Jak wiadomo polska jazda jest najlepsza na ziemi a polska
husaria w Kosmosie, więc nikt nie zwraca uwagi na piechociarzy, co jest wielką
niesprawiedliwością. Wszyscy słyszeli o bitwach pod Kircholmem i Kłuszynem.
Ostatnio hitem jest polska husaria pod Wiedniem w 1683 r. A bardzo rzadko i
tylko mimochodem wspomina się zwycięską bitwę o Fuengirolę w Hiszpanii, stoczoną
w 1810 r. przez polskich żołnierzy z 4 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego z dziesięciokrotnie
silniejszymi ( w ludziach) wojskami brytyjsko-niemiecko-hiszpańskimi
i wspieranych przez artylerię i okręty.
A piechota
„ta szara piechota” zupełnie zapomniana. No chyba, że twórcy polityki
historycznej III RP chcą pokazać zdjęcia polskich piechociarzy idących do
niemieckiej niewoli w 1939 r. Jest też jeszcze problem wizerunkowy i problem
wydawania pieniędzy Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który cierpi na taki
brak scenariuszy filmowych, że wydaje kasę na podrasowane życiorysy
Brystygierowej czy Wisłockiej Michalinki.
Dokładnie
200 lat temu cała Europa żyła wyczynem 400 żołnierzy polskiej piechoty i 57 francuskich
dragonów pod dowództwem kapitana
Franciszka Młokosiewicza w dniach 14-15 października 1810 r. na pięknym kawałku
wybrzeża hiszpańskiego na wschód od Gibraltaru – w miejscowości Fuengirola.
Który to
wyczyn zniszczył wizerunek wspaniałej
armii brytyjskiego Imperium zaledwie 5 lat po bitwie pod Trafalgarem. I zapewne
dlatego tyle filmów o tej bitwie pod Trafalgarem i o Horatio Nelsonie i jego
tłustej kochance i chudej żonie. Chyba żeby przykryć totalny obciach, jakiego
niezwyciężona brytyjska armia doznała od załogi maleńkiego starego zameczku,
składającej się ze 100 polskich piechociarzy z Czwartego Pułku Piechoty
Księstwa Warszawskiego i 11 francuskich dragonów. Przepraszam, poprawka: 10 dragonów
francuskich i jednego O’Callagana z Cullaville, Irlandczyka w służbie
francuskiej w stopniu pułkownika, który musiał uciekać z Irlandii jako członek nielegalnej
organizacji patriotycznej United Irishmen (Zjednoczeni Irlandczycy), walczącej
z okupacją brytyjską.
No więc ta
nasza piechota Kapitana Franciszka Młokosiewicza po krwawych bojach w centrum
Hiszpanii pełniła sobie w 1810 r. służbę garnizonową w maleńkiej i starej
twierdzy mauretańskiej zwanej Sohail, spoglądając na piękną plażę, szmaragdowe wody Morza Śródziemnego i piękne
Hiszpanki. Oraz degustując miejscowe wina i ryby, czasem wpadając do kolegi
porucznika Eustachego Chełmickiego i jego 60 piechurów w miasteczku Mijas – na
karty, wino i śpiew, lub dla odmiany wyprawiając się aż 30 km do samego majora Ignacego
Bronisza i jego 200 piechurów i 40 dragonów do miasteczka Alhaurin. Wchodzili w
skład korpusu generała Sebastianiego, który leżakował głównie w Maladze, jakieś
50 km na północny wschód a oddzielały ich od niego piękne góry Sierra de Mijas. Cała ich robota miała polegać na tym, aby
partyzantka hiszpańska nie miała z morza zaopatrzenia w broń od Brytyjczyków z Gibraltaru
i co jakiś czas wypolerować cztery wiekowe armaty.
Tymczasem w
niedalekim Gibraltarze generał brytyjski Andrew Thomas Blayney, 11 lord Blayney,
dowódca 89 regimentu piechoty postanowił powtórzyć sukces Napoleona z Tulonu i
wziąć z zaskoczenia Malagę. Gibraltar leży od Malagi zaledwie 140 km drogą
lądową. Ale ponieważ w tamtych czasach Hiszpania nie żyła jeszcze z turystyki,
wybrzeże nie miało drogi lądowej , więc brytyjski strateg postanowił
wykorzystać do akcji słynne brytyjskie okręty, których ci był u Brytyjczyków
dostatek.
Wymyślił
sobie, że wsadzi na brytyjski okręt liniowy HMS Rodney , trzy fregaty : HMS
Circe, HMS Topaz, HMS Sparrowhawk, pięć kanonierek, kilka brygów i slupów
transportowych oraz jeden okręt hiszpański wielkości HMS Rodney - 3 bataliony angielskiego wojska czyli jakieś 2000 sołdatów, podpłynie do Fuengiroli, wysadzi wojsko na
plaży a tam dołączy do niego 1000 hiszpańskich partyzantów. I stamtąd wspólnie rozwiną
atak lądowy na Malagę. Po drodze
zajmując w kwadrans starą twierdzę mauretańską w Fuengiroli.
Jak wymyślił, tak zrobił. To znaczy – nie do końca. Na drodze stanął mu kapitan Franciszek Młokosiewicz urodzony w Koźminku powiatu kaliskiego w roku 1769, służący od 20 roku życia od stopnia szeregowca w wojsku polskim (7 regiment piechoty Piotra Franciszka Potockiego) początkowo w wojnie z Rosją (sierżant) i w Insurekcji Kościuszkowskiej (porucznik). Od 1806 r. służył w 4 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego ,w którym dosłużył się stopnia kapitana i w kampanii 1807 przeciwko Prusakom – Orderu Virtuti Militari. Prywatnie – syn rzemieślnika Feliksa Młokosiewicza i pani Agnieszki z domu Szymańskiej. No i na drodze brytyjskiego generała stanęły wąsate wiarusy 4 Pułku Piechoty. W liczbie 400.
Pan generał
Andrew lord Blayney w dniu 14
października 1810 r. pchnął tę swoją „brytyjską Armadę” do zatoki Cala Moral,
znajdującej się w odległości 2 km na południowy zachód od Fuengiroli. Wysadził
tam na plaży wojsko brytyjskie, 5 ciężkich dział , w tym jedno 32-funtowe
obsługiwane przez 96 brytyjskich kanonierów. Sam również wysiadł z okrętu i
ruszył na czele połączonych sił
brytyjsko-hiszpańskich drogą lądową a okręty płynęły równolegle. Stanowiły one
ubezpieczenie artyleryjskie , bowiem HMS Rodney posiadał na pokładzie 74
działa.
Bezpośredni
atak na Fuengirolę zaczął się od tego, że hiszpańscy patrioci zaatakowali stado
krów pilnowanych przez polskich piechurów na łące pod twierdzą i
zabijając dwóch z nich oraz porywając bydło. Była godzina 13. W reakcji na prowokację
Hiszpanów 40 polskich żołnierzy wyskoczyło z bronią z twierdzy goniąc Hiszpanów
i bydło. W tym momencie kapitan Młokosiewicz zobaczył na horyzoncie brytyjskie
okręty i cofnął pogoń natychmiast.
O godzinie
14:00 brytyjska wyprawa lądowa dotarła
pod zamek a generał lord Blayney wysłał emisariusza do zamku z żądaniem
poddania. Na co kapitan Młokosiewicz odpowiedział: „Przyjdźcie i sobie weźcie”.
W tym
momencie brytyjskie okręty otworzyły ogień a polska załoga musiała
błyskawicznie opanować obsługę czterech starych dział, bowiem Hiszpanie
uciekli. Optymistom szczęście sprzyja i
sierżant Zakrzewski piechociarz w roli artylerzysty spisał się rewelacyjnie –
zatapiając na wejściu jedną kanonierkę i szarpiąc parę innych. W tych
okolicznościach przyrody Brytyjczycy wycofali się poza zasięg ognia polskich
dział a twierdzę ostrzeliwały dwie brytyjskie fregaty.
Czas mijał i
piechota brytyjsko –hiszpańska po przegrupowaniu ruszyła w regularnym ataku na
twierdzę. Polska artyleria i piechota otworzyły ogień kładąc trupem dowódcę II batalionu 89 elitarnego Pułku
Piechoty brytyjskiej Connaught Rangers i
paru innych Anglików a z kolei wśród obrońców – ranny został sam dowódca Młokosiewicz
i 13 żołnierzy oraz zostało zabitych trzech innych.
Nadeszła noc
i wojsko brytyjskie nieco się wycofało a generał Blayney zarządził sprowadzenie
na ląd dodatkowych dział celem urządzenia pod twierdzą stałych stanowisk
artyleryjskich i zniszczenia jednej ze ścian muru obronnego zamku Sohail.
Normalnie jak w II tomie „Potopu” Henryka Sienkiewicza Szwedzi pod Jasną Górą,
tylko w znacznie lepszych warunkach pogodowych i krajobrazowych.
Tej nocy
działy się i inne rzeczy mrożące krew w żyłach: załoga niedalekiej placówki w
Mijas pod dowództwem porucznika Chełmickiego na odgłos wielogodzinnej kanonady
od strony Fuengiroli – jak pisze docent wiki :”… prześliznęła się przez brytyjskie linie wokół zamku..” i dołączyła do obrońców twierdzy Sohail. Z
kolei major Bronisz w Alhaurin
zawiadomiony o ataku – wymaszerował ze swoimi siłami wczesnym rankiem 15
października 1810 r. w stronę Mijas i tam natrafił na oddział hiszpańsko
–niemiecki w liczbie 450 sołdata, wysłany przez lorda Blayneya dla obsadzenia
placówki Mijas.
Więc piechota polska „poszła na bagnety” i
starła w proch dwukrotnie silniejszy oddział, po czym ruszyła na ratunek
załodze Fuengiroli.
Od wczesnego
poranka 15 października trwał silny brytyjski ostrzał artyleryjski zamku, w
wyniku którego zniszczona została jedna z wież. Dopłynął też na miejsce HMS
Rodney i „ten drugi okręt hiszpański” i wysadziły dodatkowe 932 żołnierzy
piechoty brytyjskiej z I batalionu 82 pułku.
W tej
sytuacji kapitan Młokosiewicz postanowił wykonać atak wyprzedzający na pozycje
artylerii brytyjskiej całą posiadaną siłą w liczbie 130 żołnierzy, zostawiając
rannych do pilnowania bramy.
Atak był
takim zaskoczeniem, że hiszpański regiment obsadzający wzgórze z armatami z
przewagą 10:1 czyli w liczbie około 1.300 sołdatów rozproszył się i wycofał. A
polscy żołnierze opanowali jedną baterię armat – odwrócili te armaty
i zaczęli ostrzeliwać siły brytyjskie. Mimo tego, że Polacy uczyli się
obsługiwać te armaty „w biegu”, narobili
potwornego zamieszania w oddziałach wroga, utrudniając znacznie przegrupowanie.
Ostrzał ten trwał około pół godziny, czyli w tych warunkach – niemal
wieczności.
W ciągu pół godziny generał lord Blayney ogarnął swoje wojsko i rozkazał uderzyć na „polską baterię”
ale Polacy wysadzili zapasy prochu tej baterii i już mieli zamiar wycofać się do twierdzy, kiedy lewą flankę Brytyjczyków zaatakował oddział majora Ignacego Bronisza, który nadszedł z odległego o 30 km Alhaurin, po drodze rozbijając oddział niemiecko-hiszpański.
W ciągu pół godziny generał lord Blayney ogarnął swoje wojsko i rozkazał uderzyć na „polską baterię”
ale Polacy wysadzili zapasy prochu tej baterii i już mieli zamiar wycofać się do twierdzy, kiedy lewą flankę Brytyjczyków zaatakował oddział majora Ignacego Bronisza, który nadszedł z odległego o 30 km Alhaurin, po drodze rozbijając oddział niemiecko-hiszpański.
Nastąpiło w
siłach brytyjskich kolejne zamieszanie i odwrócenie uwagi od oddziału kapitana
Młokosiewicza, który przegrupował swoje 130 osobowe „siły” i uderzył na
brytyjskie wojsko – z prawej strony. W ataku brali udział również francuscy
dragoni z twierdzy z 21 regimentu – w liczbie 30. Historia zapewnie wie, czy francuscy dragoni
wystąpili jako kawaleria czy jako piechota, ale ja nie znalazłam informacji na
ten temat.
Działo się to wszystko w czasie, kiedy HMS Rodney wysadzał 932 sołdatów I batalionu 82 Pułku i ci żołnierze wobec panującego chaosu – również się załamali.
Działo się to wszystko w czasie, kiedy HMS Rodney wysadzał 932 sołdatów I batalionu 82 Pułku i ci żołnierze wobec panującego chaosu – również się załamali.
W oku
cyklonu znalazł się nieszczęsny generał lord Blayney, którego żywot podobno
polska piechota chciała zakończyć bagnetami, ale miał go wyratować francuski
dragon niejaki Frederic Petit (Fredek Mały). To jest informacja z polskiego
docenta wiki, którego zupełnie nie potwierdza brytyjski docent wiki. Wg
brytyjskiego docenta wiki, generał Blayney :”… After Lord Blayney was taken
prisoner by the Poles, his infantry sounded retreat and started a chaotic re-embarcation under the
fire of their own, captured once more, guns….”.(Po tym, jak Lord Blayney został wzięty do niewoli przez Polaków, jego piechota
zarządziła odwrót i zaczęła chaotyczny załadunek pod ogniem swoich własnych, przejętych
jeszcze raz , dział).
Co do tej okoliczności zdania mogą być
podzielone, albowiem na scenie pojawia się Irlandczyk w służbie
francuskiej dragon w stopniu pułkownika o nazwisku O’Callagan pochodzący z miejscowości Cullaville
w Irlandii. I wedle angielskiego docenta wiki
to on miał nalegać na wzięcie generała Blayneya do niewoli.
Niewykluczone, że powodem było to, iż Blayney był „lordem irlandzkim” tzn. miał
majątek położony w Irlandii , co wg naszych kryteriów oznacza, iż był brytyjskim okupantem Irlandii, która jęczała
dosłownie od czasów Cromwella i Elżbiety pod brytyjskim butem. Podobno O’Callagan
z Cullaville nalegał, aby generała Blaneya wymienić na innego ważnego irlandzkiego
patriotę z organizacji United Irishmen.
Najprawdopodobniej
jednak Blayneya polskie wojsko wzięło do niewoli i zawlokło do twierdzy, aby
zasygnalizował brytyjskim okrętom, aby przerwały ostrzał starej twierdzy, żeby
się nie rozsypała.
A ten cały
„Frederic Petin francuski dragon” był wymysłem samego Blayneya, który został
przekazany do francuskiego dowództwa generała Sebastianiego i w niewoli
francuskiej przesiedział 4 lata.
Nie mógł on spokojnie
myśleć o Polakach, więc brał odwet jak potrafił.
Z pobytu w
niewoli napisał wspomnienia pt. Narrative of a Forced Journey
through Spain and France as a Prisoner of War in the Years 1810 to 1814, by
Major-General Lord Blayney (London, 1814)
W tych wspomnieniach tak opisał swoje pierwsze wrażenie z „polskiej niewoli”:
„…Scena, która się wydarzyła w tym momencie nigdy nie zostanie wymazana z
mojej pamięci, zarówno polscy oficerowie i żołnierze mieli wszyscy wygląd tych
zdesperowanych rozbójników opisanych w romansach; ich długie wąsy, ich twarze
poczerniałe od dymu i prochu strzelniczego, i ich zakrwawione i podarte
ubrania, nadające im wygląd nieopisanie groźny…”.
Ja się zastanawiam, gdzie on prowadził wcześniej te swoje wojny, że nie kojarzył, jak ma wyglądać żołnierz po ponad 24 godzinach nieprzerwanego boju bez możliwości snu i jedzenia. Część tych żołnierzy w dodatku musiała w pełnym oprzyrządowaniu wojskowym przebiec marszobiegiem około 40 km w terenie górskim Sierra de Mijas, po drodze zaliczając atak na bagnety na dwukrotnie większy oddział. A w wolnych chwilach obsługując armaty.
Ja się zastanawiam, gdzie on prowadził wcześniej te swoje wojny, że nie kojarzył, jak ma wyglądać żołnierz po ponad 24 godzinach nieprzerwanego boju bez możliwości snu i jedzenia. Część tych żołnierzy w dodatku musiała w pełnym oprzyrządowaniu wojskowym przebiec marszobiegiem około 40 km w terenie górskim Sierra de Mijas, po drodze zaliczając atak na bagnety na dwukrotnie większy oddział. A w wolnych chwilach obsługując armaty.
W tej bitwie najważniejsze były takie okoliczności przyrody jak : pot, krew,
proch, piach plus wąsy – i dźganie bagnetami – a ten pan, terroryzujący w życiu
prywatnym bezbronnych Irlandczyków – i w tej bitwie mający do dyspozycji przeważające
siły w ludziach i sprzęcie 10:1 – przegrywa bitwę idaje się wziąć do niewoli. A
w epilogu przedstawia wroga w konwencji powieści gotyckiej, jakże modnej w tamtych
czasach.
W kwestii remanentów pobitewnych warto wspomnieć, że generał lord Blayney
musiał oddać swój szablę- zwycięzcy i Kapitan Młokosiewicz otrzymał tę szablę. Jakimi
drogami ta szabla zawędrowała do Muzeum Czartoryskich w Krakowie – nie wiem, ale
myślę, że warta jest zbadania.
Wojskowy bilans bitwy jest następujący: po stronie polskiej 20 zabitych i 100 rannych , natomiast po stronie brytyjskiej: 40 zabitych, 70 rannych, 177 wziętych do polskiej niewoli , w tym dowódcę całej ekspedycji, utrata kanonierki, 5 dział, 300 karabinów, 60 tysięcy sztuk amunicji – plus ośmieszenie totalne i utrata twarzy.
Początkowo nikt nie chciał uwierzyć w tak porażające zwycięstwo trzech małych garnizonów piechoty polskiej z siłami posiadającymi taką przewagę.
Generał Sebastiani przybył ze swoimi wojskami z Malagi w dniu 16 października 1810 r. i dopiero kiedy na własne oczy zobaczył „teatr wojny” wysłał raport do marszałka Soulta a Cesarz Francuzów czyli Napoleon Bonaparte odznaczył 18 grudnia 1810 r. Kapitana Franciszka Młokosiewicza , majora Ignacego Bronisza i porucznika Eustachego Chełmickiego – Legią Honorową. Ten to umiał docenić wojsko, bo sam był fachowcem najlepszym w branży do czasu, aż nie docenił „czynnika pogodowego”.
Wojskowy bilans bitwy jest następujący: po stronie polskiej 20 zabitych i 100 rannych , natomiast po stronie brytyjskiej: 40 zabitych, 70 rannych, 177 wziętych do polskiej niewoli , w tym dowódcę całej ekspedycji, utrata kanonierki, 5 dział, 300 karabinów, 60 tysięcy sztuk amunicji – plus ośmieszenie totalne i utrata twarzy.
Początkowo nikt nie chciał uwierzyć w tak porażające zwycięstwo trzech małych garnizonów piechoty polskiej z siłami posiadającymi taką przewagę.
Generał Sebastiani przybył ze swoimi wojskami z Malagi w dniu 16 października 1810 r. i dopiero kiedy na własne oczy zobaczył „teatr wojny” wysłał raport do marszałka Soulta a Cesarz Francuzów czyli Napoleon Bonaparte odznaczył 18 grudnia 1810 r. Kapitana Franciszka Młokosiewicza , majora Ignacego Bronisza i porucznika Eustachego Chełmickiego – Legią Honorową. Ten to umiał docenić wojsko, bo sam był fachowcem najlepszym w branży do czasu, aż nie docenił „czynnika pogodowego”.
Kapitan Młokosiewicz był na ustach całej Europy, zwłaszcza w świecie wojskowym
i negatywny wizerunek Polaków jako żołnierzy nie mógł być już wykorzystywany w propagandzie
brytyjskiej. Co było czynione w propagandzie brytyjskiej wcześniej. Jego fanem był na przykład młodszy brat cara rosyjskiego
wielki książę Mikołaj Romanow, przyszły car Mikołaj I.
Kapitan Franciszek Młokosiewicz walczył jeszcze „pod Napoleonem” m.in. w
odwrocie pod Berezyną i w Bitwie Narodów pod Lipskiem w 1813 r. Następnie służył
w 1815 r. w stopniu majora w Korpusie Inwalidów Królestwa Kongresowego.
W 1817 r. złożył dymisję i ożenił się. Pierwszą żoną była Anna Sokołowska
posiadająca majątek w Omięcinie koło Radomia. Drugą żoną była pani Anna Janikowska primo voto Guźniewska,
z którą miał troje dzieci: Konstantego, Ludwika i córkę Helenę.
Z pierwszego małżeństwa miał jedno dziecko, podobno syna. Ale w takim wypadku
powstaje problem genealogiczny, bowiem wg bazy danych Geni Franciszek Młokosiewicz
miał też córkę Annę, która była drugą żoną Leona Potockiego, syna Stanisława Floriana
Potockiego. Z tego małżeństwa urodziła się
Leonia Potocka herbu Pilawa Złota, która wyszła za mąż za pana Henryka Dobrzańskiego
h. Leliwa i mieli oni troje dzieci, w tym syna Henryka juniora. Ten zaś ożenił się
z panną Marią Lubieniecką h. Rola i tak dochodzimy do ich dwojga dzieci: pani Leonii
Pappèe i Henryka Dobrzańskiego III, czyli Majora „Hubala”.
Zanim urodzili się ci wszyscy potomkowie a raczej potomkinie, to major Franciszek
Młokosiewicz zdążył jeszcze „przystąpić do służby czynnej” w Powstaniu Listopadowym,
gdzie uzyskał stopień pułkownika. Miał wtedy 62 lata. W bitwie pod Kałuszynem brał
udział w ataku na prawą flankę wojsk rosyjskich, po którym uzyskał nominację na
generała. Kiedy już Paskiewicz atakował Warszawę, Generał Młokosiewicz bronił Woli.
Po upadku Warszawy, rozejrzał się po całym kraju i zapewne pomyślał sobie „po co nam to było” i – poprosił o dymisję, złożył przysięgę na wierność Mikołajowi i wrócił do Omięcina. Mikołaj nigdy mu tego nie zapomniał i nagrodził go szlachectwem Królestwa Polskiego. Herb generała Młokosiewicza nosił nazwę Fuengirola i podobno (wg Szenica) :”… w polu czerwonym kamienna baszta sześcioboczna z blankami, w bramie baszty złoty lew w prawo spięty, miecz w prawej łapie do cięcia trzymający, w szczycie hełmu pół lwa jak w tarczy, w prawo paszczą w tył obrócony…”.
Po upadku Warszawy, rozejrzał się po całym kraju i zapewne pomyślał sobie „po co nam to było” i – poprosił o dymisję, złożył przysięgę na wierność Mikołajowi i wrócił do Omięcina. Mikołaj nigdy mu tego nie zapomniał i nagrodził go szlachectwem Królestwa Polskiego. Herb generała Młokosiewicza nosił nazwę Fuengirola i podobno (wg Szenica) :”… w polu czerwonym kamienna baszta sześcioboczna z blankami, w bramie baszty złoty lew w prawo spięty, miecz w prawej łapie do cięcia trzymający, w szczycie hełmu pół lwa jak w tarczy, w prawo paszczą w tył obrócony…”.
Co tu dużo mówić, każdy chciałby mieć taki herb.
Przed śmiercią w roku 1845 wydał swoje wspomnienia jako odpowiedź na dzieło generała lorda Blayneya, który robił co mógł, aby się zemścić na Polakach. Jedną z form było info, że tak naprawdę zwyciężyli go Francuzi pod dowództwem generała Sebastianiego.
Przed śmiercią w roku 1845 wydał swoje wspomnienia jako odpowiedź na dzieło generała lorda Blayneya, który robił co mógł, aby się zemścić na Polakach. Jedną z form było info, że tak naprawdę zwyciężyli go Francuzi pod dowództwem generała Sebastianiego.
Generalnie Brytyjczycy śledzili losy Generała Młokosiewicza i jego syna
Ludwika, który ma nawet hasło w brytyjskiej wiki.
Ludwik Młokosiewicz, urodzony 25 sierpnia 1831 r., kiedy jego ojciec miał lat 62 i miał wziąć udział w bardzo niebezpiecznej przygodzie wojennej.
Ludwik Młokosiewicz, urodzony 25 sierpnia 1831 r., kiedy jego ojciec miał lat 62 i miał wziąć udział w bardzo niebezpiecznej przygodzie wojennej.
Jego Ojciec miał wobec niego jasno sprecyzowane nadzieje.. Chciał z niego
uczynić żołnierza i kiedy otrzymał szlachectwo wysłał syna do Aleksandryjskiego
Korpusu Kadetów w Brześciu nad Bugiem, gdzie młodzieniec dotrwał do śmierci Ojca.
Rzucił Korpus Kadetów i uczył się prywatnie. Po czym z tajemniczych powodów wstąpił
jako ochotnik do Armii Rosyjskiej i skorzystał z przywileju ochotnika – mógł sobie
wybrać miejsce pobytu. Wybrał Kaukaz i został wybrany do miejscowości Lagodekhi,
położonej u stóp Wysokiego Kaukazu. Stacjonował z garnizonem i włóczył się po przepięknej
okolicy leśnej rozciągającej się na wysokościach od 500 do 3500 m npm.
Okazał się entuzjastą przyrody, zarówno ptaków, zwierząt jak i roślin. Odkrył m.in. nazwane jego imieniem : sporego ptaka cietrzewia kaukaskiego zarejestrowanego dla nauki jako „Tetrao mlokosiewiczi” oraz piwonię nazwaną „złotą piwonią” lub „piwonią kaukaską” a zarejestrowaną jako „Paeonia daurica subsp. mlokosewitschii”.
Okazał się entuzjastą przyrody, zarówno ptaków, zwierząt jak i roślin. Odkrył m.in. nazwane jego imieniem : sporego ptaka cietrzewia kaukaskiego zarejestrowanego dla nauki jako „Tetrao mlokosiewiczi” oraz piwonię nazwaną „złotą piwonią” lub „piwonią kaukaską” a zarejestrowaną jako „Paeonia daurica subsp. mlokosewitschii”.
Służył do roku 1861 r. i zostawił po sobie park garnizonowy, w którym nasadzał
różne ciekawe okazy flory m.in. magnolie, rododendrony i odmiany brzozy wysokogórskiej.
Wrócił do Polski a następnie w 1962 wyjechał do Persji i Beludżystanu. Kiedy
wrócił po roku został aresztowany i skazany na 6 lat zsyłki do guberni woroneskiej
pod zarzutem szpiegostwa i podżegania do buntu. Zwolniono go w 1867 r. i wtedy zaczął jeździć trochę
po świecie – w tym znowu po Persji. Po powrocie w roku 1878 r. wystarał się o posadę
leśnika w Lagodekhi, gdzie zamieszkał we własnym domu na terenie obecnego Parku
Narodowego Lagodekhi. Założył dendrarium
– podobno aż 1200 drzew z całego świata. Prowadził badania przyrodnicze finansowane
w pewnej części przez Aleksandra i Konstantego Branickich oraz dostarczał muzeom
okazy zoologiczne i botaniczne.
Ilekroć mówi
się o Lagodekhi Protected Areas albo o Lagodekhi National Park, zawsze pada wtedy
nazwisko Młokosiewicza, bowiem to Ludwik Młokosiewicz naciskał już od 1889 r. na
rząd rosyjski na utworzenie strefy chronionej na terenie obecnego Parku Narodowego
Lagodekhi.
Pozostał na Kaukazie do śmierci. Na emeryturę przeszedł w 1897 r. a zmarł w 1909 r. i jego odnowiony ładnie nagrobek jest na cmentarzu w Lagodekhi. Ojciec – bohater spod Fuengiroli leży na Powązkach w Warszawie.
Pozostał na Kaukazie do śmierci. Na emeryturę przeszedł w 1897 r. a zmarł w 1909 r. i jego odnowiony ładnie nagrobek jest na cmentarzu w Lagodekhi. Ojciec – bohater spod Fuengiroli leży na Powązkach w Warszawie.
Na stronie Muzeum Chopina w Warszawie (w języku angielskim)
znajduje się informacja, że :”…Muzeum Chopina
posiada także szkice, których kompozytor nigdy nie użył do swoich dzieł (…) fragmentów
piosenki „Dawny polak (sic!) chodził w portkach” (…) jak również refren z „Mazurka
Dąbrowskiego” (..) z zabawną dedykacją „od jednego ignoranta dla drugiego…” prawdopodobnie
dla Konstantego Młokosiewicza, Lejtnanta Huzarów , datowany Carlsbad.2.Sept.1835…”.
To chyba starszy syn Franciszka Młokosiewicza jest adresatem.
Jest to historia
tak fantastyczna, że zapiera dech w piersiach. A jak to
wyglądało, namalował January Suchodolski, który namalował wiele obrazów batalistycznych
z epoki wojen napoleońskich. Na razie musi nam wystarczyć, skoro nikt nie nakręcił
filmu. Była tylko jakaś rekonstrukcja nagrana dla TVP, ale historia milczy, co się
z nią dzieje.
"Po tym, jak Lord Blayney został wzięty do niewoli przez Polaków, jego piechota zarządziła odwrót i zaczęła chaotyczny załadunek pod ogniem swoich własnych, przejętych jeszcze raz, karabinów".
OdpowiedzUsuńNa końcu zamiast "karabinów" powinno być "armat", tak mi się wydaje.
Świetna historia. Dziękuję bardzo za Pani blog.
Pozdrawiam
Krzysztof
Dzięki za korektę. Tłumaczyłam bez wsparcia słowniak i wydawało mi się, że armata to - canon i ... poszło. Ale tak się dobrze bawiłam (uwielbiam takie historie),że wrzuciłam notkę do sieci po jednokrotnym przeczytaniu. Dzięki za dobre słowo. Też uważam, że historia jest naprawdę ekstra i zasługuje na pamięć Polaków. Piechota nie jest gorsza od jazdy a Polacy potrafią pokazać, że nawet najbutniejsze imperia są do wyśmiania.
UsuńDzięki za przypomnienie innej ważnej bitwy. Czwarty Pułk Piechoty uczestniczył jeszcze w walkach roku 1814. Po powrocie do Polski weszli w skład Pułku Piechoty Nadwiślańskiej, jeśli dobrze pamiętam.
OdpowiedzUsuńSuper esej historyczny.Jak zwykle 5 z +.
OdpowiedzUsuńA propos brytyjskiej propagandy .Kilka lat temu czytałem w miesięczniku ,,Mówią wieki ,,zabawną historyjkę .Otóż w drugiej połowie XIX wieku przyjechał do Anglii włoski nauczyciel szermierki .Był świetny więc zdobył sobie wielu zamożnych klientów spośród angielskiej arystokracji .Wzbudziło to zawiść u jego kolegów po fachu (Anglików),którzy zaczaili się na niego w ciemnej uliczce .Było ich pięciu .Na szczęście Włoch nie ufał honorowi angielskiemu i nosił kolczugę z cienko plecionych kółeczek ,która skutecznie uratowała mu życie podczas tego ,,pojedynku,,Trochę go poranili ale niegrożnie .Za to trzech z jego przeciwników padło trupem na miejscu a dwóch zostało ciężko poranionych .Po tym starciu angielska prasa pisała że Włoch walczył ,,niehonorowo ,,gdyż założył kolczugę .Pozdrawiam Pantero .
OdpowiedzUsuńKochana Pantero! Twoja historia (zatem nie chodzi o historie, które opisujesz) jest zaprzeczeniem faktów które opisujesz - gdyż jest najzwyczajniej rzecz ujmując nieprawdopodobna; otóż nie może istnieć realnie osoba o takim talencie, jaki się nam daje do bezbrzeżnego podziwiania, zatem jesteś... duchem?
OdpowiedzUsuńPowyższa supozycja wydaje się tym bardziej uprawniona, im bardziej wydawnictwa wszelkiej rangi unikają jak ognia (piekielnego?) opublikowania tych pereł w jednym zbiorze opowiastek: zarobek byłby fantastyczny (któż technicznie nadążyłby z dodrukami), tylko ten problem z tantiemą (tj. z urzędem podatkowym) - jak uiścić, skoro Autor nie z tej ziemi?
Dobry Pan Bóg mógłby wreszcie coś zrobić w tej Sprawie, a nie wodzić nas na pokuszenie oddawania hołdów Duchowi, nie świętemu przecież...
P.S.
Też nie czytam przed publikacją, więc wybaczcie niezamierzone mętności - uniesienie niechaj będzie usprawiedliwieniem