sobota, 29 grudnia 2018

Antykatolicka propaganda czyli droga morska do Indii, Vasco da Gama i bitwa pod Diu.



Jeśli   jesteśmy  wstrząśnięci  i zgorszeni bezczelnością kłamstw na temat  roli Polaków w II WW a zwłaszcza  na temat realiów okupacji niemieckiej i sowieckiej, to winniśmy przyjąć do wiadomości, że czarna legenda jest nam przypisywana nie tylko dlatego, że byliśmy ofiarami i świadkami, ale też dlatego, że jesteśmy katolikami.

 Nasza historia jest poddawana „obróbce na zlecenie” w sposób  niesamowicie przypominający to, co  dokładnie 500 lat temu różni „portugalscy pamiętnikarze”  nie bez inspiracji z zewnątrz – robić  z prawdą o  wyprawach  morskich portugalskich żeglarzy,  poszukujących drogi do Indii na przełomie wieków XV i XVI.  

Właśnie dokonywana jest „zmiana plusów i minusów” w historii  odkryć geograficznych  portugalskich z początku wieku XV i w historii zmagań żeglarzy portugalskich z ówczesnym islamskim panowaniem na wschodnim wybrzeżu Afryki i  zachodnim wybrzeżu Półwyspu Indyjskiego, zajmowanego  w znacznej części przez Sułtanat ze stolicą w Delhi.

Jak ogólnie wiadomo, drogę morską do Indii przez Ocean Atlantycki i  Ocean Indyjski  jako pierwszy przebył szczęśliwie Vasco da Gama, żeglarz  w służbie króla Portugalii i Algavres Manuela I, wypływając  8 lipca 1497 r. z Lisbony w sile 4 okrętów i osiągając port w Kalkucie na Wybrzeżu Malabarskim w dniu 20 maja 1498 r.  Został w ten sposób przełamany monopol  muzułmańsko –wenecki na niesłychanie zyskowny  monopol   handlem pieprzem, cynamonem i innymi przyprawami.

Co ciekawe, wyprawa ta, jakkolwiek bardzo dramatyczna z uwagi na nieprzewidywalne warunki żeglugi  i muzułmańskie wrogie porty na wschodnim wybrzeżu Afryki – nie zostawiła po sobie jakichś negatywnych opinii o zachowaniu Vasco da Gamy wobec miejscowej ludności, którą spotykał po drodze.

Zupełnie inaczej ma się sprawa z tzw. drugą wyprawą  Vasco da Gamy do Indii, kiedy wiadomo już było, ze Portugalia osiągnęła olbrzymi polityczny i gospodarczy sukces i zaczęła się błyskawicznie bogacić.

Była  to faktycznie czwartą wyprawą portugalską, bowiem król Manuel, po otrzymaniu raportu Vasco da Gamy po jego powrocie z pierwszej wyprawy 29 sierpnia 1499 r. wysłał  do Indii tzw. drugą armadę portugalską pod dowództwem Pedro Alvaresa Cabrala, składającą się z 13 okrętów i z 1500 marynarzy celem podpisania stałego traktatu z władcą  (zamorin) Kalikut na handel przyprawami i  założenie portugalskiej  faktorii  handlowej. 
 
Druga wyprawa wyruszyła 9 marca 1500 r. i po drodze „odkryła Brazylię” , po czym  nie bez  problemów ( zaginięcie okrętu  niedaleko Madagaskaru) w dniu 13 września 1500 r. dotarła do Kalikut, gdzie Portugalczycy natrafili na atak Arabów przy biernej postawie  miejscowego władcy.
 
Nie znajdując  chęci współpracy w Calikut, Cabral, po ostrzelaniu z dział arabskich  okrętów i samej Kalikut udał się do Cochin, gdzie został przyjęty bardzo przyjaźnie i gdzie zawarł korzystne  kontrakty, albowiem władca Cochin  był „pod butem” Kalikut i Arabów i nie była to dla niego komfortowa sytuacja.

Król Manuel I nie czekając na powrót II armady wysłał  wiosną (marzec lub kwiecień ) 1501 r. trzecią armadę pod dowództwem  João da Nova do  Indii, gdzie ten zakupił ładunek  zleconych przez króla przypraw w  Cannanore, ale  kiedy odpływał, 31 grudnia 1501 r. jego mała armada, składająca się z  5-6 okrętów została zaatakowana przez flotę władcy (zamorin) Kalikut, w sile ok. 40 okrętów i 160 łódek (zambuks) i 7000 wojska.  Flota portugalska podjęła walkę i dzięki przewadze ognia i techniki oraz taktyki morskiej – do 2 stycznia 1502 r. – kilka dużych okrętów zatopiła, inne rozpędziła i w ten sposób wygrała pierwszą dużą bitwę morską na Oceanie Indyjskim.  Nie gubiąc bezcennego towaru.

W tych okolicznościach przyrody, król Manuel  I wyekwipował czwartą armadę  tj. 20 okrętów, z tego 10 pod dowództwem admirała Vasco da Gamy a 5 pod dowództwem jego wuja wiceadmirała  Vincente Sodré, które wypłynęły 12 lutego 1502 r. z Lizbony.

 Pozostałe 5 okrętów  miało stanowić rodzaj ochrony.   Na okręty załadowano między 800 a 1800 marynarzy. Wypłynęły one dopiero 1 kwietnia 1502 r.

Tak wielka rozbieżność  w określeniu liczby uczestników wyprawy  jest zastanawiający w świetle faktu, iż wyprawa ta została opisana  w najdrobniejszych, nawet najdrastyczniejszych  szczegółach przez aż dwóch  „historyków”  a konkretnie: Thomé Lopeza  pisarza okrętowego czwartej armady, określanego również jako „naoczny świadek” oraz  Gaspar Correia.Jak pisarz okrętowy może nie wiedzieć, czy było 800, czy raczej 1800 marynarzy w wyprawie?

Obaj są wymieniani  jako „pierwotne źródła historyczne” w związku z bardzo drastycznym, żeby nie powiedzieć  „zbrodniczym” wydarzeniem na Oceanie Indyjskim z udziałem okrętów czwartej armady  portugalskiej pod dowództwem Vasco da Gamy a nazywanej obecnie „incydentem statku z pielgrzymami”.

Wg angielskiej wiki, w dniu 29 września 1502 r. w drodze z Batecala do Cannanore przy Wybrzeżu Malabarskim  armada Vasco da Gamy  natknęła się na duży statek handlowy o nazwie „Miri” własność  jakiegoś ważnego muzułmanina z Kalikut (Al. – Fangi), wiozący  pielgrzymów islamskich z Mekki lub do Mekki (tu źródła są sprzeczne).

 Statek  został zatrzymany przez kapitana okrętu „Święty Gabriel” i jakoby zostaje splądrowany przez portugalskich marynarzy, po czym Vasco da Gama (który jak należy rozumieć, płynął na „Świętym Gabrielu”), miał dać rozkaz spalenia statku wraz ze wszystkimi pasażerami na pokładzie: mężczyznami, kobietami i dziećmi.  Zamkniętymi w ładowni. Statek miał być ostrzelany przez portugalską artylerię i tonąć  kilka dni. Pasażerowie mieli błagać o litość ale Vasco da Gama miał „być głuchy na ich prośby o litość”.

Wszystko to możemy przeczytać dzięki „relacji naocznego świadka” owego Thomé Lopeza  , który miał napisać w swojej relacji: ”…Nigdy nie zapomnę przez resztę moich dni..”.
 
Po czym krwiożerczy zbrodniarz Vasco da Gama płynie spokojnie do Kannanore i podpisuje wielce korzystny kontrakt handlowy z  intencją monopolu portugalskiego na Oceanie Indyjskim .

Pojawiają się jednak pytania i wątpliwości.  

 Po pierwsze, jak donosi sama wiki, „pochodzenie Thomé Lopeza  jest bardzo niejasne” a dalej  jest coraz gorzej.  Miał on być zatrudniony na początku 1502 r. jako „pisarz okrętowy” na „statku bez nazwy” w eskadrze 5 okrętów armady, które wypłynęły już 12 lutego 1502 r.  Podobno dogoniły główną armadę 21 sierpnia 1502 r., ale na to jest jedynie świadectwo samego Lopeza.

Druga wątpliwość jest taka, że opisując drogę powrotną czwartej armady do Portugalii, pisze on o zawinięciu 30 lipca 1503 r.  do nieznanej wyspy, której położenie  geograficzne odpowiada Wyspie Wniebowstąpienia, która jednakże została  odkryta przez  trzecią armadę portugalską  w maju 1501 r. i została pierwotnie nazwana przez odkrywcę czyli dowódcę João da Nova jako „Wyspa Poczęcia” ( Conceição) a nazwa „Wniebowstąpienia” została nadana  później.  O tym wszystkim Lopez nie mógł był wiedzieć, bo  „armady mijały się w przestrzeni i czasie”.

Na koniec zaś najważniejsze: wszystkie te „wspomnienia” i „naoczne świadectwa” prawdomównego Lopeza pisarza okrętowego  - „się NIE zachowały” w oryginale portugalskim z okresu tuż po powrocie  IV armady do Portugalii.

Ukazały się w druku po raz pierwszy dopiero w roku 1550 (po śmierci Lopeza) i to u największego konkurenta i wroga Portugalii – czyli w  Wenecji i to w wersji językowej włoskiej  opracowanej podobno przez  Giovanni   Battista Ramusio, Wenecjanina  i „podróżnika, który niewiele podróżował”. Za to  był synem członka magistratu Wenecji  i był ambasadorem Wenecji we Francji.  

W opracowaniu dzieła  Thomé Lopeza  jako części „kolekcji dzienników” zdobytych przez pana Ramusio też pojawiły się dość fundamentalne trudności, albowiem  w roku 1555 wydany został tom I zbioru pt.” Navigationi et Viaggi” ale już tom II, bowiem „rękopis wziął i się zniszczył” i wydano tom II dopiero w roku 1559 a tom III w 1556. No i drobny problem: pamiętniki pana Lopeza miały być wydane przez pana Ramusio już w roku 1550.
A na język portugalski zostały one przetłumaczone i wydrukowane  dopiero  w roku 1812.

Drugie „najpewniejsze źródło” wiedzy o potwornych zbrodniach admirała Vasco da Gamy to wymieniony już „kronikarz”  Gaspar Correia, który   urodził się w roku 1492.  Co oznacza, że w roku „zbrodni Vasco da Gamy” miał lat 10. 

 I też wg docenta wiki „niewiele wiadomo na temat autora, jego pochodzenia i  miejsca urodzenia”.  Podobno do Indii Portugalskich wybrał się gdzieś między rokiem 1512 a 1514 (w wieku lat 20-22) i służył jako prosty żołnierz.  Miał być nawet „wybrany” na sekretarza samego  admirała i gubernatora Indii Portugalskich Alfonso de Albuquerque.   Członek najwyższych elit Królestwa Portugalii miał wybrać na sekretarza prostego „gemajna” ( jak pisał Henryk Sienkiewicz) niewiadomego pochodzenia, chociaż miał wokół siebie dziesiątki wykształconych synów szlacheckich z najlepszych portugalskich rodów.

Dziełem  życia Gaspar Correi miała być „Lendas da India” (Legendy Indii) , które to dzieło miało powstawać w czasie jego długiego (35 lat) pobytu  w Indiach.

Z tym, że znowu trafiamy na potworne rafy: rękopis w liczbie 3.500 stron miał być przywieziony do Portugalii  już PO śmierci autora (czyli ok. 1563 r.) i przepisany lub wydrukowany „w ograniczonej liczbie egzemplarzy” oraz „rozesłanych tylko wśród uprawnionych osób”. Czyli kogo?

Potem ślad po legendarnym dziele o legendach Indyj i okrucieństwie (też legendarnym ) admirała Vasco da Gamy – znika na całe 300 lat i  „rodzina” (?) „która zachowała rękopis oryginału” nagle ujawniła „świadectwo historyczne”, które w wydrukowała Portugalska Akademia Nauk w dwóch tomach: I tom – 1858 i II tom – 1864 r.

Jakie to wiarygodne. Jeden świadek, nieznany z imienia i nazwiska podobno się przysięgał, że w 1556 r. sam widział opublikowany manuskrypt w 12 tomach – w roku 1556.

I nie uwierzycie Państwo, ale w polskiej wikipedii  a nie w angielskiej czy portugalskiej jest dodatkowa informacja   o Gasparze Correia następującej treści: „…
Był także autorem niedokończonej i przez długi czas zapomnianej kroniki rządów królów Portugalii panujących w latach 1365–1533, w której opisał m.in. pogrom żydowskich konwertytów w Lizbonie w 1506 r., którego był naocznym świadkiem…”.

Nie wiemy, jak „niedokończona kronika rządów Królów Portugalii w latach 1365-1533” dotrwała do czasów współczesnych, ale zapewne również w tym przypadku odnalazła je „rodzina”. Ta, której nie dało się ustalić dla okresu, kiedy Gaspar C. – żył.

No i nie piszą o tym dziele ani Portugalczycy, ani Brytyjczycy. A tutejsi spece od historii odkryć geograficznych dokopali się do „portugalskich pogromów”.

Dlaczego o tym piszę?  Głównie dlatego, że w grudniu 2015 r. wydawnictwo Random House wypuściło na rynek książkę pana Rogera Crowley’a  pod tytułem „Conquerors. How Portugal  Forged the First Global  Empire”. (Zdobywcy. Jak Portugalia  wykuła/sfabrykowała  pierwsze globalne imperium).

Dzieło to jest reklamowane w wysokonakładowej gazecie The New York Times  m.in. w artykule  pana Iana Morrisa z 15 stycznia 2016 r. pt.”Conquerors: How Portugal forged the First Global Empire”  m.in. takimi stwierdzeniami: 

-„… Alfonso de Albuquerque zmarł 500 lat temu, po tym jak spędził tuzin lat terroryzując  nadmorskie miasta  od Yemenu do Malezji.  Wzbogacił tysiące ludzi i  zabił dziesiątki tysięcy więcej. Mimo tego, iż nigdy nie dowodził więcej niż kilkoma tuzinami statków, zbudował jedno z pierwszych nowoczesnych  interkontynentalnych imperiów. A to był dopiero początek: następny krok, jak powiedział, to będzie popłynięcie w górę Morza Czerwonego, zniszczenie Mekki, Medyni i ciała Proroka Mahometa oraz wyzwolenie Ziemi Świętej. Być może również zastanawiał się, czy mógłby całkowicie zniszczyć islam.

-(…)  Okres  18 lat między grudniem 1497 r. kiedy Vasco da Gama okrążył Przylądek Dobrej Nadziei a grudniem 1515 r., kiedy Albuquerque zmarł na wybrzeżu indyjskim, był kluczowym punktem w historii i „Zdobywcy” Rogera Crowley’a  opowiada stylowo tę historię  (…)

- (…) Rzemiosło Crowley’a  wyraża się najłatwiej w opowiadaniu historii o bezwzględnych, jednostronnych rzeziach (…) W Mombassa w 1505 Portugalczycy zamordowali 700 muzułmanów ze stratą własną pięciu własnych ludzi. W Dabul w jeden ostatni dzień roku 1508 „nie została żadna żywa istota”. Na Goa w 1510 r. Albuquerque zabił tyle ludzi, że miejscowe  niesławne krokodyle nie były w stanie zjeść ich wszystkich (…)

(…) Teoria, że cywilizacja chrześcijańska była  po prostu wyższa od  kultur muzułmańskiej i hindu wydaje się równie nieprzekonująca. Jak Crowley to opisuje, Lizbona była mniej modelem Renesansu niż prekursorem Dzikiego Zachodu…”

No to mamy przełom kopernikański  w naukach historycznych i w samoocenie Europejczyków, atakowanych przez wieki przez islam.

Rozumiemy teraz, dla jakich celów  tworzono kiedyś   „świadectwa naocznych świadków portugalskich wypraw do Indii”, które  odnajdywały się wyłącznie w formie tłumaczeń na języki obce kilkadziesiąt albo i kilkaset lat później od opisywanych zdarzeń  I to nie w archiwach portugalskich tylko u starych wrogów Portugalii  i wrogów katolicyzmu. A biografie pamiętnikarzy były bardziej niż mętne.

 Może więc przypomnijmy najważniejszą bitwę morską,  jaką  stoczyli Portugalczycy u wybrzeży Indii  w roku 1509 w porcie Diu, aby zrozumieć, co się tam naprawdę wtedy działo i o co toczyła się gra.
Korzyść z opisania bitwy jest taka, że słynni „naoczni świadkowie” unikali w sposób widoczny okoliczności  bitewnych, więc jest szansa, że spisane są fakty z raportów wojskowych.

No i może jedna uwaga, wcale nie taka nieważna. To, co najbardziej umyka oczom pana Crowley’a i redaktora  z New York Timesa  to drobny fakt, iż islam dotarł do Półwyspu Indyjskiego w VII wieku  a od 1206 do 1526 r.  w północnych Indiach funkcjonował tzw. Sułtanat Delhijski ze stolicą w Delhi. A podbój miał charakter całkowicie łupieżczy. Do XV w. Indie  przeżyły najazd Tamerlana, który m.in. Delhi zrównał z ziemią a ludność wyrżnął. Do XVIII w. rządzili północnymi Indiami Mogołowie.

A więc muzułmanie nie byli w Indiach „od zawsze” , radżowie indyjscy nie byli wielbicielami muzułmanów.  I  to muzułmanie a nie radżowie byli niemal wyłącznymi wrogami Portugalczyków w czasie ich pobytu w Indiach i na wschodnim wybrzeżu Afryki.

Wracając do prozy czyli handlu przyprawami , Turcy osmańscy  byli zainteresowani  panowaniem na Oceanie Indyjskim i wolnymi od Portugalczyków drogami morskimi.  Ale rzeczywiście wcześniej   nie wykazywali  zainteresowania wojnami morskimi (poza piractwem), bo ich sukces leżał w wojnach lądowych, do których mieli ciągły dopływ „rekruta” w postaci niewolników chrześcijańskich porywanych na Podolu i generalnie na południowych wybrzeżach Europy.  

Najbardziej  bolesne dla chrześcijaństwa było zdobycie przez muzułmanów Bizancjum w 1453 r.  Pan Crowley nie wydaje się widzieć dowodu, że kiedy trzeba, techniki wojskowe i umiejętności  muzułmanów były „wystarczające”. My pamiętamy jeszcze bitwę pod Warną 1444  a Węgrów czekała bitwa pod Mohaczem w 1526 r.

Dzisiaj czy raczej już wczoraj  29 grudnia 2018 r. obchodzimy  510 rocznicę bitwy morskiej   stoczonej 29 grudnia 1508 r. przez siły morskie wicekróla Indii Portugalskich Francisco de Almeida z siłami Sułtanatu Bijapur w porcie Dabul ( na wybrzeżu rejon Goa) – po drodze do Diu, gdzie koalicja Sułtanatu Gujarat, Sułtanatu Mameluków Egiptu,  Imperium Osmańskiego, Zamorina Kalikut i jako „wsparcie techniczne” siły Wenecji  szykowały się do decydującego starcia z Portugalczykami, aby utrącić ich pochód na Wschód.  

Francisco de Almeida został mianowany wicekrólem Indii Portugalskich w dniu 25 marca 1505 r. z zadaniem wybudowania czterech fortów dla bezpiecznego prowadzenia handlu pieprzem i innymi przyprawami przez portugalskie faktorie handlowe istniejące od : Wyspa Angediva ( w rejonie południowego Goa) - 1498, Ouillon (Kollam) - 1502, Cochin (Kochi) – 1503 i Kannanore (Kannur)nad Morzem Arabskim.

Po drodze na wschodnim wybrzeżu Afryki w sile 11 okrętów odwiedził kolejno Sułtanat Kilwy, Sułtanat Ajuran a konkretnie port Barawa oraz port Mombasa, który bardzo źle przyjął Vasco da Gamę w 1498 r.   Doszło do regularnych bitew, które kolejno wygrywał. Zajął też wyspę Zanzibar.
Na wschodnim wybrzeżu Afryki Portugalczycy zdecydowali się wybudować dwa forty: w Kilwa oraz Fort São Caetano obok portu Sofala w dzisiejszej Somalii.  Wszystko to działo się w roku 1505.

Tak dynamiczny  rozwój infrastruktury  handlowej i wojskowej w kluczowych miejscach na zachodnim i wschodnim wybrzeżu Oceanu Indyjskiego i Morza Arabskiego wywołało  gwałtowną reakcję dotychczasowych monopolistów  handlu pieprzem:  Sułtanatu Mameluków Egiptu i Republiki Wenecji, które przez port w Aleksandrii i Morze Śródziemne do początków wieku XVI trzymali pełny monopol na handel przyprawami z Wybrzeża Malabarskiego.

W roku 1506 flota portugalska została zaatakowana pod Kannanore przez  flotę wyposażoną w działa wyprodukowane w Mediolanie a obsługiwaną przez mieszane załogi: tureckie, arabskie i hinduskie (Kalikut). Bitwę wygrała flota portugalska pod dowództwem Lorenzo de Almeida, syna wicekróla Indii Portugalskich.

Ta klęska zmobilizowała koalicję anty-portugalską do wzmocnienia floty arabskiej przez siły weneckie, które dla potrzeb przyszłej konfrontacji z Portugalczykami  przysłali do Aleksandrii okręty wojenne własnej produkcji wraz ze szkutnikami, tam je rozebrali na części, które załadowali na wielbłądy. Karawany wielbłądów przetransportowały części i specjalistów z Wenecji do portów nad Morzem Czerwonym, gdzie zostały znowu złożone i uzbrojone.  Była to pomoc wojskowa Wenecji dla Sułtanatu Mameluków w Egipcie.

Tak wzmocniona flota Mameluków na zlecenie arabskich kupców w Kalikut – zaatakowała w marcu 1508 r.  eskadrę okrętów portugalskich pod dowództwem Lorenzo Almeidy w porcie Chaul. Portugalczycy bitwę przegrali a Lorenzo Almeida, jedyny syn wicekróla zginął w tej bitwie a marynarze portugalscy poszli do niewoli.

Tymczasem król Portugalii przysłał  nowego gubernatora Indii Portugalskich Alfonso de Albuquerque, który pojawił się w Kannanore 6 grudnia 1508 r. akurat, gdy Francisco de Almeida przygotowywał się do zemsty za śmierć jedynego syna i do uwolnienia portugalskich marynarzy.  O stanie ducha Wicekróla Indii mówi to, że nie przyjął wówczas do wiadomości decyzji Króla a następcę zwyczajnie uwięził w forcie w Kannanore.

Sam zaś wypłynął z całą Armada da India do portu w Diu, gdzie znajdowały się główne siły wroga.
W tym czasie z fortu na wyspie Angediva jeden okręt portugalski „Święty Michał” wypuścił się do portu Dabul aby sprawdzić, jakie siły tam stacjonują. Kapitan nieopatrznie zdecydował o przybiciu do brzegu. Tymczasem w ukryciu czekało 6 tysięcy wojska. Kapitan został schwytany i zamordowany, podobnie jak inni marynarze.

W dwa dni potem pojawił się tam jak anioł zemsty Francisco de Almeida wraz z armadą i po prostu zmiażdżył garnizon a miasto kazał spalić, zaś wszystko co żyje wymordować. Stało się to 29 grudnia 1508 r.

Po czym armada portugalska z okrętem wicekróla „Flor de la mar” (Kwiat morski) na czele 17 jednostek w tym 4 ciężkich udała się do portu w Diu, który marynarze portugalscy zobaczyli 2 lutego 1509 r.
Proporcja sił była następująca: siły koalicji muzułmańskiej: 10 okrętów ciężkich, 20 okrętów lekkich i 70-150 łodzi uzbrojonych, 750 mameluków, 4000-5000 żołnierzy z Gudżaratu, natomiast Portugalczycy dysponowali łącznie 18 okrętami, z czego 5 były ciężkimi, nowocześnie uzbrojonymi „nauls”, 8 lżejszych odmian karaweli i 5 lekkich okrętów, w tym jedna brygantyna oraz 800 żołnierzy portugalskich i 400 hinduskich.
 
Portugalczycy przypłynęli 2 lutego 1509 r. w rejon portu Diu. Rankiem 3 lutego okazało się, że flota koalicji wycofała się do portu pod ochronę dział fortu i czekała na inicjatywę Portugalczyków.

O  godzinie 11  okręt flagowy Wicekróla „Flor do Mar” podniósł na maszt królewski sztandar i oddał pierwszy strzał. Ale nie brał udziału w bitwie.

 Mała galera „Święty Michał” ruszyła na czele aby zbadać kanał prowadzący do portu. Okręty portugalskie ostrzeliwały okręty muzułmańskie nową metodą: strzelając do wody. W ten sposób drugi ciężki okręt portugalski „Espirito Santo” (Duch Święty) zatopił zaraz na początku okręt muzułmański.
 
Następnie „Espirito Santo” przeszedł do abordażu na okręt flagowy  floty muzułmańskiej Amira Husseina Al. Kurdi. Oddziały ciężkiej piechoty portugalskiej wskoczyły na okręt zanim jeszcze doszło do sczepienia okrętów.  „Espirito Santo” został zaatakowany z drugiej strony przez okręt Mameluków, ale w tym samym czasie  okręt portugalski „Rei Grande”  z drugiej strony  zaatakował muzułmański okręt flagowy.
  
W tym czasie „Flor da Mar” odciął dziesiątki małych okrętów i łodzi  muzułmańskich  od toczącej się w kanale bitwy wielkich okrętów i swoje zaczął z dział strzelać do nich jak do kaczek. W trakcie bitwy oddał 600 strzałów.  Małe stateczki zareagowały logicznie i w większości uciekły do Kalikut.

Do wieczora zatopione zostały dwa największe okręty muzułmańskie a reszta, która nie uciekła, została zdobyta.

O wyniku bitwy zadecydował poziom techniczny okrętów portugalskich i umiejętności portugalskich kapitanów, marynarzy, artylerzystów i piechoty.  W bitwie z 450 Mameluków przeżyło zaledwie 22. Zginęło tez 1400 marynarzy Gudżaratu.

Portugalczycy stracili 32 zabitych, w tym dzielnego kapitana Rui Pereira, który dowodził abordażem na muzułmański okręt flagowy.  I mieli 300 rannych.

Łupy strony zwycięskiej były imponujące: 6 okrętów wroga, w tym 3 ciężkie, 600 sztuk dział  a także łup honorowy: 3 królewskie sztandary bojowe Mameluków z Kairu, wysłane do Portugalii.
 Ponadto Malik Ayyaz (drugi dowódca koalicji)  zwrócił jeńców portugalskich wziętych w bitwie pod Chaul ( w dobrym stanie).

Strona zwyciężona chciała oddać miasto Diu, ale Francisco de Almeida odmówił, uznając, że będzie „zbyt drogie w utrzymaniu”, natomiast zagwarantował Portugalii prawo wybudowania faktorii.

Kupcy z Diu, którzy finansowali budowę floty muzułmańskiej musieli wypłacić okup w wysokości 300.000 złotych serafin. Z tej sumy 100.000 zostało rozdzielonych między portugalskich marynarzy a 10.000 przekazano na szpital chrześcijański w Kochin.

Bitwa pod Diu została uznana za jedną z kilku najważniejszych bitew w historii. W jej wyniku żaden okręt muzułmański nie pojawił się na Oceanie Indyjskim aż do czasów współczesnych.
 
Została wygrana przez Portugalczyków  w czasie, gdy islam po pokonaniu Bizancjum przygotowywał się do ostatecznego ataku na świat chrześcijański.

Pozbawienie Mameluków egipskich i Turków Osmańskich dochodów z  handlu pieprzem i innymi przyprawami, który to handel na stałe przeniósł się z Morza Śródziemnego i Aleksandrii na Ocean Atlantycki, było jednym powodów osłabienia gospodarczego islamu , zwłaszcza Mameluków i uniemożliwiło modernizację muzułmańskiej  floty oraz generalnie uzbrojenia.

Mijają lata i wieki i to, co kiedyś było uznawane za wielki sukces ludzkości i chwałę chrześcijaństwa, obecnie jest przerabiane na antykatolicką politgramotę w stylu, jaki znamy od czasów Rewolucji Francuskiej czy jeszcze wcześniej – od czasów protestanckiego plądrowania katolickich  klasztorów w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Niemczech.
Do tego można się w końcu przyzwyczaić. 

Ale przerabianie  wielkiego żeglarza i odkrywcy drogi do Indii Vasco da Gamy– w masowego mordercę niewinnych muzułmanów a portugalskich katolickich  faktorii handlowych i misji świętego Franciszka Ksawerego w Indiach  w „kampanie rzezi Czerwonoskórych na Dzikim Zachodzie” – to nowe zjawisko, które winno być uważnie obserwowane. Takie bezczelne  kłamstwo musi czemuś służyć.

https://en.wikipedia.org/wiki/Thomé_Lopes
https://en.wikipedia.org/wiki/Gaspar_Correia

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz