Mam ochotę napisać o kilku ważnych dla mnie książkach, które
winny być znane polskiej opinii publicznej, a które z jakichś tajemniczych powodów nie są nagłaśniane i nikt nie pisze o
nich recenzji.
Należą do nich oczywiście książki pisane przez Gabriela Maciejewskiego, w szczególności dwa tomy
„Socjalizm i śmierć”, jak również książki innych autorów wydawane przez Wydawnictwo
Klinika Języka.
Są jeszcze inne ważne
dla nas książki objęte omertą przez
media tzw. głównego nurtu Na przykład książka Leszka Żebrowskiego „Czerwona Trucizna. Mity przeciwko Polsce - Akt II”.
W roku 2017 do elitarnego klubu „książek niedotowanych a zmilczanych” dołączyła pozycja pt. „O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze
lawiny”, której autorem jest profesor Mirosław Dakowski, a którą wydało Wydawnictwo ANTYK Marcina Dybowskiego.
Chciałabym oddać sprawiedliwość wszystkim Autorom i Książkom,
które są niesprawiedliwie i ze szkodą
dla Polaków przemilczane.
I postaram się w
najbliższych miesiącach zachęcić internautów do przeczytania kilku takich, których nie znajdziecie w
wielkich księgarniach sieciowych i w publicznych
bibliotekach, zapychanych za pieniądze podatnika badziewiem z podprogowym przekazem
antychrześcijańskim i antypolskim.
Na okładkach wielu amoralnych kryminałów , thrillerów i
romansów najniższego gatunku, kupowanych od kilku lat
do publicznych bibliotek, znajdziecie państwo pieczątkę następującej treści: ”Zrealizowano
środków Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa”.
Tzw. Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa , jak zawiadamia nas Ministerstwo Kultury i
Dziedzictwa Narodowego na swojej stronie jest :”… uchwalonym przez Radę Ministrów programem
wieloletnim na lata 2016-2020, w celu poprawy stanu czytelnictwa w Polsce poprzez
wzmacnianie roli bibliotek publicznych, szkolnych i pedagogicznych jako
lokalnych ośrodków życia społecznego stanowiących centrum dostępu do kultury i
wiedzy. Cel ten realizowany będzie przez
finansowe wsparcie modernizacji, budowy lub przebudowy placówek bibliotecznych
w mniejszych miejscowościach, oraz bieżące
uzupełnianie zbiorów bibliotek publicznych i szkolnych o nowości wydawnicze…”..
W tym celu Rada Ministrów w dniu 6 października 2015 r.
podjęła uchwałę 180/2015 w sprawie
ustanowienia programu
wieloletniego „Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa”. Program składa się z
„trzech priorytetów” realizowanych przez MKIDN „za pośrednictwem Biblioteki Narodowej i Instytutu Książki oraz
MEN”.
Sprawa jest prosta. Jak podaje załącznik do Uchwały Rady
Ministrów 180/2015, w Polsce jest łącznie
8.112 bibliotek publicznych i filii (2.608 bibliotek i 5.504 filie) a w nich zarejestrowanych jest 6.434.537
czytelników.
Dodatkowo na terenie Polski 19.713 szkół różnego szczebla
posiada biblioteki a 26.057 szkół „posiada dostęp do biblioteki”.
Fantastyczny rynek zbytu.
I docelowy „target” dla treści , jakie każdy rząd chciałby wdrukować w
mózgi swoich poddanych. Źli ludzie
nazywają to „ryciem beretów”.
Czym były „ryte berety” do roku 2015 widać z pobieżnego
przeglądu katalogu prowincjonalnej biblioteki publicznej powiatowego
miasteczka. W katalogu on-line biblioteki publicznej pod zarządem Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego znajdujemy takie pozycje jak: Jan T. Gross „Sąsiedzi: Historia zagłady
żydowskiego miasteczka” z 2000 r. wydawnictwo „Sejny”, Jan T. Gross „Strach:.
Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie: historia moralnej zapaści”z 2008 r.
wydawnictwo Znak, Jan T. Gross „Złote
żniwa: rzecz o tym, co się dzieje na
obrzeżach zagłady Żydów” z 2011 wydawnictwo Znak.
Znajdziemy też w tym katalogu pozycję Barbary
Engelking „Jest taki piękny słoneczny dzień …:losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej
1943-1945” wydanej w 2011 przez Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów .
Oczywiście „na stanie” jest też z 2004 r. Anny Bikont „My z Jedwabnego”
Wydawnictwo Pruszyński i Ska, gwiazdy słynnej „konferencji w Paryżu”.
Natomiast z
wydawnictw IPN znajdują się „aż” dwie pozycje z roku 2002. Przez 16 lat
wydawnictwa Instytutu Pamięci Narodowej
NIE zostały zakupione przez publiczną bibliotekę obsługującą ponad 20
tysięcy czytelników – ani razu. O książkach niezależnych autorów wyłamujących
się z obowiązującej „narracji historycznej” i innej – nie ma nawet mowy.
Róbmy zatem to, co
możemy, czyli zachęcajmy do kupowania i czytania dzieł autorów nie bojących się
pisać PRAWDY o polskich sprawach. Nie tylko o polskiej historii ale też o
sprawach bieżących, które będą wpływać
na nasze losy w przyszłości.
Na pierwszy ogień
bierzemy książkę pana profesora Mirosława Dakowskiego „O to, co
najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny” z roku 2017.
Okazuje się, że sprawa poznania tej książki jest pilna, albowiem traktuje ona między innymi o energetyce jądrowej
i jej ciemnych stronach a tymczasem w dniu
22 stycznia 2019 r. dziennik Gazeta Prawna poinformował w artykule pt. „Nowe
plany rządu. Już nie jedna elektrownia atomowa, a dwie. Wiadomo, gdzie
powstaną” że pan minister energii był
łaskaw powiedzieć co następuje: ”…Bez dynamicznego powrotu energetyki jądrowej nie uda się
zrealizować wyzwań klimatycznych…”.
Gazeta nie podała, iż
chodziło o wystąpienie pana ministra z dnia 22 stycznia 2019 r. otwierające
konferencję pod nazwą „Przyszłość
energii jądrowej” .
I że za ciosem w dniu 29 stycznia 2019 r. odbyło się
„polsko-japońskie seminarium” w siedzibie resortu, po czym natychmiast zostało
podpisane porozumienie polsko japońskie dotyczące „technologii reaktorów
jądrowych HTGR”. O tym poinformował pan Dyrektor Departamentu Energetyki
Jądrowej w Ministerstwie dr Józef Sobolewski.
Obaj Panowie
poinformowali ,jak podaje Gazeta Prawna, iż :”… Projekt Polityki Energetycznej Polski do
2040 r. zakłada rozpoczęcie ok. 2033 r. budowy pierwszego bloku jądrowego, w
sumie ma ich być sześć w dwóch lokalizacjach…”
Dwie lokalizacje , z tego jedna po staremu gdzieś nad
Bałtykiem a druga – gdzieś w centralnej Polsce. Ciesz się Ziemio Wielkopolska,
gdzie grunta rolne są dzisiaj wyceniane na średnio 60 tysięcy zł za ha. Ziemia
Pomorska niewiele gorsza, bo w 2018
średnie ceny gruntów rolnych wynosiły tam jakieś 39 tysięcy zł za ha.
Najbardziej ciekawe w tej całej historii NIE jest to, że pan minister Tchórzewski doświadczenie zawodowe zdobywał nie tyle w
energetyce co w Polskich Kolejach Państwowych (które, jakie są każdy widzi. Jak
również NIE to , że pan Dyrektor Departamentu
dr Józef Sobolewski zaledwie 3 lata ( 1979-1982) był pracownikiem Instytutu Badań Jądrowych w
Świerku a po kilku latach przerwy odnalazł się był stypendysta i pracownik
1986-1993 Max- Planck Institute w RFN i
jako asystent na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji,
gdzie też ukończył studia podyplomowe i zrobił doktorat.
Najbardziej ciekawe
jest to, że dokładnie 2 lata temu, bo w dniu 25 stycznia 2017 r. niejaka pani
Wioletta Kakowska – Mehring na portalu www.trojmiasto.pl podała informację, iż pan
minister Tchórzewski miał powiedzieć w radiu RFM FM , że „projekt budowy pierwszej elektrowni jądrowej został zawieszony, a może
zostać ostatecznie porzucony” oraz że Polska wydała na ten projekt ok. 200 mln
zł. A także , że „decyzja ostateczna ma
zapaść do końca tego roku, ale projekt na razie zawieszono”.
No i powiedział pan minister Tchórzewski , że :”…
Budżet nie może tego finansować. To
jest działalność gospodarcza, typowo biznesowa. I musi to być inwestycja
biznesowa…”.
A jakoby koszt wybudowania elektrowni jądrowej o mocy 3 tysięcy MW szacuje się na 40-60 mld zł a „o takie środki będzie trudno”. Ale arkuszy kalkulacyjnych, z których te kwoty wynikają, nie ujawniono. No i nie ujawniono tego biznesmena , co to ma zrealizować projekt i uzyskać zysk. I ile będzie kosztowała energia elektryczna z tych instalacji.
Ciekawa sprawa. Mamy rok
2019 bez zbędnego zanudzania publiczności
dyskretnie podpisywane są porozumienia z Japończykami,
którzy jeszcze się nie podnieśli z tego sukcesu jądrowego w Fukuszimie. A organizacje pozarządowe od ochrony środowiska,
co to własnym ciałem broniły robaków w Puszczy Białowieskiej, milczą jak rycerze śpiący pod Tatrami.
W tych okolicznościach przyrody gorąco wszystkich zachęcam do przeczytania książki
„O to co najważniejsze . Krzaczek na drodze lawiny” autorstwa Profesora
Mirosława Dakowskiego.
Autor urodzony w 1937
r. w Toruniu jest specjalistą w dziedzinie fizyki jądrowej i 27 lat pracował w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku pod
Warszawą, w tym około 8 lat w takich zagranicznych placówkach
naukowo-badawczych jak Centrum Badań Jądrowych Komisariatu Energii Jądrowej w
Saclay oraz w Instytucie Fizyki Jądrowej w Orsay we Francji, w Instytucie Badań
Ciężkich Jonów w Darmstadt w Niemczech jak również i Zjednoczonym Instytucie
Badań Jądrowych w Dubnej.
Zaś w roku 1985 był inicjatorem powstania Ruchu Poszanowania
Energii i Energetyki Użytkownika.
W roku 1990 był projektodawcą Krajowej Agencji
Poszanowania Energii (obecnie Krajowa
Agencja Poszanowania Energii SA) , powstałej na podstawie Uchwały Sejmu RP z 9
listopada 1990 r. w sprawie założeń
polityki energetycznej Polski do roku 2010 i decyzji Rady Ministrów z 19 maja
1992 r. o utworzeniu Agencji.
Profesor Mirosław Dakowski
jest autorem około 70 prac naukowych głównie z dziedziny fizyki jądrowej
i w ostatnich latach kierownikiem Zakładu
Energii Odnawialnych w Akademii Podlaskiej w Siedlcach. W roku 2005 wspólnie
z profesorem nauk przyrodniczych Stanisławem
Kazimierzem Wiąckowskim wydał książkę
pt.” O energetyce dla użytkowników oraz sceptyków” .
Książka pt. „O to co najważniejsze. Krzaczek na drodze
lawiny” jest zbiorem wybranych tekstów Autora
publikowanych w Internecie na stronie www.dakowski.pl. Dostałam tę książkę w prezencie i przeczytałam jednym
tchem. A potem wracałam do kilku rozdziałów.
Jest to zbiór prawdziwych filipik, namiętnie
obnażających przeraźliwą głupotę i
nieuczciwość ludzi odpowiedzialnych za decyzje, które wpłyną na losy wielu
pokoleń Polaków. Nikogo nie zostawi obojętnym.
Jest to też w
pewnym sensie kronika III RP opisująca filozofię i techniki podejmowania
decyzji i ukrywania informacji tzw. krytycznych.
Autor nie jest
obiektywny bo nie jest obojętny wobec tragedii, do których już doszło i tych,
do których może dojść w przyszłości.
Wobec głupoty i ludzi nieuczciwych jest bezceremonialny i to jest
dodatkowy smaczek tej książki.
Główne tematy w
niej poruszone to:
- polityka RP w dziedzinie energetyki
jądrowej w świetle wiedzy o przyczynach i skutkach katastrof w Fukuszimie i
Czarnobylu i wiedzy o permanentnym i drastycznym przekraczaniu planowanych
kosztów budowy elektrowni jądrowych (Flamanville Francja i Olkiluoto blok3
Finlandia),
- zabobon „globalnego ocieplenia” nazwany przez
Autora „globalnym ocipieniem”,
- polityka
kadrowa PRL i III RP w dziedzinie badań jądrowych (jeden ważny profesor podobno
do dzisiaj szuka nominacji profesorskiej), co w świetle kariery pewnego geodety w tej
dziedzinie nie zaskakuje,
- energetyka
jądrowa a źródła odnawialne,
-ochrona
środowiska i kwestia smogu,
- globaliści i teorie ewolucji,
- Tragedia Smoleńska,
- problemy
Kościoła Katolickiego.
Trzy pierwsze bloki tematyczne winny
być, z racji doświadczenia zawodowego Autora – lekturą obowiązkową dla
polityków, urzędników ale też dla wszystkich obywateli, którym nie jest
obojętna przyszłość Polski.
Zawarte tam informacje pokazują, że niefrasobliwość
polityków wybieranych na kilkuletnie kadencje i poddanych terrorowi politycznej
poprawności oraz pozostających w niejasnych uzależnieniach doprowadziła na naszych oczach do kilku
katastrof ekonomicznych i co najmniej dwóch wielkich katastrof przemysłowych,
skutkujących śmiercią dziesiątek i setek
tysięcy ludzi.
Przypadki Fukuszimy i Czarnobyla
mogą się wydawać rozpoznane do końca, tymczasem z książki profesora
Dakowskiego dowiadujemy się o zupełnie
nieznanych opinii publicznej decyzjach i zaniechaniach polityków, które
spotęgowały skalę szkód wynikających z
awarii i tsunami.
Znacznie mniej znane przypadki
nowych bloków energetycznych w Olkiluoto w Finlandii oraz we Flamanville we
Francji pokazują, co może ci obiecać „twój godny zaufania polityk” i jego
„światowej sławy ekspert”. I dlatego je przytoczę.
W mieście Olkiluoto w kraju ludzi
ostrożnych i roztropnych w latach
70-tych XX w. powstała elektrownia jądrowa składająca się z dwóch bloków o mocy
800 MW każdy.
W roku 2003 władze zapowiedziały
budowę bloku trzeciego opartego na technologii francusko-niemieckiej (Areva ,
EdF i Siemens AG) w roku 2005 i uruchomienie w roku 2009. Planowany budżet
wynosił ok. 3 mld euro a moc elektrowni 1.600 MW.
Budowa została rozpoczęta w 2005 r.
ale nie zakończyła się w roku 2009. W roku 2009 ogłoszono, że uruchomienie
przesuwa się o 3,5 roku a już na etapie wstępnym inwestycji planowany
koszt skoczył o jakieś 57%.
W planowanym drugim terminie
uruchomienia w roku 2012 obywatele
fińscy dowiedzieli się, że francuski wykonawca Areva uruchomi obiekt w roku 2016 a „nowy skorygowany budżet” wyniesie
8,5 mld euro
Zaś we wrześniu 2014 r. wykonawca
Areva- Siemens AG podał nowy termin uruchomienia – koniec roku 2018 i budżet
dalej sobie rośnie a rozgoryczony fiński
operator pozwał Arevę i Siemensa
AG do arbitrażu.
Wobec podobnego sukcesu w przypadku
bloku 3 , rząd fiński w roku 2014 nie przedłużył licencji na budowę bloku 4 a
ekologowie ekscytują się wykutymi w litej skale tunelami w miejscowości Onkalo
na północnym wybrzeżu Morza Bałtyckiego – przeznaczonymi na odpady radioaktywne
z elektrowni Olkiluoto. Kasa poszła – towaru nie ma.
Schemat budowy trzeciego bloku elektrowni jądrowej Flamanville nad Kanałem La Manche we Francji wygląda identycznie jak w Finlandii. Budowa została rozpoczęta w grudniu 2007 r. i przewidywała powstanie do roku 2012 bloku o mocy 1.600 MW za 4 mld euro.
W 2012 r. obiekt NIE został oddany
do użytku za to francuska państwowa firma energetyczna Electricite de France
(EdF) ogłosiła dwuletni poślizg w uruchomieniu i wzrost budżetu do 8,5 mld euro
czyli tak jakby dwukrotnie w stosunku do planu pierwotnego. A w połowie 2013 r. położono na nim kopułę
bezpieczeństwa. Obiekt nadal jest W
BUDOWIE a jeszcze w 2015 EdF ogłosiło
podniesienie kosztów budowy do poziomu 10,5 mld euro a kolejny przewidywany
termin uruchomienia to rok 2020. Koszty rosną a związki zawodowe CGT oskarżają
wykonawcę o zatrudnianiu „taniej siły roboczej z Polski i Rumunii”.
Planowany od 2007 r. blok
„Flamanville 4” w tych warunkach został „porzucony”.
Tymczasem na „starych” bo
istniejących od 1979 r. dwóch blokach „zaszły 3 incydenty awaryjne” a w dniu 9
lutego 2017 r. ok. godz. 9.45 nastąpił wybuch i pojawił się ogień a następnie wybuchł
pożar, który trwał 2 godziny i wg oficjalnego komunikatu władz spowodować miał
„jedynie pięć drobnych urazów z powodu dymu z ognia”.
Generalnie książkę profesora
Mirosława Dakowskiego czyta się jak te „mroczne kryminały”, w które pan
minister Gliński zaopatruje za nasze pieniądze publiczne biblioteki.
Zawarta w niej duża liczba danych technicznych wcale nie
zniechęca.
Raczej wskazuje na powagę sytuacji i poziom
niekompetencji i niefrasobliwości tych, którzy lekką ręką wyrzucają pieniądze
podatnika na projekty, które ostatecznie stają się tykającymi bombami.
Malkontenci mogą powiedzieć, że na
świecie jest wiele elektrowni atomowych a
profesor Dakowski opisuje tylko kilka przypadków. Więc te błędy,
katastrofy i szkody nie są dość przekonujące dla entuzjastów walki „z globalnym
ociepleniem” (ocipieniem).
No ale profesor Dakowski pisze, że w zasadzie obecnie NIE buduje się elektrowni atomowych,
bowiem prywatne firmy nie widzą w tych
przedsięwzięciach żadnych zysków, jeśli nie są przewidziane dotacje państwowe.
No i pozostaje delikatna sprawa składowania odpadów. Coś naprawdę ekstra dla
ekologicznych wojowników. Może dlatego, ze do niedawna budował je np. Siemens
AG a to z tamtych niemieckich stron wieją „ekologiczne wiatry”.
Władze niemieckie przyjęły po Fukuszimie program wygaszania
energetyki jądrowej i z 17 jednostek w
2011 zostało w 2017 jedynie 8 a reszta
zostanie zlikwidowana do roku 2022. Niemcy bowiem uważają, że :”… energia
atomowa niesie za sobą niepotrzebne ryzyko, jest zbyt droga i niezgodna z
założeniami energii odnawialnej…”.
To samo dzieje się
pod wpływem nieubłaganych realiów np. w Kalifornii, która idzie na czele
postępu. Energetycznego i wszelkiego
innego.
Na przykład od tego roku w szkołach kalifornijskich
wprowadzono nowy przedmiot nauczania: „historię LGBT”. Nie „wiedzę o LGBT”, bo to już mają od dawna,
tylko „historię”.
Jest kasa na „historię LGBT” a nie ma na stałe schroniska
dla bezdomnych, których w Kalifornii, piątym co do bogactwie państwie świata z dochodem na obywatela ok.
70 tysięcy USD. Już około 134 tysiące bezdomnych koczuje w miasteczkach
namiotowych na ulicach San Francisco,
Los Angeles czy San Diego , w tym weterani wojenni, kaleki i rodziny z dziećmi.
W Kalifornii żyje 39,5 mln ludzi czyli mniej więcej tyle co
w Polsce , gdzie liczba bezdomnych jest szacowana na ok. 33 tysiące i raczej
nie koczują oni w namiotach na ulicy Świętokrzyskiej. Tyle, że w Polsce działa
prężnie Towarzystwo im. Brata Alberta (organizacja katolicka) i Caritas a w
Kalifornii w ramach walki z „pedofilią w KK” „poszły upadać” liczne diecezje
katolickie, które prowadziły szeroko zakrojoną akcję charytatywną, w tym schroniska
dla bezdomnych.
Wracając do energii jądrowej. W roku 2013 stan Kalifornia
zamknął dwa bloki elektrowni jądrowej San Onofre
(73 mile na południe od Hollywood) ,które pracowały od roku 1984.
Pierwszy blok wybudowany w 1968 został zamknięty w roku 1992. Wybudowana za
ok.9 mld USD wg technologii
Westinghouse elektrownia pracowała niespełna 30
lat i zostawiła po sobie „tymczasowo” w dawnym bloku pierwszym – magazyn
składowania odpadów jądrowych dosłownie na brzegu morza .
Druga elektrownia jądrowa tzw. Diablo Canyon Power Plant , budowana bardzo długo i uruchomiona w latach
1985-1986 w Avila Beach w hrabstwie San Louis Obispo,
jest przewidziana do zamknięcia najpóźniej w roku 2025.
Jej budowa kosztowała 13,2 mld USD w cenach 2016 a najciekawszym wątkiem w
procesie projektowania i podejmowania decyzji w jej przypadku jest to, że projektanci
i tzw. nadzór rządowy od ekologii i trzęsień
ziemi przeoczył, iż elektrownia jądrowa ma
być posadowiona w odległości mniejszej niż 3 mile od uskoku
tektonicznego San Andreas , który jest silnie zagrożony trzęsieniem ziemi. To właśnie na tym uskoku miało miejsce słynne
trzęsienie ziemi w 1906 r. , które zmiotło
San Francisco.
A co przeoczą „projektanci ministra Tchórzewskiego”???
Ostatnio na Stinson Beach zaledwie 23 mile od centrum San
Francisco i tuż obok osiedli ludzkich hrabstwa Marin liczniki Geigera odnotowały
„toksyczne promieniowanie”. Optymiści pocieszają się, że to jakieś resztki z
Fukuszimy, ale pesymiści twierdzą , że nie można wykluczyć wycieków z Diablo
Canyon Power Plant.
Idąc w ślady postępu
kalifornijskiego nowy prezydent Warszawy ogłasza wprowadzenie w
szkołach warszawskich do programów nauczania nowego przedmiotu: „wiedzy o LGBT” i urządza „tramwaje LGBT” a
jugosłowiańska satanistka napakowana botoksem po czubki włosów jest zapraszana do państwowej placówki kultury
w Toruniu. A Ministerstwo Energii dyskretnie wdraża „program atomowy” w formie dwóch
elektrowni jądrowych , które mają powstać w okresie 2033-2040. W ramach ‘walki o
czystą energię i przeciwko globalnemu ociepleniu.
I jak tu nie nazwać profesora Dakowskiego –
Kassandrą. Jego książkę warto mieć jako dokument epoki. Bo internet może zostać "wyczyszczony" z różnych treści niewygodnych dla polityków. Dla naszego dobra oczywiście.
‘
https://book.energytransition.org/pl/node/36
https://en.wikipedia.org/wiki/San_Onofre_Nuclear_Generating_Station
https://www.youtube.com/watch?v=LG9FXjS7Kaw
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz