czwartek, 11 kwietnia 2019

Jan Kobylański Maksymilian Schnepf czyli iberyści i opricznina III RP.


W dniu 27 marca 2019 r. zmarł w Montevideo  w Urugwaju  w wieku lat 95  Jan Kobylański , wybitny działacz polonijny, multimilioner i filantrop. Jego śmierć została uczczona  przez szczujnię III RP we właściwy dla niej sposób czyli powtórką oszczerstw i pomówień, których nie udało się udowodnić w sądach. 

Najłagodniejszym określeniem było „kontrowersyjny”.  Newsweek się nie krępował i dał tytuł : „Nie żyje Jan Kobylański- antysemita, działacz polonijny i sponsor Radia Maryja….”.   A w samym artykule było standardowo: „..Kobylański sam twierdził, że był więźniem obozów koncentracyjnych, odznaczonym Krzyżem Oświęcimskim. (…)Jak to możliwe, że tuż po wojnie Jan Kobylański dysponował sporym majątkiem? I czy to prawda, że wtedy – według jednej z wersji jego życiorysu – wpadł w tarapaty, bowiem oszukał swojego kontrahenta, dostarczając mu żelazo zamiast jakiegoś dużo cenniejszego metalu? Podobno był poszukiwany przez austriacką prokuraturę i nie mając wyboru w 1953 roku uciekł za granicę, do Paragwaju….”.

To takie odpryski z kampanii przeciwko  dobremu imieniu śp. Jana Kobylańskiego,  prowadzonej przez mocny  zespół w składzie: Ryszard Schnepf  wielokrotny ambasador III RP (a prywatnie syn Maksymiliana Schnepfa  w lipcu 1945 dowódcy pododdziału I Praskiego Pułku Piechoty , uczestniczącego wraz z 62 Dywizją Wojsk Wewnętrznych NKWD i Smiersz w Obławie Augustowskiej, w której  zostało aresztowanych ok. 7000 polskich mężczyzn,  kobiet, dzieci, z których co najmniej 592 nigdy nie zostało odnalezionych), Radosław Sikorski  wielokrotny minister III , Jarosława Gugałę byłego ambasadora III RP w Urugwaju i dziennikarza, Adama Michnika i jego wiernego Mikołaja Lizuta oraz zespołu dziennika Rzeczpospolita z  redaktorem Jerzym Morawskim i  niejaką Hanną Woysław „dziennikarką” .O Danielu Passencie  czy Władysławie Bartoszewskim nie trzeba wspominać.  Razem 18 „filarów III RP”.

Wedle starej mądrości „pokaż mi twoich wrogów a powiem ci, kim jesteś” widać, że śp. Jan Kobylański  to musiał być bardzo porządny gość.  I został uznany przez tutejsze stalinięta za potencjalnie bardzo niebezpiecznego dla ich interesów nad Wisłą.
Śp. Jan Kobylański  urodził się w dniu 21 lipca 1923 r. w Równem czyli ok. 30 km od Drohobycza, w którym w roku 1920 urodził się Maksymilian Schnepf , przyszły uczestnik Obławy Augustowskiej „ramię w ramię” z NKWD i Smiersz a w latach 1951 – 1954 szefa I Oddziału Zarządu II Sztabu Generalnego  WP. 

W lipcu 1945 r. śp. Jan Kobylański jako jeden z tysięcy byłych więźniów  niemieckich obozów koncentracyjnych, którym wedle słynnej „redaktor” Hanny Woysław Recman, „nie mógł być, bo ona to ustaliła w śledztwie dziennikarskim” , kierował się z Austrii na Włochy, gdzie stacjonowała  Armia Generała Andersa a Hrabianka Lanckorońska  z Prałatem Meysztowiczem organizowali i finansowali poprzez stypendia naukę młodych Polaków nie mających dokąd wrócić po wojnie.

Kiedy Maksymilian Schnepf  dostał się na szczyty stalinowskiego wywiadu wojskowego PRL śp. Jan Kobylański  ukończył  Wyższą Szkołę Handlową w Mediolanie  (1950 r.) i założył firmę eksportu metali z Włoch do Szwajcarii a następnie  rozpoczął pracę na giełdzie metali w Zurychu . Pracował do 1952 r.  Wtedy podjął decyzję o wyjeździe do Paragwaju.

Wśród wielu wrednych plotek na temat śp. Jana Kobylańskiego  najbardziej szalona jest o tym, jak to „przeszmuglował się do Paragwaju w ramach programu Odessa dla niemieckich nazistów”.  

Tymczasem Paragwaj   po wojnie  jeszcze za rządów POPRZEDNIKA  prezydenta Stroessnera przyjąć miał kilkanaście tysięcy „rodzin z Europy” w ramach specjalnego programu „dla specjalistów”. Tym prezydentem  był Frederico Chaves.

Warto zwrócić uwagę na to, że  władze Paragwaju  ustawą np. 18/52 z dnia 25 marca 1952 r.  powołały do życia Banco Central  del Paraguay czyli Bank Centralny Paragwaju , który miał wśród wielu zadań również zarządzanie  wybijania nowej monety – guarani i drukowania banknotów.  Waluta guarani była wtedy  zupełnie nowa w historii Paragwaju  bo zastąpiła peso w roku 1943. 

Pierwsze  monety guarani zostały wybite w roku 1944 a  na rok 1953 szykowało się drugie bicie monety guarani  już pod skrzydłami  nowego banku centralnego.

No i  w tych historycznych chwilach przyjechał  do Paragwaju  ze Szwajcarii  Jan Kobylański, , który pracował w Zurychu na giełdzie metali szlachetnych. 

Moneta centimo z roku 1953 ma nietypowy kształt , bowiem  brzegi  mają  kształt określany jako „muszelka”. Ciekawszy jest  obrazek na rewersie monet paragwajskich:  do złudzenia przypominają one rewers złotówki PRL z 1949 r.

Plotka głosi, że wielki sukces biznesowy  śp. Jana Kobylańskiego w Paragwaju  rozpoczął  się od uzyskania  monopolu na drukowanie znaczków pocztowych Paragwaju . W przetargu. Ponadto Jan Kobylański był doradcą ministra poczty Republiki Paragwaju.  Podobno był tez związany z mennicą.

Tak więc powtórzmy:  kiedy Jan Kobylański przybył do Paragwaju,  prezydentem państwa  był Frederico Chaves.

 Jego następca Alfredo Stroessner  rozpoczął swoje długie rządy w dniu 15 sierpnia 1954 r.  Jest to ciekawa postać, bowiem  ze strony matki jest on Indianinem Guarani.   Urodził się w miejscowości    Encarnación w departamencie Itapúa, gdzie od lat 30-tych XX w. zamieszkiwała bardzo silna  społeczność ukraińska z Wołynia ale również i polska.  W  tamtych latach do zniszczonego wojną domową Paragwaju wyjechało ok. 8000  obywateli  II RP, głównie Ukraińców.  Mają tam pomnik poety Tarasa Szewczenki, który odsłonił  „demoniczny” prezydent Stroessner w latach 70-tych.

Ale Polacy też zaznaczyli tam swoją obecność.

Najsłynniejszym  poetą  piszącym wiersze w języku guarani był Julio Correa Myzkowski, żyjący w latach 1890-1953. Posiadanie rodaka Polaka , piszącego wiersze w języku  matki urzędującego prezydenta z pewnością nie zaszkodziło  karierze śp. Jana Kobylańskiego.

Ale wydaje się, że sam śp. Jan Kobylański sam odcisnął swój ślad w kulturze Paragwaju.  Oto w  roku 1955 wydany zostaje znaczek poświęcony  350 rocznicy założenia  Misji San Ignacio Guazu  z portretami  beatyfikowanego Roque Gonzaleza i  San Ignacio a w roku 1956 r. wydany został na 400-lecie śmierci św. Ignacego Loyoli  znaczek za 50 centimos.   Poza tym widzimy na znaczkach wówczas wydawanych  rysunki  ruin misji jezuickich na terytorium Guarani.

W tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy to nie te „projezuickie treści” na znaczkach pocztowych Republiki Paragwaju naraziły prezydenta Stroessnera na „podejrzenie o współpracę z nazistami”.

 Prezydent Argentyny  Juan Peron , który rządził po raz pierwszy jako prezydent w okresie od czerwca 1946 r. do września 1955 r. takich problemów wizerunkowych nie ma, a to on jest  oskarżany o przyjęcie na terytorium Argentyny znacznej ilości niemieckich zbrodniarzy wojennych w ramach „programu ODESSA”. M.in. w 1946 r. przyjechał do Argentyny Adolf Eichmann.


Ale jak Juan Peron może mieć „problemy wizerunkowe”, skoro jego głównym doradcą ekonomicznym od roku 1954 r. był niejaki Jose Ber Gelbard ur. 1917 r. w Radomsku,   przywieziony do Argentyny przez rodziców w roku 1930, który mimo braku jakiegokolwiek formalnego wykształcenia ale za to z  komunistyczną przeszłością   w jaczejkach argentyńskich , wspiął się na szczyty władzy politycznej w Argentynie po wojnie  i jeszcze w 1973 r. negocjował powrót Juana Perona z wygnania w Hiszpanii.  Jose Ber Gelbard był oczywiście Żydem, głównym twórcą planów gospodarczych Perona   i człowiekiem, który złamał blokadę gospodarczą wobec Kuby komunistycznej i braci Castro oraz był gościem najwyższych władz ZSRR oraz PRL w latach 70-tych .    

No i nie przeszkadzało mu, że jego pracodawca Peron przyjął ładne parę tysięcy niemieckich zbrodniarzy wojennych  do Argentyny. Został ministrem bez teki w 1954 r. ale po obaleniu Perona musiał wiać do USA. Odkuł się po powrocie Perona w latach 70-tych i wtedy naprawdę dostał się do sejfu, o czym opowiada historia niejakiego Davida Greinera  Gitnachta, który   miał w wieku 35 lat zostać z niczego właścicielem 4 banków i zgromadził ponad 200 mln USD i miał kontakty z Montoneros. Źli ludzie mówili, że bez starego Gelbarda młody Greiner nie dorobiłby się tak błyskawicznie.  Były też oskarżenia o defraudacje i młody Greiver zginął w Meksyku w swoim samolocie a rodzina w Argentynie poszła siedzieć.
,
 Jak donoszą Internety,  w ramach projektu „Żydowskie Muzeum pod Otwartym Niebem” a właściwie projektu „Yiddele Memory” w Radomsku jedna z płyt na Placu 3 Maja poświęcona jest pamięci Józefa  Gelbarda „argentyńskiego ministra gospodarki”.   Czyli  Jose to nasza duma i chwała.

A śp. Jan Kobylański  miał za życia w III RP procesy o zniesławienie, odebranie  funkcji Konsula RP przez ministra  Bartoszewskiego a po śmierci wylew szamba w „mediach mętnego nurtu”. Za co? Chyba za to, że był. I komuś nie pasował.

Kiedy  Jan Kobylański    rozkręcał  biznesy filatelistyczne i inne w dalekim Paragwaju ,  w   PRL szef Zarządu  II Sztabu Generalnego WP  wydał pisemny rozkaz  operacyjny nr 1/54 dla „attache wojskowego,  morskiego i lotniczego płk. Sznepfa  Maksymiliana aby 23 kwietnia 1954 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych aby pod płaszczykiem legalnej rezydentury przy ambasadzie  PRL w Waszyngtonie  zajmować się sprawami  „innymi”. A konkretnie  wchodzi bezpośrednio pod skrzydła GRU ( w końcu był też żołnierzem Armii Czerwonej, podobno nawet pod Stalingradem) jako agent „Czapla”.

Minęły lata i  agent GRU „Czapla” wrócił na łono PRL aby  wieść spokojne życie  kierownika Studium  Wojskowego  na Uniwersytecie Warszawskim a gdzie jego synek  Ryszard  w 1974 r. zrobił magisterkę  na kierunku „Iberystyka”, po czym   w 1978 r. dostał etat zastępcy kierownika Katedry Iberystyki  a doktorat zrobił oczywiście w PAN.  A w stanie wojennym oczywiście jako „przeciwnik reżymu” znalazł się w USA , gdzie wykładał na Uniwersytecie Indiana.

W tym mniej więcej czasie  śp. Jan Kobylański  przeniósł się na Wyspy Kanaryjskie , gdzie w latach 1974 -1989 pełnił funkcję konsula Paragwaju w Hiszpanii a niezależnie od tego inwestował w  grunta  na wybrzeżu  Urugwaju w rejonie Punta del Este, co miało mu przynieść kolejne miliony, bo ceny działek w okolicy skoczyły  więcej niż kosmicznie.   Do Punta del Este przyjeżdżają teraz  i kupują  letnie siedziby tacy sławni jak  wnuczka Onassisa czy George Clooney a nawet  jakieś działki ma mieć sam Donald Trump.

W wolnych chwilach udzielał się w środowisku Polonii paragwajskiej, liczącej ok. 15-20 tysięcy osób oraz w bliskiej i znacznie większej Polonii argentyńskiej. Łożył wielkie kwoty na  Domy Polonii oraz na  wspieranie  imprez  kulturalnych i religijnych.  Już w roku 1957 był wiceprzewodniczącym  Związku Polaków w Paragwaju. Sfinansował budowę pomników Papieża św. Jana Pawła II  i postawienie w publicznym miejscu Krzyża Papieskiego. Była to rzecz bez precedensu, albowiem zarówno Paragwaj jak i Urugwaj, nie mówiąc o Argentynie , były i są rządzone przez antyklerykałów a dokładnie to przez masonerię. Albo lewaków.

 Apogeum    działalności społecznej  sp. Jana Kobylańskiego było  połączenie  organizacji Polaków żyjących na obczyźnie w krajach Ameryki Południowej  i Środkowej w jeden „klub organizacji polskich” czyli USOPAŁ.  

Pierwszy Zjazd  Polonii Ameryki Łacińskiej odbył się w dniach 11-16 listopada 1993 r.  W dniach 11-13 obrady toczyły się w Buenos Aires w Argentynie a w dniach 14-16 w Montevideo    w Urugwaju.  Patronat nad zjazdem objęli  prezydenci Argentyny  i Urugwaju.  Całość była wedle  pogłosek sfinansowana przez Jana Kobylańskiego. W szczególności „część urugwajska”, dokąd  „własną łódką”   przewiózł on polityków, dziennikarzy z III RP oraz działaczy polonijnych oraz nakarmił i napoił, licząc na konstruktywne pomysły.

Z tym było gorzej. Opisano to w Biuletynie „Wspólnota Polska”  z roku 1994 r. nr 1/24 na stronach 3-5.  Ze strony rządowej z Polski wzięli w Kongresie udział : osobisty przedstawiciel Prezydenta RP podsekretarz stanu  A. Zakrzewski, Marszałek Senatu Adam Struzik(PSL) , wicepremier Aleksander Łuczak (PSL),  podsekretarz stanu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Iwo Byczewski, poseł na Sejm  i Przewodniczący Komisji Łączności z Polonią i Polakami  Leszek Moczulski, Senator RP i przewodniczący Komisji ds. Emigracji Jan Sęk (PSL) . Potem było długo, długo nic i jakieś „panienki z ministerstw”. 

Natomiast nikogo z Ministerstwa Finansów czy Ministerstwa Gospodarki, czy jak to się wtedy nazywało. I żadnego przedstawiciela żadnej centrali handlu zagranicznego, które realnie prowadziły eksport, import i posiadały realną wiedzę o strumieniach towarowych oraz problemach transportowych w skali globalnej, ze szczególnym uwzględnieniem Ameryki Południowej.

A tymczasem Polonia Ameryki Łacińskiej miała wielkie oczekiwania na ożywienie współpracy gospodarczej między Polakami a „wolną Polską”.  Te różne „nieobecności z CHZ” winny być sygnałem ale prawdziwym zimnym prysznicem był poziom przygotowania (czy raczej jego brak) merytorycznego do dyskusji o możliwych obszarach współpracy gospodarczej tzw. delegacji rządowej.

W Kongresie wzięło udział ponad 100 delegatów Polonii z 34 organizacji polonijnych 8   krajów Ameryki Południowej., reprezentujących społeczność 2,5 mln polskich środowisk emigracyjnych i ich interesy w tych krajach i w Polsce.  Teoretycznie „kraj” winien  się bardzo cieszyć z takiej inicjatywy konsolidacji  Polaków na emigracji.

Kongres powołał kilka komisji tematycznych mieszanych: komisja prawna  (kwestie obywatelstwa , 
powoływania konsulów i konsulów honorowych ale już bez tematu reprywatyzacji), komisja gospodarczo-ekonomiczna (wysokie koszty transportu morskiego przez Hamburg, problemy celne, brak oferty eksportowej z Polski, brak promocji gospodarki etc), komisja duszpasterska, komisja oświaty i kultury, komisja ds. kombatantów i młodzieżowa.

Najlepiej charakteryzuje  stosunek władz III RP do współpracy z Polonią przebieg obrad komisji gospodarczo-ekonomicznej. Na wszystkie konkretne pytania i zarzuty polskich przedsiębiorców emigracyjnych przedstawicielki jakiegoś ministerstwa nieodmiennie odpowiadały, że „.. w tej chwili to akurat nie wiedzą, ale jak wrócą, to zapytają w ministerstwie „.

Tak więc widać wyraźnie, że Kongres Polonii Ameryki Łacińskiej był ze strony „władz w Warszawie” działaniem pozornym i nic w relacjach III RP z Polakami na Emigracji nie miało się zmienić.  Bo tak naprawdę „duże biznesy” kręciły się pełną parą, tyle, że poza Polonią Amerykańską.
 
A konkretnie kręciły je centralne handlu zagranicznego z wybranymi za komunizmu firmami Wg jakiego klucza były wybierane te firmy, można było się domyślać.

  W efekcie wielkie plany zapisane we wnioskach komisji gospodarczo ekonomicznej o potrzebie „zwiększenia  misji gospodarczych”  pozostały na papierze, bowiem prawdziwy biznes miał się kręcić poza środowiskami Polonii, o czym kto jak kto, ale politycy PSL wiedzieli najlepiej.  Centrala Handlu Zagranicznego Animex i parę innych ( Impexmetal, Ciech) miały szacowane na wiele milionów USD   kontakty gospodarcze z firmą niejakiego pana Arthura Goldlusta z Sao Paulo  już od lat 70-tych. Do tego stopnia, że ambasady PRL i III RP miały ambasadora tylko czasem, bo świetnie zastępował go wobec władz Brazylii pan Arthur Goldlust a ostatnio jego syn Alan Goldlust. No ale.

Tak więc  śp. Jan Kobylański zapraszając  polityków III RP oraz dziennikarzy i profesorów’  liczył, że  Kongres Polonii będzie jakimś „otwarciem zamkniętych bram” i nawet sam założył z Mennicą Polską jakąś spółkę.

Już w 1991 r. licząc na to  „otwarcie zamkniętych bram” przyjął chlebem i solą . „pierwszego ambasadora wolnej Polski” niejakiego Ryszarda Schnepfa w Montevideo, wraz z jego żoną (pierwszą) Ewą. Ryszard Schnepf miał pozostać ambasadorem III RP w Urugwaju do roku 1996 r. a w  tym czasie jego żona Ewa była podobno goszczona  przez obrzydliwie bogatego Jana Kobylańskiego wielokrotnie.

Jak wynika z listu Jana Kobylańskiego z dnia  3.08.2011   do jego adwokata Andrzeja Lew-Mirskiego , pierwsza żona Ewa Schnepf  „była w wielkiej potrzebie”, bowiem małżonek ambasador  już chyba myślał o „zakończeniu związku” i Jan Kobylański dzięki swoim znajomościom  załatwił jej pracę w Mennicy Polskiej SA, gdzie pracowała jako rzecznik prasowy.

Z małżeństwa z Ewą Schnepf ambasador Ryszard ma bardzo zdolną córkę, panią   Zuzannę Schnepf Kołacz, która nie tylko jest „pracownicą działu naukowego Muzeum Polin” i zajmuje się tam „sprawami zabytkowych kamienic” (kamienica na Waliców) ale także była w 2012 (lub jest nadal) wicekonsulem RP we Włoszech, gdzie odbierała  8 listopada 2012 .r w imieniu Poczty Polskiej nagrodę San Gabriele  za jakiś szczególnie udany  znaczek   o tematyce religijnej.

A w roku 2012 od września tatko Ryszard Schnepf  był już ambasadorem RP w USA i siedział w Waszyngtonie, gdzie jego tatko jako „Czapla z okolic GRU” urzędował od 1954 r.

Jaki ten świat mały i jaka „konsekwentna ciągłość w dyplomacji”.  Pani Zuzanna Schnepf Kołacz jest szczęśliwą matką synka Maksymiliana , więc następne „pokolenie dyplomatów” już czeka na swoją  kolej.

Nie ma śladów na to, aby śp. Jan Kobylański  reprezentujący zjednoczoną emigrację polską w Ameryce Łacińskiej miał szansę współpracy dla dobra Polski z ambasadorami takimi jak Schnepf czy Andrzej Jedynak lub Januszem Balewski m w Argentynie.

Jeśli robił coś konkretnego, to robił to sam lub w gronie miejscowej emigracji polskiej. I były to rzeczy konkretne i bardzo znaczące dla promocji Polski w tych krajach.

I tak w 1996 r. doprowadził do ustanowienia w Argentynie dnia 8 czerwca jako Dnia Osadnika Polskiego w Argentynie. W roku 1998 ufundował w Montevideo pomnik Papieża Jana  Pawła II oraz podarował kościołowi w Urugwaju dzwon z brązu, który został nazwany „Jan Paweł II”.

W Punta del Este, gdzie mieszkał, i dokąd zjeżdżało się coraz więcej najbardziej luksusowych turystów świata  wystarał się w imieniu USOPAŁ o nazwanie jednego z placów imieniem Rzeczypospolitej Polskiej (Plaza de la Republica de Polonia) a także podarował (podobno wspólny dar od Ministerstwa Kultury i Sztuki) duży pomnik Fryderyka Chopina . Na odsłonięciu pomnika obecny był korpus dyplomatyczny Urugwaju, Niemiec, Szwajcarii, Grecji i Polski.
 
W Argentynie od lat sponsorował 4 organizacje polonijne i wydawał własną gazetę.
 
W roku 1989 r. Minister Spraw Zagranicznych Krzysztof Skubiszewski  mianował śp. Jana Kobylańskiego Konsulem Honorowym RP w Argentynie a następnie w Urugwaju.

A o czym się pisze mało a co wzbudza wielkie emocje w okolicach gazowni, podjął ścisłą współpracę  z Dyrektorem Fundacji Lux Veritatis znanym w świecie jako „Ojciec Dyrektor”.   

Ponadto wspierał finansowo szereg szkół w Polsce a przede wszystkim Liceum Polonijne w Warszawie dla Polaków ze Wschodu. I, o zgrozo, miał go odwiedzać też śp. Andrzej Lepper .

A inne potworne plotki głoszą, że USOPAŁ miał rozważać powołanie do życia „banku światowego dla Polaków” a sam Jan Kobylański wyasygnował 130 tysięcy USD na Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. A może nawet jakieś miliony.  

W takich okolicznościach przyrody na „adekwatną reakcję” nie należało długo czekać.  Co prawda w 1997 r. został odznaczony przez Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Komandorskim  z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi w działalności polonijnej”.

Ale już  w dniu 9 lutego 2001 r. ambasador RP w Austrii Irena Ewa Lipowicz wysłała  do MSZ tajną depeszę, która jest tajna do dzisiaj, ale za to została „jawnie streszczona” i miało z niej wynikać, że wielce szanowna ambasador Lipowicz odbyła rozmowę z jeszcze bardziej szanownym Szymonem Wiesenthalem , w trakcie której miał jej ujawnić rewelacje takie, że istnieje jakaś „teczka Kobylańskiego” , w której są jakoby kwity dokumentujące kolaborację Kobylańskiego z SS na terenie któregoś z obozów koncentracyjnych , w tym  „że możliwe jest iż istnieje tatuaż z grupą krwi”.

W każdym razie „depesza dyplomatyczna była tajna” i w dniu 14 listopada  2002 r. bez przeszkód  ówczesny Marszałek Senatu Longin Pastusiak powołał śp. Jana Kobylańskiego do Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy Marszałku Senatu. A pierwsze posiedzenie Rady Konsultacyjnej odbyło się 16 grudnia 2002 r.

Problem z przesławnym Szymonem Wiesenthalem w owym czasie był taki, że wiarygodność różnych jego „ustaleń” a zwłaszcza różnych detali z życiorysu miała spadać po roku 2000 jak akcje na giełdzie w Nowym Jorku w  „czarny wtorek” 1929 r.  

W podrozdziale „Autobiographical inconsistencies” pod hasłem wiki „Simon Wiesenthal”  znajdują się powszechnie już znane m.in. dzięki  słynnemu izraelskiemu autorowi książki „Siódmy milion” Tomowi Segev ,  szefowi Mossadu  Isserowi Harelowi czy brytyjskiemu historykowi  i pisarzowi Guyowi Waltersowi   dość fundamentalne  nieścisłości autobiografii „wielkiego łowcy nazistów”.

Z „drobniejszych” rzeczy wyszło na jaw, iż w swoich biografiach Simon Wiesenthal wymieniał 11 obozów koncentracyjnych, w których miał być więziony ale potwierdzenie jest tylko na pięć.
Guy Walters przyczepił się do tego, że Simon Wiesenthal, mimo iż miał jakoby studiować architekturę/budownictwo na Czeskim Technicznym UnIwersytecie w Pradze Czeskiej w latach 1928-1932 i robić (wg niektórych wersji) studia podyplomowe na Politechnice Lwowskiej  i jako architekt/inżynier budownictwa prowadzić firmę budowlaną we Lwowie, to nie ma go w oficjalnym   „Katalogu Architektów i Budowniczych” dla okresu, na który się powołuje.
Szef Mossadu w latach 1952-1963 Isser Harel odpowiedzialny za operację złapania Adolfa Eichmanna w Argentynie  publicznie oświadczył, iż Szymon Wiesenthal nie miał nic wspólnego z namierzeniem i złapaniem Adolfa Eichmanna.  A podobno nieścisłości jest znacznie więcej.  

Ale skąd przyszła pani Rzecznik Praw Obywatelskich Irena Lipowicz miała wiedzieć w 2000 r. , że całe pazlotko zejdzie z pomnika „łowcy nazistów”  tuż po jego śmierci,

Na razie montowana  była nagonka na Jana Kobylańskiego, w której udział wzięło, poza Ryszardem Schnepfem i Gugałą – ambasadorami w Montevideo  16 lub 17 dziennikarzy, w tym Daniel Passent, Adam Michnik i jako  „dziennikarz śledczy anderkawer” Mikołaj Lizut vel „Stanisław Andrzejewski student” oraz „dziennikarka z Argentyny” niejaka Hanna Woysław, która pisała o Janie Kobylańskim już w latach 90-tych jako „dziennikarka, która mieszkała 25 lat w Argentynie i przyglądała się Kobylańskiemu”.

Osławiona „tajna depesza dyplomatyczna” z lutego 2001 r. od ambasadorki Lipowicz mogła być wysłana albo i nie ale wystarczy, że było na coś takiego zamówienie, albowiem od czerwca 2000 r. miłościwie panującym Ministrem Spraw Zagranicznych był Władysław Bartoszewski słynny „więzień Oświęcimia”, który zaraz po objęciu stanowiska  - odwołał Jana Kobylańskiego ze stanowiska Konsula Honorowego Urugwaju. Podobno po błaganiach ambasadora RP w Urugwaju 1999-2003 Jarosława Gugały.
 
Więc Irena Lipowicz miała „rzucić najcięższy argument” czyli ową „tajną depeszę z Wiednia” z rewelacjami wiarygodnego Wiesenthala.
 
Ale żeby sprawa była pewna nadredaktor wysłał na antypody  „studenta Stanisława Andrzejewskiego zbierającego materiały do magisterki”, który łaził po ludziach i  usiłował zbierać kompromaty na Jana Kobylańskiego jako „młody niewinny student”. W tej roli zdołał nawet przeprowadzić podobno rozmowę z samym Janem Kobylańskim, człowiekiem  zbyt ufnym.  Co ja mówię, „zbyt ufnym”. Kola Lizut miał rozpowiadać po powrocie z misji życia, że „ludzie Kobylańskiego chcieli go osaczyć, ujawnić…” .Ii dalej nie wiadomo co.

Jak komentuje ten rozdział  klasycznej dintojry antypolskiej w wykonaniu staliniąt  Jan Fijor w Najwyższym Czasie z 1 lipca 2004 r., „…Autor demaskatorskiego reportażu o Kobylańskim uważa, że jego szlachetny cel (napiętnowanie podejrzanego sponsora Radia Maryja) uświęca stosowane środki, gdyż swoim rozmówcom przedstawia się z fałszywego imienia i nazwiska (student piszący pracę o Polonii, Stanisław Andrzejewski) , zatajając prawdziwy charakter w jakim przed nimi występuje. W krajach poważnych za coś takiego płaci się wysokie kary. Telewizja ABC, przykładowo, zapłaciła 5 mln dol. za to, że jej reporter w celu dotarcia na miejsce przestępstwa (i to przestępstwa, które było ewidentne) użył fałszywych danych. No, ale Polska widać nie jest jeszcze tak poważnym krajem. Dlatego autor nie widzi nic złego w publicznym przyznaniu się do przebrania. Ot, lisek chytrusek!...”.

Lizut grasował w Urugwaju i  Argentynie w 2004 r. i popełnił artykuł  „demaskatorski” w 2004 r. a były ambasador RP w Urugwaju Jarosław Gugała w marcu 2005 r. udzielił obszernego wywiadu w Radio Z Monice Olejnik, w którym  powtarza (żeby się utrwaliło) te same oskarżenia co wszyscy: Jan Kobylański to : antysemita, kolaborant, człowiek krwawego Stroessnera no i generalnie „człowiek bardzo szkodliwy”.

Jan Kobylański pozwał Lizuta , Hannę Woysław i 16 osób „z najlepszego towarzystwa” w tym Schnepfa, Gugałę, Passenta, Michnika za oszczerstwa w roku  2005. Proces rozpoczął się w Warszawie praktycznie błyskawicznie bo w roku 2008.

Najciekawsze rzeczy wyszły  na przesłuchaniu Hanny Woysław, która jako jedyna obok Lizuta miała dotrzeć do „twardych dowodów przeciwko Kobylańskiemu” m.in. w sprawie rzekomego NIE bycia więźniem obozów koncentracyjnych i zeznawała na ten temat przed sądem   w lipcu 2011 r.

Oto zapis przebiegu  rozprawy w części dotyczącej zeznań Hanny Woysław  zanotowany przez Helsińską Funfdację Praw Człowieka: ’…Jak zeznawała Hanna Woysław, przez 25 lat mieszkała w Argentynie i od początku obserwowała działania J. Kobylańskiego w Polonii Amerykańskiej od początku – od kiedy pojawił się w niej, jej zdaniem niespodziewanie, w latach 80 XX w. Jak dodała, obserwowała je aż do swojego wyjazdu z Argentyny. Zgodnie z jej relacją, J. Kobylański pojawił się w momencie kryzysu południowoamerykańskiej Polonii, gdy zmarł jej poprzedni prezes. JK miał wtedy zaoferować swoją pomoc finansową w zamian za wybranie go na prezesa.
W swoich zeznaniach odnosiła się do obozowej przeszłości J. Kobylańskiego. Jak mówiła, miała otrzymać informację od osoby, której nazwiska nie mogła ujawnić (ze względu na odrębne postępowanie z oskarżenia prywatnego, które toczy się przeciwko niej) o tym, że wszelkie informacje o przeszłości J. Kobylańskiego w obozie koncentracyjnym są nieprawdziwe, ze względu na wspomnianą toczącą się sprawę nie mogła ona również podać informacji dotyczących uzasadnienia tej opinii (…).Jak dodawała, Mikołaj Lizut pisząc artykuł o Janie Kobylańskim opierał się na jej DOMNIEMANIACH, wspominała również o swoim artykule napisanym pod pseudonimem….”.

Proces o zniesławienie Jana Kobylańskiego był prowadzony przez słynne z bezstronności i uczciwości sądy III RP „na przedawnienie”, bo było widać, że oskarżeni nie mają nic na swoją obronę.
W nagonce udział wzięło dwóch Ministrów Spraw Zagranicznych : Bartoszewski i Sikorski  oraz troje ambasadorów i kilkanaścioro tzw. dziennikarzy.

Radosław Sikorski został powołany na Ministra Spraw Zagranicznych   16 listopada 2007 r.  i również w 2007 r. wyszła książka Łukasza Warzechy pt. „Strefa Zdekomunizowana. Wywiad rzeka z Radkiem Sikorskim”, w której ów „lew Afganistanu”  i „dziedzic Chobielina” na stronie 128 zeznał o Janie Kobylańskim co następuje:”… „…Szkoda, że Geremek nie stosował tego atutu częściej. Jest on charakterologicznie przeciwieństwem Jarosława Kaczyńskiego –nie lubi konfrontacji. I pewnie dlatego nie uwzględnił mojego wniosku o odwołanie z funkcji konsula honorowego niejakiego Jana Kobylańskiego, samozwańczego przywódcy  Polonii latynoamerykańskiej, antysemity i typa spod ciemnej gwiazdy. Dopiero Bartoszewski miał dość  jaj, aby mój ponowny wniosek zaakceptować.
 Tymczasem IPN rozważa postawienie Kobylańskiemu zarzutu o szmalcownictwo w czasie wojny, co nie przeszkadza mu wywierać wpływu na obsady  ambasadorskie i konsularne, i to nie tylko w Ameryce Łacińskiej. …”.
Po latach okazało się, że "tak sobie gadał Kieres" a IPN nie ma dowodów na szmalcownictwo i kolaborację. 

Czyli  to Sikorski, mąż swojej żony dawał po latach alibi Bartoszewskiemu w sprawie niszczenia pozycji śp. Jana Kobylańskiego.

I to Sikorski w roku 2008 zlikwidował ambasadę RP w Montevideo, żeby Kobylański musiał płynąć łódką do Buenos Aires, jak będzie miał sprawę do III RP.

Akurat w okresie 2007-2008 Ryszard Schnepf był „w pobliżu Sikorskiego” bo piastował stanowisko Podsekretarza Stanu w MSZ.

Ale w tym czasie Jan Kobylański już nie miał nic  „do III RP” poza oczywiście dwiema sprawami sądowymi , bo doszła sprawa przeciwko Radosławowi Sikorskiemu o zniesławienie.
W tym czasie Sikorski miał tworzyć tzw. czarną listę działaczy polonijnych, którzy ośmielili się utrzymywać kontakty z Janem Kobylańskim. A nie wszyscy mogli sobie pozwolić na odwagę, bo podobno liczyli na jakieś emerytury w Polsce.

Śp. Jan Kobylański nie mógł być zniszczony przez tę ferajnę, bowiem tak naprawdę był cały czas poza ich zasięgiem. Był bardzo dobrze ożeniony z córką jednego z prezydentów Panamy, którą poznał, kiedy ta była konsulem w Montevideo i zgromadził dla potomków 300 mln USD w bajkowym dla milionerów kraju. Żył sobie jak król w Punta del Este, gdzie w dobrych czasach kupił ładne parę hektarów  przy jednej z najpiękniejszych plaż na świecie. Na emeryturze próbował spełnić swoje marzenie o budowie wolnej Polski.

I nadział się na dobrze przechowane w III RP pozostałości GRU i „chłopaków ze WSI”. Żeby tylko „przechowane”. Nadal w pełni sił i bezczelne.

I słabą pociechą jest to, że TVP Info podało 30 czerwca 2017 r. , że Ryszard Schnepf został namierzony , że pobrał „na niepracującą żonę”  448 tysięcy zł kiedy był ambasadorem RP w Hiszpanii . Dodatek był pobierany na żonę numer 2 panią Dorotę Wysocką – Schnepf , która miała być „bezrobotna” a tymczasem pracowała w TVP.  Schnepf napisał podobno, że „sobie nie przypomina”. Zapewne tak samo, jak jego tatko o  Obławie Augustowskiej i o tym, czy to on należał do tych, co wiązali AK-wcom ręce drutem kolczastym i wpuszczali ich do dołów z wodą, czy jednak robili to jednak „koledzy ze Smiersza”.  
 
 Nie będzie tablicy ani pomnika Jana Kobylańskiego. Jest płyta dla Jose Gelbarda.  Ofiary Obławy Augustowskiej nie mają grobów i los ich jest nieznany. A Makcsymilian Schnepf leży na Powązkach.

A o  śp, Janie Kobylańskim III RP z ulgą zapomni jak o duchu Banka.Tak jak o Ofiarach Obławy Augustowskiej.



https://www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/nie-zyje-jan-kobylanski-antysemita-dzialacz-polonijny-i-sponsor-radia-maryja/th1ctn7
https://pl.wikipedia.org/wiki/Maksymilian_Sznepf
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ob%C5%82awa_augustowska
https://en.m.wikipedia.org/wiki/Paraguayan_guaraní
ttps://docplayer.pl/2437775-Strefa-zdekomunizowana-wywiad-rzeka-z-radkiem-sikorskim-copyright-2007-by-radek-sikorski-and-by-ukasz-warzecha.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Jos%C3%A9_Ber_Gelbard
http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/45809,radomsko-dom--w-ktorym-urodzil-sie-argentynski-minister.html
https://magazyneuropejski.typepad.com/blog/2011/08/jan-kobyla%C5%84ski-z-uruwaju-do-swojego-adwokata-andrzeja-lew-mirskiego.html
https://www.rdc.pl/tag/zuzanna-schnepf-kolacz/
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,24594545,jan-kobylanski-nie-zyje-kontrowersyjny-to-jakby-nic-o-nim.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz