Druga napaść Niemiec na Polskę w XX w. zaczęła się w 1989 r.
i podobnie jak ta pierwsza z 1939 r. – NIE została poprzedzona formalnym
wypowiedzeniem wojny. Jedyna różnica to ta,
że w ramach Fall Weiss 1.0 – Niemcy 28 sierpnia 1939 r. wprowadzili U
SIEBIE kartki żywnościowe. A w Fall Weiss 2.0 – nie.
Wojna trwa do dzisiaj i przekształciła się w męczącą wojnę
pozycyjną. W dodatku słynny „sojusznik zza Oceanu” i tym razem „wkroczył” w sam
środek wojennego „prawie-już-rozstrzygniętego” bałaganu i po raz kolejny – po
właściwej stronie. Czyli przeciwko napastnikowi.
Dzięki czemu dowiedzieliśmy się, czy te chrześcijańsko
demokratyczne protestanckie oczka śp. Kanclerza Niemiec Helmuta Kohla – mogły
kłamać. Okazuje się, że niemożliwe jest możliwe i „Niemiec mógł skłamać”.
Ała. W dodatku okłamał samego prezydenta
USA i to na całkiem spory kawałek kasy bo na 100 mld dojczmarek z 1989 r. Czyli
jak się doda odsetki , to się uskłada jakieś 200 mld.
W oczekiwaniu na ostateczne dokładne wyszacowanie szkód
uczynionych Polsce i Polakom w latach 1939-1945 przez niezdolnych do kłamstwa i
rzeczy nieszlachetnych – Niemców, warto obejrzeć sobie obecne pole walk i
potyczek między Niemcami a Polską, toczonych w Polsce, w Niemczech, na Bałtyku
i na różnych forach międzynarodowych. Ostatnio w Brukseli.
No więc na początek w 1989 r. mimo niezwykle spolegliwej
żeby nie powiedzieć – usłużnej postawy premiera III RP niejakiego
Mazowieckiego, trzeba było aż „brutalnej siły USA”, żeby dobrego
protestanckiego chrześcijanina Kohla przywlec do stołu rokowań i ZMUSIĆ do
podpisania traktatu granicznego.
To oczywiście NIE zmieniło tzw. przepisów niemieckich wewnętrznych. Dzięki czemu każdy Bartoszek, Wojtuś, Zbysio czy Jadwisia a nawet Brajanek i Sandra – urodzone w Szczecinie, Gliwicach czy Gdańsku – czyli „na terenach administrowanych przez Polskę” – automatycznie są Niemcami. I jeśli postanawiają się osiedlić na zachód od Odry, to mogą się „zapisać na Niemca” bez wywodzenia jakichkolwiek drzewek genealogicznych „od pradziada Helmuta”.
To oczywiście NIE zmieniło tzw. przepisów niemieckich wewnętrznych. Dzięki czemu każdy Bartoszek, Wojtuś, Zbysio czy Jadwisia a nawet Brajanek i Sandra – urodzone w Szczecinie, Gliwicach czy Gdańsku – czyli „na terenach administrowanych przez Polskę” – automatycznie są Niemcami. I jeśli postanawiają się osiedlić na zachód od Odry, to mogą się „zapisać na Niemca” bez wywodzenia jakichkolwiek drzewek genealogicznych „od pradziada Helmuta”.
Tak też uczyniła w 1986 czy też 1988 r. rodzina państwa
Ziemiaków ze Szczecina, dzięki czemu urodzony w 6 września 1985 r. w Szczecinie
Pawełek Ziemiak jest dzisiaj szlachetnym pełnowartościowym Niemcem Paulem
Ziemiakiem i Przewodniczącym potężnej młodzieżówki
partii CDU – o nazwie die Junge Union Deutschlands. W ostatnich wyborach wszedł
do Bundestagu i można dzisiaj obejrzeć jego zdjęcia, jak pociesza samą Angelę Merkel po klęsce rozmów
koalicyjnych z FDP.
Aby awansować tak wysoko był on młodzieńcem niemieckim
wielce pożytecznym. Na przykład kiedy został wybrany w 2015 r. na
przewodniczącego ogólnokrajowego Junge Union to PIERWSZE POSIEDZENIE ZARZĄDU tej NIEMIECKIEJ
organizacji politycznej zorganizował w Urzędzie Miasta Szczecina!!! W Polsce.
Jak informowała na falach Deutsche Welle pani Barbara Cöllen
niemiecka dziennikarka 22 lutego 2015 r.
:”… Pierwsze posiedzenie zarządu Junge Union, młodzieżówki CDU/CSU,
odbyło się w Szczecinie - miejscu urodzin jej nowego przewodniczącego Paula
Ziemiaka. Tam młodzi Niemcy ogłosili „Deklarację Szczecińską”…”. W której zawarli nie tylko protekcjonalne
pochwały dla „rozwiniętej gospodarczo Polski” ale również poparli „wzmocnienie
wschodniej flanki NATO” a konkretnie
:”…rozbudowę wielonarodowej kwatery w Szczecinie jako centrum przyszłej
współpracy regionalnej i obrony sojuszu”…”. No i na koniec pobytu w Stettin
szczęśliwy ponad wszelkie wyobrażenie
zarząd Jungen Union spotkał się podobno
z szefem G-6 czyli Multinationales Korps Nordost w Stettin oberstem Manfredem
Kutzem.
Pan Paul Ziemiak wpada zresztą do Stettin częściej.
Ostatnio widziany był w marcu 2017 r. w towarzystwie
samego pana Hansa-Gerta Pötteringa obecnie Prezesa Fundacji Konrada Adenauera a w
latach 1979-2014 posła do Parlamentu Europejskiego (2007-2009 przewodniczący)
ale także, uwaga, uwaga – inicjatora utworzenia słynnego House of European
History czyli Domu Historii Europy, którą to „historię Europy” na nowo napisał
gwiazdor nauk historycznych tutejszych prof. Włodzimierz Borodziej, członek
„komisji podręcznikowej polsko niemieckie” i potomek samego Wiktora Borodzieja z I
Departamentu MSW i m.in. rezydenta wywiadu PRL w Berlinie Zachodnim i Wiedniu.
Odwiedziny Hansa-Gerta
Pötteringa w marcu 2017r. w towarzystwie wiernego Ziemiaka miały na celu m.in.
podtrzymanie słabnącej demokracji w Polsce w formie „spotkania Klubu
Obywatelskiego” z udziałem posła PO Norberta Obryckiego a także wizytację
dowództwa (znowu) Korpusu Nordost z Generalleutnantem Manfredem Hoffmanem na
czele. Jak również złożenie wiązanki kwiecia na Soldatenfriedhof (cmentarzu
wojennym żołnierzy niemieckich) w Glinnej
przez Hansa-Gerta Pötteringa albowiem są tam prawdopodobnie złożone
szczątki jego tatki, którego Armia Czerwona marszałka Koniewa odstrzeliła
wiosną 1945 r. Kolejnego „prostego
niemieckiego żołnierza” najprawdopodobniej z orkiestry.
Towarzystwo pana Norberta Obryckiego nie było w tym gronie
przypadkowe, albowiem był on w swoim czasie „stypendystą niemieckich i
wiedeńskich uczelni” i tłumaczem przysięgłym z języka niemieckiego a w wolnych
chwilach a to dyrektorem Euroregionu Pomerania, a to marszałkiem Sejmiku
Zachodniopomorskiego. Zaś w strasznych
czasach „dyktatury PiS” – jest „ministrem
żeglugi w rządzie cieni Platformy Obywatelskiej”. „Baron szczeciński PO” poseł Nitras nie
bardzo nadawał się do roli cicerone, albowiem ma jakieś chwilowe problemy
wizerunkowe.
Zatem pan Paul Ziemiak, zanim zostanie kanclerzem Niemiec,
co przepowiada mu tabloid Bild, spotyka się na pizzy w Stettin właśnie z panem
Obryckim, aby ustalić „co i jak” na „terenach administrowanych przez Polskę”. Oraz
wizytuje dziadusia Ziemiaka lat 94, który nadal mieszka w Stettin.
Świeżo upieczony poseł do Bundestagu Ziemiak ma do
towarzystwa „w wielkiej polityce niemieckiej” dwie inne Niemki z „terenów
administrowanych przez Polskę”: panią Katharinę Nocun (Katarzyna Nocuń) z
Partii Piratów oraz posłankę do Bundestagu z ramienia Partii Zielonych panią Agnieszkę Malczak ur.
1985 w. w Legnicy, aktualnie zamężną panią Brugger.
Pani Katharina Nocun studiowała ekonomię i politykę na
Uniwersytecie w Münster i Hamburgu.
W Münster mogła spotkać Paula Ziemiaka, bowiem udziela się
on w starożytnej organizacji Die Katolische Deutsche Studentenverbindung
Winfridia Breslau Münster (KDStV Wibfridia Breslau) ( Katolickie Zrzeszenie
Studentów Winfridia Wrocław Münster),
założonej początkowo w 1949 w Breslau przez studenta teologii o
słowiańsko brzmiącym nazwisku Augustin Swientek.
W 1854 r. organizacja dołączyła studentów z Münster i można
w było spotkać zarówno katolickich książąt z rodu Wettynów (Friedrich August
Georg von Sachsen i Friedrich Christian von Sachsen) jak również księdza
Josepha Glowatzkiego ur. 1847 w Leschnitz (Leśnica) absolwenta liceum w
Gleiwitz oraz w latach 1898-1918 posła do Deutsches Reichstag. W czasach
współczesnych wśród członków odnajdujemy JE arcybiskupa Breslau ks. Mariana
Gołębiewskiego.
Tak lub podobnie niemiecki
system państwowy wciągał przez całe
dekady na listy „Niemców” – Polaków
dorosłych.
Obecnie system przyspieszył i „na Niemca” „wyłapywane są”
poprzez Jugendamnt na terenie Niemiec nawet niemowlęta polskie. Pod dowolnie
wydumanymi pretekstami. Decyzje są jednostronne i nieodwołalne a jedynym sposobem
ratunku jest – ucieczka matki z dzieckiem – do Polski. Gdzie jest „poszukiwana”
w charakterze „przestępczyni”. A polskie rodziny są stygmatyzowane jako „socjopatyczne
i niewydolne wychowawczo”. Proste. Ale
średnie statystyczne niemieckie „ajkju”
się podwyższa niesamowicie.
Polacy i Polki urodzeni na terenach NIE należących przed II WW do Reichu, jak Rózia Woźniakowska z Krakowa czy Gorzelik z Przemyśla mogą awansować do lepszego narodu poprzez zamążpójście lub zwykłą kolaborację. Co ja mówię, co ja mówię. Przez walkę o demokrację i autonomię.
Tu robota jest cięższa i „brudniejsza”, chociaż dochody są
porównywalne. W końcu dieta euro parlamentarzysty czy wykładowcy akademickiego
czy innego „działacza organizacji pozarządowej” to nie są jakieś grosze.
Ale na tym odcinku wektory są mocno przesunięte. O ile nad
losem „prostego niemieckiego żołnierza” położonego na cmentarzu wojennym pod
lasem koło Glinnej –głowy pochylają się z szacunkiem i powagą a nawet z
niejakim smutkiem, to już w Krakowie pod Wawelem możemy zaobserwować ekspresję
zgoła innych emocji.
Oto już przed pochówkiem samego Prezydenta RP i jego
Małżonki – bojówki „młodzieży” zainspirowane z okolic biura euro posłanki z Krakowa – wrzeszczały, wyły i machały obraźliwymi transparentami.
I pojawiają się karnie z wrzaskami, minami, obraźliwymi transparentami celem
„zablokowania Wawelu” ilekroć pojawi się tam Szef największego Klubu
Poselskiego w Sejmie RP w celu nawiedzenia grobu Brata i Szwagierki.
A w ostatnich
miesiącach euro posłanka była po prostu
„zarobiona” jak ten mechanik samochodowy z filmu reżysera Barei.
Trzeba było np. zaprotestować gorąco i udowadniać „logicznie” –niestosowność
żądania przez Polskę reparacji od Niemiec za II WW. Bo to było tak dawno temu i
w dodatku „widziała na własne oczy transparent z napisem „Reparationen machen
frei”, co ją, jako osobę w najwyższym stopniu szlachetną i wrażliwą –
przyprawiło niemal o palpitacje serca. I zrodziło w jej nad wszelkie
wyobrażenie bystrym rozumie podejrzenie, że „źli Polacy chcą zgotować Niemcom”
jakieś potworne prześladowania”.
No i bronić Pałacu Kultury i Nauki im Józefa Stalina w Warszawie. We właściwy sobie, kulturalny, niemiecki sposób. Kamienic zaujmanych w Warszawie przez gangi nie obroni przed siepaczami „dyktatury PiS” ale dzięki tweetowi z użyciem figury Chrystusa Króla ze Świebodzina wyrwała profesorowi Niesiołowskiemu nie-honorowy tytuł najbardziej agresywnej przedstawicielki PO w mediach polskich.
Czy wejście do rodziny Thun und Hohenstein ma jakieś tajemnicze podteksty? Tak pytam, bowiem na przykład szanowny małżonek Thun und Hohenstein chowa się w najgłębszym możliwym cieniu. Żadnego życiorysu, żadnego wywiadu, żadnych kuzynów z jakiejkolwiek linii genealogicznej Thun und Hohenstein.
No i bronić Pałacu Kultury i Nauki im Józefa Stalina w Warszawie. We właściwy sobie, kulturalny, niemiecki sposób. Kamienic zaujmanych w Warszawie przez gangi nie obroni przed siepaczami „dyktatury PiS” ale dzięki tweetowi z użyciem figury Chrystusa Króla ze Świebodzina wyrwała profesorowi Niesiołowskiemu nie-honorowy tytuł najbardziej agresywnej przedstawicielki PO w mediach polskich.
Czy wejście do rodziny Thun und Hohenstein ma jakieś tajemnicze podteksty? Tak pytam, bowiem na przykład szanowny małżonek Thun und Hohenstein chowa się w najgłębszym możliwym cieniu. Żadnego życiorysu, żadnego wywiadu, żadnych kuzynów z jakiejkolwiek linii genealogicznej Thun und Hohenstein.
Aż wzdragam się na myśl, że małżonek może wywodzić się z
czeskiej linii Thun und Hohenstein i co gorsza z tej od kuzyna grafa Felixa
Leopolda.
Bowiem rodzina Thun und Hohenstein ma w swojej historii
wielką gałąź czesko austriacką. W
czasach nie tak odległych pojawił się w
tym drzewku genealogicznym major Erwein Sigmund
von Thun und Hohenstein ur. 1896 r. z ojca
Felixa Leopolda grafa Thun und Hohenstein we Wiedniu.
Pobierał ów Erwin nauki wojskowe w cesarskiej szkole kadetów
w Hranicach koło Ołomuńca. W czasie I WW walczył w galicyjskim Regimencie
Ułanów księcia Szwarzenberga. A przed II WW „został Niemcem” i szczęśliwie
znający język czeski, polski, słowacki, rosyjski i angielski – został wcielony
do Abwehry r. i tam „rozwinął skrzydła” głównie z sabotażu i operacjom
przeciwko partyzantom. Głównie jako komendant Grupy 218 Abwehry ale także jako
szef oddziału 204 Abwehry, w którym zajmował się rekrutowaniem Ukraińców i
Kozaków do Batalionu „Nachtigall”, którego jedną z kompanii – dowodził
osobiście. Między innymi w po napaści Reichu na CCCP w - 1941 r. w „Stadt
Lemberg” czyli we Lwowie – jego sokoły uczestniczyły w masakrze Żydów, słynnej
na cały świat.
Pod koniec wojny jako szef 218 oddziału Abwehry
„zabezpieczał” już w strukturach SS – południowo wschodni odcinek frontu –
wschodniego oczywiście. Już pod nazwą SS-Jagdverband Süd-Ost. Grupa zajmowała
się głównie „czyszczeniem zaplecza frontu z partyzantów” na Słowacki.
Najsłynniejsza akcja przeszła do historii Słowacji i Czech jako „Masakra w
Ostrym Grunie. Słowacy zapamiętali majora Erwina Thun und Hohenstein na długo.
Mógł był tam się zaprzyjaźnić z samym Otto Skorzennym.
Jednak te wszystkie „niemieckie zaangażowania” ostatecznie go zgubiły. Dostał
się do sowieckiej niewoli a tam enkawede
wydało jedyny możliwy wyrok. I major Erwein Sigismund von Thun und Hohenstein w
dniu 12 lutego 1947 r. zawisł na słowackim sznurze. Ale nie symbolicznie, jak pewien portret
w Katowicach, tylko „we własnej osobie”.
To jest szalenie ciekawe, jak dyskretna jest euro posłanka
„na tym odcinku”. Mogłaby się odciąć od „kuzyna męża”. Że nie ma związków. A tu
nic. Milczenie.
To znaczy nie żadne „milczenie”. Hrabina Róża Thun und Hohenstein wyszła
dzisiaj w Katowicach pod pomnik polskiego patrioty Korfantego aby wraz z nędzną
grupką „aktywistów PO” – „protestować przeciwko faszyzmowi”. Że niby „w Katowicach faszyzm nie przejdzie”
i „osłoni nas Tajani”.
Bo niby te 8
portretów tutejszych infamisów powieszonych
na jakichś drążkach to „faszyzm, panie , faszyzm”.
Wg mnie „faszyzm” to był w Katowicach , niewykluczone, że z udziałem kuzyna Erwina von Thun und Hohenstein – od września 1939 r. do stycznia 1945 r. i przejawiał się w prawdziwym mordowaniu tysięcy i tysięcy porządnych Polaków, Żydów, Czechów, Słowaków. A teraz to jest próba odwracania kota ogonem.
Wg mnie „faszyzm” to był w Katowicach , niewykluczone, że z udziałem kuzyna Erwina von Thun und Hohenstein – od września 1939 r. do stycznia 1945 r. i przejawiał się w prawdziwym mordowaniu tysięcy i tysięcy porządnych Polaków, Żydów, Czechów, Słowaków. A teraz to jest próba odwracania kota ogonem.
W tych okolicznościach przyrody fakt, iż Gorzelik z Przemyśla, żarliwy wyznawca ‘czegoś innego niż Polska” po raz kolejny uruchomił „akcję autonomia Śląska” – to po prostu – nudy na pudy.
Jego kumple z Ruchu Autonomii Śląska i Ruchu Górnośląskiego panowie
Henryk Mercik i Grzegorz Franki, kolejni „nie-Polacy” złożyli do sądu papiery w
celu rejestracji partii politycznej o nazwie Śląskiej Partii Regionalnej.
Dzieje się to akurat w czasie, gdy zatapia projekt polityczny „Nowoczesna” pod
kierunkiem Petru-Lubnauer. Taka
„trójpolówka” w „partiach zorientowanych
odśrodkowo”. Coś się kończy, coś się zaczyna. Tylko czasem wyskakuje jakaś „nadliczbowa szubienica”.
Zupełnie nieprzewidziana w scenariuszu politycznym „szlachetnej totalnej
opozycji na rzecz wielkich Niemiec”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz