poniedziałek, 21 stycznia 2019

Balcerowicz i Orwell, kułacy i internauci, mowa nienawiści i policja myśli.


Internet grzeje się od dyskusji o „mowie nienawiści”.  Dołączają kolejni „eksperci”: Krystyna Janda, Tomasz Lis z Czuchnowskim  stają do szeregu z Aleksandrem Hallem i o. Ludwikiem Wiśniewskim.
Ale na początku byli: Leszek Balcerowicz z Jarosławem Kuźniarem w Onet Rano w dniu 14 stycznia 2019 r.

Jeszcze żył śp. Paweł Adamowicz – ofiara nożownika z zaburzeniami psychicznymi a tu słynny ekspert od marksizmu leninizmu czyli najsłynniejszej „mowy miłości”  w XIX i XX w. ( co zrobić z burżujami?) z czasów Gierka i Jaruzelskiego czyli pan profesor Balcerowicz  pochyla się z troską wraz z redaktorem Jarosławem Kuźniarem , byłą gwiazdą TVN24, nad stanem „rozmaitego typu mediów” „na okoliczność mowy nienawiści”. A żeby tylko nad stanem mediów.

Obaj panowie  zaczęli wyrażać troskę o „stan określonego typu ludzi” ,

Balcerowicz od 1:59 min: (urywki)„…Trzeba bardzo śledzić co się dzieje w rozmaitego typu mediach (…) ale myślę, że jest jasne , gdzie są główne ośrodki emisji   nienawiści, kłamstwa, nikczemności i nienawiści. I trzeba patrzeć co tam się dzieje(…)

4:30 „…Można założyć, że jak będziemy bezczynni i nie będzie się tego, w cudzysłowie, nagłaśniać i piętnować to tego typu ludzie, którzy mają takie najrozmaitsze wewnętrzne psychiczne napędy będą się rozzuchwalali ,  więc trzeba na to reagować przez piętnowanie i w cudzysłowie nagłaśnianie(…) Oni nie powinni być anonimowi. No i wreszcie trzeba pytać ludzi odpowiedzialnych za to , że w ich szeregach znajdują się tego typu ludzie. Co oni na to. Oni są moralnie odpowiedzialni za to, że w ich szeregach znajdują się tego typu ludzie…”

5:42 „…Głosiciele skrajnej nienawiści  powinni być piętnowani…”

6:50 : w sprawie polityki wobec „uchodźców”: ”…Od początku to była nikczemność. I to nikczemność, która była prezentowana jako linia rządzącej partii, że oto każdy uchodźca to jest terrorysta. Albo przynosi zarazki. Co pachniało hitlerowską  propagandą, więc  jeden z wniosków jest taki , żebyśmy z większym wstrętem  patrzyli  na tego typu nienawistne, kłamliwe , nikczemne komunikaty…”.

A kiedy wywiad miał się ku końcowi, redaktor Jarosław Kuźniar zdołał przywołać  jakieś dialogi na Twitterze blogera Matki Kurki i posłanki Krystyny Pawłowicz na temat WOŚP i Owsiaka.  Że oto mamy przykład takich oto „głosicieli”.


 W oczekiwaniu na wyjaśnienie, czy Orwell już zaczął rządzić w polskim Internecie i znalazły praktyczne zastosowanie takie terminy jak: „myślozbrodnia” i  „policja myśli”, wysłuchałam starego dowcipu opowiedzianego przez samego Prezydenta USA śp. Ronalda Reagana, który potrafił  w czasie konferencji prasowej  odnieść się do zagadnienia wolności słowa w niezwykle przystępny sposób.

Dowcip  opublikowany na kanale „Historia w 5 minut” w dniu 19 stycznia br. jest o trzech psach: amerykańskim , polskim i rosyjskim.  Wesoły Ronald opowiada, że te psy się odwiedzają i że pies amerykański  opowiada psu polskiemu i rosyjskiemu, jak się mają psy w USA.  I mówi on tak: "wiesz, musisz trochę poszczekać, żeby dostać kawałek mięsa.”.  Na to polski pies: „a co to jest mięso?” A rosyjski pies: „a co to znaczy – szczekać?”  Wielki śmiech na sali. Były to lata 80-te i mieliśmy system kartkowy.

Śp. Ronald Reagan nie dożył czasów, kiedy i w USA większość psów już pyta „a co to znaczy szczekać”.
„Szczekanie” czyli swobodna wymiana myśli w przestrzeni publicznej: w mediach, w miejscach pracy, na uniwersytetach – zlikwidowana została wraz ze zwycięstwem lewicy w mediach i  wdrożeniem zasad „politycznej poprawności”.

To było jakieś 20-30 lat temu.  Co to oznaczało dla życia społecznego i jakie owoce wydało, można przeczytać w książce pani Tammy Bruce pt. The New Thought Police. Inside the Left’s Assault on Free Speech and Free Minds” ( Nowa Policja Myśli. Wewnątrz lewicowego ataku na  wolne słowo i wolność myślenia), wydanej jeszcze w roku 2001. Czyli 18 lat temu.

Pani Tammy Bruce jest bardzo wiarygodnym świadkiem tego, co się wydarzyło w USA w czasie „walki z mową nienawiści, mową wykluczającą, mową stygmatyzującą”. 

W latach 1990-1996  była szefową  kalifornijskiego oddziału największej amerykańskiej organizacji feministycznej , lewicowej  „National Organization for Women” ( Narodowa Organizacja Kobiet) i nawet 2 lata w zarządzie krajowym tej organizacji.  W dodatku jest lesbijką.  Z pewnością nie można pomylić Tammy Bruce z katolickim moherem.  Ale niewiele jej to pomogło.

 Padła ofiarą przekonania, że organizacja, w której zaszła na same szczyty – naprawdę troszczy się o dobro WSZYSTKICH KOBIET i we wszystkich ich sprawach. Okazało się, że nie. A wątpliwości Tammy Bruce, która była na swój sposób idealistką i kocha Amerykę oraz jest z niej dumna – skazały ją na wykluczenie  z organizacji.

Organizacja została założona w 1966 r. przez charyzmatyczną  działaczkę Betty Friedan, autorkę kultowej w kręgach feministycznych książki „The Feminine Mystique” z 1963 r. Przez całe lata pani Friedan, urodzona w 1921 r. jako  Bettye Naomi  Goldstein przedstawiała się jako osoba  z klasy średniej, niezaangażowana w „kwestię kobiecą” aż do lat 60-tych i walki o „prawa kobiet do wolnej aborcji”.

No ale w 2000 r. wydawnictwo University of Massachusetts  Press  zaprezentowało książkę pana  Daniela Horovitza pt. „Betty Friedan  and The Making of „The Feminine Mystique”: The American Left, the Cold War, and Modern Feminism ( Culture, Cold War and Feminisme)” ( Betty Friedan I kulisy “Feminine Mystique” : Lewica Amerykańska, Zimna Wojna i Nowoczesny Feminizm), w której został opisany dotychczas nieznany okres z  jej życia  czyli lata 40-te I 50-te.

Okazało się, że założycielka “drugiej fali feminizmu” w latach 40-tych i 50-tych XX w. była  zwyczajną stalinowską marksistką, powiązaną z ludźmi z amerykańskimi komunistami. Włącznie z jakimś komunistycznym fizykiem, pracującym w Berkeley nad projektem bomby atomowej.

Tego Tammy Bruce amerykańska „zwyczajna” feministka  nie mogła wiedzieć w latach 90-tych XX w

Ale z czasem rozjaśniło się jej , kiedy została  zaczęła się interesować przeszłością swoich wielce szanownych starszych koleżanek i okazało się, że praktycznie wszystkie wywodziły się z kręgów „wściekłej lewicy uniwersyteckiej” a niektóre miały w młodości powiązania z partią komunistyczną. 

Dzisiaj niektórzy z tego środowiska noszą ksywę „neo-koni”. No ale.

Tammy Bruce opisała w swojej książce kulisy „zarządzania feminizmem” w owej „amerykańskiej Lidze Kobiet” , podając pikantne szczegóły, ale też  przywołała termin „groupthink” (myślenie grupowe, myślenie stadne), wywodzący się z książki  Orwella „1984”.

Termin „groupthink”  oznacza zjawisko psychologiczne, polegające na tym, że grupa osób z powodu konformizmu czy strachu ( ZSRR lata 30-te) dąży do unifikacji myślenia i wnioskowania nawet kosztem  nieracjonalnych i złych decyzji.  Osoby z takiej grupy  unikają szczerej debaty  na rzecz konformizmu i chcą wierzyć, że jeśli wszyscy zgadzają się z czymś, to musi to być – prawda.  Albo „ słuszna sprawa”.

Grupa taka dla uzyskania pewności swoich wyborów jest zdolna uruchomić  „procedurę wykluczenia” wobec osób, które się nie zgadzają z większością .

Ale przede wszystkim agresja skierowana jest przeciwko tym spoza grupy : przeciwko tzw. „out-groups”.

Co w historii światowego komunizmu widzimy jako – procesy moskiewskie lat 30-tych XX w. ( procedura wykluczenia i bezpośredniego nacisku) a przede wszystkim jako eksterminację „klas niesłusznych” jak : burżuazja, ziemiaństwo czy bogaci chłopi (kułacy)

My, zwykli  „prawicowi” internauci jesteśmy w tym sensie „out –group” – ci spoza grupy. A profesor Balcerowicz i Krystyna Janda oraz pan Owsiak – są „grupą”, którą łączy "myślenie stadne”, myślenie „grupy”. Grupy „pieszczochów epoki   komunizmu” i „beneficjentów przemian III RP’.

Kto się nie załapał do „furmanki postępu” niech spada,  a jak mruczy coś pod nosem, to się go „zdyscyplinuje’.  Albo i „skasuje”. Słynna „ciężarówka ze żwirem” – kultowy pojazd III RP – czeka z zapuszczonym silnikiem.

Naukowo  da się „dynamikę grupy” opisać i robi to Tammy Bruce w II rozdziale swojej książki „Nowa Policja Myśli” na stronie 49.  Przywołuje ona pracę prof. Janisa z 1972 r. pt. „Victims of Groupthink: A Psychological Study of Foreign Policy Decisions and Fiascoes”  ( Ofiary grupowego myślenia: Studium Psychologiczne  Decyzji w Polityce Zewnętrznej i Fiaska”.

Jest 8 symptomów „myślenia grupowego”, które charakteryzują działania takiej grupy – skierowane przeciwko „tym spoza grupy”.
1.     Iluzja niezniszczalności ( niepodatności na atak, iluzja bezkarności),
2.       Wiara w immanentną moralność swojej grupy,
3.       Zbiorowa racjonalizacja,
4.       Stereotypy na temat „tych spoza grupy” ,(kibole, naziole, mohery)
5.       Autocenzura,
6.       Iluzja jednomyślności,
7.       Bezpośrednia presja na „dysydentów” z grupy,
8.       Samozwańczy kontrolerzy umysłów (wewnątrz grupy). ( czyżby prof. Balcerowicz?)

Wszystko to już było: w partiach komunistycznych przynajmniej do roku 1956, a w niektórych do dzisiaj (Korea Płn), w ruchach typu „Front Ludowy” w okresie wojny domowej w Hiszpanii a po roku 1968 we wszystkich organizacjach typu lewicowego. W III RP wystarczy popatrzeć i posłuchać: feministki, pali kociarnia, partia „Razem”, Unia Wolności.

Jak grzecznie pisze profesor Janis i pani Tammy Bruce, „to prowadzi do błędnych decyzji”.  My mamy  świadectwa naszych przodków, którym udało się przeżyć  działania owych „grup myślących jednakowo”: ZMP, PPR, PZPR, NKWD, Informacja Wojskowa, ORMO i „uniwersytety” komunistyczne.

Wtedy te „błędne decyzje” to były – wyroki śmierci albo i  mordowanie „wrogów ustroju” zupełnie bez wyroku.  Potem można było ‘zrehabilitować”. Ile Ofiar Stalinizmu zostało „zrehabilitowanych” a  ile jeszcze leży na Łączce.

W tym miejscu wypada przypomnieć  Aleksandra Halla, który wykorzystał  katolicki pogrzeb do wyrażenia swojego „gorącego protestu” przeciwko „mowie nienawiści”.

Pan Aleksander Hall, który chce nas stawiać do moralnego pionu i wmawia nam „mowę nienawiści” aby zamknąć usta wszystkim, którzy  mają wątpliwości co do „ruchu Santo subito” po finale WOŚP miał  mentora (czym się szczyci) w osobie samego Henryka Krzeczkowskiego, urodzonego jako 
Herman Gerner  a znanego światu a to jako Henryk Meysztowicz, a to jako Henryk Krzeczkowski.

Otóż ten Herman Gerner    ze Stanisławowa zdał maturę w 1939 r. a po wejściu Armii Czerwonej „zniknął dokładnie” aby pojawić się w mundurze NKWD na zdjęciu z roku 1942 a następnie w mundurze oficera Armii Berlinga w Rembertowie, gdzie znajdował się obóz filtracyjny dla Żołnierzy AK, z których wielu zmarło tam z głodu a wielu zostało wywiezionych na białe niedźwiedzie lub zamordowanych na miejscu. Niektórzy, jak generał Fieldorf „Nil” zostali stamtąd przeniesieni do kazamatów MBP.

No a tuż po wojnie jako „Henryk Meysztowicz” został ów Herman ze Stanisławowa wysłany w eleganckim garniaku i jedwabnym szaliczku – jako agent wywiadu II Oddziału Sztabu Generalnego WP – do Włoszech, aby infiltrować  środowisko Żołnierzy Armii Andersa.

Ale coś mu nie wyszło i niedoszły „James Bond” został rzucony na „odcinek tłumaczeń w literaturze” i „kształtowania umysłów młodych mężczyzn” zainteresowanych w samym środku „epoki Gomułki i Gierka” – „konserwatyzmem”.

No i pan Hall jest takim „produktem intelektualnym” owego „Hermana w wielu mundurach”.  Pan Hall nie umiał rozpoznać agenta NKWD (nie ma „byłych agentów NKWD”) w pijaku bez etatu a na stare lata chce się wykazać „czujnością” wykazując jak najbardziej symptomy „myślenia grupowego” wg starego dobrego Orwella.

Jakby nie patrzeć, głównym „czarnym ludem” obecnej nagonki jest internet i internauci, których ktoś zamierza zniechęcić  do wyrażania opinii. To znaczy do wyrażania opinii niezgodnych „z obowiązującą linią obozu oświeconych elit”.

Trzeba znowu odkurzyć starego dobrego Ezopa i jego bajki i nauczyć się posługiwać różnymi „metaforami” albo nawet  :peryfrazą, parabolą, żeby nie wspomnieć o czymś takim jak „synekdocha”.

Dzisiaj internauci spełniają wszystkie kryteria , jakie w latach 20-tych i 30-tych XX w. w ZSRR spełniali – kułacy.  Podobnie jak „kułacy” mają mocno podejrzane intencje, wielu jest „agentami Kremla” albo innymi „agentami”. A generalnie nienawidzą tej wspaniałej rzeczywistości, jaką mamy wokół siebie i usiłują zohydzić  wspaniały świat i wspaniałych ludzi, którzy ten świat stworzyli.

Kułacy nienawidzili komunizmu i „nie chcieli się dzielić” żarciem, zbożem na siew, pierzynami, kożuchami. W dodatku uporczywie przypominali : „to moje”: moja ziemia, moja praca, moje ziarno na siew.

Ale ówczesne „groupthink” było w stanie świadomości, że „stoją na drodze postępu do zwycięstwa w światowej rewolucji” i  kiedy wykazywali oznaki uporu, trzeba było „ich wyeliminować”.  Po latach nazwali to „okres błędów i wypaczeń”.  Klasyczna sytuacja, gdy grupa się myli, ale za ten błąd mają zapłacić inni. I nikt nie wystawi faktury za ten błąd. Przynajmniej na tym świecie.

Dzisiaj wnukowie i prawnukowie wyznawców koncepcji, że „wszyscy ludzie są równi ale my z KPZR jesteśmy równiejsi” -  tym samym nieznośnym tonem  usiłują zastraszyć  każdego, kto może być „konkurencyjnym przewodnikiem stada”.

„Policja myśli” istniejąca od 1939 r. w różnych formach, lekko przycichła w latach 90-tych w ogólnym zamieszaniu. Ale „ciągłość” została zachowana i potomkowie stalinowców czyli stalinięta znowu zagrzewają do działania: do donoszenia, prowokowania, skarżenia i  szkalowania.  Prym wiodą od lat zagraniczne i tutejsze media, ale administracja państwowa i sądy też nie tkwią w bezczynności.

Ponieważ nagonka prasowa i telewizyjna  znudziła się i opatrzyła, aktywiści  ruchów „nowego wspaniałego świata bez nacjonalistów i klerykałów” zaczynają „podchodzić pod drzwi”
 kościołów i klasztorów i wdarli się do Internetu.

A to zawiesza się jakieś „buciki”, a to obleje pomnik, a to zgromadzi się  kilkanaścioro agresywnych antyklerykałów ze „starych ormowskich rodów” pod siedzibą „Tadeusza Rydzyka” w Toruniu. Z odpowiednimi transparentami oczywiście. No i na ustach wszystkich „zatroskanych”  jest ten cały „internet” coraz bardziej demoniczny.

Na razie na czele peletonu czy też pogoni znajduje się o. Ludwik Wiśniewski z tekstem: „…nie będziemy dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści na ulicach, w mediach, w internecie, w szkołach, w parlamencie, a także w Kościele". W Internecie? W parlamencie? I kto to jest „my”.

Policja myśli przyjmuje różne formy i czasem  obsadza się na drugim etacie: sędziego. Stary antyklerykał Mikołejko już wie, „kto trzymał nóż” i u Lisa oznajmia, że to „partia rządząca”. Nurowska w przerwach w dźganiu laleczki woo doo  rekomenduje powołanie komisji śledczej do wyjaśnienia śmierci  Pawła Adamowicza.  Bo nie wiadomo, kto jest „prawdziwym sprawcą”.

A w zaciszach „centrów decyzyjnych” marzyciele  już planują następne kroki, żeby  z jednej strony przekształcić polski Kościół Katolicki w coś na kształt sowieckiej „żywej cerkwi”  a z drugiej „ostatecznie rozwiązać problem narodowców”.

A oba te długofalowe cele można będzie zrealizować szybciej i łatwiej, jeśli „zamilknie ten cały Internet”. Albo będzie  śpiewał tylko  na jedną nutę. Którą oni już grają.

Skoro więc internauci  ze swoimi informacjami i  opiniami  stoją na drodze postępu, to znaleźli się w sytuacji owych „kułaków”, którzy nienawistnie trzymali zboże na wiosenny siew w jakichś dziurach pod podłogą.

Bo jak powiedział  Józef Stalin  ( cytat  stronie 173 książki Tammy Bruce):’…Idee są  potężniejsze/skuteczniejsze niż  karabiny.  Nie pozwalamy aby nasi wrogowie posiadali karabiny, dlaczego  mielibyśmy pozwalać im na posiadanie idei?...”.

A odpowiada mu  późny anty-stalinista George Orwell : „… Partia  nie interesuje się jawnym działaniem: to myśl jest wszystkim, na czym nam zależy…”.

Ta myśl znalazła się na stronie 35 „Nowej Policji Myśli” .  Znękana aktywistka feminizmu, która uwierzyła, że z tym feminizmem to naprawdę,  opisuje historie zniszczonych karier,  historie  fałszywych oskarżeń i  historie zamierzonych prowokacji.  Komunikacja między ludźmi  w USA zamiera. Relacje międzyludzkie się rwą.  

Nawet dyskusje robocze w firmach  nie koncentrują się na istocie problemu ale na tym, aby uniknąć niezręcznej wypowiedzi i nie wylecieć za to z pracy.

 Książkę Tammy Bruce dostałam ładnych parę lat temu w prezencie od pewnego Amerykanina, który  doznał szoku poznawczego, kiedy w polskiej firmie kierownictwo zaczęło sobie przy deserze po rozmowach  biznesowych i obiedzie opowiadać dowcipy o blondynkach.  I to takie bardzo lekkie z uwagi na obecność pań.  

Przemiły ten człowiek  prawie szeptem zwierzył się, że u nich w firmie kiedy w pokoju jest kobieta, to drzwi  pozostają otwarte.  

Wtedy traktowaliśmy to lekko, wyśmiewając amerykańskie dziwactwa. A teraz to nam będą formatować mózgi. I pierwsi   internauci poszli oglądać niebo  w kratkę. Za „mowę nienawiści”.

https://www.youtube.com/watch?v=D_tlHMmcnoQ&t=425s



1 komentarz:

  1. Onet (sic!) opublikował wyniki badania kto bardziej nienawidzi i dehumanizuje. Cytuję fragment omówienia:
    "Badanie "Polaryzacja polityczna w Polsce. Jak bardzo jesteśmy podzieleni?" zostało przeprowadzone w dniach 24 września – 20 listopada 2018 roku. Respondentów podzielono na "zwolenników partii opozycyjnych" oraz "zwolenników partii rządzącej" względem zadeklarowanych przez nich preferencji wyborczych (na którą partię lub ugrupowanie zagłosowaliby, gdyby w najbliższą niedzielę odbywały się wybory parlamentarne).

    "Zarówno zwolennicy PiS, jak i zwolennicy partii opozycyjnych mają negatywny stosunek do swoich oponentów politycznych – jeśli traktować negatywne uczucia wobec osób o przeciwnych preferencjach wyborczych jako wskaźnik polaryzacji politycznej, można uznać, że społeczeństwo polskie jest podzielone" – to wniosek jaki płynie z badań.

    Zobacz również: Sondaż dla "Rz": większość z nas spotyka się z mową nienawiści

    Są jednak także inne wnioski. Postawy zwolenników partii opozycyjnych wobec zwolenników PiS są bardziej negatywne niż postawy zwolenników PiS wobec zwolenników opozycji – wyborcy partii opozycyjnych żywią bardziej negatywne uczucia, w większym stopniu dehumanizują i mają mniejsze zaufanie do swoich oponentów politycznych niż zwolennicy partii rządzącej.

    Zwolennicy partii opozycyjnych mają bardziej negatywne postawy wobec zwolenników PiS niż wobec grup, które są najmniej lubiane w społeczeństwie polskim. Natomiast zwolennicy PiS mają tak samo negatywne postawy wobec zwolenników partii opozycyjnych, jak wobec najbardziej nielubianych grup przez Polaków.

    Jak czytamy na stronach "Rzeczpospolitej", która przytacza wyniki badań zwolennicy partii opozycyjnych uważają, że są bardziej dehumanizowani przez swoich oponentów politycznych niż zwolennicy partii rządzącej."

    OdpowiedzUsuń