Jeśli jesteśmy
wstrząśnięci i zgorszeni bezczelnością
kłamstw na temat roli Polaków w II WW a
zwłaszcza na temat realiów okupacji
niemieckiej i sowieckiej, to winniśmy przyjąć do wiadomości, że czarna legenda
jest nam przypisywana nie tylko dlatego, że byliśmy ofiarami i świadkami, ale
też dlatego, że jesteśmy katolikami.
Nasza historia jest poddawana „obróbce na
zlecenie” w sposób niesamowicie
przypominający to, co dokładnie 500 lat
temu różni „portugalscy pamiętnikarze”
nie bez inspiracji z zewnątrz – robić
z prawdą o wyprawach morskich portugalskich żeglarzy, poszukujących drogi do Indii na przełomie
wieków XV i XVI.
Właśnie
dokonywana jest „zmiana plusów i minusów” w historii odkryć geograficznych portugalskich z początku wieku XV i w
historii zmagań żeglarzy portugalskich z ówczesnym islamskim panowaniem na
wschodnim wybrzeżu Afryki i zachodnim
wybrzeżu Półwyspu Indyjskiego, zajmowanego w znacznej części przez Sułtanat ze stolicą w
Delhi.
Jak ogólnie
wiadomo, drogę morską do Indii przez Ocean Atlantycki i Ocean Indyjski jako pierwszy przebył szczęśliwie Vasco da
Gama, żeglarz w służbie króla Portugalii
i Algavres Manuela I, wypływając 8 lipca
1497 r. z Lisbony w sile 4 okrętów i osiągając port w Kalkucie na Wybrzeżu
Malabarskim w dniu 20 maja 1498 r. Został w ten sposób przełamany monopol muzułmańsko –wenecki na niesłychanie
zyskowny monopol handlem pieprzem, cynamonem i innymi
przyprawami.
Co ciekawe,
wyprawa ta, jakkolwiek bardzo dramatyczna z uwagi na nieprzewidywalne warunki
żeglugi i muzułmańskie wrogie porty na
wschodnim wybrzeżu Afryki – nie zostawiła po sobie jakichś negatywnych opinii o
zachowaniu Vasco da Gamy wobec miejscowej ludności, którą spotykał po drodze.
Zupełnie
inaczej ma się sprawa z tzw. drugą wyprawą
Vasco da Gamy do Indii, kiedy wiadomo już było, ze Portugalia osiągnęła
olbrzymi polityczny i gospodarczy sukces i zaczęła się błyskawicznie bogacić.
Była to faktycznie czwartą wyprawą portugalską,
bowiem król Manuel, po otrzymaniu raportu Vasco da Gamy po jego powrocie z
pierwszej wyprawy 29 sierpnia 1499 r. wysłał do Indii tzw. drugą armadę portugalską pod
dowództwem Pedro Alvaresa Cabrala, składającą się z 13 okrętów i z 1500
marynarzy celem podpisania stałego traktatu z władcą (zamorin) Kalikut na handel przyprawami
i założenie portugalskiej faktorii
handlowej.
Druga wyprawa wyruszyła 9 marca 1500 r. i po drodze „odkryła Brazylię” , po
czym nie bez problemów ( zaginięcie okrętu niedaleko Madagaskaru) w dniu 13 września
1500 r. dotarła do Kalikut, gdzie Portugalczycy natrafili na atak Arabów przy
biernej postawie miejscowego władcy.
Nie znajdując chęci współpracy w
Calikut, Cabral, po ostrzelaniu z dział arabskich okrętów i samej Kalikut udał się do Cochin,
gdzie został przyjęty bardzo przyjaźnie i gdzie zawarł korzystne kontrakty, albowiem władca Cochin był „pod butem” Kalikut i Arabów i nie była
to dla niego komfortowa sytuacja.
Król Manuel
I nie czekając na powrót II armady wysłał
wiosną (marzec lub kwiecień ) 1501 r. trzecią armadę pod dowództwem João
da Nova do Indii, gdzie ten zakupił
ładunek zleconych przez króla przypraw
w Cannanore, ale kiedy odpływał, 31 grudnia 1501 r. jego mała
armada, składająca się z 5-6 okrętów
została zaatakowana przez flotę władcy (zamorin) Kalikut, w sile ok. 40 okrętów
i 160 łódek (zambuks) i 7000 wojska.
Flota portugalska podjęła walkę i dzięki przewadze ognia i techniki oraz
taktyki morskiej – do 2 stycznia 1502 r. – kilka dużych okrętów zatopiła, inne
rozpędziła i w ten sposób wygrała pierwszą dużą bitwę morską na Oceanie
Indyjskim. Nie gubiąc bezcennego towaru.
W tych okolicznościach przyrody, król Manuel I wyekwipował czwartą armadę tj. 20 okrętów, z tego 10 pod dowództwem
admirała Vasco da Gamy a 5 pod dowództwem jego wuja wiceadmirała Vincente Sodré, które wypłynęły 12 lutego
1502 r. z Lizbony.
Pozostałe 5 okrętów miało stanowić rodzaj ochrony. Na okręty załadowano między 800 a 1800
marynarzy. Wypłynęły one dopiero 1 kwietnia 1502 r.
Tak wielka rozbieżność w określeniu liczby uczestników wyprawy jest zastanawiający w świetle faktu, iż
wyprawa ta została opisana w
najdrobniejszych, nawet najdrastyczniejszych szczegółach przez aż dwóch „historyków” a konkretnie: Thomé Lopeza pisarza okrętowego czwartej armady,
określanego również jako „naoczny świadek” oraz
Gaspar Correia.Jak pisarz okrętowy może nie wiedzieć, czy było 800, czy raczej 1800 marynarzy w wyprawie?
Obaj są
wymieniani jako „pierwotne źródła
historyczne” w związku z bardzo drastycznym, żeby nie powiedzieć „zbrodniczym” wydarzeniem na Oceanie
Indyjskim z udziałem okrętów czwartej armady
portugalskiej pod dowództwem Vasco da Gamy a nazywanej obecnie
„incydentem statku z pielgrzymami”.
Wg
angielskiej wiki, w dniu 29 września 1502 r. w drodze z Batecala do Cannanore
przy Wybrzeżu Malabarskim armada Vasco
da Gamy natknęła się na duży statek
handlowy o nazwie „Miri” własność
jakiegoś ważnego muzułmanina z Kalikut (Al. – Fangi), wiozący pielgrzymów islamskich z Mekki lub do Mekki
(tu źródła są sprzeczne).
Statek
został zatrzymany przez kapitana okrętu „Święty Gabriel” i jakoby
zostaje splądrowany przez portugalskich marynarzy, po czym Vasco da Gama (który
jak należy rozumieć, płynął na „Świętym Gabrielu”), miał dać rozkaz spalenia
statku wraz ze wszystkimi pasażerami na pokładzie: mężczyznami, kobietami i
dziećmi. Zamkniętymi w ładowni. Statek
miał być ostrzelany przez portugalską artylerię i tonąć kilka dni. Pasażerowie mieli błagać o litość
ale Vasco da Gama miał „być głuchy na ich prośby o litość”.
Wszystko to możemy przeczytać dzięki „relacji naocznego świadka” owego Thomé Lopeza , który miał napisać w swojej relacji: ”…Nigdy nie zapomnę przez resztę moich dni..”.
Wszystko to możemy przeczytać dzięki „relacji naocznego świadka” owego Thomé Lopeza , który miał napisać w swojej relacji: ”…Nigdy nie zapomnę przez resztę moich dni..”.
Po czym krwiożerczy zbrodniarz Vasco da Gama płynie spokojnie do Kannanore i
podpisuje wielce korzystny kontrakt handlowy z
intencją monopolu portugalskiego na Oceanie Indyjskim .
Pojawiają
się jednak pytania i wątpliwości.
Po
pierwsze, jak donosi sama wiki, „pochodzenie Thomé Lopeza jest bardzo niejasne” a dalej jest coraz gorzej. Miał on być zatrudniony na początku 1502 r.
jako „pisarz okrętowy” na „statku bez nazwy” w eskadrze 5 okrętów armady, które
wypłynęły już 12 lutego 1502 r. Podobno
dogoniły główną armadę 21 sierpnia 1502 r., ale na to jest jedynie świadectwo
samego Lopeza.
Druga
wątpliwość jest taka, że opisując drogę powrotną czwartej armady do Portugalii,
pisze on o zawinięciu 30 lipca 1503 r.
do nieznanej wyspy, której położenie
geograficzne odpowiada Wyspie Wniebowstąpienia, która jednakże
została odkryta przez trzecią armadę portugalską w maju 1501 r. i została pierwotnie nazwana
przez odkrywcę czyli dowódcę João da Nova jako „Wyspa Poczęcia” ( Conceição)
a nazwa „Wniebowstąpienia” została nadana
później. O tym wszystkim Lopez
nie mógł był wiedzieć, bo „armady mijały
się w przestrzeni i czasie”.
Na koniec
zaś najważniejsze: wszystkie te „wspomnienia” i „naoczne świadectwa”
prawdomównego Lopeza pisarza okrętowego - „się NIE zachowały” w oryginale portugalskim
z okresu tuż po powrocie IV armady do
Portugalii.
Ukazały
się w druku po raz pierwszy dopiero w roku 1550 (po śmierci Lopeza) i to u
największego konkurenta i wroga Portugalii – czyli w Wenecji i to w wersji językowej włoskiej opracowanej podobno przez Giovanni
Battista Ramusio, Wenecjanina i
„podróżnika, który niewiele podróżował”. Za to
był synem członka magistratu Wenecji
i był ambasadorem Wenecji we Francji.
W opracowaniu dzieła Thomé Lopeza jako części „kolekcji dzienników” zdobytych
przez pana Ramusio też pojawiły się dość fundamentalne trudności, albowiem w roku 1555 wydany został tom I zbioru pt.” Navigationi et Viaggi” ale już
tom II, bowiem „rękopis wziął i się zniszczył” i wydano tom II dopiero w roku
1559 a tom III w 1556. No i drobny problem: pamiętniki pana Lopeza miały być
wydane przez pana Ramusio już w roku 1550.
A na język portugalski zostały one przetłumaczone i wydrukowane dopiero w roku 1812.
Drugie „najpewniejsze źródło” wiedzy o potwornych zbrodniach admirała Vasco da Gamy to wymieniony już „kronikarz” Gaspar Correia, który urodził się w roku 1492. Co oznacza, że w roku „zbrodni Vasco da Gamy” miał lat 10.
A na język portugalski zostały one przetłumaczone i wydrukowane dopiero w roku 1812.
Drugie „najpewniejsze źródło” wiedzy o potwornych zbrodniach admirała Vasco da Gamy to wymieniony już „kronikarz” Gaspar Correia, który urodził się w roku 1492. Co oznacza, że w roku „zbrodni Vasco da Gamy” miał lat 10.
I też wg docenta wiki
„niewiele wiadomo na temat autora, jego pochodzenia i miejsca urodzenia”. Podobno do Indii Portugalskich wybrał się
gdzieś między rokiem 1512 a 1514 (w wieku lat 20-22) i służył jako prosty
żołnierz. Miał być nawet „wybrany” na
sekretarza samego admirała i gubernatora
Indii Portugalskich Alfonso de Albuquerque. Członek
najwyższych elit Królestwa Portugalii miał wybrać na sekretarza prostego
„gemajna” ( jak pisał Henryk Sienkiewicz) niewiadomego pochodzenia, chociaż
miał wokół siebie dziesiątki wykształconych synów szlacheckich z najlepszych
portugalskich rodów.
Dziełem życia Gaspar Correi miała być „Lendas da India” (Legendy Indii) , które to dzieło miało powstawać w czasie jego długiego (35 lat) pobytu w Indiach.
Dziełem życia Gaspar Correi miała być „Lendas da India” (Legendy Indii) , które to dzieło miało powstawać w czasie jego długiego (35 lat) pobytu w Indiach.
Z tym, że
znowu trafiamy na potworne rafy: rękopis w liczbie 3.500 stron miał być
przywieziony do Portugalii już PO
śmierci autora (czyli ok. 1563 r.) i przepisany lub wydrukowany „w ograniczonej
liczbie egzemplarzy” oraz „rozesłanych tylko wśród uprawnionych osób”. Czyli kogo?
Potem ślad po legendarnym dziele o
legendach Indyj i okrucieństwie (też legendarnym ) admirała Vasco da Gamy –
znika na całe 300 lat i „rodzina” (?)
„która zachowała rękopis oryginału” nagle ujawniła „świadectwo historyczne”,
które w wydrukowała Portugalska Akademia Nauk w dwóch tomach: I tom – 1858 i II
tom – 1864 r.
Jakie to wiarygodne. Jeden świadek, nieznany z
imienia i nazwiska podobno się przysięgał, że w 1556 r. sam widział
opublikowany manuskrypt w 12 tomach – w roku 1556.
I nie uwierzycie Państwo, ale w polskiej wikipedii a nie w angielskiej czy portugalskiej jest dodatkowa informacja o Gasparze Correia następującej treści: „… Był także autorem niedokończonej i przez długi czas zapomnianej kroniki rządów królów Portugalii panujących w latach 1365–1533, w której opisał m.in. pogrom żydowskich konwertytów w Lizbonie w 1506 r., którego był naocznym świadkiem…”.
I nie uwierzycie Państwo, ale w polskiej wikipedii a nie w angielskiej czy portugalskiej jest dodatkowa informacja o Gasparze Correia następującej treści: „… Był także autorem niedokończonej i przez długi czas zapomnianej kroniki rządów królów Portugalii panujących w latach 1365–1533, w której opisał m.in. pogrom żydowskich konwertytów w Lizbonie w 1506 r., którego był naocznym świadkiem…”.
Nie wiemy, jak „niedokończona kronika
rządów Królów Portugalii w latach 1365-1533” dotrwała do czasów współczesnych,
ale zapewne również w tym przypadku odnalazła je „rodzina”. Ta, której nie dało
się ustalić dla okresu, kiedy Gaspar C. – żył.
No i nie piszą o tym dziele ani
Portugalczycy, ani Brytyjczycy. A tutejsi spece od historii odkryć
geograficznych dokopali się do „portugalskich pogromów”.
Dlaczego o
tym piszę? Głównie dlatego, że w grudniu
2015 r. wydawnictwo Random House wypuściło na rynek książkę pana Rogera
Crowley’a pod tytułem „Conquerors. How
Portugal Forged the First Global Empire”. (Zdobywcy. Jak Portugalia wykuła/sfabrykowała pierwsze globalne imperium).
Dzieło to
jest reklamowane w wysokonakładowej gazecie The New York Times m.in. w artykule pana Iana Morrisa z 15 stycznia 2016 r.
pt.”Conquerors: How Portugal forged the First Global Empire” m.in. takimi stwierdzeniami:
-„… Alfonso
de Albuquerque zmarł 500 lat temu, po tym jak spędził tuzin lat terroryzując nadmorskie miasta od Yemenu do Malezji. Wzbogacił tysiące ludzi i zabił dziesiątki tysięcy więcej. Mimo tego,
iż nigdy nie dowodził więcej niż kilkoma tuzinami statków, zbudował jedno z
pierwszych nowoczesnych
interkontynentalnych imperiów. A
to był dopiero początek: następny krok, jak powiedział, to będzie popłynięcie w
górę Morza Czerwonego, zniszczenie Mekki, Medyni i ciała Proroka Mahometa oraz
wyzwolenie Ziemi Świętej. Być może również zastanawiał się, czy mógłby
całkowicie zniszczyć islam.
-(…)
Okres 18 lat między grudniem 1497
r. kiedy Vasco da Gama okrążył Przylądek Dobrej Nadziei a grudniem 1515 r.,
kiedy Albuquerque zmarł na wybrzeżu indyjskim, był kluczowym punktem w historii
i „Zdobywcy” Rogera Crowley’a opowiada
stylowo tę historię (…)
- (…) Rzemiosło Crowley’a wyraża się najłatwiej w opowiadaniu historii
o bezwzględnych, jednostronnych rzeziach (…) W Mombassa w 1505 Portugalczycy
zamordowali 700 muzułmanów ze stratą własną pięciu własnych ludzi. W Dabul w jeden ostatni dzień roku 1508
„nie została żadna żywa istota”. Na Goa w 1510 r. Albuquerque zabił tyle
ludzi, że miejscowe niesławne krokodyle
nie były w stanie zjeść ich wszystkich (…)
(…) Teoria, że cywilizacja chrześcijańska była po prostu wyższa od kultur muzułmańskiej i hindu wydaje się
równie nieprzekonująca. Jak Crowley to opisuje, Lizbona była mniej modelem
Renesansu niż prekursorem Dzikiego Zachodu…”
No to mamy
przełom kopernikański w naukach
historycznych i w samoocenie Europejczyków, atakowanych przez wieki przez islam.
Rozumiemy
teraz, dla jakich celów tworzono kiedyś „świadectwa naocznych świadków portugalskich
wypraw do Indii”, które odnajdywały się wyłącznie
w formie tłumaczeń na języki obce kilkadziesiąt albo i kilkaset lat później od
opisywanych zdarzeń I to nie w archiwach
portugalskich tylko u starych wrogów Portugalii
i wrogów katolicyzmu. A biografie pamiętnikarzy były bardziej niż mętne.
Może więc przypomnijmy najważniejszą bitwę
morską, jaką stoczyli Portugalczycy u wybrzeży Indii w roku 1509 w porcie Diu, aby zrozumieć, co
się tam naprawdę wtedy działo i o co toczyła się gra.
Korzyść z
opisania bitwy jest taka, że słynni „naoczni świadkowie” unikali w sposób
widoczny okoliczności bitewnych, więc jest
szansa, że spisane są fakty z raportów wojskowych.
No i może jedna uwaga, wcale nie taka
nieważna. To, co najbardziej umyka oczom pana Crowley’a i redaktora z New York Timesa to drobny fakt, iż islam dotarł do Półwyspu
Indyjskiego w VII wieku a od 1206 do
1526 r. w północnych Indiach
funkcjonował tzw. Sułtanat Delhijski ze stolicą w Delhi. A podbój miał
charakter całkowicie łupieżczy. Do XV w. Indie przeżyły najazd Tamerlana, który m.in. Delhi
zrównał z ziemią a ludność wyrżnął. Do XVIII w. rządzili północnymi Indiami
Mogołowie.
A więc muzułmanie nie byli w Indiach
„od zawsze” , radżowie indyjscy nie byli wielbicielami muzułmanów. I to
muzułmanie a nie radżowie byli niemal wyłącznymi wrogami Portugalczyków w
czasie ich pobytu w Indiach i na wschodnim wybrzeżu Afryki.
Wracając do prozy czyli handlu przyprawami , Turcy osmańscy byli zainteresowani panowaniem na Oceanie Indyjskim i wolnymi od Portugalczyków drogami morskimi. Ale rzeczywiście wcześniej nie wykazywali zainteresowania wojnami morskimi (poza piractwem), bo ich sukces leżał w wojnach lądowych, do których mieli ciągły dopływ „rekruta” w postaci niewolników chrześcijańskich porywanych na Podolu i generalnie na południowych wybrzeżach Europy.
Najbardziej bolesne dla chrześcijaństwa było zdobycie
przez muzułmanów Bizancjum w 1453 r. Pan
Crowley nie wydaje się widzieć dowodu, że kiedy trzeba, techniki wojskowe i
umiejętności muzułmanów były
„wystarczające”. My pamiętamy jeszcze bitwę pod Warną 1444 a Węgrów czekała bitwa pod Mohaczem w 1526 r.
Dzisiaj czy raczej już wczoraj 29 grudnia 2018 r. obchodzimy 510 rocznicę bitwy morskiej stoczonej 29 grudnia 1508 r. przez siły morskie wicekróla Indii Portugalskich Francisco de Almeida z siłami Sułtanatu Bijapur w porcie Dabul ( na wybrzeżu rejon Goa) – po drodze do Diu, gdzie koalicja Sułtanatu Gujarat, Sułtanatu Mameluków Egiptu, Imperium Osmańskiego, Zamorina Kalikut i jako „wsparcie techniczne” siły Wenecji szykowały się do decydującego starcia z Portugalczykami, aby utrącić ich pochód na Wschód.
Dzisiaj czy raczej już wczoraj 29 grudnia 2018 r. obchodzimy 510 rocznicę bitwy morskiej stoczonej 29 grudnia 1508 r. przez siły morskie wicekróla Indii Portugalskich Francisco de Almeida z siłami Sułtanatu Bijapur w porcie Dabul ( na wybrzeżu rejon Goa) – po drodze do Diu, gdzie koalicja Sułtanatu Gujarat, Sułtanatu Mameluków Egiptu, Imperium Osmańskiego, Zamorina Kalikut i jako „wsparcie techniczne” siły Wenecji szykowały się do decydującego starcia z Portugalczykami, aby utrącić ich pochód na Wschód.
Francisco de
Almeida został mianowany wicekrólem Indii Portugalskich w dniu 25 marca 1505 r.
z zadaniem wybudowania czterech fortów dla bezpiecznego prowadzenia handlu pieprzem
i innymi przyprawami przez portugalskie faktorie handlowe istniejące od : Wyspa
Angediva ( w rejonie południowego Goa) - 1498, Ouillon (Kollam) - 1502, Cochin
(Kochi) – 1503 i Kannanore (Kannur)nad Morzem Arabskim.
Po drodze na
wschodnim wybrzeżu Afryki w sile 11 okrętów odwiedził kolejno Sułtanat Kilwy,
Sułtanat Ajuran a konkretnie port Barawa oraz port Mombasa, który bardzo źle
przyjął Vasco da Gamę w 1498 r. Doszło do regularnych bitew, które kolejno
wygrywał. Zajął też wyspę Zanzibar.
Na wschodnim wybrzeżu Afryki Portugalczycy zdecydowali się wybudować dwa forty: w Kilwa oraz Fort São Caetano obok portu Sofala w dzisiejszej Somalii. Wszystko to działo się w roku 1505.
Na wschodnim wybrzeżu Afryki Portugalczycy zdecydowali się wybudować dwa forty: w Kilwa oraz Fort São Caetano obok portu Sofala w dzisiejszej Somalii. Wszystko to działo się w roku 1505.
Tak
dynamiczny rozwój infrastruktury handlowej i wojskowej w kluczowych miejscach
na zachodnim i wschodnim wybrzeżu Oceanu Indyjskiego i Morza Arabskiego
wywołało gwałtowną reakcję
dotychczasowych monopolistów handlu
pieprzem: Sułtanatu Mameluków Egiptu i
Republiki Wenecji, które przez port w Aleksandrii i Morze Śródziemne do
początków wieku XVI trzymali pełny monopol na handel przyprawami z Wybrzeża
Malabarskiego.
W roku 1506 flota portugalska została zaatakowana pod Kannanore
przez flotę wyposażoną w działa
wyprodukowane w Mediolanie a obsługiwaną przez mieszane załogi: tureckie,
arabskie i hinduskie (Kalikut). Bitwę wygrała flota portugalska pod dowództwem
Lorenzo de Almeida, syna wicekróla Indii Portugalskich.
Ta klęska
zmobilizowała koalicję anty-portugalską do wzmocnienia floty arabskiej przez
siły weneckie, które dla potrzeb przyszłej konfrontacji z Portugalczykami przysłali do Aleksandrii okręty wojenne
własnej produkcji wraz ze szkutnikami, tam je rozebrali na części, które
załadowali na wielbłądy. Karawany wielbłądów przetransportowały części i
specjalistów z Wenecji do portów nad Morzem Czerwonym, gdzie zostały znowu
złożone i uzbrojone. Była to pomoc
wojskowa Wenecji dla Sułtanatu Mameluków w Egipcie.
Tak wzmocniona flota Mameluków na zlecenie arabskich kupców w Kalikut –
zaatakowała w marcu 1508 r. eskadrę
okrętów portugalskich pod dowództwem Lorenzo Almeidy w porcie Chaul. Portugalczycy
bitwę przegrali a Lorenzo Almeida, jedyny syn wicekróla zginął w tej bitwie a
marynarze portugalscy poszli do niewoli.
Tymczasem król Portugalii przysłał nowego gubernatora Indii Portugalskich Alfonso
de Albuquerque, który pojawił się w Kannanore 6 grudnia 1508 r. akurat, gdy
Francisco de Almeida przygotowywał się do zemsty za śmierć jedynego syna i do
uwolnienia portugalskich marynarzy. O
stanie ducha Wicekróla Indii mówi to, że nie przyjął wówczas do wiadomości
decyzji Króla a następcę zwyczajnie uwięził w forcie w Kannanore.
Sam zaś wypłynął z całą Armada da India do portu w Diu, gdzie znajdowały
się główne siły wroga.
W tym czasie z fortu na wyspie Angediva jeden okręt portugalski „Święty Michał” wypuścił się do portu Dabul aby sprawdzić, jakie siły tam stacjonują. Kapitan nieopatrznie zdecydował o przybiciu do brzegu. Tymczasem w ukryciu czekało 6 tysięcy wojska. Kapitan został schwytany i zamordowany, podobnie jak inni marynarze.
W tym czasie z fortu na wyspie Angediva jeden okręt portugalski „Święty Michał” wypuścił się do portu Dabul aby sprawdzić, jakie siły tam stacjonują. Kapitan nieopatrznie zdecydował o przybiciu do brzegu. Tymczasem w ukryciu czekało 6 tysięcy wojska. Kapitan został schwytany i zamordowany, podobnie jak inni marynarze.
W dwa dni potem pojawił się tam jak anioł zemsty Francisco de Almeida
wraz z armadą i po prostu zmiażdżył garnizon a miasto kazał spalić, zaś
wszystko co żyje wymordować. Stało się to 29 grudnia 1508 r.
Po czym armada portugalska z okrętem wicekróla „Flor de la mar” (Kwiat morski) na czele 17 jednostek w tym 4 ciężkich udała się do portu w Diu, który marynarze portugalscy zobaczyli 2 lutego 1509 r.
Po czym armada portugalska z okrętem wicekróla „Flor de la mar” (Kwiat morski) na czele 17 jednostek w tym 4 ciężkich udała się do portu w Diu, który marynarze portugalscy zobaczyli 2 lutego 1509 r.
Proporcja
sił była następująca: siły koalicji muzułmańskiej: 10 okrętów ciężkich, 20
okrętów lekkich i 70-150 łodzi uzbrojonych, 750 mameluków, 4000-5000 żołnierzy
z Gudżaratu, natomiast Portugalczycy dysponowali łącznie 18 okrętami, z czego 5
były ciężkimi, nowocześnie uzbrojonymi „nauls”, 8 lżejszych odmian karaweli i 5
lekkich okrętów, w tym jedna brygantyna oraz 800 żołnierzy portugalskich i 400
hinduskich.
Portugalczycy przypłynęli 2 lutego 1509 r. w rejon portu Diu. Rankiem 3 lutego okazało się, że flota koalicji wycofała się do portu pod ochronę dział fortu i czekała na inicjatywę Portugalczyków.
Portugalczycy przypłynęli 2 lutego 1509 r. w rejon portu Diu. Rankiem 3 lutego okazało się, że flota koalicji wycofała się do portu pod ochronę dział fortu i czekała na inicjatywę Portugalczyków.
O godzinie 11 okręt flagowy Wicekróla „Flor do Mar” podniósł
na maszt królewski sztandar i oddał pierwszy strzał. Ale nie brał udziału w
bitwie.
Mała galera „Święty Michał” ruszyła na czele
aby zbadać kanał prowadzący do portu. Okręty portugalskie ostrzeliwały okręty
muzułmańskie nową metodą: strzelając do wody. W ten sposób drugi ciężki okręt
portugalski „Espirito Santo” (Duch Święty) zatopił zaraz na początku okręt
muzułmański.
Następnie „Espirito Santo” przeszedł do abordażu na okręt flagowy floty muzułmańskiej Amira Husseina Al. Kurdi.
Oddziały ciężkiej piechoty portugalskiej wskoczyły na okręt zanim jeszcze
doszło do sczepienia okrętów. „Espirito
Santo” został zaatakowany z drugiej strony przez okręt Mameluków, ale w tym
samym czasie okręt portugalski „Rei
Grande” z drugiej strony zaatakował muzułmański okręt flagowy.
W tym czasie „Flor da Mar” odciął dziesiątki
małych okrętów i łodzi muzułmańskich
od toczącej się w kanale bitwy wielkich okrętów i swoje zaczął z dział
strzelać do nich jak do kaczek. W trakcie bitwy oddał 600 strzałów. Małe stateczki zareagowały logicznie i w
większości uciekły do Kalikut.
Do wieczora
zatopione zostały dwa największe okręty muzułmańskie a reszta, która nie
uciekła, została zdobyta.
O wyniku
bitwy zadecydował poziom techniczny okrętów portugalskich i umiejętności
portugalskich kapitanów, marynarzy, artylerzystów i piechoty. W bitwie z 450 Mameluków przeżyło zaledwie
22. Zginęło tez 1400 marynarzy Gudżaratu.
Portugalczycy
stracili 32 zabitych, w tym dzielnego kapitana Rui Pereira, który dowodził
abordażem na muzułmański okręt flagowy.
I mieli 300 rannych.
Łupy strony
zwycięskiej były imponujące: 6 okrętów wroga, w tym 3 ciężkie, 600 sztuk
dział a także łup honorowy: 3 królewskie
sztandary bojowe Mameluków z Kairu, wysłane do Portugalii.
Ponadto Malik Ayyaz (drugi dowódca
koalicji) zwrócił jeńców portugalskich
wziętych w bitwie pod Chaul ( w dobrym stanie).
Strona
zwyciężona chciała oddać miasto Diu, ale Francisco de Almeida odmówił, uznając,
że będzie „zbyt drogie w utrzymaniu”, natomiast zagwarantował Portugalii prawo
wybudowania faktorii.
Kupcy z Diu,
którzy finansowali budowę floty muzułmańskiej musieli wypłacić okup w wysokości
300.000 złotych serafin. Z tej sumy 100.000 zostało rozdzielonych między
portugalskich marynarzy a 10.000 przekazano na szpital chrześcijański w Kochin.
Bitwa pod Diu została uznana za jedną
z kilku najważniejszych bitew w historii. W jej wyniku żaden okręt muzułmański
nie pojawił się na Oceanie Indyjskim aż do czasów współczesnych.
Została wygrana przez Portugalczyków w czasie, gdy islam po pokonaniu Bizancjum przygotowywał się do
ostatecznego ataku na świat chrześcijański.
Pozbawienie Mameluków egipskich i
Turków Osmańskich dochodów z handlu
pieprzem i innymi przyprawami, który to handel na stałe przeniósł się z Morza
Śródziemnego i Aleksandrii na Ocean Atlantycki, było jednym powodów osłabienia
gospodarczego islamu , zwłaszcza Mameluków i uniemożliwiło modernizację
muzułmańskiej floty oraz generalnie uzbrojenia.
Mijają lata
i wieki i to, co kiedyś było uznawane za wielki sukces ludzkości i chwałę
chrześcijaństwa, obecnie jest przerabiane na antykatolicką politgramotę w
stylu, jaki znamy od czasów Rewolucji Francuskiej czy jeszcze wcześniej – od
czasów protestanckiego plądrowania katolickich klasztorów w Wielkiej Brytanii, Irlandii i
Niemczech.
Do tego
można się w końcu przyzwyczaić.
Ale przerabianie wielkiego żeglarza i odkrywcy drogi do Indii
Vasco da Gamy– w masowego mordercę niewinnych muzułmanów a portugalskich
katolickich faktorii handlowych i misji
świętego Franciszka Ksawerego w Indiach
w „kampanie rzezi Czerwonoskórych na Dzikim Zachodzie” – to nowe
zjawisko, które winno być uważnie obserwowane. Takie bezczelne kłamstwo musi czemuś służyć.
https://en.wikipedia.org/wiki/Thomé_Lopes
https://en.wikipedia.org/wiki/Gaspar_Correia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz