wtorek, 22 sierpnia 2017

Barcelona, film i rewolucja czyli NKWD, Mercader, Orwell i Wasilewska.



Czas ostatnio znowu przyspieszył. Huragan w Polsce, który okazał się najgorszy w historii dla ludzi i lasów oraz kolejny zamach z użyciem furgonetki bezkarnie rozjeżdżającej ponad 100 osób na głównym deptaku słynnej Barcelony – La Rambla. Do dzisiaj bilans zabitych – 15. Media nie kwapiły się z podawaniem wiadomości o kolejnych ofiarach podobnie jak o tym, że 18 lutego tego roku w Barcelonie około 160 tysięcy ludzi  na tymże deptaku La Rambla żądało od premiera „w Madrycie” o przyjęcia większej ilości „uchodźców” i to szybko.

Media nie wspominają też o tle historycznym i politycznym tego dramatu Barcelony i Hiszpanii. M.in.  tego, że Plac Kataloński oraz La Rambla 80 lat temu były  świadkiem kilkudniowych walk pomiędzy POUM i koalicjantami anarchistów –trockistów a komunistami i władzami Republiki Hiszpańskiej. Walki zaczęły się 3 maja 1937 r. w Barcelonie w kilku miejscach ale prawdziwą „linią frontu” była La Rambla: po jednej stronie zrobili barykady ludzie z POUM a po drugiej –komuniści i generalnie „siły Republiki” . Trwały one do 8 maja i kosztowały obie strony (wg ówczesnych szacunków) ok.500 zabitych i 1000 rannych.

Skutki tego były dalekosiężne. Mówi się, że ten krwawy konflikt w łonie sił republikańskich kosztował Republikę Hiszpańską – przegraną w Wojnie Domowej 1936-1939.  
A teraz troszkę o prehistorii tego potwornego dramatu Hiszpanii. I Barcelony.
W kwietniu 1931 r. król Hiszpanii Alfonso XIII wyjechał  z kraju wraz z rodziną – na wygnanie do Rzymu i Lozanny a swoje prawa do tronu przekazał na trzeciego syna Juana hrabiego Barcelony.
 
W wyborach municypalnych i centralnych wygrali republikanie a wszystko podobno dlatego, że król  Alfonso XIII był pechowcem i za jego panowania Hiszpania straciła wszystkie swoje resztkowe kolonie w kolejnych wojnach z USA: Kubę, Porto Rico i Filipiny, nie licząc Archipelagu Marianów i Karolinów. Natomiast   w 1926 r. Hiszpania w sojuszu z Francją zwyciężyła plemiona berberyjskie w tzw. Wojnie Rif i utrzymała formalne zwierzchnictwo nad hiszpańskim Marokiem.
Jak tam było tak tam było, ale okazało się, że dla republikanów największym problemem jest – poza królem oczywiście ,który został  zaocznie oskarżony 26 listopada 1931 r. przez Kortezy o „zdradę”- był nadmierny klerykalizm i panoszenie się Kościoła Rzymsko Katolickiego w przestrzeni publicznej. Jak bym czytała gazownię, Newsweeka i der Onet.

Konstytucja hiszpańska z 1931 r. przyjęta w głosowaniu przez Kortezy lekko tylko zdominowane przez partie republikańskie 14 kwietnia 1931 r.  zawierała dwa specyficzne paragrafy: 26 i 27, które przewidywały odebranie całego majątku Kościoła Rzymsko Katolickiego oraz zakaz nauczania religii przez „organizacje religijne” czyli –zakony.
 
Dla Kościoła i katolików było to straszne, dla cichych zwolenników rewolucji październikowej – było to za mało. Papież Pius XI potępił te „postępowe zmiany” w encyklice „Dilectissima Nobis” (O prześladowaniu Kościoła w Hiszpanii)  z 3 czerwca 1933 r. a komuniści i anarchiści dopiero się rozkręcali. Sama konfiskata dóbr kościelnych i izolacja zakonów od nauczania młodzieży – nie wystarczała. Rozpoczęły się „spontaniczne podpalenia” kościołów, szkół katolickich i klasztorów.

Może  nie takie „spontaniczne”, jeśli weźmie się pod uwagę, iż jeszcze za rządów króla w roku 1930 r. była dokonana próba wywołania powstania antyrządowego ale została ona stłumiona a Komitet Rewolucyjny został zaaresztowany za wyjątkiem jednej gwiazdy: Manuela Azaña, masona i antyklerykała, który się schował czyli „przeszedł do podziemia”. Po wyjeździe króla i ustanowieniu republiki ujawnił się i wszedł do rządu w charakterze ministra spraw wojskowych a od grudnia 1931 r. został premierem rządu.

Właśnie za jego rządów zaczęły się „spontaniczne pożary” oraz zaczęli ginąć księża mordowani przez „nieznanych sprawców”. Miał w tej sprawie wyrazić się następująco: „…wszystkie kościoły Hiszpanii razem wzięte nie są warte życia nawet jednego republikanina…”. O ile prześladowania katolików mógł lekceważyć, przynajmniej w wymiarze ziemskim, to jego decyzje dotyczące armii przypieczętowały los „republiki hiszpańskiej”. Jako minister spraw wojskowych wydał dekret rozwiązujący 10 dywizji i zredukował kadrę oficerską o prawie 70%: z 26 tysięcy do 8 tysięcy. Po wygranej krwawej wojnie z plemionami berberyjskimi w Maroku, która trwała 7 lat i została dla Hiszpanii wygrana – był to strzał w stopę.   

Ale po śmierci w roku 1930 markiza de Estrella, 22 –go hrabiego Sobremonte i rycerza Calatrava czyli generała Primo de Rivera, ostatniego arystokraty twardziela, który rządził Hiszpanią jako premier pod hasłami „Ojczyzna, Wiara, Monarchia” w latach 1923-1930  – wojsko przeżarte dotychczas masonerią,  po uderzeniu „rządu Frontu Ludowego” musiało dojrzeć do radykalnych decyzji.
A to kosztowało chrześcijańską Hiszpanię ludzi i majątek oraz totalną demolkę gospodarki i infrastruktury. Rząd udawał bezradność w obliczu masowych podpaleń mienia kościelnego lub decyzji rozgrzanych samorządów o rozwalaniu kolejnych pomników katolickich.  Sprawy przyspieszyły w 1934 r. w czasie tzw. powstania w Asturia, kiedy to przy okazji strajku górników zamordowanych zostało 33 księży i spalonych zostało kilkadziesiąt kościołów.
 
Wg czasopisma Razon chronologia prześladowań Kościoła Katolickiego w Hiszpanii przedstawiała się następująco: maj 1931 – 100 kościołów spłonęło a strażacy odmawiali gaszenia pożarów,  rok 1932 – wyrzucenie 3000 jezuitów z Hiszpanii, spalenie kościołów w 7 miastach,  rok 1934 – zamordowanie w Asturii 33 księży,   rok 1936 : 17 lipca (dzień przed przewrotem wojskowym) – zamordowanie 17 księży, w okresie 18 lipca -1 sierpnia czyli w 2 tygodnie – zamordowanie 861 księży (!!), sierpień – zamordowanie 2077 księży w tym 10 biskupów.
 
Łącznie w czasie hiszpańskiej wojny domowej w okresie 1936-1939 zostało zamordowanych prawie 8 tysięcy księży i zakonników/zakonnic oraz zniszczonych zostało ok. 20.000 kościołów tj. połowa kościołów hiszpańskich.


W efekcie kościół katolicki Hiszpanii nazywał działania nacjonalistów i armii pod dowództwem generała Franco – krucjatą.
W Barcelonie w tym okresie z 58 kościołów – cała pozostała tylko katedra. Wszystkie pozostałe kościoły zostały podpalone. I, jak się wczytać w historię Barcelony – nie były to pierwsze zniszczenia kościołów rzymsko katolickich na tak masową skalę. Barcelona miała już, używając dzisiejszego języka mediów taki „incydent” w XX w. a konkretnie w roku 1909.
Oto bowiem 9 lipca 1909 r. w hiszpańskim Maroku w trakcie budowy  linii kolejowej między miastem portowym Melilla a kopalniami Beni Bu Ifrur  przez hiszpańskich pracowników doszło do napadu Berberów, w wyniku czego śmierć poniosło kilku robotników a kilku zostało rannych. Premier rządu Hiszpanii Antonio Maura zarządził wysłanie korpusu ekspedycyjnego wojska dla zaprowadzenia porządku. W tym celu zarządzono dodatkowy pobór wojska m.in. na terenie Madrytu, Barcelony i w rejonie Gibraltaru.
 
Wywołało to poważne niezadowolenie wśród robotników Madrytu i Barcelony, którzy byli niejednokrotnie jedynymi żywicielami rodzin. Zagrożono strajkami  a całkiem nowe partie i organizacje powołane akurat w roku 1907 i 1908 w Barcelonie jak np. Unió Local de Societat Obreres de Barcelona" (Związek Zawodowy Robotników Barcelony) czy ugrupowanie lokalnych parlamentarzystów „Solidarność Katalonii” zażądało rozmów z rządem centralnym.
Podobno robotnicy nie chcieli iść na nową wojnę i mieli za złe, że tzw. wykup od poboru wynosił 
astronomiczną sumę 6000 reali przy płacach rzędu kilkudziesięciu reali miesięcznie.
A socjaliści zapowiadali strajk generalny robotników na 2 sierpnia 1909 r.

A tymczasem 11 lipca 1909 r. wojsko rozpoczęło załadunek żołnierzy na statki w porcie w Barcelonie. Podobno doszło do „drobnych incydentów”, cokolwiek miało to znaczyć. W dniu 18 lipca załadunek rozpoczął batalion Los Cazadores de Reus wchodzący w skład owej Brygady Mieszanej z dodatkowego poboru. Podobno niektórzy żołnierze mieli rzucać do morza na znak protestu jakieś medale a ludność na nabrzeżu wykrzykiwała, aby na wojnę „szli bogaci”.  

I nagle wieczorem w poniedziałek 26 lipca 1909 r. na obrzeżach miasta w dzielnicach przemysłowych robotnicy najpierw podpalili to i owo w mniej ważnych zabudowaniach a następnie wyruszyli do centrum zmuszając do zamykania sklepów i kawiarń oraz zatrzymując tramwaje. Zaatakowani zostali policjanci. Równolegle z przerywaniem dostaw elektryczności i gazu i sparaliżowaniem dworca kolejowego i odcięciem telegrafu ruszył w kierunku pomnika Kolumba pochód kobiet i dzieci.

A o północy został podpalony pierwszy kościół. Minister Spraw Wewnętrznych ogłosił stan nadzwyczajny a gubernator podał się do dymisji. Zastępca gubernatora skoncentrował się na ochronie budynków publicznych.
 
Rano we wtorek na ulicach było już kilkaset barykad a robotnicy byli uzbrojeni w karabiny i pistolety, bowiem w cudowny sposób udało im się dostać do zbrojowni. I zaatakowali kościoły, klasztory, szkoły katolickie oraz inne budynki religijne. Plądrowali budynki, rzeczy wyrzucali i podpalali. Nie oszczędzili nawet katolickiego cmentarza. Jeden z proboszczów udusił się w podziemiach podpalonego kościoła.
W ciągu jednej nocy spalonych zostało 20 budynków kościelnych w Barcelonie i okolicy w tym 8 klasztorów!! Do tego doszło atakowanie osób duchownych – szyderstwa i wyzwiska. Jak się okazało następnego dnia, na czele tej orgii przemocy stali młodzi aktywiści Partido Republicano Radical (Republikańskiej Partii Radykalnej)  Alejandro Lerroux.
Zamieszki nie ograniczyły się do samej Barcelony ale zaczęły szybko obejmować takie miasta w regionie jak: Sabadell, Mataro i Granollers i przekształcały się w regularne powstania.
Jednocześnie tajemniczy dobroczyńca mimo blokady telegrafu dostarczył buntownikom wiadomość, że z kontyngentu żołnierzy załadowanego 18 lipca już 200-300 zdążyło zginąć w Maroku. Co dolało 
oliwy do ognia.
 
W środę buntownicy zabarykadowali się w kościele San Andres a dzielnicy San Andres de Palomar i ostrzeliwali okolicę a sam kościół zdewastowali i podpalili.
W czwartek w porcie wylądowały oddziały wojska w liczbie 10.000 i rozpoczęły odbijanie miasta z rąk „robotników”. Od czwartku sytuacja w większej części miasta była opanowana poza dwiema dzielnicami: La Horta i San Andres de Palomar.  Ponieważ jednak nadzieje na to, że bunt rozszerzy się na cały kraj wraz z pojawieniem wojska upadły, do niedzieli buntownicy się poddali.
Bilans zniszczeń i ofiar był znamienny: na 112 zniszczonych budynków – 80 to były budynki Kościoła Rzymsko Katolickiego, który nie zarządził poboru robotników do wojska i wysłania ich do Maroka. Liczba zabitych – 78, liczba rannych – 500.

Policja i sądy rozpoczęły działalność: aresztowanych zostało 2000 osób, z tego 175 zostało wygnanych, 59 dostało dożywocie a  5 osób dostało wyroki śmierci. Wśród skazanych na śmierć znaleźli się: Josep Miquel Baró członek Nacjonalistycznego Centrum Republikańskiego założonego w 1906 r. , który dowodził atakiem na koszary Guardia Civil i magazyny broni oraz miał na koncie podpalenie kościoła i jakieś drogocenne znaleziska, zapewne w owym kościele, Antonio Malet i Pujol, były żołnierz i kryminalista, który brał udział w buncie w dzielnicy Sant Adria del Besos i w podpaleniu kościoła, Eugenio del Hoyo, były członek Guardia Civil jak również  pani Clemente Garcia, która tańczyła na ulicach Barcelony z mumią zakonnicy (podobno niezrównoważona psychicznie). W latach 1936-1937 takich „tańców z mumiami zakonnic” i innych „performansów” będzie całkiem sporo.
 I najsłynniejszy skazany-  anarchistyczny pedagog i mason Francisco Ferrer Guardia zamieszany kilka lat wcześniej w zamach na króla Alfonso XIII i przebywający na emigracji, który w absolutnie przypadkowy sposób pojawił się w Barcelonie w czerwcu 1909 r. w celu odwiedzenia chorej szwagierki. Do dzisiaj szlachetna lewica w Hiszpanii twierdzi uporczywie, iż był to wyrok bezpodstawny a w owym czasie wywołać miał protesty w całej Europie.

Zapewne zupełnie bez związku z formą ekspresji przyjętą w tej obronie robotników przed poborem do wojska był fakt, iż w roku 1890 w Barcelonie zarejestrowanych było ponad 40 loży masońskich. Do loży Loyalty wstąpić miał m.in. główny nacjonalista kataloński i prezydent Generalitat de Katalonia w latach 1933-1940 a w dniach 6-7 października 1934 r. nawet „prezydent Katalonii” - pan  Lluis Companys. Loże podobno popierały organizacje działające na rzecz niepodległości Katalonii.
No ale zapewne po tym Tragicznym Tygodniu w Barcelonie  w 1909 r. i po spaleniu 80 kościołów, klasztorów i szkół katolickich atmosfera wokół lóż zrobiła się nieco ciężka, więc około roku 1920 podobno było ich już „tylko” 12. Może to przez tego strasznego Papieża Leona XIII, który w 1884 r. wydał encyklikę Humanum Genus, w której wymienił masonerię jako jednego z największych wrogów Kościoła.
Kto to tam wie. W każdym razie w pierwszym zgromadzeniu konstytucyjnym Republiki Hiszpańskiej na 458 deputowanych tylko 183 było masonami a w prowizorycznym rządzie Republiki na 10 ministrów – 6 było masonami. Pisze to otwarcie docent wiki pod hasłem „Freemasonry in Spain”.

W kulturze masowej Hiszpanii i świata  pamięć o Wojnie Domowej w Hiszpanii jest wciąż żywa do dzisiaj a sympatia wyraźnie –po stronie Republiki.
Wystarczy popatrzeć na listę filmów fabularnych (i propagandowych)  poświęconych Wojnie Domowej w Hiszpanii kręconych już od roku 1937.  
 
W okresie 1937- 1939 jeszcze w czasie trwania działań wojennych powstało 5 filmów, z tego 2 produkcji USA: 1937 w reżyserii Jamesa Hogana film „Ostatni pociąg z Madrytu” z Anthony Quinnem i Dorothy Lamour (o uchodźcach)  i w 1938 r. film „Blokada” Wiliama Dieterle z Henrym Fondą. Też o uchodźcach.  Francuzi nie chcieli być gorsi i Andre Malraux zaangażował się w film propagandowy pod tytułem:”Nadzieja. Tierra de Teruel”, kręcony w latach 1937-1938 ale wypuszczony w 1945. W Meksyku Alejandro Galindo nakręcił film fabularny o dramacie uchodźców (republikańskich oczywiście) „Refugiados de Madrid” – rok 1938.  Nawet Niemcy się nie wyłamali i nakręcili film pt. „Kameraden auf See” (Towarzysze na morzu?) oczywiście o pomocy uchodźcom hiszpańskim na morzu – w 1938.

Od roku 1939 r. nakręcono 37 filmów fabularnych o Wojnie Domowej w Hiszpanii, w tym do końca II WW – 10. W tym czasie Hiszpania i Włochy Mussoliniego nakręcili 6 filmów prezentujących punkt widzenia „prawej strony”, z tego jeden ważny: „Oblężenie  Alcazaru” w roku 1940.
Ale wystarczył jeden film amerykański: „Komu bije dzwon” z Gary Cooperem i Ingrid Bergman na podstawie powieści Ernesta Hemingwaya i było propagandowo pozamiatane.   Zadecydowała obsada gwiazdorska, propagandowe zacięcie w stylu Ilii Erenburga i dystrybucja.
Do roku 2010 nakręcono około 30 filmów pro-republikańskich. Oczywiście głównie były to filmy hiszpańskie po roku 1975, ale nawet Bułgaria, NRD i Finlandia postanowiły się przyłączyć. Również na froncie rewolucji obyczajowej Barcelonę wykorzystywali  w swoich filmach tacy giganci jak Pedro Almodovar czy Woody Allen.

Jeszcze w roku 1995 znany brytyjski reżyser Ken Loach nakręcił film „Land and Freedom” (Ziemia i wolność)  o dobrym bezrobotnym robotniku z Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii, który z Liverpolu  wyrusza do Hiszpanii aby zaciągnąć się do Brygad Międzynarodowych. Przez przypadek przechodząc przez zieloną granicę dostaje się do POUM (komunistów trockistów) i z nimi wyrusza na front aragoński. Po kilku miesiącach zostaje ranny i ląduje w szpitalu w Barcelonie, gdzie jest leczony. W tym czasie rząd republikański „pod wpływem propagandy stalinowskiej” rozpoczyna „represje wobec POUM” i kiedy wraca on do swojej brygady to tylko po to, aby się poddać i widzieć śmierć swojej dziewczyny. Udaje mu się uratować, wziąć ziemię z grobu dziewczyny i wrócić do Wielkiej Brytanii. Po jego śmierci jego wnuczka wrzuca ziemię do jego grobu recytując wiersz. NA Festiwalu w Cannes w 1996 r. film otrzymał nagrodę FIPRESTI i w dodatku nagrodę Ekumeniczną. Film wyraźnie nawiązuje do wspomnień weterana POUM, dziennikarza i pisarza – George’a Orwella wydanych bardzo szybko po powrocie a właściwie po ucieczce z Barcelony pod tytułem „W hołdzie Katalonii”. Mówi o dobrych lewicowcach i komunistach walczących ze złymi stalinowcami. I oczywiście z nacjonalistami-faszystami, którzy są źli w każdych warunkach.

I czemu tu się dziwić. W 1944 r. film wg scenariusza i książki Wandy Wasilewskiej omal nie dostał Oscara za film nie-anglojęzyczny. Ale w 1944 r. nie przyznawali takiego Oscara. Po raz pierwszy otrzymał go w roku 1947 włoski reżyser Vittorio de Sica za film „Dzieci ulicy” z 1946 r. Otrzymał ich jeszcze trzy, w tym za „Złodziei rowerów”.

Rzecz zabawna, bo Vittorio de Sica prowadzi nas znowu do Barcelony. Okazuje się, że jego druga żona to Maria Mercader ur. w 1918 r. w Barcelonie, córka Caridad Mercader del Rio i nieznanego ojca oraz siostra przyrodnia Ramona Mercader, zabójcy Lwa Trockiego.  Zarówno matka Caridad Mercader jak i brat Ramon  byli agentami NKWD i żeby było śmiesznie, to matka – pani Caridad Mercader zwerbowała w 1937 r. syna przy okazji pobytu na froncie Wojny Domowej w Hiszpanii.  Zwerbowała wtedy jeszcze jedną młodą i atrakcyjną towarzyszkę hiszpańską, urodzoną w Ceucie w córkę tamtejszego burmistrza pannę Afrykę Heras Gavilan. Oczywiście nie zwerbowała sama. Pomagał jej osobisty szef i zarazem asystent generała NKWD Orłowa – Naum Isaakowicz Eitingon lub dla przyjaciół Leonin Aleksandrowicz Eintingon, jeden z liderów terroryzmu zagranicznego ZSRR w czasach  Stalina i podwładny generała Sudopłatowa.

Pani a raczej towarzyszka Caridad Mercader przyszła teściowa Vittorio de Sica dorobiła się w czasie Wojny Domowej tytułu honorowego „Passionaria Katalonii” chociaż sama Passionaria podobno za nią nie przepadała.
Caridad Mercader urodziła się w 1892 r. w Santiago de Cuba jako Eustacia Maria Caridad del Rio Hernandez w rodzinie zamożnej, niewykluczone, że plantatorskiej. W związku z wojną amerykańsko-kubańską rodzina ewakuowała się do Hiszpanii i osiadła w Barcelonie. Tam w roku 1908 w wieku lat 16  została wydana za mąż za przedstawiciela bogatej rodziny przemysłowców tekstylnych pana Pablo Mercadera i urodziła mu pięcioro dzieci. Przy czym są wątpliwości co do ojcostwa piątego dziecka a z kolei Maria Mercader – aktorka i żona Vittiorio de Sica ma w drzewie genealogicznym tylko matkę.
 
Małżeństwo okazało się nieudane i pani Caridad ruszyła w miasto na spotkanie miejscowej bohemy oraz anarchistów. Dziećmi zajmował się mąż i służba a ona w tym czasie informowała anarchistów o zamiarach swojego brata, fabrykanta del Rio w sporze z robotnikami. Oraz zaczęła eksperymentować z morfiną i malarzami. Skończyło się tym, że zgodnie bracia wraz z mężem zapakowali ją na  do zakładu psychiatrycznego w Barcelonie, z którego została wypuszczona podobno pod naciskiem anarchistów na rodzinę. Po czym zabrała dzieci i uciekła do Francji, gdzie jakoby oddawała się wolnej miłości z jakimś pionierem awiacji. Mąż udał się w ślad za małżonką i zabrał troje młodszych do Barcelony. Był koniec lat 20-tych i pani Caridad udała się do Paryża, gdzie związała się z odłamem Partii Socjalistycznej SFIO a jeszcze bardziej z młodym Mauricem Thorezem, który wedle najnowszych ustaleń historyków miał w latach 30-tych być jej kochankiem.
W tym czasie jej córeczka Maria ur. 1918 r. grała w filmach jako „dziecko-aktor”. Kto był wówczas opiekunem, historia milczy.
 
Na wieść o wybuchu Wojny Domowej w Hiszpanii Caridad Mercader wyruszyła do Barcelony, gdzie jej starsi synowie jako absolwenci szkoły hotelarskiej pracowali „w branży”, przy czym Ramon pracował jako maitre d’hotel w Ritzu. Tam związała się z właściwą partią czyli Parti Socialista Unificado  de Catalunia (PSUC)  i po krótkiej przygodzie na froncie (wraz z synem) i wyleczeniu ran została rzucona na odcinek propagandy zagranicznej i wysłana do Meksyku i USA aby zbierać pieniądze i ochotników. W Meksyku spotkała się z prezydentem Cardenasem. W USA otrzymała wiadomość, że syn Pablo lat 20 zginął na froncie. W 1937 r. była już w Barcelonie i organizowała tam oddział Zrzeszenia Kobiet Antyfaszystek.

W 1938 r. Ramon został wysłany do Paryża aby przygotowywać się do akcji w sprawie Trockiego. W tym celu został zapoznany z trockistką amerykańską Sylvią Angeloff, która przyjechała do Paryża na urlop i spotkanie Czwartej Międzynarodówki i ją uwiódł jako Jacques Mornard.
W 1938 r. Caridad Mercader też już była w Paryżu i od marca 1939 r. kiedy przyjechał Paweł Sudopłatow wspólnie z Eitingonem wprowadzali Ramona i Caridad Mercaderów w plan zabójstwa Lwa Trockiego. W sierpniu 1939 r. plan osobiście zaaprobował Stalin.
Po wykonaniu zadania Caridad Mercader otrzymała na wniosek Sudopłatowa i Berii – Order Lenina. 

Pozostała do końca wojny w ZSRR, głównie kłócąc się z Dolores Ibarruri i pracując w radio nadające na zagranicę. Po wojnie wyjechała z ZSRR i osiadła w Paryżu, gdzie w latach 1960-1967 pracowała na etacie w ambasadzie Kuby. Zapewne Sowieci załatwili tę fuchę u Fidela. W 1960 r. Ramon wyszedł z więzienia meksykańskiego i wyjechał na Kubę, gdzie zmarł w 1978 r. Jednakże władze sowieckie upomniały się o swój skarb i prochy Mercadera zostały zabrane do Moskwy, gdzie został pochowany na cmentarzu w Kuncewie w kwaterze dla bohaterów niedaleko grobu Kima Philby pod nazwiskiem Ramon Lopez.

A w roku 2011 kiedy zmarła w Barcelonie jej córka Maria Mercader aktorka, główny dziennik hiszpański El Pais zamieścił słodki nekrolog koncentrując się na jej wspaniałym małżeństwie z Vittorio de Sica i podając info o matce Caridad Mercader. Wygląda na to, że córka agentki NKWD była we współczesnej Barcelonie – znakomitością. A to oznacza, że „rewolucja” znowu „zwyciężyła” w Barcelonie. Podobnie jak w całej Hiszpanii.
 
Więc jedynym znakiem prawdy i sprzeciwu wobec przestępstw Republiki wobec katolików  były procesy beatyfikacyjne hiszpańskich męczenników za wiarę z czasów rządów Republiki i Wojny Domowej. Rozpoczął Święty Jan Paweł II, który łącznie beatyfikował w latach 1987-2001 ok. 500 męczenników a w 1999 kanonizował męczenników z Turon (1934), potem Papież Benedykt XVI, który za jednym zamachem beatyfikował 498 męczenników hiszpańskich w 2007 r. i dołączył do nich Papież Franciszek, który w 2013 r. beatyfikował 522 męczenników.

A filmy pojawiają się nieśmiało. Pierwszy, jaki można zobaczyć w sieci to film „Zakazany Bóg” z 2013 r. w reżyserii Pablo Moreno.  Patrząc na ten „słodki” film aż się nie chce wierzyć, że zdjęcie republikanów ćwiczących celność strzału na figurze Serca Jezusa pod Madrytem, opublikowane w Daily Mail – jest prawdziwe. A jest.

Przenieśmy się na drugi koniec Europy tamtej epoki. Tu też działała kobieta pełna namiętności i wierząca w Stalina bardziej niż w cokolwiek. I związana z filmem. To Wanda Wasilewska, która jest wymieniana w bazie danych IMDb jako twórca filmowy.

Wedle zasady, że zanim wstawimy nowe meble do chałupy , najpierw wynieśmy stare, przypomnijmy przemilczane dzieła filmowe towarzyszki Wasilewskiej z czasów okupacji sowieckiej Polski w latach 1939-1941. 
 Czyli zanim wydamy 100 milionów zł na „amerykańskiego reżysera”, żeby nam nakręcił prawdziwy full wypas film o fajnej Polsce, przypomnijmy sobie, co ukrywa się przed opinią publiczną do dzisiaj na temat artystycznych dokonań Wandy Wasilewskiej, której żadna „polska Norymberga” nie skazała jeszcze na symboliczną karę śmierci za zdradę główną.

Oto film „Wiatr ze Wschodu” kręcony już od 1939 r. w plenerach zamku w Krasiczynie a lansowany w listopadzie 1939 r. przez „Czerwony Sztandar”we Lwowie następująco:”…przygotowywany jest film o życiu pracujących zachodniej Ukrainy pod jarzmem polskich panów” według scenariusza Aleksandra Dubrowskiego i Wasyla Kuczera, w reżyserii Abrama Rooma, w oparciu „o fakty i materiały, podane przez doradcę artystycznego –  Wandę Wasilewską…”. Wanda Wasilewska jest wymieniana jako „trzeci scenarzysta”. 

A Abram Room to taki radziecki artysta filmowy urodzony w 1894 r. w Wilnie, który m.in. w 1927 r. nakręcił film propagandowy(?) wspólnie z samym poetą Majakowskim i jego miłością Lili Brik pt. „Żydzi i ziemia”, w którym wraz z Wiktorem Szkłowskim opowiadają o zasiedlaniu Krymu przez żydowskich kolonistów.
 

A teraz fabuła „Wiatru od Wschodu” w całości z docenta wiki, żeby w pełni docenić kunszt scenariuszowy i „prawdę czasu, prawdę ekranu Wandy Wasilewskiej” :”… Główny bohater filmu Choma Gabryś jest ukraińskim chłopem mieszkającym we wsi na wschodnich terenach II Rzeczypospolitej. Właścicielem dóbr w tej miejscowości jest polska arogancka i wyniosła hrabina („grafini”) Janina Przeżyńska, żyjąca w monumentalnej magnackiej rezydencji (twórcy filmu wykorzystali wnętrza i otoczenie zamku w Krasiczynie. Latem 1938 roku Gabryś procesuje się z arystokratką, ale polskie sądy nie liczą się z niedolą chłopa i obarczają go sankcjami, które wpędzają go w ubóstwo. Podlega on przy tym wielu innym formom ucisku. Jest karany przez polską policję za najmniejsze wykroczenia. Jego dzieci nie mogą się uczyć w szkole po ukraińsku, gdyż zewsząd napiera presja polonizacji. W procesie wynaradawiania Ukraińców uczestniczy też młoda polska nauczycielka Joanna, zdewociała katoliczka,  która jednak powoli zaczyna współczuć uciskanym chłopom, a na koniec sprzeciwia się brutalnym zachowaniom hrabiny. Przemiana Joanny w dużym stopniu następuje dzięki wpływowi Andrieja, lokalnego komunisty, ściganego przez policję. Między Joanną a Andriejem rodzi się uczucie. 
Wobec zbliżającego się konfliktu zbrojnego z III Rzeszą,  Polska ogłasza mobilizację i Choma Gabryś zostaje żołnierzem Wojska Polskiego.  Kiedy już jest z dala od domu, jego majątek w rodzinnej wsi jest licytowany za bezcen, a broniąca ostatniej krowy żona Gabrysia zostaje zastrzelona przez polskiego policjanta. Widoczna na każdym kroku przemoc ze strony Polaków zbiega się z wydarzeniami poprzedzającymi wybuch wojny. Z audycji radiowej słuchanej przez hrabinę Przeżyńską wynika, że na polskim Górnym Śląsku mordowani są bezbronni Niemcy. 
Rozpoczyna się wojna, w kraju następuje rozkład. Hrabina dla zapewnienia sobie ochrony sprowadza do swego majątku oddział polskiej kawalerii, który wyrusza do wsi i rozpoczyna palenie ukraińskich zagród. Giną chłopi, ale też polscy podpalacze. 
W odruchu desperacji córka Gabrysia strzela do polskiego oficera i zabija go. Radio transmituje przemówienie ministra spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa, który oznajmia, że rząd Związku Radzieckiego nakazał Armii Czerwonej przekroczyć granicę z Polską w celu zapewnienia ochrony ludności zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy. Przeżyńska wraz ze swym przybocznym, zarządcą hrabiowskich włości Mateuszem i kosztownościami, ucieka elegancką limuzyną. Zbiega się to z nieoczekiwanym powrotem Chomy Gabrysia, który wykorzystując rozprzężenie panujące w wycofującym się Wojsku Polskim pojawia się w rodzinnej wsi. Pośród płonących domów Choma w szaleńczym pędzie jedzie furmanką przeszkodzić w ucieczce hrabiny i jej bezwzględnego pomocnika. Jednocześnie odbywa się pochód radzieckich zagonów pancernych. Czołgi z czerwoną gwiazdą wkraczają do ogarniętej ogniem ukraińskiej wsi. Radzieccy czołgiści rzucają się by gasić płonące chałupy, ratować ich mieszkańców i dobytek. Choma dopada auto z hrabiną i zapowiada jej „straszny sąd” ze strony całej wsi. Potem odbywa się chłopski wiec, na czele którego staje Gabryś. Oznajmia, iż idzie wiatr ze Wschodu, pomoc ze strony ludu Związku Radzieckiego, który przynosi wyzwolenie i ochronę ciemiężonym. Na niebie pojawia się mrowie radzieckich bombowców…”.

Jak widzimy, Wanda Wasilewska i towarzysz Dubrowski sobie nie żałowali, ale już władze PRL się trochę przestraszyły tej „prawdy czasu, prawdy ekranu” – i film w PRL był zakazany. Co ciekawe, w produkcji filmu nie pracował żaden polski kolaborant poza Wandą Wasilewską.

Wanda Wasilewska została scenarzystką innego znacznie sławniejszego filmu radzieckiego – na podstawie swojej własnej powieści. Film został nakręcony przez Marka Donskiego w roku 1944 i opowiada o tym, na czym Wanda Wasilewska znała się najlepiej, czyli o cierpieniach ludu ukraińskiego, tym razem pod okupacją niemiecką. A konkretnie o jednej ukraińskiej dziewczynie Olenie Kostiuk, która wstąpiła pod okupacją niemiecką do partyzantki i kiedy „popała w ruki wraga” przeszła straszne męki i tortury a nawet „przeżyła śmierć swojego nowonarodzonego dziecka” ale nie wydała swoich towarzyszy.  Film był kręcony w 1943 r. w Aszchabadzie i ponieważ częściowo akcja toczyła się zimą, w głodującym mieście  ekipa filmowa rozsypywała sól na planie w charakterze śniegu. Film zachwycił amerykańskich krytyków filmowych, którzy przyznali mu jakąś swoją nagrodę. Podobnie nagrodę przyznał mu dziennik amerykański Daily News oraz Narodowa Rada Producentów Filmowych.

Tak więc rola Wandy Wasilewskiej na niwie filmowej jest politycznie nie do przecenienia, bowiem te jej dwa filmy to przecież „klasyczna polityka jagiellońska” w czystej postaci. No ale.


Mosfilm nakręcił jeszcze dwa filmy „o Polsze” w latach 1939-1941 tym razem bez pomocy Wandy Wasilewskiej.  Pierwszy, jeszcze przed wybuchem wojny nakręcił sam reżyser Pudowkin. Był to film pt. „Minin i Pożarski” „radziecki dramat historyczny, poświęcony ludziom, którzy stali na czele walki narodu rosyjskiego z polską magnaterią na początku XVII w. ” na podstawie scenariusza Wiktora Szkłowskiego. W filmie tym można zobaczyć hetmana Chodkiewicza oraz samego Króla Zygmunta III Wazę.
 

Drugi film powstał w niezwykłych okolicznościach, bowiem jego montaż zakończył się dokładnie nad ranem 22 czerwca 1941 r. i trzeba było czekać do 1943 r. z jego premierą. Wyreżyserował go Michaił Romm, którego miała zainspirować do tego dzieła rozmowa na bazarze w Białymstoku lub innym miasteczku, które odwiedził w raczej niejasnych okolicznościach i kupował jabłka od eleganckiego pana w kapeluszu, który okazał się lekarzem pediatrą. No i fakt, iż lekarz pediatra sprzedawał na bazarze w 1939 lub 1940 r. jabłka tak wstrząsnął reżyserem Rommem, że czym prędzej napisał scenariusz i zaczął kręcić. Co prawda akcję umieścił „na Ukrainie Zachodniej” a doświadczenia zbierał w Białymstoku, ale nie czepiajmy się szczegółów.

 Akcja filmu toczy się w latach 30-tych XX w. na Zachodniej Ukrainie. Młoda ukraińska dziewczyna z ludu wyrusza ze wsi na poszukiwanie pracy i szczęścia do małego miasteczka. Załatwia sobie pracę kelnerki w knajpie i wynajmuje pokoik w pensjonacie „Marzenie” madame Skorochod, która wynajmuje pokoje. Taki jest też tytuł filmu, w którym wszyscy dobrzy i wykształceni ludzie się męczą i niczego nie mogą osiągnąć, atmosfera jest duszna i nawet słońce rzadko świeci i standardowo dobrzy są komuniści (w jednym zakochuje się bohaterka) a bardzo zła polska policja.

 Film kończy się częściowym happy endem, bowiem bohaterowie zaangażowani w działalność Partii Komunistycznej uciekają przez zieloną granicę i jak państwo mogą przewidzieć, natychmiast po przekroczeniu granicy słońce zaczyna świecić na całego, po horyzont rozciągają się pola zbóż a ptaki śpiewają.  Bohaterka powraca do miasteczka wraz z Armią Czerwoną i odwiedza madame Skorochod i  pokazuje zdjęcie wspaniałej hali fabrycznej, w której pracuje. I niestety dowiaduje się, iż niejaki Tomasz został zastrzelony oczywiście przez polską policję. Film z niejasnych powodów nie został nigdy pokazany w PRL a przecież zachwycił się nim sam prezydent USA Franklin Delano Roosevelt. Tak przynajmniej podaje ruska wiki.

No i jest jeden smaczek: muzykę do tego filmu skomponował sam Henryk Wars, muzyczna legenda przedwojennej Polski tudzież filmu polskiego. Pan Henryk Wars założył pod okupacją sowiecką prawdziwy jazz band i następnie ewakuował się z Armią Andersa na Zachód. Ale w jego filmografii trudno natknąć się na ten dowód kolaboracji.  Ale to był taki wspaniały talent, że jak mu nie wybaczyć.

Jak widać, sowieckie służby wycisnęły z Caridad Mercader i Wandy Wasilewskiej, dwóch pań niekoniecznie pruderyjnych za to zafiksowanych na punkcie Stalina i wiary komunistycznej – maksymalne korzyści propagandowe i polityczne oraz odwdzięczały się obu „adekwatnie”. Caridad Mercader do końca życia pobierała emeryturę sowiecką mimo tego, że mieszkała w Paryżu a Wanda Wasilewska emeryturę przeżyła w przyjemnym domku na sowieckiej Ukrainie otoczonej idyllicznym ogródkiem. Obie miały też inne „socjale”.


Pozostaje pytanie, czy dorobek „cywilizacyjny” Republiki Hiszpańskiej i PRL tak pieczołowicie kultywowany przez gazownię i der Onet, TVN w III RP i we wszystkich mediach w Hiszpanii  – jest możliwy do oceny całościowej i do osądzenia? I do przełamania. I czy nie tutaj leży ta niemożność wywarcia nacisku na kolejne rządy hiszpańskie aby powstrzymały inwazję meczetów.

 My w Polsce może na początek wstrzymajmy się chwilę  z wydawaniem tych 100  milionów zł na „amerykańskiego reżysera”  i najpierw zbadajmy, dlaczego w filmach absolwenta radzieckiej szkoły filmowej Jerzego Hoffmana nakręconych na podstawie Trylogii Henryka Sienkiewicza szlachta jest ubierana w jakieś szarobure chałaty a nie czerwone kontusze i żupany. W filmie pana Hoffmana „Ogniem i mieczem” jedyny szlachcic, który jest ubrany w czerwony kontusz „z bajerami” zostaje rzucony w błoto i kamera przygląda się temu z wyraźną rozkoszą, podobnie jak taplaniu się husarii polskiej w błocie pod Żółtymi Wodami. Za to szlachcic Zagłoba chodzi ubrany w jakiś brudny worek jutowy udający żupan ale za to bez koszuli. Pułkownik kozacki  pokazuje  siwe kłaki jak stary hipis, chociaż Kozacy nosili się dokładnie tak samo jak polska szlachta: krótko ostrzyżone czuprynki, czerwone/niebieskie kontusze, brokatowe żupany w jasnych kolorach i czerwone delie podbijane co  rysiem a nie kotami udającymi rysie. 

Ciekawe, że o trzech muszkieterach kręci się filmy przynajmniej raz na 10- 20 lat a o królowej Elżbiecie I chyba nawet co 10 lat. Jaki jest powód tego, że jeszcze nie została nakręcona ponownie Trylogia z uwzględnieniem faktu, iż I Rzeczpospolita przez kilkaset lat była światowym monopolistą w produkcji czerwonego barwnika tekstylnego pod nazwą – czerwiec polski oraz była największym światowym  importerem luksusowych materiałów ze Wschodu, jak również luksusowej broni i dywanów.


https://en.wikipedia.org/wiki/Red_Terror_(Spain)
https://es.wikipedia.org/wiki/Nahum_Eitingon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz