Bardzo wiele
działo się w ostatnich miesiącach i dniach a dziennikarze i komentatorzy niezmordowanie
tłumaczyli nam te wszystkie wypadki historyczne i wychodzi na to, że – jest
świetnie. Co tam świetnie. Jest super. A będzie jeszcze lepiej jak tylko te
wszystkie „huby” i „start-up-y” ruszą z kopyta.
W
oczekiwaniu na świetlaną przyszłość słuchałam sobie wywiadu, jakiego udzielił
jakiś czas temu dr E Michael Jones wydawca
The Cultural Wars Magazine na temat książki z 2004 r. pt.
„The Slaughter of the Cities: Urban Renewal as Ethnic Cleansing” ( “Rzeź miast:
Zmiana miast jako czystka etniczna”).
W książce
tej opisana jest historia planowego
zniszczenia w latach 40-tych i 50-tych katolickich populacji takich miast jak
Chicago, Filadelfia, Detroit i Bostonu.
W tym w szczególności zniszczenia katolickich społeczności polskich, litewskich
i irlandzkich. Planowego zniszczenia.
Jesteśmy w
samym środku kolejnego eksperymentu społecznego nad Wisłą, którego celów i
powodów nie znamy, więc może
poznanie metod i skutków eksperymentu
społecznego przeprowadzonego przez postępowe elity WASP na naszych Rodakach pokaże nam, że – wszystko
już było i przeżywamy powtórkę z historii.
Co łączy
losy katolików polskich w latach 40-tych XX w. w USA i katolików polskich w
latach 90-tych?
Stworzenie
okoliczności, w których wielkie masy katolików polskich musiały opuścić swoje
dobrze zorganizowane i nie tak znowu biedne wspólnoty katolickie, domy, szkoły,
kościoły- i ruszyć w nieznane aby rozpoczynać życie w obcym, często wrogim
otoczeniu i w rozproszeniu a ich stare miejsca osiedlenia – zajmują inni.
Tak było
zresztą w latach 40-tych na terenach II Rzeczpospolitej okupowanej przez
ówczesnego sojusznika III Rzeszy – ZSRR: prawie dwa miliony Polaków zostało w
ciągu około roku wysiedlone i w bydlęcych wagonach wysłany na Syberię i do
Kazachstanu a kilkaset tysięcy uciekło legalnie i nielegalnie do niemieckiej
zony okupacyjnej a na ich miejsce zostali przywiezieni obywatele sowieccy z
ZSRR.
Podobne?
Prawie identyczne. I nie należy się dziwić, bowiem autorami czy też „twarzami” amerykańskiego
eksperymentu społecznego na żywym katolickim organizmie byli tzw. wybitni
naukowcy w dziedzinie zupełnie nowej nauki o nazwie „socjologia” - sympatyzujący z komunizmem a w szczególności
zachwyceni eksperymentami „narodowościowymi” Stalina w latach 30-tych i 40-tych.
I niejednokrotnie związani zawodowo lub towarzysko ze słynnym Algerem Hissem,
podejrzewanym przez lata o szpiegowanie na rzecz ZSRR.
Byli to: Louis Wirth, Gunnar Myrdal, Samuel A. Stouffer
i Paul Blanshard , środowisko wyjątkowo antykatolickiego odłamu protestantyzmu czyli
kwakrzy oraz tzw. piąta kolumna katolicka czyli katolicy, którzy dali się wciągnąć
w dyskusje o rasach, mimo, że doktryna katolicka nie zna pojęcia „rasy”.
Luis Wirth był emigrantem żydowskim z Niemiec
w pierwszym pokoleniu, zajmującym się życiem nowych imigrantów czyli mniejszości
etnicznych w wielkich miastach. W czasach studenckich miał jakoby kręcić się
koło partii komunistycznej.
Gunnar Myrdal
był Szwedem, który na zaproszenie Fundacji Carnegie miał dokonać analizy
sytuacji ludności afro amerykańskiej w USA i podsunąć propozycje rozwiązania
problemów biedy i wykluczenia tej społeczności. Efektem tego była napisana zaledwie
w jeden rok ale za to licząca 1500 stron książka pt. „Un American Dilemma: The
Negro Problem and Modern Democracy”. (Amerykański
dylemat: Problem murzyński i współczesna demokracja”). Ostatnio stawiane są pytania,
czy rzeczywiście to nieznający zupełnie realiów USA – Gunnar Myrdal jest autorem
tej cegły.
Projekt zaczął się w 1938 a materiały do niego
zbierał „afro amerykański’ naukowiec, urzędnik i działacz na rzecz praw Afroamerukanów
- Ralph Bunche , który w roku 1950 miał
otrzymać Nagrodę Nobla za uczestniczenie w negocjacjach amerykańsko izraelskich.
Natomiast w czasie pracy nad książką
Myrdala związany był i z Office of Strategic Studies ( poprzednik CIA) a od
1943 już na etacie Departamentu Stanu jako podwładny niesławnego Algera Hissa.
Książka została wydana w roku 1944 w nakładzie 100.000 egzemplarzy a
dodruk szedł aż do roku 1965. Główne przesłanie dzieła było takie, że natura
ludzka może podlegać zmianom dzięki zmianie otoczenia i warunków zatem aby
rozwiązać społeczne problemy mniejszości „wykluczonych” – należy „zmienić
warunki”. Przy czym Gunnar Myrdal natychmiast
po oddaniu książki w ręce „zamawiających” zniknął z USA i podobno bardzo nie lubi
mówić o tej książce.
„Un American Dilemma: The Negro Problem and the Modern Democracy” było dziełem niemal
encyklopedycznie opisującym relacje „białych” i „czarnych” w USA i stwierdzało,
że to jest rodzaj błędnego koła, w którym biali wykorzystują czarnych na różne sposoby,
w efekcie czarni są biedni i niewyedukowani a skoro są niewyedukowani, to nie mogą
się wzbogacać a biali z tego korzystają.
Ale „demokracja zwycięży uprzedzenia rasowe”
i wystarczy „zmienić warunki życia czarnych na lepsze” aby się wyedukowali i wzbogacili
i w efekcie „wszyscy ludzie będą równi”, co jest ideałem Rewolucji Francuskiej i
szwedzkiej socjaldemokracji, którą reprezentował Myrdal.
Ciekawe, że administracja prezydenta Roseevelta (a zwłaszcza jego wierny urzędnik Alger Hiss nadzorujący tę inżynierię społeczną) uznała, że cała ta emancypacja Afroamerykanów ma się odbyć praktycznie wyłącznie w katolickich dzielnicach wielkich miast północnego wschodu USA. No ale.
Trzeci filar eksperymentu społecznego, jaki dotknął społeczności katolickie w wielkich miastach Ameryki lat 40-tych i 50-tych to dzieło Paula Blancharda, działacza a nawet pastora Kościoła kongregacjonalistycznego, najsłynniejszego działacza antykatolickiego USA owej epoki, przyjaciela działaczki eugenicznej Margaret Sanger czy panów Sacco i Vanzettiego – pt. „American Freedom and Catholic Power” (Amerykańska Wolność i Katolicka Siła), wydanej w 1949 r. a poprzedzonej szeregiem antykatolickich artykułów w czasopiśmie „Nation”.
Ciekawe, że administracja prezydenta Roseevelta (a zwłaszcza jego wierny urzędnik Alger Hiss nadzorujący tę inżynierię społeczną) uznała, że cała ta emancypacja Afroamerykanów ma się odbyć praktycznie wyłącznie w katolickich dzielnicach wielkich miast północnego wschodu USA. No ale.
Trzeci filar eksperymentu społecznego, jaki dotknął społeczności katolickie w wielkich miastach Ameryki lat 40-tych i 50-tych to dzieło Paula Blancharda, działacza a nawet pastora Kościoła kongregacjonalistycznego, najsłynniejszego działacza antykatolickiego USA owej epoki, przyjaciela działaczki eugenicznej Margaret Sanger czy panów Sacco i Vanzettiego – pt. „American Freedom and Catholic Power” (Amerykańska Wolność i Katolicka Siła), wydanej w 1949 r. a poprzedzonej szeregiem antykatolickich artykułów w czasopiśmie „Nation”.
W książce tej, która stała się bestsellerem
lat 1949-1950 autor bez ogródek pisze, że „Ameryka ma problem katolicki” i
polega on m.in. na tym, że „…Kościół jest niedemokratyczną strukturą pod obcą
(alien) kontrolą..”. We wstępie autor twierdził, że sam nie ma nic przeciwko „katolickiej
religii” czy „Amerykanom katolikom” ale jest przeciwko temu, żeby „..katolicka
hierarchia miała wpływ na legislację, edukację i praktyki medyczne”.
Książka była
skandalicznie antykatolicka ale jednak poparły jej tezy takie „autorytety
moralne” owej epoki jak: Bertrand Russel i Albert Einstein. Akcja była wspierana
przez „organizacje pozarządowe”
Rockefellerów Carnegie i nieformalnie przez
Pierwszą Damę Eleanor Roosevelt
Paul
Blanshard wyraził ówczesne obawy amerykańskich elit protestanckich (WASP),
które, jak to opisuje dr E Michael Jones w swoim wywiadzie na temat książki
„Slaughter of Cities” – w latach 30-tych były bardzo zaniepokojone trendami
demograficznymi i kulturowymi w USA, z których „najboleśniejszy” był relatywnie
szybszy przyrost naturalny wśród katolików zwłaszcza irlandzkich, polskich i
niemieckich.
Którzy to katolicy
w dodatku byli dobrze zorganizowani w systemie parafii, szkół katolickich oraz
organizacji charytatywnych i w dodatku – trzymali się razem, czyli
zamieszkiwali enklawy narodowe, nie podlegające obcej infiltracji a za to
mogące wyłaniać przedstawicieli politycznych. Co było widać zwłaszcza w
miastach wielkiego przemysłu: Chicago, Filadelfii, Detroit.
A ten wysoki
przyrost naturalny był możliwy dzięki temu, że Kościół Katolicki otwarcie
sprzeciwił się „wynalazkom eugenicznym” pani Sanger jej „ruchów” i publicznie wypowiadał
się przeciwko sztucznej kontroli urodzin
czyli – przeciwko aborcji. W czasie,
kiedy wymienione książki wyszły, udział katolików w społecznościach wielkich miast
północnego wschodu sięgał 30% i rósł w dużym tempie. Co miało się negatywnie dla protestantów przekładać
na przyszłe wyniki wyborów.
Autorzy
projektów inżynierii społecznej mogli oczywiście tylko pomarzyć o „sukcesach
Josepha Stalina”, który przesiedlał całe narody w latach 30-tych a Czeka
dokonywała aresztowań i wysyłek do wielkiego obozu pracy niewolniczej czyli
Gułagu – wg planów okresowych i jeśli zabrakło do transportu kilkudziesięciu
„winnych” a szkoda przecież pustych miejsc w wagonach, to „radzieccy
inżynierowie społeczni” – zgarniali – niewinnych – z ulicy.
Amerykańskim
inżynierom społecznym przyszło na pomoc doświadczenie z okresu I wojny światowej,
kiedy to z powodu wielkiego zapotrzebowania na ręce do pracy w przemyśle
wojennym – ściągnięto z rejonu Mississippi kilka milionów Afroamerykanów na
północ do wielkich miast, gdzie dawano im prace niewymagające kwalifikacji za
to nisko płatne. Również prace wymagające wyższych kwalifikacji dla
Afroamerykanów z Południa – były ale za niższe stawki. To i tak było znacznie lepsze niż życie na
polach bawełnianych ale zrodziło nieunikniony konflikt z robotnikami miejscowymi
i z tymi robotnikami, którzy zostali powołani do wojska a kiedy wrócili z wojny
w 1919 r. – nie było już dla nich miejsc pracy, bo te były zajęte przez
Afroamerykanów a jeśli były, to po niższych stawkach.
W roku 1919
r w miastach przemysłowych zwłaszcza w Chicago – doszło do zamieszek na tle
rasowym, które w istocie było konfliktem o „nieuczciwą konkurencję” o miejsca
pracy.
Drugi
czynnik, który okazał się bardzo pomocny w inżynierii społecznej skierowanej
przeciwko społecznościom katolickim w wielkich miastach – był wybuch II WW. Niemcy
jeszcze nie były bezpośrednim wrogiem a amerykańskie firmy działały nadal na
terenach okupowanych ale administracja centralna i służby w ramach polityki
obronnej głównie dzięki inicjatywie pana Luisa Wirtha, wpisały na listy
„społeczności podejrzanych” na początek te, które pozostawały w stanie wojny z
głównym sojusznikiem – czyli: mniejszość niemiecką i włoską.
Ale co jest najbardziej zaskakujące i o czym się nie mówi, na ówczesnych
listach „społeczności podejrzanych” – znalazły się: SPOŁECZNOŚĆ POLSKA I IRLANDZKA.
Ani Polska, ani Irlandia nie pozostawały w
roku 1940 w stanie wojny z USA. Na to zwrócił
uwagę w wywiadzie na temat swojej
książki (min 17:12) dr E Michael Jones.
Wielbiciel Stalina Luis Wirth z Niemiec na mocy posiadanej władzy w
imieniu USA wpisał na listę „społeczności podejrzanych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa” Polaków i Irlandczyków.
W uzasadnieniu pisał m.in. iż te grupy
ludności są niebezpieczne, albowiem zajmują w dużych skupiskach często wysoko
wyspecjalizowane stanowiska w przemysłach kluczowych dla wysiłku wojennego
a wykazują wysoką lojalność wobec swoich
krajów pochodzenia i mogą być podatni na propagandę zamieszczaną w prasie i
wydawnictwach z ich krajów pochodzenia. W dodatku mówią słabo po angielsku albo
i wcale.
W zasadzie należało rozumieć,
że termin „katolik” jest niemal równoznaczny z terminem „faszysta” a to akurat
było wtedy modne określenie Polaków w prasie sowieckiej, która jak należy
rozumieć, była wiarygodna w oczach niektórych pracowników administracji
prezydenta Roosevelta. Oraz jego Małżonki, która miała wysoce krytyczny
stosunek do katolickiej hierarchii w USA w ogólności a do Kardynała Spellmana –
w szczególności.
Kiedy wojna
się skończyła, okazało się, że „podejrzane społeczności” czyli Polacy i
Irlandczycy – nadal pozostały „podejrzane”. Wojna propagandowa i
administracyjna z „podejrzanymi mniejszościami” nie ustała bowiem wg dr E
Michaela Jonesa – a przekształciła się w otwartą wojnę z Kościołem Katolickim.
Pod płaszczykiem walki o „prawa człowieka” i „walkę z segregacją rasową” jakoby
w interesie „uciskanych i wykluczonych społeczności Afroamerykańskich z
Mississippi”.
Albowiem
główny projekt inżynierii społecznej przewidywał „ruszenie” po raz drugi –
Afroamerykanów z Mississippi – do wielkich miast na północy, tym razem w formie
planowej i ze wsparciem rządowym w postaci projektów urbanistycznych dla „wykluczonych Afroamerykanów”. Których nie
osiedlano obok osiedli społeczności protestanckich ale w środku dzielnic
katolickich.
Szacuje się, że w tej akcji, która trwała do lat 60-tych
przesiedlono ok. 5 milionów Afroamerykanów, w efekcie trwale zmieniając
strukturę etniczną takich miast jak Chicago, Detroit czy Filadelfii.
Oto porównanie
udziału procentowego Afroamerykanów w
populacji ogółem z lat 1900-1990 dla wybranych miast z wysoką mniejszością
katolicką i bez takiej mniejszości:
Rok /Miasto/% 1900
1920 1940
1960 1990
Chicago 1,8 4,1 8,2 22,9 39,1
Detroit 1,4 4,1 9,2 28,9 75,7
Filadelfia 4,8 7,4 13,0 26,4 39,9
Seattle 0,5 0,9 1,0 4,8 10,0
San Francisco 0,5 0,5 0,8 10,0 10,9
Masowe
zasiedlanie dzielnic katolickich przez Afroamerykanów w ramach planowego
systemu budownictwa i dopłat doprowadził
do kolizji dwóch systemów myślenia.
Na Południu ludność dzieliła się na „białą” i „czarną” czyli wg kategorii „rasy”. Na Północy imigranci z Niemiec, Irlandii, Imperium Rosyjskiego (Polacy, Litwini) rozróżniali się wg kryteriów etnicznych.
Na Południu ludność dzieliła się na „białą” i „czarną” czyli wg kategorii „rasy”. Na Północy imigranci z Niemiec, Irlandii, Imperium Rosyjskiego (Polacy, Litwini) rozróżniali się wg kryteriów etnicznych.
Kiedy
Afroamerykanie pojawiali się w dzielnicach
katolickich wielkich miast postrzegali Polaków, Litwinów czy Irlandczyków –
jako „białych” czyli swoich „opresorów” a nawet „handlarzy niewolników”. Znany
jest przypadek zaatakowania Litwinów przez znanego działacza „praw człowieka” Afroamerykanina,
który z tytułu „szkód” jakich doznali jego przodkowie od przodków owych
„białych” Litwinów – „posiadaczy niewolników” – zażądał rekompensaty w
pieniądzach.
Na efekty
nie należało długo czekać.
„Inżynierowie
społeczni” pod pretekstem konieczności zwiększenia produkcji zbrojeniowej w
fabrykach Detroit w okresie zaledwie 1940 -1943 ściągnęli do miast około 200
tysięcy Afroamerykanów z Południa do miasta mającego około 2,0 mln mieszkańców. Zaczęły się problemy z wynajmem mieszkań. Oraz
nieuniknione w takich sytuacjach –przestępstwa „międzyrasowe”. W efekcie doszło
w dniach 20-22 czerwca 1943 r. do zamieszek międzyrasowych z udziałem około 100
tysięcy ludzi, które to zamieszki usiłowała opanować policja w liczbie 6000
funkcjonariuszy. Zginęło 34 osoby, rannych zostało 433, majątek o wartości 2
mln USD został zniszczony.
Władze były w pełni świadome takiego ryzyka, bowiem pan prezydent Roosevelt wydał w dniu 25 czerwca 1941 r. tzw. Executive Order 8802 w sprawie zakazu dyskryminacji rasowej w przemyśle obronnym.
Władze były w pełni świadome takiego ryzyka, bowiem pan prezydent Roosevelt wydał w dniu 25 czerwca 1941 r. tzw. Executive Order 8802 w sprawie zakazu dyskryminacji rasowej w przemyśle obronnym.
Oliwy do
ognia dolewał obecny przypadkiem Ku Klux Klan
i jego „jeszcze bardziej zbrojne ramię” czyli Black Legion – obie
organizacje skrajnie antykatolickie.
Zamieszki miały miejsce w innych miastach i towarzyszyły im strajki. Inżynierom społecznym to zupełnie nie przeszkadzało, mimo, że spowalniało produkcję wojenną.
Wojna się skończyła a „inżynieria społeczna” trwała. I „rozcieńczanie podejrzanych społeczności katolickich”.
Zamieszki miały miejsce w innych miastach i towarzyszyły im strajki. Inżynierom społecznym to zupełnie nie przeszkadzało, mimo, że spowalniało produkcję wojenną.
Wojna się skończyła a „inżynieria społeczna” trwała. I „rozcieńczanie podejrzanych społeczności katolickich”.
W lipcu 1951
r. w dzielnicy Cicero w domu przy 6139–42 W. 19th Street w związku z
zamieszkaniem 1 (słownie jednej) rodziny Afroamerykanów doszło do trzydniowych
zamieszek, w których udział miało wziąć wg danych władz od 2 do 5 tysięcy
„białych”, którzy atakować mieli dom na różne sposoby, w efekcie członkowie
rodziny weterana wojennego i absolwenta Uniwersytetu Fisk pana Clarka – w
liczbie 21 osób musieli salwować się ucieczką. Brak informacji o rannych i
zabitych w rodzinie pana Clarka, natomiast z rozwścieczonym tłumem nie mogło
sobie poradzić 60 policjantów a wszystko – po raz pierwszy transmitowała
telewizja ogólnokrajowa. W śledztwie nie wykryto głównych sprawców i przywódców
i nie skazano nikogo w sądzie rejonowym, więc – ukarano przykładnie policjantów
i władze samorządowe „za całokształt”.
Ostatecznie
w latach 50-tych i 60-tych zaczął się cichy ale masowy exodus katolików z
dotychczasowych miejsc zamieszkania - Polaków, Irlandczyków, Niemców, WŁochów –
na przedmieścia, gdzie rozpłynęli się w ogólnej masie „klasy średniej”. „White Flight” czyli „biała ucieczka” sięgała jeszcze
w latach 60-tych w jednym mieście 10 katolików rocznie.
Co było celem „projektu Cicero”. Przekształcenie świadomych Polaków-katolików
czy Irlandczyków-katolików w
„amerykańską klasę średnią”. A parafie zaczęły podupadać, bowiem wierni mieli
daleko do „swojego kościoła”.
A skoro
można było dokonać „inżynierii społecznej” na tożsamości narodowej i
religijnej, to można było rozpocząć następny etap czyli „inżynieria gender”. Czyli wmawiać ciemnemu ludowi, że „płeć można
sobie wybrać długo po urodzeniu, jak serce dyktuje” i „płeć nie jest kwestią
biologii a stanu świadomości”. I znowu mamy „sponsoring” od strony
Rockefellerów, Sorosów a teraz zapewne i Bill Gates się dokłada.
W Europie te projekty inżynierii społecznej są wprowadzane z pewnym opóźnieniem w stosunku do USA za wyjątkiem Szwecji. Kraje postkomunistyczne a Polska w szczególności
–są daleko za peletonem, ale to nie
znaczy, że „projekt Cicero” taki lub inny nie jest realizowany w naszej
nieszczęśliwej Ojczyźnie – od lat.
Kiedy patrzymy na prawie 2 miliony młodych muzułmańskich osiłków transferowanych z błogosławieństwem UE i władz niemieckich oraz francuskich w niespełna dwa letnie sezony do Niemiec, Francji, Grecji i Skandynawii, warto przypomnieć sobie – nasze wcześniejsze doświadczenia.
Kiedy patrzymy na prawie 2 miliony młodych muzułmańskich osiłków transferowanych z błogosławieństwem UE i władz niemieckich oraz francuskich w niespełna dwa letnie sezony do Niemiec, Francji, Grecji i Skandynawii, warto przypomnieć sobie – nasze wcześniejsze doświadczenia.
Najpierw
wielkie masy Polaków przerzucane od 1939 r. – z Zachodu na Wschód (z Wielkopolski)
przez okupanta niemieckiego i z Kresów – na Syberię i do Kazachstanu – przez
okupanta sowieckiego. Co zostało z Kościoła Katolickiego na Kresach? Ależ się musiał towarzysz Stalin podobać
WASP-om amerykańskim. Taki skuteczny.
Ale po wojnie następny akt dramatu:
przerzucenie 2-3 milionów Polaków ze Wschodu na Zachód „w nieznane” a
potem – kolejne miliony – ze wsi do miasta.
Niby „konieczność dziejowa” ale w Nowej Hucie – kościół był budowany „pod
karabinami”.
Potem „przyszedł karnawał Solidarności” i po 13 grudnia – wyjechało pod presją około 1 miliona najlepszych Polaków oczywiście – katolików a wśród nich oczywiście – agenci wpływu i prowokatorzy.
Potem „przyszedł karnawał Solidarności” i po 13 grudnia – wyjechało pod presją około 1 miliona najlepszych Polaków oczywiście – katolików a wśród nich oczywiście – agenci wpływu i prowokatorzy.
Po roku 1989
r. wdrożony został naprawdę ambitny program – demolki przemysłu i „zniknięcia”
kilku milionów miejsc pracy, w wyniku czego
musiało wyjechać jakieś 2-6 milionów
młodych energicznych Polaków i Polek – katolików oczywiście w poszukiwaniu
pracy. A za to teraz na ich miejsce wjechało jakieś 2 miliony Ukraińców, którym
też stworzono „obiektywne warunki do opuszczenia kraju”. Ambasada RP w Izraelu
wydaje paszporty hurtem bez zbędnej biurokracji i pytań o polski hymn, język
polski czy godło państwowe.
Rodzi się
pytanie czy to przypadek, czy naśladownictwo „projektu Cicero”? I jak należy interpretować wydarzenia 13
grudnia w kontekście „wielkich ruchów ludności polskiej”.
Wyselekcjonowanej w trakcie 16 miesięcy z 38
milionów – elity patriotycznych robotników , studentów i inżynierów. Wysoko
wyspecjalizowanych fachowców i urodzonych liderów. Wiadomo powszechnie, że byli
„brani na pniu” do Australii, RPA, Kanady czy USA. Ich dzieci rzadko mówią po polsku a wnuki na
ogół – wcale.
A tymczasem kilkaset
tysięcy Polaków z Kresów – dalej pozostaje na łasce organizacji patriotycznych
i pomocowych oraz polskiego Kościoła Katolickiego, bo oczywiście – „nie ma
środków” na objęcie realną pomocą lub programem przywozu do Polski –
porzuconych – świadomie.
W USA „projekt Cicero” demolkę środowisk katolickich dokonywaną rękami elit WASP, kwakrów i „postępowych demokratów” – wspierali „pożyteczni katolicy” jak np. jezuita LaFarge czy Sargent Shriver – szwagier samego JFK.
W USA „projekt Cicero” demolkę środowisk katolickich dokonywaną rękami elit WASP, kwakrów i „postępowych demokratów” – wspierali „pożyteczni katolicy” jak np. jezuita LaFarge czy Sargent Shriver – szwagier samego JFK.
W Polsce ruch gender ma swoich katolickich „przyjaciół”
choćby w Tygodniku Powszechnym i „zamilkniętym"
księdzu Bonieckim. Całą siłę uderzenia wzięły na siebie media mętnego
nurtu rodem z Niemiec i zagraniczne telewizje pompujące 24/dobę rozpustę i przemoc
oraz legendy o strasznych katolicy rodzinach polskich. Teorię dorabiają do tej brudnej piany wydziały gender na państwowych szkołach wyższych
utrzymywane przez katolickich podatników.
Pierwsze skutki,
przewidziane przez panów Myrdala i Blansharda w ich projektach już widzimy Polsce
: wyraźny spadek dzietności rodzin katolickich w miastach i spadek zawieranych małżeństw
wśród katolików.
Ciekawi mnie
czy wysoka reprezentacja w administracji III RP socjologów i wielbicieli oraz byłych członków Unii Wolności ma jakiś związek z niemocą wobec realnej antykatolickiej polityki w kulturze i bezkarnego hejtu w mediach,
filmie i teatrach nasilonej paradoksalnie po roku 1989.
Podejrzenia katolików co do intencji władz mają
być neutralizowane nagłaśnianiem medialnym
obecności przedstawicieli władz w katolickich kościołach czy na katolickich uroczystościach.
No cóż. Po owocach ich poznacie. A my uczmy się na błędach i poznajmy prawdziwych
wrogów i fałszywych przyjaciół. Bo wszystko
już było, więc wystarczy poznawać historię.
https://en.wikipedia.org/wiki/Detroit_race_riot_of_1943
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz