sobota, 11 lutego 2017

John Sack, Mąka, Łuszczyna i NKWD czyli kto męczył Niemców po wojnie.



Kiedy w grudniu 2016 r. zapadł wyrok skazujący niemiecką stację ZDF za bezpodstawne używanie nazwy „polskie obozy koncentracyjne” z oskarżenia Pana Karola Tendery Polaka i Więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych znane z troski o dobre imię polski wydawnictwo o nazwie Znak Horyzont być może już otrzymało z drukarni jeszcze gorące dzieło o ambicjach popularno naukowych autorstwa pana Marka Łuszczyny.
Dzieło nosi tytuł „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne” i jest dowodem, że pewne środowiska i ich sponsorzy wiedzą doskonale, że przegranie jednej bitwy nie musi oznaczać przegrania wojny. I skoro przebrzydły PiS odgraża się,  że wdroży ustawę zakazującą posługiwania się w sposób nieuprawniony i szkalujący Polskę i Polaków termin „polskie obozy koncentracyjne”, to skoro ten termin jest taki „poręczny” w różnych bataliach wizerunkowych przeciwko Polakom, to można go użyć w innych okolicznościach przyrody.
I kiedy toczył się proces z powództwa Pana Karola Tendery wspieranego przez wielu ludzi dobrej woli a nawet Rzecznika Praw Obywatelskich – już szykowali kolejny atak.
Robota została zlecona facetowi, w którego lansowanie zainwestowano sporo papieru i medialnego czasu już przy okazji jego dwóch pierwszych „dzieł niemal historycznych” a w istocie raczej prymitywnej politgramoty w stylu tabloidu Fakt: panu Markowi Łuszczynie.

Jeśli chodzi o te poprzednie dzieła, to mam na sumieniu wydanie kasy na pierwszy tytuł: „Igły. Zimne Polki , które zmieniły historię”. Tytuł rzucający na kolana a tytuły niektórych rozdziałów nawet bardziej. Np. „Kawa z papieżem Hitlera.Opowieść o Marii Sapieżynie”.  Inne rozdziały były mniej rzucające o ścianę ale niewiele mniej. Natomiast są przeraźliwie banalne i oczywiście autor za nic nie był w stanie udowodnić, że któraś z tych kobiet zamieszanych w wojny wywiadów w jakikolwiek sposób „zmieniła historię”. W dodatku w tytule zawarte są dwie wredne sugestie. Użycie nazwy „Igły” ma się zapewne kojarzyć z bestsellerem Kena Folletta pt. „The Eye of The Needle”, której bohaterem jest bezwzględny morderca i szpieg niemiecki w czasie Blitzu – niejaki Henry Faber, który miał ksywę „Die Nadel” czyli „Igła”. Facet mordował beznamiętnie uciekając przez skromnym brytyjskim policjantem aż się nadział na młodą Angielkę, z którą się nawet przespał ale ona go przejrzała i zastrzeliła jak psa. W filmie sensacyjnym ogląda się to świetnie a Donald Sutherland zrobił z tego szpiona wyjątkowo odrażającą postać.
No i wydawnictwo PWN rzuca w roku 2013 książkę, której tytuł jakoś tak dziwnie ma kojarzyć wspaniałe, szlachetne i odważne Patriotki Polskie jak „cichociemną” gen. Zawacką „Zo” czy agentkę polskiego wywiadu na Niemcy – studentkę panią prof. Głąb/Glomb – Szwarc albo arystokratkę Klementynę Mańkowską z organizacji „Muszkieterzy” – z niemieckim mordercą i nieudanym szpiegiem.  To takie nieprzyjemne odkrycie już na etapie tytułu. Potem jest jeszcze gorzej, bo do grona najodważniejszych i godnych Polek Patriotek, pan Łuszczyna upchnął różne podejrzane figury, nie dość, że nie będące Polkami, to jeszcze należące raczej do gatunku awanturnic kręcących się „koło szpiegowania” – dla kasy. W ten sposób wylądowały w książce i niemiecka arystokratka Benita von Falkenhayn, której rodzina gwałtownie zubożała po I WW a zdemobilizowany niemiecki mąż, utrzymujący żonę pracą na wyścigach, spadł z konia, połamał się i zaczęła się zwyczajna nędza.  Pani Benita zaczęła się gwałtownie rozglądać za jakimiś dochodami i na jej drodze stanął słynny kapitan Sosnowski, chłopak jak malowanie i w dodatku dysponujący sporymi budżetami jako polski szpieg. Pani Benita zdążyła się rozwieść z pierwszym mężem i wyjść za jakiegoś wynalazcę, co  bardzo zwiększyło jej wartość na rynku szpiegowskim. Faktem jest, że pozostawała w kontakcie z uwodzicielskim kapitanem, ale nie była ostrożna i skończyło się to dla niej ścięciem toporem. Wraz z nieostrożną koleżanką. 
Jakby czytelnikom było mało opowieści o rzekomej miłości Iana Fleminga do Krystyny Skarbek (dla Anglików – Christine Grainville) podpieranej źródłami w postaci powieści Casino Royale, to wcisnął do książki o „zimnych Polkach” jakąś wesolutką Węgierkę a  może Żydówkę węgierską ( w każdym razie córkę Ferenza) pannę Malwinę Gertler, której kwity zostały gdzieś tak koło roku 2008 nagle rzucone do Internetu przez brytyjskie służby i jej życiorys w formie dwóch akapitów powtórzono nawet po turecku i rosyjsku.  Te dwa akapity to informacja o tym, iż panna Gertler „uciekła z Polski w 1937 do Anglii”. Czyli musowo Żydówka uciekająca przed polskimi antysemitami już w 1937. W Londynie spotkała brytyjskiego lorda bez grosza i nagle na scenę wyszedł prawdziwy szpon a prywatnie „sponsor panny Gertler” czyli pan Edward Stalislas Weisblat , polski Żyd, który właśnie dorobił się bajecznej fortuny na dostarczaniu broni dla rządu republikańskiego Hiszpanii w czasie wojny domowej. Kochaneczka miała dzięki temu do dyspozycji czekoladowego Rolsa z kierowca.
 A Weisblatt zaoferował „posag” spłukanemu lordowi 500 funtów gotówką ( dzisiaj ok. 20 tysięcy) za ślub z panną Malwinką. I takim sposobem panna została nagle Lady Howard of Effingham  i miała wejścia na wszystkie lancze, koktajl party w najlepszym towarzystwie. Ale był to już rok 1940 i MI5 miało oko na pana Weisblatta i jego czarodziejkę, która podobno udzielała się również erotycznie w kręgach politycznych. Skończyło się na 3 miesiącach więzienia dla Lady Effingham ( Biała Rosjanka pani Wolkoff miała gorzej bo załapała się na 10 lat odsiadki) a Lord się zbiesił i rozwiódł już w 1946. Bo się okazało, że MI5 było prawie pewne, że Weisblatt był sowieckim szpiegiem a i z Gestapo miał kontakty, podobnie jak pani Malwina, która odwiedzała sowieckiego ambasadora.  Po wojnie pani Malwina zwiała do Australii a dane niejakiego Edwarda Stalislasa Weisblatta można znaleźć w bazach danych urzędów imigracyjnych Brazylii. Bo on miał żonę i dzieci ten Weisblatt, podobno Rosjankę.
Mamy więc i „Polskę” i „zimną Polskę”, która w dodatku „zmieniła świat”. Wspólnie z handlarzem broni, sowieckim wywiadem i Gestapo.
Najbardziej po bandzie autor pojechał sugerując, że pani Sapieżyna z domu Zdziechowska, której ojciec w czasie wojny przebywał w Londynie w ekipie Sikorskiego – w czasie pobytu w Rzymie załapała się na audiencję u Papieża Piusa XII i go „nauczała o potrzebie pomocy Żydom”, co to on się strasznie uchylał przed tym chrześcijańskim obowiązkiem. Biorąc pod uwagę, że pani Sapieżyna zwiała z Polski zaleszczycką szosą i utknęła w czasie wojny we  Francji i jedyną jej obsesją tej epoki było odzyskanie biżuterii, którą członek rodziny zdeponował gdzieś we Włoszech, to ten rzewny opis „Maty Hari” robi wręcz żałosne wrażenie. Ale wciśnięcie ataku na Papieża Piusa XII w książce skierowanej do absolwentek nowej niestresującej matury może się okazać bardzo efektywnym i tanim zabiegiem.
Ponieważ książka jest w twardej okładce i miłym zdjęciem, można ją podarować komuś, kogo się zwyczajnie bardzo nie lubi. To porada pewnego internauty a ja ją popieram.
Ale za to jakie fantastyczne recenzje ten kicz dostał i od Newsweeka i od Wirtulanej Polski (a może Wirtualnej Polonii).
W ślad za tym dziełem Wydawnictwo Naukowe PWN wydało w 2014 r. książkę pana Łuszczyny pt. „Zimne. Polki które nazwano zbrodniarkami”. W tym przypadku zabieg był jeszcze prostszy. Jest to 5 historii wybranych wg jakiejś reguły znanej autorowi i paniom redaktorkom z PWN. Reguły dość czytelnej: jedna „Luna Brystygierowa, która torturowała ale się nawróciła na gorącą katoliczkę”, jedna Polka „co wydała żydowską rodzinę ze strachu” i jedna dzieweczka, co mamusię pokroiła na kawałki, bo ją denerwowała. Do tego jeszcze ofiara gwałtu zbiorowego  w wykonaniu jakiegoś oddziału Dirlewangera, która odczekała 16 lat aby dokonać zemsty.
Jak więc widać, wysokiej rangi funkcjonariusza UB i prawdopodobnie obywatelka ZSRR od 1939 r. ( akcja paszportowa na terenach  II RP  zaanektowanych przez ZSRR) oraz Żydówka z pochodzenia i donosicielka a może i funkcjonariuszka NKWD – została po raz kolejny „zaawansowana” nie tylko na Polkę ale nawet na katoliczkę. A obok postawiono Polski – jakieś kryminalistki, które zdarzają się z każdym społeczeństwie. I teraz ta manipulacja „które nazwano zbrodniarkami”. To znaczy, że one nimi NIE były? A zwłaszcza zapewne Brystygierowa NIE była, tylko „ją tak nazwano”.  
Recenzje już spokojniejsze, bo dzieło szyte grubym szpagatem.
No i trzecia część „trylogii Łuszczyny” czyli „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne” wydana przez niezawodne wydawnictwo Znak Horyzont w 2016 r.
Ogólne przesłanie jest proste bo autor w trakcie wielu wywiadów powtarza je jak mantrę: po II WW dawne niemieckie obozy zostały przejęte przez polskie władze, „więc są polskie”. W dodatku oskarżenia Polaków, że obozy były prowadzone głównie przez Żydów to jawne kłamstwo, bowiem Polacy potrafią wymienić tylko jednego Salomona Morela a przecież był taki Gębarski.
A ogólnie było -207 obozów „polskich”, w których Polacy zamęczyli biednych Niemców, Ślązaków i Ukraińców. I autor łaskawie dodaje, że też „Żołnierzy AK”. Czyli chyba Polaków.  
Pan Łuszczyna otwarcie atakuje IPN twierdząc, że sam się musiał przebijać przez kwity w archiwach powiatowych czy jakoś tak.  I powtarza starą śpiewkę, że „w Warszawie był polski rząd”, więc te „obozy były polskie” i „on się po prostu wstydzi za Polaków”, którzy te obozy koncentracyjne dla Niemców prowadzili a przecież tam było tyle niewinnych osób.  W sumie pan Łuszczyna okazuje się człowiekiem więcej niż dokładnym „na odcinku polskiej zbrodni” kiedy jakoby przeprowadza wywiad z jednym starym ubekiem Pawłem Mąką, Żydem z Będzina, który  jakoby miał potworne przejścia z Polakami przed wojną ( urodził się w 1930 r) a konkretnie w szkole, gdzie się uczył na inżyniera to i profesor go prześladował jako Żyda a koledzy to go ciągle bili. Potem co prawda biło go Gestapo w Katowicach ( bo Pinek Mąka w dzień pracował w niemieckiej fabryce a w nocy wymykał się do partyzantów i strzelał do Niemców z karabinu maszynowego i innej broni aż go złapali), ale to nie było, jak należy rozumieć takie bolesne.
No więc pan Łuszczyna przeprowadza wywiad z Pawłem Mąką, który ma fiszkę w IPN ale bardzo krótką fiszkę i przekonuje nas, że tych Żydów to było na Śląsku mało, nic nie znaczyli, musieli się słuchać, bo w Warszawie wiadomo kto rządził. Polacy.
Bardzo mnie ta nowa koncepcja historii Śląska w okresie 1945-1951 bardzo zainteresowała, bowiem mam w posiadaniu książkę amerykańskiego dziennikarza wojennego i Żyda śp. Johna Sacka pt. „Oko za oko. Przemilczana historia Żydów, którzy w 1945 r. mścili się na Niemcach”. Wydana w Polsce w 1995 r. w Wydawnictwie Apus. No i  w tej książce na str. 83 jest taka informacja:”..Jego ludzie wyzwolili w 1945 r. Będzin a wkrótce Pinek dostał kartkę przebitkowego papieru, która obwieszczała: „Niniejszym wyznaczamy was na Sekretarza Bezpieczeństwa Publicznego na obszar Śląska”. Ta prowincja obejmowała całą południowo-zachodnią Polskę, oraz fragment administrowanej przez Polskę części Niemiec- prawie 5 milionów ludzi (..) i dwieście tysięcy mil kwadratowych…”.
No więc już wiemy, jak wyglądała „godzina Zero” dla nowych służb Bezpieczeństwa na Śląsku. Był luty 1945 r. i Wrocław jeszcze się bronił, podobnie jak w niemieckich rękach była Zielona Góra czy  Szczecin.
A teraz może chronologicznie o tym, kto czym rządził i kogo reprezentował w 1945 r. Wojna jeszcze trwała i na całym terenie Polski i zajmowanych terenach Niemiec – rządziły komendantury Armii Czerwonej i NKWD. I miały jeszcze rządzić kilka miesięcy a nawet lat.
W tym czasie legalnym rządem polskim uznawanym przez wszystkie państwa (poza ZSRR) był Rząd Polski na Uchodźtwie w Londynie. Cofnięcie uznania przez USA i Wielką Brytanię w dniu 6 lipca 1945 r. dla tego rządu z punktu widzenia obywateli RP niczego nie zmieniało. Dla nich był to rząd legalny. W dodatku był to rząd nadal uznawany przez prawie 30 państw takich jak m.in.: Irlandia, Hiszpania, Australia, Południowa Afryka, 19 państw Południowej i Środkowej Ameryki (w tym Kuba) oraz Watykan.  
A więc może dla pana Łuszczyny „polskim rządem” był PKWN utworzony w Moskwie przez „bywszą Polkę” Wandę Wasilewską do spółki  ze słynnym Polakiem i patriotą Bermanem Jakubem, ale dla mnie legalnym rządem był i pozostał Rząd Polski w Londynie. Identycznie jak ja dzisiaj myślała moja Rodzina, Sąsiedzi mojej Rodziny i jakieś 95 % polskich obywateli w 1945 r. I zapewne dlatego kiedy pojawił się w Lublinie ten cały PKWN, to musiał otrzymać ochronę wojsk NKWD w ilości 870 sołdatów.
W artykule pana Jacka Pietrzaka w UważamRze  pt. „NKWD pacyfikuje Polskę” podane są suche dane na temat stanów ilościowych NKWD w miarę instalowania się komunistów w Polsce. Po pierwsze w maju 1944 r. dowódca wojsk NKWD do Ochrony Tyłów gen. Iwan Gorbatiuk wraz z gen Sierowem wydali dyrektywę wewnętrzną, w której przestrzegali, że :”… przestrzegali jednostki NKWD, że na terenach, które mają być niebawem wyzwolone, istnieją „wrogo nastawione do nas grupy ludności, które będą dążyć do tego, by w dogodnym momencie uderzyć nam w plecy".
W samym Lublinie istniały trzy punkty filtracyjne NKWD plus obóz  NKWD na Majdanku. Czyli „polski PKWN” mógł odetchnąć pełną piersią i spać spokojnie. Bowiem 13 października 1944 r. słynny „polski rząd” w osobie niejakiego Berii wydał rozkaz nr 001266 o sformowaniu 64 Zbiorczej Dywizji NKWD, która tworzona była w owym Lublinie. Do 20 października 1944 r jak pisze pan Pietrzak :”… liczyła ona już 9574 żołnierzy, a w grudniu 1944 r. jej stan osobowy przekroczył 14 tys. W tym samy czasie cały aparat bezpieczeństwa PKWN liczył zaledwie 2,5 tys. funkcjonariuszy….”. W maju 1945 r. oddziały NKWD liczyły na terenie Polski już 35 tysięcy a w lecie 1945 r. odpowiednio 45 tysięcy funkcjonariuszy NKWD. W styczniu 1945 r. na rozkaz Berii sformowane zostały 2 dodatkowe dywizje NKWD.  
Zadania polegające na wyłapaniu oddziałów polskich i „zneutralizowaniu” polskich elementów patriotycznych ale też nadzór nad demontażem infrastruktury przemysłowej m.in. na Śląsku i zarządzanie obozami filtracyjnymi NKWD, obozami pracy i obozami rolnymi.  W maju 1945 było ich 16 a w pod koniec 1945 r. – 28.
 A przecież nie byli to jedyni Rosjanie uprawiający terror na terenach „wyzwolonej Polski” i „wyzwalanego Śląska”. Armia Czerwona kiedy ruszyła w styczniu 1945 r. znad Wisły, liczyła ok. 3,8 mln sołdatów. Oni byli doskonale poinformowani, kiedy mijają granicę niemiecko-polską z 1939 r. i co im wolno.  W wolnej chwili oczywiście.  Oni już obejrzeli filmy propagandowe o wyzwoleniu niemieckiego obozu na Majdanku w Lublinie a doskonale pamiętali „dokonania niemieckie” na terenach Białorusi i ogólnie ZSRR.  
Tak więc do tych 45 tysięcy funkcjonariuszy NKWD należy dodać codziennie jakieś 200 tysięcy sołdatów wałęsających się w „wolnych chwilach” kiedy nie było walk i poszukujących różnych fajnych przedmiotów, które chcieli wysłać jako podarki dla mamy i narzeczonej. Zazwyczaj „kolekcjonerstwo” obejmowało: zegarki, biżuterię, sukienki, pantofle ale też rowery a nawet piły. „W pakiecie” był samogon i gwałty.
A teraz przechodzimy do „polskiej administracji” na terenach „wyzwolonej Polski” i „wyzwolonego Śląska”.  Ośrodkiem wszelkiej władzy „niewojskowej” aczkolwiek ściśle współpracującej z NKWD były Wojewódzkie Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.  To oni dostarczali do obozów „wsad” do przemielenia. Czasem sami „przemielali”.
No i mamy przy tej okazji niekończące się dyskusje , czy te WUBP to były „polskie” czy „niepolskie”.  I panowie Grossowie wyjmują statystyki, że tam było co najwyżej 50% Żydów a czasem to nawet mniej.
Mnie zainteresowało, ilu Polaków realnie kierowało Wojewódzkimi Urzędami Bezpieczeństwa , zwłaszcza na Śląsku w momencie „zero” i na samym początku.  No i okazuje się, że nawet docent wiki daje ciekawe dane o narodowości szefów tych WUBP, podlegających MBP.  Wybierając nazwiska tych, którzy kierowali takimi urzędami na początku czyli w latach 1945-1947 dochodzimy do ciekawych ustaleń.
Oto parę fiszek osobowych pokazujących, jak to „Polacy przejęli władzę na Śląsku” w 1945 r. Mamy już tego Pinka Mąkę w randzie kapitana i z tym „przebitkowym papierem z nadaniem”. Wiadomo, że on organizował pierwszą ekipę Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Katowicach i zatrudnił tam m.in. swoich 2 braci, jakieś żydowskie koleżanki z Będzina etc.
A teraz ciekawsze postacie:
1)      Bronisław Trochimowicz, Rosjanin, ur. 1904 r. w rejonie Krasnodarska. W latach 1918-1926 żołnierz Armii Czerwonej zwalczający oddziały „Białych”, w latach 1928-1941 r. kierownik elektrowni i szef budownictwa w Krasnodarze i Leningradzie. W 1943 r. odkomenderowany do Armii Polskiej z ZSRR. Od 22.11.1944 r. z-ca Komendanra Komendantury RBP w Lublinie, w latach 1945-1947 – Z-ca Kierownika UB na Okręg Dolny Śląsk!!! Od 1947 r. szef  WUBP w Gdańsku,
2)     Faustyn Grzybowski, Rosjanin, ur. 1913 w Mikołajewie k. Dnipra, od. 1933 aktywista KPZR i pracownik kołchozu, od 1935 Armia Czerwona, 1938 r. ukończenie szkoły podoficerskiej 64 Pułku NKWD, od 1943 oddelegowany do Armii Polskiej w ZSRR, 13.08.1944- 16.01.1945 – szef WUBP w Białymstoku, 16.01.1945- 30.11. 1945 r. szef WUBP w Lublinie, 06.12.1945- 15.04.1948 r. – szef WUBP we Wrocławiu. Pełne 3 lata.
3)      Józef Kratko  Żyd, ur. 1914 Pińsk, od 09. 1941 ochotnik w Armii Czerwonej, od 15.08. 1944 r. Komendant MO Miasta Stołecznego Warszawy, 1945 – Szef Inspektoratu KG MO w Warszawie, 1946-1947 szef WUBP w Katowicach, 1947-1953 Szef IV Departamentu MBP
4)     Józef Jungman (Jurkowski) Żyd,  ur. 1913 w Lublinie, w latach 30-tych w KZMP, od 1941 r. w Armii Czerwonej, od 1943 r. w Wojsku Polskim w ZSRR, od 1944 r. oficer do zadań specjalnych Resortu Bezpieczeństwa Publicznego PKWN, od 23.01.1945 r. Szef Grupy Operacyjnej na Górny Śląsk, 23.12. 1945 r. szef. WUBP  w Bydgoszczy, 15.03.1948 r. szef WUBP – w Gdańsku, 15.08.1950-30.11.1951 r. w MBP Warszawa, w okresie 1.12.1951- 31.05.1955 r. szef WUBP w Katowicach,  najbliższy szef Pinka Mąki.
5)      Jan Wołkow, Żyd, ur. 1916 Ozdziutynach na Wołyniu, w latach 30-tych w KPZU, od 1939 3 lata w „aparacie partyjnym komunistycznym na Wołyniu”, w 1943 szkolenie w tzw. Polskim Batalionie Szturmowym, w 1944 zrzucony do Polski  w AL. U Grzegorza Korczyńskiego, w okresie 28.09.1945 -2.08.1947 – w WUBP w Gdańsku, śledczy , „prowadził” sprawę „Inki” oraz 5 Brygady Łupaszki na terenie Pomorza,
6)      Nachum Chmielnicki ur. 1914 Żyd, w Kamionce Rosja, w 1945 w WUBP w Katowicach, 1946-1947  z-ca szefa PUBP w Nysie, 1948 – szef PUBP w Bytomiu, 1949 szef PUBP w Lublincu, 1951-1954 – z-ca szefa WUBP w Katowicach,
7)      Beniamin Kanarek ur. 1917 w Tarnowie, Żyd, 1945 oficer śledczy WUBP w Katowicach, 01.01.1946 – kierownik MUBP w Chorzowie, 1946 – szef UBP w Gliwicach, 1948 – inpektor WUBP w Katowicach
8)      Leon Weintraub, ur. 1914 w Sosnowcu, Żyd, 05.03.1945- 31.01.1946 r. w I Wydziale WUBP w Katowicach, 01.02.1946 – 06,.1946 – zca szefa wydziału VII WUBP w Katowicach, 1948-1949 szef wydziału V w WUBP w Katowicach,
W bazie danych IPN jest podobnych przypadków całkiem sporo. Jak np. tow. Broniatowski Mieczysław weteran wojny w Hiszpanii a od 23.11 1944 r. szef Warszawskiej Grupy Operacyjnej WUBP, od 05.03. 1945 dyrektor CS WUBP w Łodzi. Jeśli ktoś ma czas, może szukać. Polacy też tam są w dużych ilościach. Najwięcej takich, którzy przeszli przez szkolenia w Kujbyszewie w NKWD a niektórzy nawet w Smiersz.
John Sack w swojej książce podał listę osób pochodzenia żydowskiego, które w strukturach więziennictwa na Śląsku pełniły stanowiska kierownicze (str. 359) : Lola Potok Ackerfeld Blatt – komendantka więzienia UB w Gliwicach, Kleinhaut Szmul – komendant więzienia w Mysłowicach, Lewin Efraim – komendant więzienia w Nysie, „Solowicz Nachum” – Szef sekcji niemieckiej w Krakowie a następnie w województwie wrocławkim. Podobno pod tym pseudonimem ukrywał się sam późniejszy „papież literatury niemieckiej” Marceli Reich Ranicki, co ustalili dziennikarze niemieccy.
Tak więc oczywiście można starać się udowadniać, że Polacy samodzielnie i bez pomocy innych mścili się na Niemcach, ale widać, że to było dzieło komunistów, których ojczyzną był Związek Sowiecki a nie Polska. No i pozostaje mały problem odpowiedzialności samych Niemców za ludobójstwo na Polakach, Żydach i Rosjanach. Spora część pierwszych obsad WUBP na Śląsku to byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych lub ci, co przeżyli śledztwa Gestapo.

43 komentarze:

  1. Ja zwykle świetna notka. Ale też dużo mówi o dzisiejszych działaniach Niemców,ich politycy przyjeżdżają do nas na czele z kanclerz Merkel i oczywiście zapewniają o,,przyjaźni lub teraz nawet o,,miłości''a z drugiej strony różne niemieckie fundacje nie szczedza pieniędzy na takie paszkwile które mają nas obwinic za mordy popełnione przez Niemców w czasie wojny na Polakach i innych narodowościach. Widać wciąż bardzo ich boli przeszłość tak zresztą nie odległa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachowania instytucji niemieckich są wobec Polski niezwykle brutalne i bezczelne. Co prawda podobne treści produkują wobec Czechów w sprawie Niemców sudeckich, ale tutaj tzw. stronnictwo niemieckie jest bardzo agresywne. W sumie coś na kształt III wojny światowej. Ale na nasze szczęście do prowadzenia podobnych krucjat potrzebna jest zgoda pomiędzy rządem a ludnością. Tymczasem sprowadzenie na masową skalę tzw. uchodźców bardzo osłabiło wiarygodność elit politycznych niemieckich w oczach własnych wyborców. Ataki na Polskę i kampania zniesławiania planowana i realizowana bezpośrednio i pośrednio przez instytucje niemieckie - nie ma już takiego "brania" wśród Niemców. No i nowa sytuacja w USA. To może dać nam trochę oddechu, tym bardziej że tzw. opcja niemiecka w Polsce ma teraz spore problemy. Ale trzeba na bieżąco monitorować takie wyskoki, bo jak widać, Niemcy mają tu "posłusznych wykonawców".
      PS.Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam

      Usuń
  2. Byłbym zapomniał o sowietach i ich obecnych spadkobiercach Rosjanach którzy też pewnie po cichu cieszą się z takiego obrotu sprawy jako że nikt za bardzo nie naglasnia i nie przypomina o ich mordach na polskich obywatelami po 2 wojnie. Choć jakby pomyśleć to reszcie świata na czele z USA i Wielką Brytanią takie,, zapomnienie'' pasuje bo przecież jako,, sojusznicy'' Polski sprzedali nas Stalinowi bez mrugnięcia okiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że bardzo mnie zdziwiło, na jaką skalę operowały wojska NKWD przez niemal 3 lata praktycznie w każdym powiatowym mieście. I ile było obozów filtracyjnych oraz ilu Polaków Sowieci wywieźli do gułagu. I nikt nie robi list osobowych strat. Nikt nie robi list osobowych strat wojennych Polskich. PS. Oczywiście Anglosasi prowadzili wybitnie prosowiecką propagandę jeszcze w czasie wojny. Jako "radziecki partyzant" debiutował na dużym ekranie Gregory Peck - przyszła supergwiazda. Nie on jeden. Brytyjczycy mniej zachwalali ale za to pilnowali, żeby nie atakować medialnie Sowieckiego Sojuza. Myślę, że wątek wojsk NKWD i Polaków, którzy zaliczyli szkolenia NKWD czyli praktycznie zostali Sowietami to nadal temat znany tylko w wąskim gronie specjalistów IPN. A powinno się to nagłaśniać.

      Usuń
    2. To też jest ciekawe zjawisko. O ile powstał portal straty.pl zbierający informacje o ofiarach okupacji niemieckiej, to nie ma analogicznego portalu w sprawie strat osobowych, które zafundowali nam wschodni sąsiedzi.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy tekst. Sprawa Sląska jest rozgrywana przez Niemcy modelowo. W roku 1991 młody doktorant na jednym z uniwersytetów w Niemczech pisał pracę o Powstaniach Sląskich. Zapytany, jak je interpretuje, co było ich przyczyną, odpowiedział krótko "Nationalismus". Oczywiście dotyczyło to Polaków - powstańców. A to był człowiek raczej z kregu socjaldemokracji. W Niemczech jest polityka niemiecka, a partie się róznią w sprawach drugorzędnych. Przynajmniej do czasu migracji. Jak widać stosunek do Polski jest jednoznaczny - albo sie akceptuje politykę Niemiec, i ich dobre chęci, albo podpada się pod nacjonalizm, co wiąże się z wyklęciem towarzyskim i zawodowym. Około roku 2000 zwiedzałem znane muzeum w Bonn, Haus der Bundesrepublik, poswięcone genezie RFN. Czasy drugiej wojny i owszem, ale zdominowane przez przesiedlenia i tzw. "wypędzenie". Wielkie fotografie, sprzety z tamtych czasów. Gdzies na marginesie coś o złych stronach wojny, o błedach, ale tylko wobec Rosji Sowieckiej. Bo Rosja i RFN są zgodne, że II wojna zaczęła się w 1941 roku. Zatem to muzeum dawalo zakłamaną wizję historii, na której opiera się RFN. Analogiczną wizję fałszu buduje się na Śląsku. "Nacjonalizm", oczywiście polski, pozostaje grzechem bez odpuszczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli dobrze pamiętam, kilka lat temu w Radiu Maryja ks. Paweł Rytel Andrianik podał liczbę niemieckich obozów zagłady na terenie okupowanej Polski: miało to być sto obozów i ok. 900 filii, czyli razem ok. 1000 niemieckich obozów śmierci dla Polaków i przedstawicieli innych narodów.
      Natomiast tutaj jest podana liczba 435.
      https://pl.wikipedia.org/wiki/Obozy_niemieckie_1933%E2%80%931945

      Pozdrawiam

      Trzy Krainy

      Usuń
    2. Tak, paradoksalnie zbrodnie niemieckie nie są ukazywane w prawdziwych rozmiarach. Powiem więcej, w kilku podrecznikach i opracowaniach do historii podaje się bardzo rózne dane na temat strat niemieckich w czasie kampanii 1939 roku. Mysle, że dane o stosunkowo niskich stratach niemieckich (w zabitych) zostały sfałśzowane przez Niemców. Ale nikt z polskich badaczy tak solidnie tego nie policzył, uwzględniając fałsze niemieckie. NO ale dużo bardziej bolesny jest brak solidnego wykazu ofiar wojny spośród obywateli Polski w latach 1939-45, rzecz niebywała. Ogólnie słabe są badania historii Polski od 1939.

      Usuń
    3. Nie wiem, czy wcześniejsze dane, których uczyliśmy się w podstawówce, na temat strat ludnościowych dotyczyły wszystkich obywateli Polski, czy też np. ci, którym nadano obywatelstwo sowieckie, a następnie zginęli, byli wliczani w straty ZSRS.

      Usuń
  4. Dzięki za dobre słowo. Myślę, że co prawda Niemcy są strasznie zafiksowani na punkcie "niemieckiego cierpienia" i ustawiają wypadki wojenne tak, żeby w świadomości ta II WW zaczynała się tak koło grudnia 1944, kiedy władze niemieckie POZWOLIŁY Niemcom wreszcie wiać przed Armią Czerwoną i było już za późno na cokolwiek, to jednak ciężko im będzie coś ugrać, skoro nie upominają się o Królewiec i o cokolwiek od Rosji a atakują Czechów za "zbrodnie czeskie na bezbronnych Niemcach' i oczywiście "polskie wypędzenia". Czasem mam takie wrażenie, że co jakiś czas dostają po łapkach od Brytyjczyków (medialnie) a czas mija, "niemieccy wypędzeni" wymierają a młodzi Niemcy mają wdrukowany tę "niemiecką winę" na tyle mocno, że działania rządu niemieckiego jakkolwiek bardzo konsekwentne i za dużą kasę, to pozostają zawieszone w próżni. Natomiast wielkim zaniechaniem jest oddanie narracji w Muzeum KL Auschwitz, gdzie się pojawia już wnuk Hoessa a w Krakowie Płaszowie - córka Amona Goetha i "się zaprzyjaźniają" z wycieczkami z Izraela , całkowicie eliminując Polaków z narracji. Nie wiem za co płacimy podatki na ministerstwo kultury, które jest w końcu ministerstwem propagandy.
    Ilość "poszkodowanych Niemców" rośnie z roku na rok w postępie geometrycznym. Czasem na youtubie są filmiki niemieckie "o wypędzonych" podające i 15 mln "wypędzonych",uwzględniające również Niemców z Rumunii i Jugosławii. U nas działają głównie "korumpujące fundacje i konsulaty".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wrażenie że Brytyjczycy co jakiś czas dyscyplinuja Niemców jest jak najbardziej słuszne. To pokazuje jak prowadzą swoją politykę w odniesieniu do Polaków 2 kraje w których jest duża mniejszość polska czyli Niemcy i Wielka Brytania. Niemcy nieustannie w nas biją medialnie i politycznie zaś Brytyjczycy starają się nas przeciągnąć na swoją stronę,przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Przykładem może być zamach terrorystyczny w Berlinie gdzie Niemcy od razu pisali o Polaku który rzekomo miał tego dokonać i trzymali się tej wersji bardzo długo,zaś gazety brytyjskie szybko ta narrację obalily i jednocześnie nieco później jeden z kierowców brytyjskich zorganizował akcję zbierania pieniędzy dla rodziny zamordowanego. Dwa kraje z dużą ilością polskich imigrantów i tak różne działania.

      Usuń
    2. Myślę,że odkąd Niemcy się bardzo wzbogacili, zaczęli, jak to oni , myśleć o odkręceniu skutków II WW (a i I WW), na początek propagandowo. Robili to zresztą od wojny i to jakby równolegle do ZSRR, które też nie używało terminu "Niemiec" w odniesieniu do zbrodni, bo "przecież jest dobre NRD". Niemcy jako całość bardzo na tym skorzystały medialnie, zwłaszcza , że światowe lewactwo tam się ciągle zjeżdżało i otrzymywało stamtąd kasę. No ale Brytyjczycy chyba zawsze trzymali Niemców na krótkiej smyczy i wydaje mi się, że wręcz świadomie skorzystali z tej antypolskiej agresywnej polityki Niemiec wobec polskiej mniejszości w Niemczech i "wyjęli" parę milionów polskich fachowców dla siebie. I w oczy się Niemcom śmieją, bo przecież Niemcy też mogli mieć za frico tych polskich specjalistów. I widać świadomą politykę informacyjną Brytyjczyków. Kiedy zaczęły się awantury wokół tego, że niby sami Niemcy to nie daliby rady wymordować tych wszystkich Żydów w czasie II WW - tylko musieli im pomagać ci różni pod-ludzie z Europy Centralnej a już Litwini i Polacy to na pierwszym miejscu, to Brytyjczycy nagle odtajnili nagrania rozmów niemieckich oficerów-jeńców wojennych przetrzymywanych na Wyspach po kampanii francuskiej i norweskiej. Jeńcy byli podsłuchiwani 24 godziny na dobę i z nudów wspominali swoje dokonania w Polsce we wrześniu 1939 r. i późniejsze. I została wydana książka naukowa, BBC nakręciło oczywiście popularno naukowy film - i Niemcy na jakiś czas ucichli.

      Usuń
    3. To bardzo ciekawy wątek, jaka to jest ksiązka?

      Usuń
  5. Sprytnie ludzie niemieccy wyciągnęli sprawę tych akurat obozów, bo rzeczywiście trudno je jakoś nazwać. Obozy bolszewicko-żydowskie, nie przejdzie, "obozy NKWD", już lepiej, ale nie precyzyjnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rozumiem, że Niemcy mogą dążyć za wszelką cenę do rozdzierania szat i pokazywania światu "swoich strasznych ran i nieszczęść" ale mniej rozumiem a zupełnie nie mogę akceptować, aby polski obywatel w celu udowodnienia fałszywej tezy o "polskich obozach koncentracyjnych" pozwalał sobie na jawne przekłamania i przemilczenia. Na przykład nie podaje się informacji, która jest na fiszkach IPN, że Salomon Morel nie tylko był naczelnikiem więzienia/obozu w Świętochłowicach ale też był od 15.06.1953 do 31.03.1955 z-cą naczelnika Wydziału Więziennictwa w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. Niemal 2 lata podlegały mu wszystkie więzienia stalinowskie w województwie katowickim. To trochę większa władza i on ją otrzymał, bowiem kolegował się i z Josefem Jurkowskim -Jungmanem i z Lolą Potok (podobno był jej kochankiem) i z Pinkiem Mąką. To była jedna "wielka rodzina". Przy czym o ile Lola Potok rzeczywiście była w KL Auschwitz to Morel chował się u jakiegoś chłopa w Lubelskiem a dopisał sobie heroiczne dzieje partyzanckie, co nie było trudne.
      Myślę, że trzeba na temat tych zakładania więzień i obozów na terenach poniemieckich ze szczególnym uwzględnieniem Śląska po prostu pisać więcej prawdy czyli - wrzucić do sieci więcej informacji o faktach i ludziach.

      Usuń
    2. Dużą zmianą ostatnich lat jest trend do dokręcania "polskiego antysemityzmu", który chyba ze Stanów wyrasta, aczkolwiek przez UK do nas dociera. Obstawiam, że jest to prąd obecnie silniejszy.

      Usuń
    3. Skoro nie można oskarżać już Niemców a i "nazistów" nie za bardzo, skoro Ukraińcom też oficjalnie nikt nie zarzuca masowego współsprawstwa w Holocauście, Litwinów było trochę za mało, żeby im przypisać wiadome 6 milionów ofiar - to oczywista oczywistość jest taka, że tylko Polacy mogli tego dokonać. Wzmacnianie "narracji o polskim antysemityzmie" jest zapewne efektem długofalowym tego, że w USA i w wielu krajach na Zachodzie - tzw. historia Holocaustu jest wykładana w szkołach jako przedmiot bardzo ważny. A program i materiały poglądowe przygotowują instytucje związane z tymi, co już się z państwem niemieckim dogadały w sprawie odszkodowań. Z tym, że w obliczu gigantycznego kryzysu ekonomicznego USA i Europy Zachodniej oraz pojawienia się "kryzysu uchodźców muzułmańskich" i związane z tym niedogodności życia codziennego - ta narracja już nie jest najważniejsza. W dodatku podobno muzułmanie otwarcie "nie szanują Żydów" w tych krajach, gdzie są już w "dostatecznych ilościach". Więc te ataki na Polskę zaczynają tracić swoją moc. Tutaj raczej widzę naciski bezpośrednie a nieoficjalne na rząd RP, który może poczuć się w "obowiązku płacenia", mimo, że jak dowodzi m.in pan red. Michalkiewicz, z prawnego i każdego innego punktu widzenia - Polska takiego obowiązku - nie ma.

      Usuń
  6. Tak, rzeczywiście nazwa jest tu drugorzędna. Są tak silne argumenty jak lista "nadzorców" z nazwiskami i przynależnością służbową. Tylko szkoda, że o prawdę trzeba walczyć przeciw własnej władzy, finansującej cudzą propagandę.
    Cholera, czeska władza też kradnie, ale stoi po stronie Czechów tam gdzie sprawa jest ważna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie istota naszego problemu z III RP. Wszystkie inne rządy Europy Centralnej mają "rządy swoje" - lepsze czy gorsze. Czesi czy Węgrzy zdecydowanie - lepsze. A w Polsce jest jakaś dziwna atmosfera totalnej niemocy władzy w zakresie działania na korzyść obywateli tego państwa. Bez względu na opcję. Kiedyś zapewne dowiemy się, dlaczego tak się dzieje.

      Usuń
  7. Pantero jak zwykle jesteś w dowodzeniu swoich tez niezwykle precyzyjna! Nie chciałbym być twoim przeciwnikiem! A teraz do rzeczy. Przy czytaniu całej tej historii nie mogłem się odpędzić od tego co przeczytałem na stronach Pana Michalkiewicza. Pisze on, że Kongres Żydów Amerykańskich ustami swojego przedstawiciela zadeklarował, że dopóki Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom dotyczącym ich majątku będzie poniżana na arenie międzynarodowej. Myślę, że to jest część tej akcji. Wiem, że te roszczenia są bezpodstawne. Nie dziwię się Niemcom. Boli mnie za to postawa współziomków. Ich głupota czy nikczemność poraża. Przypomina mi się też takie żydowskie przysłowie: "Przyjacielu, co ci takiego dobrego zrobiłem, że ty mnie aż tak nienawidzisz?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce po 1989 r. nastąpił masowy powrót do władzy kolejnego pokolenia staliniąt. Przeglądając bazę danych IPN (ponad 62 tysiące funkcjonariuszy) niestety trafiam na nazwiska dziwnie mi znane z tzw. opozycji. Mam nadzieję, że to tylko przypadek, ale już mamy za sobą jedno lub dwa bardzo duże rozczarowania w kwestii "drzewa genealogicznego naszych autorytetów". Stalinięta mają po dziadkach i rodzicach trwale wdrukowaną w mózg nienawiść do Polski i nie odpuszczą.Tyle, że oni niewiele, poza szkalowaniem Polski - mogą. Po tym, co moja Rodzina widziała w 1939 r. za Bugiem - w wykonaniu tzw. komunistycznych aktywistów polskich i z mniejszości, nie mam żadnych złudzeń i żadnych pozytywnych oczekiwań. PS. Kongres Żydów Amerykańskich, jak informuje sam pan red. Michalkiewicz NIE jest państwem mogącym reprezentować tzw. interesy poszkodowanych. Jest to jedna z wielu prywatnych organizacji. Pan Michalkiewicz, który jest prawnikiem , zwraca uwagę na to, że nikt nam nie może zagwarantować, że jak zapłacimy żądaną kwotę owemu Kongresowi Żydów Amerykańskich to nie zgłosi się do nas jakaś inna organizacja tego typu - z identycznymi roszczeniami.
      Jeśli chodzi o ową nienawiść, to mam wrażenie, że Polacy i Żydzi mają za sobą kilkaset lat niezbyt udanego małżeństwa a w 1939- 1956 dokonał się tzw. trudny rozwód. Tym razem na zawsze. I nie zmieni tego fakt, że podobno polska ambasada w Izraelu rozdaje polskie paszporty jak broszurki turystyczne.
      Myślę, że kolejne rządy III RP doskonale zdawały sobie sprawę ze stanu prawnego oraz z nastrojów społecznych w sprawie tzw. odszkodowań. Nam za straty poniesione w II WW NIKT nie zapłacił ŻADNYCH odszkodowań. Na pierwszym miejscu -Niemcy. I żaden rząd III RP nie pokusił się aby spokojnie wyliczyć te straty i wystawić Niemcom fakturę. Szczęść Boże, Góra stoi.

      Usuń
  8. Nie przesadzajmy.Nawet taki Kwaśniewski powiedział w Izraelu że nie zapłaci, i nic się nie stało. Nawet wybrali go na drugą kadencję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opcja post-komunistyczna jest za cwana, żeby sobie robić w Narodzie takie "tyły". Jeśli ktoś zdecyduje się na taki ruch, zresztą bezprawny, to będzie to jakiś "patentowany patriota". Może zamienią "kasę" na jakieś inne "świadczenia":)) W sumie myślę, że jeśli do tej pory przeczekaliśmy, to dalej też damy radę.

      Usuń
  9. Ręce opadają, bo jako państwo mamy o wiele większe środki, prawników i nic. Jeden starszy człowiek potrafił zdziałać więcej. Nie wiem czego spodziewać się po MSZ, bo Rotfeld, gdy obrażano Polskę stulił uszy (a może w duchu śmiał się), a przecież to ministerstwo rozpowszechniało komiks o Chopinie z niecenzuralnymi wyrazami. Czy nie ma jakiegoś sposobu aby to całe bractwo wysłać w kosmos i na szefa wybierać Polaka i to stojącego twardo za sprawami polskimi i nie lękającego się byłe chłystka z zagranicy.

    Przy takiej jak dotą sprawności naszego aparatu państwowego PINK PANTHERze będziesz miał zapewniony materiał na wiele poruszających notek. :( a może :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jeden starszy człowiek" potrafił - bo CHCIAŁ!!! Rotfeld to klasyczny stalinista (po stalinowskiej szkole służb zagranicznych) więc on raczej nie jest moim kandydatem do roli - gorliwego urzędnika działającego w interesie Polaków. A dla kogo on i jego koleżkowie pracują, to się kiedyś następne pokolenia Polaków dowiedzą.
      Jestem realistą i cieszę się z tego, co mamy. Taki krajan Rotfelda, Broniatowski po ojcu - gieroju wojny hiszpańskiej i w 1945 szefie Warszawskiej Grupy Operacyjnej a następnie jakiejś fiszy w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi - pisał instrukcję organizacji Majdanu w Warszawie - a mimo to, coś im już nie wychodzi. Gdzieś wytracili entuzjazm i poparcie. I nawet sponsorzy tracą "nadzieję".
      PS. Rzeczywiście mam świadomość, że materiał dla moich notek - praktycznie nie ma końca:))) Internet to potęga i bawimy się świetnie.

      Usuń
  10. Taka glossa:
    ad. Jan Wołkow,WUBP w Gdańsku, prowadził rozpracowanie 5 Brygady Wileńskiej AK na Pomorzu. Czytam książkę - wywiad ze śp. Janiną Waasiłojć-Smoleńską od majora Łupaszki
    (http://historia.org.pl/2014/04/30/nie-bylo-czasu-na-strach-z-j-wasilojc-smolenska-rozmawiaja-m-kruk-i-e-wnuk-recenzja/)

    i włos jeży mi się na głowie. Mieli tych wspaniałych, młodych ludzi rozpracowanych tutaj, na Wybrzeżu,dokładnie. "Jachna" nie mówi wszystkiego w tych wywiadach, co wyraźnie się czuje. Ale to co mówi wystarcza, by uznać, iż aparat NKWD - UB działał perfekcyjnie. Na widelcu mieli całą tę powojenną konspirację. Mieli też zdrajców we własnych szeregach /tak złapano Inkę i Zagończyka/.

    Dzięki za wspaniałą notkę, Pantherze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Hanno i dziękuję za dobre słowo i za linka. Poczytam na spokojnie tę historię WUBP w Gdańsku, bo to jakaś większa sprawa.
      Kiedy przeglądałam bazę danych IPN w poszukiwaniu twardych danych o osobach, które w swojej książce wymienił John Sack to się okazało, że łącznie w PRL "uzbierało się" ponad 62 tysiące funkcjonariuszy samego UB. Ponadto jest opracowanie IPN, w którym są zestawienia chronologiczne składów osobowych Wojewódzkich i Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa. Najważniejsza jest wierchuszka z 1945 bo ona wywodzi się z "samego jądra ciemności" czyli - NKWD, SMIERSZ-a i generalnie dotyczy albo rodowitych Rosjan z polskimi nazwiskami albo z obywatelami II RP -Polakami i Żydami, którzy zostali wyselekcjonowani do robienia czystek w RP - już w latach przedwojennych, czyli byli obywatelami ZSRR. CCCP nie zapomniało klęski w Bitwie Warszawskiej i przygotowywało się przez te wszystkie lata do "ostatecznej rozprawy". I rzeczywiście dzięki Hitlerowi i Anglosasom - dostali wszystkie karty do gry.
      Był etap zbierania danych o Ofiarach i prof. Szwagrzyk nadal poszukuje ich ciał a my tu sobie zaczniemy swoje "zestawienia życiorysów katów".
      http://arch.ipn.gov.pl/ftp/pdf/Aparat_kadra_kier_tom%20I.pdf

      Usuń
    2. Jako nędzną anegdotę powiem tu, że jest we Wrzeszczu ulica Jesionowa. Wszyscy dobrodusznie myślą, że to od drzewek /których tam ni ma!/. A to od enkawudysty z WUBP ulicę nazwano. I "się została" do dzisiaj.
      Na Pomorzu w struktury bezpieczeństwa sowieckiego po wojnie weszli gładko konfidenci Gestapo i innych służb niemieckich. To też jest temat zaciemniony i nienagłaśniany.

      Naturalnie, wolałabym występować jako koń, no ale wyskakuje ta fota. Sorry. Nie radzę sobie z netem

      Usuń
    3. Internet pamięta i jeśli podpisujesz się KOSSOBOR to kojarzy żeś koniara, a jeśli jako HKŁ to wyciąga zdjęcie oficjalne. :)

      Usuń
  11. Próbowałam wkleić najważniejsze fragmenty zalinkowanej notki, ale przekroczyły dozwoloną ilośc znaków. Link jest wart przyswojenia:
    http://niepoprawni.pl/blog/271/lagry-nkwd-na-slasku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za linka. Każdy ślad się przyda, bowiem materiały są trochę rozproszone, aczkolwiek widać, że w sprawie NKWD w Polsce -od 1944 r. coś się ruszyło. Jak dla mnie najlepsze jaja to info, że "bywszą Polkę Łondę Wasilewską" oraz cały ten PKWN musiało ochraniać w Lublinie - aż 870 sowieckich spec-funcjonariuszy. "Polski rząd" jak się patrzy.

      Usuń
    2. "...cały ten PKWN musiało ochraniać w Lublinie - aż 870 sowieckich spec-funcjonariuszy."

      Gdy pojawiają się liczby proszę zawsze spojrzeć na "Siłę/Potęgę/Moc Znaku", tak jak to uczyniło Muzeum Żydowskie w Berlinie w roku 2004 i poświęciło temu tematowi wystawę zatytułowaną "10+5=Gott.Die Macht der Zeichen".
      https://www.jmberlin.de/105gott-die-macht-der-zeichen

      Co zamierzam przez to powiedzieć? Otóż owe osobliwe 870 spec-funcjonariuszy to też taki znak, cynk gematryczno-łotrowski. Gdy dodamy 8+7=15 czyli inicjatorzy 'krwawych jatek' z tamtych lat znali siłę, moc czy potęgę znaków. Kolejność 87 ma znak iście zejściowy a 78 byłby pozytywny dla uczestników.
      I tak chętnie w tamtych latach ferowany wyrok na lat 15 tiurmy również ma w tym kompleksie gematryczno-łotrowskim swój rodowód.
      Więc gdy pojawiają się liczby w kontekstach politycznych i krew jest w tle to proszę wpierw sprawdzić, czy suma po skrócie tzw teozoficznym nie daje liczby 15 co skraca się do liczby doskonałej 6.
      No i to wyborne bractwo Brim B. B. dało przykład, że coś jest na rzeczy bowiem 09.09.2007 to nie w kij dmuchał i jak właśnie spoglądam na powyższy link to i tu zadbano o trzy miejsca jest 105 a ja naiwny napisałbym 15 (105gott-die-macht-der-zeichen).

      Usuń
    3. Po prostu niesamowite. Dzięki za linki i te wszystkie ciekawostki z dziedziny "wiedzy tajemnej". Muszę to sobie w wolnych chwilach na spokojnie poczytać. Zawsze mi się wydawało, że Stalin i Hitler byli opętani demonicznie. Nie wiem, jak było z Leninem, ale nie da się wykluczyć. Generalnie cały ten komunizm i nazizm mieszczą się idealnie - w sataniźmie: ofiary z ludzi i bluźnierstwa we wszystkich obszarach życia. Rewolucje rozpoczęte rozwalaniem świątyń i mordowaniem kapłanów. Coś jest na rzeczy. A liczbę 870 sołdatów batalionu NKWD do ochrony PKWN to podał ktoś chyba z IPN. Jest to gdzieś w tych linkach pod notką.

      Usuń
    4. Szanowna Panthero, dziękuję za odpowiedź. Ma Pani ciągle coś nowego do sprawdzenia. Wrzuciłem tekst o okultystycznym tle liczby 87 ale nie zajrzałem wcześniej na hasło batalion i jak kształtuje się jego liczebność. Ciotka wiki.pl pisze "Batalion jednostka organizacyjna wojska, mniejsza od pułku – ok. 300-700 żołnierzy (czasem więcej niż 700).";
      wiki.ru "численность батальона на современном этапе колеблется в пределах от 400 до 800 человек" a wiki.de podaje największy rozrzut "von 300 bis 1200 Soldaten".
      Więc wniosek prosty 870 to nie jest pomyłka ale, jak wcześniej już pisałem, cynk łotrowski.
      No i jeszcze w haśle o IB to jest dopiero odlot magiczny co liczba to mam wrażenie, że to takie walnięcie kabalistyczną pałką. 30 tysięcy żołnierzy to już korpus, 18 to 3x6 a 26 to gematryczna wartość YHVH.

      "....do 30 tysięcy żołnierzy i rzucone do operacji „czekistowsko-wojskowych”... W połowie 1945 wspomagające NKWD oddziały IB liczyły 18 tysięcy członków oraz 26 tysięcy członków tzw. uzbrojonych grup współdziałania.

      https://pl.wikipedia.org/wiki/Istriebitielne_bataliony#IB_na_terenach_po.C5.82udniowo-wschodnich_okupowanej_Polski

      https://pl.wikipedia.org/wiki/Batalion

      Będę się starał dotrzeć do autora przyczynku na uwazamrze.pl ale to jest związane chyba z zameldowaniem na pejsbuku i jeszcze się wzdragam.

      Usuń
  12. Ciekawe, ze im bardziej sie przyblizamy do rzeczy najmniejszych wiara nabiera sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach wiara nabiera sensu. Niby zaczynamy wiedzieć bardzo dużo, ale przecież widać, że "złe" nadal jest czynne.

      Usuń
  13. Serdeczne dziekuje za swego rodzaju rozbudzenie. Piekna mysl, piekna formula... Niech Duch Swiety opieke trzyma nad Pantera wiecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa i dobre życzenia. Również życzę wszystkiego najlepszego. Szczęść Boże.
      PS. Każdy z nas ma jakieś małe i duże talenty i winien je wykorzystywać w dobrych sprawach, bo będzie rozliczony:)))

      Usuń
  14. Bez kropki poległa w walce z gmailem i prosiła o podesłanie jej komentarza po przeczytaniu m.in. Twojej notki.

    Dzięki za powiadomienie.
    Maleńka wrzutka na uboczu notki Panthera. Jak niby szukać tej prawdy. Byłam, no byłam w miejscowym archiwum „powiatowym” (czyt. państwowym, nie ma archiwów „powiatowych”, są państwowe w większych miastach i one przechowują materiały z różnych organizacji i instytucji, także powiatowych, mniej więcej zgodnie z przynależnością regionalną). No i w zasobie tegoż Archiwum Państwowego, w inwentarzu jak byk wymieniono akta jednego tam sądu wojskowego oraz coś tam bezpieczniackie. W inwentarzu (spisie zasobów archiwum) nie ma klauzuli, że tajne, akta te są udostępniane. No to se ich zażyczyłam. (Odtwarzam akurat historię rodzinną, takimi kartami się osoby z tego pokolenia nie chwaliły, zresztą owo niechwalebnie się działało także po drugiej stronie). Zażyczyłam se więc tych akt a tu lipa. Ni ma ich w archiwum. Jako istota prostoduszna i naiwna zaczęłam drążyć. No bo jak to ni ma, kiej som. Tj. w spisie som. Poszukali. Mówią, że poszły do IPN. Jak to „poszły”? Przeszły do zasobu IPN, czy zostały zwyczajnie wypożyczone (jest to wbrew pozorom duża różnica). Wypożyczone. No to ja nadal proszę o dostęp do tych akt. Skoro pozostają one w zasobie Archiwum Państwowego (czyt. są udostępniane na ogólnych zasadach), to mam do tego PRAWO. Oczywiście, rozumiem, że fizycznie dostanę ów dostęp dopiero po zbadaniu akt przez IPN, co ma prawo trwać nawet i kilka lat. Ale może w samym IPN mogę se te akta (należące do AP, nie do IPN) poczytać? No nie bardzo, bo są w IPN. A IPN akt nie udostępnia, nawet tych z klauzulą „jawne”. Czyli wychodzi na to, że co wejdzie do IPN, to się staje ekstratajne. Co zresztą też mi się nie podoba. Bo żeby dostać z IPN akta dziadko-stryka musiałabym dotrzeć do aktu zgonu jego syna (dla mnie nienamierzalny) oraz przedstawić zgody wszystkich potomków ok. 10-ciorga rodzeństwa tegoż dziadko-stryka. I jeszcze ich metryki, żeby pokazać IPN-owi kto jest kto. Czysty absurd. Mrożkizm.
    Ale co chcę powiedzieć o tych aktach. - Nie wiem, może to zwykłe „zabradziażenie”, ale mnie się nie podoba takie ukrywanie akt cichcem. Tj. niby one są, niby są dostępne, a tu taki IPN położył na nich łapę i bajbaj Kalifornio. Chyba łatwiej dostać się, bo ja wiem, do Sztabu Głównego, czy ABW niż do zasobu IPN.
    Nie wiem ile takich wałków zrobiono w innych miastach i województwach. Nie wiedziałabym o tym, gdybym nie była namolna oraz osobiście zainteresowana tymi konkretnymi aktami. Dosyć to perfidne – międzyarchiwalne wypożyczanie akt jest normalną procedurą, z tym, że w trakcie owego wypożyczenia nie zmienia się status akt, w tym ich formalna dostępność/stopień utajnienia. A tu, proszę, zrobiono taki IPN, który z normalnych jawnych akt kat. A zrobił de facto tajne i nie wiem jakiej kategorii. No bo co jeśli ktoś u nich zamyśli sobie zniszczyć to po wykorzystaniu? Zmienią kat. A na B? Wyjaśniam, że kat. A to akta przechowywane na wieki wieków amen, zaś B, to zasób, który po iluś tam latach można zniszczyć, jako bezużyteczny. Wiem, że w ostatnich zdaniach przesadzam, ale tyle już widziałam dziwnych rzeczy, że moja przesada i tak jest łagodna.
    Lata minęły i jakiś wnuczek wyrywa akta z archiwów i pilnuje, żeby się aby inna wnuczka nie dowiedziała czyj dziadek jej dziadko-strykowi robił nyziu?
    Jedyny dostęp do akt, na których położył łapę IPN mają te takie różne bajkopisarze (eufemizm), o których pisze lub wspomina PP (bajkopisarze, bo trudno i ich nazwać historykami). Po co jest ten cały IPN?! Przecież Archiwa Państwowe też opracowują swoje akta, tj. robią opracowania i publikacje na temat tego, „co w tych aktach jest/napisano”. Po kiego grzyba było dublować normalne, istniejące i działające Archiwa Państwowe? Tfu. Przychodzi taki Łuszczyna albo inszy Gros i ma dostęp. Przychodzi normalny człek i nie ma dostępu. PO trzykroć tfu.
    nadużycie link skomentuj
    bez kropki 13.02.2017 08:12:45


    I skrobnęłą jeszcze coś takiego:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info. Proszę pozdrowić Bez Kropki i podziękować. Mam jeszcze inny adres, na który może @Bez Kropki się zaloguje i podrzuci, co jeszcze ma. Na S24 nadal mam konto, więc można mi wysłać wiadomość a ja odpowiem.
      Pozdrowienia
      https://teofilgal.wordpress.com/

      Usuń
  15. I jeszcze raz w imieniu bez kropki, bo blogspot nie chciał zaakceptować z powodu zbytniej długości komentarza.

    Pewne rzeczy bym więc chętnie podsyłała Pantherze na priv, do wykorzystania dowolnego, jeśli oczywiście Panthera ma wolę podania mi swego maila (bo wcale nie musi takowej mieć i ja to rozumiem).

    OdpowiedzUsuń
  16. Wracając do treści wypowiedzi @Bez Kropki, to raczej jest reguła niż wyjątek. Oni tych akt nie oddadzą do wglądu dla Rodzin Ofiar i zwykłych obywateli. Ich filozofia myślenia jest prosta: ktoś będzie chciał się zemścić i dopadnie ich. Poza tym zasada "ziarnko do ziarnka" czyli zestawienie tych wszystkich akt i informacji w nich zawartych może dać zbyt dużą wiedzę o realiach Urzędów Bezpieczeństwa i procedur tzw. sądów plus - nazwiska. Tych nazwisk są tysiące. Dopóki jest tylko baza danych w IPN to są jedynie - nazwiska. A w aktach stoi jak byk : kto kogo bił i za co. Jakie kłamstwa pisali i jakie byki ortograficzne robili śledczy. No i najważniejsze: kto ich prowadził. Ogólnie się wie,że Berman ale przecież wiadomo, że każde województwo i powiat miały swoje władze. Do tego może wpaść w ręce jakaś instrukacja. A to byłaby "katastrofa". Nie jestem optymistą ale wszystko w rękach Boga.

    OdpowiedzUsuń