poniedziałek, 18 marca 2019

Duet Trzaskowski & Rabiej, Karta LGBT + a choroby weneryczne gejów w UE.


Temat   Karty LGBT + dla Warszawy oraz innych miast postępowych  po rytualnych protestach  rządu i organizacji katolickich  „zszedł z wokandy” i panowie Trzaskowski & Rabiej – robią swoje a  media grzeją temat  pana Broniarza, który bez jakiegokolwiek ryzyka dla swoich dochodów  „trzęsie gruszą” czyli szkolnictwem Ojczyzny naszej. 

A tymczasem warto się chwilę zatrzymać nad niektórymi stronami życia społeczności   LGBT, które są bardzo precyzyjnie opisane przez   urzędy Unii Europejskiej zajmujące się zdrowiem obywateli UE   i współpracujące z  nimi agendy jak np. Robert Koch Institute w Berlinie czy analogiczne urzędy od zdrowia w USA.

Suche liczby opisujące ostatnie lata  „na odcinku chorób przenoszonych drogą płciową” w państwach stojących na czele postępu w dziedzinie promowania  „społeczności LGBT”  są wręcz szokujące.

I każą postawić dość elementarne pytanie na temat tego, czy prezydent Trzaskowski jest  zwyczajnie „wyedukowany lecz cyniczny”  czy też bardziej „niewyedukowany lecz też cyniczny”.

Bo już pierwsza strona osławionej „Karty LGBT +” czyli  „Deklaracja. Warszawska  Polityka Miejska na Rzecz Społeczności LGBT +”  podpisana przez  prezydenta  Trzaskowskiego    zawiera już w drugim akapicie  informację w rodzaju statystyk podawanych przez towarzysza Gomułkę w jego długich przemówieniach.

A chodzi konkretnie o następujące stwierdzenie:”… Wśród prawie 2  milionów ludzi, którzy tworzą wspólnotę  mieszkanek i mieszkańców Warszawy , nawet 200 tysięcy osób to członkowie społeczności LGBT + …”

Nie wiem, skąd wielce szanowny pan prezydent zarządzający  dwumilionową społecznością wziął liczbę „200 tysięcy członków społeczności LGBT+”. 

Bo na przykład Raport będący częścią Projektu Unii Europejskiej ESTICOM (European Surveys and Training to Improve MSM Community Health) [ Europejskie Badania I Szkolenia w celu Poprawy Zdrowia Środowiska MSM – homoseksualistów] wydany  jako dokument  „D1:Przegląd chorób HIV i innych przenoszonych drogą płciową przez mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami (MSM) w Europie” z marca 2017 r.  na stronie 33 w tabeli 2-1 pt.”Porównanie szacunków krajowych wielkości  populacji MSM (homoseksualistów przyp. Mój) i  występowania  HIV w środowisku MSM w krajach europejskich”  podaje w pozycji „Polska” liczbę  MSM czyli „mężczyzn uprawiających seks z innymi mężczyznami ‘ –  134. 981 dla roku 2013 a szacunki  wg różnych metod dla tzw. Deklaracji Dublińskiej z 2016 na poziomie 331.000.

W całej Polsce w  roku 2013  poważna  instytucja Koch Institute w Berlinie szacowała liczbę homoseksualistów na 134.981 r. a w 2017 na „w porywach” 331 tysięcy.

Ale pan Trzaskowski ma jakieś lepsze źródła albo sam prowadził badania i wyszło mu, że  „geje, lesbijki i Ania Grodzka  razem” w samej Warszawie sięgają 200 tysięcy.

Tymczasem w w/w tabeli  w krajach tzw. Rady Europy obejmujących kraje UE oraz Rosję, Turcję, Szwajcarię, Ukrainę, Serbię, Macedonię, Mołdawię i Bośnię i Hercegowinę  szacuje się łączną liczbę MSM  4,8 mln  osób na ogólną liczbę ludności 803,6 mln   , co daje 0,597% a nie 10%, jak sobie rzucił od niechcenia pan Trzaskowski. A 0,597% od 2 mln daje 11,94 tysiące osób. Tak jakby 188,06 tysięcy mniej.   

Czyli już widzimy „fundamenty programowe”.

A potem jest już tylko lepiej, bo generalnie chodzi o to, że „wszyscy mają kochać gejów i lesbijki a kto spróbuje szemrać, to będzie miał się z pyszna”.

 I  aby Warszawa rosła w siłę a ludziom żyło się dostatniej , to już maluchy  w podstawówkach a może i w przedszkolach mają być przymusowo uczone przyjemności  korzystania z organów płciowych indywidualnie oraz w grupach. Zaś weterani tych zabaw będą mieli zapewnione miejsce w przytułku, co ja mówię, hotelu  na koszt podatników . Heteroseksualnych w co najmniej 90%.

A kto będzie stawał na drodze nieubłaganego postępu, to tym się zajmie pan prokurator a z czasem może i pan komornik.

Skoro jednak widzimy pewne rozbieżności w dość podstawowych danych określających tę radosną społeczność w deklaracji  pana Trzaskowskiego i w Raporcie Koch Institute dla UE z roku 2017, to może zajrzyjmy do takich danych, których w Karcie LGBT + nie znajdziemy.

A chodzi o choroby, które w dawnych czasach były związane z przemarszami wojsk , wojnami i starą dobrą rozpustą w sąsiedztwie koszar wojskowych jak Europa długa i szeroka.

Wojny w Europie i USA nie ma a i wynalazek penicyliny  i innych antybiotyków te choroby ograniczył po II WW niemal do zera.

Ale Raport Koch Institute  pokazuje zupełnie zaskakujące statystyki tych chorób z ostatnich kilku lat i to w najbogatszych i najbardziej postępowych krajach UE.   

Oto statystyki  zaledwie dwóch chorób wenerycznych,  przed którymi kiedyś pielęgniarki i lekarze szkolni przestrzegali lekkomyślną młodzież, opisując straszne objawy tych chorób i ich dalsze skutki (choroby wrodzone).

Teraz nie ma w szkole pielęgniarek i lekarzy a mają się pojawić tzw. latarnicy.  Tacy, jakich tysiące plączą się po szkołach francuskich, niemieckich ,brytyjskich , holenderskich i oczywiście amerykańskich.

No i statystyki są dla UE nieubłagane.

Jak podaje Koch Institute na str. 37  Raportu z 2017 r.  w tabeli 2-17 w okresie 2009-2014 w przypadku syfilisu  w grupach mężczyzn heteroseksualnych i kobiet  rocznie liczba przypadków chorobowych jest ustabilizowana  z tendencją  lekkiego spadku na poziomie :mężczyźni ok. 3 tysięcy a kobiety ok. 2 tysięcy rocznie. Natomiast w grupie określanej jako MSM czyli „mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami”  statystyki te wyglądają odmiennie..

W grupie tej  w roku 2009 wystąpiło ok. 5 tysięcy przypadków syfilisu i liczba ta  rosła  tak, że w 2013 przekroczyła 8 tysięcy przypadków a w 2014  już 11 tysięcy. Czyli w ciągu 6 lat wzrost o 120%.

I nic się nie zmieniło po roku 2014. Jak podaje w swoim  raporcie niezależna agencja Unii Europejskiej -  European Centre for Disease Prevention and Control  z siedzibą w Sztokholmie,  w roku 2016 wystąpiło łącznie w 28 krajach UE  29.365 przypadków syfilisu, z tego 66% czyli ok. 20 tysięcy przypada na grupę MSM czyli mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami.

Tymczasem w roku 2012 było tych przypadków 21.269.  

Od kilku lat na najwięcej przypadków tej choroby odnotowywane jest w  Niemczech i w Wielkiej Brytanii .  Tam „latarników” nie brakuje a specjaliści twierdzą, że anonimowe znajomości zawierane szybko przez  Internet są jedną z głównych przyczyn tej potwornej dynamiki. No a rodzicom i oczywiście Kościołowi nie wolno się oczywiście wtrącać.,

I wtedy efekty są takie:
Tabela 1. Dynamika przypadków syfilisu w krajach UE w latach 2012-2016

Lp.

Kraj /Rok

2012

2013

2014

2015

2016
%
16:12
1
Niemcy
4.414
5.324
5.821
6.688
7.175
+62,5
2
Wielka Brytania
3.347
3.631
4.740
5.768
6.470
+93,3
3
Francja
865
1.014
1.405
1.755
1.742
+101,4
4
Polska
961
1.324
1.147
1.239
1.291
+34,3
5
Pozostałe
11.682
12.342
11.858
12.465
12.687
+8,6
6
Razem UE 28
21.269
23.635
24.971
27.915
29.365
+38,1

Jak widać, w roku 2016 46,5% wszystkich przypadków syfilisu  wystąpiło łącznie w tylko dwóch krajach: Niemczech i Wielkiej Brytanii.

Jeśli  dodamy, że w USA  w latach 2013-2917 ilość przypadków syfilisu wzrosła  z 57.329  w 2013 do 102.540 w 2017 r., to widać, że postęp ma się dobrze.  Na czele kroczy stan Kalifornia: z 9.973  wzrost  do 21.804. Na końcu wlecze się Wyoming z ilościami odpowiednio 2013- 9 do 2017 – 19 przypadków.

Druga stara i zapomniana choroba wojen, biedy, prostytucji i rozpusty to rzeżączka czyli Gonorrhea.

I tutaj też kraje Unii Europejskiej w okresie  2012-2016 odnotowały  dynamiczny wzrost zachorowań bo z 51.940  w roku 2012 do 75.349 przypadków w roku 2016.  A udział środowiska MSM czyli  „mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami” wynosi wg Raportu Epidemiologicznego   za rok 2016 Europejskiego Centum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób – 46%.  Udział tej populacji w społeczeństwie ogółem - szacunkowo wg najbardziej „optymistycznych” metod nie przekracza 6%.

Występuje ona głównie  w krajach  Europy Zachodniej a więc  bogatych i nie odczuwających skutków wojen i  „transformacji”.


Tab. 2. Dynamika przypadków rzeżączki w krajach UE w latach 2012 - 2016

Lp

Kraj/Rok

2012

2013

2014

2015

2016
%
16:12
1
Wielka Brytania
30.090
34.230
40.519
45.224
40.166
+33,5
2
Francja
3.935
4.885
5.211
6.228
7.757
+97,1
3
Hiszpania
3.044
3.315
4.562
5.006
6.816
+123,9
4
Holandia
3.996
4.171
4.632
5.420
6.129
+53,4
5
Polska
733
549
495
500
437
-40,4
6
Pozostałe
10.142
11.779
11.596
13.473
14.044
+38,5
7
Ogółem UE 28
51.940
58.929
67.015
75.851
75.349
+45,1









Panowie homoseksualiści z grupy MSM załapali się nawet na  damską „chlamydię” i tworzą tam „mocną grupę’ – 10%.

Pomijam zupełnie kwestię HIV, bo to temat znany ale ignorowany  przez entuzjastów gender i ‘edukacji seksualnej w szkołach”.

Reasumując, mogę jedynie poradzić władzom Warszawy i innych postępowych miast, które przyjęły z biciem w bębny Karty LGBT +, żeby nie zapomniały o  otworzeniu  dodatkowych dużych oddziałów  a nawet może i  nowych szpitali chorób zakaźnych. 

Jeśli uda się przymusowe „rycie beretów” dzieci w szkołach podstawowych i średnich, to nieunikniony będzie wzrost chorób przenoszonych drogą płciową. A  nie będzie w szkołach pielęgniarek czy lekarzy, którzy ostrzegliby dzieci przed  nieprzewidzianymi skutkami   przypadkowego seksu z nieznanymi  „z Internetu” czy innej „gejowskiej wieczorynki”. Będą  tylko „latarnicy”.  Oni nie powiedzą o skutkach syfilisu wrodzonego, czy zakażeniu tą chorobą kobiety w ciąży.

  Pan Paweł Rabiej i pan Biedroń mogą przecinać wstęgi w nowych oddziałach szpitalnych.
A po „doświadczenia” można jeździć do Wielkiej Brytanii i do Niemiec.  Tam syfilis z rzeżączką przeżywają swój „renesans”.

https://www.esticom.eu/Webs/ESTICOM/EN/emis-2017/msm-review/Review_HIV.pdf?__blob=publicationFile&v=3
https://www.cdc.gov/std/stats17/tables/24.htm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Europejskie_Centrum_ds._Zapobiegania_i_Kontroli_Chor%C3%B3b

sobota, 9 marca 2019

Atom, globalne ocieplenie i LGBT czyli profesor Dakowski jako Kassandra.


Mam ochotę napisać o kilku ważnych dla mnie książkach, które winny być znane polskiej opinii publicznej, a które z jakichś tajemniczych  powodów nie są nagłaśniane i nikt nie pisze o nich recenzji.

Należą do nich oczywiście książki pisane przez Gabriela  Maciejewskiego, w szczególności dwa tomy „Socjalizm i śmierć”, jak również książki innych autorów wydawane przez Wydawnictwo Klinika Języka.

 Są jeszcze inne ważne dla nas książki objęte omertą  przez media tzw. głównego nurtu   Na przykład książka   Leszka Żebrowskiego „Czerwona  Trucizna. Mity przeciwko Polsce - Akt II”.

W roku 2017 do  elitarnego klubu „książek niedotowanych a  zmilczanych” dołączyła pozycja  pt. „O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny”, której autorem jest profesor Mirosław Dakowski,  a którą wydało Wydawnictwo ANTYK  Marcina Dybowskiego.

Chciałabym oddać sprawiedliwość  wszystkim Autorom i   Książkom, które są  niesprawiedliwie i ze szkodą dla Polaków przemilczane.

I  postaram się w najbliższych miesiącach zachęcić internautów do przeczytania  kilku takich, których nie znajdziecie w wielkich księgarniach sieciowych  i w publicznych bibliotekach, zapychanych za pieniądze podatnika  badziewiem z podprogowym przekazem antychrześcijańskim i antypolskim.

Na okładkach wielu amoralnych kryminałów , thrillerów i romansów najniższego gatunku, kupowanych  od kilku lat   do publicznych bibliotek,  znajdziecie państwo  pieczątkę następującej treści: ”Zrealizowano środków  Narodowego Programu  Rozwoju Czytelnictwa”.

Tzw. Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa  , jak zawiadamia nas Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego na swojej stronie jest :”… uchwalonym przez Radę Ministrów programem wieloletnim na lata 2016-2020, w celu poprawy stanu czytelnictwa w Polsce poprzez wzmacnianie roli bibliotek publicznych, szkolnych i pedagogicznych jako lokalnych ośrodków życia społecznego stanowiących centrum dostępu do kultury i wiedzy. Cel ten realizowany będzie przez finansowe wsparcie modernizacji, budowy lub przebudowy placówek bibliotecznych w mniejszych miejscowościach, oraz bieżące uzupełnianie zbiorów bibliotek publicznych i szkolnych o nowości wydawnicze…”..

W tym celu Rada Ministrów w dniu 6 października 2015 r. podjęła uchwałę 180/2015 w sprawie  ustanowienia  programu wieloletniego „Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa”. Program składa się z „trzech priorytetów” realizowanych przez MKIDN „za pośrednictwem  Biblioteki Narodowej i Instytutu Książki oraz MEN”.

Sprawa jest prosta. Jak podaje załącznik do Uchwały Rady Ministrów 180/2015, w Polsce jest łącznie  8.112 bibliotek publicznych i filii (2.608 bibliotek i 5.504 filie)  a w nich zarejestrowanych jest 6.434.537 czytelników.
Dodatkowo na terenie Polski 19.713 szkół różnego szczebla posiada biblioteki a 26.057 szkół „posiada dostęp do biblioteki”.  
Fantastyczny rynek zbytu.  I docelowy „target” dla treści , jakie każdy rząd chciałby wdrukować w mózgi swoich poddanych.  Źli ludzie nazywają to „ryciem beretów”.

Czym były „ryte berety” do roku 2015 widać z pobieżnego przeglądu katalogu prowincjonalnej biblioteki publicznej powiatowego miasteczka. W katalogu on-line biblioteki publicznej pod zarządem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego znajdujemy takie pozycje jak:   Jan T. Gross „Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka” z 2000 r. wydawnictwo „Sejny”, Jan T. Gross „Strach:. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie: historia moralnej zapaści”z 2008 r. wydawnictwo Znak, Jan T. Gross  „Złote żniwa:  rzecz o tym, co się dzieje na obrzeżach zagłady Żydów” z 2011 wydawnictwo Znak.
 
Znajdziemy też w tym katalogu  pozycję Barbary Engelking „Jest taki piękny słoneczny dzień …:losy  Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1943-1945” wydanej w 2011 przez Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów .

Oczywiście „na stanie” jest  też z 2004 r. Anny Bikont „My z Jedwabnego” Wydawnictwo Pruszyński i Ska, gwiazdy słynnej „konferencji w Paryżu”.

Natomiast  z wydawnictw IPN znajdują się „aż” dwie pozycje z roku 2002. Przez 16 lat wydawnictwa Instytutu Pamięci Narodowej  NIE zostały zakupione przez publiczną bibliotekę obsługującą ponad 20 tysięcy czytelników – ani razu. O książkach niezależnych autorów wyłamujących się z obowiązującej „narracji historycznej” i innej – nie ma nawet mowy. 

 Róbmy zatem to, co możemy, czyli zachęcajmy do kupowania i czytania dzieł autorów nie bojących się pisać PRAWDY o polskich sprawach. Nie tylko o polskiej historii ale też o sprawach bieżących, które będą  wpływać na nasze losy w przyszłości.

Na pierwszy ogień  bierzemy książkę pana profesora Mirosława Dakowskiego „O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny” z roku 2017.

Okazuje się, że sprawa poznania tej książki  jest pilna,  albowiem  traktuje ona między innymi  o  energetyce   jądrowej i jej ciemnych stronach  a tymczasem   w dniu 22 stycznia 2019 r. dziennik Gazeta Prawna poinformował w artykule pt. „Nowe plany rządu. Już nie jedna elektrownia atomowa, a dwie. Wiadomo, gdzie powstaną” że pan minister energii  był łaskaw powiedzieć   co następuje: ”…Bez dynamicznego powrotu energetyki jądrowej nie uda się zrealizować  wyzwań klimatycznych…”.

Gazeta  nie podała, iż chodziło o wystąpienie pana ministra z dnia 22 stycznia 2019 r. otwierające konferencję pod nazwą  „Przyszłość energii jądrowej” .

I że za ciosem w dniu 29 stycznia 2019 r. odbyło się „polsko-japońskie seminarium” w siedzibie resortu, po czym natychmiast zostało podpisane porozumienie polsko japońskie dotyczące „technologii reaktorów jądrowych HTGR”. O tym poinformował pan Dyrektor Departamentu Energetyki Jądrowej w Ministerstwie dr Józef Sobolewski.

Obaj Panowie poinformowali ,jak podaje Gazeta Prawna, iż :”… Projekt Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. zakłada rozpoczęcie ok. 2033 r. budowy pierwszego bloku jądrowego, w sumie ma ich być sześć w dwóch lokalizacjach…”

Dwie lokalizacje , z tego jedna po staremu gdzieś nad Bałtykiem a druga – gdzieś w centralnej Polsce. Ciesz się Ziemio Wielkopolska, gdzie grunta rolne są dzisiaj wyceniane na średnio 60 tysięcy zł za ha. Ziemia Pomorska  niewiele gorsza, bo w 2018 średnie ceny gruntów rolnych wynosiły tam jakieś 39 tysięcy zł za ha.

Najbardziej ciekawe w tej całej historii NIE  jest to, że pan minister Tchórzewski  doświadczenie zawodowe zdobywał nie tyle w energetyce co w Polskich Kolejach Państwowych (które, jakie są każdy widzi. Jak również NIE to , że pan Dyrektor Departamentu  dr Józef Sobolewski   zaledwie 3 lata ( 1979-1982)  był pracownikiem Instytutu Badań Jądrowych w Świerku a po kilku latach przerwy odnalazł się był stypendysta i pracownik 1986-1993 Max- Planck Institute  w RFN i jako asystent  na Wydziale Fizyki  Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji, gdzie też ukończył studia podyplomowe i zrobił doktorat. 

Najbardziej  ciekawe jest to, że dokładnie 2 lata temu, bo w dniu 25 stycznia 2017 r. niejaka pani Wioletta  Kakowska – Mehring na portalu www.trojmiasto.pl podała informację, iż pan minister Tchórzewski miał powiedzieć w radiu RFM FM , że „projekt budowy pierwszej elektrowni jądrowej został zawieszony, a może zostać ostatecznie porzucony” oraz że Polska wydała na ten projekt ok. 200 mln zł. A także , że „decyzja ostateczna ma zapaść do końca tego roku, ale projekt na razie zawieszono”.

No i powiedział  pan minister Tchórzewski , że :”… Budżet nie może tego finansować. To jest działalność gospodarcza, typowo biznesowa. I musi to być inwestycja biznesowa…”.

A jakoby koszt  wybudowania elektrowni jądrowej  o mocy 3 tysięcy  MW szacuje się na 40-60 mld zł a „o takie środki będzie trudno”. Ale arkuszy  kalkulacyjnych, z których te kwoty wynikają, nie ujawniono. No i nie ujawniono tego  biznesmena , co to ma zrealizować projekt i uzyskać zysk.  I ile będzie kosztowała energia elektryczna z tych instalacji.  

Ciekawa  sprawa. Mamy rok 2019  bez zbędnego zanudzania publiczności dyskretnie   podpisywane są porozumienia z Japończykami, którzy jeszcze się nie podnieśli z tego sukcesu jądrowego w Fukuszimie. A  organizacje pozarządowe od ochrony środowiska, co to własnym ciałem broniły robaków w Puszczy Białowieskiej, milczą jak  rycerze śpiący pod Tatrami.

W tych okolicznościach przyrody gorąco wszystkich zachęcam  do przeczytania   książki „O to co najważniejsze . Krzaczek na drodze lawiny” autorstwa Profesora Mirosława Dakowskiego.

Autor urodzony  w 1937 r. w Toruniu jest specjalistą w dziedzinie fizyki jądrowej i  27 lat pracował  w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku pod Warszawą, w tym około 8 lat w takich zagranicznych placówkach naukowo-badawczych jak Centrum Badań Jądrowych Komisariatu Energii Jądrowej w Saclay oraz w Instytucie Fizyki Jądrowej w Orsay we Francji, w Instytucie Badań Ciężkich Jonów w Darmstadt w Niemczech jak również i Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej.

Zaś w roku 1985 był inicjatorem powstania Ruchu Poszanowania Energii  i Energetyki Użytkownika.
W roku 1990 był projektodawcą Krajowej Agencji Poszanowania  Energii (obecnie Krajowa Agencja Poszanowania Energii SA) , powstałej na podstawie Uchwały Sejmu RP z 9 listopada  1990 r. w sprawie założeń polityki energetycznej Polski do roku 2010 i decyzji Rady Ministrów z 19 maja 1992 r.  o utworzeniu Agencji.

Profesor Mirosław Dakowski  jest autorem około 70 prac naukowych głównie z dziedziny fizyki jądrowej i w ostatnich latach kierownikiem Zakładu  Energii Odnawialnych w Akademii Podlaskiej w Siedlcach. W roku 2005 wspólnie z profesorem nauk przyrodniczych  Stanisławem Kazimierzem Wiąckowskim  wydał książkę pt.” O energetyce dla użytkowników oraz sceptyków” .

Książka pt. „O to co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny” jest  zbiorem wybranych tekstów Autora   publikowanych w Internecie na stronie www.dakowski.pl.  Dostałam tę książkę w prezencie i przeczytałam jednym tchem. A potem wracałam do kilku rozdziałów.
 Jest to zbiór prawdziwych filipik, namiętnie obnażających  przeraźliwą głupotę i nieuczciwość ludzi odpowiedzialnych za decyzje, które wpłyną na losy wielu pokoleń Polaków. Nikogo nie zostawi obojętnym.

Jest to też w pewnym sensie kronika III RP opisująca filozofię i techniki podejmowania decyzji i ukrywania informacji tzw. krytycznych.

Autor nie jest obiektywny bo nie jest obojętny wobec tragedii, do których już doszło i tych, do których może dojść w przyszłości.  Wobec głupoty i ludzi nieuczciwych jest bezceremonialny i to jest dodatkowy smaczek tej książki.

Główne tematy w niej poruszone to:
-  polityka RP w dziedzinie   energetyki jądrowej w świetle wiedzy o przyczynach i skutkach katastrof w Fukuszimie i Czarnobylu i wiedzy o permanentnym i drastycznym przekraczaniu planowanych kosztów budowy elektrowni jądrowych (Flamanville Francja i Olkiluoto blok3 Finlandia),
-  zabobon „globalnego ocieplenia” nazwany przez Autora „globalnym ocipieniem”,
- polityka kadrowa PRL i III RP w dziedzinie badań jądrowych (jeden ważny profesor podobno do dzisiaj szuka nominacji profesorskiej),  co w świetle kariery pewnego geodety w tej dziedzinie nie zaskakuje,  
- energetyka jądrowa a źródła odnawialne,
-ochrona środowiska i kwestia smogu, 
-  globaliści i teorie ewolucji,
-  Tragedia Smoleńska,
- problemy Kościoła Katolickiego.

Trzy pierwsze bloki tematyczne winny być, z racji doświadczenia zawodowego Autora – lekturą obowiązkową dla polityków, urzędników ale też dla wszystkich obywateli, którym nie jest obojętna przyszłość Polski.

Zawarte tam informacje pokazują, że niefrasobliwość polityków wybieranych na kilkuletnie kadencje i poddanych terrorowi politycznej poprawności oraz pozostających w niejasnych uzależnieniach  doprowadziła na naszych oczach do kilku katastrof ekonomicznych i co najmniej dwóch wielkich katastrof przemysłowych, skutkujących  śmiercią dziesiątek i setek tysięcy ludzi.

Przypadki Fukuszimy i Czarnobyla mogą się wydawać rozpoznane do końca, tymczasem z książki profesora Dakowskiego  dowiadujemy się o zupełnie nieznanych opinii publicznej decyzjach i zaniechaniach polityków, które spotęgowały skalę szkód wynikających z  awarii i tsunami.

Znacznie mniej znane przypadki nowych bloków energetycznych w Olkiluoto w Finlandii oraz we Flamanville we Francji pokazują, co może ci obiecać „twój godny zaufania polityk” i jego „światowej sławy ekspert”. I dlatego je przytoczę.

W mieście Olkiluoto w kraju ludzi ostrożnych i roztropnych  w latach 70-tych XX w. powstała elektrownia jądrowa składająca się z dwóch bloków o mocy 800 MW każdy.

W roku 2003 władze zapowiedziały budowę bloku trzeciego opartego na technologii francusko-niemieckiej (Areva , EdF i Siemens AG) w roku 2005 i uruchomienie w roku 2009. Planowany budżet wynosił ok. 3 mld euro a moc elektrowni 1.600 MW. 

Budowa została rozpoczęta w 2005 r. ale nie zakończyła się w roku 2009. W roku 2009 ogłoszono, że uruchomienie przesuwa się o 3,5 roku a już na etapie wstępnym inwestycji planowany koszt  skoczył o jakieś 57%.

W planowanym drugim terminie uruchomienia w roku 2012  obywatele fińscy dowiedzieli się, że francuski wykonawca Areva  uruchomi obiekt  w roku 2016 a „nowy skorygowany budżet” wyniesie 8,5 mld euro
Zaś we wrześniu 2014 r. wykonawca Areva- Siemens AG podał nowy termin uruchomienia – koniec roku 2018 i budżet dalej sobie rośnie a rozgoryczony fiński   operator pozwał Arevę i Siemensa AG do arbitrażu.

Wobec podobnego sukcesu w przypadku bloku 3 , rząd fiński w roku 2014 nie przedłużył licencji na budowę bloku 4 a ekologowie ekscytują się wykutymi w litej skale tunelami w miejscowości Onkalo na północnym wybrzeżu Morza Bałtyckiego – przeznaczonymi na odpady radioaktywne z elektrowni Olkiluoto. Kasa poszła – towaru nie ma. 


Schemat budowy trzeciego bloku elektrowni jądrowej Flamanville   nad Kanałem La Manche we Francji wygląda identycznie jak w Finlandii.   Budowa została rozpoczęta w grudniu 2007 r. i przewidywała powstanie do roku 2012 bloku o mocy 1.600 MW  za 4 mld euro.

W 2012 r. obiekt NIE został oddany do użytku za to francuska państwowa firma energetyczna Electricite de France (EdF) ogłosiła dwuletni poślizg w uruchomieniu i wzrost budżetu do 8,5 mld euro czyli tak jakby dwukrotnie w stosunku do planu pierwotnego. A  w połowie 2013 r. położono na nim kopułę bezpieczeństwa.  Obiekt nadal jest W BUDOWIE  a jeszcze w 2015 EdF ogłosiło podniesienie kosztów budowy do poziomu 10,5 mld euro a kolejny przewidywany termin uruchomienia to rok 2020. Koszty rosną a związki zawodowe CGT oskarżają wykonawcę o zatrudnianiu „taniej siły roboczej z Polski i Rumunii”.
Planowany od 2007 r. blok „Flamanville 4” w tych warunkach został „porzucony”.

Tymczasem na „starych” bo istniejących od 1979 r. dwóch blokach „zaszły 3 incydenty awaryjne” a w dniu 9 lutego 2017 r. ok. godz. 9.45 nastąpił wybuch i pojawił się ogień a następnie wybuchł pożar, który trwał 2 godziny i wg oficjalnego komunikatu władz spowodować miał „jedynie pięć drobnych urazów z powodu dymu z ognia”.

Generalnie książkę profesora Mirosława Dakowskiego czyta się jak te „mroczne kryminały”, w które pan minister Gliński zaopatruje za nasze pieniądze publiczne  biblioteki.
 Zawarta w niej  duża liczba danych technicznych wcale nie zniechęca.

 Raczej wskazuje na powagę sytuacji i poziom niekompetencji i niefrasobliwości tych, którzy lekką ręką wyrzucają pieniądze podatnika na projekty, które ostatecznie stają się tykającymi bombami. 

Malkontenci mogą powiedzieć, że na świecie jest wiele elektrowni atomowych a   profesor Dakowski opisuje tylko kilka przypadków. Więc te błędy, katastrofy i szkody nie są dość przekonujące dla entuzjastów walki „z globalnym ociepleniem” (ocipieniem).

No ale profesor Dakowski pisze, że w zasadzie obecnie  NIE buduje się elektrowni atomowych, bowiem  prywatne firmy nie widzą w tych przedsięwzięciach żadnych zysków, jeśli nie są przewidziane dotacje państwowe. No i pozostaje delikatna sprawa składowania odpadów. Coś naprawdę ekstra dla ekologicznych wojowników. Może dlatego, ze do niedawna budował je np. Siemens AG a to z tamtych niemieckich stron wieją „ekologiczne wiatry”.

Władze niemieckie przyjęły po Fukuszimie program wygaszania energetyki jądrowej  i z 17 jednostek w 2011 zostało w 2017 jedynie 8 a reszta  zostanie zlikwidowana do roku 2022. Niemcy bowiem uważają, że :”…  energia atomowa niesie za sobą niepotrzebne ryzyko, jest zbyt droga i niezgodna z założeniami energii odnawialnej…”.

To samo dzieje się  pod wpływem nieubłaganych realiów np. w Kalifornii, która idzie na czele postępu. Energetycznego i wszelkiego  innego.  

Na przykład od tego roku w szkołach kalifornijskich wprowadzono nowy przedmiot nauczania: „historię LGBT”.  Nie „wiedzę o LGBT”, bo to już mają od dawna,  tylko „historię”.  

Jest kasa na „historię LGBT” a nie ma na stałe schroniska dla bezdomnych, których w Kalifornii, piątym co do bogactwie  państwie świata z dochodem na obywatela ok. 70 tysięcy USD. Już około 134 tysiące bezdomnych koczuje w miasteczkach namiotowych  na ulicach San Francisco, Los Angeles czy San Diego , w tym weterani wojenni, kaleki i rodziny z dziećmi.

W Kalifornii żyje 39,5 mln ludzi czyli mniej więcej tyle co w Polsce , gdzie liczba bezdomnych jest szacowana na ok. 33 tysiące i raczej nie koczują oni w namiotach na ulicy Świętokrzyskiej. Tyle, że w Polsce działa prężnie Towarzystwo im. Brata Alberta (organizacja katolicka) i Caritas a w Kalifornii w ramach walki z „pedofilią w KK” „poszły upadać” liczne diecezje katolickie, które prowadziły szeroko zakrojoną akcję charytatywną, w tym schroniska dla bezdomnych. 

Wracając do energii jądrowej. W roku 2013 stan Kalifornia zamknął  dwa  bloki elektrowni jądrowej  San Onofre  (73 mile na południe od Hollywood) ,które pracowały od roku 1984. Pierwszy blok wybudowany w 1968 został zamknięty w roku 1992. Wybudowana za ok.9 mld USD  wg technologii Westinghouse  elektrownia pracowała   niespełna 30  lat i zostawiła po sobie „tymczasowo” w dawnym bloku pierwszym – magazyn składowania odpadów jądrowych dosłownie na brzegu morza .   
Druga elektrownia jądrowa  tzw. Diablo Canyon Power Plant ,  budowana bardzo długo i uruchomiona w latach 1985-1986  w  Avila Beach w hrabstwie San Louis Obispo, jest przewidziana do zamknięcia najpóźniej w roku 2025.

Jej budowa kosztowała 13,2 mld USD  w cenach 2016 a najciekawszym wątkiem w procesie projektowania i podejmowania decyzji w jej przypadku jest to, że projektanci i  tzw. nadzór rządowy od ekologii i trzęsień ziemi przeoczył, iż  elektrownia jądrowa ma być posadowiona   w odległości mniejszej niż 3 mile od uskoku tektonicznego San Andreas , który jest   silnie zagrożony trzęsieniem ziemi.  To właśnie na tym uskoku miało miejsce słynne trzęsienie ziemi  w 1906 r. , które zmiotło San Francisco.

A co przeoczą „projektanci ministra Tchórzewskiego”???

Ostatnio na Stinson Beach zaledwie 23 mile od centrum San Francisco i tuż obok osiedli ludzkich hrabstwa Marin liczniki Geigera odnotowały „toksyczne promieniowanie”. Optymiści pocieszają się, że to jakieś resztki z Fukuszimy, ale pesymiści twierdzą , że nie można wykluczyć wycieków z Diablo Canyon Power Plant.

 Idąc w ślady postępu kalifornijskiego   nowy prezydent Warszawy ogłasza wprowadzenie w szkołach warszawskich do programów nauczania nowego przedmiotu:  „wiedzy o LGBT” i urządza „tramwaje LGBT” a jugosłowiańska satanistka napakowana botoksem po czubki włosów  jest zapraszana do państwowej placówki kultury w Toruniu.  A Ministerstwo Energii  dyskretnie wdraża „program atomowy” w formie dwóch elektrowni jądrowych , które mają powstać w okresie 2033-2040. W ramach ‘walki o czystą energię i przeciwko globalnemu ociepleniu.

I jak tu nie nazwać profesora Dakowskiego – Kassandrą. Jego książkę warto mieć jako dokument epoki. Bo internet może zostać "wyczyszczony" z różnych treści niewygodnych dla polityków. Dla naszego dobra oczywiście. 
https://book.energytransition.org/pl/node/36
https://en.wikipedia.org/wiki/San_Onofre_Nuclear_Generating_Station
https://www.youtube.com/watch?v=LG9FXjS7Kaw