poniedziałek, 26 listopada 2018
Horst Mahnke i Georg Wolff czyli oficerowie SS u Axela Springera.
A jeśli chodzi o tych "oficerach SS zatrudnianych przez Axela Springera", to jak to mówią, nie ma dymu bez ognia.
Okazuje się, że w internetowym wydaniu Spiegel Online z dnia 22.11.2014 r. jest artykuł pt."BND soll Axel Springer jahrelang bezspitzelt haben" (Podobno Axel Springer był przez lata szpiclowany przez BND - Federalną Służbę Wywiadowczą).
A w tym artykule jest info, że tej brzydkiej czynności szpiclowania na rzecz BND dopuszczał się niejaki "Klosterman", który siedział na 12 piętrze wydawnictwa Axel Springer w Hamburgu (piętro executive) .
Miał to być "jedyny redaktor naczelny czasopisma "Kristall" , niejaki Horst Mahnke, "późniejszy szef zespołu doradczego Axela Springera" . I ten "..Mahnke war unter den Nationalsozialisten SS-Hauptsturmführer. In den Fünfzigerjahren arbeitete er beim SPIEGEL. Mahnke war nicht der einzige frühere SS-Offizier, der beim SPIEGEL Karriere gemacht hatte...". ( Mahnke był w czasie Narodowego Socjalizmu SS - Hauptsturmfuehrerem. W latach 50-tych robił u Spiegla karierę. Mahnke NIE BYŁ JEDYNYM byłym SS-oficerem, który w Spieglu zrobił karierę...".
A w artykule jest zalinkowana relacja z konferencji z 1996 r. (coś w rodzaju obchodów 50-lecia wydawnictwa Spiegel), w trakcie której dziennikarz TAZ Lutz Hachmeister omawia wyniki swoich badań dotyczących karier, jakie w latach 50-tych robili w Spieglu oficerowie SS: Horst Mahnke oraz Georg Wolff.
A w angielskiej wiki jest nawet hasło "Horst Mahnke", albowiem w czasie wojny wsławił się on tym, że był jako ten SS-Hauptsturmfuehrer - adiutantem samego Brigadefuehrera Franza Six w czasach pod Moskwą, gdy tenże był dowódcą Einsatzgruppe B. Co robiły Einsatzgruppen nie trzeba chyba tłumaczyć.
A Franz Six stał się sławny bo w Procesie Norymberskim dostał 20 lat ale mu, podobno dzięki "wiernemu Mahnke i wiernemu Wolffowi" - jakoś tak "skrócili karę" i został tenże Six- kimś w rodzaju przedstawiciela prasowego firmy Porsche.
Dla wygody polecimy tekstem hasła z niemieckiej wiki „Horst Mahnke”:’…
Horst Mahnke ur. 28.10.1913 w Berlinie zm. 8 .11.1985 r. w Berlinie. Był niemieckim SS - Hauptsturmführer w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) a po zakończeniu II WW szefem czasopisma „Kristall” Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), a po zakończeniu II wojny światowej szefem czasopisma prasowego Der Spiegel od 1952 r. Do 1960 r., A następnie redaktor naczelny czasopismo „Kristall” , dyrektor zarządzający w redakcyjnej komisji doradczej Springer-Verlag, a od 1969 do 1980 szef Verband Deutscher Zeitschriftenverlegers.( Stowarzyszenie Niemieckich Wydawców Gazet)
W SS, Mahnke stał się Hauptsturmfuhrerem w 1942 r., Po zaangażowaniu się w prześladowanie komunistów i Żydów pod Moskwą jako adiutant w stosunku do swojego przełożonego Franza Six, Brigadefuhrera , który latem 1941 r. został „…szefem "Moskiewskiej Grupy Prewencyjnej" Einsatzgruppe B...".
Horst Mahnke po wojnie 29 stycznia 1946 r. został aresztowany i internowany do połowy 1948 r. w brytyjskim obozie internowania w Bad Nenndorf. Odnosząc się do faktu, że byli tam pobici i torturowani niemieccy więźniowie, został skazany 10 września 1948 r. Przez trybunał Benefeld-Bomlitz tylko na karę 400 DM ….”.
Natomiast dziennikarz Georg Wolff w roku 1940 "działał w Einsatzkommando w Norwegii pod dowództwem SS-Standartefuehrera Waltera Stahleckera a potem awansował na dowódcę Wydziału III SD Policji w Oslo. Bardzo wczesny członek SA. Studiował u słynnego Franza Six w Królewcu.
Obaj Horst Mahnke i Georg Wolff zasłynęli po wojnie w Hamburgu “dziennikarskim śledztwem” w porcie i w okolicznych wioskach w sprawie przemytu znacznych ilości kawy bez cła na teren Niemiec, w czym mieli brać udział tzw. Dipisi (byli więźniowie obozów koncentracyjnych) pochodzenia żydowskiego.
Państwo niemieckie miało stracić na przestępczej działalności owych „żydowskich dipisów” – podobno miliony dojczmarek. Napisali o tym w 1950 r. a Mahnkemu zapewne został cofnięty zakaz zatrudnienia w prasie i szkołach ( NIE został zdenazyfikowany pozytywnie przez Komitet ds. Denazyfikazji Miasta Hannower 16 lipca 1949 r.)
W latach 1952-1961 Georg Wolff był kierownikiem działu zagranicznego Spiegla i przeprowadzał wywiady z wieloma prominentnymi osobami, np. z Jekateriną Furcewą z Politbiura czy z Charlesm de Gaullem.
I jako szef działu zagranicznego korzystał m.in z takiego źródła informacji jak oficjalny korespondent zagraniczny Der Spiegla w Argentynie - Wilfred von Oven, który był w czasie wojny korespondentem wojennym w czasie napaści na Polskę w 1939 r. i w 1941 na ZSRR. Podobno relacjonował w 1944 r. sprawę zamachu na Hitlera dla mediów. Zaawansował za te bohaterskie czyny na samego "adiutanta prasowego Goebbelsa", którym pozostał do końca wojny. A potem uciekł do Ameryki Południowej ale otrzymał od dobrych kolegów z Niemiec akredytację na korespondenta zagranicznego Der Spiegla.
Pisze o tym w artykule "Brunatna przeszłość Der Spiegel" pan Stefan Loubichi.
I pomyśleć, że ani Dekan, ani ten cały nowy z Disowery Inc, sorry, wielce szanowny pan David Zaslav ur. 1960 w Rockland koło New York CEO Discovery Inc i w dodatku członek Światowego Kongresu Żydów i "działa w USC Shoah Foundation" i w The Past Is Present Committee wraz z panem Spielbergiem ( wśród prominentnych aktywistów znaleźliśmy nawet Harveya Weinsteina) - nie czytali prasy niemieckiej na temat wybitnych pracowników Axel Springer Verlag? I pozostają w stanie świadomości, że "w Axel Springer nie było oficerów SS"???!!!!
No a przecież pan David Zaslav, nowy „szef wszystkich szefów’ TV poświęcił aż 4 dni ze swojego bezcennego czasu aby uczestniczyć w przygotowaniach i obchodach 70-tej rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz i zorganizować pobyt 100 "suvivors".
Gdyby ktoś nie wiedział, to gazeta a Variety, która informuje o tym wiekopomnym pobycie w Polsce pana Davida Zaslav poinformowała swoich czytelników, iż "Armia Czerwona wyzwoliła w KL Auschwitz 7000 Żydów". Może miała te precyzyjne dane od pana Zaslav, który był na miejscu. Co prawda 70 lat później, ale jednak.
Pan Zaslav jest wg Variety "chair" podmiotu o nazwie :"The Past Is Present Committee" i kieruje komitetem złożonym m.in z Spielbega, Lena Blavatnika, Ronalda S. Laudera a uczestniczą w pracach tego podmiotu takie autorytety jak Jeffrey Katzenberg, Ari Emanuel i Harvey Weinstein (ciekawe, czy nadal).
I ci ludzie, którzy twierdzą, że reprezentują interesy “Ocalonych z Holocaustu” będą teraz w polskim sądzie bronić Wydawnictwo Ringier Axel Springer przed oskarżeniem, że “u Axela pracowali byli oficerowie SS”.
ttps://translate.google.com/translate?hl=pl&sl=de&u=http://www.spiegel.de/politik/deutschland/bnd-soll-axel-springer-verlag-jahrelang-bespitzelt-haben-a-1004387.html&prev=search
http://www.spiegel.de/politik/deutschland/bnd-soll-axel-springer-verlag-jahrelang-bespitzelt-haben-a-1004387.html
https://de.wikipedia.org/wiki/Horst_Mahnke
https://translate.google.com/translate?hl=pl&sl=de&u=https://de.wikipedia.org/wiki/Franz_Six&prev=search
https://twitter.com/zbigniewkozlow/status/964936531143221248
https://variety.com/2015/tv/news/industry-heavyweights-support-auschwitz-70th-anniversary-commemoration-1201413532/
https://en.wikipedia.org/wiki/David_Zaslav
sobota, 24 listopada 2018
Orzeł Biały, żona Broniewskiego, NSZ i ostatni Żyd z Węgrowa czyli białe plamy.
Jak mówił podobno pan Pasek, „cnotliwa żona to męża korona”,
ale z tej mądrości Sarmatów nie
skorzystał niezbyt mądry za to niezbyt
cnotliwy pan poeta rewolucyjno romantyczny Broniewski Władysław. Upatrzył sobie na jakiejś rewolucyjnej wieczorynce
Janinkę Kunig z Kalisza po siedmiu klasach szkoły podstawowej aspirującą
do jakichś kursów artystycznych i do wolnej
miłości.
On był „szlachcic z
herbem”: Broniewscy pieczętowali się herbem Lewart a rodzina matki Zofii czyli Lubowidzcy – herbem Topacz ( czasem
używano: Kopacz). Ze strony matki dalecy
przodkowie sięgnęli najwyższych urzędów.
Ale w tym rodowym jabłku Lubowidzkich trafiły się naprawdę
wstrętne robaki: Zofia z Lubowidzkich Broniewska miała poprzez ojca Antoniego Adriana i
dziadka Franciszka – pradziadka
Antoniego Modesta Lubowidzkiego i pra -pradziadka Michała Lubowidzkiego
( 1702-1742).
A ów Michał Lubowidzki miał brata Stanisława podczaszego inowłodzkiego, któremu trafił się wyjątkowo
utalentowany (do wszystkiego) synalek
Stefan.
Stefan Lubowidzki ur.
około 1740 r. ma hasło nawet w ruskiej wiki i nie bez powodu. W 1771 r.
został adiutantem samego Króla Stanisława Augusta
Poniatowskiego a od 1777 r. brygadierem
III Brygady Kawalerii Narodowej w Dywizji Ukraińsko –Podolskiej a w 1792 r. awansował na generała lejtnanta i
komendanta garnizonu warszawskiego.
Zaś w 1793 r. służba Ojczyźnie mu się
znudziła i przeszedł na służbę rosyjską
( z zachowaniem stopnia generała – porucznika jako „dowódca dywizji
ukraińskiej” a w okresie 3.12. 1796 – 28.10.1797 – był szefem Nieżyńskiego Pułku „kirasjerskiego” –
Kozaków. Za zdradę otrzymał 6 maja 1793 r. order Świętego Aleksandra Newskiego.
Takiego przodka, choć dalekiego ma nasze dobro narodowe poeta Broniewski, co się potrafił odnaleźć w "Czerwonym Sztandarze" i w komunistycznej poezji PRL.
A to jeszcze nie koniec historii Lubowidzkich", z serii "niedaleko pada jabłko od jabłoni".
W listowiu drzewka genealogicznego rodziny Lubowidzkich pojawiają się dwie
zupełnie diaboliczne postacie: Mateusz Lubowidzki ur. 1789 , który był senatorem Królestwa Kongresowego a z nominacji
generała Zajączka - wiceprezydentem Warszawy od roku 1817.
A następnie z nadania Nowosilcowa został szefem policji warszawskiej, bardzo
gorliwym w zbieraniu informacji o
nastrojach. Meldunki składał bezpośrednio księciu Konstantemu i w końcu ostrzegł go przez powstaniem i umożliwił ucieczkę. Na drugą nóżkę był członkiem loży masońskiej Astrea i jej reprezentantem w Wielkim Wschodzie Narodowym Polski , którego
szefem był generał Wojska Polskiego Aleksander Rożniecki, kumpel Nowosilcowa.
Ówże Mateuszek policmajster miał braciszka Józefa Lubowidzkiego ur. 1788 r., bardzo dobrze urządzonego na stanowiskach
marszałka Sejmu Królestwa Polskiego, członka Rady Stanu Królestwa Kongresowego w 1830 r. a w końcu
wiceprezesem Banku Polskiego do roku
1842, kiedy to wykryto jego nadużycia (
i jego wspólnika Henryka Łubieńskiego) , za co dostał wyrok 4 lat więzienia , ale wstawił się
za nim sam Paskiewicz ( w końcu braciszek Mateuszek uratował głowę księcia Konstantego) i nie
poszedł siedzieć tylko „wyjechał na zesłanie”.
Był on wychowankiem Korpusu Kadetów
a na drugą nóżkę udzielał się w loży Astrea i był w roku 1819 – pieczętarzem Wielkiego Wschodu Narodowego Polski. Aż w 1821 r. car Aleksander pozamykał te
masońskie kramiki.
Piszę o tym dlatego, że
to fascynujące, jak mało czasu i energii poświęca się na badania genealogii kultowego poety a zamiast tego historycy literatury rozwodzą się nad
jego skomplikowanym życiem erotycznym, które było w sumie proste:
dużo i szybko.
Ale po serii szybkich zdobyczy nasz szlachecki
romantyczny poeta trafił na kobietkę w swoim guście. Była to wnuczka młynarza a córka elektryka, który miał w latach 30-tych po
powrocie z Argentyny pracować w Zjednoczeniu Elektrowni Okręgu Radomsko – Kieleckiego.
Tatko panny Janiny Kuniżanki (takim nazwiskiem podpisywała przed wojną artykuły do „Płomyka”) nazywał się Kunig Oskar Hugon i w biografiach – Janiny Broniewskiej, żony Władysława – nie jest wymieniany.
Tatko panny Janiny Kuniżanki (takim nazwiskiem podpisywała przed wojną artykuły do „Płomyka”) nazywał się Kunig Oskar Hugon i w biografiach – Janiny Broniewskiej, żony Władysława – nie jest wymieniany.
Szczególnie ciekawe jest to, że nie interesuje się nim ani
Muzeum Żydów Polskich „Polin”, ani Centrum Badań nad Zagładą Żydów UW ani ŻIH.
Zainteresował się nim za to mieszkaniec
Przedborza, pan Wojciech Zawadzki ,
założyciel i wydawca strony
internetowej Przedborskiego Słownika
Biograficznego oraz w jednej osobie: redaktor, autor biogramów i fotografii. Pan Wojciech Zawadzki jest podpułkownikiem
WP, muzeologiem i historykiem wojskowości oraz
autorem artykułów o dziejach Przedborza.
No i jak się
zainteresował to ustalił, że tatko
towarzyszki Janiny Broniewskiej autorki
słynnego dzieła „O człowieku, który się kulom nie kłaniał” (lektura
szkolna) a wcześniej – działaczki
Związku Patriotów Polskich i
wiceprezeski Rady Naczelnej Związku Bojowników o Wolność i Demokrację -
w chwili wkroczenia do
Przedborza niemieckiego okupanta - natychmiast przypomniał sobie swoje
niemieckie pochodzenie i zrobił się w stosunku do Polaków a zwłaszcza
do Żydów – wyjątkowo nieprzyjemny.
W dniu 10 stycznia 1940 r. władze okupacyjne mianowały go Stadtkommissarem Przedborza (komisarz miasta). Urzędujący „od polskich czasów” burmistrz Przedborza Konstanty Kozakiewicz – został podporządkowany Oscarowi Kunigowi.
W dniu 10 stycznia 1940 r. władze okupacyjne mianowały go Stadtkommissarem Przedborza (komisarz miasta). Urzędujący „od polskich czasów” burmistrz Przedborza Konstanty Kozakiewicz – został podporządkowany Oscarowi Kunigowi.
W dniu 15 marca 1940 r. Oscar Kunig powołał do
życia – getto w Przedborzu, które wraz ze zwierzchnością nad gminą żydowską
tego miasta - podlegało wyłącznie jemu
jako „władzy niemieckiej”.
Jak pisze autor pan Wojciech
Zawadzki Oscar Kunig :”… był hochsztaplerem usiłującym dorobić się
na nieszczęściu innych. Robił interesy na rozbiórce wypalonych
przedborskich kamienic, przywłaszczał sobie mienie żydowskich mieszkańców,
nakładał na Żydów kilka kontrybucji.
Jedną z większych jego afer był pomysł odbudowy spalonego
Przedborza, jako niemieckiego miasta z nadpilicznymi bulwarami „jak
w Buenos Aires”. Usiłował na ten cel uzyskać dotację w wysokości
5 000 000 zł, podczas gdy gubernator przeznaczał 30 000 zł.
Sprawca licznych przestępstw gospodarczych i kryminalnych, zwłaszcza
w odniesieniu do ludności żydowskiej. Podobno posiadał kilka
paszportów z różnych państw i nie zdążył z nich skorzystać.
Aresztowany wraz ze swoim współpracownikiem Zygmuntem Jankowskim
przez gestapo na podstawie donosu volksdeutscha Gutscha 5 VII 1940 r. Najpierw osadzono
ich w Areszcie Miejskim w Radomsku, a następnie zesłano
do Koncentrationlager Auschwitz.
Kunig otrzymał nr obozowy 8527. Tam zmarł w kwietniu
1941 r ….”.
Jego kumpel w interesach w Argentynie niejaki
Maksymilian Szymański z Końskich , w
czasie okupacji wstąpił do Związku Walki Zbrojnej – został rozpoznany jako
agent Gestapo i skazany na śmierć. Wyrok wykonano w 1942 r.
Pan Wojciech Zawadzki zadaje publicznie pytanie o możliwe
przedwojenne związki Oscara Kuniga i Maksymiliana Szymańskiego – z niemieckim
wywiadem.
Ciekawe, że na stronie internetowej Wirtualny Sztetl
Muzeum Historii Polskich Żydów „Polin”
na temat getta w Przedborzu znajduje się taka oto krótka notka: ”… Wiosną 1940 r. naziści utworzyli w
Przedborzu getto, zlokalizowane w obrębie ulic:
Częstochowskiej, Trytwy, Leśnej. Zamknięto w nim około czterech i pół
tysiąca osób, w tym także przesiedleńców z innych miejscowości. Duże
zagęszczenie, brak odpowiedniej infrastruktury sanitarnej i niewystarczające
racje żywnościowe przyczyniały się do epidemii i wysokiej śmiertelności.
Mieszkańcy getta byli zmuszani do prac na rzecz okupanta. Wielu zginęło w
doraźnych egzekucjach. Likwidacja getta
nastąpiła w październiku 1942 r. - Żydzi zostali deportowani do Radomska, skąd
później trafili do komór gazowych obozu w Treblince…”.
Jak Państwo widzą,
wg Wirtualnego Sztetla do Podborza wpadli w 1939 r. jacyś „naziści” i to oni
„utworzyli getto” a nie tatko towarzyszki
Janinki Broniewskiej – Oscar Kunig rodem z Kalisza.
Kiedy Oscar Kunig we wrześniu 1939 r. „powracał do swoich
niemieckich korzeni”,. Jego córka
Janinka Kunig nominalnie jeszcze Broniewska
( rozwód w 1946 r.) także zdradziła Polskę.
Jak pisze Bohdan Urbankowski w swojej książce „Czerwona Msza
czyli Uśmiech Stalina” na stronie 205 tom II :”… Janina Broniewska (…) po najeździe sowieckim poszła na pełną
kolaborację: została inspektorem szkół okręgu białostockiego, potem pracowała z
Bermanem w mińskim „Sztandarze Wolności”, przeszła przez „Nowe
Widnokręgi” i „Polskę Zbrojną , by w PRL redagować „Kobietę” i „Kraj Rad”. Była
politrukiem LWP – jeszcze w 1973 r.
awansowała do stopnia majora…”.
Były małżonek Broniewski usiłował się jakoś odnaleźć we
Lwowie z nową kobietą swego życia i jej córką – i wylądował w kolaboranckim
piśmidle „Czerwony Sztandar”.
Był do tego stopnia zgnojony, że nawet jak
(podobno) podrobili jego podpis pod
apelem czy też uchwałą literatów –kolaborantów o „przyłączenie Zachodniej
Ukrainy do ZSRR” – to się nie obraził. Pisał
wiersze i pobierał gaże aż w końcu Sowieci stracili do niego cierpliwość i go aresztowali.
Ale mimo tego, że był żołnierzem Legionów
i walczył w wojnie 1920 r. – nie został zlikwidowany.
Wyszedł, mimo nieprzyjemnych przygód w sowieckich kazamatach
– żywy i po pobycie w Armii Andersa – wrócił do złotej klatki w PRL, gdzie katowali go przymuszaniem do pisania wiernopoddańczych,
kłamliwych wierszy, a on cierpiał w willi na Saskiej Kępie i cierpienie zalewał
lekko wódką jednakowoż pod zakąskę.
Skończyło się to
wszystko jak najgorzej, bowiem, jak napisaliśmy na początku, rozwiązłość byłej
żony Janinki, zabawna i atrakcyjna w dawnych czasach „potwornej sanacji” i
wspierająca „notowania rodziny” w czasach LWP, kiedy to została „frontową żoną” generała
Bukojemskiego, co to „wybrał z Berlingiem życie” i nie skończył w dołach katyńskich
- przestała być zabawna po roku 1945, kiedy podstarzała „carowa komunistycznej literatury warszawskiej”
dalej rozdzielała swoje wdzięki, teraz raczej
„pod grozą zatrzymania kariery literackiej” różnych literatów
aspirujących i coraz młodszych.
Nowoczesna córka, komunistka ideowa zresztą, nie była dostatecznie postępowa, aby zrozumieć zdradę matki i zmarła w tajemniczych okolicznościach. Niewykluczone jest samobójstwo.
Nowoczesna córka, komunistka ideowa zresztą, nie była dostatecznie postępowa, aby zrozumieć zdradę matki i zmarła w tajemniczych okolicznościach. Niewykluczone jest samobójstwo.
I dla osieroconego ojca zaczęło się piekło na ziemi.
Zapewne nie pamiętał już liścików żartobliwych pisanych do narzeczonej
i kochanki zarazem w 1926 r. o
„problemie z jedną taką, co to nie chce jechać do Poronina”, czyli nie chciała
dokonać aborcji – jego dziecka. Było to
tuż przed ich ślubem. Pośmiali się i pożartowali a nieszczęsna dziewczyna
„pojechała do Poronina” i „problem zniknął”.
Takie to były zabawy i żarty młodych , wyzwolonych obyczajowo – rewolucjonistów
w czarnych czasach sanacji. No ale jak
mamusia przespała się z chłopakiem córki, też komunistki i też mężatki, zaczęły
się schody, bo dziewczyna nie mogła zrozumieć, że literat
Czeszko Bogdan też chciał „tylko popchnąć karierę”.
I pomyśleć, że Janina Kunig Broniewska , córka niemieckiego kolaboranta
i sama zdrajczyni o kolaborantka, tym razem sowiecka oraz batalionowa markietanka – zaprojektowała Orła Białego – na godło PRL. Czy może być jakieś dno takiej hańby narodowej???
Ostatnio pojawił się wniosek o
powrót do Orła Białego z krzyżem za to bez tych pięcioramiennych
gwiazdek w skrzydłach. Co zrobi władza? Czy będzie bronić resztek
koncepcji Janinki Broniewskiej sowieckiej kolaborantki i córki niemieckiego
zbrodniarza wojennego? Już kupuję chipsy
i colę, żeby popatrzeć na te wykręty i obronę „tego, co jest”.
A teraz z innej beczki ale też w obszarze „białych plam”.
Historię Polski na swój sposób uporczywie usiłuje przestawiać
pan profesor Grabowski, co to jest autorem rozdziału o powiecie węgrowskim w wielkim
dziele pt. „Dalej jest noc”.
Okazuje się, że do żywego zraniły go zarzuty
profesora historii w I Liceum Ogólnokształcącym
im. Adama Mickiewicza w Węgrowie pana Radosława Jóźwiaka, który rozniósł na strzępy tzw. dokonania naukowe profesora Grabowskiego w
kwestii rzekomego uczestnictwa na masową skalę Polaków w eksterminacji a zwłaszcza
rabunku Żydów w Węgrowie w czasie niemieckiej okupacji.
Na portalu www.okopress.pl
profesor Grabowski popełnił w dniu 16 czerwca 2018 r. artykuł pt. „Zaczyna się negacja
świadectw Zagłady. „Nie wierzę w ani jedno słowo tego Żyda”. Z długiego
artykułu uczonego profesora można wysnuć niesłuszny wniosek, że postawą jego słynnych „odkryć” była książka wydana w 1991 r. w USA przez niejakiego Szragę
Fajwela Bielawskiego pt. „Last Jew from Wegrow”. (Ostatni Żyd z Węgrowa”). Pan profesor Gra bowski się poświęcił
i przetłumaczył ją na język polski i została
ona wydana w 2015 r.
A w artykule cytuje co prawda zarzuty profesora
Jóźwiaka wobec kilku znaczących nieścisłości
lub konfabulacji owego „ostatniego Żyda z Węgrowa” pana Bielawskiego, ale – nie
usiłuje ich obalić.
Tylko „przytacza świadectwa wielu świadków” i od nowa powtarza zarzuty wobec np. polskich strażaków,
które zostały obalone, bo się okazało, że po wojnie sąd skazał tylko jednego strażaka.
Zarzuty pana profesora Radosława Jóźwiaka wobec nieścisłości lub konfabulacji Bielawskiego
, które zraniły ego profesora Grabowskiego
są następujące:”…
1.
o ciężarówkach, na które w dniu likwidacji getta miano
ładować Żydów. “Ile musiałoby być owych ciężarówek, aby ich załadunek trwał
przez cały dzień?” – dziwi się węgrowski historyk “Według moich obliczeń co
najmniej 200, przy założeniu, że na jednej zmieści się ok. 40 osób”. No a tyle
ciężarówek przecież w Węgrowie wówczas nie było.
2.
Bielawskiemu myli się kierunek wywózki,
3.
błędnie identyfikuje ojca jednego ze swoich sąsiadów,
4.
myli się pisząc o tym, że ktoś się ukrywał na trzecim
piętrze domu, bo na rynku węgrowskim dom mają dwa piętra,
5.
nie ma racji pisząc o “piecach Treblinki” bo – na
jesieni 1942 r – ofiary Treblinki jeszcze zakopywano, a nie palono.
Ale tego nie dość: Bielawski konfabuluje na całego, bo
- pisze o bracie Polaka, u którego się ukrywał, a tymczasem ów już przed wojną wyjechał za Ocean,
- Bielawski “fałszuje” wiek ukrywającej się obok dziewczynki żydowskiej,
- no i kłamie pisząc o tym, jak to z własnej kryjówki rzekomo widział chłopów, którzy sprzedają kaczki i gęsi. Tymczasem, jak tłumaczy Jóźwiak – parę dni wcześniej niemiecki starosta wydał przecież zakaz handlu drobiem, więc niczego takiego Bielawski nie mógł widzieć.
- Co więcej – ze swojej kryjówki Bielawski nie mógł widzieć deportacji Żydów, bo “przed jego strychem była duża hala, która zasłaniała mu widok większości obszaru rynku”….”.
Pan profesor Grabowski
tylko pro forma zżyma się na zarzuty „prowincjonalnego
amatora”, bo ma je w nosie. Przecież władza nasza kochana dała kilkaset tysięcy złotych dotacji na dalsze bezcenne
„projekty Centrum Badań nad Zagładą Żydów”, które zapewne ułatwią i przyspieszą
tłumaczenie na język angielski dzieła „Dalej jest noc” i szybkiego rozpowszechnienia
go w Izraelu, USA i Kanadzie.
Zapewne pan profesor Jóźwiak
odniesie się do tego artykułu.
A tymczasem pozwolę sobie
przypomnieć prawdziwego Ostatniego Żyda z
Węgrowa , o którym profesor Grabowski i całe to jego Centrum Badań nad Zagładą Żydów, nie mówiąc o Polin, nawet się nie zająkną.
Chodzi o majora Stanisława Szmula Ostwinda, urodzonego w 1899 r. w Warszawie w rodzinie żydowskiej. Walczył w Legionach Polskich m.in. w słynnej bitwie pod Kostiuchówką. W 1920 r. wziął udział w wojnie z bolszewikami. W 1919 r. ukończył szkołę podoficerską w stopniu starszego sierżanta a od 1921 r. służył w Polskiej Policji Państwowej. Awans na przodownika PP otrzymał w 1932 r. i został referentem w Wydziale Personalnym Komendy Policji w Warszawie.
Chodzi o majora Stanisława Szmula Ostwinda, urodzonego w 1899 r. w Warszawie w rodzinie żydowskiej. Walczył w Legionach Polskich m.in. w słynnej bitwie pod Kostiuchówką. W 1920 r. wziął udział w wojnie z bolszewikami. W 1919 r. ukończył szkołę podoficerską w stopniu starszego sierżanta a od 1921 r. służył w Polskiej Policji Państwowej. Awans na przodownika PP otrzymał w 1932 r. i został referentem w Wydziale Personalnym Komendy Policji w Warszawie.
Po kampanii wrześniowej ukrywał się. Od roku 1942 r. był w Narodowej
Organizacji Wojskowej na terenie powiatu łukowskiego, skąd został przeniesiony do
Narodowych Sił Zbrojnych w powiecie siedleckim.
W 1944 r. został awansowany na dowódcę komendy powiatowej NSZ w Węgrowie i 1 czerwca został awansowany do stopnia
majora.
Kiedy weszła Armia Czerwona wraz z enakwede latem 1944 r. – pozostał w konspiracji. W dniu
3 stycznia 1945 r. został aresztowany przez
UB i zawieziony do Otwocka. W trakcie śledztwa był torturowany a przy okazji
wyszło na jaw, że jest Żydem.
I teraz jest najlepsze. Coś ekstra dla profesora
Grabowskiego i jego „prawdy czasu, prawdy ekranu”: oprawcy majora Ostwinda – zaproponowali mu, żeby „przeszedł
na ich stronę”. I „dlaczego zadawał się z
faszystami”.
Major Ostwind odmówił i stwierdził, że pozostanie wierny Polsce i Narodowym Siłom
Zbrojnym, którym złożył przysięgę. Oraz,
że czuje się Polakiem i że tylko Narodowe Siły Zbrojne okazały mu pomoc.
Na taki brak zrozumienia mądrości etapu, towarzysze zafundowali
mu błyskawiczny proces i wyrok jedyny możliwy-
karę śmierci . Proces odbył się 2 lutego
1945 r. a major Ostwind został roztrzelany w dniu 4 lutego 1945 r. Nie ma grobu
do dzisiaj.
Może panowie ministrowie Gowin z tym ministrem od wojska albo
od IPN – uzgodniliby jakieś fundusze, żeby jednak odnaleźć ciało Ostatniego Żyda
z Węgrowa czyli majora NSZ – Stanisława Ostwinda. Rozumiem, że wg standardów Polin, major Ostwind
to może i Żyd „ale nie nasz”, więc będzie trudno.
I może białe plamy z rodowodu szlacheckiego poety rewolucjonisty Broniewskiego zostaną zlikwidowane a posiadanie przez towarzyszkę Broniewską literatkę i projektantkę godła PRL - tatki – niemieckiego kolaboranta też zostanie uwzględnione w jej bogatym życiorysie.
I może białe plamy z rodowodu szlacheckiego poety rewolucjonisty Broniewskiego zostaną zlikwidowane a posiadanie przez towarzyszkę Broniewską literatkę i projektantkę godła PRL - tatki – niemieckiego kolaboranta też zostanie uwzględnione w jej bogatym życiorysie.
W końcu podobno mija 28 lat od obalenia komunizmu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Ostwind-Zuzga
sobota, 17 listopada 2018
Droga do niepodległości - artystyczna promocja Polski 1880-1918
Pan minister
Barczyk z niejakim opóźnieniem
podziękował organizatorom Marszu Niepodległości, aktualnie najbardziej
rozpoznawalnej na świecie polskiej imprezy patriotycznej i kulturalnej,
co się chwali. Lepiej późno niż wcale.
Obchody, jak obchody.
W ostatniej chwili wyświetlony został film „Niepodległość”, co też się chwali,
a czego bardzo brakowało.
Jednak cała oficjalna
„pamięć historyczna” kreowana przez sfery
rządowe nadal nie wychodzi poza „Naczelnika”
i „Legiony”. Jakiś bukiet kwiecia pod pomnikiem Paderewskiego czy Witosa – i wystarczy.
Do tego natrętna propaganda antypolska w
mediach polskojęzycznych i zagranicznych , przelała czarę goryczy i postanowiłam
sobie urządzić własne obchody 100-lecia Niepodległości Polski. W ramach moich prywatnych
obchodów pragnę przywołać pamięć polskich
artystów, którzy na prawie 40 lat przed tym, jak „zaświeciła jutrzenka swobody’, rozsławiali
imię Polski, kiedy jej nie było na mapie.
Ich osiągnięcia i poziom sztuki, jaki reprezentowali stoją w
tak rażącej sprzeczności z tym, co pokazuje
sztuka „wolnej Polski” po roku 1989 r., że tym bardziej warto przypomnieć tych,
którzy budzili podziw i szacunek całego świata w latach 1880-1918.
Artyści ci byli legendami swojej epoki i nie mieli w swojej dziedzinie
– równych sobie. Nie wspierało ich żadne
ministerstwo kultury a nawet ministerstwo
dziedzictwa narodowego.
„Polska inwazja artystyczna” rozpoczęła się w Europie a następnie w USA i krajach Imperium
Brytyjskiego a także w Rosji na wielką skalę około roku 1880 i miała trwać co najmniej
do roku 1915.
Warto sobie
uświadomić, że w czasie, gdy nie było radia i telewizji, życie kulturalne elit ale też tzw. ulicy, skupiało się w
teatrach, operach i operetkach i soliści
operowi oraz wirtuozi skrzypiec i
fortepianu byli popularni tak samo, jak dzisiaj gwiazdy filmu i telewizji.
Ważne były też galerie i pracownie malarskie oraz „szkoły malarstwa”, które wydały w tym czasie tzw.
Szkołę Monachijską, obejmującą kilkadziesiąt polskich nazwisk. Dwóch z nich malowało na zamówienia cesarzy Austrowęgier
i Niemiec: Kossak i Fałat.
Tego w popularnych biografiach się nie dowiemy, natomiast u polskiego
docenta wiki znajdziemy wiadomość, że malarz Leon Wyczółkowski „bił żonę” a dokładnie
„stosował wobec niej przemoc”.
Więc nie mogę się powstrzymać i urządzam sobie indywidualne obchody 100-lecia Odzyskania Niepodległości, przypominając tych, którzy przypomnieli Polskę światu, nie rzucając bomb, nie organizując powstań ani nie urządzając zamachów na policmajstrów i furgony pocztowe.
Więc nie mogę się powstrzymać i urządzam sobie indywidualne obchody 100-lecia Odzyskania Niepodległości, przypominając tych, którzy przypomnieli Polskę światu, nie rzucając bomb, nie organizując powstań ani nie urządzając zamachów na policmajstrów i furgony pocztowe.
A więc zaczynajmy.
W roku 1880 Polski
nie było na mapach od 85 lat i nic nie
wskazywało, aby miała się pojawić na mapach kiedykolwiek. Za to na mapach po wygranej wojnie z Francją pojawiło się
Cesarstwo Niemieckie z kanclerzem Bismarckiem, który był fanatykiem „jedności religijno narodowej” państwa i
zdążył wdrożyć całą paczkę ustaw
uderzających w Kościół Katolicki, reprezentujący 36% katolików i zarazem
największą mniejszość narodową czyli Polaków – ok. 5% populacji.
W Priwislańskim Kraju powstawały raczej twierdze i więzienia niż opery a język
został wyrugowany z przestrzeni publicznej.
I właśnie w tym czasie na scenach operowych Wenecji, Rzymu, Mediolanu,
Madrytu, Paryża, Drezna i Londynu a nawet Petersburga zaczynają się pojawiać gwiazdy opery pierwszej
wielkości, których nazwiska były wymieniane jednym tchem z Adeliną Patti i Nellie
Melba a wśród mężczyzn nie mieli równych sobie do czasów Carusa.
Przy czym prolog tego „Marszu przez sceny teatralne i operowe”
należał do najtwardszej
polskiej artystki owej epoki czyli Heleny Modrzejewskiej, która w 1876 porzuciła
warszawskie sceny rządowe i rozpoczęła podbój teatrów anglosaskich „od tyłu” czyli od „Dzikiego
Zachodu” a konkretnie od ówczesnej pustyni kulturalnej czyli od Kalifornii.
Helena Modrzejewska jako Helena Modjeska zagrała 20 sierpnia 1877 r. w California Theatre w San Francisco w roli Adrienne
Lecouvreur w sztuce Ernesta
Legouvè. Już trzeciego dnia „teatr wył, ryczał, klaskał, tupał” a dyrektor teatru płakał ze szczęścia w jej
garderobie. Potem było tournee w górniczych osadach Kalifornii a następnie
mocny występ w Nowym Jorku, gdzie bardzo
pozytywnie przyjęła ją elita kulturalna np. poeta Longfellow. Ostatecznie
zawojowała, zarówno jako artystka jak i
osoba (dyktatorka mody i dobrego smaku) Wschodnie Wybrzeże USA. Jej kariera sceniczna w USA miała trwać z przerwą
na wyjazd do Wielkiej Brytanii aż do końca XIX w.
Na jej przedstawienia miało przychodzić aż trzech
prezydentów USA wraz z rodzinami: Chester Arthur, S. Grover Cleveland i
Benjamin Harrison oraz przedstawiciele świata sztuki i wielkiego pieniądza.
Dość szybko zaczęto punktować jej polskie pochodzenie: w jej salonie grało się Chopina a pani Celia Thaxter, znana pisarka i poeta amerykańska owej doby napisała dla niej sonet, w którym znalazła się taka linijka: „…Słuchała głosu swej Polski (…) Muzyki jej ziemi najpiękniejszy wzlot..”.
Dość szybko zaczęto punktować jej polskie pochodzenie: w jej salonie grało się Chopina a pani Celia Thaxter, znana pisarka i poeta amerykańska owej doby napisała dla niej sonet, w którym znalazła się taka linijka: „…Słuchała głosu swej Polski (…) Muzyki jej ziemi najpiękniejszy wzlot..”.
Zanim Helena
Modrzejewska przeniosła się z Warszawy do San Francisco, troje dzieci urzędnika kolejowego i
budowniczego hotelu Saskiego w Warszawie Jana Reszke i jego bardzo muzykalnej
małżonki - panna Józefina – mezzosopran
dramatyczny, jej brat Jan baryton (a później tenor) oraz brat Edward – bas –
rozpoczęli już triumfalny pochód przez
europejskie sceny operowe.
Józefina zadebiutowała w roku 1872 r. w weneckiej Teatro Fenice w wieku lat 17. Następnie na zaproszenie dyrektora Opery Paryskiej – zadebiutowała w dniu 21 czerwca 1874 r. w roli Ofelii w „Hamlecie” operze francuskiego kompozytora Thomasa.
Józefina zadebiutowała w roku 1872 r. w weneckiej Teatro Fenice w wieku lat 17. Następnie na zaproszenie dyrektora Opery Paryskiej – zadebiutowała w dniu 21 czerwca 1874 r. w roli Ofelii w „Hamlecie” operze francuskiego kompozytora Thomasa.
W tym samym 1874 roku w weneckiej operze debiutował brat Jan
Reszke w partii Alfonsa w „Faworycie” Donizettiego a w paryskiej operze
debiutuje inny wielki polski tenor – Władysław Mierzwiński.
W roku 1876 pozycja
artystyczna Józefiny Reszke lat 21 jest bardzo mocna i na paryską
premierę Verdiego „Aidy” pod jego
dyrekcją - rekomenduje ona do roli
Faraona swojego brata Edwarda Reszke, który w ten sposób, po krótkich
przesłuchaniach, debiutuje 22 kwietnia
1976 r. w Theatre des Italiens w „Aidzie”
pod dyrekcją samego kompozytora. Występ jest wielkim sukcesem.
W roku 1878 r. w Drezdeńskiej Operze Królewskiej odbywa się debiut wszechstronnie wykształconej muzycznie 20-letniej sopranistki koloraturowej Praksedy Marceliny Kochańskiej, znanej później jako Marcelina Sembrich Kochańska a w USA jako Marcella Sembrich.
Kiedy więc opromieniona świeżą sławą amerykańską w 1880 r. Helena Modrzejewska przybywa do
Londynu, Edward Reszke właśnie jest po
kwietniowym debiucie w Covent Garden w roku boga Indry w operze Masseneta
. Miał w latach 1880 -1900 występować w Covent Garden 17 sezonów i dać łącznie
450 koncertów. Oraz zaprzyjaźnić się z księciem
Walii, który zapraszał go „na pokoje” do Zamku Windsor.
Marcelina Kochańska w
czerwcu tego roku zadebiutuje Covent Garden
Donizettiego „Łucji z Lammermoor”, który
to debiut został okrzyknięty jako „sensacyjny”.
Helena Modrzejewska , mimo akcentu , zostaje znakomicie
przyjęta przez publiczność w rolach szekspirowskich i występuje przez 4 sezony w Londynie i w teatrach prowincjonalnych Anglii
i Szkocji. Poeta Oscar Wilde prosi ją o
rekomendacje przed swoim wyjazdem do Ameryki
a salony arystokratyczne są przed nią otwarte.
W roku 1881 r. ma miejsca prawdziwa artystyczna „polska okupacja
Londynu”: Józefina Reszke śpiewa w „Aidzie” Verdiego wraz z bratem Edwardem a w Teatrze Włoskim i na
koncertach występuje Marcelina Sembrich Kochańska a na scenach londyńskich występowała Helena
Modrzejewska.
To ona stworzyła wtedy ekskluzywny artystyczny salon, w którym występowali
solo i wspólnie: Józefina Reszke oraz Edward i Jan, śpiewała Marcelina
Sembrich Kochańska oraz Mierzwiński a gra na skrzypeczkach Henryk Wieniawski. Budziło to zrozumiałe poruszenie sąsiadów a
nawet policji i przechodniów, którzy przystawali na ulicy, aby uczestniczyć w tych
„wieczorkach” a raczej „nockach artystycznych”.
W 1883 r. Helena
Modrzejewska powróciła do Stanów
Zjednoczonych, otrzymała amerykańskie obywatelstwo i rozpoczęła kolejny
triumfalny etap swojej teatralnej
kariery w USA.
Nie tylko gra w sztukach ale też pisze prace
teoretyczne na temat teatru, występuje na zjazdach kobiecych i w 1888 buduje
w górskiej dziczy ok. 80 km na
południowy zachód od Los Angeles - dom i
ogród przeznaczone na letni wypoczynek.
Nadała mu nazwę „Arden” Dom był, jak na tamte czasy bardzo luksusowo wyposażony, miał bieżącą
wodę i obok domu – basen. Był jej
przystanią do śmierci w 1906 roku a
dzisiaj jest tam urządzone muzeum Heleny Modrzejewskiej ( Helena Modjeska
Historic House and Garden) wpisane na
Narodową Listę Pamięci w 1990.
Również w 1883 r. wyjechała do USA Marcelina Sembrich Kochańska, aby po debiucie 24 października w „Łucji z Lammermoor’, rozpocząć
zupełnie bajeczną karierę w Metropolitan Opera z przerwą w latach
1890-1897, kiedy występowała w Petersburgu.
W 1898 r. wróciła do Metropolitan Opera i śpiewała jako niekwestionowana największa gwiazda tej
sceny przez 11 sezonów (łącznie 450 spektakli) do roku 1907, kiedy
zorganizowano jej galę. Odeszła u szczytu
sławy i w Bolton nad pięknym jeziorem urządziła luksusowy dom, w którym prowadziła
szkołę śpiewu dla uzdolnionych dziewcząt.
Następną równie wyrazistą i despotyczną (choć w mniej miły sposób)
solistką MET miała być dopiero Maria Callas.
Kiedy Marcelina Sembrich Kochańska występująca
w USA jako Marcella Sembrich porzuciła na kilka lat Nowy Jork dla Petersburga, w Metropolitan
Opera zaczął pojawiać się Jan Reszke, który jako Jean de Reszke, w latach
1893-1899 był tam traktowany jako coś w
rodzaju dobra narodowego: jego wynagrodzenie w MET sięgało połowy rocznego
budżetu opery. Śpiewał często z - Nelli
Melba, znaną mu już z Londynu, która zastąpiła wówczas w Metropolitan Opera – legendarną Adelinę Patti.
Jan Reszke był już wówczas uznawany za największego tenora epoki
z wielkimi sukcesami w Paryżu i Londynie i na innych scenach europejskich.
W roku 1884 kompozytor Jules Massenet wybrał go do roli
Jana Chrzciciela w operze „Herodiada”, którą miał wystawiać w Operze Paryskiej.
Partia została wykonana w takim stylu, że kompozytor w nowej operze „Cyd”
partię tenorową specjalnie pisał dla Jana Reszke. Przez długie lata był wraz z bratem Edwardem uważany
za najlepszego odtwórcą ról wagnerowskich. Ale nie zaśpiewał w
Bayreuth mimo zaproszeń Cosimy Wagner.
Absolutną supergwiazdą
stał się dzięki występowi w operze
Gounoda „Romeo i Julia” w roku 1888. Wtedy to paryska
Grand Opera postanowiła wznowić to
dzieło, grane wcześniej w Operze Komicznej. Sam kompozytor czuwał nad obsadą a
supergwiazdą miała być legendarna Adelina Patti w roli Julii.
W Paryżu zapanowała
histeria i bilety stały się osiągalne wyłącznie dla Prezydenta, rodowej
arystokracji i dla tzw. plutokracji z Rotszyldami na czele. Australijska gwiazda Nelli Melba przyjechała aż z Brukseli aby być świadkiem triumfu lub upadku słynniejszej konkurentki.
Gounod obsadził obok Adeliny Patti obu braci Reszke: Jana w roli Romea a Edwarda w roli Ojca Laurentego i dyrygował. Przedstawienie zostało ocenione jako fenomenalne i było wilekim sukcesem Adeliny Patti ale jeszcze większym - Jana Reszke i jego brata Edwarda.
Gounod obsadził obok Adeliny Patti obu braci Reszke: Jana w roli Romea a Edwarda w roli Ojca Laurentego i dyrygował. Przedstawienie zostało ocenione jako fenomenalne i było wilekim sukcesem Adeliny Patti ale jeszcze większym - Jana Reszke i jego brata Edwarda.
Zaraz potem otrzymał on
zaproszenie do Londynu, gdzie zadebiutował w roli Radamesa w „Aidzie”
23 czerwca w Drury Lane.
W roku 1889
dyrektor Carl Rosa Opera Company
zaprosił Jana i Edwarda Reszków do
udziału w „Afrykance”, „Romeo i Julii”, „Fauście” (Edward śpiewał
najsłynniejszego Mefista) i w „Śpiewakach norymberskich” Wagnera .
Ukoronowaniem tych występów było zaproszenie od Królowej Wiktorii dla obu braci, którzy wraz ze śpiewaczką Emmą Albani dadzą zaimprowizowany podobno koncert arii z oper „Faust”, Gwiazda północy” Meyerbeera oraz duety z „Traviaty” i „Carmen”.
Ukoronowaniem tych występów było zaproszenie od Królowej Wiktorii dla obu braci, którzy wraz ze śpiewaczką Emmą Albani dadzą zaimprowizowany podobno koncert arii z oper „Faust”, Gwiazda północy” Meyerbeera oraz duety z „Traviaty” i „Carmen”.
Królowa musiała być zachwycona, skoro Jan i Edward Reszke w latach 1889 – 1900 aż 7 razy śpiewali na galach w Covent Garden i w Zamku Windsor a następca tronu zaprzyjaźnił się z nimi i zapraszał regularnie
do Windsoru.
Najbardziej prestiżowe występy Braci Reszke przed królewską publicznością miały miejsce siedmiokrotnie w okresie 1889 -1900 m.in. z takich okazji jak: wizyta
szacha Persji (2 lipca 1889), odwiedziny
cesarza Niemiec Wilhelma II wraz z małżonką (8 lipca 1891 r.), ślub księcia Yorku
(późniejszego króla Jerzego V) z księżniczką Marią von Teck ( 4 lipca 1893 r.) ,
jubileusz diamentowy wstąpienia na tron brytyjski Królowej Wiktorii ( 23 czerwca
1897 r.) oraz 3 występy przed Królową Wiktorią na Zamku Windsor – 27 czerwca 1898
r., 24 maja 1899 r. i 16 lipca 1900 r.
Kiedy Bracia Reszke występowali przed cesarzem niemieckim Wilhelmem
II , Cesarstwo Niemieckie znajdowało się już co najmniej od 17 lat od wdrożenia
ustaw tzw. antykatolickich, bezpośrednio skierowanych również przeciwko Polakom
i w apogeum tzw. Kulturkampfu, antypolskiej polityki
kulturalnej obliczonej na zduszenie tzw.
żywiołu polskiego.
Dlatego, kiedy małżonka księcia Yorku wymogła na nich aby przysięgli, że nigdy nie zaśpiewają
w Niemczech - takie przyrzeczenie złożyli
i nawet zaproszenia Cosimy Wagner nie zdołały
ich skusić.
I tu dochodzimy do największego
pianisty swoich czasów, mega gwiazdy w skali
światowej – Ignacego Jana Paderewskiego.
Paderewski rozpoczął wielką karierę pianistyczną w dużej mierze dzięki pomocy Heleny Modrzejewskiej,
która wystąpiła z nim wspólnie w Krakowie
w 1884 r. Po lekcjach u Leszetyckiego w Wiedniu
i rocznej pracy pedagogicznej w Strassburgu,
wystąpił z wielkim sukcesem w Paryżu zarówno w salonach arystokratycznych jak i
w Sali Erard w roku 1888 i od tej pory jego
gwiazda nie przestawała świecić. Koncertował
niemal 50 lat z przerwą na sprawowanie funkcji Premiera
Rządu Polskiego w 1919 r.
Był pierwszym artystą
otoczonym uwielbieniem w Europie, USA, Kanadzie, Ameryce Południowej
a nawet w Australii i Nowej Zelandii i RPA, nie mówiąc o Ojczyźnie w trzech zaborach.
Poeci pisali na jego
cześć wiersze , gazety na całym świecie
zamieszczały jego zdjęcia i karykatury, jego portrety malowali malarze sławni w świecie
anglosaskim: Lawrence Alma Thadema i sir
Edward Burne- Jones. Plotka głosi, że miał
go zobaczyć na ulicy i powiedzieć znajomym
„zobaczyłem Archanioła”. Po czym zaczął go szkicować. Bo rzeczywiście miał idealny profil.
Paderewski został gwiazdą brytyjskiego filmu fabularnego „Księżycowa Sonata” z roku 1937 (zagrał samego siebie) a amerykański duet wodewilowy „Bob & Bob” w roku 1916 nagrał o nim ragtime „When Paderewski plays” (Kiedy gra Paderewski).
Pojawił się nawet w powieściach bardzo popularnej wówczas w USA pisarki dla dziewcząt chrześcijańskich Grace Livingston Hill.
Francuski kompozytor
Camille Saint- Saens dedykował mu
„Polonaise” na dwa fortepiany a brytyjski kompozytor Sir Edward Elgar wykorzystał
motywy z utworów Paderewskiego do swojej symfonii „Prelude Polonia”.
Dwukrotnie występował na Zamku Windsor przed Królową
Wiktorią: 2 lipca 1891 r. i 29 czerwca
1900 r. W maju 1924 r. Król i Królowa Belgów złamali protokół wstając z miejsc wraz z całą publicznością, kiedy Mistrz wchodził
na scenę.
W roku 1904 był w stanie, jak określiła to amerykańska
gazeta „konkurować sam ze sobą”, bowiem kiedy
dawał koncert w Carnegie Hall, w Metropolitan Opera była wykonywana jego
opera „Manru”. Zapełniał salę koncertową
na 16.000 osób mimo wysokich cen biletów, przeznaczonych na cele charytatywne.
W latach 20-tych i
30-tych XX w. wszystkie matki przyszłych
mistrzów fortepianu marzyły, aby ich dzieci mogły publicznie wykonać
Paderewskiego Minuet in G.
Cała ta niewiarygodna popularność przekładała się na bardzo
konkretne przychody. W krótkim czasie stał się bardzo bogatym człowiekiem,
którego dochody roczne z koncertów sięgały 500 tysięcy USA. W ówczesnych dolarach.
Miał duży wkład finansowy w budowie Luku Triumfalnego na Placu Waszyngtona w Nowym
Jorku w 1892 r. i w całości sfinansował Pomnik
Grunwaldzki w Krakowie 1910 r. oraz Pomnik Chopina w Żelazowej Woli. Sponsorował
największy obraz chrześcijański „Golgota’ – praca zbiorowa pod kierunkiem Jana
Styki (60m x 15 m) i zbudował specjalną rotundę na Karowej 18 dla na miejsce stałej
wystawy.
O jego działalności charytatywnej,
na którą wydał większość zarobionej przez siebie wielkiej wielomilionowej fortuny,
można mówić godzinami.
Przy czym największy wkład miał w pomoc ofiarom wojny w Polsce
w latach 1915-1917, kiedy całe dochody ze wszystkich koncertów i zbiórek (ponad
300) sięgających jednorazowo 30 tysięcy dolarów, przeznaczał na Komitet Pomocy Ofiarom
Wojny w Polsce – Henryka Sienkiewicza.
Łącznie
Komitet ten zebrał ok. 4 mln USD, z tego ok. 2,5 mln w USA, gdzie działał wówczas
Paderewski. Pomagał mu w tym jego „dłużnik”
z czasów pierwszej trasy koncertowej w USA – Herbert Hoover, biedny student I roku geologii w Princeton, który
był organizatorem koncertu Paderewskiego
mającym problemy z zebraniem kasy na zapłacenie
artyście. Paderewski po zapoznaniu się z wyjaśnieniami studenta - kazał mu zapłacić za wynajem sali a nadwyżkę przeznaczyć
na opłacenie studiów. Zagrał za darmo.
Herbert
Hoover pojechał do Australii, znalazł żyłę złota, został multimilionerem i dostarczył w czasie I WW do Polski ok. 20% całej rządowej pomocy żywnościowej
i lekarskiej przeznaczonej przez USA dla
Europy. A kiedy Naczelnik Piłsudski na jego cześć zorganizował „Wielką Paradę Dzieci”
w czasie jego wizyty w Polsce w 1919 r., tak się rozczulił widząc tysiące bosych , że zatelegrafował i kazał przysłać do
Polski 800 tysięcy par butów.
Paderewski poza działalnością charytatywną założył w Szwajcarii w 1915 r. Polską Agencję Informacyjną i wydał specjalną „Encyklopedię Polską” przeznaczoną dla
dyplomatów i polityków Ententy, którzy o Polsce nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć.
Pozostawał w stałym kontakcie z takimi ludźmi jak Herbert Hoover, wówczas odpowiedzialny
za pomoc humanitarną na terenie Europy, pułkownikiem House, szarą eminencją Białego
Domu oraz samym prezydentem USA Woodrow Wilsonem, który zanim USA przystąpiły do
wojny – postawił sprawę niepodległej Polski – w agendzie politycznej.
Jego starszym „współpracownikiem” w sprawie polskiej był Henryk
Sienkiewicz, laureat literackiej Nagrody
Nobla z 1905 r. . Jego powieść Quo Vadis”
już w roku 1897 przetłumaczył na język angielski
Jeremiah Curtin, przyjaciel prezydenta USA
Theodore Roosevelta, etnograf i podróżnik. Książka była bestsellerem. Wcześniej
bo w roku 1888 przetłumaczył na angielski „Ogniem i mieczem” a w 1900 r. – „Krzyżaków”.
Powieści cieszyły się wielkim wzięciem i już w 1900 r. niejaki Stanislaus Stange
zaadaptował „Quo Vadis” na sztukę dramatyczną i była ona grana z wielkim sukcesem w USA. Następnie na podstawie tej powieści powstały filmy
nieme: w roku 1901, 1912 i 1924 a w roku 1951 film fabularny w reżyserii Mervyna LeRoya, nominowany w ośmiu kategoriach
do Oscara.
I już naprawdę nie mam siły pisać o polskich malarzach ze Szkoły
Monachijskiej, których dzieła szły na rynku europejskim jak świeże bułeczki:
konie, krajobrazy wiejskie, krajobrazy zimowe, sceny rodzajowe . Jeszcze niedawno obraz Juliana Fałata „Powrót z
niedźwiedziem” został wybrany na wystawę pt. „Skarby z kraju Chopina” do Muzeum
Narodowego w Pekinie.
Julian Fałat był „nadwornym
malarzem” w latach 1886-1895 na dworze pruskim w Berlinie a w latach 1895-1902 był
takim nadwornym malarzem Wojciech Kossak.
I pomyśleć, że cała ta wielka promocja Polski i Polaków odbywała się zupełnie bez państwowego budżetu, bez Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i bez urzędników i urzędów. Oraz bez „polityki historycznej”.
I pomyśleć, że cała ta wielka promocja Polski i Polaków odbywała się zupełnie bez państwowego budżetu, bez Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i bez urzędników i urzędów. Oraz bez „polityki historycznej”.
Ciekawe też, że ci wszyscy niebywale uzdolnieni i niejednokrotnie bardzo bogaci ludzie, mówiący
wieloma językami, kokietowani przez carów
i cesarzy , nigdy nie wstydzili się przyznawać
do Polski, nigdy jej publicznie nie krytykowali, często uczestniczyli w zbiórkach
na cele patriotyczne i nigdy nie żądali orderów i posad rządowych, kiedy Polska
już się odrodziła.
To jest tak wstrząsający kontrast w stosunku do tego, kim są dzisiejsi wylansowani za państwowe pieniądze malarze i pisarze, kim są tzw. twórcy filmowi i teatralni, że aż bolesne jest pisanie o tym. Śpiewacy operowi uciekają z „ukochanej Ojczyzny” tak szybko jak się da, a jedyne nazwiska, które się przebijają, to są piewcy tzw. antykultury.
To jest tak wstrząsający kontrast w stosunku do tego, kim są dzisiejsi wylansowani za państwowe pieniądze malarze i pisarze, kim są tzw. twórcy filmowi i teatralni, że aż bolesne jest pisanie o tym. Śpiewacy operowi uciekają z „ukochanej Ojczyzny” tak szybko jak się da, a jedyne nazwiska, które się przebijają, to są piewcy tzw. antykultury.
W dodatku, w przeciwieństwie do np. polityki kulturalnej Wielkiej Brytanii, która
przy każdej okazji i bez okazji przypomina „legendarną Melbę” a nawet Braci Reszke,
którzy z nią śpiewali, to w Polsce coś takiego
jak pamięć o wielkich artystach polskich – w polityce państwowej – nie istnieje.
Ciekawe, czy to celowe, czy po prostu urzędnicy państwowi obecnej „odrodzonej Polski” mają jakieś „wytyczne”,
żeby uprawiać „politykę niemożności” na polu
upamiętniania polskich twórców kultury światowej,
bo by się nam jeszcze w głowach poprzewracało.
PS. Muzeum Marcelli Sembrich (Marceliny Sembrich Kochańskiej) istnieje w Bolton Landing w Hrabstwie Warren Nowy
Jork, od 2002 r. jest wpisane w Narodowym Rejestrze Miejsc Historycznych. W USA. Również upamiętniany jest Ignacy Jan Paderewski, zarówno przez winiarzy z Napa Valley jako producent znakomitego zinfandela jak też przez wielbicieli muzyki, którzy organizują w Paso Robles, gdzie miał dom i ok. 2000 ha winnicy i sadów - festiwal muzyczny połączony z degustacją miejscowych win.
http://maestro.net.pl/document/ksiazki/Panek_Reszke.pdf
https://en.wikipedia.org/wiki/Helena_Modjeska
Subskrybuj:
Posty (Atom)