środa, 29 marca 2017

Rodzina Lutra, Listy z Rosji, gej Gurowski czyli dobry „pijar”.



Podobno żyjemy w wolnym świecie, którego jednym z fundamentów jest swoboda przepływu informacji i wyrażania opinii. Ale od jakiegoś czasu a już szczególnie od wczoraj zaczynam mieć niejakie wątpliwości, czy ta bezcenna zdobycz naszego świata jest również przywilejem nas, prostaczków znad Wisły. Oto wczoraj pojawiła się plotka, że w kręgach katolickich nie należy wypowiadać się na temat pomysłów teologicznych Martina Lutra „jeśli nie jest to konieczne”. Nie wiem, czy to tylko plotka, ale nie ma dymu bez ognia. Nie jest trudno uwierzyć w taką „moderację dyskusji”, w której przynajmniej raz w miesiącu puszczany jest na którymś kanale telewizji serial o strasznych zboczeniach i bezeceństwach erotycznych rodziny Borgia, głównie tych ze stanu kapłańskiego.
Nie znam się na sprawach teologicznych, więc bardziej interesuje mnie,  czy te wrota kościoła w Wittenberdze były metalowe, jak piszą jacyś źli ludzie. Bo wtedy przybicie nawet 3 tez młotkiem byłoby problematyczne.
Mnie jednakże najbardziej w historii Martina Lutra  zainteresowały dzieje jego rodziny. Która pozostaje w głębokim cieniu ekscentrycznego rozłamowca.   Były mnich Martin Luther związał się wg nowego obrządku cywilnego z byłą mniszką Katarzyną von Bora, czyli mocno powyżej swojego stanu, bo sam był synem jakiegoś robotnika czy drobnego rzemieślnika. Miał z nią kilkoro dzieci, z tego do lat dojrzałych dożyło dwoje.
Syn Paul Luther okazał się bardzo ciekawą osobą.  U angielskiego docenta wiki jest nazwany: medykiem, chemikiem medycznym i słuchajcie, słuchajcie- ALCHEMIKIEM.  Miał wyuczać tajników alchemii samą córkę króla duńskiego Christiana III  Annę, małżonkę Elektora Saskiego –Augusta, którego był medykiem. Leczył również księcia Saksonii Jana Fryderyka II oraz Joachima II Elektora Brandenburgii.  Paul Luther miał sześcioro dzieci, w tym czterech synów, ale tylko jeden: Johannes Ernst ( 1560-1637) miał potomków w linii męskiej, która wymarła w roku 1759. Przedostatni Luther był teologiem i kanonikiem przy protestanckim kościele w Zeitz.
Drugim dzieckiem, które dożyło dorosłości i założyło rodzinę była córka Margarethe (1534-1570). Wyszła za mąż za szlachcica Georga von Kunheim Młodszego, wywodzącego się z dzisiejszego Bagrationowska a wtedy Eylau w Prusach Książęcych. Jej teść Georg von Kunheim Starszy był doradcą Albrechta Hohenzollerna, ostatniego Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego i wnuka Króla Polski Kazimierza Jagiellończyka. Albrecht Hohenzollern był ostatnim Wielkim Mistrzem, bo natchniony pomysłami Martina Luthera wspólnie z miejscowym biskupem katolickim – Georgiem von Polentz zu Schonberg – wystąpili z Kościoła Rzymsko Katolickiego, Albrecht „uwłaszczył się na Prusach”, pozostając lennikiem Królów Polski , szybko się ożenił i zaczął produkować potomków dla swojej nowej i jakże wspaniałej własności.
Ta wiedza jest oczywiście powszechna. Mniej powszechna wiedza jest taka, że szwagier Margarethe von Kunheim-Luther , starszy brat jej męża,  pan Erhard von Kunheim był sekretarzem i doradcą prawnym samej arcykatolickiej Królowej Polski, córki cesarza Ferdynanda I Habsburga, trzeciej żony nieszczęsnego Króla Zygmunta Augusta – Katarzyny. Drugiej żony z domu Habsburgów i to drugiej żony, która nie dała królowi następcy tronu.  Podobno Albrecht Hohenzollern czuwał nad edukacją i wychowaniem dzieci swojego doradcy i sekretarza i sam dopilnował, aby Georg von Kunheim Młodszy był wyedukowany pod kierunkiem samego Filipa Melanchtona i aby poznał Małgosię Lutrównę.
Aż boję się zapytać, co się musiało dziać na polskim dworze królewskim za czasów Zygmunta II Augusta, jeśli wokół Królowej kręcił się nieustannie szwagier Małgorzaty Luter i wychowanej Albrechta Hohenzollerna, człowieka, który jako Wielki Mistrz bardziej zniszczył Zakon Krzyżacki niż Bitwa pod Grunwaldem. Plus „fundował stypendia”  i gościł „u siebie” w Królewcu Jana z Czarnolasu czy Mikołaja Reya.  Jakże wychwalanych w programach szkolnych PRL.
O dalszych potomkach Paula i Małgorzaty Lutrów nie wiadomo zbyt wiele, bowiem prowadzili życie skromne i ciche czego nie da się powiedzieć o protektorach słynnego „bywszego mnicha Martina”.
Jedna z nich została uhonorowana na słynnym kompleksie pomnikowym w Worms w 1869 r. To landgraf Hesji Filip I ksywa  Großmütige  (Wspaniałomyślny), który był pierwszym i największym protektorem Martina Lutra oraz przewodniczącym Związku Szmalandzkiego czyli liderem protestanckich książąt. Podobno jednym z poważniejszych problemów życiowych i teologicznych, które konsultował od 1526 r. z „Wielkim Reformatorem“  w trzy lata od zawarcia związku małżeńskiego z Krystyną,  córką  księcia Saksonii oraz wnuczką Króla Polski Kazimierza Jagiellończyka- „wprowadzenie bigamii“ albowiem ślubna małżonka wg jego gustu była brzydka i nawet dużo piła (jak na jego gust) a on spotkał miłą panienkę lat 17, Margarethe von Saale, którą „trzymał jako kochankę, i z którą „wolał się ożenić“.Ale rozwodzić się też za bardzo nie chciał (zapewne bez związku z faktem, że małżonka była wnuczką Króla Polski i cesarzówny Elżbiety Habsburg).
 Trochę trwało, zanim Martin  udzielił porady teologicznej wg nowej, lepszej teologii.  Podobno w  dniu  10 października 1539 r. ( czyli  w momencie, gdy Landgraf Heski miał już z Krystyną Saksońską siedmioro dzieci) Martin Luter (zwolennik oczyszczenia Kościoła Rzymsko Katolickiego z różnych grzechów,w  tym z grzechu nieczystości ) oznajmił, że „spośród dwóch rodzajów zła, jakim są rozwód i bigamia, bigamia jest „lepsza“. Oczywiście chodzić miało o absolutnie, zupełnie sytuacje ekstremalne, jak to, że „żona jest zarażona trądem“ albo „nienormalna w innym sensie“..
Jak Reformator poradził, tak Filip I Wspaniałomyślny – zrobił. W dniu 4 marca 1540 r. w zamku Rotenburg w obecności Martina Bucera ze Szwajcarii i samego Filipa Melanchtona (prawdziwe nazwisko: Schwartzerdt). „Druga małżonka” zamieszkała po drugiej stronie placu, jak to mówią „vis a vis”.  Jak pokazały późniejsze wypadki, Krystyna Heska nie była chora na trąd ani nie była „nienormalna w innym sensie”, bowiem Heski Reformator Filip Wspaniałomyślny zrobił z nią jeszcze troje  dziecek : Filip II Hesse – Reinfels ur. 22 kwietnia 1541 r. , Krystyna ur. 29 czerwca 1543 r.  i George I Hesse- Darmstadt – 10 września 1547 r.  Za to sam był zarażony syfilisem już od 1539 r. Równolegle „druga małżonka” rodziła swoje dzieci- małych  „hrabiów zu Dietz”, konkretnie sześcioro do urodzin najmłodszego dziecka legalnego: 29 września 1547 r.
Zabawa się skończyła, kiedy  Filip I Wspaniałomyślny rozpoczął w koalicji z innymi „książętami protestanckimi”, którym się życie mocno poprawiło po masowym rabunku kościołów, klasztorów i majątków opornych katolików – otwartą  wojnę z kuzynem prawowitej Małżonki – cesarzem Karolem V Habsburgiem.  Mąż najstarszej legalnej córki Filipa I – Agnieszki Heskiej  Maurycy Wettyn z Miśni  mimo,  że protestant, za obietnicę uzyskania tytułu elektora saskiego – wsparł był wojska katolickie i w bitwie pod Muehlbergiem 24 kwietnia 1547 r. Nie można wykluczyć, że  w tej sprawie otrzymał ścisłe instrukcje od teściowej i ukochanej małżonki.
W bitwie tej Filip I Wspaniałomyślny i jego protestanccy koalicjanci stracili 8000 wojska a sam Filip poszedł do niewoli. Cesarz stracił zaledwie 200 żołnierzy.
Jego najstarszy syn Wilhelm IV Heski miał równie atrakcyjny przydomek a nie wiem, czy równie pasujący, jak ten tatkowy: „Der Weise” (Mądry), najstarszy wnuk Moritz Hessen-Kassel – nosił przydomek „Der Gelehrte” (Uczony) a z kolei prawnuk Wilhelm V Hesse-Kassel nosił przydomek „Wytrwały”.
A u nas nikt nie zadbał o dobry pijar  naszych katolików królów. Jak nie „Krzywousty” to „Łokietek” albo „Stary”.
Takie to wszystko ciekawe , że aż się prosi o serial telewizyjny z udziałem najlepszych aktorów. W końcu jedną z głównych ról i to tragiczną, gra wnuczka Króla Polskiego.
Na razie światełkiem w tunelu ma być spektakl telewizyjny „Listy z Rosji” wg Astolpha de Custine „Rosja w 1839 r.”.  Spektakl ten, jakkolwiek znakomity i bardzo potrzebny, jest czymś w rodzaju wygrania bitwy pod Grunwaldem ale bez zdobycia Malborka.
Astolphe de Custine, podobno mający we Francji jakieś poważne kłopoty wizerunkowe według jednych a jakoby skuszony wielkim sukcesem opisu Ameryki przez Alexisa de Tocqueville w dziele pod tytułem „O demokracji w Ameryce” udał się w podróż do Rosji latem 1839 r. w towarzystwie młodego hrabiego Ignacego Gurowskiego. Odwiedził St. Petersburg, Moskwę, Jarosław.  Wrażenia swoje opisał w 36 listach, które wydane zostały we Francji, gdzie cieszyły się ogromną popularnością oraz w Anglii i Niemczech. Natomiast w Rosji dzieło zostało zwyczajnie objęte zakazem.
Dzieło to jest przepełnione opisami „trudnego życia w trudnych dekoracjach” najwyższych i najniższych sfer społecznych Rosji owej epoki. I co najciekawsze, osobom, które urodziły się w głębokim PRL,opis carskiej Rosji w czasach rządów Mikołaja I Romanowa  przypomina opis życia mieszkańców ZSRR. Zwłaszcza klimat psychologiczny.
W zasadzie można otworzyć tę książkę w dowolnym miejscu, aby natknąć się na bardzo przenikliwe uwagi. Na przykład na stronie 191 tomu I (wydanie PIW, Warszawa 1995) takie oto zdanie: ”…Ów smutek, owa szorstkość tutejszej przyrody wywołuje swoistą nudę, która , jak sądzę, stanowi chyba przyczynę tak częstych na tym dworze tragedii politycznych.Tu dramat toczy się w świecie rzeczywistym, teatrowi przypada w udziale jedynie wodewil, który w nikim nie budzi lęku(…) W Rosji zezwala się jedynie na błahe rozrywki. W panującym tu porządku rzeczy prawda życia jest zbyt ciężka , aby dopuszczono do istnienia jakiejś poważniejszej literatury…”.
Można powiedzieć, że czym jest taka  krytyka wobec uporczywego przypisywania Polsce i Polakom sprawstwa pomocniczego przy wymordowaniu kilku milionów Żydów przez „nazistów”. Czym ta krytyka jest przy nazwaniu KL Auschwitz „polskim obozem koncentracyjnym”.
I tutaj widać tę fundamentalną różnicę między państwem poważnym i niepoważnym.
Kiedy władze rosyjskie zapoznały się z zawartością „Listów z Rosji” na początek – zakazały wydawania i czytania tej książki w Rosji. A potem zaczęła być „rozpylana” szeptana plotka, że te „przesadzone i wrogie Rosji opinie” nieszczęsny markiz de Custine nabył w wyniku przestawania z pewnym polskim młodzieńcem, do którego miał wyraźną słabość. I któremu miał coś „wyjednać na dworze carskim”. Pamiętam te plotki, kiedy po raz pierwszy ukazały się jakieś małe urywki „Listów z Rosji” jeszcze w drugim obiegu.
Z czasem „postawiono” na „konika homoseksualizmu” jeszcze mocniej i obecnie , pomijając fakt, iż książka ta jest obecnie słabo znana na Zachodzie, to cała siła tzw. krytyki literackiej jest rzucana „na odcinek obyczajowy”. No i „przysłowiową polską rusofobię kochanka Gurowskiego”.
Nie mam powodów aby kwestionować opcję seksualną markiza i pana Ignacego Wenzla Gurowskiego, przyjaciela z czasów paryskich i towarzysza podróży do Rosji, ale rodzą się jednak pewne wątpliwości.
Sam markiz de Custine nie pochodził z rodziny szczególnie rojalistycznej: jego dziadek Adam Phillipe de Custine ur. 1742 r. w Metz, uzyskał stopień kapitana w czasie wojny siedmioletniej a jako pułkownik wyjechał  w korpusie ekspedycyjnym na Wojnę o Niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wrócił w stopniu marszałka polnego.  I wdał się w politykę w 1789 r. na zasadzie „od rzemyczka do koziczka”. Już w 1791 r. został dowódcą rewolucyjnej Armii Renu a następnie dowódcą Armii Nord. W walkach frakcyjnych jeden ma szczęście a inny nie i pechowy marszałek został aresztowany i zgilotynowany 28 sierpnia 1793 r. a jego syn 22 stycznia 1794 r. Mały Astolphe miał wtedy 6 lat i wychowywała go matka, która była przyjaciółką samej madame de Stael, czyli raczej nie zakładała z nią Kółka Różańcowego.
Ciekawą postacią jest też Ignacy Gurowski, traktowany w życiorysie De Custine’a dość obcesowo.
I bardzo oszczędnie jeśli idzie o informacje o jego rodzinie i drzewku genealogicznym.
Trzeba się mocno natrudzić, aby odtworzyć listę przodków i powiązań rodzinnych Ignacego Gurowskiego.  Ale warto.
Ignacy Wencel Gurowski urodził się w 17.05. 1812 r. jako syn hrabiego Władysława Gurowskiego z Rusocic i pani Genowefy Gurowskiej z domu Cieleckiej. O ojcu niewiele wiadomo, natomiast dziadek Rafał Gurowski ur. 1716 r. w Kościelcu prezentuje się jako elita „I Rzeczpospolitej upadającej” z najwyższej półki :  kasztelan poznański i kasztelan przemęcki jak również szambelan króla Augusta III Sasa , nagrodzony za „odrębne usługi” tytułem hrabiowskim pruskim przez Fryderyka Wilhelma. Odznaczony przez Króla Stasia Orderem Orła Białego i Orderem Św. Stanisława, wchodził w skład delegacji „do zatwierdzenia rozbioru Rzeczpospolitej 1772 r.”.
Jego młodszy braciszek czyli stryjeczny dziadek Ignacego Gurowskiego Władysław Roch był jeszcze ciekawszą postacią. Ur. 1715 r. w Warszawie jako syn Melchiora, kasztelana poznańskiego, gnieźnieńskiego i kaliskiego, miał w 1737 r. wyjechać jakoby „na  nauki do Króla Leszczyńskiego do Luneville” i wstąpił pod dowództwo Maurycego Saskiego, bękarta Augusta II Mocnego i Aurory von Koenigstein, który był całkiem zdolnym dowódcą wojskowym i chwilowo „wynajął się” jako marszałek w armii Ludwika XV. A „na boku” miał negocjować swoje szanse na uzyskanie korony królewskiej w Finlandii u cesarzowej Elżbiety a w roli kuriera i negocjatora obsadził Władysława Rocha. Jak tam było, tak tam było. Maurycy Saski otrzymał w prezencie od Ludwika XV zameczek a Władysław Roch pożeglował do Rzeczpospolitej, gdzie rozpoczął dynamiczną karierę polityczną. Podobno lawirował strasznie, ale chyba niekoniecznie, bowiem stale był w łaskach u Króla Stasia a kasę miał brać od Repnina oraz order Św. Anny od carowej Katarzyny. Szarpał się z Konfederatami Barskimi tak, że musiał wiać na Śląsk, ale i tak należał do delegacji rozbiorowej w 1772 r. a 18 września 1773 r. podpisał Traktaty Cesji Rzeczpospolitej Polskiej na rzecz zaborców. Nawiasem od 1768 był pisarzem nadwornym litewskim a od 1781 r. marszałkiem wielkim litewskim.
Tak więc Ignacy Gurowski miał przodków o ustalonych priorytetach  a sam też błysnął na europejskiej scenie, kiedy z porwał ze szkoły dla bardzo dobrze urodzonych panienek z klasztoru w Paryżu infantkę hiszpańską Isabel Ferdynandę de Burbon, z którą wziął potajemny ślub aż w Dover, po czym para przeniosła się do Brukseli wyczekując reakcji ojca panienki Króla Hiszpanii Karola IV Antoniego de Burbon. Tatko dał pensję wygnańcom oraz niechcianemu zięciowi tytuł granda hiszpańskiego. Małżeństwo miało ośmioro dzieci, z których czworo dożyło dorosłości. Sam Ignacy Gurowski grand hiszpański spełniał się w misjach dyplomatycznych między Domem Hiszpańskim a Cesarzem Napoleonem III.
W tych warunkach raczej trudno posądzać Ignacego Gurowskiego o jakieś szczególnie antyrosyjskie poglądy w sytuacji, gdy stryjeczny dziadek brał ordery od samej Katarzyny II a rodzona siostra Cecylia została małżonką samego generała Frederiksa, adiutanta cara Mikołaja I. Którego krainę pan Gurowski odwiedzał wspólnie z markizem Astolphem. Zastanawiam się też  nad tymi „gejowskimi skłonnościami” hrabiego Ignacego, ojca ośmiorga dzieci.  Jakoś nikt nie bierze pod uwagę ówczesnego obyczaju goszczenia się  artystów i intelektualistów  w nowobogackich zameczkach  na zasadzie „czuj się jak u siebie w domu”. Na przykład Fryderyk Chopin  czy Wiktor Hugo też bywali gośćmi markiza.
Hrabia Ignacy miał też ciekawego brata Adama Gurowskiego, który zaczął od studiów na niemieckich uniwersytetach i spiskowaniem u karbonariuszy a w latach 1829-1831 nie było większego od niego przeciwnika carów i żołnierza Powstania Listopadowego, aby już w 1834 r. publicznie potępić Powstanie Listopadowe a w dodatku ogłosić w gazecie „Ausburger Allgemeine Zeitung” błaganie o łaskę cara rosyjskiego aby zakończyć –wyparciem się Narodu Polskiego i Wiary, jak należy domyślać się katolickiej. A na koniec został panslawistą i dostał robotę w Departamencie Stanu USA.
Jak widać, dzieło „Listy z Rosji” mogły zaskoczyć władze carskie, jeśli się weźmie pod uwagę, że towarzyszem podróży markiza Astolphe’a był syn i wnuk zdrajców Rzeczpospolitej i kolaborantów Rosji i Prus, którego rodzony brat dopiero co wyparł  się Polski, swojej wiary i błagał cara o łaskę.

Jak więc widać, ledwie zaczynamy czytać życiorys reformatora Lutra lub byle awanturnika polskiego z XVIII w. czy XIX w. , to staje się jasne, że historia z punktu widzenia Polski  nie została napisana. Nikt nawet nie ZACZĄŁ jej pisać.  To jest co najwyżej „wojna pijarów” jak nie protestanckich, to socjalistycznych, jak nie ruskich to pruskich albo francuskich.  A my jeszcze nawet nie zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, że dobry pijar dałby nam jakieś korzyści.
https://es.wikipedia.org/wiki/Isabel_Fernanda_de_Borb%C3%B3n
https://fr.wikipedia.org/wiki/Astolphe_de_Custine
https://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Gurowski

czwartek, 16 marca 2017

Tusk. Merkel.Hohenzollern.Hitler.Prusy i Law No.42



Kto by pomyślał, że wybranie urzędnika odpowiedzialnego za „zabezpieczenie słonych paluszków i wody mineralnej” dla Rady Europy wywoła takie emocje u naszych zachodnich sąsiadów. I że całkowicie zerwą z dyplomacją i pozorami. Wiadomo, że oficjalnie ich granice są  z 1937 r. a 8 maja 1945 r. poddał się „tylko Wehrmacht”. Ale żeby tak otwarcie pokazywać, że są ze swoim wschodnim sąsiadem w stanie wojny, to naprawdę trzeba mieć poważny powód
Cokolwiek było celem serii ataków medialnych i politycznych na Polskę i aktualną ekipę rządzącą, to w dziwny sposób forma i treść przypominała to, co działo się między Niemcami a Polską po roku 1918 r. Kiedy Alianci  a osobiście Prezydent USA odkroili Niemcom a konkretnie Prusom na rzecz Rzeczpospolitej Polskiej: Wielkopolskę, Warmię i kawał Śląska a „Danzig” oddali jedynie częściowo.
Wtedy najbardziej poszkodowana była ex-panująca rodzina Hohenzollernów czasem występująca pod nazwiskiem von Preussen oraz tzw. szlachta pruska. No i nie było żadnego zdziwienia, że 1 syn i 8 wnuków Wilhelma II byłego cesarza Niemiec wjechało 1 września 1939 r. do Polski jako oficerowie Wehrmachtu.
Skończyło się tym, że Armia Czerwona skorzystała wielokrotnie z przywileju zarezerwowanego do roku 1918 r. tylko dla członków rodziny panującej Hohenzollern czyli do przechadzania się pod Bramą Brandenburską.
W dodatku Alianci po zapoznaniu się z dokonaniami III Rzeszy (obecnie ukrywanej pod ksywą „naziści”) na terenach okupowanych upoważnili swoich pełnomocników do administrowania zonami okupacyjnymi do wydania 25 lutego 1947 r. kolejnego dekretu, tym razem dekretu nr 42  o zakończeniu istnienia Prus. Zakończenia istnienia na zawsze i zakazania używania symboli tego państwa oraz rozgospodarowania aktywów „po sąsiadach”.. I na jego podstawie alianci odrąbali  od Niemiec całege Pomorza Zachodnie, Mazury czyli byłe Prusy Wschodnie oraz cały Śląsk.  
Tym razem rodzina Hohenzollernów oraz inne pruskie rodziny arystokratyczne i tzw. zwykle ziemiaństwo otrzymały cios bardzo silny, choć nie śmiertelny. Hohenzollernom zostało jeszcze parę tysięcy hektarów, kilka zamków oraz nieznana ilość niezwykle wartościowych dzieł sztuki i biżuterii.
I jakkolwiek zalewa telewizje, radia, internet i księgarnie anglojęzyczne i polskie lament na temat wielkich cierpień Niemców w roku 1945 i później, zwłaszcza w Czechosłowacji i Polsce, to ten lament wykonują niemal wyłącznie tzw. prości ludzie, zazwyczaj kobiety a jeśli robią to mężczyźni, to tylko jeśli w roku 1945 r. mieli nie więcej niż lat 14.”Z arystokracji” raz czy dwa wystąpiła hrabina Marion Doenhof jako tzw. przeciwniczka nazizmu. Reszta milczy.
Tymczasem kiedy zajrzy się do niemieckiej prasy bulwarowej albo do mediów o zacięciu kulturalnym i historycznym , to widać, że od paru lat uprawiana jest na bardzo dużą skalę kampania „przywracania Niemcom i Europie” „wielkiego męża stanu, myśliciela i polityka” czyli Fryderyka II Hohenzollerna, króla Prus, wszędzie, nawet w Polsce z jakichś powodów nazywanego „Wielkim”.
Najpierw jego wielki pomnik zbudowany jeszcze przed 1914 r. wrócił na zaszczytne miejsce w centrum Berlina a ostatnio obchodzono z wielką pompą 300-lecie jego urodzin.  I z tej okazji   objawił się na forum publicznym i przemówił w obecności Bundeskanclerza i kilku ministrów oraz kilkuset precyzyjnie wybranych gości – potomek Fryderyka II króla Prus – prinz Georg Friedrich  von Preussen,  pra-prawnuk cesarza Niemiec Wilhelma II , który abdykował w 1918 r. czyli w  prostej linii potomek „wielkiego Fryderyka”. Dla porządku należy zauważyć, że nazwa „Prusy” jest zakazana a tytuły arystokratycznie zostały zniesione jeszcze przez Republikę Weimarską , więc kluby piłkarskie noszą nazwę Borussia, a członkowie  byłego rodu panującego Hohenzollern zarejestrowali sobie „prinz von Preussen” jako nazwę własną a konkretnie – nazwisko.
Prinz Georg Friedrich von Preussen  ur. w 1976 r. pod Bremą jest prawnukiem najstarszego syna cesarza Wilhelma II i był wychowywany przez swoich dziadków: Luisa Ferdinanda księcia von Preussen (1907-1994) i Kiry Kiriłowny z domu Romanow, córki księcia Kiriła Władimirowicza Romanowa (wnuka cara Aleksandra II i kuzyna cara Mikołaja II oraz księżnej Victorii Melity von Sachsen Coburg und Gotha ( córka Alfreda, drugiego syna królowej Wiktorii oraz córki cara Aleksandra II Romanowa).  Jego ojciec Louis Ferdinand Prinz von Preussen zmarł w 1977 r.  jako oficer Bundeswehry w wyniku wypadku na manewrach.
Co ciekawe, wszystkie wydarzenia w rodzaju ślubów i pogrzebów rodziny Hohenzollern były w ostatnich dekadach w Niemczech bardzo silnie nagłaśniane przez media. Dzięki czemu można teraz obejrzeć filmiki ze ślubu młodego Georga Friedricha von Preussen z księżniczką Sophie von Isenburg  w roku 2011. Kilkugodzinną transmisję na żywo z Poczdamu nadawała Telewizja Rundfunk Berlin –Brandenburg.  Po śmierci dziadka Luisa Ferdinanda von Preussen w 1994 r. młody Georg Friedrich został wyznaczony na „Głowę Domu Hohenzollern”.
I tu dochodzimy do ciekawego wątku w najnowszych relacjach niemiecko –polskich i udziału w nich „Domu Hohenzollern”.  Oto u docenta wiki w  wersji anglojęzycznej pod hasłem „House von Hohenzollern” znalazła się niesamowicie ciekawa informacja, której trudno szukać w polskiej lub polskojęzycznej prasie.
W rozdziale „Hohenzollerns since 1918 abdication”  jest podane, że jakkolwiek liczne zamki i posiadłości ziemskie Hohenzollernów „na terenie sowieckiej zony okupacyjnej w 1945” zostały skonfiskowane, to jednak „po unifikacji Niemiec” sytuacja jakoby się „prawnie zmieniła” i „rodzina” (Hohenzollernów) cytuję:”… była uprawniona do zażądania zwrotu ruchomej własności, a mianowicie kolekcji sztuki i elementów wnętrz ich byłych pałaców. Negocjacje co do zwrotu lub odszkodowania za te składniki aktywów nie zostały jeszcze sfinalizowane…”. (the family was legally able to re-claim their portable property, namely art collections and parts of the interior of their former palaces. Negotiations on the return of or compensation for these assets are not yet completed…”.).
To jest niezmiernie fascynujące, że jakieś osoby reprezentujące polskie władze niewiadomego szczebla prowadzą z „Domem Hohenzollern” od 1989 r. negocjacje na temat zwrotu przez Polskę na rzecz Prusaków, którzy dokonali rozbioru I Rzeczpospolitej w XVIII w. a syn Fryderyka II króla Prus zwanego „Wielkim” – Fryderyk Wilhelm II krół Prus w latach 1786-1797 uczestniczył w II i III rozbiorze Rzeczpospolitej a także zaplanował i dokonał grabieży skarbca na Wawelu, w tym 19 najcenniejszych obiektów na czele z koroną Bolesława Chrobrego. Insygnia królewskie przetopił i kazał wybić monety a biżuterię sprzedał.
A teraz „Dom Hohenzollernów” w charakterze „ofiary II WW” składa roszczenia wobec Polski i negocjuje „zwrot ruchomości” z kilku zamków. Biorąc pod uwagę fakt, iż rodzina Hohenzollern , podobnie jak inne najważniejsze rodziny Cesarstwa Niemiec pozbawione władzy i tytułów za czasów Republiki Weimarskiej poukrywały „aktywa” w różnych fundacjach, nie można wykluczyć, że już teraz na terenie byłych posiadłości Hohenzollernów i innych im podobnych pruskich rodzin (jak bracia Krockow, którzy zdołali dzięki wójtowi wyrobić sobie polskie dowody osobiste , mimo, że jeden z nich służył w SS) już takie „fundacje” działają.
To robi się ciekawie, zwłaszcza w świetle tego, o co pytał pana Friedricha Eugena von Preussen pewien dziennikarz irlandzki w 2014 r. dla gazety Irich Times w artykule pt. „ Człowiek, który może zostać kajzerem”. Artykuł zaczyna się od zdania: „100 lat po tym, jak kaizer Wilhelm poprowadził Niemcy na wojnę, jego pra-pra-wnuk dokonuje  próby odzyskania rodzinnego majątku”. A może „losu”.  Dziennikarz przypomina też, że w 4 lata po przegraniu przez Niemcy II WW, Alianci okupujący Berlin wprowadzili przepis stanowiący, że :”…”Państwo pruskie, które od najwcześniejszych dni było źródłem militaryzmu i reakcji w Niemczech, przestało de facto istnieć…”. ( “The Prussian state, which from early days has been a bearer of militarism and reaction in Germany, has de facto ceased to exist.”.).
Ale zostały “pruskie wartości” takie jak: dyscyplina, punktualność i silne poczucie hierarchii. Które niektórzy poza Niemcami uważają nawet za wady.
I pisze ten dziennikarz o kampanii „odświeżania marki Hohenzollern”, jaka rozpoczęła się m.in. książką p. „Sleepwalkers” profesora Cambridge Christophera Clarka . Książka ta już jest wydana po polsku pt. „Lunatycy” i jest życzliwie omawiana przez m.in. Kulturę Liberalną. Że teza niemieckiego historyka Fischera o wyłącznej odpowiedzialności Niemiec za I WW jest błędna. Między innymi.
No ale w historii Hohenzollernów „pozostał cień III Rzeszy” i „flirt z Hitlerem” zagaił irlandzki dziennikarz. Na to „człowiek, który może zostać kajzerem” wybuchnął szczerym oburzeniem: „…Uważam, iż to wielki wstyd, jak , do dnia dzisiejszego wielu historyków akceptuje nazistowską propagandę i widzi prostą linię od Fryderyka Wielkiego do III Rzeszy…”.
I podzielił się z irlandzkimi czytelnikami następującymi złotymi myślami, które warto zapamiętać nad Wisłą. Pierwsza złota myśl księcia Georga jest taka, że „obecna rola Niemiec w Europie jest inna, niż ją widziały poprzednie pokolenia”. A konkretnie książę uznaje za absurd to, co powiedział były kanclerz Helmut Schmidt niedawno o tym, że zbrodnie III Rzeszy wykluczają możliwość by Niemcy pełniły wiodącą rolę w Europie w nadchodzących wiekach”. „Jest odwrotnie” powiedział pan von Preussen. I dodał :”…Myślę, że jest dla wszystkich jasne, że Niemcy muszą objąć wiodącą rolę w Europie…”. A kiedy dziennikarz zapytał o rolę pani kanclerz Merkel w realizowaniu przez Niemcy tego nowego zadania, książę Friedrich Eugen odpowiedział, że :”…Ona reprezentuje pozytywne wartości pruskie: skromność, skrupulatność i poczucie obowiązku…”.
A to się komsomołka z NRD doczekała komplementów od samego późnego wnuka Fryderyka II.
Ten wywiad sprzed 3 lat całkiem jasno ustawia hierarchię nieformalną w długofalowej polityce Niemiec. Sukcesy Hohenzollernów w okresie zaledwie 150 lat są nadal niespełnionym ideałem niemieckich elit.  A straty Hohenzollernów poniesione w XX w. są traktowane jako krwawiąca rana całych Niemiec. 
Więc w ramach „wiodącej roli Niemiec w Europie” pani Merkel ma prawo bez pytania o zgodę rządu Rzeczpospolitej mianować sobie dowolnego obywatela UE na dowolne stanowisko w tejże UE. I w ramach tejże wiodącej roli Niemiec we współczesnej Europie interpretacja tego, czyja strata wojenna jest ważna i rodzi skutki a o której już dawno wszyscy , poza ofiarami, zapomnieli – należy do Niemiec.
I w ramach tego sposobu myślenia politycznego jest rzeczą oczywistą dla niemieckiej elity politycznej, że Polska winna się przyzwyczajać, do „oddania Prus”, bo „8 maja 1945 r. –skapitulował bezwarunkowo tylko Wehrmacht”. A władze III Rzeszy Niemieckiej czyli nieżyjący kanclerz Hitler i zniknięty jego następca – nie skapitulowali. Prawnicy to potęga.
Więc jak tu się dziwić kiedy się czyta o negocjacjach z „Domem Hohenzollern” na temat zwrotu „ruchomości” a może i „nieruchomości” Hohenzollernów na terenach „obecnie administrowanych przez Polskę’. A parę tych zamków Hohenzollernowie na wschód od Odry mieli, o czym zawiadamiają na swojej stronie internetowej: zamek  w Oels (Oleśnica koło Głogowa) i Kadyny koło Elbląga, parę nieruchomości w Posen, w tym „zamek” wybudowany w 1910 r. oraz zamek w Obiszówku (Klein Obisch) koło Polkowic (albo koło Glogau, jak kto woli)  bo tam bywał ex-prinz Wilhelm von Preussen. No i jeszcze zamek w Zaborze, gdzie do 1945 r. mieszkała nieutulona w żalu wdowa- druga żona ex-cesarza Wilhelma II Hohenzollerna Hermina von Reuss primo voto von Schönaich-Carolath. I jakieś ruiny w Żmigrodzie.
Młody Eugen Ferdinand von Preussen oburza się na samo przypuszczenie, że polityka Fryderyka II Hohenzollerna doprowadziła prostą ścieżką do III Rzeszy Niemieckiej i jej „dokonań” ale też , o czym nie mówi, do dekretu Aliantów nr 42 z 25 lutego 1947 r.
Czym były w historii Niemiec najważniejsze rody Cesarstwa Niemieckiego, w tym zwłaszcza Hohenzollernowie oraz Hesse-Kassel i cały „Dom Hessen”  i jak sobie poczynali przed, w trakcie i po II WWW  opisał amerykański historyk nazizmu prof. Jonathan Petropoulos w książce pt. „The Royals and The Reich” (Rody królewskie i Rzesza) wydanej w Oxford University Press w 2008 r. Profesor Petropoulos zbadał na wyrywki powiązania rodzinne najważniejszych rodów oraz ich poczynania  od końca I WW do lat po II WW i związki z ruchami na rzecz odtworzenia monarchii w Niemczech i związki z nazizmem m.in. w związku z aktywnym poszukiwaniem zagrabionych dzieł sztuki w imieniu środowisk żydowskich w USA.
Z tej książki dowiadujemy się  m.in. , że :
- 270 niemieckich książąt było członkami NSDAP a „wyrywkowa próbka” 312 rodzin „starej arystokracji” dała aż 3.592 członków NSDAP. KAŻDA  rodzina ziemiańska na wschód od Elby miała w NSDAP przynajmniej jednego członka partii. Jedna trzecia „nazi-arystokratów” wstąpiła do NSDAP  ZANIM Hitler został kanclerzem, szlachetnie urodzeni (nobles) byli najbardziej „faszystowscy” wśród grup społecznych,
- ponad 70 baronów niemieckich było wysokiej rangi SS-manami. Zanim naziści doszli do pełnej władzy wśród liderów SS byli m.in.: książę Franz Josef von Hohenzollern-Emden, książę zu Waldeck und Pyrmont, Wielki Książę Fridrich Franz von Mecklenburg, Książę Raphael von Thurn und Taxis, Książę Ernst zur Lippe, Książę Stephen zu Schaumburg-Lippe i Książę Alexander zu Dohna-Schlobitten,
- książę August Wilhelm von Preussen czwarty syn Wilhelma II ex-cesarza Niemiec  wstąpił do SA i uzyskał tam stopień generała-majora (Obergruppenfuehrer) a 1 kwietnia 1930 r. do NSDAP;był bardzo aktywnym członkiem obu organizacji, przemawiał na dużych zgromadzeniach partyjnych i namówił wielu arystokratów do zaangażowania się w SA i inne organizacje,
- Kronprinz (następca tronu) Wilhelm brał udział w  publicznej kampanii na rzecz zdobycia władzy przez nazistów, we wczesnej fazie wstąpił do SA –Motor divisi on pod komendą kuzyna barona Carla Eduarda von Sachsen Coburg und Gotha ( najmłodszy wnuk królowej Wiktorii) a w latach 30-tych odbywał regularne spotkania z Hitlerem, szwagier Kronprinza Wilhelma – Hans –Victor von Salviati w 1939 r. wstąpił do SS,
- dwaj synowie Kronprinza : książę Wilhelm von Preussen (1906-1940) i książę Hubertus von Preussen wstąpili do NSDAP. Książę Hubertus von Preussen uczestniczył we wrześniu 1939 r. w „Polenfeldzug” czyli w najeździe na Polskę,
- ex-cesarz Wilhelm II  nie mając prawa powrotu do Niemiec był  przed wybuchem wojny odwiedzany przez Goeringa i  regularnie wysyłał na ręce Hitlera telegramy i listy gratulacyjne, zazwyczaj poprzez swoich adiutantów von Dommesa i Inselmana, zarówno w trakcie dochodzenia Hitlera do władzy jak i w trakcie aneksji Austrii i kolejnych napaści i podbojów krajów europejskich. Po zwycięskim podboju Polski w jego imieniu generał von Dommes napisał m.in.:”…Jego Wysokość Kaizer i Król Wilhelm II  towarzyszył gorącym sercem niemieckiej wschodniej Armii w triumfalnej kampanii.Kaizer chciałby wyrazić głęboki podziw dla Blizkriegu : nowoczesnemu uzbrojeniu, strategii operacyjnej i  bezgranicznej odwadze oddziałów…”.  W 1940 r. po zwycięstwie nad Francją miał napisać do swojej siostry Margarethe von Hessen (planowana na „królową Finlandii” w swoim czasie)  m.in.:”..Ręka Boga buduje nowy porządek i działają cuda(…) Stajemy się Stanami Zjednoczonymi Europy pod  kierownictwem Niemiec, zjednoczonym Europejskim Kontynentem..”.
- tuż po pierwszych wielkich zwycięstwach Wehrmachtu po napaści na ZSRR w brytyjskim MSZ w lipcu 1941 r. powstało memorandum, zawierające m.in. takie informacje o poglądach wyrażanych przez Niemców: 1) Niemcy wierzą, iż bitwa nabiera tempa i mogą szybko osiągnąć główne cele, jakimi są : Leningrad, Moskwa i Kijów , 2) Niemcy rozważają utworzenia stanowiska „Imperatora Rosji”, którym mógłby być trzeci syn byłego Kaizera Luis Ferdinand. Oni rozważają stacjonowanie i okupowanie Rosji na zachód od Wołgi…”.
Autor książki „The Royals and The Reich” zauważa w kilku miejscach, że od razu po zakończeniu wojny Hohenzollernowie, podobnie jak inne najwyższe rody uwikłane w popieranie i kolaborację z nazistami- rozpoczęli natychmiast kampanię dezinformacyjną, mającą na celu całkowite zaprzeczenie jakimkolwiek związkom czy popieraniu Hitlera. Jest faktem, że stosunki ochładzały się stopniowo, w miarę, jak widać było, że Hitler nie będzie się dzielił władzą i nie zamierza restaurować monarchii. A dramatycznie poparcie spadło po pierwszych klęskach na Wschodzie a konkretnie po Stalingradzie. Natomiast jeśli chodzi o zamach 20 lipca 1944 r. Kronprinz wydał  członkom rodziny całkowity zakaz przystępowania do spisku.
Minęły lata i pamięć o Hohenzollernach jest z jednej strony idealizowana a z drugiej – niewygodne fakty, jak uczestniczenie w organizacjach poprzedzających powstanie NSDAP a lansujące Hitlera jak paramilitarna organizacja „Der Stahlhelm”- Liga Żołnierz Frontowych czy Der Harzburger Front – koalicja organizacji paramilitarnych, partii (NASAP)  i stowarzyszeń przeciwnych rządom demokratycznym – zostały zapomniane.
A na liście członków tej koalicji znajdują się zarówno książę Wilhelm August von Preussen czwarty syn ex-cesarza Wilhelma II , książę Carl Eduard von Sachsen Coburg und Gotha –kuzyn Hohenzollernów i wnuk królowej Wiktorii ( przyszły szef nazistowskiego Czerwonego Krzyża) , generał Wilhelm von Dommes – osobisty pełnomocnik ex-cesarza oraz m.in. Adolf Hitler, Goebbels, Goering, Hess, Himmler i cała masa hrabiów, książąt i baronów.
Aby jeszcze lepiej widzieć przepaść mentalną między rosnącymi w siłę Niemcami, rządzącymi dzisiaj bez żadnej widocznej opozycji Europą a  Polską zamieszkałą przez katolicką większość i  trzymającą w garściach (chyba coraz słabiej)  „zdobycze Hohenzollernów” ostatnich 250 lat, trzeba pamiętać, że poczynając od Fryderyka II królowie i cesarz Prus byli patronami i prominentnymi członkami pruskiej masonerii. 
Oto lista: 1)  Fryderyk II król Prus od 1744 r. oficjalny Protektor założonych pruskich lóż masońskich, 2) August Wilhelm Prinz von Preussen, młodszy brat Fryderyka II Króla Prus, generał, ojciec  Fryderyka Wilhelma Króla Prus, 3) Fryderyk Heinrich Ludwig von Preussen, młodszy brat Fryderyka II Króla Prus, generał, 4) Fryderyk Wilhelm II Pruski –Król Prus 1786-1797 –ten co zagrabił koronę Bolesława Chrobrego i 19 klejnotów koronnych Rzeczpospolitej, 5) Fryderyk I Hohenzollern król Prus 1861-1888, cesarz Niemiec 1871-1888, szef Związku Północnoniemieckiego, 6) Fryderyk III Hohenzollern Kronprinz, cesarz Niemiecki i Król Prus -1888 (od 9 marca do 15 czerwca), 7) Fryderyk Leopold Pruski – ostatni protektor masonerii pruskiej z rodu Hohenzollernów, w 1889 wstąpił do loży, od 1894 protektor wszystkich trzech lóż pruskich, 1895 – Wielki Mistrz Zakonu Wolnomularskiego, Wielkiej Loży Narodowej Masonerii Niemieckiej.
Jak widać, marzenie wyrażone w 1940 r. przez cesarza Wilhelma II Hohenzollerna – spełnia się na naszych oczach a w Polsce są takie środowiska, które gotowe są nieba przychylić twórcom projektu powrotu „starych dobrych kajzerowskich czasów” i „pruskich cnót”. A władza zerwie się czasem z jakąś okładką tygodnika –do boju, aby za tydzień czy dwa znowu zapaść w letarg. A Więzień Obozu Koncentracyjnego na własny koszt będzie pozywał niemieckie szmatławce i szczekaczki za kłamstwo pod tytułem „polskie obozy koncentracyjne”.


niedziela, 5 marca 2017

Rok 2017 czyli Luter, Lenin, Stasiuk i bombardowanie Drezna wg Frljica.




Mamy rok 2017, rok okrągłych rocznic wydarzeń, które do dzisiaj kształtują rzeczywistość wielu  narodów. Również naszego. Ale nie wszystkie rocznice są widoczne w przestrzeni publicznej a te, które są widoczne, niekoniecznie są widziane – w prawdzie.

Tak więc rok 2017 to 500-lecie wystąpienia Martina Lutra z jego tezami w Wittenberdze, 300-lecie powołania do życia Wielkiej Loży Londynu w gospodzie „Pod gęsią i rusztem” czyli „początek nowoczesnej masonerii”.
Również w tym roku obchodzimy 300-lecie Koronacji Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej i 100-lecie Objawień Matki Boskiej w Fatimie. Jak również 100-lecie „oddania strzału z pancernika Aurora” czyli rozpoczęcie rewolucji październikowej w Rosji i wypłynięcie „osobowości wieku” Włodzimierza Lenina.
Przy okazji dodam od siebie, że w roku 2017 mija 1000 lat od heroicznej polskiej obrony Głogowa przed wojskami cesarza Henryka II niemieckiego a także 1000 lat od wielkiego sukcesu wojsk polskich, które w kontrataku ścigały wojska niemieckie aż  aż na tereny „między rzekami Łabą i Muldą” a to jest trochę na zachód od miasta Norymberga.

W tym roku mija też ciekawa i obchodzona „przez nikogo” ale za to bardzo pouczająca 900 rocznica konsekrowania Opactwa Augustianów w Merton, hrabstwo Surrey,  Anglia – za rządów króla Henryka I.  Historia tego Opactwa to wielka nauka o tym, jaki wpływ mają błogosławieństwa w budownictwie: budowę rozpoczęli Bracia Augustianie  w 1100 r. a  konsekracji dokonano  w 1117 r. Do tego  Opactwa wstąpił w 1125 młody mnich Nicholas Breakspeare, który został Papieżem Hadrianem IV (1154 r. ) a w 1130 r. – Thomas Beckett.
Minęło ponad 400 lat i w 1538 r. i za rządów Henryka VIII zostało ono zdewastowane i rozszabrowane.  Następnie materiały budowlane z Opactwa zostały wykorzystane do rozpoczętej budowy wymarzonego przez Henryka VIII Pałacu Nonesuch. Pałac Nonesach miał być wybudowany na terenach wyburzonej wcześniej wsi i kościoła . Pałac miał być symbolem wielkości i glorii dynastii Tudorów. Skończyło się na tym, że  królowa Anna sprzedała go księciu Arundel w 1556 r.  a w 1660 został on skonfiskowany przez króla Karola II Stuarta. Król w  1670 r. podarował gigantyczny pałac  swej faworycie  Barbarze Castlemaine. A ta czarodziejka   już w 1682 r. rozebrała pałac i sprzedała materiały za długi karciane. Dzisiaj na miejscu Opactwa Merton znajduje się Sainsbury’s supermarket.
Może to złośliwe, ale w losach tego pałacu widzę „wkład Martina Lutra do cywilizacji europejskiej”: Oczywiście niesłusznie.
W sumie tematu okrągłych rocznic by nie  było, gdyby nie śledzenie karier panów Olivera Frljica – reżysera teatralnego i dyrektora teatru narodowego Chorwacji  i Andrzeja Stasiuka  pisarza i wydawcy w niemieckojęzycznej „strefie kulturalnej”.
Andrzeja Stasiuka można znaleźć na strona internetowa  niemieckiego wydawnictwa Suhrkamp Verlag AG z siedzibą w Berlinie,  które od 2000 r.  15 dzieł literackich pana Stasiuka, podobnie jak dzieł Stanisława Lema i Wisławy Szymborskiej.
 Wydawnictwo Surhkamp  celebruje dwie okrągłe rocznice: „”500  lat Reformacji” wydając dzieła wszystkie Martina Lutra oraz kilka tytułów na temat jego dzieła i roli w historii.
 Obchodzi też nawet bardziej okazale setną rocznicę rewolucji październikowej wydając aż 14 książek ,  tym Włodzimierza Lenina „Rewolucja i polityka”, Sławoja Żiżka „Die Revolution  stert bevor- Dreizehn Versuche über Lenin” a także listy Maryny Cwietajewej i powieść radzieckiego pisarza Andrieja Płatonowa pt. Baugrube (Wykop). 
W przypadku radzieckiego pisarza Płatonowa to jest on „tematem wiodącym” obchodów rewolucji w przypadku Suhrkamp Verlag  AG. Jest on a wraz z nim przesławna rewolucja październikowa przybliżany czytelnikom niemieckim w serii wykładów pt. ”Utopie und Gewalt.Werk und Wirkung des Schriftstellers Andrei Platonov’”.  Jeden z takich wykładów przeprowadził do spółki z panem Volkerem Weikselem redaktorem czasopisma „Osteuropa”  pan Andrzej Stasiuk pisarz i właściciel prywatnej firmy, co zostało uwiecznione serią zdjęć. Nie wiemy, co mówił pan Andrzej Stasiuk o Andrieju Płatonowie i o rewolucji Październikowej, ale może warto poznać choćby fragment życiorysu tego sowieckiego pisarza aby uświadomić sobie, co próbują stręczyć kolejnemu pokoleniu Europejczyków jego elity.
Andriej Płatonowicz Klimentow pseudonim Płatonow urodził się  w 1899 r. w rodzinie maszynisty kolejowego w Woroneżu. W tamtych czasach  maszyniści w carskiej Rosji należeli do elity robotniczej. Z tym, że starszy Klimentow miał 11 dzieci do wykarmienia. Mimo to najstarszy syn Andriej nie poszedł w wieku 11 lat do pracy celem utrzymania rodziny (jak pisze polski docent wiki)  ale do 14 roku życia uczył się w 4-klasowej szkole publicznej.  Od 15 roku życia zaczął brać dorywcze prace na kolei lub  w różnych fabrykach Woroneża. W roku 1918 wstępuje na wydział elektryczny Woroneżskiej Wyższej Szkoły Kolejowej, ale naukę przerywa i wstępuje do Komitetu Rewolucyjnego Południowo-Wschodnich Kolei a konkretnie do redakcji czasopisma „Droga Żelazna/Kolejowa” jako korespondent wojenny.
A już w 1919 r. wstąpił do RKKA czyli do Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej jako „strzelec”. Nie wiemy czy przybył w  sierpniu 1920 r. pod Warszawę. Latem 1921 r. ukończył Wyższą Szkołę Partyjną i napisał  ważną broszurę pt. Elektryfikacja.    W tym czasie jego tatko maszynista zdołał już w 1920 r. otrzymać tytuł „Bohatera pracy” a drugi raz w 1922 r.  Młody Klimontow-Płatonow zostaje doceniony przez władzę radziecką  w tym roku jako poeta: wydała  mu tom wierszy. Wiersze zostają wydane w mieście Krasnodar w sercu Kubania, które dało Rosji w I WW 37 pułków kozackich. Kubań   w latach 1918-1920 był rządzone przez Kozaków jako Kubańska Republika Ludowa. Wcześniej próbował Kubań utrzymać generał Anton Denikin na czele Armii Ochotniczej. Ale nic z tego nie wyszło. W próbie zdobywania Krasnodaru Generał Denikin zginął.  Kozacy rozjechali się do domów a Armia Czerwona weszła do Krasnodaru i dzięki temu Płatonow mógł tam wydać wiersze.
Warto też dodać, że w 1922 r. rodzi się przyszłemu pisarzowi jedyny syn a kilkaset kilometrów na północny wschód od Krasnodaru –  zostaje ostatecznie zmasakrowane Tambowskie Powstanie Chłopskie, które wybuchło w historycznym dniu 15 sierpnia 1920 r. w banalny sposób: w jednej wsi rozgoryczeni chłopi pogonili rewolucyjny oddział rekwizycyjny. Był to jeden z całej serii aktów przemocy i grabieży wobec bardzo dobrze prowadzącego gospodarkę rolną miejscowego Kozactwa.
Powstanie było oddolne i niezwykle skuteczne: zostało zorganizowane w 3 armie powstańcze grupujące 14 pułków piechoty i 5 pułków kawaleryjskich – łącznie około 50 tysięcy ludzi plus poparcie całego chłopstwa guberni Tambowskiej.. Do lutego 1921 r. powstańcy wyczyścili  z czerwonych całą Gubernię Tambowską : do rewolucji – spichlerz Rosji i Europy. Na terytorium opanowanym przez powstańców znajdowało się rodzinne miasto pisarza sowieckiego Płatonowa – Woroneż.
Dowódcami powstania  byli: do 1921 r. pułkownik carskiej armii Piotr Tokmakow a do końca w 1922 r. bracia Antonow: Dmitrij Stiepanowicz ur. 1896 r. członek sztabu powstańczej armii i Aleksander Stiepanowicz. Ci ostatni zginęli 22 lipca 1922 r. w obławie Czeka, wyskakując pod ogień karabinu maszynowego z podpalonej chałupy. Wcześniej marszałek Tuchaczewski, mający za zadanie zlikwidować powstanie, zastosował przeciwko chłopom tambowskim zarówno ciężkie działa, samoloty i artylerię a jak to nie pomogło, broń chemiczną i masowe wysiedlanie całych wsi do gułagów, w tym w szczególności rodzin rozpoznanych uczestników powstania.
W takich okolicznościach przyrody rewolucyjny korespondent Płatonow wydał swoje wiersze w Krasnodarze w 1922 r. a w grudniu 1926 r. rewolucyjny korespondent i tym razem   spec od melioracji zostaje wysłany do spacyfikowanego na amen Tambowa, gdzie pozostaje do 1927 r. i gdzie rodzą się dzieła takie jak: „Człowiek –istota nieznana”, „Epifańskie śluzy” (bo on był wysłany do Tambowa jako spec od melioracji) i „Miasto Gradów”.
A w roku 1929-1930 – dwa jego najważniejsze dzieła: „Wykop” i „Czewengur”.
W PRL Płatonow był lansowany już w latach 50-tych przez absolwenta Państwowego Pedagogicznego Instytutu im. Hercena w Leningradzie (studia 1949-1953) i pracownika Instytutu Rusycystyki Uniwersytetu Warszawskiego tow. Rene Śliwowskiego. Z tym, że zbiór 4 opowiadań po raz pierwszy został wydany w 1950 r. w Polsce pt. „Żołnierskie serce” a potem tłumaczyli go Andrzej Drawicz, Seweryn Pollak i inni.
A teraz w Niemczech lansuje go w towarzystwie dr Volkera Weichsela pan Andrzej Stasiuk.  Obawiam się, że być może obu panom umknęło Powstanie Tambowskie w życiu pisarza radzieckiego. Wystarczy spojrzeć na długą listę autorów publikowanych w czasopiśmie „Osteuropa” przez redaktora Weiksela. Mamy tu i pana Adama Michnika i sp. Geremka Bronisława. Jest też pani Jadwiga Staniszkis oraz pani Zofia Wóycicka  i pan Aleksander Smolar. Można  tam też przeczytać artykuł pani Agnieszki Kublik w numerze 1-2/2016 pt.”Auf Linie Gebracht. Polens offentlich-rechtlicher Rundfunk unter PiS-Kuratel”. ( Polskie publiczno-prawne radio pod kuratelą PiS).
Ci państwo nie są jedyni. Nazwisk autorów publikowanych w czasopiśmie „Osteuropa” jest ponad setka: od Dubrownika do Petersburga przez Pragę i Warszawę, nie mówiąc o Wołowcu.  
Podobnie jest w Suhrkamp Verlag, gdzie „w banku danych” jest ponad 900 nazwisk autorów, z tym, że przedstawicieli Osteuropy jest stosunkowo niewielu.  Co nie powinno dziwić, bo jest to wydawnictwo oferujące głównie niemiecką literaturę klasyczną, pisarzy żydowskich i literaturę południowoamerykańską. Nazwa firmy pochodzi od nazwiska właściciela pana Petra Suhrkampa,  który zaczął karierę w księgarstwie w 1932 r. w wydawnictwie S.Fischer Verlag  i miał dość skomplikowane przygody z właścicielami przy okazji tzw. aryizacji firmy po dojściu Hitlera do władzy. Kiedy nowa władza zaczęła zaczęła wdrażać swoje „reformy” właściciele wyjechali zbierając część firmy. A druga część  została „pod zarządem pana Suhrkampa”. Pan Suhrkamp nawet był aresztowany w 1944 r. przez Gestapo i wylądował w obozie koncentracyjnym, ale wyszedł żywy a i firma była. Pozostał mały problem z rodziną Fischerów, którzy chcieli odzyskać swoją firmę, ale okazało się, że pan Suhrkamp ma nieco inny pogląd na tę sprawę. Doszło do spraw sądowych i do tajemniczej ugody poza-sądowej, po której i tak pan Suhrkamp ze swoim mentorem Hermannem Hesse i kasą szwajcarskiej  rodziny Reinhart – założył  w 1950 r. swoją  firmę pod własnym nazwiskiem a Fischerom pozostawił wydmuszkę, bowiem 33 autorów  z  48  w tym Bertold Brecht i Hermann Hesse odeszło za Suhrkampem. Firma z największymi nazwiskami na pokładzie (Thomas Mann, Marcel Proust, Ernest Hemingway) rozwijała się burzliwie.
Pan Surhkamp na emeryturze polubił bardzo wyspę Sylt, na której jego czwarta żona  posiadała chatkę, jaką otrzymała na otarcie łez od swego poprzedniego bardzo bogatego męża. Wyspa Sylt to ta, na której mógł był spotkać od 1951 r. burmistrza miasteczka Westerland –SS Brigadefuehrera  Heinza Reinefarta, który w 1944 r. znalazł się na „gościnnych występach” na Woli w Warszawie
Minęły lata i niestety firma musiała w 2013 r. ogłosić bankructwo.A obecni właściciele , jak widać na stronie internetowej  Suhrkamp Verlag AG Berlin politycznie zaangażowani i jednakowo  uroczyście obchodzą rocznicę  „500 lat niemieckiej  Reformacji”  i  „100 lat Rewolucji Październikowej”. Na bestsellerów liście wydawnictwa są L Martina Lutra „Martin Luthers Teufeleien” oraz Andrieja Płatonowa „Wykop”. Na „Lenina” Ossendowskiego nia ma szans. No gdzie! Nie ten „poziom”. Zwłaszcza „poziom prawdy”.
Również zaangażowana politycznie  okazała się duma niemieckojęzycznych feministek – pierwsza kobieta reżyser i dyrektor artystyczny teatrów niemieckich i austriackiej – absolwentka PWST w Krakowie  urodzona w Częstochowie pani Anna Badora : „Austriaczka Roku” 2011,  szefowa wiedeńskiego teatru  i osoba lansująca od kilku lat w teatrach niemieckich i austriackich panów Andrzeja Stasiuka i Olivera Frljica dwóch artystów bardzo wyrazistych politycznie.
Pani Badora przez 15  lat reżyserowała i z czasem zarządzała kilkoma  bogatymi  teatrami w dużych niemieckich miastach.  W latach 1991-1995 w Moguncji a w latach 1996-2006 była dyrektorem Schauspielhaus w Duesseldorfie. W latach 1986-1991 reżyserowała kolejno w szwajcarskiej Bazylei oraz w Monachium, w Wiedniu i w Darmstadt. A w latach 2006-2014 była dyrektorem artystycznym i reżyserem w teatrze w Grazu.
No i  okazało się, jak przynajmniej informowała w swojej korespondencji z Wiednia w 2014 r. pani Beata Dżon w tygodniku Przegląd:”…Badora może dalej mówić ze sceny o trudnych tematach, bo ma pozycję. Dlatego może też wspierać wolność słowa zagrożoną na Węgrzech premiera Orbana. Węgierski reżyser i scenograf Victor Bodo , z którym już wcześniej współpracowała, nie może działać w ojczyźnie, bo cenzura niszczy autorów i teatry, choć nie wprost. Nie otrzymują po prostu środków na przedstawienia.Badora czuje się w obowiązku, mimo nie najłatwiejszych realiów finansowych, wspomóc kolegów- w imię prawa do wypowiedzi artystycznej. I zaprasza ich do Grazu. To zawodowa solidarność…”.
Nie wiem, czy pani Badora rzeczywiście wyrażała takie poglądy.  Natomiast pani Badora jaki reżyser i dyrektor artystyczny  teatru w Duesseldorfie już w sezonie 2004/2005 umieściła w programie teatru  sztukę  pt. „Noc. Słowiańskogermańska tragifarsa medyczna” autorstwa Andrzeja Stasiuka i w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Było to lansowane jako koprodukcja z Teatrem Starym w Krakowie. Była to rzecz o „polskich złodziejach samochodów w Niemczech i o niemieckich jubilerach”. Albo podobnie. Historia milczy o skali sukcesu. ž
Po latach jako dyrektor artystyczny i reżyser Schauspielhaus w Grazu wystawiła na podstawie tekstu Andrzeja Stasiuka  sztukę pt. Thalerhof. Miała to być historia z czasów I wojny światowej opowiadająca o „obozie dla internowanych w okresie 1914-1917 – osobach sprzyjających Rosji z Galicji i Bukowiny”. Było tych internowanych ok.14 ooo i mieli tam strasznie cierpieć. Dzisiaj Thalerhof to lotnisko a śladu po obozie internowania – nie ma. A duet Badora-Stasiuk  mieli „przerywać milczenie”.
Wcześniej, bo w sezonie 2012/2013 w teatrze pani Badory została wystawiona sztuka „Where Do You Go To, My Lovely” Olivera Friljica  a w sezonie 2014/2015 pan Oliver Frljic reżyserował  sztukę Georga Buechnera „Woyzeck”.  
Pan Oliver Frljic , w latach 2014-2016 dyrektor Teatru Narodowego Chorwacji  w tym sezonie odnalazł się na scenie niemieckiej i  w styczniu 2017 r. rozpoczął w Staatstheater Dresden Kleines Haus wystawianie ze swoim zespołem dzieła pt. Requiem für Europa”, w której interesującym elementem scenograficznym jest wisząca nad sceną duża drewniana deska, w której wyrzeźbiony jest napis: „13 February 1945”. Co się dzieje to mniejsza z tym. Ważne jest,  że performer-buntownik Oliver Frljic pochylił się nad niemiecką traumą i przyłączył się do drezdeńskiego bólu, który ciągle trwa w związku z bestialskim bombardowaniem dywanowym tego miasta przez samoloty Aliantów na rozkaz diabolicznego „Bombera Harrisa”, Brytyjczyka.
Poza tym jest wymieniany w repertuarze Rezidenz Theater w Monachium, gdzie reżyseruje dzieło pt. „Balkan Macht Frei” (Wcześniej z tym „projektem” był wymieniany w repertuarze 2014/2015) 
 i to nie jest dzieło  o przestępstwach Niemców na Bałkanach ani o współsprawstwie Chorwatów w Holocauście. To jest o tym, jak nie mogą się pozbierać po upadku komunizmu narody Europy Środkowej. Znaczy Mitteleuropy. Mowy nie ma, aby pan Frljic wyciągnął jakiegoś antysemickiego autora niemieckiego i zrobił „na kanwie” jego dzieła niemieckim teatromanom jakieś wielkie zbiorowe moralne rachunki sumienia. Wcześniej z tym „projektem” był wymieniany w repertuarze 2014/2015 w Rezidenztheater w Monachium, co z aprobatą odnotował Goethe Institut.
Jak próbował to zrobić w Teatrze Starym w Krakowie z „Nie-Boską Komedią” i z Zygmuntem Krasińskim, co doprowadziło czołowych aktorów  teatru (Anna Dymna m.in.) do trzaśnięcia drzwiami a dyrektora Klatę do wstrzymania premiery i zablokowania wypłaty gaży.

Można tak jeszcze długo o sukcesach pana Olivera Frljica na niemieckich i austriackich festiwalach teatralnych w początkach jego kariery ale najciekawszy jak dla mnie jest jego wywiad z 2012 r. dla pana Igora Ružica (Balcan Contemporary) a konkretnie odpowiedź na jedno pytanie: „Czy pan wierzy w demokrację?”. Odpowiedź pana Frljica brzmi następująco:”… Nie. Ja wierzę w zbrojny opór. Chociaż jest to paradoks, gdyż jestem pacyfistą i nigdy nie służyłem w armii oraz uciekłem przed wojną. Realna zmiana może być uzyskana tylko przez zbrojny opór, to jest zresztą napisane na końcu Manifestu Partii Komunistycznej. Dysproporcja sił jest taka, ze to zostawia tylko jedno rozwiązanie. Oczywiście ta idea jest bardzo niepopularna dzisiaj, chociaż liberalna demokracja pozwala na bombardowania Iraku i Afganistanu i może żyć odwrócona tyłem od robotników na Dalekim Wschodzie (..). Niestety, system nie rozumie żadnych innych argumentów jak ten uzbrojony. Możemy pokojowo oprotestować wszystko, co chcemy, każdego dnia, ale żadna zmiana nie nastąpi…”.
Pan Oliver Frljic okazał się komuchem i zwolennikiem użycia siły przeciw „systemowi” jak za dawnych stalinowskich czasów w ZSRR, Jugosławii czy III Reichu lub NRD. To jest ten styl myślenia i działania. I z tym pielgrzymuje do Krakowa i do Warszawy.  W stosunku do Niemców i Austriaków siły nie musi używać. On jest ich pieszczochem, który ma podbudować tezę, że ta cała Mitteleuropa to jest jeden wielki, zacofany bałagan, który może zostać uporządkowany jedynie przez cywilizację wyższą, na przykład niemiecką, sorry, europejską. Jeśli trzeba, to w imię wyższych celów opisanych w Manifeście Partii Komunistycznej – z użyciem siły.
 I dlatego nie  dziwią wyrazy solidarności dla pana Frljica w związku z aferą w Teatrze Powszechnym w Warszawie - z Gorki Theater z Berlina,  gdzie wiodącą siłą reżyserską jest pani Yael Ronen lansowana w teatrach austriackich przez panią Annę Badorę. Dyrektorzy teatrów niemieckojęzycznych i klienci niemieckiego/austriackiego budżetu – łączcie się. Czy jakoś tak.

http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/237338.html