sobota, 16 września 2017

Heribert Prantl i Der Spiegel czyli niemiecka prasa w brunatnych oparach.



Heribert Prantl nie jest dziennikarzem Der Spiegel.  Nie jest również dziennikarką Der Spiegel jego wieloletnia narzeczona pani Francizska Augstein. Ona jest redaktorką tygodnika Die Zeit.
Natomiast współzałożycielem i  większościowym właścicielem i redaktorem naczelnym Der Spiegel był do swojej śmierci w roku 2002 jej tatko pan Rudolf Augstein, szczęśliwy artylerzysta Wehrmachtu spod Woroneża, front wschodni.  A pan Heribert Prantl jest czołowym komentatorem Süddeutsche Zeitung.

Jeśli się do tego doda, że przez ładnych parę lat udziały w Spiegel Verlag pana Rudolfa Augsteina  miał pan Gruner właściciel drukarni , również wspólnik poprzez spółkę Gruner+Jahr w gazecie Der Stern  pana Henri Nannena, służącego w czasie wojny w SS-Standarte Kurt Eggers, to mamy niejakie pojęcie o „rodzinnym klimacie” niemieckiej oligarchii dziennikarskiej, wystruganej po wojnie przez Aliantów  z tego, co mieli pod ręką, a co nie groziło publicznymi wnioskami o ekstradycję z ZSRR i PRL – za masowe zbrodnie na miejscowej ludności.

Pan Heribert Prantl, towarzysz życia spadkobierczyni założyciela Der Spiegel jest za to od lat najjaśniejszą gwiazdą bawarskiej gazety Süddeutsche Zeitung, którą w 1945 r. za zgodą Aliantów założyło trzech dobrych Niemców: panowie August Schwingenstein, Edmund Goldschagg i Franz Josef Schöningh, wnuczek słynnego w Niemczech północnych wydawcy niemieckich katolickich książek dla niemieckich katolików – Ferdynanda Schöningha. Wnuczek wraz z kapitałem i doświadczeniem przywlókł jednakże do nie-nazistowskiej gazety pewien drobny problem.

Co prawda uniknął służby na froncie ale niemiecka ojczyzna III Rzesza powołała go w 1941 r. do administracji w Dystrykcie Galizien w Generalnym Gubernatorstwie na stanowisko Zastępcy Kreishauptmanna w Kreis Sambor i Kreis Tarnopol – pod komendę ustosunkowanego w kołach generalicji Mogensa von Harbou, który już latem 1941 r. pozostawił dla historii  po sobie ślad jako komisaryczny Polizeidirector w Lublinie, gdzie wydał Anordnung Nr. 247 über die Benutzung öffentlicher Verkehrsmittel durch Juden im Bereich der Stadt Lublin ( Zarządzenie nr 247 o korzystaniu z publicznych środków transportu przez Żydów w obrębie miasta Lublin – coś dla tej aktorki dramatycznej z Warszawy, żeby się dokształciła) . 

 No i obaj panowie w pełnej harmonii zarządzali niemiecką okupacyjną służbą cywilną w Drohobyczu oraz w Kreis Sambor i Kreis Tarnopol a po wojnie okazało się, że z tych Kreisów zniknęli wszyscy Żydzi.  Kreishauptmann Mogens von Harbou miał w dokumentach pisać, że „Żydzi zostali wysiedleni”. Ale Polacy mówili, że nie zostali „wysiedleni” tylko „rozstrzelani”. W dodatku Mogens von Harbou miał w kwitach służby w Generalnym Gubernatorstwie zapisane, iż w okresie uwaga, uwaga czerwca –grudnia 1944 r. był szefem „wewnętrznej służby cywilnej i policji Dystryktu Warschau”.  
Wydawało się, że się sprytnie wymigał wstępując do Wehrmachtu i znikając w zachodniej strefie okupacyjnej, ale tam internowali go Amerykanie w obozie dla Niemców w Dachau. Odwiedzał go podwładny Franz Josef  Schöningh, który właśnie uzyskał od Aliantów zezwolenie na prowadzenie z kolegami gazety Süddeutsche Zeitung, ale okazało się, że polskie władze wystąpiły o ekstradycję von Harbou za jakieś niecne sprawki „po polskiej stronie linii Curzona”. A to pech. Alianci co prawda odkładali ekstradycję ale von Harbou w obozie popełnił samobójstwo.  Czy nie wytrzymał psychicznie, czy skłoniono go, aby się „poświęcił dla sprawy”, to inny temat.
Dobry podwładny przytulił w swoim domku wdowę von Harbou i troje dzieci a jedna z sierotek Knud von Harbou ur. 1946 napisał piękną książkę o panu Schöningh, byłym Kreisleiterze Sambora i Tarnopola. 

Nie tylko mały Knud von Harbou okazał mu ciepłe uczucia. Okazuje się, że niemiecki rabin, Aaron Ohrenstein, który jesienią 1939 r. uciekł do Tarnopola pod okupację sowiecką, trafił w końcu pod administrację Zastępcy Kreishauptmanna Schöningha i musiał „zejść do podziemia”, czyli miejscowi źli Polacy go przechowywali więc przeżył wojnę i udał się do Monachium, gdzie trafił na pana Franza Josefa Schöningha już dziennikarza niemieckiej gazety  Süddeutsche Zeitung . Wywiązała się z tego długa i szczera męska przyjaźń, która zaowocowała rozwojem żydowskiej gminy w Monachium i pewnymi korzyściami politycznymi dla rabina. A pamięć o założycielu Süddeutsche Zeitung jest może trochę wyciszona ale nie ma mowy o wyparciu się. Alianci zresztą nie cofnęli licencji z powodu domniemanej zbrodniczej przeszłości jednego z założycieli i współwłaścicieli  pisma, posiadającego tak piękne „wydawnicze” nazwisko.

Ale co my się czepiamy Süddeutsche Zeitung i nazisty Schöningha, skoro w tym samym czasie założyciel Der Spiegla pan Rudolf Augstein przytulił w swojej gazetce i SS-Obersturmbahnführera i szefa służb prasowych Joachima Ribentroppa – Paula Carella , SS- Hauptsturmführera Georga Wolffa czy SS –Haupsturmführera Horsta Mahnke, adiutanta dowódcy ( i promotora z Uniwersytetu w Królewcu) Einsatzgruppe B Vorkommando Moskau – SS- Brigadeführera profesora Franza Sixa, skazanego w Norymberdze w 1948 r. na 20 lat (przesiedział 3).
Nie mówiąc o prawdziwym skarbie, komisarzu policji  Bernhardzie Wehnerze , który  we wrześniu 1939 r. nadzorował niemieckie śledztwo w sprawie „masakry Volksdeutschów” w Toruniu, które doprowadziło do ustalenia, że źli Polacy zamordowali w szale nienawiści jakieś 5.800 albo i 58.000 – niemieckich niewinnych Volksdeutschów przed 9 września 1939 r. I który w 1942 r. opublikował książkę, w której przedstawił wyniki swoich „szeroko zakrojonych śledztw” w zakresie „polskich zbrodni na etnicznych Niemcach”, ostatecznie wnioskując, iż to „Polska jest odpowiedzialna za inwazję i okupację swojego kraju”. Brał też udział w śledztwie w sprawie zamachu i śmierci Reinhardta Heidricha.
 
Taka gwiazda nie mogła się marnować po wojnie i pan Rudolf Augstein, przyszły nie-teść Heriberta Prantla zatrudnił go i nie  żałował. Już w 1949 r. komisarz dziennikarz Bernhard Wehner wspólnie z Horstem Mahnke rozpoczął szeroko zakrojone śledztwa dziennikarskie uwieńczone serią artykułów w Der Spiegel. Czyżby chodziło o wykrycie jakichś niemieckich zbrodniarzy wojennych siedzących pod zmienionymi nazwiskami w obozach alianckich? Ależ skąd. Najsłynniejszą serią artykułów duetu Wehner-Mahnke w roku 1950 w Der Spiegel była seria o przemycie kawy na belgijsko-niemieckiej granicy i potwornych stratach na cle dla niemieckiego państwa. Autorzy w artykułach w słabo zawoalowany sposób sugerowali opieszałość brytyjskich służb celnych oraz kryminalną działalność szmuglerską – tzw. dipisów (Displaced Person) czyli byłych więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. I nie o Polaków tym razem chodziło. O Żydów!!! O „żydowskich szmuglerów”!!!!!  W sześć lat od największej masakry Żydów dokonanej rękami Niemców - tytuł i zdjęcia 6 lipca 1950 r. w sprawie żałosnego szmuglu żałosnej kawy poszły na pierwszą stronę. To była ta słynna niemiecka wrażliwość i empatia.

Jeśli już o cudzoziemcach w życiu Der Spiegel piszemy, to warto wspomnieć, że Brytyjczycy wydali imienne zezwolenia na założenie Der Spiegla a jednym z nich było zezwolenie dla młodego Romana Stempki, fotografa, który przez wiele lat widnieje jako autor zdjęć dla tej gazety. Można snuć przypuszczenia, że miał polskie korzenie i był tą osobą, która poświadczyła „uczciwość niemieckich filmów fabularnych w latach 60-tych.
 
Czyli mamy już pojęcie w jakim bólu i męce  po II WW wykuwała się demokratyczna prasa niemiecka ( a przynamniej 3 główne tytuły) i kto kładł podwaliny pod niemieckie prasowe wzmożenie moralne i dobre samopoczucie trwające do dzisiaj.

Wracajmy zatem do czasów współczesnych. Sytuacja na niemieckim rynku gazet i tygodników jest coraz cięższa i Süddeutsche Zeitung  dramatycznie walczy o przetrwanie. W ostatnich latach nakłady papierowych gazet w Niemczech spadły nawet o jakieś 40%, więc nie powinien chyba dziwić histeryczny cokolwiek styl pióra ( czy klawisza) pana redaktora Prantla,  który 8 września zamiast komentarza politycznego wysmażył prawdziwe kazanie na tematy polskie i węgierskie, zaczynające się od słów: ”…Są grzechy i grzechy śmiertelne, są występki i zbrodnie. Reakcja Victora Orbana na wyrok europejskiego trybunału w sprawie dystrybucji uchodźców jest grzechem śmiertelnym, europejską zbrodnią…”.

Trochę się wydawało dziwne, że niemiecki ateista ( w Niemczech niemal każdy dziennikarz jest ateistą) gada o grzechach śmiertelnych ale okazało się, że pan Prantl ma absolutne prawo do wypowiadania się o grzechach śmiertelnych, bowiem do swoich licznych nagród dodał ostatnio doktorat honoris causa (nazywany „protestanckim doktoratem”) na Friedrich-Alexander-Uniwersität Erlangen-Nürnberg na wydziale Teologii.

Jak donosi Christliches Medienagazin PRO z dnia 13 lipca 2016 r. w artykule pt. „Evangelische Ehrendoktorwürde für Heribert Prantl”  pani Johanna Haberer profesor publicystyki chrześcijańskiej Uniwersytetu miała w swojej laudacji powiedzieć m.in.  iż wg niej „…Heribert Prantl zaczerpnął z Lutra tak podkreślane „kapłaństwo wszystkich wierzących” jako nakaz Chrystusa…”. Albo coś w tym rodzaju. I że :”… Prawo podstawowe (konstytucja?) oraz Biblia są jego etycznymi instrumentami nawigacyjnymi…”.  Podobnie zachwyt swój wyraził obecny na uroczystości Heinrich Bedford –Strom, biskup kościoła ewangelickiego w Bawarii, który nawet robił zdjęcia.
 
I nie ma się czemu dziwić zachwytom, skoro redaktor Heribert Prantl od lat żyjący w konkubinacie z córką założyciela Der Spiegel - „katolik i literat ” bywa zapraszany na wieczorki autorskie przez panie pastor „jakiegokolwiek bądź kościoła protestanckiego”, jak np. pani pastor Silke Niemeyer na zamku Vischering i w trakcie spotkań z czytelnikami wygłasza złote myśli w rodzaju:   ”…każda wspólnota a nie tylko „model ojciec-matka-dziecko” ale także „dziecko-matka-matka” lun „dziecko-ojciec-ojciec” , „matka-dziecko” i inne modele – mogą być wartościowym miejscem społecznej ochrony…”.  Czyli modelowy niemiecki  post-katolik  w służbie inżynierii społecznej zarządzonej przez niemieckie elity władzy.

Nie jest on jedyny w SDZ ale najważniejszy a SDZ nie jest jedyną ale najbardziej „rozgrzaną” ostatnio w tematach dotyczących Polski i Europy Centralnej – niemiecką gazetą codzienną.
Przedwczoraj  dołączył do niego inny „prawnik-dziennikarz” pan Stefan Ulrich z komentarzem pt. „Wina Niemiec wobec Polski”, w której, jak na kauzyperdę przystało, uporczywie używa terminu „naziści” w odniesieniu do Niemców, którzy w imieniu i na zlecenie III Rzeszy Niemieckiej okupowali II Rzeczpospolitą aby płynnie przejść do tezy, że „… Niemcy w celu odszkodowania za okupowanie, zniszczenie i splądrowanie krajów sąsiednich MUSIAŁA SWOJE   terytoria na wschód od rzeki Odry I Nysy przekazać Polsce, przez co miliony Niemców straciły Heimat (ojczyznę) i Hab und Gut (dobytek)..”.  (Die juristische ist einfach: Der Anspruch auf Reparationen ist erloschen. Denn zur Entschädigung für die Besatzung, Zerstörung und Plünderung des Nachbarlandes hat Deutschland seine Gebiete östlich der Flüsse Oder und Neiße an Polen übergeben müssen, wodurch Millionen Deutsche Heimat, Hab und Gut verloren.).  Z grzeczności nie zapytam, czy Gniezno i Poznań to „prastare ziemie niemieckie”. Też „na wschód od Odry”.

Tak więc mamy starą śpiewkę, że “naziści napadli i rabowali” a „Niemcy straciły ojczyznę i mienie”.

W tym momencie warto się zastanowić nad dwiema kwestiami. Po pierwsze,  że dziennikarstwo w Niemczech to po prostu dobrze wkomponowany w oligarchię rządzącą element „wychowania i propagandy” jak za starej dobrej III Rzeszy a po drugie, że chyba Aliantom denazyfikacja udała się tylko częściowo.  
Ta dziwna niemoc w denazyfikacji, która wydawała  się wynikiem powojennego chaosu w instalowaniu u władzy nowej, moralnie zdrowszej niemieckiej części społeczeństwa przez zaskoczonych przez skalę trudności Aliantów – znalazła dzisiaj swoją „niemiecką kontynuację” polegającą na zrywaniu ostatnich pozorów odcinania się od brunatnej przeszłości – przez „czwarte pokolenie medialne”.

Bardzo dobrze widać to na przykładzie przypadku pana Heriberta Prantla i jego gazetki Süddeutsche Zeitung. Ale nie tylko, bo w tle jest również Der Spiegel.

Otóż pan Heribert Prantl urodził się  w 1953 r. w Nittenau w Bawarii w skromnej rodzinie katolickiej radnego miejskiego i działacza katolickich związków rzemieślniczych/robotniczych Kolpingwerk i nawet jako dziecko pisał  do katolickiej gazetki młodzieżowej.  Jako zdolny uczeń został stypendystą jednej z 13 niemieckich organizacji stypendialnych finansowanych przez Niemieckie Ministerstwo Edukacji i Nauki – Cusanuswerk, założonej przez Konferencję Biskupów Niemieckich w 1956 r.  dzięki czemu mógł studiować prawo, filozofię i historię na Uniwersytecie w Regensburgu. Tam też zrobił doktorat z prawa.

 Do prominentnych stypendystów Cusanuswerk należą m.im były szef Bundesbanku – Hans Tietmeyer, Norbert Lammert – członek Bundestagu i od 2005 r. jego  przewodniczący, Brun-Otto Bryde – były sędzia  Federalnego Sądu Konstytucyjnego Niemiec czy Oscar Lafontaine – były przewodniczący SPD i członek Bundestagu.

Pan Heribert Prantl po zrobieniu doktoratu z prawa pracował w latach 1981-1987 jako adwokat oraz jako sędzia w sądach Bawarii a nawet jako prokurator publiczny. I nagle w 1988 r. zmienił profesję i zatrudnił się w Süddeutsche Zeitung w dziale spraw wewnętrznych, gdzie w 1992 r. został zastępcą redaktora działu a w 1995 r. szefem działu. I pozostaje na tym stanowisku aż do dzisiaj.

Zaskakująca zmiana zawodu, jakkolwiek w 1975 r. jako stypendysta studiował w niemieckiej  katolickiej szkole dziennikarskiej założonej w 1968 r. jako Institut zur Förderung publizistischen Nachwuchses. Od lat jest  popularnym komentatorem gazety , otrzymał kilkanaście nagród za artykuły i książki czyli dzieli typowy los wynajętego dziennikarza dużej gazety opiniotwórczej.

Ale też widzimy go w towarzystwie najbardziej wpływowych ludzi w państwie a to dzięki temu, iż  zasiada w senacie fundacji założonej przez samego  Helmuta Schmidta (kanclerza) oraz Kurta Biedenkopfa prominentnego polityka CDU  ( syn Wilhelma Biedenkopfa, dyrektora technicznego Buna –Werke i dyrektora IG Farben Industrie AG  do roku 1945 , w 1945 r. ewakuowanego  przez Amerykanów do zachodniej zony okupacyjnej wraz z 24 rodzinami do Hesji) – o nazwie Deutsche Nationalstiftung (Niemiecka Narodowa Fundacja).
Do innych założycieli Niemieckiej Narodowej Fundacji, w której senacie zasiada kaznodzieja z SDZ Heribert Prantl -  należy sam Hermann Josef Abs, ur. w 1901, od 1937 w zarządzie Deutsche Banku oraz w Radzie Nadzorczej IG Farben – do 1945 r. a po roku 1945 – również w Deutsche Banku czy pan Gerd Bucerius, adwokat z Altony do roku 1945 a po roku 1945 współzałożyciel gazety Die Zeit.
Do tego należy dołączyć prezesa tej niedocenionej w Polsce – niemieckiej patriotycznej fundacji, ex-prezydenta Republiki Federalnej Niemiec ( 2004-2010 ) pana Horsta Koehlera, urodzonego 22 lutego 1943 r. we wsi Skierbieszów na Zamojszczyźnie  , w gospodarstwie rolnym  odebranym polskiej rodzinie, wywiezionej w większości do KL Auschwitz. Był jednym z ośmiorga  dziecek Niemca z rumuńskiej Besarabii przewiezionego wraz z rodziną na podstawie jednego z tajnych załączników do Paktu Ribbentrop –Mołotow o przesiedleniu Niemców z przyszłej sowieckiej strefy wpływów – do Generalnego Gubernatorstwa.

Państwo Koehler zostali  osiedleni w Generalnym Gubernatorstwie w ramach „oczyszczania zamojskich wsi z Polaków” w 1942 r. ale już w 1944 matka z czworgiem dzieci, podobnie jak inne niemieckie kobiety i dzieci z polskich wsi – z powodu działającej tam polskiej partyzantki – została przeniesiona do specjalnego obozu w „oczyszczonym z Żydów i Polaków” –Litzmannstadt (Łódź) a po gospodarstwie kręcił się stary Koehler uzbrojony po zęby w obawie przed „polnische Banditen”.  Podobno Koehlerowie przyjechali „w jedną furmankę” z tej Besarabii a w 1944 r. Koehler uciekał „w cztery furmanki” ciężko wyładowane polskimi pierzynami, garnkami i wszelkim innym dobrem.  Znaczy się: „klasycznie wypędzony”.

 W Niemieckiej Narodowej Fundacji jako „honorowi senatorowie” zasiadają też takie filary polityki niemieckiej jak minister Wolfgang Schläube ( w latach 1984-1989 szef urzędu Kanclerza Federalnego Niemiec a potem wieloletni minister finansów) oraz tajemniczy pan Ulrich Cartellieri mający w swoim cv wyjątkowo imponującą listę firm pierwszej wielkości: zarząd Deutsche Banku do roku 2004, od 2008  dyrektor (non-executive)  w BAE-Systems (połączone w 1999 r. British Aerospace i Marconi Electronic Systems), członek międzynarodowej rady doradczej i dyrektor Rezerwy Federalnej Nowego Jorku a w latach 90-tych w zarządach lub radach nadzorczych odpowiednio: Siemens, Thyssen –Krupp, Solvay Deutschland, Henkel, Ruhrgas, Robert Bosch GmbH nie mówiąc o jakichś azjatyckich bankach.
To jest ciężki kaliber i obecność pana Prantla z niższych sfer, aczkolwiek „częściowo wżenionego” w miliardera Augsteina z Der Spiegel – oznacza, że jest on po prostu tubą propagandową tych, co rządzą nieprzerwanie Niemcami od wojny, której skutki pracowicie starają się eliminować. Jest fragmentem oligarchii dziennikarskiej stanowiącej element całej układanki władzy w Niemczech.  Nie to co w Polsce, gdzie 80% mediów należy do przeważnie wrogich Polsce zagranicznych koncernów.

Pan Prantl i jego liczni koledzy z prasy niemieckiej jak za dawnych lat znają swoją niemiecką powinność i śpiewają jednym głosem.  Coś się popsuło na skolonizowanych (niemal ) terenach Mitteleuropy i skoro miejscowi „sierżanci kolonialni” nie dają sobie rady z opanowaniem „kryzysu”, zniecierpliwieni patroni musieli „wziąć sprawy w swoje ręce” i rozpoczęli kampanię zastraszania medialnego, aby cała Europa zobaczyła, jak się dyscyplinuje niesfornego „poddanego”. Żeby innym nie przyszły do głowy jakieś niebezpieczne pomysły. Na przykład,  że bez poddawania się dyktatowi Niemiec można jakoś egzystować i nie będzie końca świata. Chyba że „katolik Prantl” w ramach „kapłaństwa wszystkich wierzących” powziął jakąś wiedzę tajemną o możliwym „końcu świata” albo „końcu Niemiec”, co na jedno wychodzi, nieprawdaż.

Przy okazji warto zauważyć, że nie ma złych i dobrych dziennikarzy. Są dziennikarze niemieccy i kropka.  Wszystkie konflikty i tzw. afery prasowe polegające na „ujawnianiu skandali” gospodarczych, politycznych czy medialnych odbywają się w ściśle zakreślonych ramach, których ten karny  naród nigdy nie próbuje przekraczać. U nich to się nazywa „państwo prawa” i „swoboda wypowiedzi”.
https://de.wikipedia.org/wiki/Bernhard_Wehner
https://translate.google.pl/translate?hl=pl&sl=de&u=http://www.spiegel.de/spiegel/print/d-44448859.html&prev=search
https://www.pro-medienmagazin.de/medien/journalismus/2016/07/13/evangelische-ehrendoktorwuerde-fuer-heribert-prantl/                
translate.google.pl/translate?hl=pl&sl=de&u=http://www.wn.de/Muensterland/Kreis-Coesfeld/Luedinghausen/2461759-Heribert-Prantl-liest-aus-seinem-Buch-Kindheit.-Erste-Heimat-Stellenwert-der-Familie-nimmt-zu&prev=search
http://www.wn.de/Muensterland/Kreis-Coesfeld/Luedinghausen/2016/07/2461759-Heribert-Prantl-liest-aus-seinem-Buch-Kindheit.-Erste-Heimat-Stellenwert-der-Familie-nimmt-zu

poniedziałek, 11 września 2017

100-lecie Fatimy : Portugalia między markizem de Pombal a premierem Salazarem.

Zbliża się 13 września czyli setna rocznica kolejnych objawień Matki Boskiej w Fatimie. Dla uczczenia tego faktu pozwalam sobie zamieścić notkę, która ukazała się w numerze 36/2017 Kuriera Wnet (czerwiec) pod  tytułem "Portugalski eksperyment Antonia Salazara" - w wersji "surowej".



Minęła setna rocznica Objawień Matki Boskiej w Fatimie, zwieńczona kanonizacją dwojga Pastuszków  Hiacynty i Franciszka Marto. Objawienia Fatimskie były największym wydarzeniem w życiu Kościoła Katolickiego XX w.
Jakim państwem była Portugalia w roku 1917 r., że troje Pastuszków  po 3 objawieniach zostało  aresztowanych  w dniu 13 sierpnia 1917 r. przez Arturo Santosa, wójta Fatimy, z zawodu rzeźnika a prywatnie członka loży masońskiej w Leira i założyciela loży masońskiej w niedalekim Ourem. Czy wójt wykroczył poza swoje uprawnienia i został ukarany? Nie. Wójt otrzymał od władz z Lizbony list pochwalny.  Jakim więc krajem była wówczas Portugalia?
Dziewięć lat wcześniej bo w dniu 1 lutego 1908 r. miał miejsce największy wstrząs w niemal tysiącletniej historii monarchii portugalskiej: spiskowcy z tajnej organizacji karbonariuszy powiązanej  z masonerią a wspieranej przez  Partię Republikańską dokonali w dniu zamachu na rodzinę królewską i zamordowali króla Carlosa I oraz najstarszego syna i następcę tronu księcia Luisa Filipa de Braganza.  Zabójcami byli: Alfredo Luis da Costa dziennikarz i członek loży masońskiej oraz Manuel Buíça,były sierżant kawalerii i nauczyciel.
Pozostały przy życiu młodszy syn Manuel  lat 19 został koronowany na Króla Portugalii ale to nie uratowało monarchii.  W dniu 5 października 1910 r. dokonany został kolejny zamach stanu w wykonaniu połączonych sił bojówek karbonariuszy, anarchistów, części wojska. Rodzina królewska opuściła kraj, aby nigdy nie powrócić. Nastąpił koniec katolickiej monarchii portugalskiej i  rozpoczęła się I Republika Portugalska, która rozpoczęła swoje istnienie od zdemolowania 20 kościołów, obrabowania 100 kolejnych i pobicia około 100 księży.
Na początek  minister sprawiedliwości Rządu Tymczasowego Republiki pan Alfonso Costa wydał pakiet dekretów skierowanych bezpośrednio przeciwko Kościołowi Katolickiemu i katolikom.  Obejmowały one m.in. decyzje o  tym  że:  wszystkie zakony  z Towarzystwem Jezusowym na czele – zostają wydalone z granic Portugalii ( łącznie 31 zakonów,  164 domy),  majątek kościelny zostaje w całości znacjonalizowany, świątynie i kaplice mogły być „bezpłatnie wypożyczane do odprawiania nabożeństw”.Następuje likwidacja szkół katolickich, likwidacja świąt kościelnych i obowiązek pracy we wszystkie dni poza niedzielą,  usunięci zostają  z siedzib biskupich  kolejno: patriarcha Lizbony, arcybiskup Guarda, biskupi Algarve, Bragi, Porto, Alegre, Lamego i Braganza. Do roku 1912 żaden biskup nie przebywał już w swojej siedzibie a kilku zostało wypędzonych z kraju.
W okresie istnienia I Republiki do roku 1926 w wyniku działania „nieznanych sprawców” zginęło łącznie ok. 3500 katolików świeckich i księży. Jedną z bardziej znanych akcji były zakłócania obchodów Świąt Wielkanocnych w 1914 r.
W te prześladowania wpisują się takie wydarzenia jak próba ścięcia drzewa, nad którym objawiała się Pastuszkom Matka Boska. W tym celu aktywiści masońscy przyjechali do Fatimy aż z prowincji Santarem. Ścięte zostało – drzewo sąsiednie. Za to polowy ołtarzyk stawiany przez wiernych przybywających na kolejne objawienia został przez „nieznanych sprawców”- porąbany a jego szczątki były obnoszone na antykościelnych manifestacjach.
Tradycje antyklerykalne w Portugalii sięgały XVIII w. Ich autorem i reżyserem był urzędnik królów Portugalii Sebastian Jose de Carvahlo e Melo: w latach 1737-1750 czyli za życia króla Jana V – ambasador królewski w Londynie i Wiedniu a w czasach rządów króla Józefa I czyli 1750-1777 – minister spraw wewnętrznych i praktycznie premier, pod koniec urzędowania obdarzony tytułem markiza de Pombal.
 Współcześnie jest przedstawiany jako symbol oświecenia, postępu i sprawnej odbudowy Lizbony po trzęsieniu ziemi w 1755 r. Znany jest też jako likwidator Towarzystwa Jezusowego w Portugalii i we wszystkich koloniach portugalskich a w szczególności jako  likwidator misji jezuickich zwanych redukcjami.
Ambitny młodzieniec ur. w 1699 r. wszedł do wielkiego świata arystokracji i dworu w atmosferze skandalu uwodząc i żeniąc się potajemnie w wieku lat 23  z panną Teresą de Noronha e Bourbon Mendonça e Almada  lat 33. Panna nie tylko była starsza od niego o 10 lat ale też pochodziła z najwyższych sfer arystokratycznych: była „z Burbonów” a jej wujem był książę Arcos.  Jeśli miał apetyt na wielki posag i zaszczytne stanowisko na dworze to się zawiódł – przez ładnych parę lat nie było ani posagu, ani posady. Król Jan V też go nie lubił, uważając, iż pochodzi z „okrutnej i mściwej rodziny”.
Ostatecznie rodzina żony zmiękła i w roku 1737 r. został mianowany ambasadorem w Londynie, gdzie przebywał 6 lat, nawiązując liczne znajomości i studiując tamtejszy system polityczny i gospodarczy. Najbardziej podobała mu się podległość kościoła anglikańskiego – monarchii oraz monopolistyczne kompanie królewskie, obsługujące handel metropolii z koloniami.
Małżonkę pozostawił w klasztorze, gdzie zmarła w 1745 r.  Po śmierci żony jako wdowiec i ambasador w Wiedniu ożenił się dzięki protekcji królowej Portugalii – z kuzynką feldmarszałka Imperium Habsburgów  Leopolda Józefa von Daun – hrabianką Eleonorą Ernestyną von Daun auf Sasseheim und Callaborn, młodszą od niego o lat 22.
Śmierć króla Jana V i wstąpienie na tron Józefa I gwałtownie przyspieszyło karierę Sebastiana Carvahlo. Został mianowany ministrem stanu czyli praktycznie premierem Portugalii.
W tym czasie Portugalia  zaczęła odczuwać bardzo negatywne skutki traktatów gospodarczych zawartych z Londynem w ostatnich dekadach. Dla zapewnienia sobie obrony brytyjskiej w konfliktach z Hiszpanią, Portugalia podpisała traktaty handlowe dające jej jakoby uprzywilejowaną pozycję w eksporcie win portugalskich do Zjednoczonego Królestwa (Wielka Brytania obłożyła wina portugalskie cłami w wysokości 2/3  ceł na wina francuskie) w zamian za co  zgodziła się na bezcłowy import tekstyliów i ubrań anielskich na rynek portugalski. W krótkim czasie upadł cały portugalski przemysł i rzemiosło w dziedzinie tekstyliów a ponadto  Brytyjczycy przejęli całe magazynowanie, transport lądowy i morski win portugalskich, w efekcie dyktując ceny i dusząc najważniejszy dział rolnictwa portugalskiego.   
Brytyjscy historycy starają się pomniejszać tę ciemną stronę „współpracy gospodarczej”, ale faktycznie Portugalia w XVIII w. egzystowała głównie dzięki posiadanym koloniom na terenie obecnej Brazylii. Akurat ta  kolonia była bardzo sprawnie  gospodarczo zarządzana   przez Towarzystwo Jezusowe. Jezuici nie tylko nawracali Indian na katolicyzm, ale uczyli  ich gospodarowania na roli oraz  zawodów rzemieślniczych. W okresie 1610-1760 jezuici zdołali nawrócić ok. 700 tysięcy Indian, z których 150 tysięcy żyło, kształciło się i pracowało dobrowolnie w redukcjach.
Sebastian Carvahlo od początku sprawowania urzędu premiera starał się wdrażać francuskie koncepcje merkantylizmu w praktycznym wydaniu angielskim, które polegały na popieraniu przez państwo eksportu rodzimego w formie monopoli królewskich.
 Na początek stworzył Bank Real, którego celem było scentralizowanie polityki finansowej. A następnie przystąpił do tworzenia monopolistycznych kompanii handlowych.
Pierwsza kompania handlowa miała zajmować się  na zasadzie monopolu królewskiego wymianą handlową  między metropolią portugalską a koloniami w Azji – Goa u wybrzeży Indii i Chinami. Była to  Companhia do Comercio da Asia Portugesa, stworzona w 1753 r. z głównym udziałowcem niemieckim. Przetrwała jedynie do roku 1756. Czyli sukcesu nie było.
Następny przywilej królewski dotyczył kompanii o nazwie - Companha Geral de Comercio para o Grao –Para, założonej  w 1755 r. dla handlu pomiędzy koloniami portugalskimi w Afryce i dzisiejszej Brazylii. Jej szefem premier Sebastian de Carvahlo uczynił swojego młodszego brata - Francisca Xavier de Mendonça Furtado, który od roku 1751 był już  gubernatorem połączonych dwóch kolonii portugalskich w Brazylii – pod nazwą Estado do Grão-Pará e Maranhão. Oczywiście posadę gubernatora otrzymał od brata premiera.
  Jak pisze na stronie 514 książki pt. The Historical Encyclopedia of World Slavery pan Junius P.Rodriguez, kompania ta zajmowała się  głównie przewożeniem  niewolników afrykańskich do kolonii portugalskich w Brazylii –po tym, jak gubernator Furtado wydał na polecenie brata-premiera de Carvahlo „dekrety sekularyzacyjne” tj.  wypędził jezuitów, zlikwidował redukcje i „uwolnił Indian” z redukcji oczywiście.
 Jezuici nie protestowali ale Indianie bronili się z bronią w ręku jeszcze 3 lata. Więc gubernator i szef kompanii ogłosił, że w celu „ubogacenia północnej Brazylii z powodu depopulacji” należy przywieźć z Afryki Afrykanów. I Companha Geral de Comercio para o Grao –Para e Maranhao oraz druga utworzona w 1759 r. Companha Geral de Pernambuco e Paraiba  przewiozła  z kolonii portugalskich w Afryce do kolonii portugalskich w Brazylii w latach 1755-1778 około 25.000 niewolników.
 Premier de Carvahlo  wydał  w 1761 r. edykt o  uwolnieniu wszystkich niewolników afrykańskich w Portugalii.  Ale jak pisze  pan Junius P. Rodriguez, dekret ten nie dotyczył – kolonii portugalskich.
W celu wyrwania z rąk brytyjskich pełnego monopolu  w zakresie magazynowania, dystrybucji i eksportu portugalskiego wina w regionie Douro w  roku 1756 została założona Compania Geral da Agricultura e Vinhos do Alto Douro. W  prowincji Douro był produkowany  najpopularniejszy w Anglii gatunek wina portugalskiego – porto i była to produkcja faktycznie zarządzana przez kupców brytyjskich, którzy uczynili z miasta Porto niemal obszar eksterytorialny. Głównym celem portugalskiej kompanii królewskiej było narzucenie  państwowych minimalnych cen na surowiec i na wino, co miało poprawić pozycję przetargową portugalskich rolników. Historia milczy na temat efektów wprowadzenia cen minimalnych, natomiast podobno kontrola królewska wyeliminowała proceder tzw. chrzczenia porto i wprowadzania do handlu tzw. podróbek francuskich. A import bezcłowy tekstyliów  angielskich – pozostał.
Drugi cel premiera jakim miało być wzmocnienie centralnej władzy królewskiej kosztem arystokracji portugalskiej i Kościoła – został zrealizowany ze znacznie większym sukcesem, jakkolwiek nie przyniósł premierowi wdzięczności rodziny królewskiej.
Arystokracja portugalska została sparaliżowana i zastraszona w wyniku pokazowego procesu i masakry arystokratycznej rodziny markiza Tavora pod zarzutem próby zamachu na życie króla Józefa I i przejęcia tronu przez markiza Tavora. Do aktu oskarżenia dołączono jako „podejrzanego spiskowca” – spowiednika księcia Tavora – jezuitę ojca Gabriela Maladrigę, co dało pretekst do eksterminacji wszystkich jezuitów w Portugalii i koloniach oraz  likwidacji Towarzystwa Jezusowego.
Rozprawa z arystokracją i jezuitami rozpoczęła się w roku 1959, kiedy pozycja premiera była wzmocniona odbudową Lizbony po trzęsieniu ziemi.  Pretekstu dostarczył incydent z postrzeleniem króla podróżującego  w nieoznaczonym powozie i bez ochrony od damy swego serca markizy Tavora.  Premier Sebastian Carvahlo przystąpił do energicznego śledztwa, zawieszając wszystkie możliwe obowiązujące wówczas w Portugalii przepisy prawa.
Napastników  udało się błyskawicznie ująć i poddano ich natychmiast brutalnym torturom, których świadkiem był osobiście premier. Zbójcy  wyznali na torturach nazwiska „zleceniodawców”, po czym zostali błyskawicznie powieszeni. Premier wydał polecenie natychmiastowego zaaresztowania „zazdrosnego małżonka” markiza Franciszka Tavora, jego żony, synów, wnuków i resztę rodziny a także spowiednika jezuitę o. Gabriela Maladrigę  i służbę domową.
Aresztowani zostali poddani torturom i zostali błyskawicznie skazani na śmierć oraz konfiskatę majątków mimo, iż nie przyznawali się do winy. Królowa i najstarsza córka królewska – następczyni tronu zdołały wybłagać u króla „łaskę’ w postaci dożywotniego zesłania kobiet i dzieci do klasztorów.
Mężczyźni i markiza Tavora byli publicznie torturowani i zostali ścięci a ich ciała poćwiartowane. Na oczach zszokowanego dworu i elit państwa w obecności króla.
Ponieważ spowiednik jezuita nie podlegał jurysdykcji cywilnej a Inkwizycja uporczywie twierdziła, że nie może dopatrzeć się żadnej winy ojca Maladriga, premier Carvahlo – zmienił szefa Inkwizycji.  Na swojego brata - księdza Paulo Antonio de Carvahlo e Mendonça, dotychczasowego  sekretarza biura Królowej Portugali.  
Nowy szef Inkwizycji i brat premiera stwierdził, iż jezuita Maladriga   dopuścił się herezji i innych przestępstw. Zarzut herezji został rozciągnięty na całe Towarzystwo Jezusowe w Portugalii i koloniach i o. Maladriga dostał karę śmierci a reszta jezuitów została wyaresztowana we wszystkich zakątkach Imperium Portugalskiego i przywieziona w potwornych warunkach , których wielu zakonników nie przeżyło – do więzień w Portugalii.
Najstarsza córka królewska przyszła Królowa Maria Franciszka rozpoczęła swoje panowanie w 1777 r. od natychmiastowej dymisji markiza de Pombal z funkcji premiera i wygnała go z Lizbony. Zakazała mu zbliżać się do siebie na odległość 20 mil.
Uwolniła rodzinę Tavora z klasztorów i zarządziła ponowne śledztwo w sprawie. Uwolniła żywych jeszcze jezuitów z więzień.  Nie mogła przywrócić redukcji  jezuickich w Brazylii ani przywrócić wzroku jezuitom przetrzymywanym przez 20 lat w kazamatach bez okien przez „oświeconego premiera”.
Minęły lata, przyszła I Republika Portugalska i jednym z jej ważnych przedsięwzięć w zakresie upamiętniania historycznego było wybudowanie pomnika markiza de Pombal. Pomnik został odsłonięty  w 1934 r. z udziałem ówczesnego premiera Portugalii Antonio de Oliveira Salazar.

Antonio de Oliveira Salazar to druga obok Pombala najbardziej wyrazista  osobowość polityczna czasów nowożytnych Portugalii i ważna postać polityki europejskiej XX w.. I związana w sposób historyczny i moralny z Objawieniami Fatimskimi.
  Urodzony w r. 1889 w skromnej rodzinie rządcy  pragnął zostać księdzem. Skończył niższe seminarium duchowne w roku 1908 , kiedy skończyła się monarchia a zaczęła anarchia antyklerykalna. Pracodawca jego ojca, który rozpoznał  wielkie zdolności  małego Antonio zaproponował mu stypendium  na elitarnym Uniwersytecie Coimbra na kierunkach „aktualnie potrzebnych krajowi”. Plany zostania księdzem zostały odłożone.
Antonio Salazar ukończył finanse i prawo z rewelacyjnymi wynikami  i  robił doktorat.  Egzaminy państwowe zdał rewelacyjnie i został asystentem profesora Jose Alberto Dos Reis.   Był współzałożycielem katolickiej organizacji studenckiej Akademickie Centrum Demokracji Chrześcijańskiej w roku 1912. Nie wróżyło to kariery w polityce i służbach publicznych.
Ale stało się inaczej. W latach 1910-1926 w Portugalii było 9 prezydentów, 45 rządów, 3 dyktatury, 25 powstań, 325 zamachów bombowych i zabójstwo jednego dyktatora. Wszystko to odbywało się w warunkach hiperinflacji  i stale rosnących deficytów budżetowych po odejściu od standardu złota i wprowadzeniu papierowego pieniądza. Koszty utrzymania w roku 1926 były 30 razy wyższe niż w roku 1914.
W takich okolicznościach generałowie portugalscy  zorganizowali zamach stanu w dniu 26 maja  1926 r.  i ogłosili  dla odmiany „Rewolucję Narodową”. Funkcję prezydenta Portugalii powierzyli generałowi Oscarowi  Carmona, ministrowi wojny z roku 1923.  Nowy prezydent zaproponował   funkcję ministra finansów młodemu cywilowi dr Antonio de Oliveira Salazar, którego mógł zauważyć, kiedy ten  został wybrany do parlamentu w 1921 r.
Pierwsza próba współpracy nie wypaliła. Kandydat zażądał specjalnych pełnomocnictw do kontrolowania wydatków rządowych we wszystkich ministerstwach  z biurem prezydenta państwa włącznie.  Minister Finansów Salazar pełnił funkcję w dniach 3-17 czerwca 1926 r.
Jednak sytuacja nie ulegała poprawie i kiedy w 1927 r. finanse państwa znalazły się na krawędzi ostatecznej katastrofy, generałowie złożyli wizytę panu Salazarowi z wiadomością, że wszystkie warunki co do pełnomocnictw –zostają przyjęte.  Minister Finansów Antonio Salazar w pierwszym roku swojego rządzenia dokonał niemożliwego: uzyskał nadwyżkę budżetową. Ponadto już w pierwszym roku – ustabilizował walutę.
Antonio Salazar był ministrem finansów Portugalii w latach 1928-1944.  Od 1932 r. wojskowi dali mu stanowisko premiera, na którym pozostał do roku 1968. Dodatkowo w 1932 r. został ministrem wojny. Generał Oscar Carmona pozostał prezydentem republiki Portugalii do roku 1951.
Jako premier już w 1932 r.  opracował projekt nowej konstytucji Portugalii wedle swoich przemyśleń i lektur encyklik papieskich: Leona XIII – Rerum Novarum i Piusa XI –Quadrogesimo Anno.  Autorski projekt konstytucji podał do publicznej wiadomości i zaproponował   obywatelom rok na przesyłanie  uwag  przed zapowiedzianym referendum.
W referendum przeprowadzonym 19 marca 1933 r. po raz pierwszy w historii głosowały kobiety. Bo I Republika serwując rewolucyjny postęp zapomniała o prawie kobiet do głosowania.
Konstytucja przegłosowana w głosowaniu powszechnym większością 99,5% głosów przewidywała jednoizbowe  Zgromadzenie Narodowe wybierane co 4 lata jako najwyższą władzę w państwie oraz organ doradczy czyli Izbę Korporacji (Camara Corporativa), w skład której wchodzili przedstawiciele pięciu rodzajów korporacji: samorządowych na poziomie prowincji i miast, uniwersytetów i szkół, związków zawodowych (wg branż) , organizacji producenckich i pracodawców, organizacji opieki społecznej/pomocy społecznej. Celem tak skonstruowanego organizmu było na początek  wyeliminowanie wewnętrznie niszczących konfliktów grup a następnie stworzenie multi-kontynentalnego imperium zachowującego swoje kolonie, autonomicznego finansowo, niezależnego politycznie od super-państw .Hasłami naczelnymi Nowego Państwa były: „Bóg, Rodzina i Ojczyzna”.
Pilnował zrównoważonego budżetu, odmówił kredytu Banku Światowego na „przyspieszony rozwój”. Bezrobocie spadło poniżej 1% a analfabetyzm z 70% do 30%.
W państwie Salazara zakazane były organizacje komunistyczne i masoneria. Toteż w 1937 r.  był zamach na jego życie: bomba wybuchła zaledwie 3 metry od niego. Wyszedł bez szwanku. Incydent miał miejsce po prywatnej Mszy św. , w której uczestniczył codziennie.
Nowe Państwo deklarowało się również jako: antykomunistyczne i antynazistowskie. W kwestii komunizmu – dokonana przez komunizujących marynarzy kilku okrętów wojennych próba ich porwania w celu płynięcia z pomocą republikańskiej Hiszpanii – została zakończona ostrzelaniem okrętów, aresztowaniem zbuntowanych marynarzy i zarządzeniem następnego dnia wśród urzędników powszechnej przysięgi antykomunistycznej.
Premier Antonio Salazar do swojej śmierci nie uznał tzw. porozumień jałtańskich i nie nawiązał stosunków dyplomatycznych z PRL. Uznawał natomiast Rząd Polski na Uchodźctwie.
Odmówił przystąpienia do wojny po stronie III Rzeszy Niemieckiej natomiast wsparł generała Franco wysyłając Korpus Ekspedycyjny walczący przeciwko komunistom. Z drugiej kilkaset tysięcy uciekinierów  z krajów okupowanych przez III Rzeszę Niemiecką  znalazło w Portugalii schronienie. Oficjalnie zaproponował liderom społeczności żydowskiej w Paryżu tuż po napaści Niemiec na Francję – przewiezienie wszystkich cennych przedmiotów z synagog francuskich do Portugalii. Podobnie jak schronienie wiernym.
W czasie II WW udzielił zezwolenia na korzystanie z portugalskiej bazy lotniczej na Azorach armii  amerykańskiej. Po wojnie Portugalia skorzystała z Planu Marshalla i należała do współzałożycieli NATO.
W 1980 r. Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński w rozmowie z działaczami „S” stawiał Salazara za wzór przywódcy, który nie chciał władzy, przyjął ją jako ciężki obowiązek, ale doprowadził pokojową drogą swoją Ojczyznę  do wielu zmian na lepsze w bardzo niebezpiecznych czasach. Działacze „”S nie skorzystali z tej rady i poszli swoją drogą. 


http://erenow.com/modern/rousseau-revolution-a-history-of-civilization-in-france-england-and-germany-from-1756-and-in-the-remainder-of-europe-from-1715-1789/60.html