Internet grzeje się od dyskusji o „mowie nienawiści”. Dołączają kolejni „eksperci”: Krystyna Janda,
Tomasz Lis z Czuchnowskim stają do
szeregu z Aleksandrem Hallem i o. Ludwikiem Wiśniewskim.
Ale na początku byli: Leszek Balcerowicz z Jarosławem Kuźniarem w Onet Rano w dniu 14 stycznia 2019 r.
Ale na początku byli: Leszek Balcerowicz z Jarosławem Kuźniarem w Onet Rano w dniu 14 stycznia 2019 r.
Jeszcze żył śp. Paweł Adamowicz – ofiara nożownika z
zaburzeniami psychicznymi a tu słynny ekspert od marksizmu leninizmu czyli
najsłynniejszej „mowy miłości” w XIX i
XX w. ( co zrobić z burżujami?) z czasów Gierka i Jaruzelskiego czyli pan
profesor Balcerowicz pochyla się z
troską wraz z redaktorem Jarosławem Kuźniarem , byłą gwiazdą TVN24, nad stanem
„rozmaitego typu mediów” „na okoliczność mowy nienawiści”. A żeby tylko nad
stanem mediów.
Obaj panowie zaczęli
wyrażać troskę o „stan określonego typu ludzi” ,
Balcerowicz od 1:59 min: (urywki)„…Trzeba bardzo śledzić co się dzieje w rozmaitego typu mediach (…) ale
myślę, że jest jasne , gdzie są główne ośrodki emisji nienawiści, kłamstwa, nikczemności i
nienawiści. I trzeba patrzeć co tam się dzieje(…)
4:30 „…Można założyć,
że jak będziemy bezczynni i nie będzie się tego, w cudzysłowie, nagłaśniać i
piętnować to tego typu ludzie, którzy mają takie najrozmaitsze wewnętrzne
psychiczne napędy będą się rozzuchwalali , więc
trzeba na to reagować przez piętnowanie i w cudzysłowie nagłaśnianie(…) Oni nie powinni być anonimowi. No i
wreszcie trzeba pytać ludzi odpowiedzialnych za to , że w ich szeregach
znajdują się tego typu ludzie. Co oni na to. Oni są moralnie odpowiedzialni za
to, że w ich szeregach znajdują się tego typu ludzie…”
5:42 „…Głosiciele skrajnej nienawiści powinni być piętnowani…”
6:50 : w sprawie polityki wobec „uchodźców”: ”…Od
początku to była nikczemność. I to nikczemność, która była prezentowana jako
linia rządzącej partii, że oto każdy uchodźca to jest terrorysta. Albo przynosi
zarazki. Co pachniało hitlerowską
propagandą, więc jeden z wniosków
jest taki , żebyśmy z większym wstrętem
patrzyli na tego typu
nienawistne, kłamliwe , nikczemne komunikaty…”.
A kiedy wywiad miał się ku końcowi, redaktor Jarosław
Kuźniar zdołał przywołać jakieś dialogi
na Twitterze blogera Matki Kurki i posłanki Krystyny Pawłowicz na temat WOŚP i
Owsiaka. Że oto mamy przykład takich oto
„głosicieli”.
W oczekiwaniu na
wyjaśnienie, czy Orwell już zaczął rządzić w polskim Internecie i znalazły
praktyczne zastosowanie takie terminy jak: „myślozbrodnia” i „policja myśli”, wysłuchałam starego dowcipu
opowiedzianego przez samego Prezydenta USA śp. Ronalda Reagana, który
potrafił w czasie konferencji
prasowej odnieść się do zagadnienia
wolności słowa w niezwykle przystępny sposób.
Dowcip opublikowany
na kanale „Historia w 5 minut” w dniu 19 stycznia br. jest o trzech psach:
amerykańskim , polskim i rosyjskim. Wesoły Ronald opowiada, że te psy się
odwiedzają i że pies amerykański
opowiada psu polskiemu i rosyjskiemu, jak się mają psy w USA. I mówi on tak: "wiesz, musisz trochę
poszczekać, żeby dostać kawałek mięsa.”.
Na to polski pies: „a co to jest mięso?” A rosyjski pies: „a co to
znaczy – szczekać?” Wielki śmiech na
sali. Były to lata 80-te i mieliśmy system kartkowy.
Śp. Ronald Reagan nie dożył czasów, kiedy i w USA większość
psów już pyta „a co to znaczy szczekać”.
„Szczekanie” czyli swobodna wymiana myśli w przestrzeni
publicznej: w mediach, w miejscach pracy, na uniwersytetach – zlikwidowana
została wraz ze zwycięstwem lewicy w mediach i
wdrożeniem zasad „politycznej poprawności”.
To było jakieś 20-30 lat temu. Co to oznaczało dla życia społecznego i jakie
owoce wydało, można przeczytać w książce pani Tammy Bruce pt. The New Thought Police. Inside the Left’s
Assault on Free Speech and Free Minds” ( Nowa Policja Myśli. Wewnątrz
lewicowego ataku na wolne słowo i
wolność myślenia), wydanej jeszcze w roku 2001. Czyli 18 lat temu.
Pani Tammy Bruce jest bardzo wiarygodnym świadkiem tego, co
się wydarzyło w USA w czasie „walki z mową nienawiści, mową wykluczającą, mową
stygmatyzującą”.
W latach 1990-1996
była szefową kalifornijskiego
oddziału największej amerykańskiej organizacji feministycznej , lewicowej „National Organization for Women” ( Narodowa
Organizacja Kobiet) i nawet 2 lata w zarządzie krajowym tej organizacji. W dodatku jest lesbijką. Z pewnością nie można pomylić Tammy Bruce z katolickim
moherem. Ale niewiele jej to pomogło.
Padła ofiarą przekonania, że organizacja, w której zaszła na same szczyty –
naprawdę troszczy się o dobro WSZYSTKICH KOBIET i we wszystkich ich sprawach.
Okazało się, że nie. A wątpliwości Tammy Bruce, która była na swój sposób
idealistką i kocha Amerykę oraz jest z niej dumna – skazały ją na
wykluczenie z organizacji.
Organizacja została założona w 1966 r. przez
charyzmatyczną działaczkę Betty Friedan,
autorkę kultowej w kręgach feministycznych książki „The Feminine Mystique” z
1963 r. Przez całe lata pani Friedan, urodzona w 1921 r. jako Bettye Naomi
Goldstein przedstawiała się jako osoba
z klasy średniej, niezaangażowana w „kwestię kobiecą” aż do lat 60-tych
i walki o „prawa kobiet do wolnej aborcji”.
No ale w 2000 r. wydawnictwo University of
Massachusetts Press zaprezentowało książkę pana Daniela Horovitza pt. „Betty Friedan and The Making of „The Feminine Mystique”:
The American Left, the Cold War, and Modern Feminism ( Culture, Cold War and Feminisme)”
( Betty Friedan I kulisy “Feminine Mystique” : Lewica Amerykańska, Zimna Wojna
i Nowoczesny Feminizm), w której został opisany dotychczas nieznany okres z jej życia czyli lata 40-te I 50-te.
Okazało się, że
założycielka “drugiej fali feminizmu” w latach 40-tych i 50-tych XX w.
była zwyczajną stalinowską marksistką,
powiązaną z ludźmi z amerykańskimi komunistami. Włącznie z jakimś
komunistycznym fizykiem, pracującym w Berkeley nad projektem bomby atomowej.
Tego Tammy Bruce amerykańska „zwyczajna” feministka nie mogła wiedzieć w latach 90-tych XX w
Ale z czasem rozjaśniło się jej , kiedy została zaczęła się interesować przeszłością swoich
wielce szanownych starszych koleżanek i okazało się, że praktycznie wszystkie
wywodziły się z kręgów „wściekłej lewicy uniwersyteckiej” a niektóre miały w
młodości powiązania z partią komunistyczną.
Dzisiaj niektórzy z tego środowiska
noszą ksywę „neo-koni”. No ale.
Tammy Bruce opisała w swojej książce kulisy „zarządzania
feminizmem” w owej „amerykańskiej Lidze Kobiet” , podając pikantne szczegóły,
ale też przywołała termin „groupthink”
(myślenie grupowe, myślenie stadne), wywodzący się z książki Orwella „1984”.
Termin „groupthink”
oznacza zjawisko psychologiczne, polegające na tym, że grupa osób z
powodu konformizmu czy strachu ( ZSRR lata 30-te) dąży do unifikacji myślenia i
wnioskowania nawet kosztem
nieracjonalnych i złych decyzji. Osoby z takiej grupy unikają szczerej debaty na rzecz konformizmu i chcą wierzyć, że jeśli
wszyscy zgadzają się z czymś, to musi to być – prawda. Albo „ słuszna sprawa”.
Grupa taka dla uzyskania pewności swoich wyborów jest zdolna
uruchomić „procedurę wykluczenia” wobec
osób, które się nie zgadzają z większością .
Ale przede wszystkim
agresja skierowana jest przeciwko tym spoza grupy : przeciwko tzw.
„out-groups”.
Co w historii
światowego komunizmu widzimy jako – procesy moskiewskie lat 30-tych XX w. (
procedura wykluczenia i bezpośredniego nacisku) a przede wszystkim jako
eksterminację „klas niesłusznych” jak : burżuazja, ziemiaństwo czy bogaci
chłopi (kułacy)
My, zwykli
„prawicowi” internauci jesteśmy w tym sensie „out –group” – ci spoza
grupy. A profesor Balcerowicz i Krystyna Janda oraz pan Owsiak – są „grupą”,
którą łączy "myślenie stadne”, myślenie „grupy”. Grupy „pieszczochów epoki
komunizmu” i „beneficjentów przemian
III RP’.
Kto się nie załapał do „furmanki postępu” niech spada, a jak mruczy coś pod nosem, to się go
„zdyscyplinuje’. Albo i „skasuje”.
Słynna „ciężarówka ze żwirem” – kultowy pojazd III RP – czeka z zapuszczonym
silnikiem.
Naukowo da się
„dynamikę grupy” opisać i robi to Tammy Bruce w II rozdziale swojej książki
„Nowa Policja Myśli” na stronie 49.
Przywołuje ona pracę prof. Janisa z 1972 r. pt. „Victims of Groupthink:
A Psychological Study of Foreign Policy Decisions and Fiascoes” ( Ofiary grupowego myślenia: Studium
Psychologiczne Decyzji w Polityce
Zewnętrznej i Fiaska”.
Jest 8 symptomów „myślenia grupowego”, które charakteryzują
działania takiej grupy – skierowane przeciwko „tym spoza grupy”.
1.
Iluzja niezniszczalności ( niepodatności na
atak, iluzja bezkarności),
2.
Wiara w immanentną moralność swojej grupy,
3.
Zbiorowa racjonalizacja,
4.
Stereotypy na temat „tych spoza grupy” ,(kibole,
naziole, mohery)
5.
Autocenzura,
6.
Iluzja jednomyślności,
7.
Bezpośrednia presja na „dysydentów” z grupy,
8.
Samozwańczy
kontrolerzy umysłów (wewnątrz grupy). ( czyżby prof. Balcerowicz?)
Wszystko to już było: w partiach komunistycznych
przynajmniej do roku 1956, a w niektórych do dzisiaj (Korea Płn), w ruchach
typu „Front Ludowy” w okresie wojny domowej w Hiszpanii a po roku 1968 we
wszystkich organizacjach typu lewicowego. W III RP wystarczy popatrzeć i
posłuchać: feministki, pali kociarnia, partia „Razem”, Unia Wolności.
Jak grzecznie pisze profesor Janis i pani Tammy Bruce, „to
prowadzi do błędnych decyzji”. My
mamy świadectwa naszych przodków, którym
udało się przeżyć działania owych „grup
myślących jednakowo”: ZMP, PPR, PZPR, NKWD, Informacja Wojskowa, ORMO i
„uniwersytety” komunistyczne.
Wtedy te „błędne decyzje” to były – wyroki śmierci albo
i mordowanie „wrogów ustroju” zupełnie
bez wyroku. Potem można było
‘zrehabilitować”. Ile Ofiar Stalinizmu zostało „zrehabilitowanych” a ile jeszcze leży na Łączce.
W tym miejscu wypada przypomnieć Aleksandra Halla, który wykorzystał katolicki pogrzeb do wyrażenia swojego
„gorącego protestu” przeciwko „mowie nienawiści”.
Pan Aleksander Hall, który chce nas stawiać do moralnego
pionu i wmawia nam „mowę nienawiści” aby zamknąć usta wszystkim, którzy mają wątpliwości co do „ruchu Santo subito”
po finale WOŚP miał mentora (czym się
szczyci) w osobie samego Henryka Krzeczkowskiego, urodzonego jako
Herman
Gerner a znanego światu a to jako Henryk
Meysztowicz, a to jako Henryk Krzeczkowski.
Otóż ten Herman Gerner
ze Stanisławowa zdał maturę w 1939 r. a po
wejściu Armii Czerwonej „zniknął dokładnie” aby pojawić się w mundurze NKWD na
zdjęciu z roku 1942 a następnie w mundurze oficera Armii Berlinga w
Rembertowie, gdzie znajdował się obóz filtracyjny dla Żołnierzy AK, z których
wielu zmarło tam z głodu a wielu zostało wywiezionych na białe niedźwiedzie lub
zamordowanych na miejscu. Niektórzy, jak generał Fieldorf „Nil” zostali stamtąd
przeniesieni do kazamatów MBP.
No a tuż po wojnie jako „Henryk Meysztowicz” został ów
Herman ze Stanisławowa wysłany w eleganckim garniaku i jedwabnym szaliczku –
jako agent wywiadu II Oddziału Sztabu Generalnego WP – do Włoszech, aby
infiltrować środowisko Żołnierzy Armii
Andersa.
Ale coś mu nie wyszło i niedoszły „James Bond” został
rzucony na „odcinek tłumaczeń w literaturze” i „kształtowania umysłów młodych
mężczyzn” zainteresowanych w samym środku „epoki Gomułki i Gierka” –
„konserwatyzmem”.
No i pan Hall jest takim „produktem intelektualnym” owego
„Hermana w wielu mundurach”. Pan Hall
nie umiał rozpoznać agenta NKWD (nie ma „byłych agentów NKWD”) w pijaku bez
etatu a na stare lata chce się wykazać „czujnością” wykazując jak najbardziej
symptomy „myślenia grupowego” wg starego dobrego Orwella.
Jakby nie patrzeć, głównym „czarnym ludem” obecnej nagonki
jest internet i internauci, których ktoś zamierza zniechęcić do wyrażania opinii. To znaczy do wyrażania
opinii niezgodnych „z obowiązującą linią obozu oświeconych elit”.
Trzeba znowu odkurzyć starego dobrego Ezopa i jego bajki i
nauczyć się posługiwać różnymi „metaforami” albo nawet :peryfrazą, parabolą, żeby nie wspomnieć o
czymś takim jak „synekdocha”.
Dzisiaj internauci spełniają wszystkie kryteria , jakie w
latach 20-tych i 30-tych XX w. w ZSRR spełniali – kułacy. Podobnie jak „kułacy” mają mocno podejrzane
intencje, wielu jest „agentami Kremla” albo innymi „agentami”. A generalnie
nienawidzą tej wspaniałej rzeczywistości, jaką mamy wokół siebie i usiłują
zohydzić wspaniały świat i wspaniałych
ludzi, którzy ten świat stworzyli.
Kułacy nienawidzili komunizmu i „nie chcieli się dzielić”
żarciem, zbożem na siew, pierzynami, kożuchami. W dodatku uporczywie
przypominali : „to moje”: moja ziemia, moja praca, moje ziarno na siew.
Ale ówczesne „groupthink” było w stanie świadomości, że
„stoją na drodze postępu do zwycięstwa w światowej rewolucji” i kiedy wykazywali oznaki uporu, trzeba było
„ich wyeliminować”. Po latach nazwali to
„okres błędów i wypaczeń”. Klasyczna
sytuacja, gdy grupa się myli, ale za ten błąd mają zapłacić inni. I nikt nie
wystawi faktury za ten błąd. Przynajmniej na tym świecie.
Dzisiaj wnukowie i prawnukowie wyznawców koncepcji, że
„wszyscy ludzie są równi ale my z KPZR jesteśmy równiejsi” - tym samym nieznośnym tonem usiłują zastraszyć każdego, kto może być „konkurencyjnym
przewodnikiem stada”.
„Policja myśli” istniejąca od 1939 r. w różnych formach,
lekko przycichła w latach 90-tych w ogólnym zamieszaniu. Ale „ciągłość” została
zachowana i potomkowie stalinowców czyli stalinięta znowu zagrzewają do
działania: do donoszenia, prowokowania, skarżenia i szkalowania. Prym wiodą od lat zagraniczne i tutejsze
media, ale administracja państwowa i sądy też nie tkwią w bezczynności.
Ponieważ nagonka prasowa i telewizyjna znudziła się i opatrzyła, aktywiści ruchów „nowego wspaniałego świata bez
nacjonalistów i klerykałów” zaczynają „podchodzić pod drzwi”
kościołów i klasztorów i wdarli się do Internetu.
kościołów i klasztorów i wdarli się do Internetu.
A to zawiesza się jakieś „buciki”, a to obleje pomnik, a to
zgromadzi się kilkanaścioro agresywnych
antyklerykałów ze „starych ormowskich rodów” pod siedzibą „Tadeusza Rydzyka” w
Toruniu. Z odpowiednimi transparentami oczywiście. No i na ustach wszystkich „zatroskanych”
jest ten cały „internet” coraz bardziej demoniczny.
Na razie na czele peletonu czy też pogoni znajduje się o. Ludwik
Wiśniewski z tekstem: „…nie będziemy
dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w
internecie, w szkołach, w parlamencie, a także w Kościele…".
W Internecie? W parlamencie? I kto to jest „my”.
I zapowiada, że :’…człowiek
posługujący się językiem nienawiści, człowiek budujący swoją karierę na
kłamstwie, nie może pełnić wysokich funkcji w naszym kraju i będziemy odtąd
tego przestrzegać …”. Jasna sprawa. Tylko trzeba to wpisać do Konstytucji,
paru kodeksów i kilkuset ustaw.
Policja myśli przyjmuje różne formy i czasem obsadza się na drugim etacie: sędziego. Stary antyklerykał
Mikołejko już wie, „kto trzymał nóż” i u Lisa oznajmia, że to „partia rządząca”.
Nurowska w przerwach w dźganiu laleczki woo doo rekomenduje powołanie komisji śledczej do wyjaśnienia
śmierci Pawła Adamowicza. Bo nie wiadomo, kto jest „prawdziwym sprawcą”.
A w zaciszach „centrów decyzyjnych” marzyciele już planują następne kroki, żeby z jednej strony przekształcić polski Kościół Katolicki
w coś na kształt sowieckiej „żywej cerkwi” a z drugiej „ostatecznie rozwiązać problem narodowców”.
A oba te długofalowe cele można będzie zrealizować szybciej i
łatwiej, jeśli „zamilknie ten cały Internet”. Albo będzie śpiewał tylko na jedną nutę. Którą oni już grają.
Skoro więc internauci ze swoimi informacjami i opiniami stoją na drodze postępu, to znaleźli się w sytuacji
owych „kułaków”, którzy nienawistnie trzymali zboże na wiosenny siew w jakichś dziurach
pod podłogą.
Bo jak powiedział Józef Stalin ( cytat stronie 173 książki Tammy Bruce):’…Idee są
potężniejsze/skuteczniejsze niż karabiny. Nie pozwalamy aby nasi wrogowie posiadali karabiny,
dlaczego mielibyśmy pozwalać im na posiadanie
idei?...”.
A odpowiada mu późny anty-stalinista George Orwell : „… Partia nie interesuje się jawnym działaniem: to myśl jest
wszystkim, na czym nam zależy…”.
Ta myśl znalazła się na
stronie 35 „Nowej Policji Myśli” . Znękana
aktywistka feminizmu, która uwierzyła, że z tym feminizmem to naprawdę, opisuje historie zniszczonych karier, historie fałszywych oskarżeń i historie zamierzonych prowokacji. Komunikacja między ludźmi w USA zamiera. Relacje międzyludzkie się rwą.
Nawet dyskusje robocze w firmach nie koncentrują się na istocie problemu ale na
tym, aby uniknąć niezręcznej wypowiedzi i nie wylecieć za to z pracy.
Książkę Tammy Bruce dostałam
ładnych parę lat temu w prezencie od pewnego Amerykanina, który doznał szoku poznawczego, kiedy w polskiej firmie
kierownictwo zaczęło sobie przy deserze po rozmowach biznesowych i obiedzie opowiadać dowcipy o blondynkach.
I to takie bardzo lekkie z uwagi na obecność
pań.
Przemiły ten człowiek prawie szeptem zwierzył się, że u nich w firmie
kiedy w pokoju jest kobieta, to drzwi pozostają
otwarte.
Wtedy traktowaliśmy to lekko, wyśmiewając amerykańskie dziwactwa.
A teraz to nam będą formatować mózgi. I pierwsi internauci
poszli oglądać niebo w kratkę. Za „mowę nienawiści”.