W dniu 27 marca 2019 r. zmarł w Montevideo w Urugwaju
w wieku lat 95 Jan Kobylański ,
wybitny działacz polonijny, multimilioner i filantrop. Jego śmierć została
uczczona przez szczujnię III RP we
właściwy dla niej sposób czyli powtórką oszczerstw i pomówień, których nie
udało się udowodnić w sądach.
Najłagodniejszym określeniem było „kontrowersyjny”. Newsweek się nie krępował i dał tytuł : „Nie żyje Jan Kobylański- antysemita, działacz
polonijny i sponsor Radia Maryja….”. A w samym artykule było standardowo: „..Kobylański sam twierdził, że był więźniem obozów koncentracyjnych,
odznaczonym Krzyżem Oświęcimskim. (…)Jak to możliwe, że tuż po wojnie Jan
Kobylański dysponował sporym majątkiem? I czy to prawda, że wtedy – według
jednej z wersji jego życiorysu – wpadł w tarapaty, bowiem oszukał swojego
kontrahenta, dostarczając mu żelazo zamiast jakiegoś dużo cenniejszego metalu?
Podobno był poszukiwany przez austriacką prokuraturę i nie mając wyboru w 1953
roku uciekł za granicę, do Paragwaju….”.
To takie odpryski z kampanii przeciwko dobremu imieniu śp. Jana Kobylańskiego, prowadzonej przez mocny zespół w składzie: Ryszard Schnepf wielokrotny ambasador III RP (a prywatnie syn
Maksymiliana Schnepfa w lipcu 1945
dowódcy pododdziału I Praskiego Pułku Piechoty , uczestniczącego wraz z 62
Dywizją Wojsk Wewnętrznych NKWD i Smiersz w Obławie Augustowskiej, w
której zostało aresztowanych ok. 7000
polskich mężczyzn, kobiet, dzieci, z których
co najmniej 592 nigdy nie zostało odnalezionych), Radosław Sikorski wielokrotny minister III , Jarosława Gugałę
byłego ambasadora III RP w Urugwaju i dziennikarza, Adama Michnika i jego
wiernego Mikołaja Lizuta oraz zespołu dziennika Rzeczpospolita z redaktorem Jerzym Morawskim i niejaką Hanną Woysław „dziennikarką” .O
Danielu Passencie czy Władysławie
Bartoszewskim nie trzeba wspominać. Razem 18 „filarów III RP”.
Wedle starej mądrości „pokaż mi twoich wrogów a powiem ci,
kim jesteś” widać, że śp. Jan Kobylański
to musiał być bardzo porządny gość.
I został uznany przez tutejsze stalinięta za potencjalnie bardzo
niebezpiecznego dla ich interesów nad Wisłą.
Śp. Jan Kobylański
urodził się w dniu 21 lipca 1923 r. w Równem czyli ok. 30 km od
Drohobycza, w którym w roku 1920 urodził się Maksymilian Schnepf , przyszły
uczestnik Obławy Augustowskiej „ramię w ramię” z NKWD i Smiersz a w latach 1951
– 1954 szefa I Oddziału Zarządu II Sztabu Generalnego WP.
W lipcu 1945 r. śp. Jan Kobylański jako jeden z tysięcy
byłych więźniów niemieckich obozów
koncentracyjnych, którym wedle słynnej „redaktor” Hanny Woysław Recman, „nie
mógł być, bo ona to ustaliła w śledztwie dziennikarskim” , kierował się z
Austrii na Włochy, gdzie stacjonowała
Armia Generała Andersa a Hrabianka Lanckorońska z Prałatem Meysztowiczem organizowali i
finansowali poprzez stypendia naukę młodych Polaków nie mających dokąd wrócić
po wojnie.
Kiedy Maksymilian Schnepf dostał się na szczyty stalinowskiego wywiadu
wojskowego PRL śp. Jan Kobylański
ukończył Wyższą Szkołę Handlową w
Mediolanie (1950 r.) i założył firmę
eksportu metali z Włoch do Szwajcarii a następnie rozpoczął pracę na giełdzie metali w Zurychu .
Pracował do 1952 r. Wtedy podjął decyzję
o wyjeździe do Paragwaju.
Wśród wielu wrednych plotek na temat śp. Jana
Kobylańskiego najbardziej szalona jest o
tym, jak to „przeszmuglował się do Paragwaju w ramach programu Odessa dla
niemieckich nazistów”.
Tymczasem Paragwaj
po wojnie jeszcze za rządów
POPRZEDNIKA prezydenta Stroessnera
przyjąć miał kilkanaście tysięcy „rodzin z Europy” w ramach specjalnego
programu „dla specjalistów”. Tym prezydentem
był Frederico Chaves.
Warto zwrócić uwagę na to, że władze Paragwaju ustawą np. 18/52 z dnia 25 marca 1952 r. powołały do życia Banco Central del Paraguay czyli Bank Centralny Paragwaju ,
który miał wśród wielu zadań również zarządzanie wybijania nowej monety – guarani i drukowania
banknotów. Waluta guarani była
wtedy zupełnie nowa w historii
Paragwaju bo zastąpiła peso w roku 1943.
Pierwsze monety guarani zostały wybite w
roku 1944 a na rok 1953 szykowało się
drugie bicie monety guarani już pod
skrzydłami nowego banku centralnego.
No i w tych
historycznych chwilach przyjechał do
Paragwaju ze Szwajcarii Jan Kobylański, , który pracował w Zurychu na
giełdzie metali szlachetnych.
Moneta centimo z roku 1953 ma nietypowy kształt ,
bowiem brzegi mają
kształt określany jako „muszelka”. Ciekawszy jest obrazek na rewersie monet paragwajskich: do złudzenia przypominają one rewers złotówki
PRL z 1949 r.
Plotka głosi, że wielki sukces biznesowy śp. Jana Kobylańskiego w Paragwaju rozpoczął się od uzyskania monopolu na drukowanie znaczków pocztowych
Paragwaju . W przetargu. Ponadto Jan Kobylański był doradcą ministra poczty
Republiki Paragwaju. Podobno był tez związany
z mennicą.
Tak więc powtórzmy: kiedy Jan Kobylański przybył do
Paragwaju, prezydentem państwa był Frederico Chaves.
Jego następca Alfredo
Stroessner rozpoczął swoje długie rządy
w dniu 15 sierpnia 1954 r. Jest to
ciekawa postać, bowiem ze strony matki
jest on Indianinem Guarani. Urodził się
w miejscowości Encarnación w
departamencie Itapúa, gdzie od lat 30-tych XX w. zamieszkiwała bardzo
silna społeczność ukraińska z Wołynia
ale również i polska. W tamtych latach do zniszczonego wojną domową
Paragwaju wyjechało ok. 8000
obywateli II RP, głównie
Ukraińców. Mają tam pomnik poety Tarasa
Szewczenki, który odsłonił „demoniczny”
prezydent Stroessner w latach 70-tych.
Ale Polacy też zaznaczyli tam swoją obecność.
Najsłynniejszym
poetą piszącym wiersze w języku
guarani był Julio Correa Myzkowski, żyjący w latach 1890-1953. Posiadanie
rodaka Polaka , piszącego wiersze w języku
matki urzędującego prezydenta z pewnością nie zaszkodziło karierze śp. Jana Kobylańskiego.
Ale wydaje się, że sam śp. Jan Kobylański sam odcisnął swój
ślad w kulturze Paragwaju. Oto w roku 1955 wydany zostaje znaczek poświęcony 350 rocznicy założenia Misji San Ignacio Guazu z portretami
beatyfikowanego Roque Gonzaleza i
San Ignacio a w roku 1956 r. wydany został na 400-lecie śmierci św.
Ignacego Loyoli znaczek za 50
centimos. Poza tym widzimy na znaczkach
wówczas wydawanych rysunki ruin misji jezuickich na terytorium Guarani.
W tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy to nie te
„projezuickie treści” na znaczkach pocztowych Republiki Paragwaju naraziły
prezydenta Stroessnera na „podejrzenie o współpracę z nazistami”.
Prezydent
Argentyny Juan Peron , który rządził po
raz pierwszy jako prezydent w okresie od czerwca 1946 r. do września 1955 r.
takich problemów wizerunkowych nie ma, a to on jest oskarżany o przyjęcie na terytorium Argentyny
znacznej ilości niemieckich zbrodniarzy wojennych w ramach „programu ODESSA”.
M.in. w 1946 r. przyjechał do Argentyny Adolf Eichmann.
Ale jak Juan Peron może mieć „problemy wizerunkowe”, skoro
jego głównym doradcą ekonomicznym od roku 1954 r. był niejaki Jose Ber Gelbard
ur. 1917 r. w Radomsku, przywieziony do
Argentyny przez rodziców w roku 1930, który mimo braku jakiegokolwiek
formalnego wykształcenia ale za to z komunistyczną przeszłością w
jaczejkach argentyńskich , wspiął się na szczyty władzy politycznej w
Argentynie po wojnie i jeszcze w 1973 r.
negocjował powrót Juana Perona z wygnania w Hiszpanii. Jose Ber Gelbard był oczywiście Żydem, głównym
twórcą planów gospodarczych Perona i człowiekiem, który złamał blokadę
gospodarczą wobec Kuby komunistycznej i braci Castro oraz był gościem
najwyższych władz ZSRR oraz PRL w latach 70-tych .
No i nie przeszkadzało mu, że jego pracodawca Peron przyjął
ładne parę tysięcy niemieckich zbrodniarzy wojennych do Argentyny. Został ministrem bez teki w
1954 r. ale po obaleniu Perona musiał wiać do USA. Odkuł się po powrocie Perona
w latach 70-tych i wtedy naprawdę dostał się do sejfu, o czym opowiada historia
niejakiego Davida Greinera Gitnachta, który miał w wieku 35 lat zostać z niczego właścicielem
4 banków i zgromadził ponad 200 mln USD i miał kontakty z Montoneros. Źli ludzie
mówili, że bez starego Gelbarda młody Greiner nie dorobiłby się tak błyskawicznie.
Były też oskarżenia o defraudacje i młody
Greiver zginął w Meksyku w swoim samolocie a rodzina w Argentynie poszła siedzieć.
,
Jak donoszą Internety, w ramach projektu „Żydowskie Muzeum pod Otwartym Niebem” a właściwie projektu „Yiddele Memory” w Radomsku jedna z płyt na Placu 3 Maja poświęcona jest pamięci Józefa Gelbarda „argentyńskiego ministra gospodarki”. Czyli Jose to nasza duma i chwała.
Jak donoszą Internety, w ramach projektu „Żydowskie Muzeum pod Otwartym Niebem” a właściwie projektu „Yiddele Memory” w Radomsku jedna z płyt na Placu 3 Maja poświęcona jest pamięci Józefa Gelbarda „argentyńskiego ministra gospodarki”. Czyli Jose to nasza duma i chwała.
A śp. Jan Kobylański
miał za życia w III RP procesy o zniesławienie, odebranie funkcji Konsula RP przez ministra Bartoszewskiego a po śmierci wylew szamba w
„mediach mętnego nurtu”. Za co? Chyba za to, że był. I komuś nie pasował.
Kiedy Jan Kobylański rozkręcał
biznesy filatelistyczne i inne w dalekim Paragwaju , w PRL szef
Zarządu II Sztabu Generalnego WP wydał pisemny rozkaz operacyjny nr 1/54 dla „attache
wojskowego, morskiego i lotniczego płk.
Sznepfa Maksymiliana aby 23 kwietnia
1954 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych aby pod płaszczykiem legalnej
rezydentury przy ambasadzie PRL w
Waszyngtonie zajmować się sprawami „innymi”. A konkretnie wchodzi bezpośrednio pod skrzydła GRU ( w
końcu był też żołnierzem Armii Czerwonej, podobno nawet pod Stalingradem) jako
agent „Czapla”.
Minęły lata i agent GRU „Czapla” wrócił na łono PRL
aby wieść spokojne życie kierownika Studium Wojskowego
na Uniwersytecie Warszawskim a gdzie jego synek Ryszard
w 1974 r. zrobił magisterkę na
kierunku „Iberystyka”, po czym w 1978
r. dostał etat zastępcy kierownika Katedry Iberystyki a doktorat zrobił oczywiście w PAN. A w stanie wojennym oczywiście jako
„przeciwnik reżymu” znalazł się w USA , gdzie wykładał na Uniwersytecie Indiana.
W tym mniej więcej czasie
śp. Jan Kobylański przeniósł się
na Wyspy Kanaryjskie , gdzie w latach 1974 -1989 pełnił funkcję konsula
Paragwaju w Hiszpanii a niezależnie od tego inwestował w grunta
na wybrzeżu Urugwaju w rejonie
Punta del Este, co miało mu przynieść kolejne miliony, bo ceny działek w okolicy
skoczyły więcej niż kosmicznie. Do Punta del Este przyjeżdżają teraz i kupują
letnie siedziby tacy sławni jak
wnuczka Onassisa czy George Clooney a nawet jakieś działki ma mieć sam Donald Trump.
W wolnych chwilach udzielał się w środowisku Polonii
paragwajskiej, liczącej ok. 15-20 tysięcy osób oraz w bliskiej i znacznie
większej Polonii argentyńskiej. Łożył wielkie kwoty na Domy Polonii oraz na wspieranie
imprez kulturalnych i
religijnych. Już w roku 1957 był
wiceprzewodniczącym Związku Polaków w
Paragwaju. Sfinansował budowę pomników Papieża św. Jana Pawła II i postawienie w publicznym miejscu Krzyża
Papieskiego. Była to rzecz bez precedensu, albowiem zarówno Paragwaj jak i
Urugwaj, nie mówiąc o Argentynie , były i są rządzone przez antyklerykałów a
dokładnie to przez masonerię. Albo lewaków.
Apogeum działalności społecznej sp. Jana Kobylańskiego było połączenie
organizacji Polaków żyjących na obczyźnie w krajach Ameryki
Południowej i Środkowej w jeden „klub
organizacji polskich” czyli USOPAŁ.
Pierwszy Zjazd Polonii
Ameryki Łacińskiej odbył się w dniach 11-16 listopada 1993 r. W dniach 11-13 obrady toczyły się w Buenos
Aires w Argentynie a w dniach 14-16 w Montevideo w Urugwaju.
Patronat nad zjazdem objęli
prezydenci Argentyny i
Urugwaju. Całość była wedle pogłosek sfinansowana przez Jana
Kobylańskiego. W szczególności „część urugwajska”, dokąd „własną łódką” przewiózł on polityków, dziennikarzy z III
RP oraz działaczy polonijnych oraz nakarmił i napoił, licząc na konstruktywne
pomysły.
Z tym było gorzej. Opisano to w Biuletynie „Wspólnota
Polska” z roku 1994 r. nr 1/24 na
stronach 3-5. Ze strony rządowej z
Polski wzięli w Kongresie udział : osobisty przedstawiciel Prezydenta RP
podsekretarz stanu A. Zakrzewski, Marszałek
Senatu Adam Struzik(PSL) , wicepremier Aleksander Łuczak (PSL), podsekretarz stanu Ministerstwa Spraw
Zagranicznych Iwo Byczewski, poseł na Sejm
i Przewodniczący Komisji Łączności z Polonią i Polakami Leszek Moczulski, Senator RP i przewodniczący
Komisji ds. Emigracji Jan Sęk (PSL) . Potem było długo, długo nic i jakieś
„panienki z ministerstw”.
Natomiast nikogo z Ministerstwa Finansów czy
Ministerstwa Gospodarki, czy jak to się wtedy nazywało. I żadnego
przedstawiciela żadnej centrali handlu zagranicznego, które realnie prowadziły eksport,
import i posiadały realną wiedzę o strumieniach towarowych oraz problemach
transportowych w skali globalnej, ze szczególnym uwzględnieniem Ameryki
Południowej.
A tymczasem Polonia Ameryki Łacińskiej miała wielkie
oczekiwania na ożywienie współpracy gospodarczej między Polakami a „wolną
Polską”. Te różne „nieobecności z CHZ”
winny być sygnałem ale prawdziwym zimnym prysznicem był poziom przygotowania
(czy raczej jego brak) merytorycznego do dyskusji o możliwych obszarach
współpracy gospodarczej tzw. delegacji rządowej.
W Kongresie wzięło udział ponad 100 delegatów Polonii z 34
organizacji polonijnych 8 krajów Ameryki Południowej., reprezentujących
społeczność 2,5 mln polskich środowisk emigracyjnych i ich interesy w tych
krajach i w Polsce. Teoretycznie „kraj”
winien się bardzo cieszyć z takiej
inicjatywy konsolidacji Polaków na
emigracji.
Kongres powołał kilka komisji tematycznych mieszanych:
komisja prawna (kwestie obywatelstwa ,
powoływania konsulów i konsulów honorowych ale już bez tematu reprywatyzacji),
komisja gospodarczo-ekonomiczna (wysokie koszty transportu morskiego przez
Hamburg, problemy celne, brak oferty eksportowej z Polski, brak promocji
gospodarki etc), komisja duszpasterska, komisja oświaty i kultury, komisja ds.
kombatantów i młodzieżowa.
Najlepiej charakteryzuje
stosunek władz III RP do współpracy z Polonią przebieg obrad komisji
gospodarczo-ekonomicznej. Na wszystkie konkretne pytania i zarzuty polskich
przedsiębiorców emigracyjnych przedstawicielki jakiegoś ministerstwa
nieodmiennie odpowiadały, że „.. w tej chwili to akurat nie wiedzą, ale jak
wrócą, to zapytają w ministerstwie „.
Tak więc widać wyraźnie, że Kongres Polonii Ameryki
Łacińskiej był ze strony „władz w Warszawie” działaniem pozornym i nic w
relacjach III RP z Polakami na Emigracji nie miało się zmienić. Bo tak naprawdę „duże biznesy” kręciły się
pełną parą, tyle, że poza Polonią Amerykańską.
A konkretnie kręciły je centralne handlu zagranicznego z wybranymi za komunizmu
firmami Wg jakiego klucza były wybierane te firmy, można było się domyślać.
W efekcie wielkie
plany zapisane we wnioskach komisji gospodarczo ekonomicznej o potrzebie
„zwiększenia misji gospodarczych” pozostały na papierze, bowiem prawdziwy
biznes miał się kręcić poza środowiskami Polonii, o czym kto jak kto, ale
politycy PSL wiedzieli najlepiej.
Centrala Handlu Zagranicznego Animex i parę innych ( Impexmetal, Ciech)
miały szacowane na wiele milionów USD
kontakty gospodarcze z firmą niejakiego pana Arthura Goldlusta z Sao
Paulo już od lat 70-tych. Do tego
stopnia, że ambasady PRL i III RP miały ambasadora tylko czasem, bo świetnie
zastępował go wobec władz Brazylii pan Arthur Goldlust a ostatnio jego syn Alan
Goldlust. No ale.
Tak więc śp. Jan
Kobylański zapraszając polityków III RP
oraz dziennikarzy i profesorów’ liczył,
że Kongres Polonii będzie jakimś
„otwarciem zamkniętych bram” i nawet sam założył z Mennicą Polską jakąś spółkę.
Już w 1991 r. licząc na to „otwarcie zamkniętych bram” przyjął chlebem i
solą . „pierwszego ambasadora wolnej Polski” niejakiego Ryszarda Schnepfa w
Montevideo, wraz z jego żoną (pierwszą) Ewą. Ryszard Schnepf miał pozostać
ambasadorem III RP w Urugwaju do roku 1996 r. a w tym czasie jego żona Ewa była podobno
goszczona przez obrzydliwie bogatego
Jana Kobylańskiego wielokrotnie.
Jak wynika z listu Jana Kobylańskiego z dnia 3.08.2011
do jego adwokata Andrzeja
Lew-Mirskiego , pierwsza żona Ewa Schnepf
„była w wielkiej potrzebie”, bowiem małżonek ambasador już chyba myślał o „zakończeniu związku” i
Jan Kobylański dzięki swoim znajomościom
załatwił jej pracę w Mennicy Polskiej SA, gdzie pracowała jako rzecznik
prasowy.
Z małżeństwa z Ewą Schnepf ambasador Ryszard ma bardzo
zdolną córkę, panią Zuzannę Schnepf
Kołacz, która nie tylko jest „pracownicą działu naukowego Muzeum Polin” i
zajmuje się tam „sprawami zabytkowych kamienic” (kamienica na Waliców) ale
także była w 2012 (lub jest nadal) wicekonsulem RP we Włoszech, gdzie
odbierała 8 listopada 2012 .r w imieniu
Poczty Polskiej nagrodę San Gabriele za
jakiś szczególnie udany znaczek o tematyce religijnej.
A w roku 2012 od września tatko Ryszard Schnepf był już ambasadorem RP w USA i siedział w
Waszyngtonie, gdzie jego tatko jako „Czapla z okolic GRU” urzędował od 1954 r.
Jaki ten świat mały i jaka „konsekwentna ciągłość w dyplomacji”. Pani Zuzanna Schnepf Kołacz jest szczęśliwą
matką synka Maksymiliana , więc następne „pokolenie dyplomatów” już czeka na swoją
kolej.
Nie ma śladów na to, aby śp. Jan Kobylański reprezentujący zjednoczoną emigrację polską w
Ameryce Łacińskiej miał szansę współpracy dla dobra Polski z ambasadorami
takimi jak Schnepf czy Andrzej Jedynak lub Januszem Balewski m w Argentynie.
Jeśli robił coś konkretnego, to robił to sam lub w gronie
miejscowej emigracji polskiej. I były to rzeczy konkretne i bardzo znaczące dla
promocji Polski w tych krajach.
I tak w 1996 r. doprowadził do ustanowienia w Argentynie
dnia 8 czerwca jako Dnia Osadnika Polskiego w Argentynie. W roku 1998 ufundował
w Montevideo pomnik Papieża Jana Pawła
II oraz podarował kościołowi w Urugwaju dzwon z brązu, który został nazwany „Jan
Paweł II”.
W Punta del Este, gdzie mieszkał, i dokąd zjeżdżało się
coraz więcej najbardziej luksusowych turystów świata wystarał się w imieniu USOPAŁ o nazwanie
jednego z placów imieniem Rzeczypospolitej Polskiej (Plaza de la Republica de
Polonia) a także podarował (podobno wspólny dar od Ministerstwa Kultury i
Sztuki) duży pomnik Fryderyka Chopina . Na odsłonięciu pomnika obecny był
korpus dyplomatyczny Urugwaju, Niemiec, Szwajcarii, Grecji i Polski.
W Argentynie od lat sponsorował 4 organizacje polonijne i wydawał własną
gazetę.
W roku 1989 r. Minister Spraw Zagranicznych Krzysztof Skubiszewski mianował śp. Jana Kobylańskiego Konsulem
Honorowym RP w Argentynie a następnie w Urugwaju.
A o czym się pisze mało a co wzbudza wielkie emocje w okolicach
gazowni, podjął ścisłą współpracę z
Dyrektorem Fundacji Lux Veritatis znanym w świecie jako „Ojciec Dyrektor”.
Ponadto wspierał finansowo szereg szkół w
Polsce a przede wszystkim Liceum Polonijne w Warszawie dla Polaków ze Wschodu. I,
o zgrozo, miał go odwiedzać też śp. Andrzej Lepper .
A inne potworne plotki głoszą, że USOPAŁ miał rozważać
powołanie do życia „banku światowego dla Polaków” a sam Jan Kobylański
wyasygnował 130 tysięcy USD na Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w
Toruniu. A może nawet jakieś miliony.
W takich okolicznościach przyrody na „adekwatną reakcję” nie
należało długo czekać. Co prawda w 1997
r. został odznaczony przez Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski „za
wybitne zasługi w działalności polonijnej”.
Ale już w dniu 9 lutego 2001 r. ambasador RP w
Austrii Irena Ewa Lipowicz wysłała do
MSZ tajną depeszę, która jest tajna do dzisiaj, ale za to została „jawnie
streszczona” i miało z niej wynikać, że wielce szanowna ambasador Lipowicz
odbyła rozmowę z jeszcze bardziej szanownym Szymonem Wiesenthalem , w trakcie
której miał jej ujawnić rewelacje takie, że istnieje jakaś „teczka
Kobylańskiego” , w której są jakoby kwity dokumentujące kolaborację
Kobylańskiego z SS na terenie któregoś z obozów koncentracyjnych , w tym „że możliwe jest iż istnieje tatuaż z grupą
krwi”.
W każdym razie „depesza dyplomatyczna była tajna” i w dniu
14 listopada 2002 r. bez przeszkód ówczesny Marszałek Senatu Longin Pastusiak powołał
śp. Jana Kobylańskiego do Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu.
A pierwsze posiedzenie Rady Konsultacyjnej odbyło się 16 grudnia 2002 r.
Problem z przesławnym Szymonem Wiesenthalem w owym czasie
był taki, że wiarygodność różnych jego „ustaleń” a zwłaszcza różnych detali z
życiorysu miała spadać po roku 2000 jak akcje na giełdzie w Nowym Jorku w „czarny wtorek” 1929 r.
W podrozdziale „Autobiographical inconsistencies” pod hasłem
wiki „Simon Wiesenthal” znajdują się
powszechnie już znane m.in. dzięki
słynnemu izraelskiemu autorowi książki „Siódmy milion” Tomowi Segev
, szefowi Mossadu Isserowi Harelowi czy brytyjskiemu
historykowi i pisarzowi Guyowi
Waltersowi dość fundamentalne nieścisłości autobiografii „wielkiego łowcy
nazistów”.
Z „drobniejszych” rzeczy wyszło na jaw, iż w swoich
biografiach Simon Wiesenthal wymieniał 11 obozów koncentracyjnych, w których
miał być więziony ale potwierdzenie jest tylko na pięć.
Guy Walters przyczepił się do tego, że Simon Wiesenthal,
mimo iż miał jakoby studiować architekturę/budownictwo na Czeskim Technicznym
UnIwersytecie w Pradze Czeskiej w latach 1928-1932 i robić (wg niektórych
wersji) studia podyplomowe na Politechnice Lwowskiej i jako architekt/inżynier budownictwa
prowadzić firmę budowlaną we Lwowie, to nie ma go w oficjalnym „Katalogu Architektów i Budowniczych” dla
okresu, na który się powołuje.
Szef Mossadu w latach 1952-1963 Isser Harel odpowiedzialny
za operację złapania Adolfa Eichmanna w Argentynie publicznie oświadczył, iż Szymon Wiesenthal
nie miał nic wspólnego z namierzeniem i złapaniem Adolfa Eichmanna. A podobno nieścisłości jest znacznie więcej.
Ale skąd przyszła pani Rzecznik Praw Obywatelskich Irena
Lipowicz miała wiedzieć w 2000 r. , że całe pazlotko zejdzie z pomnika „łowcy
nazistów” tuż po jego śmierci,
Na razie montowana
była nagonka na Jana Kobylańskiego, w której udział wzięło, poza
Ryszardem Schnepfem i Gugałą – ambasadorami w Montevideo 16 lub 17 dziennikarzy, w tym Daniel Passent,
Adam Michnik i jako „dziennikarz śledczy
anderkawer” Mikołaj Lizut vel „Stanisław Andrzejewski student” oraz
„dziennikarka z Argentyny” niejaka Hanna Woysław, która pisała o Janie
Kobylańskim już w latach 90-tych jako „dziennikarka, która mieszkała 25 lat w
Argentynie i przyglądała się Kobylańskiemu”.
Osławiona „tajna depesza dyplomatyczna” z lutego 2001 r. od
ambasadorki Lipowicz mogła być wysłana albo i nie ale wystarczy, że było na coś
takiego zamówienie, albowiem od czerwca 2000 r. miłościwie panującym Ministrem
Spraw Zagranicznych był Władysław Bartoszewski słynny „więzień Oświęcimia”,
który zaraz po objęciu stanowiska -
odwołał Jana Kobylańskiego ze stanowiska Konsula Honorowego Urugwaju. Podobno
po błaganiach ambasadora RP w Urugwaju 1999-2003 Jarosława Gugały.
Więc Irena Lipowicz miała „rzucić najcięższy argument” czyli ową „tajną depeszę
z Wiednia” z rewelacjami wiarygodnego Wiesenthala.
Ale żeby sprawa była pewna nadredaktor wysłał na antypody „studenta Stanisława Andrzejewskiego
zbierającego materiały do magisterki”, który łaził po ludziach i usiłował zbierać kompromaty na Jana
Kobylańskiego jako „młody niewinny student”. W tej roli zdołał nawet
przeprowadzić podobno rozmowę z samym Janem Kobylańskim, człowiekiem zbyt ufnym.
Co ja mówię, „zbyt ufnym”. Kola Lizut miał rozpowiadać po powrocie z
misji życia, że „ludzie Kobylańskiego chcieli go osaczyć, ujawnić…” .Ii dalej
nie wiadomo co.
Jak komentuje ten rozdział
klasycznej dintojry antypolskiej w wykonaniu staliniąt Jan Fijor w Najwyższym Czasie z 1 lipca 2004
r., „…Autor demaskatorskiego reportażu
o Kobylańskim uważa, że jego szlachetny cel (napiętnowanie
podejrzanego sponsora Radia Maryja) uświęca
stosowane środki, gdyż swoim rozmówcom przedstawia się z fałszywego
imienia i nazwiska (student piszący pracę o Polonii, Stanisław
Andrzejewski) , zatajając prawdziwy charakter w jakim przed nimi
występuje. W krajach poważnych za coś takiego płaci się wysokie kary.
Telewizja ABC, przykładowo, zapłaciła 5 mln dol. za to, że jej
reporter w celu dotarcia na miejsce przestępstwa
(i to przestępstwa, które było ewidentne) użył fałszywych danych. No,
ale Polska widać nie jest jeszcze tak poważnym krajem. Dlatego
autor nie widzi nic złego w publicznym przyznaniu się
do przebrania. Ot, lisek chytrusek!...”.
Lizut grasował w Urugwaju i
Argentynie w 2004 r. i popełnił artykuł „demaskatorski” w 2004 r. a były ambasador RP
w Urugwaju Jarosław Gugała w marcu 2005 r. udzielił obszernego wywiadu w Radio
Z Monice Olejnik, w którym powtarza
(żeby się utrwaliło) te same oskarżenia co wszyscy: Jan Kobylański to :
antysemita, kolaborant, człowiek krwawego Stroessnera no i generalnie „człowiek
bardzo szkodliwy”.
Jan Kobylański pozwał Lizuta , Hannę Woysław i 16 osób „z
najlepszego towarzystwa” w tym Schnepfa, Gugałę, Passenta, Michnika za
oszczerstwa w roku 2005. Proces rozpoczął
się w Warszawie praktycznie błyskawicznie bo w roku 2008.
Najciekawsze rzeczy wyszły
na przesłuchaniu Hanny Woysław, która jako jedyna obok Lizuta miała
dotrzeć do „twardych dowodów przeciwko Kobylańskiemu” m.in. w sprawie rzekomego
NIE bycia więźniem obozów koncentracyjnych i zeznawała na ten temat przed sądem
w lipcu 2011 r.
Oto zapis przebiegu
rozprawy w części dotyczącej zeznań Hanny Woysław zanotowany przez Helsińską Funfdację Praw
Człowieka: ’…Jak zeznawała Hanna Woysław, przez 25 lat mieszkała w Argentynie i od
początku obserwowała działania J. Kobylańskiego w Polonii Amerykańskiej od
początku – od kiedy pojawił się w niej, jej zdaniem niespodziewanie, w latach
80 XX w. Jak dodała, obserwowała je aż do swojego wyjazdu z Argentyny. Zgodnie
z jej relacją, J. Kobylański pojawił się w momencie kryzysu
południowoamerykańskiej Polonii, gdy zmarł jej poprzedni prezes. JK miał wtedy
zaoferować swoją pomoc finansową w zamian za wybranie go na prezesa.
W swoich zeznaniach odnosiła się do obozowej przeszłości J.
Kobylańskiego. Jak mówiła, miała otrzymać informację od osoby, której nazwiska
nie mogła ujawnić (ze względu na odrębne postępowanie z oskarżenia prywatnego, które
toczy się przeciwko niej) o tym, że wszelkie informacje o przeszłości J.
Kobylańskiego w obozie koncentracyjnym są nieprawdziwe, ze względu na
wspomnianą toczącą się sprawę nie mogła ona również podać informacji
dotyczących uzasadnienia tej opinii (…).Jak dodawała, Mikołaj Lizut pisząc artykuł o Janie Kobylańskim
opierał się na jej DOMNIEMANIACH, wspominała również o swoim artykule napisanym pod pseudonimem….”.
Proces o
zniesławienie Jana Kobylańskiego był prowadzony przez słynne z bezstronności i
uczciwości sądy III RP „na przedawnienie”, bo było widać, że oskarżeni nie mają
nic na swoją obronę.
W nagonce
udział wzięło dwóch Ministrów Spraw Zagranicznych : Bartoszewski i
Sikorski oraz troje ambasadorów i
kilkanaścioro tzw. dziennikarzy.
Radosław Sikorski został powołany na Ministra Spraw Zagranicznych 16
listopada 2007 r. i również w 2007 r.
wyszła książka Łukasza Warzechy pt. „Strefa Zdekomunizowana. Wywiad rzeka z
Radkiem Sikorskim”, w której ów „lew Afganistanu” i „dziedzic Chobielina” na stronie 128 zeznał
o Janie Kobylańskim co następuje:”… „…Szkoda, że Geremek nie stosował tego atutu
częściej. Jest on charakterologicznie przeciwieństwem Jarosława Kaczyńskiego
–nie lubi konfrontacji. I pewnie dlatego
nie uwzględnił mojego wniosku o odwołanie z funkcji konsula honorowego
niejakiego Jana Kobylańskiego, samozwańczego przywódcy Polonii latynoamerykańskiej, antysemity i
typa spod ciemnej gwiazdy. Dopiero
Bartoszewski miał dość jaj, aby mój
ponowny wniosek zaakceptować.
Tymczasem IPN rozważa postawienie Kobylańskiemu zarzutu o szmalcownictwo w
czasie wojny, co nie przeszkadza mu wywierać wpływu na obsady ambasadorskie i konsularne, i to nie tylko w
Ameryce Łacińskiej. …”.
Po latach okazało się, że "tak sobie gadał Kieres" a IPN nie ma dowodów na szmalcownictwo i kolaborację.
Czyli to Sikorski, mąż swojej żony dawał po latach alibi
Bartoszewskiemu w sprawie niszczenia pozycji śp. Jana Kobylańskiego.
I to
Sikorski w roku 2008 zlikwidował ambasadę RP w Montevideo, żeby Kobylański
musiał płynąć łódką do Buenos Aires, jak będzie miał sprawę do III RP.
Akurat w okresie
2007-2008 Ryszard Schnepf był „w pobliżu Sikorskiego” bo piastował stanowisko Podsekretarza
Stanu w MSZ.
Ale w tym
czasie Jan Kobylański już nie miał nic „do III RP” poza oczywiście dwiema sprawami
sądowymi , bo doszła sprawa przeciwko Radosławowi Sikorskiemu o zniesławienie.
W tym czasie
Sikorski miał tworzyć tzw. czarną listę działaczy polonijnych, którzy ośmielili
się utrzymywać kontakty z Janem Kobylańskim. A nie wszyscy mogli sobie pozwolić
na odwagę, bo podobno liczyli na jakieś emerytury w Polsce.
Śp. Jan
Kobylański nie mógł być zniszczony przez tę ferajnę, bowiem tak naprawdę był
cały czas poza ich zasięgiem. Był bardzo dobrze ożeniony z córką jednego z
prezydentów Panamy, którą poznał, kiedy ta była konsulem w Montevideo i
zgromadził dla potomków 300 mln USD w bajkowym dla milionerów kraju. Żył sobie
jak król w Punta del Este, gdzie w dobrych czasach kupił ładne parę
hektarów przy jednej z najpiękniejszych
plaż na świecie. Na emeryturze próbował spełnić swoje marzenie o budowie wolnej
Polski.
I nadział się
na dobrze przechowane w III RP pozostałości GRU i „chłopaków ze WSI”. Żeby tylko
„przechowane”. Nadal w pełni sił i bezczelne.
I słabą pociechą
jest to, że TVP Info podało 30 czerwca 2017 r. , że Ryszard Schnepf został namierzony
, że pobrał „na niepracującą żonę” 448 tysięcy
zł kiedy był ambasadorem RP w Hiszpanii . Dodatek był pobierany na żonę numer 2
panią Dorotę Wysocką – Schnepf , która miała być „bezrobotna” a tymczasem pracowała
w TVP. Schnepf napisał podobno, że „sobie
nie przypomina”. Zapewne tak samo, jak jego tatko o Obławie Augustowskiej i o tym, czy to on należał
do tych, co wiązali AK-wcom ręce drutem kolczastym i wpuszczali ich do dołów z wodą,
czy jednak robili to jednak „koledzy ze Smiersza”.
Nie będzie tablicy ani pomnika Jana Kobylańskiego.
Jest płyta dla Jose Gelbarda. Ofiary Obławy
Augustowskiej nie mają grobów i los ich jest nieznany. A Makcsymilian Schnepf leży
na Powązkach.
A o śp, Janie Kobylańskim III RP z ulgą zapomni jak
o duchu Banka.Tak jak o Ofiarach Obławy Augustowskiej.
https://www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/nie-zyje-jan-kobylanski-antysemita-dzialacz-polonijny-i-sponsor-radia-maryja/th1ctn7
https://pl.wikipedia.org/wiki/Maksymilian_Sznepf
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ob%C5%82awa_augustowska
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Paraguayan_guaraní
ttps://docplayer.pl/2437775-Strefa-zdekomunizowana-wywiad-rzeka-z-radkiem-sikorskim-copyright-2007-by-radek-sikorski-and-by-ukasz-warzecha.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Jos%C3%A9_Ber_Gelbard
http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/45809,radomsko-dom--w-ktorym-urodzil-sie-argentynski-minister.html
https://magazyneuropejski.typepad.com/blog/2011/08/jan-kobyla%C5%84ski-z-uruwaju-do-swojego-adwokata-andrzeja-lew-mirskiego.html
https://www.rdc.pl/tag/zuzanna-schnepf-kolacz/
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,24594545,jan-kobylanski-nie-zyje-kontrowersyjny-to-jakby-nic-o-nim.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz