Gwiazdka zaświeciła wczoraj na niebie a ja pragnę przekazać Czytelnikom tego bloga moje najserdeczniejsze
życzenia radosnych, spokojnych Świąt Narodzenia Pańskiego oraz wszelkich
Łask z rąk Dzieciątka i Jego Matki na nadchodzące dni, miesiące i lata.
Niech się darzy i w oborze i w komorze i zdrowie niech nie opuszcza.
A teraz prezent pod choinkę czyli notka, która winna mieć tytuł „Tajemnica ojca pani ambasador” ale ma tytuł raczej banalny:
Impeachment 2 i pół czyli czy Yovanovich może być śpiochem.
Impeachment prezydenta Stanów Zjednoczonych trwa i nie wiadomo, jak
się zakończy. To znaczy wiadomo, że do odwołania nie dojdzie, ale nie
wiadomo w jakich okolicznościach.
Speaker Izby Reprezentantów pani Nancy Pelosi zdołała dоprowadzić dо
głosоwania , stuknąć młotkiem i powiedzieć „done” . I sprawa winna
przejść dо prоcedоwania w Senacie .
A tu nagle pocisk z napisem „Impeachment” wystrzelony już w dniu
zaprzysiężenia – został wstrzymany w lоcie. Zaskoczyłо tо wielu,bowiem
wynik głosоwania w Izbie Reprezentantów był jednoznaczny – dwa zarzuty
przeszły większością 229 i 228 przeciwko 137.
Pozostało tylko przekazanie dokumentacji „sprawy” do Senatu, który ma
własną , niezależną procedurę. Senatorowie stają się ławą przysięgłych i
nie zabierają głosu a przed nimi toczy się proces ze świadkami,
oskarżeniem i obroną. Dzisiaj mamy 23 grudnia i Speaker Izby
Reprezentantów Nancy Pelosi oznajmiła 2-3 dni temu, że „sprawę musi
negocjować z szefem większości republikańskiej w Senacie”. Tak, jakby
nie chciała „wypuszczać z ręki” procedury, czego Konstytucja nie
przewiduje.
Ciekawe, że demokraci „wogle” zabrali się za ten cały impeachment,
skoro wiedzieli, że na końcu drogi jest Senat a tam jest większość
republikańska , wcale nie przekonana do uczonych wywodów specjalistki
konstytucjonalistki profesor prawa ze Stanfordu Pameli Karlan (prywatnie
Żydówki lesbijki, która z obrzydzeniem przeszła na drugą stronę ulicy,
kiedy przypadkiem natknęła się na wejście do hotelu Trumpa) na temat
tego, że prezydent Trump wykazuje niebezpieczne skłonności do
ustanowienia monarchii w USA a skoro nie może, to chociaż synowi nadał
imię „Barron”.
Dla uczonej profesor nie miało znaczenia, że mały ale szybko rosnący
Barron urodził się na kilka ładnych lat (około 10) przed zaprzysiężeniem
tatusia na Prezydenta USA.
Demokraci rozpoczęli impeachment w zasadzie już w dzień
zaprzysiężenia i nie pozwalali zapomnieć o tym swoim marzeniu przez cale
3 lata. I mieliśmy „raport Muellera” i „russian collusion”. A od 25
lipca br. czyli od telefonicznej rozmowy Prezydenta Donalda Trumpa z
Prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zelenskim pojawiło się oskarżenie, iż
Donald Trump wywierał nacisk na władze Ukrainy aby rozpoczęły śledztwo
mające na celu skompromitować „innego kandydata w wyborach 2020”.
Oskarżenie opiera się na „zeznaniu z trzeciej ręki” bowiem „jedna
pani A (jak „ambasador”) słyszała, jak pan B opowiadał panu C o brzydkim
nacisku ustnym prezydenta USA na prezydenta Ukrainy”. W dodatku pojawić
się miał wątek szantażu czyli uzależnienie wielomilionowej pomocy USA
dla
Ukrainy od wszczęcia śledztwa przez jej władze przeciwko osobom
powiązanym z jednym z kandydatów.
Co ciekawe, Ukraina nie wszczęła do momentu rozpoczęcia impeachmentu śledztwa a za to pomoc finansowa USA została przekazana.
Ale to demokratom w Izbie Reprezentantów nie przeszkodziło w obronie
demokracji zagrożonej przez Prezydenta. Pan kongresman Adam Schiff z
Kalifornii z dalekimi korzeniami w Kownie i Wilnie jako Przewodniczący
Komitetu Wywiadu Izby przekopywał się przez tysiące stron zapisów
różnych rozmów telefonicznych Prezydenta Trumpa, usłużnie dostarczanych
przez Szefa FBI Jamesa Comey’a.
Źli ludzie twierdzą nawet, że Prezydent Trump był tak jakby podsłuchiwany przez chyba niezbyt wierne służby FBI.
Ale te i inne wątpliwości dotyczące braku bezpośrednich dowodów i
słabości zarzutów rozwiewali solidarnie w wywiadach pani kongreswoman
Nancy Pelosi Speaker i pan kongresman Chuck Shumer przewodniczący
większości demokratycznej w Izbie.
Po wystąpieniu czworga ekspertów konstytucjonalistów doszło do
przesłuchania na posiedzeniach zamkniętych 22 świadków, wszyscy ze
strony demokratów . Wezwani przez izbę świadkowie strony przeciwnej
czyli m.in. Mike mpeo MIke Pence i Rudy Giuliani – odmówili stawienia
się przed komitet.
W dniu 11 października 2019 r. przesłuchana została ex-ambasador USA w
Ukrainie pani Marie Yovanowich, która sprawowała swój urząd w okresie
29 sierpnia 2016 r. – 20 maja 2019 r. i została z tej funkcji odwołana
na osobiste polecenie Prezydenta Trumpa z przyczyny „braku zaufania”.
Pani Marie Yovanovich w latach 2005-2008 pełniła funkcję ambasadora USA w
Kyrgistanie a w okresie 22 września 2008 – 9 czerwca 2011 r. w Armenii.
Czyli służyła i za Busha i za Obamy.
Pani Yovanovich objęła posadę ambasadora USA na Ukrainie,
przesiedziała kilka lat w Departamencie Stanu, gdzie zajmowała się
sprawami Europy Środkowej, m.in. współpracowała z panem ambasadorem USA w
Polsce Lee Feinsteinem w sprawie rozmieszczenia rakiet.
Na Ukrainie rozpoczęła działalność , jak zawiadamia docent wiki, od
działalności antykorupcyjnej , głównie poprzez dobre rady dla
kierownictwa nowopowstałego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy.
W tym zakresie jej wielkim „asset” była bardzo biegła znajomość języka rosyjskiego, którą wyniosła z domu.
Bowiem jak donosi angielski docent wiki, pani Marie Yovanovich
dorastała posługując się językiem rosyjskim. I dalej usłużny docent wiki
donosi, że :”… Marie Yovanovitch is the daughter of Mikhail Yovanovitch and Nadia (Theokritoff) Yovanovitch,[11] who fled the Soviet Union and later the Nazis She was born in Canada…”.
Co się wykłada na nasze, że :”… Marie Yovanovich jet córką Michiła
Yovanovicha i Nadii (Theokritoff) Yovanowicz, którzy uciekli z
Sowieckiego Sojuza a później przed Nazistami. Urodziła się w Kanadzie…”.
Najlepsze jest to „uciekli z Sowieckiego Sojuza a później przed nazistami”.
Wg bazy danych genealogicznych ojciec pani Nadii Theokritoff – matki
pani ambasador – Michael Theokritoff w cyrylicy ma zapis imienia i
nazwiska Михаил Иванович Феокритов czyli „Michaił Iwanowic z Fieokritow”
i okazał się znanym w kręgach emigracji rosyjskiej regentem chórów
cerkiewnych w Niemczech (Wiesbaden) i w Wielkiej Brytanii (Londyn). Żył w
burzliwych latach 1888 -1969. Urodził się w Penzie a całe życie
prowadził chóry cerkiewne w Rosji a po rewolucji bolszewickiej i
emigracji przez Konstantynopol do Niemiec w roku 1920 – na emigracji.
W książce pani Natalii Bałujewej pt. „ Regent. Los i służba .
Protojerej Michael Fortunato” na stronach 83- 84 znajduje się
informacja, iż Michaił Iwanowicz Fieokritow urodził się w guberni
penzenskiej w rodzinie cerkiewnych popów , do roku 1917 r. żył w Moskwie
a po rewolucji przez długie lata posługiwał jako regent chóru
cerkiewnego w kurorcie niemieckim Wiesbaden, gdzie ożenił się z
członkinią swojego chóru Luizą Stanszek i miał z nią siedmioro dzieci.
W sprawach cerkiewnych po dojściu Hitlera do władzy życie się
skomplikowało i należało dokonać trudnego wyboru. Michaił Fieokritow
dotrzymywał wierności Cerkwi Konstantynopolskiej, w efekcie zostal bez
pracy, bowiem po dojściu Hitlera większość środków finansowych była
przekazywana tzw. Cerkwi Zagranicznej i tam też przeszła część wiernych.
Regent Fieokritow zaczął uprawiać ziemię i ogród i w ten sposób żywił
dużą rodzinę. Jego starszy brat Władimir był już od roku 1914 w
Londynie.
Jak łatwo można zauważyć, matka pani ambasador Marie Luize Yovanovich
nie mogła „uciec z Sowieckiego Sojuza”, bowiem urodziła się w Niemczech
w Wiesbaden , gdzie ojciec założył rodzinę w latach 20-tych XX w.
Co do „ucieczki od nazis” to było też mało prawdopodobne, bowiem cała
rodzina Fieokritowów wyjechała z Niemiec do Londynu dopiero w roku 1946
a wtedy „od nazis” nie trzeba było uciekać, bo już w 1945 r. zostali
pokonani.
Co do tatusia Yovanovicha jest jeszcze ciekawiej, bowiem pod linkiem https://lb.ua/file/person/3378_yovanovich_mari.html jest w cyrylicy info następujące:”… Мари
Луиза Йованович родилась 11 ноября 1958 года в Канаде. Ее дед по
отцовской линии был сербом, а про отца Михаила Йовановича известно, что
он родился в Чите вскоре после Октябрьской революции 1917 года и сумел
совершить побег из нацистского лагеря для военнопленных во время Второй
мировой войны. После той же революции 1917 года дед Йованович по
материнской линии бежал из России в Германию, где и выросла ее мать
Надя. Родители Йованович встретились уже после того, как ее мать
покинула Германию.
Cytuję w oryginale, żeby nie było. Portal jest „projektem Instytutu Gorszenina”. Tłumaczenie na nasze jest proste:”… Marie
Luiza Jowanowicz urodziła się 11 listopada 1958 r. w Kanadzie. Jej
dziad ze strony ojca był Serbem a o ojcu Michale Jowanowiczu wiadomo, że
urodził się w Czycie (miasto w płd. Syberii przy Kolei
Transsyberyjskiej przyp. mój) po Rewolucji Październikowej i zdołał
zorganizować ucieczkę z nazistowskiego obozu dla jeńców wojennych w
czasie II wojny światowej. Po tejże rewolucji 1917 r. dziad Jowanowicz
(ze strony matki) uciekł z Rosji do Niemiec gdzie wyrosła jej matka
Nadia. Rodzice Jowanowicz spotkali się już po tym, jak jej matka
porzuciła Niemcy…”.
Tak więc rodzice pani ambasador USA Marie Yovanovich nigdzie nie
uciekali razem ale spotkali się po wojnie po roku 1946 gdzieś w Wielkiej
Brytanii, najprawdopodobniej w Londynie, bo tam w 1946 r. przybyła
rodzina Fieokritowych najprawdopodobniej dzięki pomocy i wstawiennictwu
stryja Władimira Fieokritowa, który mieszkał w Wielkiej Brytanii jeszcze
przed II WW.
Pozostaje delikatne pytanie, w jakim obozie jenieckim przebywał
Michal Jowanowicz i jako żołnierz jakiej armii. Zakładam, że Armii
Czerwonej. I w jakich okolicznościach przyrody ten dzielny człowiek
uciekł i gdzie się ukrywał.
Ale co znacznie ważniejsze , jakim cudem Alianci nie odesłali go zgodnie
z porozumieniami z wujkiem Stalinem jako obywatela ZSRR – na ojczyzny
łono , jak to zrobili Anglicy w Austrii,co opisał Józef Mackiewicz, ale
jako chyba jedynego żołnierza Armii Czerwonej kontrwywiad brytyjski
przyjął na teren Wielkiej Brytanii.
Tam się wtedy ciekawe rzeczy działy w tych wywiadach i kontrwywiadach
brytyjskich w 1945-1956 r. Grasował tam np. pan Kim Philby i jego
czterech kolegów.
No ale.
Gdzieś w Londynie w okolicach chóru cerkiewnego ex-jeniec
niemieckiego obozu, ex-żołnierz Armii Czerwonej raczej szarży
oficerskiej (znał biegle niemiecki, więc nie był z kołchozu) spotyka
panienkę Nadię z powszechnie znanej i szanowanej rodziny regenta chóru
cerkiewnego z powiązaniami w białej emigracji rosyjskiej w Wielkiej
Brytanii, Niemczech , Włoszech i USA. Pan
Młoda rodzina wyjeżdża do Kanady a następnie do USA, gdzie pan
Michaił Yovanovich uczył jezyków obcych w Kent College w Connecticut a
po latach objawiła się w służbach dyplomatycznych USA piękna i bardzo
zdolna panna Marie Yovanovich, której zeznania mogą, choć
nie muszą,
obalić Prezydenta USA Donalda Trumpa.
Gwiazdka wzeszła Czas dzielić się opłatkiem. Wszystkiego dobrego. Przyjemnej lektury.
https://www.abc.net.au/news/2019-12-05/melania-trump-stanford-professor-pamela-karland-on-barron-trump/11769374
https://en.wikipedia.org/wiki/Adam_Schiff
https://lb.ua/file/person/3378_yovanovich_mari.html
https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%99%D0%BE%D0%B2%D0%B0%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87,_%D0%9Ca%D1%80%D0%B8
https://www.bbc.com/russian/news-50022528
https://www.youtube.com/watch?v=_p5X4aH2h9M
https://pl.wikipedia.org/wiki/Impeachment_Donalda_Trumpa
https://en.wikipedia.org/wiki/Marie_Yovanovitch
http://zarubezhje.narod.ru/tya/f_030.htm
http://храм-ирины.рф/%D1%86%D0%B5%D1%80%D0%BA%D0%BE%D0%B2%D0%BD%D0%BE%D0%B5-%D0%BF%D0%B5%D0%BD%D0%B8%D0%B5-%D0%BD%D0%B5-%D0%B5%D1%81%D1%82%D1%8C-%D1%82%D0%BE%D0%BB%D1%8C%D0%BA%D0%BE-%D0%BC%D1%83%D0%B7%D1%8B%D0%BA%D0%B0/
https://books.google.pl/books?id=aTdqAAAAQBAJ&pg=PA84&lpg=PA84&dq=%D0%9C%D0%B8%D1%85%D0%B0%D0%B8%D0%BB+%D0%98%D0%B2%D0%B0%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87+%D0%A4%D0%B5%D0%BE%D0%BA%D1%80%D0%B8%D1%82%D0%BE%D0%B2&source=bl&ots=KG9k2HTt1X&sig=ACfU3U17bazBHG2foLBduldV_TkY2FSgPQ&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwjtxOLvv87mAhVnyaYKHXOGAboQ6AEwAXoECAoQAQ#v=onepage&q=%D0%9C%D0%B8%D1%85%D0%B0%D0%B8%D0%BB%20%D0%98%D0%B2%D0%B0%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87%20%D0%A4%D0%B5%D0%BE%D0%BA%D1%80%D0%B8%D1%82%D0%BE%D0%B2&f=false
https://www.geni.com/people/Michael-Theokritoff/6000000073322317893
https://lb.ua/file/person/3378_yovanovich_mari.html
https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%99%D0%BE%D0%B2%D0%B0%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87,_%D0%9Ca%D1%80%D0%B8
środa, 25 grudnia 2019
poniedziałek, 11 listopada 2019
Wojciech Korfanty - Syn Górnika, Polak i Katolik, Ojciec Niepodległości RP.
Obchodzimy dzisiaj 101 rocznicę odzyskania niepodległości Rzeczpospolitej. Od zeszłego roku coś się zmieniło w tzw. narracji oficjalnej III RP na ten temat, czego doświadczyliśmy 25 października 2019 r., kiedy u zbiegu Alei Ujazdowskich i ul. Agrykola odsłonięty został pomnik Wojciecha Korfantego. Przez kilkadziesiąt lat przemilczanego jednego z Ojców Niepodległości.
Dzisiaj w trakcie uroczystej zmiany warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza pan prezydent Andrzej Duda przywołał Wojciecha Korfantego i Wincentego Witosa i wspomniał o tym, że II RP "obeszła się z nimi szorstko". Dobrze , że to powiedział.
Ironią losu było, że Syn Górnika, przywódca największej partii tworzonej głównie w dawnym zaborze pruskim przez synów elit robotniczych : górników i hutników ( Kolega Wojciecha Korfantego ze szkoły i kółek patriotycznych - Konstanty Wolny, syn kowala z huty Baildon został pierwszym polskim adwokatem w Gliwicach w wolnej Polsce Marszałkiem Sejmu Śląskiego 1922-1935) - chrześcijańsko - demokratycznej , był najbardziej zwalczany w wolnej Polsce przez ludzi z Polskiej Partii Socjalistycznej, co to miała na sztandarach hasła walki o interesy robotników i generalnie "ludu".
Chyba jakąś sprawiedliwością dziejową jest to, że pomnik Wojciecha Korfantego stanął przy ul. Agrykola, przy której od roku 1788 stoi również pomnik Króka Jana III Sobieskiego. Nawiasem bardzo niepoprawnie politycznie - tratującego dwóch Turków:)))
Dla uczczenia Święta Niepodległości 2019 r.pozwolę sobie zamieścić biografię Wojciecha Korfantego zamieszczoną w kwartalniku "Okno Wiary" nr 4(16) grudzień 2018 r. pt. "Polak i Katolik Wojciech Korfanty". Mam nadzieję, że Wydawca ks. Andrzej Klimek nie pogniewa się na mnie za to:)))
Polak i Katolik Wojciech Korfanty 1873 - 1939.
Wojciech Korfanty urodził się 20 kwietnia 1873 r. jako najstarszy syn górnika Józefa Korfantego i jego żony Karoliny z Klechów a także jako poddany Wilhelma I Hohenzollerna w utworzonym zaledwie 2 lata wcześniej Cesarstwie Niemieckim.
Państwo to, zarządzane przez kanclerza Ottona von Bismarcka liczyło sobie wówczas 41 mln mieszkańców, z tego 36% katolików i ok. 5% Polaków rozproszonych między Wielkopolską i Górnym Śląskiem. I po dopiero co wygranej wojnie z Francją przygotowywało się do wielkiego skoku gospodarczego, militarnego oraz politycznego na Europę i świat. W oczach Bismarcka połączenie wielu królestw i księstw niemieckich w jedno cesarstwo z Prusami na czele miało mnóstwo zalet ale słabym i podejrzanym elementem mogli stać się katolicy i Polacy.
Katolikami i Polakami byli Rodzice Wojciecha Korfantego: Ojciec Józef Korfanty – górnik i absolwent szkoły ludowej, nagrodzony za dobre wyniki książką słynnego jezuity i kaznodziei nadwornego króla Zygmunta III Wazy - księdza Piotra Skargi z 1577 r. pt. „Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień przez cały rok, do których są przydane niektóre duchowe obroki i nauki przeciwko kacerstwom dzisiejszym, tam gdzie się żywot starożytnego doktora położył” oraz Matka Karolina, która uczyła z tej książki pięcioro swoich dzieci Wiary Katolickiej i języka polskiego.
Władze Cesarstwa Niemieckiego w pierwszych latach życia małego Wojciecha rozpoczęły szeroko zakrojony program państwowy dla zmarginalizowania zarówno katolików w Bawarii jak i Polaków w Wielkopolsce i na Śląsku.
Ostatecznym celem programu było pełne zgermanizowanie ludności z terenów wschodnich Cesarstwa, zlikwidowanie odrębności ustrojowych Wielkopolski oraz wyeliminowanie świadomości i kultury polskiej z życia tych prowincji.
Najbardziej znaną częścią programu był Kulturkampf czyli wojna z Kościołem Katolickim i językiem polskim w przestrzeni publicznej.
Kolejno były to ustawy:
1)z 11 maja 1873 r. wg której każdy duchowny aby pełnić posługę był zobowiązany do edukacji uniwersyteckiej trzyletniej i do zdania egzaminu państwowego ,
2) z 12 maja 1873 r. na podstawie której ustanowiony został Królewski Trybunał Sprawiedliwości w Berlinie, mający kompetencje do odwoływania „nieposłusznych biskupów,
3) z 4 maja 1874 r. ustawa o „nieuprawnionym wykonywaniu urzędów kościelnych”, głównie chodziło o księży i zakonników zagranicznych,
4) z31 maja 1875 r. ustawowo rozwiązane zostały wszystkie zakony, poza tymi, które bezpośrednio zajmowały się opieką nad chorymi. Wcześniej, bo w roku 1872 r. – wypędzono z Cesarstwa Niemieckiego – Towarzystwo Jezusowe i
5) z 26 lutego 1876 r. wprowadzona została kara więzienia dla duchownego, który w mowie lub piśmie mógł zagrażać porządkowi publicznego. Ocena zagrożenia należała do pruskiego urzędnika., 6) wprowadzenie języka niemieckiego jako urzędowego, również sukcesywnie do szkół (poza religią).
Opresję administracyjną wobec katolików polskich władze niemieckie uzupełniły o szeroki program osadnictwa niemieckiego w Wielkopolsce oraz o specjalny program kulturalny, obejmujący sponsorowanie wydawnictw, które wydawały beletrystykę o treści idealizującej niemieckich kolonistów i zawierającej negatywne stereotypy na temat : polskiego pana, polskiej kobiety i polskiego księdza. Głównie jako ludzi brudnych, leniwych, skłonnych do rozrzutności i pijaństwa a także notorycznie spiskujących przeciwko prawowitej władzy.
Przewidziane były również nagrody finansowe dla szczególnie „pożytecznych” autorów a lista kilkudziesięciu pozycji została zatwierdzona przez administrację do bibliotek jako „Lista Literatury Ojczyźnianej Prowincji Poznańskiej” a obecnie jest znany potocznie jako „Literatura Marchii Wschodniej”.
Polską odpowiedzią na te działania było nie tylko wydawanie czasopisma „Katolik” przez Karola Miarkę starszego ale też założone w 1872 r. Towarzystwo Oświaty Ludowej finansujące biblioteki polskie we wsiach i miasteczkach a następnie po jego likwidacji przez władze – istniejące od 1880 r. Towarzystwo Czytelni Ludowych.
W takim klimacie politycznym syn górnika Wojciech Korfanty ukończył w 1885 szkołę ludową w Siemianowicach Śląskich a następnie został przez rodziców posłany do gimnazjum w Katowicach. Co oznaczało, że był więcej niż zdolny. Był błyskotliwy.
Mimo znakomitych wyników nie ukończył gimnazjum w przewidzianym terminie. Tuż przed maturą został relegowany ze szkoły za „działalność wichrzycielską”. A taką było tajne kółko uczniowskie założone wspólnie z kolegą Konstantym Wolnym synem kowala z huty Baildon „w celu poznawania polskiej literatury i historii” oraz wystąpienia w języku polskim w siemianowickim Towarzystwie Św. Alojzego, w którym uczeń Korfanty się udzielał.
Pomocną dłoń podał mu ziemianin z Poznańskiego i członek Izby Panów pruskiego Landtagu o – Józef Kościelski. Dyskretnie pomógł mu rozpocząć studia na Politechnice w Charlottenburgu w charakterze wolnego słuchacza a następnie wyjednał mu u władz możliwość zdawania matury eksternistycznej. Po roku studiów w Berlinie Wojciech Korfanty przeniósł się na Królewski Uniwersytet do Wrocławia, gdzie studiował prawo i ekonomię.
We Wrocławiu związał się z Towarzystwem Akademików Górnoślązaków, założonym w 1892 r. jako korporacja studencka i prowadzonym przez księży katolickich: księdza Michała Przywarę (1867- 1906) i księdza Karola Myśliwca (1866-1897). W Towarzystwie działał także ksiądz Józef Jagło (1872- 1947) przyszły w Gliwicach. Towarzystwo Akademików Górnoślązaków zostało zamknięte przez władze w 1899 r.
Wcześniej Wojciech Korfanty aby zarobić na dalsze studia zatrudnił się jako korepetytor dzieci ziemianina litewskiego Witolda Jundziłły. Dzięki temu podróżował po Europie i otarł się o wielki świat.
Studia ukończył w roku 1901 w Berlinie i związał się zawodowo z wielkopolskim bankierem i biznesmenem oraz działaczem narodowym Marcinem Biedermannem, słynnym wówczas „obrońcą polskiej ziemi”, który wykorzystując firmę Drwęski –Langner – skupował w Wielkopolsce ziemię od Niemców i odsprzedawał polskim spółkom parcelacyjnym.
Marcin Biedermann od roku 1896 wydawał i redagował tygodnik „Praca. Tygodnik dla wszystkich stanów poświęcony sprawom rolnictwa, handlu i przemysłu” o wydźwięku mocno antyniemieckim w nakładzie 14 tysięcy egzemplarzy.
W roku 1901 r. założył gazetę „Górnoślązak” a na redaktora naczelnego powołał Wojciecha Korfantego. Już w pierwszych numerach pojawiły się dwa artykuły Korfantego, które spowodowały konflikt z władzą: gazeta została zawieszona a redaktor naczelny postawiony przed sądem. Dostał wyrok 4 miesięcy więzienia, które odbył we Wronkach. Na wolność wyszedł w maju 1902 r. a gazeta została przeniesiona do Katowic. Od 1902 r. była to gazeta codzienna o nakładzie ok. 5.000 egzemplarzy.
Od roku 1901 także angażować się politycznie: początkowo w nielegalnej Lidze Narodowej Romana Dmowskiego a od roku 1902 w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” w Katowicach, w którym został wybrany prezesem.
Rok 1903 stał w życiu Wojciecha Korfantego rokiem prawdziwie przełomowym. Został wybrany na posła do Reichstagu i jednocześnie do Landtagu (Sejmu Krajowego) Prus oraz ożenił się z córką sztygara Piotra Szprota panną Elżbietą Szprotówną, która też była wielką polską patriotką, działaczką Czytelni dla Kobiet i Towarzystwa Kobiet.
Do Reichstagu został wybrany z okręgu katowickiego –zabrzańskiego jako pierwszy Polak z Górnego Śląska. Pozostał posłem do roku 1912 a następnie został wybrany w roku 1918. W Landtagu działał w Kole Polskim.
W roku 1905 założył czasopismo „Polak”, którego był właścicielem i redaktorem naczelnym a które stało się organem miejscowej górnośląskiej endecji Romana Dmowskiego. W roku 1908 Korfanty odszedł od Narodowej Demokracji a w maju 1909 r. uczestniczył w stworzeniu w Poznaniu filii Polskiego Towarzystwa Demokratycznego wspólnie z Antonim Chłapowskim , Władysławem Mieczkowskim i Maciejem hr. Mielżyńskim, późniejszym przywódcą III Powstania Śląskiego.
Był postacią bardzo wyrazistą jako poseł do Reichstagu i jako dziennikarz. Miał konkurentów na polskim rynku prasy i w polityce. Oponenci krytykowali go za zbytni radykalizm wobec władz, co miało być korzystne dla Hakaty. Stała krytyka w polskich mediach i upadek czasopisma „Polak” spowodowały, że jego popularność spadła i w 1912 r. zdecydował się nie kandydować w wyborach do Reichstagu.
W czasie sprawowania mandatu posła Reichstagu głównie podnosił kwestię trudnej sytuacji robotników wielkiego przemysłu i górnictwa, czym odbierał głosy socjaldemokratom. W dyskusji budżetowej w 1908 r. zdołał wspomnieć prowokacyjnie o tym, że „Prusy ukradły polskie ziemie w XVIII r.”.
A w ostatnim przedwojennym przemówieniu w Landtagu oskarżył policję graniczną w Mysłowicach o sprzyjanie gangowi zajmującemu się przemytem dziewcząt z Galicji i Rosji do domów publicznych w Argentynie, broniąc jedynego nieskorumpowanego policjanta, który został zwolniony.
W Reichstagu i Landtagu prezentował poglądy mocno zbliżone do katolickiej niemieckiej Partii Centrum
Niewiele wiadomo, co robił w czasie wojny, która wybuchła w 1914. Wiadomo, że tuż przed wojną pracował jako szef Wschodniej Agencji Telegraficznej w Berlinie Adama Napieralskiego „króla polskiej prasy na Śląsku” a od roku 1913 był właścicielem i szefem własnej firmy: Polskiego Biura Korespondencyjnego, które dostarczało informacji dla kilkudziesięciu gazet polskich i niemieckich.
Był już wtedy dojrzałym czterdziestolatkiem z wszechstronnym doświadczeniem pragmatyki politycznej dojrzałej monarchii parlamentarnej i ojcem czworga dzieci. Utrzymywał ścisłe kontakty z rodziną i pisał regularnie listy do Ojca i Matki.
Wybrany został ponownie do Reichstagu w 1918 r.
Jego działalność parlamentarna w Cesarstwie Niemieckim zakończyła się w dniu 25 października 1918 r. kiedy w swoim ostatnim przemówieniu powiedział m.in. co następuje: „…Prezydent Stanów Zjednoczonych, Wilson, który w tym kraju jeszcze przed niedawnym czasem był lżony, jest rzecznikiem i przywódcą świata demokratycznego i wszystkie uciemiężone narody wiwatują na jego cześć. Z zadowoleniem przyjmują oświadczenie pana sekretarza stanu, dr Solfa, że rząd niemiecki nie tylko przyjmuje program prezydenta Wilsona, ale że chce go wypełnić. (…)
Muszę tu złożyć kategoryczny sprzeciw wobec twierdzenia pana sekretarza stanu, jakobyśmy my, Polacy, nie dążyli do sprawiedliwego pokoju i pojednania, natomiast stawiali żądania, które stoją w rażącej sprzeczności z zasadami programu prezydenta Wilsona; jakobyśmy dążyli do opanowania terytoriów zamieszkałych przez obce narodowości i zamierzali jak najboleśniej zranić naród niemiecki poprzez pogwałcenie zasad prawa międzynarodowego.
Mości Panowie, nie chcemy ani piędzi ziemi niemieckiej. Żądamy jedynie, w myśl postanowień punktu 13 programu Wilsona, własnej, jednej złożonej z ziem trzech zaborów Polski, z zapewnionym jej dostępem do morza, to znaczy z własnym wybrzeżem, zamieszkałym przez niezaprzeczalnie polską ludność, której przedstawicielem tutaj w Parlamencie jest dr Łaszewski. Żadne statystyczne sztuczki nie zdołają zmienić faktu, że w Prusach Zachodnich lewe pobrzeże Wisły aż po Półwysep Helski jest zamieszkałe przez niewątpliwie polską ludność. Mości Panowie, pan Ledebour tłumaczył nam tutaj wczoraj, które to części kraju, według jego mniemania, powinny przypaść Polsce. Chciałbym tu potwierdzić jego dane i oświadczam, że nie chcemy ani jednego powiatu niemieckiego, tylko żądamy polskich powiatów Górnego Śląska, Śląska Średniego, Poznańskiego, polskich Prus Zachodnich i polskich powiatów Prus Wschodnich. Panie Prezydencie, nie mam najmniejszego zamiaru ranić uczuć narodu niemieckiego i wierzę, że w nowych warunkach żądanie oddzielenia od Rzeszy polskich obszarów nie może uwłaczać niemieckim odczuciom…”.
Wojciech Korfanty zakończył swe przemówienie następującym znamiennym apelem o uwolnienie przyszłego Naczelnika Państwa Polskiego Józefa Piłsudskiego:
„…Przypominam Panom, iż mąż, który przez poważną część narodu polskiego uważany za narodowego bohatera, przywódca Legionów, Piłsudski, mąż, któremu naród polski powierzył ministerstwo wojny, pomimo licznych wniosków i podań ze strony władz polskich ciągle jeszcze przetrzymywany jest w twierdzy w Magdeburgu…”.
Wyjechał z Berlina z rodziną w warunkach powszechnego chaosu upadającego Cesarstwa z dokumentami załatwionymi przez uprzejmych kolegów socjaldemokratów z Reichstagu.
Od listopada 1918 r. był w Poznaniu we władzach Naczelnej Rady Ludowej powstałej jako Centralny Komitet Obywatelski w roku 1916 i zdominowanym przez Stronnictwo Narodowo Demokratyczne Romana Dmowskiego oraz uznającą Komitet Narodowy Polski w Paryżu - za legalną władzę
W dniu 11 listopada 1918 r. Tymczasowy Komisariat Rady Ludowej ujawnił się. W jego składzie znaleźli się składzie: ks. Stanisław Adamski , Wojciech Korfanty i Adam Poszwiński .
Kiedy 27 grudnia 1918 r. wybuchło Powstanie Wielkopolskie tuż po wizycie Ignacego Paderewskiego w Poznaniu a Wojciech Korfanty , który go witał w Gdańsku i przywiózł do Wielkopolski, brał udział w rokowaniach pokojowych z Niemcami w Bydgoszczy, Poznaniu i Berlinie.
Wojciech Korfanty niewątpliwy lider polityczny Polaków Wielkopolski i Górnego Śląska w trakcie listopadowego spotkania z Naczelnikiem Państwa Józefem Piłsudskim podobno nie otrzymał żadnej propozycji politycznej. Natomiast w ramach tworzenia władzy ustawodawczej w odradzającym się państwie polskim został na początku roku 1919 posłem na Sejm Ustawodawczy z ramienia Związku Ludowo-Narodowego i zarazem szefem najsilniejszego klubu w tym Pierwsze wybory do Sejmu nie potwierdziły masowej popularności socjalistów a potwierdziły popularność umiarkowanej chrześcijańskiej demokracji.
Sprawą kluczową w owym czasie było ustalenie i zatwierdzenie przez Ententę – granic Państwa Polskiego.
Najwyższa Konferencji Paryskiej w dniu 12 lutego 1919 r. powołała ambasadora komisję do ustalenia zachodnich i wschodnich granic Polski, zwaną Komisją Cambona od nazwiska przewodniczącego. Sytuacja była skrajnie trudna, bowiem w tej sprawie delegacje brytyjska i włoska dążyły do ustalenia granic na korzyść Niemiec a delegacja francuska była zainteresowana osłabieniem Niemiec, więc popierała interes polski. W efekcie w marcu 1919 r. decyzje w sprawie przebiegu granic były dość korzystne ale już w czerwcu – zwyciężyła opcja niemiecka.
Próbą wywarcia nacisku na Konferencję Pokojową w Paryżu było I Powstanie Śląskie, ale ono upadło.
W tych okolicznościach w styczniu 1920 r. Wojciech Korfanty zostaje mianowany zarazem szefem Polskiego Komitetu Plebiscytowego na Górnym Śląsku i polskim Komisarzem Plebiscytowym a 11 lutego 1920 r. generał francuski Henri Le Rond zostaje szefem Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej na Górnym Śląsku.
W maju 1920 r. Wojciech Korfanty przedstawia na Konferencji w Spa Białą Księgę o terrorze skierowanym przeciwko ludności polskiej na Śląsku.
Niekorzystny dla Polski wynik Plebiscytu na Śląsku skłania go do wydania w dniu 3 maja 1921 r. Manifestu do Ludu Górnośląskiego wzywającego do III Powstania Śląskiego, którego zostaje dyktatorem i zostaje dyktatorem. W trakcie Powstania dochodzi do nieudanej próby puczu w wykonaniu kapitana Michała Grażyńskiego z POW, który chciał pozbawić Korfantego władzy z powodu wydania decyzji o zakończeniu walk w momencie apogeum sukcesów Powstania.
Ale Korfanty zdawał sobie sprawę, że formalnie nadal terytorium jest w rękach administracji i armii niemieckiej a decyzja i tak należy do dyplomatów w Paryżu. Inni dowódcy Powstania, pochodzący ze Śląska i mający zaufanie do Korfantego – nie poparli puczu Grażyńskiego i jego kandydata na dyktatora - kpt.Karola Grzesika. Ten ostatni został na rozkaz Korfantego aresztowany i postawiony przed sądem. Sprawa została umorzona, ale Korfanty zyskał dozgonnego wroga w osobie Michała Grażyńskiego , od roku 1926 Wojewody Śląskiego.
Ostatecznie Liga Narodów przyznaje Polsce 12 października 1921 r. 29% obszaru objętego plebiscytem zamieszkałym przez 46% ludności i posiadającego znaczącą część przemysłu Górnego Śląska, co było gigantycznym sukcesem Wojciecha Korfantego jako polityka i przywódcy.
Rok 1922 można uznać za szczyt jego kariery: w czerwcu i lipcu dokonuje się połączenie Górnego Śląska z Rzeczpospolitą a Wojciech Korfanty zostaje liderem Chrześcijańskiej Demokracji , której program opierał się na nauce społecznej Kościoła m.in. na encyklice Papieża Leona XIII „Rerum Novarum”. W wyborach do Sejmu I kadencji partia ta zdobyła aż 169 mandatów z 444 (38%).a Wojciech Korfanty zostaje szefem najsilniejszego klubu parlamentarnego.
W dniu 14 lipca 1922 r. został desygnowany przez Komisję Główną Sejmu RP na Premiera Rządu , ale kiedy skompletował rząd, kandydata na Premiera RP – odrzucił Naczelnika Państwa a PPS zagroziło strajkiem generalnym. Wojciech Korfanty nigdy nie dostał wysokiego stanowiska rządowego, bo trudne za taki uznać funkcję wicepremiera w rządzie Wincentego Witosa w 1923 – trwającą jeden miesiąc.
Wojciech Korfanty, poza pełnieniem mandatu posła na Sejm RP w okresie 1919-1930, zaczął zajmować się własnymi biznesami i życiem rodzinnym. Był właścicielem dwóch gazet „Rzeczpospolitej” i „Polonii” oraz był członkiem rady nadzorczej banku „Vesta”. Wybudował żonie domek letni w Zakopanem i zamawiał u Witkacego obrazy własne i rodziny.
Pogodził się ze swoją sytuacją ale nie pogodził się z praktykami politycznymi socjalistów z przedwojenną praktyką w organizacjach terrorystycznych – w odrodzonym państwie, które w sposób widoczny przestawało być praworządne. I wyrażał to w swoich gazetach.
Władza odpowiedziała atakami na temat niejasnych źródeł dochodów posła i jego wystawnego trybu życia. Podawano nieprawdziwe informacje o stanie jego majątku i oskarżano o zależność od wielkiego kapitału. Poseł Antoni Langner z PSL „Wyzwolenie” zażądał postawienia Korfantego przed Sądem Marszałkowskim za pobieranie przez jego gazety dotacji od firm.
Sam Langner miał w 1946 r. znaleźć się w komunistycznej Krajowej Radzie Narodowej.
Przełom nastąpił w 1930 r. gdy nowy Prezydent RP Ignacy Mościcki w dniu 29 sierpnia 1930 r. na polecenie Premiera Rządu Józefa Piłsudskiego - rozwiązał Sejm i Senat , w efekcie czego Wojciech Korfanty został bez immunitetu. Został on aresztowany na początku września 1930 r. i był przetrzymywany do grudnia w Brześciu.
Kiedy siedział w twierdzy jego gazeta „Polonia” codziennie zamieszczała jego portret z podpisem: „…Budziciel polskości na Śląsku, wódz i opiekun ludu śląskiego, organizator i przywódca powstania śląskiego, ten który Śląsk przywiódł do Polski, współtwórca Państwa Polskiego, nieustraszony i nieugięty bojownik o prawo i sprawiedliwość w Państwie, więzień brzeski..”.
W intencji jego uwolnienia odbywały się w Województwie Śląskim Msze św. i modły publiczne.
Wojciech Korfanty po uwolnieniu w grudniu 1930 r. działał jakiś czas w Sejmie Śląskim wraz Żoną Elżbietą, która też była posłanką na Sejm Śląski.
Wiosną 1935 r. rządowa gazeta na Śląsku „Gazeta Polska” zaczęła grozić Korfantemu Berezą . W dniu 6 kwietnia 1935 r. otrzymał wiadomość poufną, że jest przygotowany nakaz aresztowania.
W tych warunkach po naradach z rodziną postanowił śladem Wincentego Witosa wyjechać do Czechosłowacji. Do granicy podwiózł go syn Zbigniew samochodem ale Korfanty nie zdecydował się na oficjalne przejście graniczne w Cieszynie ale przeszedł przez „zieloną granicę” w Bukowcu i dotarł do Rożnowa na Morawach, gdzie przebywał Wincenty Witos.
Z Witosem spędził Wielkanoc i odwiedzili go synowie. Po czym wyjechał do Pragi, gdzie zamieszkał w starej części miasta jako dr Vojtech Benesz. Żył samotnie i skromnie, pisywał do swojej gazety w Polsce i leczył się w miejscowy sanatoriach.. Bywał u Witosa i spotkał się z Prezydentem Beneszem. Regularnie odwiedzała go rodzina, zawsze na Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Dramat rozpoczął się w roku 1938 r. : w wielkiej polityce układ monachijski a w rodzinie – śmierć zięcia pułkownika Rudolfa Ruppa. Nadeszły też wieści o nasileniu się u syna Witolda śmiertelnej choroby – białaczki.
Przez profesora Stefana Glasera starał się u premiera Sławoja Składkowskiego o zgodę na przyjazd do Polski aby mógł odwiedzić śmiertelnie chorego syna. Premier nie wyraził zgody. Podobnie jak nie wyraził zgody na wydanie tzw. „listu żelaznego” Korfantemu, aby ten mógł uczestniczyć w pogrzebie najstarszego syna.
W marcu 1939 r. Niemcy zajęły resztę Czechosłowacji i Korfanty w te sytuacji w kwietniu 1939 r. wrócił do Polski. Po kilku tygodniach został aresztowany i osadzony na Pawiaku. Nie postawiono mu zarzutów i wypuszczono dopiero 20 lipca 1939 r. w stanie skrajnego wycieńczenia, z uszkodzoną wątrobą i nerkami. Zmarł 17 sierpnia 1939 r. a na jego pogrzeb w Katowicach przybyło tysiące ludzi..
W odrodzonym Państwie Polskim niewykorzystany został wielki potencjał i doświadczenie polityczne Człowieka, który przez niemal 20 lat zdobywał wiedzę w samym centrum znakomicie administrowanego poważnego państwa. Odrzucono tym samym wspaniały dorobek polskich katolickich patriotów z zaboru pruskiego, którzy potrafili środkami pokojowymi budować i pracą organiczną potencjał polityczny i bogactwo materialne – Polaków.
Wojciech Korfanty – późny wychowanek ks. Piotra Skargi jako największe zagrożenie dla budowniczych Nowego Wspaniałego Świata? Coś w tym musi być, skoro reprint „Żywotów Świętych” ukazał się podobno po wojnie dopiero w roku 2015.
Dzisiaj w trakcie uroczystej zmiany warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza pan prezydent Andrzej Duda przywołał Wojciecha Korfantego i Wincentego Witosa i wspomniał o tym, że II RP "obeszła się z nimi szorstko". Dobrze , że to powiedział.
Ironią losu było, że Syn Górnika, przywódca największej partii tworzonej głównie w dawnym zaborze pruskim przez synów elit robotniczych : górników i hutników ( Kolega Wojciecha Korfantego ze szkoły i kółek patriotycznych - Konstanty Wolny, syn kowala z huty Baildon został pierwszym polskim adwokatem w Gliwicach w wolnej Polsce Marszałkiem Sejmu Śląskiego 1922-1935) - chrześcijańsko - demokratycznej , był najbardziej zwalczany w wolnej Polsce przez ludzi z Polskiej Partii Socjalistycznej, co to miała na sztandarach hasła walki o interesy robotników i generalnie "ludu".
Chyba jakąś sprawiedliwością dziejową jest to, że pomnik Wojciecha Korfantego stanął przy ul. Agrykola, przy której od roku 1788 stoi również pomnik Króka Jana III Sobieskiego. Nawiasem bardzo niepoprawnie politycznie - tratującego dwóch Turków:)))
Dla uczczenia Święta Niepodległości 2019 r.pozwolę sobie zamieścić biografię Wojciecha Korfantego zamieszczoną w kwartalniku "Okno Wiary" nr 4(16) grudzień 2018 r. pt. "Polak i Katolik Wojciech Korfanty". Mam nadzieję, że Wydawca ks. Andrzej Klimek nie pogniewa się na mnie za to:)))
Polak i Katolik Wojciech Korfanty 1873 - 1939.
Wojciech Korfanty urodził się 20 kwietnia 1873 r. jako najstarszy syn górnika Józefa Korfantego i jego żony Karoliny z Klechów a także jako poddany Wilhelma I Hohenzollerna w utworzonym zaledwie 2 lata wcześniej Cesarstwie Niemieckim.
Państwo to, zarządzane przez kanclerza Ottona von Bismarcka liczyło sobie wówczas 41 mln mieszkańców, z tego 36% katolików i ok. 5% Polaków rozproszonych między Wielkopolską i Górnym Śląskiem. I po dopiero co wygranej wojnie z Francją przygotowywało się do wielkiego skoku gospodarczego, militarnego oraz politycznego na Europę i świat. W oczach Bismarcka połączenie wielu królestw i księstw niemieckich w jedno cesarstwo z Prusami na czele miało mnóstwo zalet ale słabym i podejrzanym elementem mogli stać się katolicy i Polacy.
Katolikami i Polakami byli Rodzice Wojciecha Korfantego: Ojciec Józef Korfanty – górnik i absolwent szkoły ludowej, nagrodzony za dobre wyniki książką słynnego jezuity i kaznodziei nadwornego króla Zygmunta III Wazy - księdza Piotra Skargi z 1577 r. pt. „Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień przez cały rok, do których są przydane niektóre duchowe obroki i nauki przeciwko kacerstwom dzisiejszym, tam gdzie się żywot starożytnego doktora położył” oraz Matka Karolina, która uczyła z tej książki pięcioro swoich dzieci Wiary Katolickiej i języka polskiego.
Władze Cesarstwa Niemieckiego w pierwszych latach życia małego Wojciecha rozpoczęły szeroko zakrojony program państwowy dla zmarginalizowania zarówno katolików w Bawarii jak i Polaków w Wielkopolsce i na Śląsku.
Ostatecznym celem programu było pełne zgermanizowanie ludności z terenów wschodnich Cesarstwa, zlikwidowanie odrębności ustrojowych Wielkopolski oraz wyeliminowanie świadomości i kultury polskiej z życia tych prowincji.
Najbardziej znaną częścią programu był Kulturkampf czyli wojna z Kościołem Katolickim i językiem polskim w przestrzeni publicznej.
Kolejno były to ustawy:
1)z 11 maja 1873 r. wg której każdy duchowny aby pełnić posługę był zobowiązany do edukacji uniwersyteckiej trzyletniej i do zdania egzaminu państwowego ,
2) z 12 maja 1873 r. na podstawie której ustanowiony został Królewski Trybunał Sprawiedliwości w Berlinie, mający kompetencje do odwoływania „nieposłusznych biskupów,
3) z 4 maja 1874 r. ustawa o „nieuprawnionym wykonywaniu urzędów kościelnych”, głównie chodziło o księży i zakonników zagranicznych,
4) z31 maja 1875 r. ustawowo rozwiązane zostały wszystkie zakony, poza tymi, które bezpośrednio zajmowały się opieką nad chorymi. Wcześniej, bo w roku 1872 r. – wypędzono z Cesarstwa Niemieckiego – Towarzystwo Jezusowe i
5) z 26 lutego 1876 r. wprowadzona została kara więzienia dla duchownego, który w mowie lub piśmie mógł zagrażać porządkowi publicznego. Ocena zagrożenia należała do pruskiego urzędnika., 6) wprowadzenie języka niemieckiego jako urzędowego, również sukcesywnie do szkół (poza religią).
Opresję administracyjną wobec katolików polskich władze niemieckie uzupełniły o szeroki program osadnictwa niemieckiego w Wielkopolsce oraz o specjalny program kulturalny, obejmujący sponsorowanie wydawnictw, które wydawały beletrystykę o treści idealizującej niemieckich kolonistów i zawierającej negatywne stereotypy na temat : polskiego pana, polskiej kobiety i polskiego księdza. Głównie jako ludzi brudnych, leniwych, skłonnych do rozrzutności i pijaństwa a także notorycznie spiskujących przeciwko prawowitej władzy.
Przewidziane były również nagrody finansowe dla szczególnie „pożytecznych” autorów a lista kilkudziesięciu pozycji została zatwierdzona przez administrację do bibliotek jako „Lista Literatury Ojczyźnianej Prowincji Poznańskiej” a obecnie jest znany potocznie jako „Literatura Marchii Wschodniej”.
Polską odpowiedzią na te działania było nie tylko wydawanie czasopisma „Katolik” przez Karola Miarkę starszego ale też założone w 1872 r. Towarzystwo Oświaty Ludowej finansujące biblioteki polskie we wsiach i miasteczkach a następnie po jego likwidacji przez władze – istniejące od 1880 r. Towarzystwo Czytelni Ludowych.
W takim klimacie politycznym syn górnika Wojciech Korfanty ukończył w 1885 szkołę ludową w Siemianowicach Śląskich a następnie został przez rodziców posłany do gimnazjum w Katowicach. Co oznaczało, że był więcej niż zdolny. Był błyskotliwy.
Mimo znakomitych wyników nie ukończył gimnazjum w przewidzianym terminie. Tuż przed maturą został relegowany ze szkoły za „działalność wichrzycielską”. A taką było tajne kółko uczniowskie założone wspólnie z kolegą Konstantym Wolnym synem kowala z huty Baildon „w celu poznawania polskiej literatury i historii” oraz wystąpienia w języku polskim w siemianowickim Towarzystwie Św. Alojzego, w którym uczeń Korfanty się udzielał.
Pomocną dłoń podał mu ziemianin z Poznańskiego i członek Izby Panów pruskiego Landtagu o – Józef Kościelski. Dyskretnie pomógł mu rozpocząć studia na Politechnice w Charlottenburgu w charakterze wolnego słuchacza a następnie wyjednał mu u władz możliwość zdawania matury eksternistycznej. Po roku studiów w Berlinie Wojciech Korfanty przeniósł się na Królewski Uniwersytet do Wrocławia, gdzie studiował prawo i ekonomię.
We Wrocławiu związał się z Towarzystwem Akademików Górnoślązaków, założonym w 1892 r. jako korporacja studencka i prowadzonym przez księży katolickich: księdza Michała Przywarę (1867- 1906) i księdza Karola Myśliwca (1866-1897). W Towarzystwie działał także ksiądz Józef Jagło (1872- 1947) przyszły w Gliwicach. Towarzystwo Akademików Górnoślązaków zostało zamknięte przez władze w 1899 r.
Wcześniej Wojciech Korfanty aby zarobić na dalsze studia zatrudnił się jako korepetytor dzieci ziemianina litewskiego Witolda Jundziłły. Dzięki temu podróżował po Europie i otarł się o wielki świat.
Studia ukończył w roku 1901 w Berlinie i związał się zawodowo z wielkopolskim bankierem i biznesmenem oraz działaczem narodowym Marcinem Biedermannem, słynnym wówczas „obrońcą polskiej ziemi”, który wykorzystując firmę Drwęski –Langner – skupował w Wielkopolsce ziemię od Niemców i odsprzedawał polskim spółkom parcelacyjnym.
Marcin Biedermann od roku 1896 wydawał i redagował tygodnik „Praca. Tygodnik dla wszystkich stanów poświęcony sprawom rolnictwa, handlu i przemysłu” o wydźwięku mocno antyniemieckim w nakładzie 14 tysięcy egzemplarzy.
W roku 1901 r. założył gazetę „Górnoślązak” a na redaktora naczelnego powołał Wojciecha Korfantego. Już w pierwszych numerach pojawiły się dwa artykuły Korfantego, które spowodowały konflikt z władzą: gazeta została zawieszona a redaktor naczelny postawiony przed sądem. Dostał wyrok 4 miesięcy więzienia, które odbył we Wronkach. Na wolność wyszedł w maju 1902 r. a gazeta została przeniesiona do Katowic. Od 1902 r. była to gazeta codzienna o nakładzie ok. 5.000 egzemplarzy.
Od roku 1901 także angażować się politycznie: początkowo w nielegalnej Lidze Narodowej Romana Dmowskiego a od roku 1902 w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” w Katowicach, w którym został wybrany prezesem.
Rok 1903 stał w życiu Wojciecha Korfantego rokiem prawdziwie przełomowym. Został wybrany na posła do Reichstagu i jednocześnie do Landtagu (Sejmu Krajowego) Prus oraz ożenił się z córką sztygara Piotra Szprota panną Elżbietą Szprotówną, która też była wielką polską patriotką, działaczką Czytelni dla Kobiet i Towarzystwa Kobiet.
Do Reichstagu został wybrany z okręgu katowickiego –zabrzańskiego jako pierwszy Polak z Górnego Śląska. Pozostał posłem do roku 1912 a następnie został wybrany w roku 1918. W Landtagu działał w Kole Polskim.
W roku 1905 założył czasopismo „Polak”, którego był właścicielem i redaktorem naczelnym a które stało się organem miejscowej górnośląskiej endecji Romana Dmowskiego. W roku 1908 Korfanty odszedł od Narodowej Demokracji a w maju 1909 r. uczestniczył w stworzeniu w Poznaniu filii Polskiego Towarzystwa Demokratycznego wspólnie z Antonim Chłapowskim , Władysławem Mieczkowskim i Maciejem hr. Mielżyńskim, późniejszym przywódcą III Powstania Śląskiego.
Był postacią bardzo wyrazistą jako poseł do Reichstagu i jako dziennikarz. Miał konkurentów na polskim rynku prasy i w polityce. Oponenci krytykowali go za zbytni radykalizm wobec władz, co miało być korzystne dla Hakaty. Stała krytyka w polskich mediach i upadek czasopisma „Polak” spowodowały, że jego popularność spadła i w 1912 r. zdecydował się nie kandydować w wyborach do Reichstagu.
W czasie sprawowania mandatu posła Reichstagu głównie podnosił kwestię trudnej sytuacji robotników wielkiego przemysłu i górnictwa, czym odbierał głosy socjaldemokratom. W dyskusji budżetowej w 1908 r. zdołał wspomnieć prowokacyjnie o tym, że „Prusy ukradły polskie ziemie w XVIII r.”.
A w ostatnim przedwojennym przemówieniu w Landtagu oskarżył policję graniczną w Mysłowicach o sprzyjanie gangowi zajmującemu się przemytem dziewcząt z Galicji i Rosji do domów publicznych w Argentynie, broniąc jedynego nieskorumpowanego policjanta, który został zwolniony.
W Reichstagu i Landtagu prezentował poglądy mocno zbliżone do katolickiej niemieckiej Partii Centrum
Niewiele wiadomo, co robił w czasie wojny, która wybuchła w 1914. Wiadomo, że tuż przed wojną pracował jako szef Wschodniej Agencji Telegraficznej w Berlinie Adama Napieralskiego „króla polskiej prasy na Śląsku” a od roku 1913 był właścicielem i szefem własnej firmy: Polskiego Biura Korespondencyjnego, które dostarczało informacji dla kilkudziesięciu gazet polskich i niemieckich.
Był już wtedy dojrzałym czterdziestolatkiem z wszechstronnym doświadczeniem pragmatyki politycznej dojrzałej monarchii parlamentarnej i ojcem czworga dzieci. Utrzymywał ścisłe kontakty z rodziną i pisał regularnie listy do Ojca i Matki.
Wybrany został ponownie do Reichstagu w 1918 r.
Jego działalność parlamentarna w Cesarstwie Niemieckim zakończyła się w dniu 25 października 1918 r. kiedy w swoim ostatnim przemówieniu powiedział m.in. co następuje: „…Prezydent Stanów Zjednoczonych, Wilson, który w tym kraju jeszcze przed niedawnym czasem był lżony, jest rzecznikiem i przywódcą świata demokratycznego i wszystkie uciemiężone narody wiwatują na jego cześć. Z zadowoleniem przyjmują oświadczenie pana sekretarza stanu, dr Solfa, że rząd niemiecki nie tylko przyjmuje program prezydenta Wilsona, ale że chce go wypełnić. (…)
Muszę tu złożyć kategoryczny sprzeciw wobec twierdzenia pana sekretarza stanu, jakobyśmy my, Polacy, nie dążyli do sprawiedliwego pokoju i pojednania, natomiast stawiali żądania, które stoją w rażącej sprzeczności z zasadami programu prezydenta Wilsona; jakobyśmy dążyli do opanowania terytoriów zamieszkałych przez obce narodowości i zamierzali jak najboleśniej zranić naród niemiecki poprzez pogwałcenie zasad prawa międzynarodowego.
Mości Panowie, nie chcemy ani piędzi ziemi niemieckiej. Żądamy jedynie, w myśl postanowień punktu 13 programu Wilsona, własnej, jednej złożonej z ziem trzech zaborów Polski, z zapewnionym jej dostępem do morza, to znaczy z własnym wybrzeżem, zamieszkałym przez niezaprzeczalnie polską ludność, której przedstawicielem tutaj w Parlamencie jest dr Łaszewski. Żadne statystyczne sztuczki nie zdołają zmienić faktu, że w Prusach Zachodnich lewe pobrzeże Wisły aż po Półwysep Helski jest zamieszkałe przez niewątpliwie polską ludność. Mości Panowie, pan Ledebour tłumaczył nam tutaj wczoraj, które to części kraju, według jego mniemania, powinny przypaść Polsce. Chciałbym tu potwierdzić jego dane i oświadczam, że nie chcemy ani jednego powiatu niemieckiego, tylko żądamy polskich powiatów Górnego Śląska, Śląska Średniego, Poznańskiego, polskich Prus Zachodnich i polskich powiatów Prus Wschodnich. Panie Prezydencie, nie mam najmniejszego zamiaru ranić uczuć narodu niemieckiego i wierzę, że w nowych warunkach żądanie oddzielenia od Rzeszy polskich obszarów nie może uwłaczać niemieckim odczuciom…”.
Wojciech Korfanty zakończył swe przemówienie następującym znamiennym apelem o uwolnienie przyszłego Naczelnika Państwa Polskiego Józefa Piłsudskiego:
„…Przypominam Panom, iż mąż, który przez poważną część narodu polskiego uważany za narodowego bohatera, przywódca Legionów, Piłsudski, mąż, któremu naród polski powierzył ministerstwo wojny, pomimo licznych wniosków i podań ze strony władz polskich ciągle jeszcze przetrzymywany jest w twierdzy w Magdeburgu…”.
Wyjechał z Berlina z rodziną w warunkach powszechnego chaosu upadającego Cesarstwa z dokumentami załatwionymi przez uprzejmych kolegów socjaldemokratów z Reichstagu.
Od listopada 1918 r. był w Poznaniu we władzach Naczelnej Rady Ludowej powstałej jako Centralny Komitet Obywatelski w roku 1916 i zdominowanym przez Stronnictwo Narodowo Demokratyczne Romana Dmowskiego oraz uznającą Komitet Narodowy Polski w Paryżu - za legalną władzę
W dniu 11 listopada 1918 r. Tymczasowy Komisariat Rady Ludowej ujawnił się. W jego składzie znaleźli się składzie: ks. Stanisław Adamski , Wojciech Korfanty i Adam Poszwiński .
Kiedy 27 grudnia 1918 r. wybuchło Powstanie Wielkopolskie tuż po wizycie Ignacego Paderewskiego w Poznaniu a Wojciech Korfanty , który go witał w Gdańsku i przywiózł do Wielkopolski, brał udział w rokowaniach pokojowych z Niemcami w Bydgoszczy, Poznaniu i Berlinie.
Wojciech Korfanty niewątpliwy lider polityczny Polaków Wielkopolski i Górnego Śląska w trakcie listopadowego spotkania z Naczelnikiem Państwa Józefem Piłsudskim podobno nie otrzymał żadnej propozycji politycznej. Natomiast w ramach tworzenia władzy ustawodawczej w odradzającym się państwie polskim został na początku roku 1919 posłem na Sejm Ustawodawczy z ramienia Związku Ludowo-Narodowego i zarazem szefem najsilniejszego klubu w tym Pierwsze wybory do Sejmu nie potwierdziły masowej popularności socjalistów a potwierdziły popularność umiarkowanej chrześcijańskiej demokracji.
Sprawą kluczową w owym czasie było ustalenie i zatwierdzenie przez Ententę – granic Państwa Polskiego.
Najwyższa Konferencji Paryskiej w dniu 12 lutego 1919 r. powołała ambasadora komisję do ustalenia zachodnich i wschodnich granic Polski, zwaną Komisją Cambona od nazwiska przewodniczącego. Sytuacja była skrajnie trudna, bowiem w tej sprawie delegacje brytyjska i włoska dążyły do ustalenia granic na korzyść Niemiec a delegacja francuska była zainteresowana osłabieniem Niemiec, więc popierała interes polski. W efekcie w marcu 1919 r. decyzje w sprawie przebiegu granic były dość korzystne ale już w czerwcu – zwyciężyła opcja niemiecka.
Próbą wywarcia nacisku na Konferencję Pokojową w Paryżu było I Powstanie Śląskie, ale ono upadło.
W tych okolicznościach w styczniu 1920 r. Wojciech Korfanty zostaje mianowany zarazem szefem Polskiego Komitetu Plebiscytowego na Górnym Śląsku i polskim Komisarzem Plebiscytowym a 11 lutego 1920 r. generał francuski Henri Le Rond zostaje szefem Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej na Górnym Śląsku.
W maju 1920 r. Wojciech Korfanty przedstawia na Konferencji w Spa Białą Księgę o terrorze skierowanym przeciwko ludności polskiej na Śląsku.
Niekorzystny dla Polski wynik Plebiscytu na Śląsku skłania go do wydania w dniu 3 maja 1921 r. Manifestu do Ludu Górnośląskiego wzywającego do III Powstania Śląskiego, którego zostaje dyktatorem i zostaje dyktatorem. W trakcie Powstania dochodzi do nieudanej próby puczu w wykonaniu kapitana Michała Grażyńskiego z POW, który chciał pozbawić Korfantego władzy z powodu wydania decyzji o zakończeniu walk w momencie apogeum sukcesów Powstania.
Ale Korfanty zdawał sobie sprawę, że formalnie nadal terytorium jest w rękach administracji i armii niemieckiej a decyzja i tak należy do dyplomatów w Paryżu. Inni dowódcy Powstania, pochodzący ze Śląska i mający zaufanie do Korfantego – nie poparli puczu Grażyńskiego i jego kandydata na dyktatora - kpt.Karola Grzesika. Ten ostatni został na rozkaz Korfantego aresztowany i postawiony przed sądem. Sprawa została umorzona, ale Korfanty zyskał dozgonnego wroga w osobie Michała Grażyńskiego , od roku 1926 Wojewody Śląskiego.
Ostatecznie Liga Narodów przyznaje Polsce 12 października 1921 r. 29% obszaru objętego plebiscytem zamieszkałym przez 46% ludności i posiadającego znaczącą część przemysłu Górnego Śląska, co było gigantycznym sukcesem Wojciecha Korfantego jako polityka i przywódcy.
Rok 1922 można uznać za szczyt jego kariery: w czerwcu i lipcu dokonuje się połączenie Górnego Śląska z Rzeczpospolitą a Wojciech Korfanty zostaje liderem Chrześcijańskiej Demokracji , której program opierał się na nauce społecznej Kościoła m.in. na encyklice Papieża Leona XIII „Rerum Novarum”. W wyborach do Sejmu I kadencji partia ta zdobyła aż 169 mandatów z 444 (38%).a Wojciech Korfanty zostaje szefem najsilniejszego klubu parlamentarnego.
W dniu 14 lipca 1922 r. został desygnowany przez Komisję Główną Sejmu RP na Premiera Rządu , ale kiedy skompletował rząd, kandydata na Premiera RP – odrzucił Naczelnika Państwa a PPS zagroziło strajkiem generalnym. Wojciech Korfanty nigdy nie dostał wysokiego stanowiska rządowego, bo trudne za taki uznać funkcję wicepremiera w rządzie Wincentego Witosa w 1923 – trwającą jeden miesiąc.
Wojciech Korfanty, poza pełnieniem mandatu posła na Sejm RP w okresie 1919-1930, zaczął zajmować się własnymi biznesami i życiem rodzinnym. Był właścicielem dwóch gazet „Rzeczpospolitej” i „Polonii” oraz był członkiem rady nadzorczej banku „Vesta”. Wybudował żonie domek letni w Zakopanem i zamawiał u Witkacego obrazy własne i rodziny.
Pogodził się ze swoją sytuacją ale nie pogodził się z praktykami politycznymi socjalistów z przedwojenną praktyką w organizacjach terrorystycznych – w odrodzonym państwie, które w sposób widoczny przestawało być praworządne. I wyrażał to w swoich gazetach.
Władza odpowiedziała atakami na temat niejasnych źródeł dochodów posła i jego wystawnego trybu życia. Podawano nieprawdziwe informacje o stanie jego majątku i oskarżano o zależność od wielkiego kapitału. Poseł Antoni Langner z PSL „Wyzwolenie” zażądał postawienia Korfantego przed Sądem Marszałkowskim za pobieranie przez jego gazety dotacji od firm.
Sam Langner miał w 1946 r. znaleźć się w komunistycznej Krajowej Radzie Narodowej.
Przełom nastąpił w 1930 r. gdy nowy Prezydent RP Ignacy Mościcki w dniu 29 sierpnia 1930 r. na polecenie Premiera Rządu Józefa Piłsudskiego - rozwiązał Sejm i Senat , w efekcie czego Wojciech Korfanty został bez immunitetu. Został on aresztowany na początku września 1930 r. i był przetrzymywany do grudnia w Brześciu.
Kiedy siedział w twierdzy jego gazeta „Polonia” codziennie zamieszczała jego portret z podpisem: „…Budziciel polskości na Śląsku, wódz i opiekun ludu śląskiego, organizator i przywódca powstania śląskiego, ten który Śląsk przywiódł do Polski, współtwórca Państwa Polskiego, nieustraszony i nieugięty bojownik o prawo i sprawiedliwość w Państwie, więzień brzeski..”.
W intencji jego uwolnienia odbywały się w Województwie Śląskim Msze św. i modły publiczne.
Wojciech Korfanty po uwolnieniu w grudniu 1930 r. działał jakiś czas w Sejmie Śląskim wraz Żoną Elżbietą, która też była posłanką na Sejm Śląski.
Wiosną 1935 r. rządowa gazeta na Śląsku „Gazeta Polska” zaczęła grozić Korfantemu Berezą . W dniu 6 kwietnia 1935 r. otrzymał wiadomość poufną, że jest przygotowany nakaz aresztowania.
W tych warunkach po naradach z rodziną postanowił śladem Wincentego Witosa wyjechać do Czechosłowacji. Do granicy podwiózł go syn Zbigniew samochodem ale Korfanty nie zdecydował się na oficjalne przejście graniczne w Cieszynie ale przeszedł przez „zieloną granicę” w Bukowcu i dotarł do Rożnowa na Morawach, gdzie przebywał Wincenty Witos.
Z Witosem spędził Wielkanoc i odwiedzili go synowie. Po czym wyjechał do Pragi, gdzie zamieszkał w starej części miasta jako dr Vojtech Benesz. Żył samotnie i skromnie, pisywał do swojej gazety w Polsce i leczył się w miejscowy sanatoriach.. Bywał u Witosa i spotkał się z Prezydentem Beneszem. Regularnie odwiedzała go rodzina, zawsze na Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Dramat rozpoczął się w roku 1938 r. : w wielkiej polityce układ monachijski a w rodzinie – śmierć zięcia pułkownika Rudolfa Ruppa. Nadeszły też wieści o nasileniu się u syna Witolda śmiertelnej choroby – białaczki.
Przez profesora Stefana Glasera starał się u premiera Sławoja Składkowskiego o zgodę na przyjazd do Polski aby mógł odwiedzić śmiertelnie chorego syna. Premier nie wyraził zgody. Podobnie jak nie wyraził zgody na wydanie tzw. „listu żelaznego” Korfantemu, aby ten mógł uczestniczyć w pogrzebie najstarszego syna.
W marcu 1939 r. Niemcy zajęły resztę Czechosłowacji i Korfanty w te sytuacji w kwietniu 1939 r. wrócił do Polski. Po kilku tygodniach został aresztowany i osadzony na Pawiaku. Nie postawiono mu zarzutów i wypuszczono dopiero 20 lipca 1939 r. w stanie skrajnego wycieńczenia, z uszkodzoną wątrobą i nerkami. Zmarł 17 sierpnia 1939 r. a na jego pogrzeb w Katowicach przybyło tysiące ludzi..
W odrodzonym Państwie Polskim niewykorzystany został wielki potencjał i doświadczenie polityczne Człowieka, który przez niemal 20 lat zdobywał wiedzę w samym centrum znakomicie administrowanego poważnego państwa. Odrzucono tym samym wspaniały dorobek polskich katolickich patriotów z zaboru pruskiego, którzy potrafili środkami pokojowymi budować i pracą organiczną potencjał polityczny i bogactwo materialne – Polaków.
Wojciech Korfanty – późny wychowanek ks. Piotra Skargi jako największe zagrożenie dla budowniczych Nowego Wspaniałego Świata? Coś w tym musi być, skoro reprint „Żywotów Świętych” ukazał się podobno po wojnie dopiero w roku 2015.
czwartek, 7 listopada 2019
Recenzja „Dalej jest noc” czyli IPN kontra historyk Grabowski i inni eksperci.
Awantura o
recenzje napisane przez historyków z IPN na temat warsztatu historycznego i uczciwości naukowej l
związanych z Centrum Badań nad Zagładą Żydów z Instytutu Filozofii
i Socjologii Polskiej Akademii
Nauk - autorów pracy pt. „Dalej
jest. Losy Żydów w wybranych
powiatach okupowanej Polski” przetoczyła
się w lutym –marcu 2019 r. i szczęśliwie dla autorów produktu została przykryta
w mediach przez takie ważne
wydarzenia jak wystąpienie Jażdżewskiego na UW, awaria czyszczalni
ścieków „Czajka” czy wreszcie
kampanią wyborczą.
Główny sponsor dzieła „Dalej jest noc” czyli pobożny minister Gowin, odetchnął z ulgą
i wybiera poduszki, na których położy
się w drzwiach swego wysokiego i dobrze płatnego urzędu w celu obrony nauczania przedmiotu o nazwie „gender” na polskich
państwowych uniwersytetach.
A tymczasem
odpowiedzi na zarzuty postawione w głównej recenzji czyli w opracowaniu „Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc .
Losy Żydów w wybranych powiatach
okupowanej Polski”, t.1-2 red. Barbara Engelking, Jan Grabowski, Warszawa
2018 -
pozostały na poziomie ogólnikowych
wykrętów, braku odpowiedzi (profesor Szurek) lub sprowadziły się do ataku personalnego na IPN
jako instytucję państwową i na autora
recenzji dr Tomasza Domańskiego z
kieleckiego IPN.
Kwintesencją tej metody przez atak był
wpis w języku angielskim Jana Zbigniewa Grabowskiego z dnia 26 lutego
2019 r. na Facebooku, który
podał też Tysol na swojej stronie internetowej, również w wersji
angielskiej: „…Nasza
książka “Noc bez końca” stała się obecnie obiektem brutalnego/złośliwego/nikczemnego ataku
zaaranżowanego przez
nacjonalistów z Polskiego Instytutu
Pamięci Narodowej (IPN) – państwowej instytucji z nielimitowanymi środkami publicznymi do
dyspozycji. W uzgodniony i zaplanowany sposób Instytut opublikował serię
nieszczerych i oszczerczych omówień
naszej pracy. Autor głównego
omówienia/recenzji opublikowanego ( w kilku językach )przez IPN , pewien /
jakiś dr. Domanski nie ma pozycji, nie ma wiarygodności i nie ma widocznego doświadczenia na polu studiów o Holocauście…”.
To protekcjonalne,
niegrzeczne czy raczej bezczelne
nazwanie dr Tomasza Domańskiego „jakimś dr Domanskim” przypomniało
mi stalinowskie i polskojęzyczne gazety,
które w podobnym stylu pisały i
piszą o św. Janie Pawle II ( papież Wojtyła) czy o Prymasie kardynale Stefanie Wyszyńskim (
Wyszyński) .
Co ciekawe, pan
Jan Grabowski doktor
habilitowany nie zaatakował personalnie w tym gorącym wpisie Facebooku doktora Piotra
Gontarczyka za jego artykuł
pt. „Między nauką a mistyfikacją, czyli o naturze
piśmiennictwa prof. Jana Grabowskiego na podstawie casusu wsi Wrotnów i
Międzyleś powiatu węgrowskiego” zamieszczony w Glaukopisie nr 36 (str. 313-323). A jest
to bardzo ciekawe 10 stron na temat „historycznych technik
badawczych i prezentacyjnych” pana
doktora habilitowanego Jana Grabowskiego.
Bo rozumiem, że milczenie na temat trzech innych recenzji książki „Dalej jest
noc” tj. Tomasza Roguskiego „: Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych
powiatach okupowanej Polski, red. Barbara
Engelking i Jan Grabowski” zamieszczony w Glaukopisie nr 36 (str. 335-356),
Romana Gieronia „Próby przetrwania zagłady w powiecie bocheńskim. Refleksje po
lekturze artykułu Dagmary Swałtek-Niewińskiej” – zamieszczony w „Zeszytach Historycznych
WiN-u” nr 47/2018 str. 95-108 i Dawida
Golika Nowatorska noc. Kilka uwag na marginesie artykułu Karoliny Panz, zamieszczone w „Zeszytach
Historycznych WiN-u” nr 47/2018,
s. 109-134 - nie zasługiwały nawet na
słowo komentarza.
Do wpisu na Facebooku
z dnia 26 lutego 2019 r. dr habilitowanego Jana Grabowskiego warto dodać
jego oświadczenie
zamieszczone na stronie internetowej
Centrum Badań nad Zagładą Żydów
Instytutu Filozofii i Socjologii PAN (bez daty) pt.
„Odpowiedź na recenzję Tomasza Domańskiego pt. Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc.
Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” , t.1-2, red. Barbara
Engelking, Jan Grabowki , Warszawa 2018” („Polish – Jewish Studies” IPN,
Warszawa 2019) w serii odpowiedzi na
recenzję dr Domańskiego pt. „Nieudana „Korekta Obrazu” Odpowiedzi redaktorów
tomów oraz autorów poszczególnych rozdziałów na broszurę autorstwa dr. Tomasza
Domańskiego pt . Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc”.
Otóż w tym
oświadczeniu dr. hab. Jana Grabowskiego zwraca uwagę oskarżenie dr Tomasza Domańskiego o
praktyki jak następuje:”… Wśród
wielu innych źródeł informacji, na które powołuje się dr Domański, można też
natrafić na prace niejakiego Marka Paula. Problem w tym – o czym wie każdy
badacz obeznany z historiografią Holokaustu – że Mark Paul nie istnieje. Jest
to pseudonim autora (lub autorów) broszur wypełnionych antysemickimi kliszami i
stereotypami, które od lat są dostępne w internecie. Niestety, dr Domański
najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że powoływanie się na antysemickie
broszury w recenzji naukowej pracy poświęconej historii Zagłady nie wystawia
ani jemu, ani zatrudniającej go instytucji najlepszego świadectwa….”.
Mocna rzecz. Z tym,
że w recenzji dr Tomasza
Domańskiego na 72 stronach znaleźć można
212 odnośników do źródeł, ale żadne z nich nie jest pracą jakiegoś Marka Paula.
Są za to odnośniki do zeznań świadków z
procesów, zeznań ocalonych Żydów,
tekstów uzasadnień wyroków sądowych i generalnie akt sądowych.
Co tak przestraszyło pana dr habilitowanego Jana
Grabowskiego w tekście dr
Tomasza Domańskiego, że mu przypisał korzystanie do recenzji z prac
jakiegoś Marka Paula. Kiedy chodziło tylko i źródła, na których
oparte są teksty zespołu: Jan Grabowski, Barbara Engelking, Jean Charles
Szurek, Anna Zapalec, Karolina Panz,
Alina Skibińska , Dagmara Swałtek –Niewińska, Tomasz Frydel.
W tych
okolicznościach przyrody nie powinien zdziwić
wniosek zawarty na końcu cytowanej wyżej odpowiedzi
Jana Grabowskiego :”… Kończąc:
Recenzja dr. Domańskiego ma jednak pewną wartość – gdy już na porządku dziennym
stanie sprawa przyszłości IPN, tekst ten powinien się znaleźć wśród materiałów
dowodowych przemawiających za likwidacją tej instytucji….”.
Wobec takich wniosków
nie pozostaje nic innego jak zaprezentować kilka bardzo konkretnych i mocno osadzonych w
źródłach ustaleń dr Tomasza Domańskiego.
Co ja mówię - „pewnego dr Domańskiego”.
A może „jakiegoś dr Domańskiego”.
A więc przejdźmy do „meritumu”. Na początek uwaga, że dla pełnej jasności technik naukowych zespołu prof. Engelking i dr hab. Grabowskiego nie będziemy się skupiać na kwestach takich , jak wskazany we Wstępie do recenzji rozdźwięk między stanem faktycznym a deklaracją autorów, iż korzystali w swojej pracy wszelkich możliwych źródeł i to w różnych językach.
Tymczasem na stronie
27 dr Domański pisze:”… Autorzy podkreślają wykorzystanie źródeł
wytworzonych w wielu językach z archiwów: „polskich, izraelskich,
amerykańskich, niemieckich, ukraińskich, białoruskich i rosyjskich” (t. 1, s.
19–20). Jak zapewniają, uwzględniono relacje i wspomnienia ocalałych,
dokumentację wytworzoną przez Polskie Państwo Podziemne, dokumentację władz
okupacyjnych, dokumentację Żydowskiej Samopomocy Społecznej, wojenną i
powojenną dokumentację sądową oraz
różnego rodzaju normatywy itp.. Inna
rzecz, że redaktorzy nie wspominają we Wstępie o wykorzystaniu dokumentów
żydowskiej administracji niektórych gett (Rad Starszych – Judenratów), jak na
przykład z Krakowa oraz Lwowa, o czym łatwo się przekonać, sięgając chociażby
do bibliografii (t. 2, s. 658).(…).
Nawet w odniesieniu do dystryktu
krakowskiego, którego dotyczy niemal połowa omawianej pracy, nie uwzględniono
znacznej ilości materiałów dostępnych w Polsce w Archiwum IPN oraz w Archiwum
Narodowym w Krakowie. Nie wykorzystano nawet szeregu relacji zgromadzonych w
Archiwum Żydowskiego Instytutu (…). Anna
Zapalec, która część opracowania swojego „powiatu” poświęciła okupacji
sowieckiej z lat 1939–1941, pominęła
relacje Polaków wywiezionych w głąb ZSRR, którzy następnie trafili do armii
generała Władysława Andersa (obecnie zdeponowane w Instytucie Hoovera na
Uniwersytecie Stanforda w USA).
Nie wykorzystano zupełnie materiałów z
Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich z licznego zbioru rękopisów, nie
podano, czy kwerenda była tam w ogóle prowadzona. W przypadku powiatu
biłgorajskiego nie sięgnięto do szeregu materiałów z zasobu Archiwum
Państwowego w Lublinie. Braki źródłowe dotyczą również spraw detalicznych,
tylko pozornie o marginalnym znaczeniu…”.
Dzięki takiemu
„całościowemu” podejściu do źródeł pan
dr hab. Jan Grabowski :”… mógł
autorytatywnie zapewniać czytelnika , że np. ksiądz kanonik Kazimierz
Czarkowski z Węgrowa jest jedynym świadkiem, który opisuje zajęcie tego miasta
w 1939 r. przez wojska sowieckie i powitanie ich przez ludność żydowską (t. 1,
s. 396–397). Tymczasem informacje o okolicznościach wkroczenia wojsk sowieckich
i wydarzeniach z tym związanych w tym regionie, a także w samym Węgrowie,
pojawiają się w co najmniej trzech innych relacjach – Jadwigi Górskiej (Gołdy
Ryby), Wiesława Piórkowskiego i Marka Gajewskiego znajdujących się w zbiorach
Yad Vashem oraz Archiwum Historii Mówionej…”.
Do innych ciekawostek metodologicznych można zaliczyć zwyczaj
tzw. ekstrapolacji czyli przypisywania określonych zachowań czy cech całej społeczności na podstawie jednego, dwóch przypadków.
Przytrafiło się to
m.in. panu profesorowi Jean –Charlesowi Szurkowi, jak możemy przeczytać na str. 30 recenzji dr
Domańskiego:”… dokonał generalnej oceny postawy
sołtysów wobec zarządzeń chwytania i doprowadzania Żydów na posterunki policji:
„Niektórzy – pisał – wprowadzali niemieckie rozkazy w życie z gorliwością.
Liczne procesy wszczęte na podstawie dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 r.
obrazują częste przypadki podporządkowania się sołtysów »Judenjagd«,
Kontynuację podobnego
sposobu postępowania odnajdujemy we fragmencie tekstu, w którym nierzadko
podporządkowania aktywnego i interesownego. Inni wydawali się niewzruszeni we
wprowadzaniu w życie reguł okupanta”(…) Bowiem Szurek pisząc o „licznych procesach” i „częstych
przypadkach” jako dowód omówił w rozdziale (t. 1, s. 606–611) dwa procesy z
dekretu sierpniowego. Kreśląc generalną tezę o podporządkowaniu
się sołtysów Judenjagd, autor nie przedstawił żadnych wyliczeń czy danych
statystycznych: ani liczby przeanalizowanych procesów („sierpniówek”), ani
zapadłych wyroków. Nawet nie kusi się o odpowiedź na pytanie, jaką liczbę
sołtysów postawiono przed powojennymi sądami w stosunku do ogólnej liczby
sołtysów w omawianym przez niego powiecie. Nie interesuje go poziom
samodzielności sołtysów w tych działaniach i kontekst sytuacyjny…”.
Podobnie ta metoda wnioskowania spodobała się pani Karolinie Panz, która :’… W
kwestii udziału chłopów w egzekwowaniu niemieckich zarządzeń antyżydowskich w
powiecie nowotarskim na podstawie dwóch relacji Karolina Panz wyciąga wnioski generalne.
Konstatuje: „Z dostępnych
mi źródeł wyraźnie wynika, że jesienią 1942 r. na obszarze Kreis Neumarkt
kluczową rolę w metodycznym wyłapywaniu ofiar w górskich lasach odegrały 31
zorganizowane dwunastoosobowe straże chłopskie i podszywające się pod nie
nieformalne bandy, tworzone przez znających się młodych wyrostków” (t. 2, s.
290). Zapomniała, że lasy
przeczesywali także funkcjonariusze niemieckich formacji mundurowych: policji
„granatowej” i Forstschutzkommando (Straży Leśnej).
Innym razem napisała:
„Ukrywających się w lasach i stodołach Żydów z Podhala denuncjowali i chwytali
zazwyczaj polscy chłopi i policjanci granatowi”. Tak jakby granatowa policja
nie była jedną ze zbrojnych służb pod kontrolą niemiecką, często bezwzględnie
egzekwujących niemieckie nakazy wobec ludności (t. 2, s. 317–318)69.
Nie pisze
też, jak ma się świadomość istnienia wspomnianych przez nią konfidentów,
obserwujących postawy ludności wobec niemieckich zarządzeń, do zachowań chłopów
obawiających się represji….”. (str 30-31 recenzji).
Maksymalną
kreatywność w wykorzystania źródeł dla
przypisania Polakom udziału w eksterminacji Żydów wykazała pani Anna Zapalec autorka opisująca tzw.
„powiat” złoczowski.
Wg niej np.
:”… Wyjątkowo negatywną
rolę [w Holokauście] odegrali też policjanci (byli wśród nich także Polacy)
służący w Złoczowie w Policji Kryminalnej [Krimminalpolizei], z których część prawdopodobnie przyjęła volkslistę” (podkr. – TD)(…)
Sama przyznaje:
„Niestety podczas
kwerendy, poza protokołami przesłuchań podczas śledztw prowadzonych po wojnie,
nie odnalazłam żadnej innej szczegółowej dokumentacji kancelaryjnej Kripo w Złoczowie, która dokładniej przybliżałaby tę
sprawę” (t. 1, s. 743). Jedyne, co odnalazła, to informacje o aktywności
Niemca (!) Otto Zikmunda. W
takiej sytuacji budzi co najmniej zdziwienie, że autorka, choć nie wymieniła nawet jednego konkretnego przypadku negatywnej postawy funkcjonariuszy
Kripo ze Złoczowa innej narodowości niż niemiecka, czuje się upoważniona do jednoznacznych sądów.
W sytuacji braku
źródeł bądź ich nieznajomości nie wystarczy jedynie analogia z innymi terenami
GG (t. 1, s. 743), by ogłaszać tak jednoznaczne i „precyzyjne” konstatacje na
temat „przebadanego” obszaru. Takie metody przy mimo wszystko pobocznej sprawie
każą zachować tym większy dystans w przypadku innych „ustaleń badawczych”.
(str. 31 recenzji).
Innym ciekawym
„zjawiskiem naukowym” jest pomniejszanie udziału Niemców w zbrodniach
na Żydach. Nawet, jeśli to związane jest z
manipulowaniem przy źródłach.
I tak kolejno:
- dr hab. Jan Grabowski
w opisie najścia na gospodarstwo Ratyńskich we wsi Ziomaki w powiecie węgrowskim pisze
co następuje: „…„23 sierpnia 1943 r. w gospodarstwie Wiktora Ratyńskiego nie pojawili się żandarmi, ani
Wehrmacht, lecz komendant posterunku PP w Grębkowie Czesław Kurkowski w
towarzystwie jeszcze jednego granatowego policjanta” [podkr. – TD] (t. 1, s. 493). Grabowski
dodaje, że policjanci „uzbrojeni” byli w donos…”. Jednakże
jak pisze dr Domański :”… ”.
Tymczasem w oryginale tego zeznania Ratyński
mówi jednoznacznie o przyjeździe właśnie żandarmów z policją. Ten fragment
Grabowski najwyraźniej świadomie pomija. Ratyński
zeznał: „Do mego zabudowania we wsi Ziomaki gm. Wyszków przyszło 9 osób
narodowości żydowskiej, którzy się przechowywali w moim zabudowaniu. W dniu 23 sierpnia 1943 r. do mego
zabudowania przyjechali żandarmi wraz z policją z posterunku Grębków na czele z
komendantem Kurkowskim z kartką w ręku napisane mieli ile osób znajduje
się i gdzie są przechowywani mnie w tym czasie w domu nie było byłem na polu bo pojechałem moczyć len”
[podkr. – TD] (t. 1, s. 493).
Trudno uznać to za rzetelny stosunek do źródła.
Nie wiadomo, dlaczego potem Grabowski dodaje informację o późniejszym
przyjeździe żandarmów („Wkrótce potem do Ratyńskiego zajechali niemieccy
żandarmi. Ani Kurkowski, ani żandarmi nie mieli jednak ochoty wchodzić do obory
i tam szukać Żydów” (t. 1, s. 493)….”. (
str. 35 recenzji )
- pani Dagmara Swałtek Niewińska w sprawie
okoliczności wysiedleń Żydów z Bochni i Wieliczki i działań granatowego policjanta Bronisława Filipowskiego :”… definitywnie
stwierdziła, że Filipowski zastrzelił w Zabierzowie nieznanego z nazwiska żydowskiego
mężczyznę oraz zasugerowała, że jego zeznania złożone podczas powojennego
procesu, jakoby uczestnicząc w akcjach wysiedleńczych w Bochni i Wieliczce, nie
strzelał do Żydów, były „mało wiarygodne”(…) Sąd Okręgowy w Krakowie sprawcą
postrzelenia i bezpośrednio zabójstwa uznał żandarma Zeissa – „Niemca,
kata/bandytę” (który miał zastrzelić także policjanta Dziubę za niewykonanie
rozkazu), nie zaś Filipowskiego . Z tekstu książki nie dowiadujemy się,
w oparciu o jakie materiały autorka uznała, że to faktycznie Filipowski
zastrzelił Żyda w Zabierzowie. Przywołała tylko omówione wyżej akta procesowe…”.
- dr
hab. Dariusz Libionka pisze o sytuacji Żydów w Proszowicach powiat
miechowski po wejściu Niemców w 1939
r. na podstawie relacji Żyda Meira Goldsteina :’… Nasi ‘kochani Polacy’« – relacjonował
po wojnie Meir Goldstein – wskazywali miejsca, gdzie potajemnie modlili się
Żydzi, powyciągali Żydów w tałesach na rynek i kazali im zamiatać ulice. Niemcy
to filmowali, gdy »nasi goje dokuczali Żydom okropnie«” (t. 2, s.
48)
Tymczasem tekst relacji
Meira Goldsteina brzmi:”… Wojna
wybuchła przed żydowskim Nowym Rokiem, przed Rosz Haszana. I my nie modliliśmy
się więcej w bóźnicy tylko w prywatnych mieszkaniach, położonych w podwórkach. I wtedy przyszli nasi »kochani
Polacy«, […] – i pokazywali Niemcom, gdzie się modlimy, a Niemcy, powynajdywali i
powyciągali Żydów w tałesach i powyprowadzali Żydów na Rynek i na Targowisko,
tak zwane i tam kazali im zamiatać ulice. I robili zdjęcia i śmiali się
– nasi »goje« i dokuczali Żydom okropnie. Chcę powiedzieć, że Polacy
pokazywali, że się cieszą z tego, że dokucza się Żydom. Byli wprawdzie też tacy, którzy przynieśli trochę wody i dali się napić
ale na ogół drażnili się oni z Żydami”…”. (str
37-39 recenzji ),
- prof. Jean Charles
Szurek opisuje wysiedlenie Żydów z Adamowa w
październiku 1942 r. na podstawie relacji Rubina
Rosenberga z 1945 r. :’…
Rubin Rosenberg z Adamowa, mający w 1945 r. 17 lat, opowiada: »Żydów wydawali
też Polacy. Pomagali oni w walce z Żydami po lasach. Była to akcja likwidacyjna«”
(t. 1, s. 610). (…) „z jednej strony
polscy chłopi byli niebezpieczni we wspólnym działaniu przeciwko Żydom, z
drugiej zaś stanowili równie duże zagrożenie indywidualnie […]” (t. 1, s.
610) .
Tymczasem relacja Rubina
Rosenberga ma treść następującą: „…20
października 1942 r. było wysiedlenie [z Adamowa]. Wszyscy uciekli do lasu by
walczyć z Niemcami. Nawet milicja żydowska uciekła. W mieście znaleziono wtedy
30-tu. Pierwszego dnia
Ukraińcy i żandarmeria otoczyli miasto. Wypędzili ludzi na rynek. Strzelali za
byle co. Judenrat miał wskazywać schrony, ale uciekł do lasu. Dwóch Żydów,
którzy nie pracowali w Judenracie dobrowolnie zgłosiło się do wydawania
schronów. Tych Ukraińcy potem też zabili. Żydów wydawali też Polacy. Pomagali
oni w walce z Żydami po lasach. Była to akcja likwidacyjna. (Pierwsza akcja przed tym, gdy pewna kobieta polska przypadkiem
wznieciła pożar, który ogarnął cały
Adamów, Polacy mieli podejrzenie na Żydów – partyzantów) [wszystkie podkr. –
TD]” ( str. 42-43 recenzji).
Poza pomniejszaniem udziału Niemców w prześladowaniu Żydów autorzy
niejednokrotnie dopuszczali
się również pomniejszania
udziału policji żydowskiej i
Judenratów ale za to mogli do sprawców „dopisać Polaka”.
I tak „granatowego „ dopisał” pan dr Libionka w
przypadku nękania małżeństwa Kisielów, którzy we wsi
Karczowice gmina Kozłów ukrywali Żydów w
okresie listopad 1942 –styczeń 1945. Oto jego relacja wg recenzji dr
Tomasza Domańskiego :”… Żandarmeria i granatowi dwukrotnie przeprowadzali rewizję, ale
niczego nie znaleźli [podkr. – TD]...”.
Tymczasem relacja pana Kisiela jest następująca:”… Najbliższy posterunek policji polskiej i niemieckiej był w Kozłowie.
Niemniej były u mnie rewizje. Szukali u mnie dwa razy bardzo
dokładnie policjanci niemieccy, ale niczego nie znaleźli [podkr. –
TD]…”.(Str. 46 recenzji)
Z kolei pani Dagmara Swałtek Niewińska specyficznie opisuje akcję wykrywania i otwierania bunkrów ukrywających się Żydów w getcie w Bochni we wrześniu 1943 r. twórczo wykorzystując akta sprawy Samuela Fritscha z policji żydowskiej. Jak relacjonowała :”…Grupy poszukujące ukrytych Żydów składały się z kilku osób, zwykle policjanta niemieckiego, kilku policjantów polskich oraz często osoby zatrudnionej do wyważania drzwi. Tę ostatnią funkcję pełnił pod przymusem m.in. rusznikarz Karol Goss w czasie trzeciej akcji likwidacyjnej we wrześniu 1943 r. Swoją najbliższą rodzinę stracił w pierwszej akcji. W trakcie ostatniej akcji otworzył na rozkaz Niemców 30–40 bunkrów” (t. 2, s. 563–564).)
Dr Tomasz Domański zwraca uwagę, że :’… Tymczasem w zeznaniach Goss mówił jedynie:
„Otwierałem bunkry, może 30 lub 40”161 i wskazał osoby, które jego zdaniem
zdradziły miejsca ukrycia się Żydów. Byli to dwaj odemani: Kalfus i Zucker..” A więc byli to jedynie dwaj
policjanci żydowscy.
Jak wynika z akt sprawy
Samuela Fritscha, który został w 1947 r. skazany na 7 lat:”… Sąd
zwrócił uwagę na pozytywną rolę oskarżonego w wielu sytuacjach, niemniej był
bardzo krytyczny przy ocenie konkretnych działań we wrześniu 1943 r. Rozkaz do
wykrywania bunkrów wydali oczywiście Niemcy, natomiast bezpośrednio realizacją
niemieckich zarządzeń zajmowali się odemani. Oni bowiem byli lepiej
zorientowani w sposobach ukrywania się i budowy skrytek. Ich działania np. w
przypadku bunkra Schanzerów polegały m.in. na zrywaniu podłóg. Siekierami
wyrąbali wejście. Oddali wówczas w ręce niemieckich oprawców pięć osób z
rodziny Schanzerów. Z kolei tylko w przypadku bunkra Weinfeldów „żydowscy
policjanci” ujawnili około 45 osób. W tych działaniach, jak stwierdzał sąd, „udział brali
wyłącznie członkowie żydowskiej policji porządkowej”…”. (str 59 recenzji) .
Pani Dagmara Swałtek
Niewińska korzystała z akt, których sygnaturę podała w swoim opracowaniu,
ale napisała to, co napisała. Że do getta
w Bochni aby otwierać ukryte bunkry żydowskie wchodziła policja granatowa.
W dziele „Dalej jest
noc” zasadniczo też, jeśli to było
możliwe , unikano dostrzegania udziału
Judenratów w eksterminacji Żydów.
I tak np. dr hab. Dariusz Libionka w opisie wysiedlenia Żydów z Wolbromia pisze co następuje: :”…W nocy miasteczko [Wolbrom]
zostało otoczone przez cztery oddziału Baudienstu, policję granatową i
strażaków. Nikt nie spał »bo już wcześniej mówiono o wysiedleniu i cały tydzień
siedziało się na walizkach«” (t. 2, s. 81…”.
A tymczasem relacja
Henryka Harsteina, z której twórczo skorzystał dr hab. Libionka zaczyna
się od : „…Dnia 5 września nad ranem
Judenrat kazał ludziom zebrać się w Rynku. Nikt nie spał poprzedniej nocy, bo
już mówiono o wysiedleniu i cały tydzień siedziało się na walizkach…”. (str.
60-61 recenzji).
Podobnie wykasowała
udział Judenratu z życia uciekinierki żydowskiej Mari Cukier z getta ze
Złoczowa pani Anna Zapalec. Pisze ona co
następuje:”… Takim miejscem, gdzie skłaniano się do pomocy na rzecz Żydów, był
szpital miejski. Tam właśnie pomoc otrzymała Maria Cukier, mieszkanka Zborowa,
która wyskoczyła z wagonu deportacyjnego w pobliżu Złoczowa, a w czasie skoku
została postrzelona. Zraniona dotarła do Złoczowa i opatrzono ją dopiero w
miejskim szpitalu” (t. 1, s. 741..”
Natomiast pełna
relacja ucieczki i szukania schronienia
Marii Cukier brzmi następująco: „…Około
10 km za Złoczowem, wyskoczyłam w biegu z pociągu. Niemiec z jednego z
następnych wagonów, strzelił do mnie z rewolweru i zranił w prawy bok. Kula
utkwiła niezbyt głęboko pod skórą. Doczołgałam się spowrotem do Złoczowa. Tu spotkałam Żydów noszących opaski.
Dwaj Żydzi pomogli mi
dostać się do Judenratu. Prezes Judenratu odmówił pomocy lekarskiej, gdyż nie
miałam pieniędzy (torba z pieniędzmi została w pociągu). Uważał, że mój złoty
łańcuszek nie pokryje kosztów zabiegu. Wyszłam rozgoryczona i usiadłam
na chodniku. Dwie nieznajome Polki zaniosły mnie do szpitala. W szpitalu
przeprowadzono operację – leżałam tam trzy tygodnie [podkr. – TD]…”.
Jak widać,
ustalenia dr Tomasza Domańskiego
nie dotyczą wyłącznie kwestii
metodologicznych jak sprawa „powiatów” i reprezentatywności „próbki badawczej”, o czym pisał we Wstępie czy
spraw „kontekstowych” jak zupełny brak Kościoła Katolickiego w udzielaniu pomocy Żydom po likwidacji gett.
Tu chodzi o prostackie i na dużą skalę manipulowanie
źródłami i relacjami świadków.
W tej kwestii całkowity hard core odkrył w książce „Dalej jest noc” pan dr Piotr
Gontarczyk i opisał to w recenzji w
Glaukopisie nr 36 na stronach 313-323. Chodzi
o sprawę rolników Stanisława Łopińskiego i Dionizego Ładosza ze
wsi Wrotnów niedaleko Treblinki, których
dr hab. Jan Grabowski opisuje następująco :”… Dla Żydów uciekających z Treblinki wieś Wrotnów,
o której pisałem wcześniej, była miejscem niebezpiecznym. Poza wartami chłopskimi i polską
policją na uciekinierów czyhali „woluntariusze” , którzy polowaniem na Żydów
zajmowali się prawie zawodowo . Ładosz i Łopiński, obaj gospodarze z Wrotnowa,
w 1942 r. zasłużyli się w oczach Niemców mordem dokonanym na zbiegłym jeńcu
(lub też, jak wówczas mówiono, „niewolniku”) sowieckim…”. ( str 314-315
Glaukopis).
Podstawą do takich i
innych opinii na temat Ładosza i Łopińskiego miały być akta z
archiwum dawnego Sądu Wojewódzkiego dla
Województwa Warszwskiego sygnatura
GK 318/427 [dalej: AIPN GK, 318/427.
Pan dr Piotr Gontarczyk pisze:”… Przede
wszystkim jednak trzeba stwierdzić, że wiele szczegółowo opisywanych przez
autora elementów sprawy – „polowanie na Żydów”, starosta Gramss wyprawiający
Łopińskiego i Ładosza zaopatrzonych w „żelazny list” i karabiny do ochrony
wioski „przed bandytami i Żydami”, to, że chodzili oni „za Żydami i Ruskimi”, a
przede wszystkim całe to rabowanie, mordowanie i denuncjowanie Żydów „pod wodzą
Ładosza i Łopińskiego” – nie znajduje wiarygodnego potwierdzenia w aktach
wykorzystanej przez autora sprawy. (…)Przywoła-nie źródła mającego potwierdzać zasadność tych słów wygląda
następująco: AIPN GK 318/427, zeznanie Jana Kosowskiego, 9 VI 1950 r., k.
281–28316.
Kłopot polega na tym, że
najwcześniejszą datą znajdującą się w tych aktach jest rok 1952 (a nie 1950),
sprawa ma tylko 238 kart (nie ma więc kart 281–283), a przede wszystkim żaden
Jan Kosowski nie pojawia się w sprawie. Po dłuższych poszukiwaniach udało się
ustalić, że taki dokument znajduje się w zupełniej innej sprawie, dotyczącej
samoobrony chłopskiej ze wsi Międzyleś. Protokół przesłuchania Jana Kosowskiego
z 9 czerwca 1950 r. liczy jedną stronę i nie daje żadnych podstaw do pisania o
„wolontariuszach, którzy polo-waniem zajmowali się prawie zawodowo”…”.
Czyli dr hab. Jan Grabowski całą swoją filipikę
przeciwko dwóm rolnikom z Wrotnowa jako
„wolontariuszom Holocaustu” z bronią
daną przez Niemców w garści, żeby „polować na Żydów” – opiera na
NIEISTNIEJĄCYCH stronach istniejących akt i na zeznaniu z 1952 r. przyczepionych
do akt sprawy z 1950 r.
Wszystkie te historie o wycieraniu gumką z zeznań świadków a to Niemców a to policji żydowskiej czy
Judenratów w procesie eksterminacji
Żydów a dopisywaniu, jeśli „zabrakło” jako uczestników – polskich granatowych
policjantów albo Baudienstu są więcej
niż żałosne i zawstydzające każdego człowieka , który liczy na uczciwość w
nauce. Natomiast powoływanie się na nieistniejące
strony akt sprawy i zeznanie rzekomego świadka z jeszcze innej sprawy i to dwa lata
późniejszej to już zupełna katastrofa wymagająca jakichś postępowań dyscyplinarnych i zakończenia kariery naukowej tych ludzi na polskich uczelniach. Co będzie tym łatwiejsze, że panowie Jan Grabowski , Jean Charles Szurek i Tomasz Frydel
to naukowcy z jakichś zagranicznych uczelni.
Chyba z Ottawy w Kanadzie.
Mając na względzie arogancję a wręcz
bezczelność zwłaszcza „przywódcy
duchowego” dr hab.
Jana Grabowskiego w sprawie postawionych
jemu i jego zespołowi zarzutów, wszystkim
autorom recenzji należą się szczególne podziękowania za wysiłek włożony w ujawnienie tych „usterek”,
za które inni naukowcy skończyliby swoje kariery nagle i w niesławie.
http://www.holocaustresearch.pl/index.php?show=555
Subskrybuj:
Posty (Atom)