i wyżerką.
 
Czego Francuzi NIE obchodzą przy tej okazji to 225 rocznicy śmierci pierwszego Przywódcy Powstania w Wandei –  śp. Jacquesa Cathelineau, popularnie zwanego „Święty z Anjou”.  

Nie obchodzili też 12 lipca 228 rocznicy uchwalenia przez Konstytuantę – tzw. Konstytucji Cywilnej Kleru, która stała się bezpośrednią przyczyną wybuchu Powstania Katolickiego w Wandei.
Powstanie w Wandei było w pełni spontaniczne i jego kilkumiesięczne sukcesy wynikały głównie ze znajomości terenu, doświadczenia w obchodzeniu się z bronią a zakończyło się ludobójstwem wg ścisłych instrukcji Konwentu Narodowego: wymordowane miały być WSZYSTKIE kobiety w wieku rozrodczym, DZIECI i księża, zakonnicy i zakonnice. Oraz mężczyźni –rojaliści w różnym wieku.

Wysłane z Paryża tzw. colonnes infernales (kolumny piekielne) czyli 12 dużych jednostek rewolucyjnych wymordowały ok. 300 tysięcy kobiet, dzieci i mężczyzn i doszczętnie spaliło, zbombardowało lub w inny sposób zniszczyło większą część miasteczek i wsi prowincji Wandea, z której wywodził się św. Ludwik Maria Grignion de Montfort. Wandeę zamieszkiwało przed Ludobójstwem – ok.815 tysięcy mieszkańców.  

Nad tą zbrodnią absolutna cisza, która trwa ponad 200 lat. Pierwsze poważne opracowanie historyczne jakie znamy, to książka „Ludobójstwo francusko- francuskie” autorstwa Reynalda Sechera wydana dopiero w roku 1986.
 
Natomiast  wykonawcy masakry ludności Wandei cieszą się wielką estymą ludu Francji i doznają różnych dowodów szacunku. Na przykład imieniem  generała Jean- Baptiste Klébera jest nazwana jedna z najważniejszych alei w państwie: Avenue Kléber, idąca od Łuku Triumfalnego do Trocadero. Ponadto imię zbrodniarza Klébera noszą:  stacja metro,  liceum dla ambitnej młodzieży w Strasburgu. 
Postawili mu też pomnik koło Louvru.

Jego imię wyryte jest na Łuku Triumfalnym, podobnie jak imię innego „pacyfikatora Wandei”- ojca autora kultowego dzieła „Trzej Muszkieterowie” – generała Thomasa Alexandra Dumasa, nieślubnego syna markiza Alexandra de la Pailleterie i niewolnicy afrykańskiej imieniem Marie Cessete.
Upamiętniony godnie został nawet generał François Joseph Westermann, który przeszedł do historii z wdzięcznym przydomkiem „rzeźnik Wandei”. Miał do niedawna w Paryżu swój skwer w XX dzielnicy ale ktoś poczuł, że to jednak za dużo i nazwano skwer imieniem jakiegoś pediatry.

Wymordowanie 36% populacji prowincji – w tym praktycznie 100% katolików rojalistów jest skrzętnie pomniejszane przez oficjalne czynniki  francuskie, włącznie z tzw. oficjalną nauką.

Pamięć o Wandei podtrzymuje jedynie Kościół Katolicki i mieszkańcy Wandei.

To mocno przypomina sytuację Polaków i postawę kolejnych rządów wobec sprawy strat Polski w II wojnie światowej, tak ludzkich jak materialnych. Do dzisiaj nie są sporządzone spisy imienne polskich Ofiar II WW. O stratach majątkowych nawet nikt nie wspomina.

„Tam”, czyli na Ukrainie też doznają wielkiego szacunku „duchowi ojcowie” ludobójstwa – Stefan Bandera czy Roman Szuchewycz.

Jakże inaczej na tym tle wygląda polityka historyczna twórców  państwa Izrael.

W dniu 10 wrześniu  1942 r., kiedy w Generalnym Gubernatorstwie od marca trwała likwidacja żydowskich gett,  w Palestynie Mandatowej pewien „kurier” i współtwórca mocno  lewicowej żydowskiej organizacji młodzieżowej  Ha-Shomer Ha-Cair a wówczas  działacz i mieszkaniec kibucu Heftsiba ( Beit Alfa)  Mordechai Shenhavi przedstawił w Va’ad Leumi czyli w „Radzie Narodowej Żydowskiej” Palestyny Mandatowej działającej wówczas pod przewodnictwem pana Izhaka Ben- Zvi (prezydenta Izraela w latach 1952-1963) – dokument pod tytułem: ”Idea Upamiętnienia Wszystkich Ofiar Żydowskiej Katastrofy Spowodowanej Przez Nazi Horror i Wojnę. Wskazówki do Narodowego Projektu”.

Sugerował, aby projekt ten zrealizowała najważniejsza instytucja żydowska działająca w Mandatowej Palestynie: Żydowski Fundusz Narodowy. Dokument liczył 9 stron i przewidywał m.in. przeznaczenie 200 ha w terenie rolniczym na „park narodowy”. Projekt „parku narodowego” przewidywał następujące przedsięwzięcia:

1)      pawilon poświęcony historii żydowskiego heroizmu przez generacje,
2)      budynek lub instytucję, która zebrałaby nazwiska WSZYSTKICH Żydów, którzy zginęli w jakimkolwiek kraju w związku z obecną wojną i z „German hooliganism in their countries”,
3)      symboliczny cmentarz dla tych, którzy zmarli na wygnaniu,
4)      cmentarz dla Żydów z Diaspory i Żydów Palestyńskich,
5)      centrum rekonwalescencji i kompleks hosteli dla immigrantów,
6)      hostele dla dzieci, powiązane z lokalnym osadnictwem, które przejmą niektóre  żydowskie sieroty wojenne i z pogromów,
7)      hostele, domy wypoczynkowe i hostele młodzieżowe,
8)      centrum studiów historii ruchu syjonistycznego, jego instytucji finansujących , Diaspory oraz centrum szkolenia dla kadr Narodowych Instytucji,
9)      sala dla dużych zgromadzeń, konferencji i konwencji,
10)   obiekty i pola do atletyki,
11)   centralne archiwum krajobrazu Palestyny wraz z laboratorium fotograficznym,
12)   muzeum,

W czasie, gdy na terenach okupowanych przez III Rzeszę Niemiecką  trwało „Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” w Palestynie Mandatowej trwała ożywiona dyskusja nad  projektem pana Mordechaja Shenhavi, w wyniku czego przerobił on swoje dzieło i ostatecznie jego praca została przyjęta w lutym  1945 r. przez Narodowy Fundusz Żydowski pod nazwą „Yad Vashem – Memorial Enterprize for the Destroyed Diaspora” (Miejsce/pomnik i imię – Projekt Pamięci dla Zniszczonej Diaspory). A w czerwcu zatwierdziła projekt Narodowa Rada Żydowska.

Przy czym warto zaznaczyć, że aż do listopada 1942 r. część władz Narodowego Funduszu Żydowskiego z prezesem dr Abramem Granowskim (Granotem) była przeciwna finansowaniu tego projektu, albowiem nie widziała związku, między „upamiętnianiem” a celem głównym Funduszu czyli  gromadzeniem funduszy i skupowaniem ziemi palestyńskiej dla osadnictwa żydowskiego.

Przełom nastąpił 14 listopada 1942 r. kiedy to pociągiem z Istambułu przybyła grupa 69 Żydów, głównie kobiet i dzieci z terenów Europy okupowanych przez Niemcy – w ramach wymiany Niemców zamieszkałych Palestynę Brytyjską na Żydów z obywatelstwem palestyńskim.
 Była to druga partia spośród pięciu takich wymian (łącznie 550 Żydów za 1000 Niemców) i akurat ci z drugiej grupy mogli już opowiedzieć sporo o skali ludobójstwa niemieckiego na Żydach, bo likwidacja gett zaczęła się w marcu 1942 r.  

Pod koniec  listopada 1942 r. Narodowy Fundusz Żydowski wyraził zgodę na projekt. A władze żydowskiej społeczności w Mandacie Palestyny zaczęły wtedy   słać do świata apele o ratunek dla Żydów. Rok po apelu rządu generała Sikorskiego  w tej sprawie.

W marcu 1945 r. w sprawę wkroczył Światowy Kongres Żydów. Po zapoznaniu się z projektem Shenhaviego dwaj prominentni działacze Światowego Kongresu Żydów dr Baruch Zuckerman (Amerykański Kongres Żydów) i dr Jacob Helman przedstawili swój kontr-projekt pod nazwą „Project Everlasting Remembrance”. (Projekt Wieczna Pamięć)

Zaproponowali mianowicie, aby pomnik pamięci zlokalizować na Górze Karmel i aby cały obiekt zawierał następujące elementy:
- specjalne pomieszczenie na wszystkie nazwiska męczenników żydowskich,
- specjalne pomieszczenie na komorę gazową,
- specjalne pomieszczenie na wagon kolejowy z deportacji,
- specjalne pomieszczenie poświęcone walkom w gettach,
- specjalne pomieszczenie poświęcone krajom, w których miał miejsce Holocaust, w którym byłyby gromadzone wszelkie związane z tym dokumenty,
- specjalne pomieszczenie dla nie- Żydów, którzy ratowali Żydów,
- specjalne pomieszczenie dla studiów nad Holocaustem wraz z niezbędną biblioteką,
- specjalne pomieszczenie dla modlitwy,
- specjalne pomieszczenie do studiowania Tory
- specjalne pomieszczenie zawierające dane wszystkich donatorów.

Za tym projektem stali tak ważni ludzie jak Chaim Weizman przyszły prezydent Izraela, Rabbi Stephen Wise, rabin węgierski z USA i Przewodniczący Światowego Kongresu Żydów, Rabbi Izaak Herzog i sam profesor Albert Einstein.
 
W tych warunkach wiadomo było, że „twarzami projektu Yad Vashem  zostaną  Żydzi z USA, za którymi stały pieniądze i media. I strach, że opinia światowa zacznie zadawać niewygodne pytania o zachowania Żydów amerykańskich w czasie II WW.
Co nie znaczy, że idee zawarte w projekcie Mordechaja Shenhavi zostały porzucone. Wręcz przeciwnie. Na początek wykorzystana została nazwa.

Sam Mordechaj Shenhavi prezentował  jako członek ścisłej egzekutywy „Yad Vashem w budowie” w izraelskim parlamencie  w dniu 19 sierpnia 1953 r. projekt ustawy o Ustawy o Pamięci Męczenników i Bohaterów Yad Vashem. Po czym usunął się do swojego kibucu, gdzie zmarł w latach 80-tych.

Projekt został uchwalony a w 1957 r. na wschodnich stokach najbardziej prestiżowej góry w Izraelu czyli Mount Herzl otwarto centrum pamięci.

Pierwsza wystawa obejmowała przede wszystkim: powstanie w Getcie Warszawskim, powstania w obozach śmierci Sobibór i Treblinka i na walce tych, co przeżyli o dotarcie do Izraela.


Sprawa Yad Vashem od początku była traktowana jako jedna z priorytetowych kwestii polityki historycznej i wizerunkowej państwa Izrael. Władze instytucji od początku były obsadzane przez kolejne rządy.
Pierwszym dyrektorem został  w 1953 r. profesor Ben Zion Dinur – poseł do Knessetu z partii Ben Guriona Mapai i minister edukacji w trzecim rządzie. Wybitny historyk ruchu syjonistycznego. Kierował Yad Vashem w latach 1953-1959.

Następnie dyrektorem został Arieh Leon Kubowy (Kubowitzky), wybitny działacz syjonistyczny, jednej z założycieli Światowego Kongresu Żydów i przewodniczący w latach 1945-1948. A następnie – dyplomata. M.in. ambasador w PRL i w Czechosłowacji w latach 1951-1952.

Trzecim dyrektorem był Katriel  Katz, który również pełnił ważne role w dyplomacji.   W roku 1953 został ambasadorem Izraela w Budapeszcie, od roku 1956 r. był ambasadorem w Polsce i zorganizował wyjazd około 40 tysięcy Żydów do Izraela. Następnie był konsulem w Nowym Jorku a od 1962 r. ambasadorem Izraela w Moskwie, gdzie przebywał do zerwania stosunków przez ZSRR z Izraelem w 1972 r. w związku z wojną sześciodniową.  Katriel Katz był szefem dyrektorów Yad Vashem w latach 1968-1972.

W strukturach Yad Vashem nadrzędne stanowisko nad „szefem dyrektorów” pełnił od pewnego czasu Przewodniczący Rady Yad Vashem i pierwsza znaleziona przeze mnie osoba to dr Gideon Hausner, który był przez lata Prokuratorem Generalnym Izraela i zasłynął w świecie jako prokurator w procesie Eichmanna. Szefem Rady Yad Vashem pozostawał w okresie 1969-1989.

A w roku 1972 do Yad Vashem „wkroczyło wojsko” i to nie byle jakie.  Szefem dyrektorów Yad Vasehm  został sam generał brygady Sił Obrony Izraela Yitzchak Arad ps. Rudnicki.

Słynny „partyzant z oddziału sowieckiego im. Markowa na Litwie” w latach 1943-1945 ur. w 1926 r. w Święcianach. Po wejściu Armii Czerwonej na Litwę jeszcze „zwalczał w lasach oddziały antykomunistyczne” a następnie zniknął bez śladu aby odnaleźć się we Włoszech, skąd przeszmuglował się do Palestyny i dołączył do specjalnego oddziału dywersyjnego Hagany– Palmach. Dostał szansę kariery w siłach zbrojnych Izraela,  początkowo w lotnictwie a następnie w wojskach pancernych. Awansował aż do poziomu sztabu generalnego.

W czasie służby wojskowej studiował historię i nauki polityczne, więc kiedy odszedł na wojskową emeryturę – dostał posadę Prezesa Rady Dyrektorów Yad Vashem i pozostał na niej do roku 1993.

A następnie w roku 1999 r. kiedy Przewodniczącym Międzynarodowej Rady Yad Vashem był dr Joseph Burg, generał Arad otrzymał zaszczytną funkcję Wiceprzewodniczącego Międzynarodowej Rady Yad Vashem, którą pełni nieprzerwanie aż do dzisiaj. Od 2000 r. towarzyszył mu jako Wiceprzewodniczący Rady – Elie Wiesel i Israel Singer.
 
Czyli za czasów kolejnych Przewodniczących Międzynarodowej Rady Yad Vashem: dr Josepha Burga 1989-1999, Shevaha Weissa 2000-2006 , Josepha (Tommy) Lapida (ojca TEGO Yaira Lapida) – 2006-2008 i rabbiego Israela Meira Laua (styczeń 2009 do dzisiaj).
No więc generał i partyzant z lasów spod Wilna Yitzchak Arad Rudnicki jest trwałym elementem krajobrazu Yad Vashem od roku 1972 z niewielką przerwą w latach 1994-1998. Czyli 42 lata nieprzerwanej służby.

Nie wiadomo czy zupełnie przypadkowo dołączył do niego w 1972 r. inny człowiek obeznany ze „sztabem generalnym” i objął posadę szefa archiwów Yad Vashem.  Był to major Wojska Polskiego i „dziecko getta łódzkiego” Szmuel/Samuel/Stefan Krakowski czasem występujący pod ksywą Samuel Erlich.

Szmuel Krakowski ur. w 1926 r. w Warszawie przeżył getto w Litzmannstadt i został wywieziony do KL Auschwitz a następnie do obozu w Buchenwaldzie.  Po wojnie wrócił do Polski i wg danych zgromadzonych w IPN w 1945 r. został skierowany na kurs o bliżej nieznanej tematyce do Wojewódzkiej Szkoły Partyjnej PPR.
Latem 1946 r. miał być skierowany przez PPR do partii żydowskiej ICHUD (przewodniczący: Emil Sommerstein, członek PKWN ds. odszkodowań) „aby demaskować znajdujących się w niej rewizjonistów”.

Od sierpnia 1947 r. został słuchaczem  w Szkole Oficerskiej Departamentu VII (wywiad) w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego.  Od 7 listopada 1948 r. zostaje oddelegowany do Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Od 6 grudnia 1948 r. do 1 września 1950 r. formalnie na etacie młodszego referenta w Departamencie VII (wywiad) Wydział IV Sekcja XIII MBP. Nominalnie przebyła na „urlopie bezpłatnym i bezterminowym” a faktycznie przebywał m.in. w okresie 6 października 1949 r. do 24 czerwca 1951 r. jako „przedstawiciel II Oddziału Sztabu Generalnego WP przy polskiej delegacji do ONZ w USA”.  
 
Wtedy akurat Rada Bezpieczeństwa ONZ wydawała masę rezolucji „w sprawie Palestyny”, gdzie akurat toczył się krwawy konflikt żydowsko-arabski. A Stefek (Szmul) Krakowski mógł się dowiedzieć bardzo ciekawych rzeczy za kulisami. No ale.

Od 1 lipca 1951 r. już w Polsce jako „pomocnik kierownika sekcji” w Wydziale II Oddziału II Sztabu Generalnego WP a następnie kolejno: od 1 stycznia 1952 r. jako „p.o. pomocnika szefa w Wydziale III Oddziału II a w okresie od 1 czerwca 1953 r. Kierownik Sekcji Rezerwy Personalnej Sztabu Generalnego a od 1 lutego 1954 r. Pomocnik Szefa Oddziału III Wydziału II, w okresie od 1 sierpnia 1955 r. do 15 października 1956 r. w stopniu kapitana jako „Pomocnik Szefa Oddziału III Wydział I”.

Następnie przeniesiony do Inspektoratu Lotnictwa, gdzie najprawdopodobniej pracował do 10 lipca 1966 r. Odszedł z wojska na własną prośbę w stopniu majora.
 Po czym załapał się jako człowiek najwyższego zaufania  najpierw do Muzeum Historii Polskiego Ruchu Rewolucyjnego a następnie został kierownikiem archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego.

A następnie wyjechał w 1968 r. do Izraela. I w 1972 r. dostał posadę szefa archiwów w Yad Vashem u nowego Dyrektora generała Arada, z którym przyszło mu pracować w jednym żołnierskim zespole do roku 1993.

Finałem jego kariery archiwisty i historyka w Yad Vashem było danie pomocnej dłoni aspirującemu młodemu naukowcowi z Warszawy i Ottawy dr Janowi Grabowskiemu, z którym opracował i wydał  w Northwestern University Press esej Emanuela Ringelbluma pt. Relacje polsko- żydowskie relacje w czasie II wojny Światowej”. 
 W którym to eseju Emanuel Ringelblum ukrywający się w bunkrze pod szklarnią na Grójeckiej opisywał „szerokie spectrum” stosunków okupacyjnych polsko żydowskich ze szczególnym uwzględnieniem polskiej rasistowskiej podłości, niezliczonych zbrodni m.in. Granatowej Policji  na Żydach i „krwi setek tysięcy Żydów na rękach Polaków”.

A generał Arad Rudnicki, któremu źli ludzie na Litwie i w Polsce przypisują udział w masakrze Polaków i Litwinów wsi Koniuchy w dniu 29 stycznia 1944 r. wspólnie z innymi „towarzyszami radzieckimi i żydowskimi”- tylko „klaskał jak to czytał”.  

Zapewne klaszcze i w tym roku, bowiem właśnie IPN UMORZYŁ śledztwo w sprawie masakry wsi Koniuchy. Litwini wymiękli już w 2008 „po donośnych protestach Yad Vashem” oczywiście w obronie dobrego imienia generała Arada.

W roku 1993 generała Arada na stanowisku Szefa Dyrektorów Yad Vashem zastąpił generał brygady Sił Obrony Izraela (emerytowany) dr Avner Shalev, ur. 1939 r. w Jerozolimie. Weteran wojen: Sześciodniowej 1967 i Yom Kippur 1973 oraz „bojownik o prawdę przeciwko Kościołowi Katolickiemu” w roku 2007. Chodziło o złe zachowanie (zdaniem Yad Vashem) papieża Piusa XII w czasie II WW „w kwestii żydowskiej”.

Również w 1993 rozpoczął karierę na wysokich stanowiskach Yad Vashem „bohater Powstania w Getcie Warszawskim” – prof. Israel Gutman. W latach 1993-1996 został szefem komórki Yad Vashem pod nazwą „Międzynarodowy Instytut Badań Holocaustu” a w latach 1996-2000 Głównym Historykiem Yad Vashem a następnie został „doradcą naukowym kierownictwa”.

Israel Gutman ur. w 1923 w Warszawie był oczywiście aktywistą Haszomer Ha-Cair a w getcie warszawskim wstąpił do ŻOB i znał Mordechaja Anielewicza. Kiedy w 1946 r. dostał się do Erec Israel po obozie na Majdanku i w KL Auschwitz to trafił do kibucu Le Havit HaBaszan i utknął tam aż do roku 1971.
 
Wybił się dopiero kiedy powstała inicjatywa budowy Domu Pamięci Mordechaja Anielewicza a wśród pomysłodawców był słynny „szef podziemia w getcie wileńskim” i szef Haszomer Ha-Cair – Abba Kovner. Który zasłynął po wojnie niezrealizowanym pomysłem zemsty na Niemcach przez zatrucie wody czy czegoś podobnego.
 
A prof. Israel Gutman przez wiele lat kontynuował w Yad Vashem dzieło majora Szmuela Krakowskiego.  „Doradcą naukowym kierownictwa” został w czasie, gdy Przewodniczącym Rady Yad Vashem został prof. Szewach Weiss z Drohobycza.

Tak więc profil ideologiczny  Yad Vashem dzięki kierownictwu, w którym zasiadali i Yiztchak Arad Rudnicki z sowieckiej partyzantki i major Szmuel Krakowski z II Oddziału Sztabu Generalnego WP  oraz Israel Gutman z ŻOB stał się jednoznaczny ideologicznie.

Warto wspomnieć również taki brylant jak  pan Dawid Feuerstein, w roku 1945 śledczy UB w więzieniu w Nysie a w ostatnich latach wybitny działacz  Stowarzyszenia Yad Vashem (m.in. w Chile) Pan Feuerstein pochodzi z Sosnowca i przeżył  KL Auschwitz.  Po czym szybko wyjechał z Polski wraz z kolegami z „pionu więziennego MBP na Śląsku” na Zachód i został bogatym biznesmenem.

O Dawida Feuersteina pytał bezskutecznie w Yad Vashem na przełomie lat 80-tych i 90-tych autor książki „Oko za oko. Przemilczana historia Żydów, którzy w 1945 r. mścili się na Niemcach” amerykański dziennikarz wojenny i ortodoksyjny Żyd-  John Sack.  Zarówno ówczesny dyrektor Yad Vashem generał Arad jak i „szef archiwów” czyli jak się wydaje Szmuel Krakowski – okazali skrajne niedowierzanie co do „epizodu 1945” pana Feuersteina.
 
Sam pan Feuerstein był nieuchwytny: a to w Tokio a to w Szwajcarii. Za to można było go spotkać po latach u boku pana premiera Netanyahu i ministra Zdrojewskiego, jak odmawia modlitwę na uroczystości otwarcia „wystawy Shoa” w Państwowym Muzeum KL Auschwitz jako „Żyd z Sosnowca, były więzień KL Auschwitz”. Już tylko ofiara. Nigdy sprawca.
 
Do tej silnej ekipy dołączył rosyjski miliarder  Moshe Kantor, który , jeśli biuletyny kwartalne Yad Vashem nie kłamią, jest od roku 2009 – Wiceprzewodniczącym Rady Yad Vashem wraz generałem Aradem sowieckim partyzantem.

Pan Wiaczesław Kantor urodził się w ZSRR w 1953 r. i do pierestrojki zaliczył robotę w Instytucie Lotnictwa, skąd został wylany w tajemniczych okolicznościach oraz stanowisko kierownika działu bielizny damskiej w moskiewskim GUM-ie. A w czasie pierestrojki wziął udział w podziale łupów i z „człowieka radzieckiego” został miliarderem. Mniejszej rangi niż Romek Abramowicz ale jednak. No i wdał się w spiski przeciw Chodorkowskiemu kandydatowi na prezydenta i musiał szybko zostać „szefem Europejskiego Kongresu Żydów” i atakować  „Father Rydzyk” w BBC i Parlamencie Europejskim.

W tych warunkach gadka JE Szewacha Weissa  o jakiejś „polskiej żandarmerii” na terenach okupowanych przez III Rzeszę nie powinna dziwić.

Zresztą, pan Szewach Weiss kiedy już wylądował w Hajfie w wieku lat 12 to najpierw udzielał się w jakiejś lokalnej „młodzieżówce komunistycznej” a następnie do końca lat 60-tych pasjonował się quizami i nawet pisał o nich książki i występował w radio Kol Israel. Holocaustem zajął się bardzo późno.   I zapewne dlatego  potrzebował jako Przewodniczący Rady Yad Vashem w latach 
2000-2006 „doradztwa naukowego” profesora Israela Gutmana.

Który  NIE musiał tłumaczyć panu Szefowi Yad Vashem i ambasadorowi Izraela w Polsce jednocześnie , że teraz „linia jest taka”, że  „wszyscy Żydzi byli ofiarami i byli dobrzy a najlepsi to byli komuniści” . A nawet jak NIE byli, to nie ma to znaczenia, bo musieli ratować życie. No i chodzi o to, żeby pokazać,  że praktycznie wszyscy Polacy z niewielkimi wyjątkami – byli bardzo źli i rabowali oraz mordowali dobrych Żydów.  Więc niech oddadzą „mienie żydowskie”.  Resztę się uzgadnia mejlami na linii Yad Vashem –Muzeum Polin.

 I nie pytają, jakie paczki wywozili funkcjonariusze pionu więziennictwa MBP,  kiedy znikali z Polski w 1945.

http://www.yadvashem.org/odot_pdf/Microsoft%20Word%20-%205423.pdf
https://translate.google.com/translate?hl=pl&sl=iw&u=https://he.wikipedia.org/wiki/%25D7%2599%25D7%25A6%25D7%2597%25D7%25A7_%25D7%2590%25D7%25A8%25D7%2593&prev=search