W gazowni tuż przed Świętem Zmarłych ukazał się wywiad pt. „Bikont o Sendlerowej:
Ateistka i socjalistka stała się idolką prawicy i Kościoła” przeprowadzony z
autorką książki „Sendlerowa. W ukryciu” Anną Bikont przez niejakiego pana
Mike’a Urbaniaka w związku z promocją tej książki wydanej 25 października 2017
r. przez Wydawnictwo Czarne państwa Moniki Sznajderman Pasierskiej i Andrzeja
Stasiuka.
W tym wywiadzie pan Mike Urbaniak „wywiadowca” Wysokich
Obcasów powiedział m.in. co następuje: „… I
co teraz poczną z Sendlerową rządząca Polską i przewrażliwiona na punkcie
oskarżeń o antysemityzm prawica wraz ze wspierającym ją Kościołem katolickim?
Sejm ustanowił rok 2018 Rokiem Ireny Sendlerowej. Są szkoły jej imienia, ulice,
skwery, a ona nie tylko miała jasne
poglądy w sprawie polskiego antysemityzmu, ale była też wysokiej rangi
funkcjonariuszką komunistyczną i członkinią PZPR. IPN, chcąc być konsekwentnym,
musi teraz te wszystkie szkoły i skwery pozbawić jej imienia. Jak
dekomunizacja, to dekomunizacja….”.
Pani Anna Bikont szczęśliwa autorka książki „My z
Jedwabnego” (II i III wydanie w Wydawnictwie Czarne) grzecznie nie zaprzeczyła,
natomiast w dalszej części wywiadu dorzuciła od siebie ocenę sp. Ireny Sendler
następującej treści: „..Irena Sendlerowa bardzo pilnowała swojej
biografii, którą – o czym mówiliśmy- tu i ówdzie podkoloryzowała. Na ile to
było konfabulowanie z premedytacją, a na ile takie, a nie inne dziełanie
pamięci? Wiadomo przecież, że
pamięć potrafi płatać figle, że często ludzie, którzy przeżyli Zagładę,
mieszają to, co widzieli z tym, co później przeczytali. I wreszcie, Sendlerowa musiała cały czas zmyślać, bo na tym polegała
jej praca- ukrywanym dzieciom trzeba było wymyślać ciągle nowe tożsamości,
nowe historie rodzinne…”.
Po tych rewelacjach pan Mike brawurowo finiszuje
stwierdzając co następuje :”…Weźmy na przykład tak zwaną listę
Sendlerowej z mityczną
liczbą dwóch i pół tysiąca uratowanych dzieci. Tej listy po prostu nie
ma, choć z kilku świadectw wiemy, że miała być przekazana do archiwum Kibucu
Bohaterów Getta…”.
Pani Bikont po wtręcie o swoich przygodach z zeznaniem „
Szmula Wassersztajna głównego świadka zbrodni” ( w Jedwabnem) postawiła kropkę
nad i :”… Trudno więc powiedzieć na
pewno, że czegoś nie ma, ale po latach
pracy nad książką chyba mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że nie ma
czegoś takiego jak lista Sendlerowej…”.
Czy te słowa mogą dziwić?? Nie. Nie mogą. Anna Bikont jest,
jak widać, nieodrodną córką czołowej propagandystki czołowej komunistycznej
gadzinówki PRL w latach stalinizmu „dziennikarki śledczej” piszącej pod
pseudonimem Wilhelmina Skulska w czasach, gdy Trybuną Ludu zarządzał sam
towarzysz Leon Kasman w latach
1948-1956.
Czerwona Wilhelmina Skulska była znana za Stalina w całym
PRL bowiem nakład Trybuny Ludu wynosił grubo ponad 1 mln sztuk nakładu dziennie
a jednym z jej ważniejszych zadań miało być tropienie „niedociągnięć” różnych
dyrekcji i załóg zakładów przemysłowych w realizacji Planu Sześcioletniego, co
niejednokrotnie skutkowało natychmiastowym wyrzuceniem dyrekcji a może i wiktem
więziennym dla tejże dyrekcji. Sterował
tym „podgrzewaniem entuzjazmu” oczywiście towarzysz Leon Kasman, poza Romanem
Zambrowskim najbardziej prominentny lider frakcji „Puławian” w PZPR. Człowiek
ten od najmłodszych lat był w różnych „komunistycznych egzekutywach” a w latach
1934-1936 wykładał w Moskwie na kursach Kominternu dla sekcji polskiej (m.in.
dla towarzysza Gomułki). W 1936 r. Sowieci zrobili go członkiem Komitetu
Centralnego KPP. Dostałby w czapę już w
1937 r. w Moskwie ale w 1936 r. poszedł
odsiadywać zaległą karę w więzieniu w Nowym Sączu, Tarnowie, więc go ominęło.
Tyle szczęścia w 1937 r. nie miała nieznanego imienia i
nazwiska siostra Wilhelminy Skulskiej, o czym pisze siostrzenica Anna Bikont na
11 stronie swego dzieła pt. „The
Crime and the Silence. Confronting the Massacre of Jews in Wartime
Jedwabne”.
Można jedynie domyślać się, że zmarła pod nazwiskiem
Wołyńska albowiem, jak informuje amerykańskiego czytelnika pani Bikont :”…
Kiedy zdałam maturę (ukończyłam studia?), spotkałam mężczyznę w wieku lat pięćdziesięciu
kilku na naszej daczy pod Warszawą, którego moja matka przedstawiła jako syna
jej ukochanej siostry zamordowanej w 1937 r. w czasie Wielkiej Czystki (..)
Powiedziałam mu, że jest jedynym krewnym , jakiego znam ze strony mojej matki (..) Nasz dziadek Hirsch Horowicz, zaczął mój kuzyn Ołeś Wołyński…”. „Ołeś”
czyli Aleksander, inaczej Sasza.
W latach 70-tych ojciec Anny Bikont pan Zdzisław Andrzej
Kruczkowski, przed wojną współzałożyciel wraz z Karolem Kurylukiem bardzo
lewicowego miesięcznika “Sygnały” – pełnił jakieś tajemnicze funkcje w różnych
ambasadach PRL, w tym w ambasadzie PRL w Bernie, Szwajcaria. A towarzyszyła mu małżonka Wilhelmina Skulska
–Kruczkowska de domo Lea Horowicz/Horowitz. Na pamiątkę czego państwo
Kruczkowscy popełnili w Wydawnictwie Iskry w 1978 r. dzieło „Berneńskie ABC” a
wcześniej bo w 1976 r. w Krajowej Agencji Wydawniczej „Szwajcaria. Mały
Przewodnik Turystyczny”.
Po czym tatko udał się do pracy w Ministerstwie Handlu
Zagranicznego (znał się na handlu zagranicznym zapewne tak samo, jak Wilhelmina
Skulska na Planie Sześcioletnim) a małżonka Skulska napisała 3 kryminały
(podobno kiepskie) oraz scenariusz do popularnego serialu telewizyjnego „Dr
Ewa”. Wcześniej, bo w roku 1954 r.
popełniła scenariusz filmowy wraz z Janem Rybkowskim o tym, jak Aleksandra
Śląska jedzie do huty do Bytomia aby się przekwalifikować z krawcowej na
spawacza. Tytuł dzieła „Autobus odjeżdża 6.20”. Ostatnio, kiedy bywałam w
„przemyśle ciężkim” to I zmiana zaczynała się o godzinie 6.00 i „autobus musiał
wyjechać o 5.20”. Ale może w czasach Planu Sześcioletniego robotnicy mieli
lepiej. Finałem zaangażowań towarzyszki Skulskiej była funkcja członka Komisji
Interwencyjnej SDP w kadencji 1989-1990.
Jeśli się do tych wszystkich zajęć mamusi i tatusia
doda kuzyna Aleksandra Wołyńskiego z
ZSRR, (przyjeżdżającego na daczę pod Warszawą),
w którym to państwie paszporty na wyjazd zagraniczny były wyłącznie dla
ścisłej nomenklatury, to mamy pełny obraz tego, z jakiej pozycji Anna
Bikont milcząco przy pomocy Mike’a
Urbaniaka oskarża Irenę Sendler o „bycie funkcjonariuszą komunistyczną”.
A teraz troszkę o „zawłaszczaniu przez Kościół Ireny Sendler”.
Na początek uwaga techniczna. Nie byłoby Anny Bikont na
świecie, gdyby anonimowy Polak w roku 1942 r. nie załatwił pannie Lei Horowitz
ur. 1918 – świadectwa chrztu w Kościele Katolickim i nie ożenił się z nią również
w Kościele Katolickim w 1942 r. we Lwowie lub gdzieś za Bugiem. A te świadectwa
akurat musiały mieć potwierdzenie w księgach kościelnych, bowiem perfidne
władze niemieckie wydały parafiom nakaz ujawnienia wszystkich świadectw chrztów
w stosunku np. do Polaków będących na robotach i w obozach koncentracyjnych.
Żeby im się jakiś „fałszywy katolik” nie zaplątał w systemie selekcji i
zagłady. Więc ślub musiał być prawdziwy.
Aby mieć już absolutnie pełny kontekst „ideowo –historyczny”
książkowego ataku Wydawnictwa Czarne państwa
Stasiuk – Sznajderman na Irenę Sendler, warto może wspomnieć o zaangażowaniu
pani Moniki Sznajderman Pasierskiej w radzie Fundacji „Zakopiańczycy. W
Poszukiwaniu Tożsamości” z siedzibą w Kościelisku ul. Nędzy –Kubińca 161,
której celem jest wg akt KRS (nr KRS 0000427200, zarejestrowano 26 lipca 2012
r.) :”…Działalność kulturalna, naukowa, promocyjna i oświatowa związana z
historią, dziedzictwem, współczesnością miasta Zakopanego, Podtatrza i Tatr…”.
Kolegą pani Moniki Sznajderman (której udziały w
Wydawnictwie Czarne są wyceniane na 4.201.000 zł) w tej radzie fundacji
„Zakopiańczycy” jest sam pan Stefan Krajewski zasadniczo matematyk,
współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz w latach 1992-2009
konsultant Amerykańskiego Komitetu Żydów ale co najciekawsze, wnuk tow.
Władysława Stein-Krajewskiego (ur. 1886), działacza SDKPiL i współpracownika
Lenina oraz od roku 1930 regularnego obywatela ZSRR (wraz z małżonką córką
Adolfa Warskiego i synem Władysławem, który do Polski zjechał w 1946 r.) i
wysokiej rangi funkcjonariusza Kominternu w komisji kontroli i kierownika
sekcji prasy. Zarówno towarzysz
Władysław Stein Krajewski jak i Adolf Warski jego teść, podobnie jak jego brat
Henryk Stein- Domski – dostali w 1937 r. 9 gramów w politycę w ramach „Great
Purge”.
Podobnie jak nieznanego imienia i nazwiska towarzyszka
komunistka ciocia Anny Bikont siostra Wilhelminy Skulskiej de domo Horowicz.
To jest jak widać, środowisko dość jasno sprecyzowane ideowo
i narodowo a rozrzut zainteresowań i
„front misji dziejowej” tego towarzystwa jest bardzo szeroki: od „skorygowania
życiorysu i dokonań Ireny Sendler” do – „zaopiekowania się dziedzictwem
Zakopanego i Tatr ze szczególnym uwzględnieniem Kościeliska”.
No to wróćmy do dzieła pani Anny Bikont o „ateistce i
socjalistce zawłaszczonej przez Kościół i prawicowe państwo, która NIE
uratowała 2500 żydowskich dzieci”.
Pani Bikont twierdzi, że sama Irena Sendler
„podkoloryzowywała swoją biografię i konfabulowała” a państwo polskie z kolei
pompowało jej „mit” w celu „przykrycia” brzydkich sprawek polskich antysemitów
za niemieckiej, sorry, nazistowskiej okupacji a zwłaszcza – powszechnej
obojętności Polaków na sprawę zagłady Żydów.
To może małe kalendarium.
Do roku 1999 o Irenie Sendler w Polsce i na świecie w przestrzeni publicznej nie wypowiadał się nikt. W tym roku w miejscowości Uniontown w hrabstwie Bourbon w Kansas USA (liczba mieszkańców ok.300) w miejscowej szkole cztery uczennice w wieku lat 13-14 zostały wyznaczone/poproszone przez skromnego prowincjonalnego nauczyciela Normana Conarda do uczestniczenia w ogólnonarodowym konkursie szkół amerykańskich pod nazwą „National History Day”. Miała to być forma ich „socjalizowania” albowiem dziewczynki miały różne problemy: matka jednej z nich chorowała na raka, inna zbyt często przenosiła się ze szkoły do szkoły z powodu zawodu ojca (wojskowy) i była w klasie wyobcowana, inna miała matkę narkomankę i wychowywali ją dziadkowie.
To może małe kalendarium.
Do roku 1999 o Irenie Sendler w Polsce i na świecie w przestrzeni publicznej nie wypowiadał się nikt. W tym roku w miejscowości Uniontown w hrabstwie Bourbon w Kansas USA (liczba mieszkańców ok.300) w miejscowej szkole cztery uczennice w wieku lat 13-14 zostały wyznaczone/poproszone przez skromnego prowincjonalnego nauczyciela Normana Conarda do uczestniczenia w ogólnonarodowym konkursie szkół amerykańskich pod nazwą „National History Day”. Miała to być forma ich „socjalizowania” albowiem dziewczynki miały różne problemy: matka jednej z nich chorowała na raka, inna zbyt często przenosiła się ze szkoły do szkoły z powodu zawodu ojca (wojskowy) i była w klasie wyobcowana, inna miała matkę narkomankę i wychowywali ją dziadkowie.
Nauczyciel przyniósł do szkoły numer gazety News and World
Report z marca 1994 r. (premiera filmu Lista Schindlera) z artykułem o „innych
Schindlerach” i informacją o tym, iż Irena Sendler „uratowała z Getta w
Warszawie wiele dzieci i dorosłych w 1942 r.”. Uratowanych dzieci miało być
„ponad 2000”. Czyli ponad 2 razy więcej
niż Niemiec Schindler i w dodatku, o zgrozo, za darmo.
Nauczyciel stwierdził, że to jest najprawdopodobniej błąd
drukarski czyli dodane omyłkowo jedno zero i żeby to zweryfikowały w ramach
zajęć historii.
Dziewczynki Megan Stewart, Elisabeth Cambers i Sabrina Coons i Janice Underwood a później kilkoro innych dzieci zgodziły się przystąpić do konkursu National History Day ale w całym dystrykcie szkolnym nie było ani jednego Żyda, w związku z czym poszukiwały informacji na swoją rękę w różnych źródłach, m.in. starając się ustalić miejsce pochówku Ireny Sendler, która wg nich nie miała prawa żyć w roku 1999. Napisały do ambasady RP w Waszyngtonie DC i otrzymały informację, iż Irena Sendler żyje w domu opieki Braci Bonifratrów na Sapieżyńskiej w Warszawie. Napisały do niej list i otrzymały odpowiedź po polsku. Znalazły polską studentkę, która im przetłumaczyła ten list.
Zaczęła się korespondencja. Uczennice przesłały Irenie Sendler scenariusz swojej „sztuki o Irenie Sendler”, która miała być ich pracą konkursową w National History Day. Było to kilka scenek pokazujących m.in. jak Irena Sendler próbuje namówić żydowską matkę w Getcie aby oddała jej pod opiekę dziecko, bo wszyscy w Getcie przeznaczeni są do eksterminacji. Matka chce mieć jakąś gwarancję, że dziecko za murami przeżyje ale Irena Sendler może jedynie powiedzieć, że takiej gwarancji dać nie może.
Głównym „aktorem” sztuki jest słoik, w którym Irena Sendler wraz z koleżanką chowają bibułki papierosowe, na których są napisane dane osobowe żydowskich dzieci i ich nowe imiona i nazwiska, aby mogły być oddane rodzicom po wojnie. Słoik/słoiki są zakopywane pod jabłonką w ogródku przyjaciółki. Jabłonka rośnie do dzisiaj. Dzieci same wykonały dekoracje, same zaprojektowały kostiumy i same zagrały w sztuce. Pieniędzy nie było, ale był entuzjazm i kreatywność.
Od tego słoika wziął się tytuł projektu :”Life in a jar”. (Życie w słoiku). Dzieci nie wygrały konkursu ale sztuka zajęła miejsce w ścisłej czołówce w skali całych USA, co dla szkółki z Uniontown było wydarzeniem historycznym.
Dzieci zostały zaproszone do „zagrania sztuki” w różnych organizacjach żydowskich w stanie Kansas a nawet dalej. Sztuka została bardzo dobrze przyjęta, publiczność była wzruszona do łez.
Dziewczynki Megan Stewart, Elisabeth Cambers i Sabrina Coons i Janice Underwood a później kilkoro innych dzieci zgodziły się przystąpić do konkursu National History Day ale w całym dystrykcie szkolnym nie było ani jednego Żyda, w związku z czym poszukiwały informacji na swoją rękę w różnych źródłach, m.in. starając się ustalić miejsce pochówku Ireny Sendler, która wg nich nie miała prawa żyć w roku 1999. Napisały do ambasady RP w Waszyngtonie DC i otrzymały informację, iż Irena Sendler żyje w domu opieki Braci Bonifratrów na Sapieżyńskiej w Warszawie. Napisały do niej list i otrzymały odpowiedź po polsku. Znalazły polską studentkę, która im przetłumaczyła ten list.
Zaczęła się korespondencja. Uczennice przesłały Irenie Sendler scenariusz swojej „sztuki o Irenie Sendler”, która miała być ich pracą konkursową w National History Day. Było to kilka scenek pokazujących m.in. jak Irena Sendler próbuje namówić żydowską matkę w Getcie aby oddała jej pod opiekę dziecko, bo wszyscy w Getcie przeznaczeni są do eksterminacji. Matka chce mieć jakąś gwarancję, że dziecko za murami przeżyje ale Irena Sendler może jedynie powiedzieć, że takiej gwarancji dać nie może.
Głównym „aktorem” sztuki jest słoik, w którym Irena Sendler wraz z koleżanką chowają bibułki papierosowe, na których są napisane dane osobowe żydowskich dzieci i ich nowe imiona i nazwiska, aby mogły być oddane rodzicom po wojnie. Słoik/słoiki są zakopywane pod jabłonką w ogródku przyjaciółki. Jabłonka rośnie do dzisiaj. Dzieci same wykonały dekoracje, same zaprojektowały kostiumy i same zagrały w sztuce. Pieniędzy nie było, ale był entuzjazm i kreatywność.
Od tego słoika wziął się tytuł projektu :”Life in a jar”. (Życie w słoiku). Dzieci nie wygrały konkursu ale sztuka zajęła miejsce w ścisłej czołówce w skali całych USA, co dla szkółki z Uniontown było wydarzeniem historycznym.
Dzieci zostały zaproszone do „zagrania sztuki” w różnych organizacjach żydowskich w stanie Kansas a nawet dalej. Sztuka została bardzo dobrze przyjęta, publiczność była wzruszona do łez.
Najbardziej chwytliwe były „hollywoodzkie” scenariusze
wyprowadzania dzieci z Getta, które to dzieło początkowo zupełnie błędnie
przypisywano wyłącznie Irenie Sendler. Czyli wywożenie w paczce uśpionego
niemowlęcia pod fotelem w tramwaju jadącym przez Getto, niemowlę w paczce pod
siedzeniem ciężarówki wożącej środki dezynfekcyjne do Getta z groźnym wilczurem na siedzeniu
odstraszającej strażników, wyprowadzanie przez Sądy i podziemne korytarze pod
kamienicami – dzieci starszych.
Ona wprowadzała poprawki, wyjaśniała kontekst, stanowczo zaprzeczając, iż robiła to sama. I wprowadzając masowej świadomości USA mimo wszelkich dotychczasowych barier - informację o „organizacji Żegota”.
Ona wprowadzała poprawki, wyjaśniała kontekst, stanowczo zaprzeczając, iż robiła to sama. I wprowadzając masowej świadomości USA mimo wszelkich dotychczasowych barier - informację o „organizacji Żegota”.
W chwili gdy zaczął
się projekt miała już 89 lat i zaskakująco bystry umysł. I poczucie humoru oraz
wygląd „babci jak z bajki dla dzieci”.
Była idealną postacią medialną dla masowej publiczności USA
ukształtowanej przez telewizję i Hollywood. Pieniądze, które jej przywiozły (bo
jest biedna), kazała im wziąć, „żeby poszły sobie zahulać”. Oczarowała je i
zakochały się w niej. Była mądra, miała poczucie humoru, wielką wiedzę i była
Żyjącą Legendą, która robiła rzeczy sto razy straszniejsze niż wszyscy
bohaterowi Hollywood.
Sława „Life in a Jar” rosła, rosła też legenda Ireny Sendler
w USA. Dzieci udzielały wywiady dla ogólnokrajowych telewizji (CNN) i
ogólnokrajowych gazet. I też stawały się
sławne a ich życie ulegało zmianie na
lepsze. Wszystkie „wyszły na ludzi”: pokończyły studia, założyły rodziny i są
szanowane.
W ramach projektu „Life in a Jar” uczniowie sami opracowali stronę
internetową projektu, jeden zajął się robieniem zdjęć i dokumentowaniem
przedstawień a wszystko było wrzucane do sieci. W ciągu 6 lat stronę odwiedziło
2 miliony osób i zaliczono 55 milionów odsłon.
Przez stronę internetową sprzedano do 4000 szkół
amerykańskich - DVD „Life in a Jar’, co wyszacowano na dotarcie do 1 miliona
uczniów.
Bardzo popularna jest
też książka autorstwa Jacka Meyera „Life in a Jar: The
Irena Sendler Project” – od roku wydania 2011 – 7 nagród czytelniczo
edukacyjnych w tym w 2014 r. „Reader’s Favorite Book Award- Gold Medal
–Education. ( Najbardziej ulubiona przez czytelników książka edukacyjna – złoty
medal).
W 2016 r. wyszła książka pani Tilar J. Mazzeo pt. Irena’s Childern: The Extraordinary Story of the Woman Who Saved 2,500 Children form the Warsaw Ghetto”.
W 2016 r. wyszła książka pani Tilar J. Mazzeo pt. Irena’s Childern: The Extraordinary Story of the Woman Who Saved 2,500 Children form the Warsaw Ghetto”.
„Marka” Irena Sendler i hasło „Life in a Jar’ zaczęły
rozprzestrzeniać się po świecie jak pożar włącznie z Indiami i Taiwanem. Z
wyjątkiem Francji, która bardzo długo opierała się przed Ireną Sendler.
Od razu trzeba zaznaczyć, że pierwsze zdanie prezentujące
projekt „Life in a jar” na stronie internetowej brzmiało (i brzmi) następująco:
„…Students from rural Kansas discover a Polish Catholic woman who saved Jewish
children…”.(Uczniowie z rolniczego Kansas odkryli Polkę katoliczkę, która
ratowała dzieci żydowskie).
Dla małych amerykańskich protestantów było rzeczą oczywistą,
że skoro żydowskie dzieci były kierowane przez organizację Żegota do rzymsko
katolickich klasztorów oraz do organizacji charytatywnych katolickich a sama
Żegota została założona przez katolicką pisarkę Zofię Kossak Szczucką no a
Irena Sendler mieszka w zakonnym domu o
nazwie: Dom Geriatryczno-Rehabilitacyjny przy Zakonie Szpitalnym Św. Jana
Bożego Bonifratów, to sprawa jest jednoznaczna.
Ja tę stronę internetową odwiedzałam przez ładnych parę lat
przynajmniej raz w tygodniu począwszy od roku 2005 albo i wcześniej. W tym
czasie w Polsce panowało absolutne milczenie mediów na temat tego fenomenu,
jakże korzystnego dla wizerunku Polski.
Za to, niby przypadkiem zaczęły pojawiać się na rynku i to
od razu tłumaczone na język angielski takie „bomby historyczne” jak :
2001- Jan Tomasz Gross – “Neighbors: The Destruction of the Jewish
Community in Jedwabne Poland “Princeton University Press Już w tytule jest kłamstwo: w 1941 r. –
Jedwabne nie leżało w “Poland” tylko na terenach okupowanych przez Niemców,
resztę rozłożyli na czynniki pierwsze tej „prawy” – prof. Chodakiewicz i w wykładach
Leszek Żebrowski.
2004- Anna Bikont – „My z Jedwabnego” w Pruszyński i S-ka
2006 – Jan
Tomasz Gross – Fear: Anti-Semitism in Poland After Auschwitz, Random House. Tak się przypadkiem złożyło, że gdzieś
tak koło 2005 r. zaczęło się mówić o Pokojowej Nagrodzie Nobla dla Ireny
Sendler a w 2006 zorganizowano kampanię poparcia. Taki traf. Irena Sendler lat 97 „przegrała” z
Alem Gorem – „papieżem ocieplenia globalnego”.
No a teraz mamy personalny atak na osobę śp. Ireny Sendler.
No to jak tam było z tą „funkcjonariuszką komunistyczną,
członkinią PZPR”.
Irena Sendler była
córką socjalisty. Ale z pewnością była ochrzczona w Kościele Rzymsko
Katolickim.
W PZPR znalazła się w ramach połączenia w 1948 r. PPS z PPR.
Czyli jak tysiące Polaków katolików, którzy wiedzieli doskonale, czym grozi im
„wypisanie się” z PZPR w 1948. W 1968 r. rzuciła legitymację partyjną czyli 4
lata wcześniej niż tow. II sekretarz POP UW niejaki Geremek.
Pod wojnie otrzymała propozycję stanowiska zastępcy
naczelnika Wydziału Opieki Społecznej Miasta Stołecznego Warszawy. Czyli była
to naturalna kontynuacja tego, co robiła już od roku 1932, kiedy to po ślubie z
młodszym asystentem na Wydziale Filologii Klasycznej UW Mieczysławem Sendlerem
(1931) otrzymała pracę w Obywatelskim
Komitecie Pomocy Społecznej Wolnej Wszechnicy Polskiej w Sekcji Opieki nad
Matką i Dzieckiem , która to Sekcja w 1935 r. weszła do struktur zarządu Miasta
Stołecznego Warszawy. Awansowała kolejno ze stanowiska opiekunki terenowej,
referentki społecznej do Kierowniczki Referatu do Walki z Włóczęgostwem,
Żebractwem i Prostytucją.
W czasie wojny w okresie likwidacji Getta oficjalnie pracowała w Referacie Opieki Zamkniętej nad Dziećmi i Młodzieżą Wydziału Opieki i Zdrowia. Kierownikiem Referatu był Jan Dobraczyński pisarz katolicki. To on wystawiał te wszystkie lewe dokumenty dla zbiegłych z obozów polskich żołnierzy, ukrywających się konspiratorów i ukrywających się Żydów.
W czasie wojny w okresie likwidacji Getta oficjalnie pracowała w Referacie Opieki Zamkniętej nad Dziećmi i Młodzieżą Wydziału Opieki i Zdrowia. Kierownikiem Referatu był Jan Dobraczyński pisarz katolicki. To on wystawiał te wszystkie lewe dokumenty dla zbiegłych z obozów polskich żołnierzy, ukrywających się konspiratorów i ukrywających się Żydów.
Opisała to szczegółowo dr Teresa Prekerowa w opracowaniu
naukowym „Konspiracyjna Rada Pomocy Żydom 1939-1945”.
Jeśli chodzi o to, jakoby Irena Sendlerowa miała jakieś
wydumane pretensje o „prześladowania” w czasach komunizmu, to pomijając słynne
„przesłuchania na UB” – kiedy była w 7 miesiącu ciąży, co skończyło się
przedwczesnym porodem i śmiercią Syna dwutygodniowego w 1949 r. była jeszcze
delikatna sprawa wyjazdu do Izraela w 1965 r. W Dzienniku Bałtyckim z 16
września 2009 r. pan Leszek Szymański pisze w artykule pt. „Irena Sendlerowa –
bohaterka zapomniana”, że „partia, w którą wierzyła” 3 lata wcześniej odmówiła jej paszportu na
wyjazd do Izraela na zaproszenie Instytutu Yad Vashem w związku z przyznaniem
tytułu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Miała posadzić swoje drzewko.
„Komunistyczna funkcjonariusza” Irena Sendler dostaje odmowę paszportu w tak oczywistej sprawie w 1965 r. a tymczasem totalny antykomunista Władzio Bartoszewski jak najbardziej otrzymał paszport w 1963 r. i wedle docenta wiki – „od września do listopada 1963 r. przebywał w Izraelu na zaproszenie Instytutu Yad Vashem, gdzie w imieniu Rady Pomocy Żydom „Żegota” odebrał odznaczenie Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Indywidualne odznaczenie Sprawiedliwy wśród Narodów Świata otrzymał w 1966…”.
„Wogle” w roku 1963 r. zaczął „obalać komunę całościowo”: „…od listopada do grudnia 1963 r. przebywał w Austrii, gdzie nawiązał liczne kontakty z austriackimi środowiskami intelektualnymi i politycznymi. W listopadzie rozpoczął współpracę z Radiem Wolna Europa. W kolejnych latach podróżował także do RFN, Wielkiej Brytanii, Włoch, Izraela, a także USA, gdzie kontaktował się zwłaszcza z przedstawicielami polskiej emigracji…”.
Ciekawe, że Władzio został wysłany do Izraela po odbiór tytułu
dla ŻEGOTA – „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”, gdy tymczasem Zofia Kossak –
Szczucka, współzałożycielka z Wandą Krahelską Filipowicz – w 1942 r.
Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom, przekształconego w Radę Pomocy Żydom – już
w 1957 r. powróciła z emigracji do Polski i osiedliła się w domku ogrodnika w
swojej byłej posiadłości w Górkach Wielkich k.Cieszyna, którą to posiadłość
władze komunistyczne z Bermanem na czele – skonfiskowały Jej, jak należy
rozumieć , z „wdzięczności za uratowanie kilkudziesięciu tysięcy Żydów”.
Podobnie żyła Wanda Krahelska. Obie: Kossak Szczucka i Krahelska miały umrzeć w
1968 r.
Ale sadzić drzewko w imieniu ŻEGOTA pojechał do Izraela w 1963 r. Władzio Bartoszewski. Ho, ho, tak , tak.
Ale sadzić drzewko w imieniu ŻEGOTA pojechał do Izraela w 1963 r. Władzio Bartoszewski. Ho, ho, tak , tak.
To może jeszcze na koniec o „ateizmie Sendlerowej”. Kiedy
jej drugi syn Adam ur. 1951 bardzo delikatny od urodzenia, mając kilka lat ciężko
zachorował, wedle tego samego artykułu
w Dzienniku Bałtyckim z 2009 r. :”…. Raz
popadł nawet w śmierć kliniczną. Zrozpaczona kobieta klęczała nad jego łóżkiem,
nie wiedząc, co robić. – I wtedy Mama zaczęła się modlić- wspomina jej córka
Janina Zgrzembska. – Po prostu uklękła i zaczęła się modlić. – I wkrótce Jej
Syn odzyskał całkowicie zdrowie…”.
Reasumując: przez cały okres medialnej sławy i chwały Ireny
Sendler, która rosła od roku 1999 aż do 2008 i później – Kościół Rzymsko
Katolicki milczał i nie wypowiadał się
na jej temat. Zapewne znalazła się wśród Polaków ratujących Żydów w
kaplicy ufundowanej przez Ojca Dyrektora w Toruniu.
Natomiast jak tylko ruszył projekt „Life in a Jar” w 1999, w
pokoiku ze słonecznikami w domu pomocy przy Zakonie Bonifratrów na
Sapieżyńskiej pojawiła się sama pani prezydentowa Kwaśniewska Jolanta, aby
wyściskać Wielką Bohaterkę i – zrobić sobie z nią zdjęcie, które poszło w
świat. Nie był gorszy Rabin Szudrich i pani Ficowska Elżbieta. Nie mówiąc o
profesorze Głowińskim.
Niedaleko „padła” Ania Bikont od mamci Wilhelminy Skulskiej,
co była czerwieńsza niż litery w Trybunie Ludu. Ta książka uderza nie tylko w dobrą pamięć o
Irenie Sendler, torturowanej na Gestapo i skazanej na śmierć ale i w dobra
osobiste jej Dzieci i Wnuków.
Kimże jest Anna Bikont aby recenzować życie Ireny Sendler? No kim?
http://nagrodairenysendlerowej.pl/o-irenie-sendlerowejhttp://www.irenasendler.org/about-the-project/
http://www.irenasendler.org/family-cast/
https://www.kshs.org/p/kansas-history-day-holocaust-and-life-in-a-jar/14874
https://www.theguardian.com/world/2007/mar/15/secondworldwar.poland
https://www.amazon.com/Life-Jar-Irena-Sendler-Project/dp/098411131X
https://bonifratrzy.pl/dom-geriatryczno-rehabilitacyjny-warszawa/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz