Awantura o
recenzje napisane przez historyków z IPN na temat warsztatu historycznego i uczciwości naukowej l
związanych z Centrum Badań nad Zagładą Żydów z Instytutu Filozofii
i Socjologii Polskiej Akademii
Nauk - autorów pracy pt. „Dalej
jest. Losy Żydów w wybranych
powiatach okupowanej Polski” przetoczyła
się w lutym –marcu 2019 r. i szczęśliwie dla autorów produktu została przykryta
w mediach przez takie ważne
wydarzenia jak wystąpienie Jażdżewskiego na UW, awaria czyszczalni
ścieków „Czajka” czy wreszcie
kampanią wyborczą.
Główny sponsor dzieła „Dalej jest noc” czyli pobożny minister Gowin, odetchnął z ulgą
i wybiera poduszki, na których położy
się w drzwiach swego wysokiego i dobrze płatnego urzędu w celu obrony nauczania przedmiotu o nazwie „gender” na polskich
państwowych uniwersytetach.
A tymczasem
odpowiedzi na zarzuty postawione w głównej recenzji czyli w opracowaniu „Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc .
Losy Żydów w wybranych powiatach
okupowanej Polski”, t.1-2 red. Barbara Engelking, Jan Grabowski, Warszawa
2018 -
pozostały na poziomie ogólnikowych
wykrętów, braku odpowiedzi (profesor Szurek) lub sprowadziły się do ataku personalnego na IPN
jako instytucję państwową i na autora
recenzji dr Tomasza Domańskiego z
kieleckiego IPN.
Kwintesencją tej metody przez atak był
wpis w języku angielskim Jana Zbigniewa Grabowskiego z dnia 26 lutego
2019 r. na Facebooku, który
podał też Tysol na swojej stronie internetowej, również w wersji
angielskiej: „…Nasza
książka “Noc bez końca” stała się obecnie obiektem brutalnego/złośliwego/nikczemnego ataku
zaaranżowanego przez
nacjonalistów z Polskiego Instytutu
Pamięci Narodowej (IPN) – państwowej instytucji z nielimitowanymi środkami publicznymi do
dyspozycji. W uzgodniony i zaplanowany sposób Instytut opublikował serię
nieszczerych i oszczerczych omówień
naszej pracy. Autor głównego
omówienia/recenzji opublikowanego ( w kilku językach )przez IPN , pewien /
jakiś dr. Domanski nie ma pozycji, nie ma wiarygodności i nie ma widocznego doświadczenia na polu studiów o Holocauście…”.
To protekcjonalne,
niegrzeczne czy raczej bezczelne
nazwanie dr Tomasza Domańskiego „jakimś dr Domanskim” przypomniało
mi stalinowskie i polskojęzyczne gazety,
które w podobnym stylu pisały i
piszą o św. Janie Pawle II ( papież Wojtyła) czy o Prymasie kardynale Stefanie Wyszyńskim (
Wyszyński) .
Co ciekawe, pan
Jan Grabowski doktor
habilitowany nie zaatakował personalnie w tym gorącym wpisie Facebooku doktora Piotra
Gontarczyka za jego artykuł
pt. „Między nauką a mistyfikacją, czyli o naturze
piśmiennictwa prof. Jana Grabowskiego na podstawie casusu wsi Wrotnów i
Międzyleś powiatu węgrowskiego” zamieszczony w Glaukopisie nr 36 (str. 313-323). A jest
to bardzo ciekawe 10 stron na temat „historycznych technik
badawczych i prezentacyjnych” pana
doktora habilitowanego Jana Grabowskiego.
Bo rozumiem, że milczenie na temat trzech innych recenzji książki „Dalej jest
noc” tj. Tomasza Roguskiego „: Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych
powiatach okupowanej Polski, red. Barbara
Engelking i Jan Grabowski” zamieszczony w Glaukopisie nr 36 (str. 335-356),
Romana Gieronia „Próby przetrwania zagłady w powiecie bocheńskim. Refleksje po
lekturze artykułu Dagmary Swałtek-Niewińskiej” – zamieszczony w „Zeszytach Historycznych
WiN-u” nr 47/2018 str. 95-108 i Dawida
Golika Nowatorska noc. Kilka uwag na marginesie artykułu Karoliny Panz, zamieszczone w „Zeszytach
Historycznych WiN-u” nr 47/2018,
s. 109-134 - nie zasługiwały nawet na
słowo komentarza.
Do wpisu na Facebooku
z dnia 26 lutego 2019 r. dr habilitowanego Jana Grabowskiego warto dodać
jego oświadczenie
zamieszczone na stronie internetowej
Centrum Badań nad Zagładą Żydów
Instytutu Filozofii i Socjologii PAN (bez daty) pt.
„Odpowiedź na recenzję Tomasza Domańskiego pt. Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc.
Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” , t.1-2, red. Barbara
Engelking, Jan Grabowki , Warszawa 2018” („Polish – Jewish Studies” IPN,
Warszawa 2019) w serii odpowiedzi na
recenzję dr Domańskiego pt. „Nieudana „Korekta Obrazu” Odpowiedzi redaktorów
tomów oraz autorów poszczególnych rozdziałów na broszurę autorstwa dr. Tomasza
Domańskiego pt . Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc”.
Otóż w tym
oświadczeniu dr. hab. Jana Grabowskiego zwraca uwagę oskarżenie dr Tomasza Domańskiego o
praktyki jak następuje:”… Wśród
wielu innych źródeł informacji, na które powołuje się dr Domański, można też
natrafić na prace niejakiego Marka Paula. Problem w tym – o czym wie każdy
badacz obeznany z historiografią Holokaustu – że Mark Paul nie istnieje. Jest
to pseudonim autora (lub autorów) broszur wypełnionych antysemickimi kliszami i
stereotypami, które od lat są dostępne w internecie. Niestety, dr Domański
najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że powoływanie się na antysemickie
broszury w recenzji naukowej pracy poświęconej historii Zagłady nie wystawia
ani jemu, ani zatrudniającej go instytucji najlepszego świadectwa….”.
Mocna rzecz. Z tym,
że w recenzji dr Tomasza
Domańskiego na 72 stronach znaleźć można
212 odnośników do źródeł, ale żadne z nich nie jest pracą jakiegoś Marka Paula.
Są za to odnośniki do zeznań świadków z
procesów, zeznań ocalonych Żydów,
tekstów uzasadnień wyroków sądowych i generalnie akt sądowych.
Co tak przestraszyło pana dr habilitowanego Jana
Grabowskiego w tekście dr
Tomasza Domańskiego, że mu przypisał korzystanie do recenzji z prac
jakiegoś Marka Paula. Kiedy chodziło tylko i źródła, na których
oparte są teksty zespołu: Jan Grabowski, Barbara Engelking, Jean Charles
Szurek, Anna Zapalec, Karolina Panz,
Alina Skibińska , Dagmara Swałtek –Niewińska, Tomasz Frydel.
W tych
okolicznościach przyrody nie powinien zdziwić
wniosek zawarty na końcu cytowanej wyżej odpowiedzi
Jana Grabowskiego :”… Kończąc:
Recenzja dr. Domańskiego ma jednak pewną wartość – gdy już na porządku dziennym
stanie sprawa przyszłości IPN, tekst ten powinien się znaleźć wśród materiałów
dowodowych przemawiających za likwidacją tej instytucji….”.
Wobec takich wniosków
nie pozostaje nic innego jak zaprezentować kilka bardzo konkretnych i mocno osadzonych w
źródłach ustaleń dr Tomasza Domańskiego.
Co ja mówię - „pewnego dr Domańskiego”.
A może „jakiegoś dr Domańskiego”.
A więc przejdźmy do „meritumu”. Na początek uwaga, że dla pełnej jasności technik naukowych zespołu prof. Engelking i dr hab. Grabowskiego nie będziemy się skupiać na kwestach takich , jak wskazany we Wstępie do recenzji rozdźwięk między stanem faktycznym a deklaracją autorów, iż korzystali w swojej pracy wszelkich możliwych źródeł i to w różnych językach.
Tymczasem na stronie
27 dr Domański pisze:”… Autorzy podkreślają wykorzystanie źródeł
wytworzonych w wielu językach z archiwów: „polskich, izraelskich,
amerykańskich, niemieckich, ukraińskich, białoruskich i rosyjskich” (t. 1, s.
19–20). Jak zapewniają, uwzględniono relacje i wspomnienia ocalałych,
dokumentację wytworzoną przez Polskie Państwo Podziemne, dokumentację władz
okupacyjnych, dokumentację Żydowskiej Samopomocy Społecznej, wojenną i
powojenną dokumentację sądową oraz
różnego rodzaju normatywy itp.. Inna
rzecz, że redaktorzy nie wspominają we Wstępie o wykorzystaniu dokumentów
żydowskiej administracji niektórych gett (Rad Starszych – Judenratów), jak na
przykład z Krakowa oraz Lwowa, o czym łatwo się przekonać, sięgając chociażby
do bibliografii (t. 2, s. 658).(…).
Nawet w odniesieniu do dystryktu
krakowskiego, którego dotyczy niemal połowa omawianej pracy, nie uwzględniono
znacznej ilości materiałów dostępnych w Polsce w Archiwum IPN oraz w Archiwum
Narodowym w Krakowie. Nie wykorzystano nawet szeregu relacji zgromadzonych w
Archiwum Żydowskiego Instytutu (…). Anna
Zapalec, która część opracowania swojego „powiatu” poświęciła okupacji
sowieckiej z lat 1939–1941, pominęła
relacje Polaków wywiezionych w głąb ZSRR, którzy następnie trafili do armii
generała Władysława Andersa (obecnie zdeponowane w Instytucie Hoovera na
Uniwersytecie Stanforda w USA).
Nie wykorzystano zupełnie materiałów z
Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich z licznego zbioru rękopisów, nie
podano, czy kwerenda była tam w ogóle prowadzona. W przypadku powiatu
biłgorajskiego nie sięgnięto do szeregu materiałów z zasobu Archiwum
Państwowego w Lublinie. Braki źródłowe dotyczą również spraw detalicznych,
tylko pozornie o marginalnym znaczeniu…”.
Dzięki takiemu
„całościowemu” podejściu do źródeł pan
dr hab. Jan Grabowski :”… mógł
autorytatywnie zapewniać czytelnika , że np. ksiądz kanonik Kazimierz
Czarkowski z Węgrowa jest jedynym świadkiem, który opisuje zajęcie tego miasta
w 1939 r. przez wojska sowieckie i powitanie ich przez ludność żydowską (t. 1,
s. 396–397). Tymczasem informacje o okolicznościach wkroczenia wojsk sowieckich
i wydarzeniach z tym związanych w tym regionie, a także w samym Węgrowie,
pojawiają się w co najmniej trzech innych relacjach – Jadwigi Górskiej (Gołdy
Ryby), Wiesława Piórkowskiego i Marka Gajewskiego znajdujących się w zbiorach
Yad Vashem oraz Archiwum Historii Mówionej…”.
Do innych ciekawostek metodologicznych można zaliczyć zwyczaj
tzw. ekstrapolacji czyli przypisywania określonych zachowań czy cech całej społeczności na podstawie jednego, dwóch przypadków.
Przytrafiło się to
m.in. panu profesorowi Jean –Charlesowi Szurkowi, jak możemy przeczytać na str. 30 recenzji dr
Domańskiego:”… dokonał generalnej oceny postawy
sołtysów wobec zarządzeń chwytania i doprowadzania Żydów na posterunki policji:
„Niektórzy – pisał – wprowadzali niemieckie rozkazy w życie z gorliwością.
Liczne procesy wszczęte na podstawie dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 r.
obrazują częste przypadki podporządkowania się sołtysów »Judenjagd«,
Kontynuację podobnego
sposobu postępowania odnajdujemy we fragmencie tekstu, w którym nierzadko
podporządkowania aktywnego i interesownego. Inni wydawali się niewzruszeni we
wprowadzaniu w życie reguł okupanta”(…) Bowiem Szurek pisząc o „licznych procesach” i „częstych
przypadkach” jako dowód omówił w rozdziale (t. 1, s. 606–611) dwa procesy z
dekretu sierpniowego. Kreśląc generalną tezę o podporządkowaniu
się sołtysów Judenjagd, autor nie przedstawił żadnych wyliczeń czy danych
statystycznych: ani liczby przeanalizowanych procesów („sierpniówek”), ani
zapadłych wyroków. Nawet nie kusi się o odpowiedź na pytanie, jaką liczbę
sołtysów postawiono przed powojennymi sądami w stosunku do ogólnej liczby
sołtysów w omawianym przez niego powiecie. Nie interesuje go poziom
samodzielności sołtysów w tych działaniach i kontekst sytuacyjny…”.
Podobnie ta metoda wnioskowania spodobała się pani Karolinie Panz, która :’… W
kwestii udziału chłopów w egzekwowaniu niemieckich zarządzeń antyżydowskich w
powiecie nowotarskim na podstawie dwóch relacji Karolina Panz wyciąga wnioski generalne.
Konstatuje: „Z dostępnych
mi źródeł wyraźnie wynika, że jesienią 1942 r. na obszarze Kreis Neumarkt
kluczową rolę w metodycznym wyłapywaniu ofiar w górskich lasach odegrały 31
zorganizowane dwunastoosobowe straże chłopskie i podszywające się pod nie
nieformalne bandy, tworzone przez znających się młodych wyrostków” (t. 2, s.
290). Zapomniała, że lasy
przeczesywali także funkcjonariusze niemieckich formacji mundurowych: policji
„granatowej” i Forstschutzkommando (Straży Leśnej).
Innym razem napisała:
„Ukrywających się w lasach i stodołach Żydów z Podhala denuncjowali i chwytali
zazwyczaj polscy chłopi i policjanci granatowi”. Tak jakby granatowa policja
nie była jedną ze zbrojnych służb pod kontrolą niemiecką, często bezwzględnie
egzekwujących niemieckie nakazy wobec ludności (t. 2, s. 317–318)69.
Nie pisze
też, jak ma się świadomość istnienia wspomnianych przez nią konfidentów,
obserwujących postawy ludności wobec niemieckich zarządzeń, do zachowań chłopów
obawiających się represji….”. (str 30-31 recenzji).
Maksymalną
kreatywność w wykorzystania źródeł dla
przypisania Polakom udziału w eksterminacji Żydów wykazała pani Anna Zapalec autorka opisująca tzw.
„powiat” złoczowski.
Wg niej np.
:”… Wyjątkowo negatywną
rolę [w Holokauście] odegrali też policjanci (byli wśród nich także Polacy)
służący w Złoczowie w Policji Kryminalnej [Krimminalpolizei], z których część prawdopodobnie przyjęła volkslistę” (podkr. – TD)(…)
Sama przyznaje:
„Niestety podczas
kwerendy, poza protokołami przesłuchań podczas śledztw prowadzonych po wojnie,
nie odnalazłam żadnej innej szczegółowej dokumentacji kancelaryjnej Kripo w Złoczowie, która dokładniej przybliżałaby tę
sprawę” (t. 1, s. 743). Jedyne, co odnalazła, to informacje o aktywności
Niemca (!) Otto Zikmunda. W
takiej sytuacji budzi co najmniej zdziwienie, że autorka, choć nie wymieniła nawet jednego konkretnego przypadku negatywnej postawy funkcjonariuszy
Kripo ze Złoczowa innej narodowości niż niemiecka, czuje się upoważniona do jednoznacznych sądów.
W sytuacji braku
źródeł bądź ich nieznajomości nie wystarczy jedynie analogia z innymi terenami
GG (t. 1, s. 743), by ogłaszać tak jednoznaczne i „precyzyjne” konstatacje na
temat „przebadanego” obszaru. Takie metody przy mimo wszystko pobocznej sprawie
każą zachować tym większy dystans w przypadku innych „ustaleń badawczych”.
(str. 31 recenzji).
Innym ciekawym
„zjawiskiem naukowym” jest pomniejszanie udziału Niemców w zbrodniach
na Żydach. Nawet, jeśli to związane jest z
manipulowaniem przy źródłach.
I tak kolejno:
- dr hab. Jan Grabowski
w opisie najścia na gospodarstwo Ratyńskich we wsi Ziomaki w powiecie węgrowskim pisze
co następuje: „…„23 sierpnia 1943 r. w gospodarstwie Wiktora Ratyńskiego nie pojawili się żandarmi, ani
Wehrmacht, lecz komendant posterunku PP w Grębkowie Czesław Kurkowski w
towarzystwie jeszcze jednego granatowego policjanta” [podkr. – TD] (t. 1, s. 493). Grabowski
dodaje, że policjanci „uzbrojeni” byli w donos…”. Jednakże
jak pisze dr Domański :”… ”.
Tymczasem w oryginale tego zeznania Ratyński
mówi jednoznacznie o przyjeździe właśnie żandarmów z policją. Ten fragment
Grabowski najwyraźniej świadomie pomija. Ratyński
zeznał: „Do mego zabudowania we wsi Ziomaki gm. Wyszków przyszło 9 osób
narodowości żydowskiej, którzy się przechowywali w moim zabudowaniu. W dniu 23 sierpnia 1943 r. do mego
zabudowania przyjechali żandarmi wraz z policją z posterunku Grębków na czele z
komendantem Kurkowskim z kartką w ręku napisane mieli ile osób znajduje
się i gdzie są przechowywani mnie w tym czasie w domu nie było byłem na polu bo pojechałem moczyć len”
[podkr. – TD] (t. 1, s. 493).
Trudno uznać to za rzetelny stosunek do źródła.
Nie wiadomo, dlaczego potem Grabowski dodaje informację o późniejszym
przyjeździe żandarmów („Wkrótce potem do Ratyńskiego zajechali niemieccy
żandarmi. Ani Kurkowski, ani żandarmi nie mieli jednak ochoty wchodzić do obory
i tam szukać Żydów” (t. 1, s. 493)….”. (
str. 35 recenzji )
- pani Dagmara Swałtek Niewińska w sprawie
okoliczności wysiedleń Żydów z Bochni i Wieliczki i działań granatowego policjanta Bronisława Filipowskiego :”… definitywnie
stwierdziła, że Filipowski zastrzelił w Zabierzowie nieznanego z nazwiska żydowskiego
mężczyznę oraz zasugerowała, że jego zeznania złożone podczas powojennego
procesu, jakoby uczestnicząc w akcjach wysiedleńczych w Bochni i Wieliczce, nie
strzelał do Żydów, były „mało wiarygodne”(…) Sąd Okręgowy w Krakowie sprawcą
postrzelenia i bezpośrednio zabójstwa uznał żandarma Zeissa – „Niemca,
kata/bandytę” (który miał zastrzelić także policjanta Dziubę za niewykonanie
rozkazu), nie zaś Filipowskiego . Z tekstu książki nie dowiadujemy się,
w oparciu o jakie materiały autorka uznała, że to faktycznie Filipowski
zastrzelił Żyda w Zabierzowie. Przywołała tylko omówione wyżej akta procesowe…”.
- dr
hab. Dariusz Libionka pisze o sytuacji Żydów w Proszowicach powiat
miechowski po wejściu Niemców w 1939
r. na podstawie relacji Żyda Meira Goldsteina :’… Nasi ‘kochani Polacy’« – relacjonował
po wojnie Meir Goldstein – wskazywali miejsca, gdzie potajemnie modlili się
Żydzi, powyciągali Żydów w tałesach na rynek i kazali im zamiatać ulice. Niemcy
to filmowali, gdy »nasi goje dokuczali Żydom okropnie«” (t. 2, s.
48)
Tymczasem tekst relacji
Meira Goldsteina brzmi:”… Wojna
wybuchła przed żydowskim Nowym Rokiem, przed Rosz Haszana. I my nie modliliśmy
się więcej w bóźnicy tylko w prywatnych mieszkaniach, położonych w podwórkach. I wtedy przyszli nasi »kochani
Polacy«, […] – i pokazywali Niemcom, gdzie się modlimy, a Niemcy, powynajdywali i
powyciągali Żydów w tałesach i powyprowadzali Żydów na Rynek i na Targowisko,
tak zwane i tam kazali im zamiatać ulice. I robili zdjęcia i śmiali się
– nasi »goje« i dokuczali Żydom okropnie. Chcę powiedzieć, że Polacy
pokazywali, że się cieszą z tego, że dokucza się Żydom. Byli wprawdzie też tacy, którzy przynieśli trochę wody i dali się napić
ale na ogół drażnili się oni z Żydami”…”. (str
37-39 recenzji ),
- prof. Jean Charles
Szurek opisuje wysiedlenie Żydów z Adamowa w
październiku 1942 r. na podstawie relacji Rubina
Rosenberga z 1945 r. :’…
Rubin Rosenberg z Adamowa, mający w 1945 r. 17 lat, opowiada: »Żydów wydawali
też Polacy. Pomagali oni w walce z Żydami po lasach. Była to akcja likwidacyjna«”
(t. 1, s. 610). (…) „z jednej strony
polscy chłopi byli niebezpieczni we wspólnym działaniu przeciwko Żydom, z
drugiej zaś stanowili równie duże zagrożenie indywidualnie […]” (t. 1, s.
610) .
Tymczasem relacja Rubina
Rosenberga ma treść następującą: „…20
października 1942 r. było wysiedlenie [z Adamowa]. Wszyscy uciekli do lasu by
walczyć z Niemcami. Nawet milicja żydowska uciekła. W mieście znaleziono wtedy
30-tu. Pierwszego dnia
Ukraińcy i żandarmeria otoczyli miasto. Wypędzili ludzi na rynek. Strzelali za
byle co. Judenrat miał wskazywać schrony, ale uciekł do lasu. Dwóch Żydów,
którzy nie pracowali w Judenracie dobrowolnie zgłosiło się do wydawania
schronów. Tych Ukraińcy potem też zabili. Żydów wydawali też Polacy. Pomagali
oni w walce z Żydami po lasach. Była to akcja likwidacyjna. (Pierwsza akcja przed tym, gdy pewna kobieta polska przypadkiem
wznieciła pożar, który ogarnął cały
Adamów, Polacy mieli podejrzenie na Żydów – partyzantów) [wszystkie podkr. –
TD]” ( str. 42-43 recenzji).
Poza pomniejszaniem udziału Niemców w prześladowaniu Żydów autorzy
niejednokrotnie dopuszczali
się również pomniejszania
udziału policji żydowskiej i
Judenratów ale za to mogli do sprawców „dopisać Polaka”.
I tak „granatowego „ dopisał” pan dr Libionka w
przypadku nękania małżeństwa Kisielów, którzy we wsi
Karczowice gmina Kozłów ukrywali Żydów w
okresie listopad 1942 –styczeń 1945. Oto jego relacja wg recenzji dr
Tomasza Domańskiego :”… Żandarmeria i granatowi dwukrotnie przeprowadzali rewizję, ale
niczego nie znaleźli [podkr. – TD]...”.
Tymczasem relacja pana Kisiela jest następująca:”… Najbliższy posterunek policji polskiej i niemieckiej był w Kozłowie.
Niemniej były u mnie rewizje. Szukali u mnie dwa razy bardzo
dokładnie policjanci niemieccy, ale niczego nie znaleźli [podkr. –
TD]…”.(Str. 46 recenzji)
Z kolei pani Dagmara Swałtek Niewińska specyficznie opisuje akcję wykrywania i otwierania bunkrów ukrywających się Żydów w getcie w Bochni we wrześniu 1943 r. twórczo wykorzystując akta sprawy Samuela Fritscha z policji żydowskiej. Jak relacjonowała :”…Grupy poszukujące ukrytych Żydów składały się z kilku osób, zwykle policjanta niemieckiego, kilku policjantów polskich oraz często osoby zatrudnionej do wyważania drzwi. Tę ostatnią funkcję pełnił pod przymusem m.in. rusznikarz Karol Goss w czasie trzeciej akcji likwidacyjnej we wrześniu 1943 r. Swoją najbliższą rodzinę stracił w pierwszej akcji. W trakcie ostatniej akcji otworzył na rozkaz Niemców 30–40 bunkrów” (t. 2, s. 563–564).)
Dr Tomasz Domański zwraca uwagę, że :’… Tymczasem w zeznaniach Goss mówił jedynie:
„Otwierałem bunkry, może 30 lub 40”161 i wskazał osoby, które jego zdaniem
zdradziły miejsca ukrycia się Żydów. Byli to dwaj odemani: Kalfus i Zucker..” A więc byli to jedynie dwaj
policjanci żydowscy.
Jak wynika z akt sprawy
Samuela Fritscha, który został w 1947 r. skazany na 7 lat:”… Sąd
zwrócił uwagę na pozytywną rolę oskarżonego w wielu sytuacjach, niemniej był
bardzo krytyczny przy ocenie konkretnych działań we wrześniu 1943 r. Rozkaz do
wykrywania bunkrów wydali oczywiście Niemcy, natomiast bezpośrednio realizacją
niemieckich zarządzeń zajmowali się odemani. Oni bowiem byli lepiej
zorientowani w sposobach ukrywania się i budowy skrytek. Ich działania np. w
przypadku bunkra Schanzerów polegały m.in. na zrywaniu podłóg. Siekierami
wyrąbali wejście. Oddali wówczas w ręce niemieckich oprawców pięć osób z
rodziny Schanzerów. Z kolei tylko w przypadku bunkra Weinfeldów „żydowscy
policjanci” ujawnili około 45 osób. W tych działaniach, jak stwierdzał sąd, „udział brali
wyłącznie członkowie żydowskiej policji porządkowej”…”. (str 59 recenzji) .
Pani Dagmara Swałtek
Niewińska korzystała z akt, których sygnaturę podała w swoim opracowaniu,
ale napisała to, co napisała. Że do getta
w Bochni aby otwierać ukryte bunkry żydowskie wchodziła policja granatowa.
W dziele „Dalej jest
noc” zasadniczo też, jeśli to było
możliwe , unikano dostrzegania udziału
Judenratów w eksterminacji Żydów.
I tak np. dr hab. Dariusz Libionka w opisie wysiedlenia Żydów z Wolbromia pisze co następuje: :”…W nocy miasteczko [Wolbrom]
zostało otoczone przez cztery oddziału Baudienstu, policję granatową i
strażaków. Nikt nie spał »bo już wcześniej mówiono o wysiedleniu i cały tydzień
siedziało się na walizkach«” (t. 2, s. 81…”.
A tymczasem relacja
Henryka Harsteina, z której twórczo skorzystał dr hab. Libionka zaczyna
się od : „…Dnia 5 września nad ranem
Judenrat kazał ludziom zebrać się w Rynku. Nikt nie spał poprzedniej nocy, bo
już mówiono o wysiedleniu i cały tydzień siedziało się na walizkach…”. (str.
60-61 recenzji).
Podobnie wykasowała
udział Judenratu z życia uciekinierki żydowskiej Mari Cukier z getta ze
Złoczowa pani Anna Zapalec. Pisze ona co
następuje:”… Takim miejscem, gdzie skłaniano się do pomocy na rzecz Żydów, był
szpital miejski. Tam właśnie pomoc otrzymała Maria Cukier, mieszkanka Zborowa,
która wyskoczyła z wagonu deportacyjnego w pobliżu Złoczowa, a w czasie skoku
została postrzelona. Zraniona dotarła do Złoczowa i opatrzono ją dopiero w
miejskim szpitalu” (t. 1, s. 741..”
Natomiast pełna
relacja ucieczki i szukania schronienia
Marii Cukier brzmi następująco: „…Około
10 km za Złoczowem, wyskoczyłam w biegu z pociągu. Niemiec z jednego z
następnych wagonów, strzelił do mnie z rewolweru i zranił w prawy bok. Kula
utkwiła niezbyt głęboko pod skórą. Doczołgałam się spowrotem do Złoczowa. Tu spotkałam Żydów noszących opaski.
Dwaj Żydzi pomogli mi
dostać się do Judenratu. Prezes Judenratu odmówił pomocy lekarskiej, gdyż nie
miałam pieniędzy (torba z pieniędzmi została w pociągu). Uważał, że mój złoty
łańcuszek nie pokryje kosztów zabiegu. Wyszłam rozgoryczona i usiadłam
na chodniku. Dwie nieznajome Polki zaniosły mnie do szpitala. W szpitalu
przeprowadzono operację – leżałam tam trzy tygodnie [podkr. – TD]…”.
Jak widać,
ustalenia dr Tomasza Domańskiego
nie dotyczą wyłącznie kwestii
metodologicznych jak sprawa „powiatów” i reprezentatywności „próbki badawczej”, o czym pisał we Wstępie czy
spraw „kontekstowych” jak zupełny brak Kościoła Katolickiego w udzielaniu pomocy Żydom po likwidacji gett.
Tu chodzi o prostackie i na dużą skalę manipulowanie
źródłami i relacjami świadków.
W tej kwestii całkowity hard core odkrył w książce „Dalej jest noc” pan dr Piotr
Gontarczyk i opisał to w recenzji w
Glaukopisie nr 36 na stronach 313-323. Chodzi
o sprawę rolników Stanisława Łopińskiego i Dionizego Ładosza ze
wsi Wrotnów niedaleko Treblinki, których
dr hab. Jan Grabowski opisuje następująco :”… Dla Żydów uciekających z Treblinki wieś Wrotnów,
o której pisałem wcześniej, była miejscem niebezpiecznym. Poza wartami chłopskimi i polską
policją na uciekinierów czyhali „woluntariusze” , którzy polowaniem na Żydów
zajmowali się prawie zawodowo . Ładosz i Łopiński, obaj gospodarze z Wrotnowa,
w 1942 r. zasłużyli się w oczach Niemców mordem dokonanym na zbiegłym jeńcu
(lub też, jak wówczas mówiono, „niewolniku”) sowieckim…”. ( str 314-315
Glaukopis).
Podstawą do takich i
innych opinii na temat Ładosza i Łopińskiego miały być akta z
archiwum dawnego Sądu Wojewódzkiego dla
Województwa Warszwskiego sygnatura
GK 318/427 [dalej: AIPN GK, 318/427.
Pan dr Piotr Gontarczyk pisze:”… Przede
wszystkim jednak trzeba stwierdzić, że wiele szczegółowo opisywanych przez
autora elementów sprawy – „polowanie na Żydów”, starosta Gramss wyprawiający
Łopińskiego i Ładosza zaopatrzonych w „żelazny list” i karabiny do ochrony
wioski „przed bandytami i Żydami”, to, że chodzili oni „za Żydami i Ruskimi”, a
przede wszystkim całe to rabowanie, mordowanie i denuncjowanie Żydów „pod wodzą
Ładosza i Łopińskiego” – nie znajduje wiarygodnego potwierdzenia w aktach
wykorzystanej przez autora sprawy. (…)Przywoła-nie źródła mającego potwierdzać zasadność tych słów wygląda
następująco: AIPN GK 318/427, zeznanie Jana Kosowskiego, 9 VI 1950 r., k.
281–28316.
Kłopot polega na tym, że
najwcześniejszą datą znajdującą się w tych aktach jest rok 1952 (a nie 1950),
sprawa ma tylko 238 kart (nie ma więc kart 281–283), a przede wszystkim żaden
Jan Kosowski nie pojawia się w sprawie. Po dłuższych poszukiwaniach udało się
ustalić, że taki dokument znajduje się w zupełniej innej sprawie, dotyczącej
samoobrony chłopskiej ze wsi Międzyleś. Protokół przesłuchania Jana Kosowskiego
z 9 czerwca 1950 r. liczy jedną stronę i nie daje żadnych podstaw do pisania o
„wolontariuszach, którzy polo-waniem zajmowali się prawie zawodowo”…”.
Czyli dr hab. Jan Grabowski całą swoją filipikę
przeciwko dwóm rolnikom z Wrotnowa jako
„wolontariuszom Holocaustu” z bronią
daną przez Niemców w garści, żeby „polować na Żydów” – opiera na
NIEISTNIEJĄCYCH stronach istniejących akt i na zeznaniu z 1952 r. przyczepionych
do akt sprawy z 1950 r.
Wszystkie te historie o wycieraniu gumką z zeznań świadków a to Niemców a to policji żydowskiej czy
Judenratów w procesie eksterminacji
Żydów a dopisywaniu, jeśli „zabrakło” jako uczestników – polskich granatowych
policjantów albo Baudienstu są więcej
niż żałosne i zawstydzające każdego człowieka , który liczy na uczciwość w
nauce. Natomiast powoływanie się na nieistniejące
strony akt sprawy i zeznanie rzekomego świadka z jeszcze innej sprawy i to dwa lata
późniejszej to już zupełna katastrofa wymagająca jakichś postępowań dyscyplinarnych i zakończenia kariery naukowej tych ludzi na polskich uczelniach. Co będzie tym łatwiejsze, że panowie Jan Grabowski , Jean Charles Szurek i Tomasz Frydel
to naukowcy z jakichś zagranicznych uczelni.
Chyba z Ottawy w Kanadzie.
Mając na względzie arogancję a wręcz
bezczelność zwłaszcza „przywódcy
duchowego” dr hab.
Jana Grabowskiego w sprawie postawionych
jemu i jego zespołowi zarzutów, wszystkim
autorom recenzji należą się szczególne podziękowania za wysiłek włożony w ujawnienie tych „usterek”,
za które inni naukowcy skończyliby swoje kariery nagle i w niesławie.
http://www.holocaustresearch.pl/index.php?show=555
Dziękuję.
OdpowiedzUsuń