sobota, 9 marca 2019

Atom, globalne ocieplenie i LGBT czyli profesor Dakowski jako Kassandra.


Mam ochotę napisać o kilku ważnych dla mnie książkach, które winny być znane polskiej opinii publicznej, a które z jakichś tajemniczych  powodów nie są nagłaśniane i nikt nie pisze o nich recenzji.

Należą do nich oczywiście książki pisane przez Gabriela  Maciejewskiego, w szczególności dwa tomy „Socjalizm i śmierć”, jak również książki innych autorów wydawane przez Wydawnictwo Klinika Języka.

 Są jeszcze inne ważne dla nas książki objęte omertą  przez media tzw. głównego nurtu   Na przykład książka   Leszka Żebrowskiego „Czerwona  Trucizna. Mity przeciwko Polsce - Akt II”.

W roku 2017 do  elitarnego klubu „książek niedotowanych a  zmilczanych” dołączyła pozycja  pt. „O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny”, której autorem jest profesor Mirosław Dakowski,  a którą wydało Wydawnictwo ANTYK  Marcina Dybowskiego.

Chciałabym oddać sprawiedliwość  wszystkim Autorom i   Książkom, które są  niesprawiedliwie i ze szkodą dla Polaków przemilczane.

I  postaram się w najbliższych miesiącach zachęcić internautów do przeczytania  kilku takich, których nie znajdziecie w wielkich księgarniach sieciowych  i w publicznych bibliotekach, zapychanych za pieniądze podatnika  badziewiem z podprogowym przekazem antychrześcijańskim i antypolskim.

Na okładkach wielu amoralnych kryminałów , thrillerów i romansów najniższego gatunku, kupowanych  od kilku lat   do publicznych bibliotek,  znajdziecie państwo  pieczątkę następującej treści: ”Zrealizowano środków  Narodowego Programu  Rozwoju Czytelnictwa”.

Tzw. Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa  , jak zawiadamia nas Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego na swojej stronie jest :”… uchwalonym przez Radę Ministrów programem wieloletnim na lata 2016-2020, w celu poprawy stanu czytelnictwa w Polsce poprzez wzmacnianie roli bibliotek publicznych, szkolnych i pedagogicznych jako lokalnych ośrodków życia społecznego stanowiących centrum dostępu do kultury i wiedzy. Cel ten realizowany będzie przez finansowe wsparcie modernizacji, budowy lub przebudowy placówek bibliotecznych w mniejszych miejscowościach, oraz bieżące uzupełnianie zbiorów bibliotek publicznych i szkolnych o nowości wydawnicze…”..

W tym celu Rada Ministrów w dniu 6 października 2015 r. podjęła uchwałę 180/2015 w sprawie  ustanowienia  programu wieloletniego „Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa”. Program składa się z „trzech priorytetów” realizowanych przez MKIDN „za pośrednictwem  Biblioteki Narodowej i Instytutu Książki oraz MEN”.

Sprawa jest prosta. Jak podaje załącznik do Uchwały Rady Ministrów 180/2015, w Polsce jest łącznie  8.112 bibliotek publicznych i filii (2.608 bibliotek i 5.504 filie)  a w nich zarejestrowanych jest 6.434.537 czytelników.
Dodatkowo na terenie Polski 19.713 szkół różnego szczebla posiada biblioteki a 26.057 szkół „posiada dostęp do biblioteki”.  
Fantastyczny rynek zbytu.  I docelowy „target” dla treści , jakie każdy rząd chciałby wdrukować w mózgi swoich poddanych.  Źli ludzie nazywają to „ryciem beretów”.

Czym były „ryte berety” do roku 2015 widać z pobieżnego przeglądu katalogu prowincjonalnej biblioteki publicznej powiatowego miasteczka. W katalogu on-line biblioteki publicznej pod zarządem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego znajdujemy takie pozycje jak:   Jan T. Gross „Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka” z 2000 r. wydawnictwo „Sejny”, Jan T. Gross „Strach:. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie: historia moralnej zapaści”z 2008 r. wydawnictwo Znak, Jan T. Gross  „Złote żniwa:  rzecz o tym, co się dzieje na obrzeżach zagłady Żydów” z 2011 wydawnictwo Znak.
 
Znajdziemy też w tym katalogu  pozycję Barbary Engelking „Jest taki piękny słoneczny dzień …:losy  Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1943-1945” wydanej w 2011 przez Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów .

Oczywiście „na stanie” jest  też z 2004 r. Anny Bikont „My z Jedwabnego” Wydawnictwo Pruszyński i Ska, gwiazdy słynnej „konferencji w Paryżu”.

Natomiast  z wydawnictw IPN znajdują się „aż” dwie pozycje z roku 2002. Przez 16 lat wydawnictwa Instytutu Pamięci Narodowej  NIE zostały zakupione przez publiczną bibliotekę obsługującą ponad 20 tysięcy czytelników – ani razu. O książkach niezależnych autorów wyłamujących się z obowiązującej „narracji historycznej” i innej – nie ma nawet mowy. 

 Róbmy zatem to, co możemy, czyli zachęcajmy do kupowania i czytania dzieł autorów nie bojących się pisać PRAWDY o polskich sprawach. Nie tylko o polskiej historii ale też o sprawach bieżących, które będą  wpływać na nasze losy w przyszłości.

Na pierwszy ogień  bierzemy książkę pana profesora Mirosława Dakowskiego „O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny” z roku 2017.

Okazuje się, że sprawa poznania tej książki  jest pilna,  albowiem  traktuje ona między innymi  o  energetyce   jądrowej i jej ciemnych stronach  a tymczasem   w dniu 22 stycznia 2019 r. dziennik Gazeta Prawna poinformował w artykule pt. „Nowe plany rządu. Już nie jedna elektrownia atomowa, a dwie. Wiadomo, gdzie powstaną” że pan minister energii  był łaskaw powiedzieć   co następuje: ”…Bez dynamicznego powrotu energetyki jądrowej nie uda się zrealizować  wyzwań klimatycznych…”.

Gazeta  nie podała, iż chodziło o wystąpienie pana ministra z dnia 22 stycznia 2019 r. otwierające konferencję pod nazwą  „Przyszłość energii jądrowej” .

I że za ciosem w dniu 29 stycznia 2019 r. odbyło się „polsko-japońskie seminarium” w siedzibie resortu, po czym natychmiast zostało podpisane porozumienie polsko japońskie dotyczące „technologii reaktorów jądrowych HTGR”. O tym poinformował pan Dyrektor Departamentu Energetyki Jądrowej w Ministerstwie dr Józef Sobolewski.

Obaj Panowie poinformowali ,jak podaje Gazeta Prawna, iż :”… Projekt Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. zakłada rozpoczęcie ok. 2033 r. budowy pierwszego bloku jądrowego, w sumie ma ich być sześć w dwóch lokalizacjach…”

Dwie lokalizacje , z tego jedna po staremu gdzieś nad Bałtykiem a druga – gdzieś w centralnej Polsce. Ciesz się Ziemio Wielkopolska, gdzie grunta rolne są dzisiaj wyceniane na średnio 60 tysięcy zł za ha. Ziemia Pomorska  niewiele gorsza, bo w 2018 średnie ceny gruntów rolnych wynosiły tam jakieś 39 tysięcy zł za ha.

Najbardziej ciekawe w tej całej historii NIE  jest to, że pan minister Tchórzewski  doświadczenie zawodowe zdobywał nie tyle w energetyce co w Polskich Kolejach Państwowych (które, jakie są każdy widzi. Jak również NIE to , że pan Dyrektor Departamentu  dr Józef Sobolewski   zaledwie 3 lata ( 1979-1982)  był pracownikiem Instytutu Badań Jądrowych w Świerku a po kilku latach przerwy odnalazł się był stypendysta i pracownik 1986-1993 Max- Planck Institute  w RFN i jako asystent  na Wydziale Fizyki  Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji, gdzie też ukończył studia podyplomowe i zrobił doktorat. 

Najbardziej  ciekawe jest to, że dokładnie 2 lata temu, bo w dniu 25 stycznia 2017 r. niejaka pani Wioletta  Kakowska – Mehring na portalu www.trojmiasto.pl podała informację, iż pan minister Tchórzewski miał powiedzieć w radiu RFM FM , że „projekt budowy pierwszej elektrowni jądrowej został zawieszony, a może zostać ostatecznie porzucony” oraz że Polska wydała na ten projekt ok. 200 mln zł. A także , że „decyzja ostateczna ma zapaść do końca tego roku, ale projekt na razie zawieszono”.

No i powiedział  pan minister Tchórzewski , że :”… Budżet nie może tego finansować. To jest działalność gospodarcza, typowo biznesowa. I musi to być inwestycja biznesowa…”.

A jakoby koszt  wybudowania elektrowni jądrowej  o mocy 3 tysięcy  MW szacuje się na 40-60 mld zł a „o takie środki będzie trudno”. Ale arkuszy  kalkulacyjnych, z których te kwoty wynikają, nie ujawniono. No i nie ujawniono tego  biznesmena , co to ma zrealizować projekt i uzyskać zysk.  I ile będzie kosztowała energia elektryczna z tych instalacji.  

Ciekawa  sprawa. Mamy rok 2019  bez zbędnego zanudzania publiczności dyskretnie   podpisywane są porozumienia z Japończykami, którzy jeszcze się nie podnieśli z tego sukcesu jądrowego w Fukuszimie. A  organizacje pozarządowe od ochrony środowiska, co to własnym ciałem broniły robaków w Puszczy Białowieskiej, milczą jak  rycerze śpiący pod Tatrami.

W tych okolicznościach przyrody gorąco wszystkich zachęcam  do przeczytania   książki „O to co najważniejsze . Krzaczek na drodze lawiny” autorstwa Profesora Mirosława Dakowskiego.

Autor urodzony  w 1937 r. w Toruniu jest specjalistą w dziedzinie fizyki jądrowej i  27 lat pracował  w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku pod Warszawą, w tym około 8 lat w takich zagranicznych placówkach naukowo-badawczych jak Centrum Badań Jądrowych Komisariatu Energii Jądrowej w Saclay oraz w Instytucie Fizyki Jądrowej w Orsay we Francji, w Instytucie Badań Ciężkich Jonów w Darmstadt w Niemczech jak również i Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej.

Zaś w roku 1985 był inicjatorem powstania Ruchu Poszanowania Energii  i Energetyki Użytkownika.
W roku 1990 był projektodawcą Krajowej Agencji Poszanowania  Energii (obecnie Krajowa Agencja Poszanowania Energii SA) , powstałej na podstawie Uchwały Sejmu RP z 9 listopada  1990 r. w sprawie założeń polityki energetycznej Polski do roku 2010 i decyzji Rady Ministrów z 19 maja 1992 r.  o utworzeniu Agencji.

Profesor Mirosław Dakowski  jest autorem około 70 prac naukowych głównie z dziedziny fizyki jądrowej i w ostatnich latach kierownikiem Zakładu  Energii Odnawialnych w Akademii Podlaskiej w Siedlcach. W roku 2005 wspólnie z profesorem nauk przyrodniczych  Stanisławem Kazimierzem Wiąckowskim  wydał książkę pt.” O energetyce dla użytkowników oraz sceptyków” .

Książka pt. „O to co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny” jest  zbiorem wybranych tekstów Autora   publikowanych w Internecie na stronie www.dakowski.pl.  Dostałam tę książkę w prezencie i przeczytałam jednym tchem. A potem wracałam do kilku rozdziałów.
 Jest to zbiór prawdziwych filipik, namiętnie obnażających  przeraźliwą głupotę i nieuczciwość ludzi odpowiedzialnych za decyzje, które wpłyną na losy wielu pokoleń Polaków. Nikogo nie zostawi obojętnym.

Jest to też w pewnym sensie kronika III RP opisująca filozofię i techniki podejmowania decyzji i ukrywania informacji tzw. krytycznych.

Autor nie jest obiektywny bo nie jest obojętny wobec tragedii, do których już doszło i tych, do których może dojść w przyszłości.  Wobec głupoty i ludzi nieuczciwych jest bezceremonialny i to jest dodatkowy smaczek tej książki.

Główne tematy w niej poruszone to:
-  polityka RP w dziedzinie   energetyki jądrowej w świetle wiedzy o przyczynach i skutkach katastrof w Fukuszimie i Czarnobylu i wiedzy o permanentnym i drastycznym przekraczaniu planowanych kosztów budowy elektrowni jądrowych (Flamanville Francja i Olkiluoto blok3 Finlandia),
-  zabobon „globalnego ocieplenia” nazwany przez Autora „globalnym ocipieniem”,
- polityka kadrowa PRL i III RP w dziedzinie badań jądrowych (jeden ważny profesor podobno do dzisiaj szuka nominacji profesorskiej),  co w świetle kariery pewnego geodety w tej dziedzinie nie zaskakuje,  
- energetyka jądrowa a źródła odnawialne,
-ochrona środowiska i kwestia smogu, 
-  globaliści i teorie ewolucji,
-  Tragedia Smoleńska,
- problemy Kościoła Katolickiego.

Trzy pierwsze bloki tematyczne winny być, z racji doświadczenia zawodowego Autora – lekturą obowiązkową dla polityków, urzędników ale też dla wszystkich obywateli, którym nie jest obojętna przyszłość Polski.

Zawarte tam informacje pokazują, że niefrasobliwość polityków wybieranych na kilkuletnie kadencje i poddanych terrorowi politycznej poprawności oraz pozostających w niejasnych uzależnieniach  doprowadziła na naszych oczach do kilku katastrof ekonomicznych i co najmniej dwóch wielkich katastrof przemysłowych, skutkujących  śmiercią dziesiątek i setek tysięcy ludzi.

Przypadki Fukuszimy i Czarnobyla mogą się wydawać rozpoznane do końca, tymczasem z książki profesora Dakowskiego  dowiadujemy się o zupełnie nieznanych opinii publicznej decyzjach i zaniechaniach polityków, które spotęgowały skalę szkód wynikających z  awarii i tsunami.

Znacznie mniej znane przypadki nowych bloków energetycznych w Olkiluoto w Finlandii oraz we Flamanville we Francji pokazują, co może ci obiecać „twój godny zaufania polityk” i jego „światowej sławy ekspert”. I dlatego je przytoczę.

W mieście Olkiluoto w kraju ludzi ostrożnych i roztropnych  w latach 70-tych XX w. powstała elektrownia jądrowa składająca się z dwóch bloków o mocy 800 MW każdy.

W roku 2003 władze zapowiedziały budowę bloku trzeciego opartego na technologii francusko-niemieckiej (Areva , EdF i Siemens AG) w roku 2005 i uruchomienie w roku 2009. Planowany budżet wynosił ok. 3 mld euro a moc elektrowni 1.600 MW. 

Budowa została rozpoczęta w 2005 r. ale nie zakończyła się w roku 2009. W roku 2009 ogłoszono, że uruchomienie przesuwa się o 3,5 roku a już na etapie wstępnym inwestycji planowany koszt  skoczył o jakieś 57%.

W planowanym drugim terminie uruchomienia w roku 2012  obywatele fińscy dowiedzieli się, że francuski wykonawca Areva  uruchomi obiekt  w roku 2016 a „nowy skorygowany budżet” wyniesie 8,5 mld euro
Zaś we wrześniu 2014 r. wykonawca Areva- Siemens AG podał nowy termin uruchomienia – koniec roku 2018 i budżet dalej sobie rośnie a rozgoryczony fiński   operator pozwał Arevę i Siemensa AG do arbitrażu.

Wobec podobnego sukcesu w przypadku bloku 3 , rząd fiński w roku 2014 nie przedłużył licencji na budowę bloku 4 a ekologowie ekscytują się wykutymi w litej skale tunelami w miejscowości Onkalo na północnym wybrzeżu Morza Bałtyckiego – przeznaczonymi na odpady radioaktywne z elektrowni Olkiluoto. Kasa poszła – towaru nie ma. 


Schemat budowy trzeciego bloku elektrowni jądrowej Flamanville   nad Kanałem La Manche we Francji wygląda identycznie jak w Finlandii.   Budowa została rozpoczęta w grudniu 2007 r. i przewidywała powstanie do roku 2012 bloku o mocy 1.600 MW  za 4 mld euro.

W 2012 r. obiekt NIE został oddany do użytku za to francuska państwowa firma energetyczna Electricite de France (EdF) ogłosiła dwuletni poślizg w uruchomieniu i wzrost budżetu do 8,5 mld euro czyli tak jakby dwukrotnie w stosunku do planu pierwotnego. A  w połowie 2013 r. położono na nim kopułę bezpieczeństwa.  Obiekt nadal jest W BUDOWIE  a jeszcze w 2015 EdF ogłosiło podniesienie kosztów budowy do poziomu 10,5 mld euro a kolejny przewidywany termin uruchomienia to rok 2020. Koszty rosną a związki zawodowe CGT oskarżają wykonawcę o zatrudnianiu „taniej siły roboczej z Polski i Rumunii”.
Planowany od 2007 r. blok „Flamanville 4” w tych warunkach został „porzucony”.

Tymczasem na „starych” bo istniejących od 1979 r. dwóch blokach „zaszły 3 incydenty awaryjne” a w dniu 9 lutego 2017 r. ok. godz. 9.45 nastąpił wybuch i pojawił się ogień a następnie wybuchł pożar, który trwał 2 godziny i wg oficjalnego komunikatu władz spowodować miał „jedynie pięć drobnych urazów z powodu dymu z ognia”.

Generalnie książkę profesora Mirosława Dakowskiego czyta się jak te „mroczne kryminały”, w które pan minister Gliński zaopatruje za nasze pieniądze publiczne  biblioteki.
 Zawarta w niej  duża liczba danych technicznych wcale nie zniechęca.

 Raczej wskazuje na powagę sytuacji i poziom niekompetencji i niefrasobliwości tych, którzy lekką ręką wyrzucają pieniądze podatnika na projekty, które ostatecznie stają się tykającymi bombami. 

Malkontenci mogą powiedzieć, że na świecie jest wiele elektrowni atomowych a   profesor Dakowski opisuje tylko kilka przypadków. Więc te błędy, katastrofy i szkody nie są dość przekonujące dla entuzjastów walki „z globalnym ociepleniem” (ocipieniem).

No ale profesor Dakowski pisze, że w zasadzie obecnie  NIE buduje się elektrowni atomowych, bowiem  prywatne firmy nie widzą w tych przedsięwzięciach żadnych zysków, jeśli nie są przewidziane dotacje państwowe. No i pozostaje delikatna sprawa składowania odpadów. Coś naprawdę ekstra dla ekologicznych wojowników. Może dlatego, ze do niedawna budował je np. Siemens AG a to z tamtych niemieckich stron wieją „ekologiczne wiatry”.

Władze niemieckie przyjęły po Fukuszimie program wygaszania energetyki jądrowej  i z 17 jednostek w 2011 zostało w 2017 jedynie 8 a reszta  zostanie zlikwidowana do roku 2022. Niemcy bowiem uważają, że :”…  energia atomowa niesie za sobą niepotrzebne ryzyko, jest zbyt droga i niezgodna z założeniami energii odnawialnej…”.

To samo dzieje się  pod wpływem nieubłaganych realiów np. w Kalifornii, która idzie na czele postępu. Energetycznego i wszelkiego  innego.  

Na przykład od tego roku w szkołach kalifornijskich wprowadzono nowy przedmiot nauczania: „historię LGBT”.  Nie „wiedzę o LGBT”, bo to już mają od dawna,  tylko „historię”.  

Jest kasa na „historię LGBT” a nie ma na stałe schroniska dla bezdomnych, których w Kalifornii, piątym co do bogactwie  państwie świata z dochodem na obywatela ok. 70 tysięcy USD. Już około 134 tysiące bezdomnych koczuje w miasteczkach namiotowych  na ulicach San Francisco, Los Angeles czy San Diego , w tym weterani wojenni, kaleki i rodziny z dziećmi.

W Kalifornii żyje 39,5 mln ludzi czyli mniej więcej tyle co w Polsce , gdzie liczba bezdomnych jest szacowana na ok. 33 tysiące i raczej nie koczują oni w namiotach na ulicy Świętokrzyskiej. Tyle, że w Polsce działa prężnie Towarzystwo im. Brata Alberta (organizacja katolicka) i Caritas a w Kalifornii w ramach walki z „pedofilią w KK” „poszły upadać” liczne diecezje katolickie, które prowadziły szeroko zakrojoną akcję charytatywną, w tym schroniska dla bezdomnych. 

Wracając do energii jądrowej. W roku 2013 stan Kalifornia zamknął  dwa  bloki elektrowni jądrowej  San Onofre  (73 mile na południe od Hollywood) ,które pracowały od roku 1984. Pierwszy blok wybudowany w 1968 został zamknięty w roku 1992. Wybudowana za ok.9 mld USD  wg technologii Westinghouse  elektrownia pracowała   niespełna 30  lat i zostawiła po sobie „tymczasowo” w dawnym bloku pierwszym – magazyn składowania odpadów jądrowych dosłownie na brzegu morza .   
Druga elektrownia jądrowa  tzw. Diablo Canyon Power Plant ,  budowana bardzo długo i uruchomiona w latach 1985-1986  w  Avila Beach w hrabstwie San Louis Obispo, jest przewidziana do zamknięcia najpóźniej w roku 2025.

Jej budowa kosztowała 13,2 mld USD  w cenach 2016 a najciekawszym wątkiem w procesie projektowania i podejmowania decyzji w jej przypadku jest to, że projektanci i  tzw. nadzór rządowy od ekologii i trzęsień ziemi przeoczył, iż  elektrownia jądrowa ma być posadowiona   w odległości mniejszej niż 3 mile od uskoku tektonicznego San Andreas , który jest   silnie zagrożony trzęsieniem ziemi.  To właśnie na tym uskoku miało miejsce słynne trzęsienie ziemi  w 1906 r. , które zmiotło San Francisco.

A co przeoczą „projektanci ministra Tchórzewskiego”???

Ostatnio na Stinson Beach zaledwie 23 mile od centrum San Francisco i tuż obok osiedli ludzkich hrabstwa Marin liczniki Geigera odnotowały „toksyczne promieniowanie”. Optymiści pocieszają się, że to jakieś resztki z Fukuszimy, ale pesymiści twierdzą , że nie można wykluczyć wycieków z Diablo Canyon Power Plant.

 Idąc w ślady postępu kalifornijskiego   nowy prezydent Warszawy ogłasza wprowadzenie w szkołach warszawskich do programów nauczania nowego przedmiotu:  „wiedzy o LGBT” i urządza „tramwaje LGBT” a jugosłowiańska satanistka napakowana botoksem po czubki włosów  jest zapraszana do państwowej placówki kultury w Toruniu.  A Ministerstwo Energii  dyskretnie wdraża „program atomowy” w formie dwóch elektrowni jądrowych , które mają powstać w okresie 2033-2040. W ramach ‘walki o czystą energię i przeciwko globalnemu ociepleniu.

I jak tu nie nazwać profesora Dakowskiego – Kassandrą. Jego książkę warto mieć jako dokument epoki. Bo internet może zostać "wyczyszczony" z różnych treści niewygodnych dla polityków. Dla naszego dobra oczywiście. 
https://book.energytransition.org/pl/node/36
https://en.wikipedia.org/wiki/San_Onofre_Nuclear_Generating_Station
https://www.youtube.com/watch?v=LG9FXjS7Kaw

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz