poniedziałek, 26 czerwca 2017

Arno Widmann, Auschwitz, adiutant Hitlera, Trzej Królowie i AIDS z DDR.







Kilka dni temu wstrząsnęła nami lekko informacja, iż niemiecki felietonista  Arno Widman w artykule pt. „Rechte Geschichtsverdrehung in Auschwitz” we Frankfurter Rundschau w bardzo specyficzny sposób skomentował słowa Premier Beaty Szydło w KL Auschwitz, które odwiedziła w 77 rocznicę pierwszego Transportu Polaków z Tarnowa do KL Auschwitz, od  czego zaczęło się faktyczne funkcjonowanie tego niemieckiego obozu koncentracyjnego.
W swoim przemówieniu Pani Beata Szydło powiedziała m.in.  co następuje: „…Auschwitz to w dzisiejszych niespokojnych czasach wielka lekcja tego, że trzeba czynić wszystko, aby uchronić bezpieczeństwo i  życie swoich obywateli…”.

A pan Arno podrzucił niemieckim czytelnikom „co Beata Szydło miała na myśli” i jakie podstępne były jej zamiary. Oto podobno celem przemówienia Beaty Szydło premiera RP miało być: „…przedstawienie Zagłady Żydów jako czysto niemieckiego dzieła. Polska miała nie mieć z Mordem Narodu nic do czynienia. Nie było też wyjaśnienia polskiej kolaboracji z Niemcami…”.  
Komentarz jaki jest, każdy widzi. Nie każdy natomiast wie, kim jest pan Arno Widmann i jakie są jego zawodowe dokonania i z czym musi się mierzyć niemiecka narracja historyczna w ostatnich czasach. 

On standardowo nie ma ojca i matki, a więc w świetle tego ataku zachodzi podejrzenie, że może być on  np. synem/kuzynem samego Alfreda Widmanna , słynnego wynalazcy technik masowego mordowania  osób niepełnosprawnych w ramach operacji eutanazji  III Rzeszy niemieckiej pod kryptonimem T4. „Kuzyn Albert” w laboratoriach SS, w lasach i bunkrach Mohylewa i szpitalach podbitej Polski – dokonał tysięcy morderczych eksperymentów, ale po wojnie odsiedział parę lat i żył spokojnie do roku 1986. Ale dowodów na kuzynostwo nie mamy, więc tylko zwracamy uwagę, że w Niemczech można mieć i takich kuzynów.

Wracając  do trudu dziennikarskiego redaktora Arno Widmanna, on  już w tytule felietonu dokonał subtelnej manipulacji. Tytuł  felietonu brzmi: „Prawicowe  przekręcenie w Auschwitz”. Tymczasem premier Szydło nie przemawiała w „Auschwitz” tylko w  „das  Konzentrationslager Auschwitz”. W Polsce nie ma „Auschwitz” tylko „Oświęcim” a pani premier Szydło nie przemawiała w Oświęcimiu tylko w Niemieckim Nazistowskim Obozie Koncentracyjnym Auschwitz. Propagandziści niemieccy pracują jak mrówki. Ale czasem potkną się o własne nogi.
  Pan Arno Widmann w 1979 r.  w wieku lat 33 zakładał z kolegami w Berlinie Zachodnim dziennik Tageszeitung, lewicowy raczej i szykował się na wielką karierę dziennikarską w skali krajowej.  Ale coś się wydarzyło i pod koniec lat 80-tych został „pełniącym obowiązki głównego redaktora niemieckiego Vogue” czyli cegły modowej dla Niemek, które i tak masowo kupowały Burdę i same sobie szyły te swoje podomki.
W tzw. międzyczasie  dał sobie wcisnąć „rewelację naukową” spreparowaną przez KGB i dostarczoną do Berlina Zachodniego z NRD via naukowiec „z Berlina Wschodniego”  i pisarz enerdowski.  Była to sprawa bardzo głośna i odbiła się szerokim echem w świecie, bo zamieszane w nią były rządy USA i ZSRR.  I wszyscy się trochę pośmiali, poza panem Arno Widmannem oczywiście.
Otóż w 1986 r. enerdowski emerytowany uczony, urodzony w 1911 r. w Sankt Petersburgu Rosja w rodzinie żydowskiego kupca z Kowna – dr Jakob Segal , zasadniczo niemiecki specjalista w dziedzinie biologii  a w czasie wojny „bojownik francuskiego Resistance” (prywatnie wraz małżonką od chwili anektowania Litwy w 1940 r. przez ZSRR r. obywatel radzieckie ), po wojnie w NRD prowadzący na Uniwersytecie Humboldta badania naukowe w zakresie biologii  – opublikował do spółki z innym podobnym naukowcem enerdowskim z Uniwersytetu Humboldta – Ronaldem Dehmlow oraz swoją małżonką Lily) opracowanie liczące 47 stron pod tytułem:„ AIDS—Its Nature and Origin” (AIDS – jego natura i pochodzenie”).  W opracowaniu tym dowodzi, iż wirus AIDS został „wyprodukowany” przez armię USA w ramach eksperymentów genetycznych w Fort Detrick i był testowany na więźniach –gejach.
Zrobił się wokół tego duży szum, ponieważ STASI i KGB postarało się aby ten materiał został rozpowszechniony na Konferencji Państw Niezaangażowanych w Harare Zimbabwe we wrześniu 1986 r. , gdzie na początek zapoznało się z nim 25 delegacji afrykańskich.  A potem to już-  poooszło.
Najbardziej oburzony i wstrząśnięty był Związek Radziecki, który publikował te wieści wielokrotnie w różnych mediach. Ale oczywiście  media innych państw też się bardzo przejęły wynikami badań „francuskich uczonych Segal”.  W roku 1987 około 80 gazet w ponad 30 językach podawało te rewelacje a lewicowa niemiecka gazeta Tageszeitung też chciała mieć coś „z pierwszej ręki”.
 To umożliwił enerdowski pisarz i autorytet moralny Stefan Heym, który urodził się jako Helmut Fliegel (albo Flieg, pewności nie ma) w 1913 r. w Chemnitz, późniejszym Karl-Marx-Stadt w Saksonii zasadniczo jako  antyfaszysta i w 1933 r. wyemigrował po maturze do Czechosłowacji.  A w 1935 r. otrzymał z USA  z młodzieżowej żydowskiej organizacji stypendium i pojechał tam aby studiować i pisać w niemieckojęzycznej gazecie Deutsches Volksecho, zasadniczo bliskiej Komunistycznej Partii USA. W 1943 r. otrzymał amerykańskie obywatelstwo i został włączony w program szkolenia służb do walki psychologicznej z Niemcami w Fort Richie. W 1945 r. znalazł się w okupowanych Niemczech, gdzie przesłuchiwał jeńców  Wehrmachtu na okoliczność nazizmu. Ale władze amerykańskie zaczęły go podejrzewać o „lewicowe skłonności” i cofnęły do kraju czyli do USA. Stefan Heym pracował w USA jako dziennikarz i pisarz aby ostentacyjnie opuścić USA w proteście przeciwko wojnie w Korei. Przyjechał przez Pragę do NRD, gdzie towarzysz Honecker urządził go sympatycznie w jakiejś willi pod Berlinem. Towarzysz Stefan Heym początkowo bardzo chwalił enerdowskie porządki ale z czasem przeszedł drogę rozwoju duchowego w stronę demokracji i zaczął za zachodnioniemieckie marki publikować w Niemczech Zachodnich książki „niezależne”.
 
No i kiedy wybuchła afera z AIDS w amerykańskich laboratoriach a zachodnioberliński lewicowy dziennikarz Arno Widmann postanowił uzyskać wywiad „z pierwszej ręki” od „profesora Jacoba” – to kontakt uzyskał dzięki pośrednictwu autorytetu moralnego z NRD – literata Heyma.
Redaktor Widmann nie zadał sobie trudu aby zbadać temat w środowisku naukowców zachodnioniemieckich, bo czy te sługusy imperializmu mogły powiedzieć prawdę?  A tymczasem w tym samym Berlinie Zachodnim dr Meinard Koch twierdził , że „ustalenia” dr Jacoba są nonsensem, podobnie jak podobno sporo innych naukowców. Ale pan Arno Widmann chciał mieć wywiad, to go miał.
Tymczasem rozpoczęły się rozmowy pana prezydenta Reagana z towarzyszem Gorbaczowem i ZSRR zastopowało publikację tych rewelacji. Mało tego, prasa sowiecka zaczęła nawoływać, aby „zakończyć anty-afrykańską kampanię zniesławiania”.   Oczywiście amerykańskie ambasady na całym świecie grzały się od pisania sprostowań do lokalnych mediów aż w końcu w 1992 r. towarzysz Jewgienij Primakow szef  tajnych służb sowieckich przyznał, że „za artykułami na temat AIDS prokurowanego w USA” – stało KGB. I okazało się, że cała afera była elementem operacji dezinformacji KGB pod kryptonimem „Operation Infection”.

W ten sposób pan Arno Widmann został ośmieszony jako dziennikarz i zapłacił  stosowną cenę: odesłaniem do mody damskiej  z  możliwością pisania felietonów w poważnych pismach niemieckich – od czasu do czasu. Kiedy wszystko się uspokoiło, pan Arno został głównym redaktorem w Berliner Zeitung a w roku 2007 szefem działu felietonów we Frankfurter Rundschau.
Ciężki przypadek dziennikarskiej niekompetencji winien był nauczyć pana Widmanna pewnej ostrożności w wydawaniu sądów.  
 Ależ gdzie tam. Pan Widmann, zwłaszcza kiedy czuje się „członkiem kolektywu opiniotwórczego”, rozkręca się niesamowicie. Czego dowodem jest bardzo specyficzna recenzja książki autorstwa wiceszefa Banku Centralnego Niemiec i byłego senatora senatu Berlina – Thilo Sarrazina pt. Deutschland schafft sich ab. Wie wir unser Land aufs Spiel setzen”. ( Niemcy likwidują się same. Jak wystawiamy nasz kraj na ryzyko) wydanej w 2010 r. kiedy jeszcze nikt nie myślał o milionach uchodźców zalewających Niemcy.

Książka jest o tym, jak niebezpieczna jest polityka Niemiec względem imigrantów islamskich, jak oni się nie integrują a trendy demograficzne są jednoznacznie negatywne dla lokalnej społeczności niemieckiej.  Dzieło to stało się bestsellerem. Sprzedano w krótkim czasie ponad 1 milion egzemplarzy ale na żądanie władz niemieckich Thilo Sarrazin musiał ustąpić z zarządu Bundesbanku a jego partia SPD rozpocząć miała procedurę wykluczenia.
Co w tych warunkach pisze zatroskany o państwo i naród dziennikarz Arno Widmann z Frankfurter Rundschau? Jak rasowy recenzent literacki zaczyna artykuł  z 27 sierpnia 2010 r. mocnym tytułem: „Książka opętanego”. Określenie „opętany” w odniesieniu do wiceszefa Bundesbanku pojawia się w artykule pana Widmanna jeszcze co najmniej 2 razy.
A we wstępie do artykułu zwyczajnie szczuje autora „sądami” pisząc, iż „…Das ist nicht nur ein Fall für die Justiz….” (To nie jest tylko sprawa dla wymiaru sprawiedliwości).
To by było „ na tyle” jeśli chodzi o wolność słowa w Niemczech w rozumieniu niemieckiego dziennikarza Widmanna, śmiesznej ofiary operacji KGB.

Pan Widmann nie zna się na finansach publicznych ani na zagadnieniach integracji mas ludności różnej narodowości, podobnie jak nie znał się na wirusologii a w szczególności na wirusie AIDS, ale jak tylko poczuł się bezpieczny w grupie – rzucił się szefowi Bundesbanku – do tętnicy.  Tak jak rzucił się „do tętnicy” polskiej Premier.
Obecnie  pan Widmann znowu przeprowadza  wywiady ale już na bardziej   bezpiecznym dla siebie obszarze: artystycznym.  Na stronie internetowej austriacko-irlandzkiego malarza pana Gottfrieda zamieszczony został wywiad udzielony przez niego panu Arno Widmannowi z Frankfurter Rundschau w dniu 27 października 2013 r. z okazji retrospektywnej wystawy artysty w słynnej galerii Albertina  w jego rodzinnym mieście Wiedniu, gdzie spędził młode lata, studiował sztuki plastyczne i rozpoczynał działalność artystyczną.
Wywiad dotyczy tylko jednego dzieła,ale za to najsłynniejszego, obrazu olej/akryl na płótnie pt. „Epiphany I – Adoration of the Magi” ( Święto Trzech Króli/Objawienie. Adoracja Magów) z roku 1996. Cykl „Epiphany” obejmuje jeszcze trzy inne obrazy : „Epiphany II .Adoration of the Shepherds”, (Święto Trzech Króli. Adoracja Pastuszków),„Epiphany III. Presentation at the Temple” (Objawienie. Zaprezentowanie w Świątyni)  i “Epiphany IV. American Madonna”. (Objawienie. Amerykańska Madonna).
Autor jest  jednym z najsłynniejszych żyjących malarzy, czego miarą może być fakt, iż posiada zamek w Irlandii ( gdzie mieszka statecznie z rodziną)  i cieszy się przyjaźnią takich mega gwiazd muzyki lżejszej jak Keith Richards z Rolling Stones czy Marylin Manson a w swoim czasie nieszczęsny Michael Jackson. Jego obrazy wiszą w najpoważniejszych galeriach świata.  Przez pewien czas mieszkał i tworzył w Niemczech z podejrzeniem o działalność scjentologiczną  a od roku 2004 posiada obywatelstwo irlandzkie.
Owo najsłynniejsze dzieło Gottfrieda Helnweina poruszyło mocno redaktora  Widmanna i postanowił on  przeprowadzić  wywiad z twórcą ,  do czego doszło 27 października 2013 r. Jeden czy dwa wątki, które zostały poruszone w trakcie wywiadu, a które wywołały pewien dyskomfort u „wywiadowcy”,  warte są wspomnienia.
Otóż pan Gottfried Helnwein urodzony w katolickiej konserwatywnej rodzinie Austriaka i Irlandki  w roku 1948 w Wiedniu, jeszcze we wczesnych latach studenckich udzielał się w Sodalicji Mariańskiej w Uniwersyteckim Kościele Jezuickim w Wiedniu. Ale w latach 60-tych kiedy osiągał wielkie sukcesy jako student sztuki eksperymentalnej i rozstał się z wiarą katolicką definitywnie. Już na studiach świadomie prowokował skandale, przynajmniej wg  oczach austriackich władz uczelnianych,  co mu wcale nie zaszkodziło w karierze artystycznej a w zarabianiu pieniędzy również.
Jak wspomina w licznych wywiadach, tuż po wojnie nikt w Austrii nie rozmawiał o tym, co wydarzyło się kilka lat wcześniej. Zapanowała omerta i dzieci nie mogły zadawać pytań, bo rodzice zbywali ich milczeniem.  Więc on postanowił naruszyć ten „nieświęty spokój” prowokując widzów np. instalacją składającą się z kilkudziesięciu zdjęć twarzy małych dziewczynek, zdjęć nadnaturalnej wielkości – ustawionych w szeregu na jakimś miejskim placu i tytuł: „Selekcja”.
Jego sztuka jest określana jako hiperrealistyczna  Powraca  on ciągle  do dwóch wątków: popkultury reprezentowanej przez Kaczora Donalda oraz do nazizmu  w jego, można powiedzieć, esencji: Adolf Hitler i faceci w czerni czyli towarzysze z SS  w czarnych mundurach.  Czasem te wątki się splatają i widzimy Adolfa Hitlera pochylającego się z uśmiechem nad Kaczorem Donaldem, który wyszczerza zęby.
 Innym bardzo ważnym wątkiem jest zetknięcie zła z dobrem personifikowanym przez małe, ubrane na biało niewinne dziewczynki. Każdy kto chce ominąć fakt jawnego prowokowania Niemców w związku z ich przeszłością zazwyczaj pisze, że , cytuję polskiego docenta wiki: ”…artysta koncentruje się przede wszystkim na psychologicznych i socjologicznych aspektach niepokoju i lęku wśród społeczeństwa, które to z kolei wywodzą się z historycznych wydarzeń i politycznych dyskusji. W rezultacie jego prace często są postrzegane jako prowokacyjne i kontrowersyjne….”.

No ale jak pisać o uczuciu niepokoju i lęku oraz o prowokacji i kontrowersji bez szarpania historii Niemiec w przypadku obrazu  „Święto Trzech Króli. Adoracja Magów” ?  Główne postacie czyli „Trzej Królowie” to młodzi SS –mani z otoczenia Adolfa Hitlera a stojący najbliżej Matki z Dzieciątkiem – to „jak żywy” osobisty adiutant Hitlera  od 1938 r. SS Sturmbahnfuehrer Max Wünsche, w latach 40-tych prawdziwy celebryta III Rzeszy, niemal ktoś na kształt „Brada Pitta Niemiec lat 40-tych”.

Obraz „Epiphany I .Adoration of the Magi” , czarno-biały 332 cm x 200 przedstawia scenę nawiązującą do Trzech Mędrców przynoszących dary Dzieciątku Jezus.  Obraz jest surowy, czarno biały i przedstawia scenę w jakimś pustym pomieszczeniu, gdzie młoda i piękna kobieta trzyma na kolanach gołego chłopczyka w wieku około 8-10 miesięcy,  patrzącego na nas. A wokół Niej i Dziecka widzimy czterech młodych wymuskanych  SS-manów w uniformach Hugo Bossa z lewej strony i jednego z prawej - w postawie wyrażającej chyba respekt. To dlatego, iż obraz jest w części odtworzeniem zdjęcia z epoki natomiast Kobieta i Dziecko zostały „wkomponowane” w to zdjęcie. Kobieta nie nawiązuje kontaktu wzrokowego z żadnym mężczyzn a na ustach ma cień uśmiechu.  Dziecko i Kobieta przedstawieni są „w jasności” , na której czerń mundurów SS po prostu krzyczy.
Wywiad Arno Widmanna ma tytuł : „Das Böse ist immer relativ” (Zło jest zawsze relatywne). Jednym z zastanawiających pytań redaktora Widmanna jest następujące:”.. Dlaczego zajął się pan szczególnie tym tematem?...”.

Artysta  Helnwein odpowiada, że w latach 90-tych powrócił do wątków chrześcijańskich w swej twórczości a takie tematy jak Adoracja Trzech Króli były często wykorzystywane w sztuce jak np. przez Tycjana czy Duerera. I jako artysta urodzony „krótko po Holocauście” a żyjący w Niemczech postanowił „przedstawić temat w jego/obecnych czasach”.

No i tu dochodzimy do tego, co uwiera pana Arno Widmanna w tym obrazie. Powiedział co następuje: „..Ale przecież w roku 1996 mógłby być to na przykład zespół Oasis a nie SS. Pan umieścił tę historię wcale nie dokładnie w pańskiej współczesności…”. Pan Helnwein odpowiada: „… Ale  tu nie chodzi o lata czy miesiące ale o epokę. To jest dziedzictwo, jakie zostawili moi rodzice, to są duchy tego pokolenia, które straszą dookoła w mojej współczesności. Ja się tego nigdy nie pozbędę.  W przeszłości święci Trzej Królowie byli też zawsze przedstawiani w stylu wojskowym, w czarnych zbrojach i uzbrojeni w miecze…”.

Pan redaktor Widmann drąży dalej: „…Święci Trzej Królowie to  u pana oficerowie SS, reprezentanci radykalnego zła…”. Pan Helnwein odpowiada: „…Na obrazie pan tego nie widzi. To są dobrze wyglądający młodzi ludzie przedstawieni w uniformach, którzy są zgrupowani w pełnej respektu postawie wokół Kobiety i Dziecka. Symbole na ich kołnierzach przypomina pan sobie jako coś negatywnego , niebezpiecznego z pańskiego doświadczenia kulturowego. Zło jest zawsze relatywne. Krzyżowcy na przykład, którzy w Jerozolimie rąbali wszystko co żyje na kawałki byli w oczach muzułmanów reprezentantami zła..”.
Redaktor Widmann”… Ale przecież nie z punktu widzenia Artysty. Pan zestawił SS-manów z Mesjaszem..”.
Gottfried Helnwein :”… To jest swojska scena z ikonografii chrześcijańskiej, mająca na celu  przedstawienie rzeczywistych, możliwych do zidentyfikowania ludzi. Na zdjęciu archiwalnym, którego użyłem jako wzoru,  SS-mani stoją wokół Adolfa Hitlera. Młody człowiek stojący z lewej strony z przodu to  SS-Standartenführer Max Wünsche, osobisty adiutant Hitlera. Kiedy obraz użyłem w Monachium w inscenizacji Heinera Müllera „Hamletmaschine”, wdowa po nim chciała przedsięwziąć kroki prawne przeciwko mnie. Twierdziła, że poprzez moją interpretację/obraz jej mąż został zniesławiony jako rasista. Jeśli chodzi o dobro i zło: w 30-stronnicowym liście ona zaręczała, że jej mąż był dobrym człowiekiem a przez mój obraz został zbeszczeszczony.  W świecie neo-nazistów Max Wünsche jest dzisiaj zresztą nadal bohaterem. Są bardzo realistycznie wykonane figurki (SS Obersturmbannfuhrer – Panzertruppe Max Wünsche), które można nabyć w Internecie…”.
Redaktor Widmann: „…Byłem przestraszony, kiedy stanąłem przed obrazem. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego..”.
Gottfried Helnwein: ”…Zaobserwowałem, jak niespokojni i  poruszeni byli ludzie stojący przed  tymi obrazami. Na moich wystawach ciągle pojawiają się ludzie, którzy są tak wstrząśnięci, że zaczynają płakać….”.
Tak więc mamy fragment wywiadu, pokazujący, że prowokacyjny obraz namalowany na podstawie starej fotografii i wspomnień z katolickiej młodości – zrodził w  dobrym redaktorze Widmannie tak silny dyskomfort psychiczny, że wolałby on , aby temat Trzech Króli został przedstawiony  z udziałem –zespołu Oasis. 
Jak rozumiem, chodzi o to, aby nie  przypominać starym i nowym pokoleniom Niemców czy Austriaków, że ich Bradem Pittem w latach 40-tych był osobisty adiutant Hitlera SS-Standartenführer, żołnierz jednostki Leibstandarte SS Adolf Hitler, w 1940 r. adiutant Seppa Dietricha , Generalobersta der Waffen SS, odpowiedzialnego za masakrę jeńców amerykańskich w Malmedy a dekadę wcześniej za masakrę towarzysza Ernsta Röhma, kumpla Hitlera i wielbiciela ładnych chłopaków z SA. 
Ważnym mentorem był też SS-Hauptsturmführer ( w 1944 już Brigadeführer) Kurt Meyer, który II WW zaczął we wrześniu 1939 r. od rozstrzelania 50 Żydów pod Modlinem jako dowódca 14. Panzerabwehr-Kompanie der Leibstandarte a w 1944 r.  dokonał zbrodni na 25 kanadyjskich jeńcach wojennych, potem od niechcenia 7 innych jeńców.  Żadna z osób wymienionych nie siedziała dłużej niż kilka lat w więzieniu, każdy umarł w swoim łóżku a  Max Wünsche po wojnie ożenił się z niejaką Ingeborg i miał z nią 5 synów oraz  pracował na porządnym wysokim stanowisku menadżerskim w przemyśle niemieckim.

I wszystko układałoby się idealnie, dzięki wypuszczaniu co rok jednego co najmniej filmu o dobrych Niemcach, którzy walczyli z nazistami poprzez wysyłanie  anonimowych pocztówek raz na tydzień lub rozrzucanie ulotek raz na kwartał, co dałoby przez 20 lat aż 20-50 dobrych Niemców.
W tym czasie świat przyzwyczaiłby się do wersji historii, w której w polskich obozach koncentracyjnych Polacy zmuszają nazistów do prześladowania Żydów i dobrych Niemców, bo nad tą narracją sprawowaliby pieczę rzetelni i obiektywni oraz odważni do szaleństwa dziennikarze, jak redaktor Widmann, którzy potrafiliby nawet premiera RP –postawić do pionu.

Ale jak widać, kłopoty przychodzą z najdziwniejszych kierunków i nawet do scjentologa i kumpla Marylin Mansona i Keatha Richardsa z Rolling Stones nie można mieć odrobiny zaufania. To  ta irlandzka krew plus duża kasa w handlu sztuką w USA.  Adolf Hitler witający Kaczora Donalda to jeszcze można znieść, ale  „Selekcja” czy „Trzej Królowie Adoracja Magów”, to niejednego Niemca może przyprawić o bezsenność albo rozstrój nerwowy.  A tak im dobrze szło propagandowo „na odcinku polskim”.



https://en.wikipedia.org/wiki/Operation_INFEKTION
http://www.gottfried-helnwein.at/press/interviews/article_5086-Das-Boese-ist-immer-relativ
http://www.fr.de/kultur/literatur/sarrazin-das-buch-eines-besessenen-a-999810



wtorek, 20 czerwca 2017

Oliver Stone, Putin, Femen i Ogniem i Mieczem czyli „Ukraina w Ogniu 2.0”.



Z czym kojarzy się miasto Płoskirów? Wielbiciele Henryka Sienkiewicza wiedzą, że w II tomie „Ogniem i Mieczem” pan Zagłoba wysłany przez pana Wołodyjowskiego po konie dla ekipy wiozącej Helenę Kurcewiczównę – zobaczył na rynku w Płoskirowie Bohuna – i uciekł. Zagłoba, Wołodyjowski  i Helena Kurcewiczówna oraz  Rzędzian jechali „ode Kahamlika” (dzisiaj na wschodnim brzegu Dniepru) przez Latyczów i Płoskirów na Lwów.
Tę podróż opisał Henryk Sienkiewicz bardzo dokładnie a bardzo niedokładnie sfilmował pan Hoffman reżyser i absolwent Wszechrosyjskiego Państwowego Instytutu Kinematografii w Moskwie rocznik 1955. 
Film „Ogniem i mieczem” nie miał dystrybucji na Zachodzie ale jednak jacyś ważni ludzie jednak go oglądali.
Oto do swojego kolejnego filmu ,tym razem telewizyjnego dokumentu pt. „Ukraine on fire” (Ukraina w Ogniu) krótkie sceny historyczne z  „Ogniem i mieczem” wykorzystał światowej sławy reżyser filmów „zaangażowanych politycznie” – pan Oliver Stone, syn pani Jaqueline Goddet  „Francuzki katoliczki niepraktykującej” oraz pana Luisa Silversteina – Stone’a „niepraktykującego Żyda”, weteran wojny wietnamskiej i laureat kilku Oscarów  oraz przyjaciel takich osobowości politycznych jak Hugo Chavez.
 Oliver Stone, twórca takich kultowych filmów jak „Wall Street” z Michalem Douglasem (1987)  czy „Platoon” (1986) z Wilemem Dafoe i Charlie Sheenem zajmuje się ostatnio kręceniem dokumentalnych filmów telewizyjnych, poruszających tzw. tematy krytyczne wobec szeroko pojętej  polityki amerykańskiej w XX w. i współcześnie, zwłaszcza w Ameryce Południowej i na Karaibach. Ze szczególnym uwzględnieniem pojawienia się takich zjawisk politycznych jak komunistyczni przywódcy w tych państwach i ich koncepcje i praktyka polityczna.
Od  roku 2012  jego zainteresowania skierowały się na Europę Centralną i Wschodnią. Początek był skromny: Oliver Stone był odpytywany w filmie dokumentalnym Borysa Małagurskiego pt. „The Weight of Chains 2” (Ciężar łańcuchów 2), poświęconym przemianom gospodarczym dokonanym wedle recepty Hayeka, von Misesa i Chicago Boys w państwach powstałych po zdemolowanej Jugosławii.  Pan Magurski w swoim filmie zwrócił szczególną uwagę na finansowaną przez amerykańską NGO pod nazwą National Endowment for Democracy – serbską organizację pozarządową o nazwie Otpor!  I jej rolę w obaleniu prezydenta Miloszewicza.
Nie jest wykluczone, że dzieło pana Magurskiego z roku 2014 spodobało się panu Stone  i po zakończeniu filmu pt. „Mi Amigo Hugo” (pośmiertnie laurka dla Hugo Chaveza) pojechał on do Moskwy i  przeprowadził wielogodzinne  wywiady z Wiktorem Janukowyczem – ex-prezydentem Ukrainy i Władimirem  Putinem – prezydentem Rosji  na temat wydarzeń na Majdanie 2 i generalnie o Ukrainie. Sytuacja była bardzo rozwojowa i film był kręcony całe 2 lata. Pod tytułem „Ukraine on Fire” (Ukraina w Ogniu) został zaprezentowany w roku 2016.
I się porobiło. Reżyserem filmu  był urodzony w 1968 r. koło Dniepropietrowska w ZSRR pan Oleg Łopatonok, specjalista od „odmładzania” technicznego  starych sowieckich filmów, obecnie działający w USA a scenariusz napisała  pani Vanessa Dean.  Oliver Stone był producentem tego filmu i przeprowadził wywiady z dwoma najważniejszymi politykami zaangażowanymi w konflikt na Ukrainie  Film trwa 95 minut 46 sekund, z czego niewielka ale bardzo znacząca część to tzw. tło historyczne, które dotyka Polaków bezpośrednio.
Film nie był pokazywany i omawiany w Polsce. Natomiast w 2015 r., kiedy od dawna Oliver Stone udzielał wywiadów na temat kręcenia filmu o Majdanie, Telewizja Republika wyprodukowała film  pod tytułem „Ukraina w Ogniu. Życie na linii frontu” jako reportaż panów Wojciecha Muchy i Marcina Fąfary z ich podróży po okolicach Ługańska w tzw. strefie przyfrontowej.
„Ukraina w ogniu” Olivera Stone’a  ma znacznie większe ambicje niż prosty reportaż filmowy lecz przedstawia sytuację na Ukrainie na tle dawnej i XX-wicznej historii regionu oraz skupia się na roli niektórych prominentnych polityków demokratycznych USA a ambasady USA w Kijowie w szczególności  oraz na nazistowskich korzeniach Prawego Sektora.
Film ten ma dla nas dwie wiadomości: złą i dobrą.
Zła jest taka, że światowej sławy reżyser i producent Oliver Stone wykorzystując migawki  z fabularnego filmu „Ogniem i Mieczem” Jerzego Hoffmana nie wspomina ani słowem o tym, że znaczna część obecnej Ukrainy przez wieki była legalną częścią Rzeczpospolitej. W 2:56 minucie filmu dowiadujemy się, że historycznie była to „pograniczna strefa, w której Wschód spotyka się z Zachodem”, a jest to wizualizowane postaciami Mongołów i Turków a w minucie 3:02 mamy obraz współczesnej flagi Ukrainy z informacją, że „…to jest flaga Ukrainy. Kolor niebieski symbolizuje niebo a  żółty pola pszeniczne…” i zaraz potem fragment filmu, na którym pszenica jest koszona przez osobników w sowieckich mundurach z II WW. Koszą też zresztą babeczki, czyli to historia z kołchozami w  tle.
Potem mamy brytyjskich  żołnierzy z wojny krymskiej, przemawiającego Hitlera i znamienne słowa narratora :”..Ukraina to nagroda (łup), którą wielu chciało zyskać i wiele krwi zostało przelanej ..”. W 3:18 minucie filmu już pikują samoloty z krzyżami na skrzydłach i bombardują a żołnierze Wehrmachtu wędrują na tle płonącej drewnianej wioski. To trochę krępujące, ale wielki reżyser, korzystający jak widać bez ograniczeń z rosyjskich/sowieckich archiwów filmowych z II WW – pokazuje sceny z pacyfikacji białoruskiej wioski aby przedstawić „cierpienia ludu ukraińskiego”. Te zdjęcia były przez lata publikowane we wszystkich filmach dokumentalnych o operacji „Barbarossa” i II WW na froncie wschodnim, więc trudno się pomylić.
Najlepsza jest jednak 3:25 minuta filmu, w której zaprezentowana jest absolutnie kuriozalna „mapa historyczna Europy” mająca pokazać „schemat politycznego zniewalania Ukrainy”. Oto mamy „Polish –Lithuanian Commonwealth” z zachodnią granicą na Odrze i Nysie w roku 1609 a graniczący  na wschodzie (bardzo daleko na wschodzie) z „Russian Empire”, na południowym zachodzie z „Austrian Empire” z datą 1609 a na Odrze regularnie to nasze „Polisz-Lituenian Komonwels” graniczy z „French Empire” ale z nieznanych przyczyn z datą -1812(!!!).  Dołem lecą zarysy granicy Rumunii, Bułgarii – bez podania nazwy a zaznaczona na jasno- i ciemnozielono Ukraina i to „..przez Ukrainę przebiegała droga z zachodnich państw, kiedy one próbowały podbić Wschód w I i II wojnie światowej…”.
Do tego trzy czerwone strzałki z zachodu na wschód wychodzące , a jakże, z „French Empire” (1812), „Polish-Lithuanian Commonwealth”(1609) i „Austrian Empire” –z bliżej nieznanych powodów w roku 1809.  Ta poglądowa lekcja historyczna trwa całe 5 sekund i pokazuje rzeczy, których nie wymyśliłby najbardziej pijany nauczyciel historii w  żartach dla uczniów  szkoły podstawowej.
W 3:40 minucie znowu mamy obrazy  z pacyfikowanej wsi białoruskiej z informacją, że „za każdym razem  ludność ukraińska bardzo cierpiała..”. Obraz ten kłóci się radykalnie z późniejszymi kronikami z czasów IIWW z 1941 r. i witania „niemieckich wyzwolicieli przez ukraińskich patriotów”. Dobrze ubrani i odżywieni, wyluzowani i entuzjastyczni.
Na mapie pana Stone’a nie ma, jak łatwo zauważyć ani „German Empire”, ani „Prussian Empire” ani nawet „Germany”, więc  w zasadzie nie wiadomo, jak dochodzi do tak ważnych dla Ukrainy wydarzeń jak pakt niemiecko-austriacko-ukraiński w Brześciu Litewskim pod koniec I WW.
A co do moralności w polityce to reżyser Stone w 4:01 minucie rzuca takie przemyślenie na temat sytuacji „bytu Ukraina” w połowie XVII w.: „…Otoczonej potężnymi sąsiadami Ukrainie do przeżycia potrzebne było wiele chytrości i zdolności zmiany pozycji..”  W tym kontekście w minucie 4:15 filmu pada ważne stwierdzenie z dziedziny prawa państwowego, albowiem reżyser Stone informuje widzów , iż „…w połowie XVII wieku ukraiński lider Bogdan Chmielnicki zerwał pokojowe porozumienie z Polską i wstąpił w sojusz ze znacznie silniejszą Rosją…”  Czyli Ukraina  jako państwo odrębne od Rzeczpospolitej istniała już od dawna, tylko my tego nie zauważyliśmy, podobnie jak Henryk Sienkiewicz.
Wszystkie te porażające treści są „dokumentowane” fragmentem filmu pana Jerzego Hoffmana „Ogniem i Mieczem” (4:08-4:25 min)  zaczynając od półnagich Zaporożców walących w wielkie bębny, Sicz Zaporoską maszerującą w ataku pod Zbarażem (bez pokazywania Zbaraża) a kończąc na Bohdanie Chmielnickim na koniu. Zabrakło reżyserowi taśmy aby pokazać polską husarię czy polskich senatorów nie mówiąc o Królu Rzeczpospolitej, do której ziemie „pana Chmielnickiego, lidera Ukrainy” – należały wtedy wedle praw ludzkich i Boskich.
No ale. Pan Oliver Stone interesuje się w swoich filmach głównie ludzką krzywdą i rolą, jaką w zadawaniu krzywdy ludziom pełni CIA z USA albo inna jakaś diaboliczna agenda amerykańska. Ten film nie różni się od innych i mamy w nim bardzo szczegółowe śledztwo dziennikarskie na temat „spisku wokół Majdanu”.
Więc nie mogło w nim zabraknąć i pani Victorii Nuland i ambasadora USA pana Pyatta w Kijowie i ich niecnych spisków. Jest opowieść o próbie zamordowania prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza i jego ucieczce z kraju z pomocą pana prezydenta Putina oraz bardzo szczegółowy wykład na temat tzw. organizacji pozarządowych, szkolonych schematycznie przez amerykańskie służby „do robienia przewrotów”.  Pokazywane jest podobieństwo symboliki, plakaty, rytualne zachowania protestujących – w różnych „kwiatowych rewolucjach”. Np. zaciśnięta pięść albo skaczący manifestanci krzyczący np. „kto nie skacze, ten Moskal”. To mi od razu przypomniało pana Giertycha.

Aby ostatecznie moralnie przygwoździć ówczesne władze USA ( m.in. wiceprezydenta Bidena i senatora McCaina, zamieszanych w sprawy Majdanu), reżyser Stone wykorzystał obficie zachowane w Moskwie albo gdzieś indziej kroniki filmowe z lat II WW. I pokazał obecną fascynację „ukraińskich demokratów” Stepanem Banderą na tle kronik filmowych pokazujących nie tylko serdeczne powitanie Wehrmachtu chlebem i solą przez „ukraińskich patriotów” ale też pogrom Żydów we Lwowie w 1941 oraz masakrę kilkudziesięciu tysięcy Żydów w święto Jom Kippur 29 września 1941 r. w Babim Jarze przez niemieckie Sonderkommando 4a z udziałem znacznie liczniejszej policji ukraińskiej. Pada liczba ponad 36 tysięcy ofiar.
Wywleczona została sprawa 80.000 ukraińskich ochotników do  dywizji SS (Hałyczyna, Roland) .
I dla nas najważniejsze: reżyser amerykański Oliver Stone rzucił oskarżenie wobec organizacji OUN UPA poparte bardzo drastycznymi zdjęciami z epoki – dokonania przez nią masakry na ludności polskiej na Wołyniu w roku 1943 i 1944 pod okiem władz niemieckich. Podobnie jak w przypadku masakry w Babim Jarze – liczna polskich Ofiar jest podana i wynosić ma ok. 36 tysięcy. Zdjęcia z odrąbanymi rękami (po obojczyk) i wyrąbanymi oczyma – kobiet , małych zmasakrowanych dzieci – są po prostu przerażające a reżyser Stone dodaje do tego mszę polową grecko –katolicką dla ukraińskich żołnierzy niemieckich służb pomocniczych, która jest bezczeszczona oznakami swastyk wokół ołtarza.
To jest ta jedyna dobra dla nas  wiadomość w związku z filmem  „Ukraine on Fire”. Że Polacy zaistnieli w historii Ukrainy choćby jako ofiary zbrodni OUN UPA, co było faktem, obecnie skrzętnie bagatelizowanym.
Podsumowanie filmu to wywody na temat historycznej przynależności Krymu (do Rosji) i publiczne wystąpienie prezydenta Poroszenki do swojej administracji/parlamentu ukraińskiego w sprawie zaprzestania płacenia emerytur i rent WSZYSTKIM mieszkańcom terenów Doniecka i Ługańska zajętych przez separatystów z rosyjskimi konwojami „z pomocą humanitarną” w tle.
W USA i na Taorminie taki film musiał wywołać silne emocje i wywołał. Tygodnik Newsweek nazwał ten film „orgią faktów alternatywnych” a pan prezydent Putin wyraźnie zadowolony z efektu poświęcił swój bezcenny czas i udzielił łącznie aż 20 godzin wywiadu osobistego panu reżyserowi Oliverowi Stone’owi , dzięki czemu mógł on nakręcić  kolejny serial dokumentalny z najwyższej półki politycznej pt. „The Putin Interviews” (Wywiady Władimira Putina). Całe 4 odcinki czyli około 4 godzin dialogów Olivera Stone i Władimira Putina. Premiera była kilka dni temu i już wybuchł skandal.
Pan Stone  wywiadem –rzeką z Władymirem Władymirowiczem   rozgrzał amerykańskie elity demokratyczne – do czerwoności. Cała kampania prezydencka w USA odbywała się pod hasłem „anty-putinowska Clinton przeciwko pro-putinowskiemu Trumpowi”. W grze są sankcje gospodarcze i inne poważne kwestie, jak pozycja Niemiec i Francji w UE.
Wracając do filmu „Ukraine on Fire”.  W tym filmie ani razu nie wspomina się o Rzeczpospolitej, o polskiej obecności na tych ziemiach od wieków. Oto owoce traktatów ryskich i „polityki jagiellońskiej” III RP. To gorzki śmiech historii, że z „fikcyjnego  niebytu” jakim były polskie Kresy dzisiaj tysiące Ukraińców wieją do „Polszy prokljatoj” i lobbują za szybkim przyznaniem polskiego obywatelstwa.
Polskie Kresy I Rzeczpospolitej dzisiaj w narracji politycznej i historycznej III RP występują jako „fikcyjny niebyt”. Czyli elity polityczne i ludzie odpowiedzialni za edukację udają, że tych Kresów nie było i nie ma. Więc co robić z miastem Płoskirów i miastem Latyczów, leżących „w stepie szerokim” gdzieś wedle rzeki Dniepr?
Bohdan Chmielinicki „był” a hetman Stanisław Lanckoroński, właściciel i obrońca Płoskirowa – „nie był”? Klemens Potocki, który sprowadził i osiedlił po wyzwoleniu Płoskirowa od Turków w XVIII – włościan Mazurów dla zagospodarowania ruin i zgliszcz – też „nie był”? „Nie było i nie ma” mazurskich wsi wokół Płoskirowa i parafii katolickich? A na wcale nie fikcyjnej stronie internetowej http://www.parafiaszaroweczka.eu/ polecam w szczególności galerię zdjęć: http://www.parafiaszaroweczka.eu/galerie/zakonczenie-misji#1
Polska rzymsko-katolicka parafia we wsi Szaróweczka na obrzeżach miasta Płoskirowa, dzisiaj Chmielnicki. To tę parafię i tych Potomków Obywateli Rzeczpospolitej Traktat Ryski skazał na niewyobrażalne prześladowania i cierpienia. A dzisiaj nadal są „fikcyjnym niebytem”, czyli, jak pisał Mackiewicz „nie wolno głośno mówić”.
Co zrobić z miastem Latyczów, przez które pan Zagłoba i pan Wołodyjowski mieli wieźć Helenę Kurcewiczownę do Lwowa?  Miasto królewskie lokowane w 1453 r. czyli za Kazimierza IV Jagiellończyka , drugie co wielkości po Kamieńcu Podolskim. Odbywały się w nim sądy grodzkie i ziemskie. Jan Potocki starosta kamieniecki wybudował tam zamek obronny otoczony fosą i murami z własnych funduszy. Sejm RP zatwierdził w 1598 r. zwrot „w ratach” kosztów budowy na kwotę 12. 000 złotych przez 50 lat. W 1606 wybudowany został również klasztor obronny dominikanów,  w którym znajdował się cudami słynący obraz Matki Boskiej Latyczkowskiej.  Obraz ten został podarowany dominikanom przez Papieża Klemensa XVIII w. wraz z błogosławieństwem o powodzenie misji. Obraz ten jak rzadko który dzielił losy Polaków. Już w 1647 r.  w obawie „liderem ukraińskim” Bohdanem Chmielnickim i jego wojskami  dominikanie wywieźli do Lwowa, gdzie pozostawał aż do roku 1772. Potem wędrował tu i tam aby  6  sierpnia 1946 r. doznać wraz z siostrami służkami – wygnania i znaleźć schronienie w Lublinie, gdzie pozostaje do dzisiaj. Ostatnio w kościele pw. Matki Boskiej Różańcowej.

Miasto Płoskirów (od 1954 r. nazwa:  Chmielnickij) przypomniało mi się podczas oglądania filmu „Ukraine on Fire”, kiedy podawane były informacje o instalowaniu tzw. organizacji pozarządowych i ich roli w przewrocie demokratycznym, że się tak wyrażę. W związku  z osobą Wiktora Janukowycza, znienawidzonego „za korupcję” byłego prezydenta Ukrainy, obecnie „na uchodźtwie”. I w związku ze słynną w swoim czasie organizacją pozarządową FEMEN, założoną 10 kwietnia 2008 r. przez trzy ukraińskie studentki w Kijowie, z czego aż 2 pochodziły z miasta Chmielnicki czyli z Płoskirowa. Były to panie Oksana Szaszko oraz Aleksandra Szewczenko. Założycielek FEMENU było 5, czyli ekipa z Płoskirowa stanowiła 40% .
Liderką grupy była pani Anna Hucoł urodzona w Murmańsku ZSRR w 1984 r. , która zanim postanowiła pomagać ludzkości poprzez prezentowanie nagiego biustu pracowała jako asystentka piosenkarki pop o pseudonimie Tina Karol, urodzonej w 1985 r. na Magadanie jako Tatiana Grygoriewna Lieberman. Jej ojciec Grigorij Lieberman wywodził się z okolic Czerniowiec a zdolna córka początkowo występowała jako chórzystka i solistka zespołu Ukraińskich Sił Zbrojnych a doszła nawet do występu na Eurowizji w 2006 r.
Pokazywanie przez FEMEN  nagich biustów i wianuszków z polnych kwiatów, mające być zapewne symbolem niewinności i bezbronności okazuje się zwodnicze w świetle faktów. I nie chodzi o powszechnie znane i opisane przez media europejskie ataki i bezczeszczenie ołtarza w katedrze Notre Dame czy kościoła Madeleine w Paryżu albo niszczenie Szopki Betlejemskiej w Watykanie.
W pewnym momencie panie zaczęły się „wypowiadać politycznie” i w zasadzie wyjaśniły się przyczyny tego, że ktoś musiał finansować te panie, bo one  zajmowały się swoją działalnością „na pełny etat”.
W mediach głównego nurtu nie było praktycznie informacji o tym, że panie z FEMEN tak się rozgrzały w czasie II Majdanu po stronie „właściwej strony”, że na dobry początek urządziły w Paryżu performans polegający na publicznym nasikaniu na duży portret Wiktora Janukowycza. To chyba jakaś ukraińska tradycja, bo podobno na głowy  polskich żołnierzy –jeńców wojennych zakopywanych żywcem,  rozgrzane wieśniaczki ukraińskie – sikały. Tak przynajmniej można przeczytać w „Czarnej Księdze Komunizmu”.
Dwa inne „incydenty” były raczej wstrząsające dla wizerunku Majdanu II  i zapewne zakończyły żywot polityczny FEMEN. Oto jedna z wcześniejszych frontmenek grupy pani Inna Szewczenko, urodzona w 1990 w Chersoniu córka oficera Armii Ukraińskiej w sierpniu 2012 r. dokonała przy pomocy piły elektrycznej ścięcia drewnianego krzyża katolickiego umieszonego w centrum Kijowa przy tzw. Pałacu Październikowym , dla upamiętnienia tysięcy ofiar NKWD mordowanych w tych kazamatach w okresie 1917-1941. Pomagały jej koleżanki, m.in. jedna ciągnęła za sznur, żeby krzyż powalić.
Pani Inna musiał się salwować ucieczką do Paryża, gdzie otrzymała natychmiast – azyl polityczny i już we wrześniu 2012 r. na drugą nóżkę – ścięła publicznie krzyż katolicki w Holandii na jakimś festiwalu organizacji pozarządowych czy muzycznych.
Jej miejsce zajęła pani Eugenia Krayzman, która miała bardzo mocne wejście 2 maja 2014 r. w Odessie, gdzie sfotografowała się dwukrotnie a zdjęcia wrzuciła do Internetu. Jedno zdjęcie przedstawia blondynkę w niebieskiej sukience na spacerze nadmorskim w Odessie a drugie przedstawia panią Krayzman Eugenię w dżinsach i t-shircie białym z logo FEMEN oraz w kurtce skórzanej z rączką prawą zaciśniętą w pięść – na tle tłumu ludzi przed Domem Związków Zawodowych i na tle jakichś płomieni. A 2 maja w Odessie miała masakra przeciwników Majdanu, którzy urządzili jakiś marsz ulicami Odessy.  Na temat 2 maja 2014 r. w Odessie  docent wiki pisze: ”…Wieczorem ukraińscy nacjonaliści i bojownicy Prawego Sektora obrzucali koktajlami Mołotowa budynek związków zawodowych, w którym zabarykadowali się aktywiści Antymajdanu, kontratakowani uprzednio przez kibiców. Spowodowało to wybuch pożaru. W trakcie walk i pożaru zginęło łącznie 48 osób, w tym 40 aktywistów…”.
Zdjęcie panny Eugenii Krayzman z Odessy z 2 maja 2014 r. sprzed Domu Związków Zawodowych pojawiło się na jej koncie na twitterze z następującym jej osobistym komentarzem :”…Odessa wpieriod!, Ukraina –wpieriod!!! My- jedinaja strana! Putin- idi na h….j!...”. ( Odessa, naprzód!, Ukraino –naprzód!, My jedno państwo, Putin coś tam, coś tam).
To zdjęcie zrobiło furorę na portalach niemieckich, francuskich i nawet włoskich ale chyba nie w takim sensie, jakiego oczekiwała pani Krayzman i jej patroni polityczni. Inne panie z FEMEN też zresztą były  widziane w towarzystwie aktywistów Prawego Sektora. Zrobiło się nieprzyjemnie.
Za kilka dni FEMEN był już w Kanadzie na Narodowym Marszu dla Życia z udziałem Prymasa Kanady i Arcybiskupa Quebec Geralda Kardynała Lacroix ISPX. Damy z gołymi cyckami rzuciły się do pulpitu, przy którym stał Prymas czy raczej na samego Prymasa. Zrobiło się istne pandemonium, bowiem na Marszu były całe rodziny, niejednokrotnie  z małymi dziećmi. Matki zasłaniały dzieciom oczy, małe dzieci płakały a wszystko filmowała telewizja, która , jak zauważył gorzko organizator Marszu – miała zapis cenzorski na pokazywanie Narodowego Marszu dla Życia. Tym razem Kanadyjczycy dowiedzieli się, że w Kanadzie organizowany jest Marsz dla Życia Nienarodzonych. Dzięki gołym cyckom z Ukrainy.
I nagle wszystko ucichło. W mediach nie ma FEMEN i Pussy Riot.  Ktoś wyłączył prąd i zgasił światło. Wśród finansujących przedsięwzięcie wymieniało się niemieckiego didżeja, kompozytora i producenta muzyki lżejszej  niemieckiej czyli cięższej jak techno czy disco germano – niejakiego DJ Hell prywatnie banalny Helmuta Geiera oraz pani Beate Schober , urzędującej  na Ukrainie od lat. Występuje też „amerykański inwestor” na Ukrainie pan Jed Sunden, który zainwestował w media i stał się w dosłownie w kilka lat właścicielem mega-holdingu informacyjno-medialnego KP Media, które opylił ostatnio za jakieś 20 mln USD. Biorąc pod uwagę, że z USA przyjechał z podszewką w kieszeniach marynarki, to całkiem niezły wynik. Pan Sunden jest członkiem gminy żydowskiej w Kijowie lub w Dniepropietrowsku i znajomym rabina Bleicha (główny rabin Ukrainy) oraz bliźniaka Kliczko (mera Kijowa).  I ukraińskim celebrytą.
Jak widać, na Ukrainie różne szatany działają. Jedni chcą pamiętać Mykołę Lebiedzia, zabójcę ministra Pierackiego i pomysłodawcę masakry Wołyńskiej Polaków a inni chcą pamiętać Mykołę Lebiedzia jako współpracownika wywiadu amerykańskiego po wojnie, obywatela USA, który mógł się śmiać w oczy prokuratorom ścigającym zbrodniarzy wojennych w sprawach zbrodni na Polakach. Bo jakoby był becennym nabytkiem dla CIA i od 1947 r. organizował przerzuty agentów ukraińskich na tereny ZSRR i podległe. Jakoby, bo znikali bez wieści.
I pan Oliver Stone najbardziej się wnerwia o tego Mykolę Lebiedzia i jego zatrudnienie przez CIA. Czemu dał wyraz w filmie „Ukraine on Fire”.
A pan minister Gowin chce dawać szybko obywatelstwo polskie Ukraińcom. Może niech zacznie od dziewcząt z FEMEN, marniejących na emigracji w Paryżu i Pradze oraz dla potomków Mykoły Lebiedzia.  Jak szaleć, to szaleć.  A ziemię ukraińską będą dalej zgodnie uprawiać:  koncern Monsanto i mazurskie chłopy z Szaróweczki koło Płoskirowa. Oni obywatelstwa polskiego szybko nie zobaczą.
PS. Pomódlmy się do Matki Boskiej Latyczowskiej o godny pochówek wszystkich Polaków zamordowanych na Kresach.
https://en.wikipedia.org/wiki/The_Weight_of_Chains_2

http://www.parafiaszaroweczka.eu/
https://forumemjot.wordpress.com/2015/01/26/upa-i-cia-upa-cia-co-laczy-upa-z-cia-doskonale-opracowaniepolecam/