piątek, 7 lipca 2017

Donald Trump, Powstańcy Warszawscy i rodzina vs LGBT i Berliner Luft.



W dalekim Hamburgu, w którym już trzeci dzień trwa „powstanie antyglobalistyczne” z udziałem 100 tysięcy anarchistów i oddziałów niemieckiej policji uzbrojonej z armatki wodne i inne pokojowe środki perswazji prezydent Donald Trump zapewne już ściska dłoń Władymira Władymirowicza a media całego świata wstrzymują oddech a część z nich, nawet amerykańskich – nie wie, komu naprawdę kibicować.
Tymczasem Polacy dochodzą do siebie po wczorajszych „wypadkach na Placu Krasińskich”, które niewątpliwie zaskoczyły nie tylko Polaków ale i światowych polityków oraz międzynarodowe media.
Podsumowania wizyty prezydenta Donalda Trumpa i pani Melanii Trump w Warszawie  zaczęły się już wczoraj a włączenie telewizorni dzisiaj pokazuje, że impreza pod hasłem „przeżyjmy to jeszcze raz” trwa w najlepsze. Trudno się jednak dziwić, bowiem tak sensacyjnej historii politycznej nie wymyśliłby największy wizjoner polityczny świata.
Tak symbolicznej i pięknej scenografii, tak pięknych dwóch Pierwszych Dam „komponujących się” wspaniale z grafitowym Pomnikiem Powstańców Warszawskich i jego dramatyzmem, po raz pierwszy od odsłonięcia idealnie „grającym” w całej tej politycznej „sztuce”. Jeśli dodamy do tego spontaniczny okrzyk publiczności „Cześć i chwała Bohaterom” w trakcie składania wieńców przez obie pary prezydenckie i trębacz grający „Jak to na wojence ładnie” – to widać, że takiego scenariusza nie wymyśliłby najbardziej wyrafinowany pijarowiec z Waszyngtonu i Londynu. Brawo my. To mogło się wydarzyć tylko w Warszawie i tylko  w Polsce i pan prezydent Trump wiele nam zawdzięcza.
Ale my też zawdzięczamy Mu bardzo wiele. I nie chodzi mi wcale o słynny „art. 5 NATO” czy dostawy gazu skroplonego oraz o te wszystkie komplementy i błogosławieństwa.
Chodzi mi o to, że przyjechał znienawidzony przez amerykańskie lewicowe media prezydent imperium i w ciągu czterdziestominutowego przemówienia wyrzucił do śmietnika całą wieloletnią światową antypolską propagandę, tak pracowicie komponowaną przez naszych niemieckich sąsiadów do spółki z lewactwem Zachodu i naszym sąsiadem ze Wschodu. Tyle kasy poszło w błoto.
Zdjęcie prezydenta USA na tle nagle wyrosłego spod ziemi gigantycznego jednak pomnika Powstańców Warszawskich i opowieść o barykadzie w Alejach Jerozolimskich oraz o „żywych tarczach” i „sowieckiej Armii Czerwonej” co to „przyszła nad Wisłę, stała i patrzyła” – to najdramatyczniejsza lekcja historii XX w. dla amerykańskich obywateli. Oraz, co już można poczytać w komentarzach amerykańskich internautów pod filmem z przemówieniem Donalda Trumpa na Placu Krasińskich, wielkie dowartościowanie Donalda Trumpa w oczach jego wyborców, którzy go popierali i lubili jako reformatora gospodarki amerykańskiej ale chyba nie bardzo wierzyli, czy może on się pokazać jako człowiek idei, mąż stanu i wizjoner. A teraz są z niego bardzo dumni i dumni z pani Melanii, która też miała swój piękny wkład w ten sukces.
Natomiast my jeszcze może nie zauważamy tego, co zyskaliśmy małym kosztem w zakresie pozytywnego pijaru i pozbycia się tego potwornego oszczerstwa o współudział w Holocauście, co jeszcze dosłownie kilka dni temu mało finezyjnie insynuował nam niemiecki dziennikarz Arno Widmann po wizycie Premier Beaty Szydło w KL Auschwitz.
Przemówienie Donalda Trumpa zarysowało też bardzo wyraźnie, iż jesteśmy w samym środku „wojny cywilizacji” o zupełnie podstawowe wartości i on oraz jego amerykańscy wyborcy są  „po naszej stronie” a takie na ten przykład Niemcy – nie są.  
Zajęci przygotowaniami do szczytu Trójmorza (które jest oczywiście bardzo ważne) i do wizyty Donalda Trumpa w Polsce nie zauważyliśmy, że w nieustającej od czasu wyborów w USA,  nagonce lewackich mediów i pechowej demokratycznej kandydatki Hillary Clinton na Donalda Trumpa – w dosłownie ostatnich dniach wybiło się na czoło oskarżenie Donalda Trumpa o „prześladowanie środowiska LGBT”.  
Okazuje się, że Donald Trump dopuścił się zaniedbania wołającego o pomstę do nieba a polegającego na tym, że nie uczynił czerwca „miesiącem dumy LGBT”, jak to robił przed nim pan prezydent Obama i pan prezydent Clinton Bill. Środowiska LGBT w USA a również i na świecie obrały sobie czerwiec jako miesiąc dorocznych imprez w rodzaju parad LGBT, konferencji, manifestacji etc. na pamiątkę bijatyki, do jakiej doszło między gejami Nowego Jorku i policją po nalocie na jeden z lokali gejowskich w Nowym Jorku z podejrzenia o sprzedaż alkoholu bez koncesji. Doszło do przepychanki i aresztowania kilku krewkich klientów knajpy i szybko przerodziło się w zamieszki po tym, jak tzw. publiczność LGBT na ulicy obrzuciła policjantów butelkami na widok swoich kumpli w kajdankach. Rzecz miała miejsce w roku 1969 a w roku 2000 została upamiętniona jako nowa świecka tradycja.
Tymczasem w tym roku nowy prezydent  USA Donald Trump czerwiec 2017 ogłosił jako: Miesiąc „Wielkiego Wychodzenia z Domu” (Great Outdoors), Miesiąc Dziedzictwa Karaibsko-Amerykańskiego, Miesiącem Uznania Muzyki Karaibsko-Amerykańskiej , Narodowy Miesiąc Oceanu a nawet Narodowy Miesiąc Posiadania Domu. A przemilczał „miesiąc dumy LGBT” i to przelało czarę goryczy, bo przedtem zdążył rozjątrzyć aktywistów LGBT i ich patronów z Partii Demokratycznej z panią Hillary Clinton na czele – wstępnym projektem budżetu na 2018 r., w którym czujne oczy obrońców praw gejów-i-lesbijek dopatrzyli się ostrych cięć w kosztach biurokracji centralnej i lokalnej, które mają ostro uderzyć w komfort życia tych środowisk.
Tak przynajmniej pisze pani Brooke Sopelsa w dniu 28 maja 2017 r. w artykule pt.
„LGBTQ Community Would Be „Hard Hit” by Trump’s 2018 Budget” na portalu NBC News. Okazuje się, że służby planistyczne Donalda Trumpa przygotowują projekt budżetu, w którym przewidziane są cięcia budżetów m.in. dla Departamentu Zdrowia, Departamentu Sprawiedliwości i Departamentu Edukacji, co zdaniem jednej z aktywistek LBGT ma strasznie ograniczyć prawa obywatelskie środowisk LGBT, albowiem to te departamenty walczą najbardziej o ich prawa. Do których należą ostatnio m.in. takie żywotne sprawy jak prawo uczniów transseksualnych do swobodnego wyboru toalety w szkole. Co podobno budzi bardzo żywe emocje ze sprawami sądowymi w tle. A te departamenty wydają pieniądze podatnika na to, aby dokonywać kontroli w  szkołach publicznych czy te „prawa uczniów LGBT” „zabezpieczają”.
Aktywiści LGBT leją łzy nad cięciami dotacji dla Planned Parenthood, bo podobno ta świątobliwa firma obejmuje ich czułą opieką zdrowotną, jak się okazuje, na koszt podatnika. Również cięte mają być koszty w takich instytucjach jak Center for Desease Control and Prevention (Centrum dla Kontroli i Prewencji Chorób), co ma się odbić na prewencji w zakresie HIV, w PEPFAR/Global Fund Fund to Fight AIDS (Fundusz dla Zwalczania AIDS), co ma oddalić wynalezienie cudownego leku na HIV a nawet w Refugee Programs (Programy ws.Uchodźców) , co ma mieć potworne skutki dla świata, bowiem :”… Przy prawie 80 krajach kryminalizujących związki jednopłciowe – jak również naprawdę potwornych sprawozdaniach o przemocy przeciwko LGBT w Czeczenii, Bangladeszu czy w Indonezji- rola USA jako  latarni morskiej” asekuracji i ochrony dla LGBT – jest ważniejsza obecnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej..”.  W Czeczenii chodzi podobno o aresztowanie dwóch młodych czeczeńskich homoseksualistów przez lokalne służby bezpieczeństwa, torturowanie ich oraz być może nawet zabicie. Pewności nie ma, ale jak tu nie wierzyć, skoro sama pani Hillary Clinton na bankiecie organizacji LGBT wydanym na jej cześć pochyliła się nad tą (prawdopodobną ale jednak) martyrologią LGBT w Czeczenii.
Znękany prezydent Donald Trump przyjeżdża potem na Plac Krasińskich w Warszawie –Polska i narzeka na nadmiar biurokracji, ograniczający swobodę jednostki i trudno mu nie współczuć, skoro ma pod sobą takie jednostki biurokratyczne jak trzy departamenty kontrolujące w szkołach publicznych sposób korzystania ze , sorry, sraczy, przez uczniów „w podziale na orientacje seksualne”.
A u nas po staremu: kółko i trójkącik albo „chłopczyk” lub „dziewczynka”.
Tymczasem nasi zachodni sąsiedzi Niemcy, którzy w zakresie postępu, czy to technologicznego, czy to religijnego, czy obyczajowego są zawsze na czele postępu, więc uczcili „Czerwiec-Miesiąc Dumy LGBT” uchwaleniem przez Bundestag przepisu legalizującego małżeństwa jednopłciowe. Dokładnie 30 czerwca.  Ten jakże postępowy czyn może mieć rewolucyjny wpływ na działania słynnej agencji niemieckiej o nazwie Jugendamt w zakresie odbierania polskim rodzinom ładnych, małych dzieci, albowiem teraz dopiero radykalnie wzrośnie popyt na adopcje. Pojawią się lawinowo „nowe niemieckie małżeństwa” a tymczasem niemieckich dzieci tak jakby brak, nie mówiąc o tym, że niemieckie rodziny są idealne i nie ma powodu aby im odbierać dzieci. Podobnie jak rodziny tureckie czy generalnie islamskie. Pozostają na placu boju polskie rodziny, jak wiadomo, zwyczajowo „patologiczne” i w dodatku całkowicie pozbawione ochrony prawnej i konsularnej naszej nieszczęśliwej Ojczyzny. Więc z tego miejsca sugerują polskim rodzicom w Niemczech aby czym prędzej odesłały dzieci do dziadków w Polsce i pal sześć zasiłki.
Przy okazji rozważań o tym, jak to w przeciwieństwie do nas Niemcy kroczą w zakresie akceptacji i praw dla LGBT na czele postępu przypomniało mi się, iż ten wątek jest bardzo popularny w naukach gender i warto może mu poświęcić parę chwil, bowiem to są takie sprawy, o których podobno uczą się nasi studenci na wydziałach gender za nasze ciężko zarobione pieniądze. A przy okazji uświadomimy sobie, co  znaczy w ustach niemieckiego czy skandynawskiego dziennikarza określenie „ultrakonserwatywny” w odniesieniu do rządu PiS w Polsce.
Literatura w tym przedmiocie mnoży się niesamowicie, zwłaszcza w USA, podobnie jak filmy dokumentalne.
Dzięki nim można dowiedzieć się, że np. pierwszy w historii film „z życia LGBT” pt. „Anders als die Andern” (Diffrent from the Others, Inaczej niż inni)  został nakręcony w Republice Weimarskiej w roku 1919. Wyprodukował go i wyreżyserował pan Richard Oswald aktor i reżyser z Wiednia a scenariusz napisał wspólnie z samym profesorem Magnusem Hirschfeldem, ur. w Kolberg 1868, filozofem, filologiem i lekarzem i pierwszym człowiekiem określającym się jako „seksuolog”, który nawet zagrał w tym filmie małą rolę.
Film był o problemie szantażowania biednych homoseksualistów w Niemczech z powodu obowiązywania paragrafu 175, zakazującego stosunków seksualnych między dorosłymi mężczyznami. Problem był profesorowi Hirschfeldowi znany od dawna i to niemal z pierwszej ręki, albowiem jako założyciel organizacji pod nazwą Wissenschaftlich-humanitäres Komitee (WhK) czyli Komitet Naukowo-Humanitarny w roku 1897 r. w Berlinie i organizator kampanii na rzecz praw gejów, lesbijek, biseksualistów, transseksualistów (trzykrotnie zbierał podpisy pod petycją do niemieckiego parlamentu  o zniesienie art. 175, w tym takich osób jak Albert Einstein, Hermann Hesse, Thomas Mann, Heinrich Mann, Reiner Maria Rilke oraz tak wielkie autorytety jak Martin Buber , Karol Kautsky czy August Bebel spec od marksizmu). Profesor Hirschfeld zasłynął jako specjalista rozróżniający aż 64 rodzaje opcji seksualnych (!!!) i głosił teorię, że opcja seksualna taka jak homoseksualizm czy biseksualizm jest wrodzona.
Był bardzo sławny  a stał się jeszcze sławniejszy kiedy został  powołany przez wysoki sąd w Berlinie w roku 1907 jako ekspert w procesie, jaki generał Kuno von Moltke, adiutant cesarza Wilhelma II i wojskowy komendant Berlina wytoczył sławnemu dziennikarzowi Maksymilianowi Hardenowi proces o zniesławienie, kiedy ten ostatni napisał artykuł, w którym oskarżył generała von Moltke o zakazane przez art. 175 stosunki erotyczne z księciem Phillipem Alexandrem von Eulenburg und Hertefeld, najbliższym przyjacielem cesarza Wilhelma II. Książę von Eulenburg pochodził z rodziny junkrów pruskich, która od wieków służyła rodzinie Hohenzollernów. Jego ojciec był ministrem spraw wewnętrznych Prus.  Sam książę Phillipe był od roku 1886 osobistym przyjacielem najpierw następcy tronu Niemiec a następnie cesarza Wilhelma II. Jednym z ciekawszych zainteresowań obu panów był okultyzm i seanse spirytystyczne. Był na tyle wpływowym człowiekiem, że w roku 1897 zdołał wylansować księcia von Bülow, swojego byłego szefa z czasów pracy na posadzie II sekretarza ambasady Niemiec w Paryżu – na szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Książę von Bülow w latach 1900-1909 był kanclerzem Niemiec, więc, jak widać, pozycja księcia Eulenburga była najwyższą z możliwych.
Sam książę Eulenburg miał bardzo ciekawe zainteresowania. Okazuje się, że był agresywnie antykatolickim protestanckim bigotem, który postrzegał Watykan jako siłę zła, która tylko knuje spiski przeciwko protestanckim Prusom. Jedną z jego ulubionych teorii spiskowych było przekonanie, że samobójstwo arcyksięcia Rudolfa Habsburga następcy tronu Austro-Węgier nie było żadnym samobójstwem, tylko spiskiem Watykanu po to, aby stojący jako następny w kolejce do tronu wiedeńskiego arcyksiążę Franz Ferdynand (zastrzelony w 1914 w Sarajewie), którego Eulenburg uważał za marionetkę Watykanu, mógł objąć władzę cesarską w Wiedniu. Natomiast jako cesarz Franz Ferdynand miał zorganizować spisek wspólnie z katolicką Bawarią i z błogosławieństwem Watykanu  przejąć władzę nad Prusami. Poza tym był zdeklarowanym luteranem i gorącym okultystą, który wierzył w duchy i urządzał różne wieczorki spirytystyczne nawet będąc z wizytą u przyjaciół. Zwierzał się siostrze, że w czasach, gdy cesarz był jeszcze następcą tronu, „wiele rozmawiali o tych sprawach”.
Ale to i tak było nic wobec pomysłu Eulenburga, aby kanclerz Prus Hollstein dał łapówkę Papieżowi Leonowi XIII aby ten nakazał członkom partii katolickiej, aby pod grozą ex-komuniki głosowali w parlamencie za nowym przepisem dotyczącym armii pruskiej. Poza tym uważał Wilhelma II za człowieka predestynowanego przez Boga do tego, aby uczynić Prusy najsilniejszym i najważniejszym imperium na świecie. Nienawiść do Polaków i zablokowanie propozycji  polskich arystokratów z imperium rosyjskiego w 1894 r. aby „wyjąć” spory kawał zaboru rosyjskiego i uczynić z tego niezależne Królestwo Kongresowe pod protektoratem pruskim, to był już tylko detal.
A poza wszystkim książę von Eulenburg, formalnie ożeniony z hrabianką Augustą Sandels, prawnuczkę wysokiej rangi generała szwedzkiego, znanego z czasów wojen napoleońskich, która posiadała spore majątki na Pomorzu, miał sporo związków homoseksualnych, co było tajemnicą poliszynela. To plus skłonności do intryg w duecie z księciem von Bülow wokół cesarza Wilhelma II i kanclerza Holsteina doprowadziło do tego, że kiedy w maju 1906 r.  kanclerz Holtein kolejny raz złożył na ręce cesarza rezygnację, które te dotychczas odrzucał – tym razem cesarz ją przyjął. Co bardzo nieprzyjemnie zaskoczyło Holsteina. Kiedy zaczął badać przyczyny, okazało się, że dzień wcześniej cesarz jadł śniadanie z Eulenburgiem i to ten podpuścił cesarza, żeby wreszcie przyjął rezygnację.
Rozżalony Holstein najpierw napisał brutalny list do Eulenburga i wyzwał go na pojedynek, a kiedy ten odmówił, Holstein zwrócił się do swojego starego znajomego z dawnych czasów, wpływowego dziennikarza Hardina, który od lat czekał na okazję, aby dopaść Eulenburga.
No i dostał swoją szansę, bowiem Holstein podobno ujawnił niektóre smaczki z tego, co krążyło po dworze a o czym szeptała ulica – swojemu znajomemu z dawnych czasów dziennikarzowi Hardinowi. Ten wysmażył serię artykułów na temat tajemniczego kółka pod nazwą „Liebenberg Round Table", który miał być homoseksualno-okultystyczną kliką w najwyższych kręgach arystokracji odpowiedzialnej m.in. za niepowodzenia w polityce zagranicznej (kryzys marokański). Opisane postacie były co prawda zakodowane pod różnymi pseudonimami, ale artykuły były raczej przejrzyste.
 I wtedy książę von Moltke zaskarżył dziennikarza Hardina o zniesławienie a sprawa przeniosła się do sądu i nabrała międzynarodowego rozgłosu.  Hardin powołał na świadka Magnusa Hirschfelda jako eksperta od homoseksualizmu a ten z kolei wcale nie zachowywał się przed sądem jako niezależny ekspert tylko jako bojownik o sprawę. Wierząc, iż udowodnienie, iż w wyższym korpusie oficerskim Prus są homoseksualiści ułatwi zniesienie paragrafu 175, stwierdził przed sądem, że von Moltke jest homoseksualistą.  Hirschfeld został powszechnie skrytykowany jako pseudo-naukowiec przez opinię publiczną. Faktycznymi świadkami był żołnierz Bollhardt, który miał go widzieć w towarzystwie mężczyzny na zakrapianej imprezie oraz była żona, która ku uciesze publiczności zeznała, że ukochany małżonek skonsumował z nią związek małżeński dwa razy. Za co została, jako kobieta publicznie opowiadająca o szczegółach swojego życia intymnego określona jako nimfomanka histeryczna. Koło tego wszystkiego kręcił się pan profesor Hirschfeld, który miał na podstawie obserwacji określić, czy świadkowie mówią prawdę. 29 października 1907 r. sąd uznał księcia von Moltke za winnego a Hardina uniewinnił.

Jednakże w trakcie apelacji 25 grudnia 1907 r. była żona księcia von Molke został ostatecznie zdyskredytowana jako histeryczka. A profesor Hirschledt z nieznanych powodów odwołał poprzednie „eksperckie opinie”. Hardin przegrał i aby się ratować zaproponował ugodę pozasądową. Ale w tym momencie włączył się do gry kolejny bojownik o prawa gejów, niejaki pan Adolf Brand, wydawca pierwszego na świecie periodyku o tematyce homoseksualnej pt. Der Eigene.  Przyłączając się do „pro-gejowskiej” kampanii profesora Hirsschfeldta dla obalenia paragrafu 175 napisał pamflet, w którym z kolei oskarżył o homoseksualizm księcia Bülow, który pozwał go do sądu o zniesławienie. W procesie tym książę von Eulenburg został wezwany na świadka i pod przysięgą zeznał, że nie miał żadnych homoseksualnych stosunków z księciem von Moltke ani z żadnym innym mężczyzną a tak wogle, to uważa homoseksualizm za rzecz niemoralną wysoce.
No i wtedy dopadł go prawdziwy spisek dziennikarski, bowiem pan Hardin, uznając, że nie wygra żadnego procesu w Prusach, zapłacił trochę grosza dziennikarzowi w Bawarii, panu Antonowi Städele a ten w gazecie Neue Frie Volkszeitung napisał artykuł, w którym oskarżył Hardina o to, że wziął łapówkę od Eulenburga (zapewne za tę ugodę pozasądową), bowiem on znalazł dwóch rybaków bawarskich, którzy pod przysięgą stwierdzili, że mieli zakazane stosunki homoseksualne z księciem Eulenburgiem w roku 1880 w czasie wakacji nad Starbergersee.
I w tym momencie wkroczyła policja pruska z departamentu obyczajowego , która 30 kwietnia 1908 r. wybrała się do  Liebenberg aby przesłuchać księcia na okoliczność rewelacji z procesu w Monachium.
W przeciwieństwie do wysokiego sądu, policyjne wygi z wydziału obyczajowego nie uwierzyły w zeznania księcia Eulenburga i już 8 maja 1908 r. został on aresztowany z paragrafu 175. Jednocześnie policja zrobiła rewizję w posiadłości i spaliła wszystkie papiery prywatne księcia. Jednocześnie policja bawarska zrobiła nalot  na posiadłość barona Jana von Wendelstadta, przyjaciela księcia Eulenburga i dokonała rewizji oraz spalenia papierów osobistych.
W czasie , gdy dwóch najbliższych arystokratów z otoczenia cesarza Wilhelma II toczyło boje przed sądami cywilnymi, sześciu oficerów pruskich popełniło samobójstwa z powodu szantażu z podejrzenia o homoseksualizm a po roku 1907 około 20 oficerów stanęło przed sądami wojskowymi z oskarżenia o to samo. Oskarżony został również o homoseksualizm oficer z osobistej ochrony cesarza (Regiment der Gardes du Corps), której dowódcą był kuzyn cesarza generał Wilhelm graf von Hohenau. Wszystko wskazywało na to, że ostatecznie faktycznym celem pamfletów dziennikarskich i  procesów sądowych nie był  von Eulenburg sam cesarz Wilhelm II. Harden miał się przyznać Hirschfeldowi,  że afera ta była największym błędem w jego życiu. Niektórzy twierdzą, że  daleko idące skutki tej dziwnej afery pośrednio przyczyniły się do zniszczenia autorytetu pruskiego korpusu oficerskiego i przegrania I  wojny przez Niemcy.
O ile Hardin poszedł po rozum do głowy, to szlachetny profesor Hirschfeld już po przegraniu wojny przez Niemcy i po abdykacji cesarza Wilhelma II miał w świeżej niemieckiej demokratycznej Republice Weimarskiej odegrać wielką rolę w popularyzowaniu homoseksualizmu.
W 1919 r.  wynajął śliczną willę koło Reichstagu i wraz z innym „seksuologiem” panem Arthurem Kronfeldem założył Institut
 für Sexualwissenschaft, do którego przytargał zbieraną przez lata literaturę erotyczną i liczne „zabawki erotyczne”, z których zrobił „naukową wystawę”.
Instytut posiadał trzy oddziały: medyczny, psychologiczny i etnologiczny oraz udzielał porad w zakresie małżeństwa i seksu. Tak naprawdę zajmował się propagowaniem tzw. edukacji seksualnej, antykoncepcji, leczeniem chorób przenoszonych drogą płciową, prawami kobiet i prawami osób transseksualnych, dla których profesor Hirschfeld żywił prawdziwie ciepłe uczucia, zatrudniając ich w instytucie jako pracowników. Podobno rocznie instytut udzielił 1800 porad a odwiedziło go 20 tysięcy gości i pacjentów.
Ale największym  sukcesem było zorganizowanie przez profesora Hirschfelda w 1921 r. I Kongresu Światowej Ligi Reform Seksualnych, w której udział wzięli m.in. tacy spece jak Bertrand Russel, małżonka jego Dora, Bernard Shaw,Charles Drysdale z Ligi Maltuzjańskiej oraz wielu różnych dobrych ludzi , w tym Albert Einstein jako „obserwator, który nie zabrał głosu”.
Tymczasem Berlin zajmował się raczej praktyką seksu a nie teorią i to bez porad profesora Hirschfelda – na skalę wprost niewyobrażalną. Pierwsza Wojna Światowa zebrała swoje żniwo. Zwycięska Francja straciła na wojnie 1.150.000 żołnierzy zabitych a rannych zostało 4.266.000 mężczyzn. Ilu było zdolnych do pracy po wojnie, nie wiem.
Przegrane Niemcy zostawiła na polach bitwy 1.800.000 zabitych żołnierzy a rannych zostało 4.215.000 mężczyzn. Zwycięska Wielka Brytania straciła 744.000 mężczyzn a rannych zostało 1.675.000. Teoretycznie zwycięska Rosja straciła odpowiednio 1.700.000 zabitych i odpowiednio 4.950.000 rannych. Dodatkowo w Rosji wybuchła sterowana z zewnątrz rewolucja i walki trwały nadal a z dokonanego masowego rabunku klas wyższych bolszewicy zebraną walutę, złoto, dzieła sztuki i wyroby jubilerskie na szacunkową kwotę ówczesnych 7 mld dolarów – wywieźli via Szwecja do USA.
Dodatkowo Niemcy straciły terytoria na rzecz nowych państw i Francji. Za to we wszystkich tych państwach pojawiła się klasa świeżo wzbogaconych spekulantów – dostawców dla wojska, którzy dorobili się milionów.
I się zaczęło. Miliony rodzin i ludzi niezdolnych do pracy zostało pozbawionych dotychczasowych żywicieli rodziny, a czasem trzeba było jeszcze utrzymać męża/ojca/brata – kalekę niezdolnego do pracy.
W krótkim czasie Berlin (podobnie jak Paryż) stał się światową stolicą płatnego seksu i występku. Kiedy dr Magnus Hirschfeld wydawał naukowe dzieła takie jak: „Afrodyzjaki”, „Prostytucja”, Seksualne Katastrofy”, „Seksualna patologia”, „Perwersje” codziennie na ulicach Berlina, w restauracjach, pod hotelami, na rogach ulic i w prywatnych mieszkaniach rozpoczynało po godzinie 17 pracę około 100.000 prostytutek: kobiet, mężczyzn, dziewczynek i chłopców.
Wszystko to zostało opisane w dramatyczny sposób przez Mela Gordona w książce pod tytułem :”Zmysłowa Panika: Erotyczny Świat Weimarskiego Berlina”.
Dla pracy takiej ilości prostytutek męskich i żeńskich należało stworzyć odpowiednią scenografię oraz przygotować nastrój potencjalnego klienta.
Służyły temu teatry, kabarety, kina: wszystkie wystawiające w większości słabo lub wcale nie zawoalowane odniesienia do seksu. Nagość w tzw. wodewilach i występach kabaretowych czyli wg dzisiejszych standardów – lekkie i ciężkie porno – były wszechobecne. Najsłynniejszą  i „najodważniejszą”  tancerką i piosenkarką była niejaka Anita Berber, obecnie ikona feministek i wykładowców gender, która występowała nago sama lub w towarzystwie męża, pana Drosde, zdeklarowanego homoseksualisty. Była też narkomanką. Przy niej Marlena Dietrich nosiła się jak uczennica szkoły klasztornej. Obie wyszły z tej samej „szkoły teatru”, bo teatry w Berlinie „trzymał” wówczas głównie pan Max Reinhardt, właściciel co najmniej 11 scen teatralnych i wielu „kontrowersyjnych” kabaretów.
W podziemiach klubów, teatrzyków i restauracji czekały przygotowane „pomieszczenia zamknięte” dla „indywidualnej i zbiorowej konsumpcji”.
Berlin był światową stolicą kina  a największym producentem była UFA. W tym to gatunku odnalazł się był profesor Hirschfeld jako scenarzysta i aktor wspólnie z panią Anitą Berber. Wyjątkowo ubraną, bo film był o dwóch nieszczęśliwych homoseksualistach. W owym czasie Berlin produkował więcej filmów niż wszystkie kraje razem wzięte, włącznie z Hollywood.  Tematyka była rozrywkowa i ..jeszcze bardziej rozrywkowa.
Kobiety pozbawione mężczyzn z dowolnej klasy społecznej w warunkach hiperinflacji dokonywały czasem piekielnych wyborców aby zapewnić jedzenie i ogrzewanie dzieciom czy rodzicom. To samo dotyczyło też młodych mężczyzn i osieroconych dzieci.
Przy całym tym szaleństwie Niemcy były jednak państwem porządku i w krótkim czasie zdołano podzielić prostytutki na „segmenty” czy „specjalizacje”. Wyróżniono ogólnie 17 typów prostytutek, z tego 8 pracujących na ulicy a 9 „pod dachem”.  Charakterystyka typów prostytutek daje obraz piekła, w jakim nagle znalazło się społeczeństwo niemieckie.
Oto następujące typy: 1) prostytutki zarejestrowane w urzędzie i poddane kontroli lekarskiej, 2) amatorzy/amatorki na pół etatu posiadające pracę dzienną jako niżsi urzędnicy lub sklepowe lub robotnice dzienne, dorabiające po pracy, 3) spacerujące wolno po ulicach, świadczące usługi w ciemnych alejach lub zaułkach, 4) nastoletnie dziewczęta o chłopięcym wyglądzie „dorabiające” po szkole bez wiedzy rodziców, 5) dziewczęta w wysokich butach (dominy), 6) szykownie ubrane  duety „matka-córka” świadczące usługę wspólnie,  7)
Münzis- kobiety w różnym stadium ciąży (bardzo drogie), 8) kobiety widocznie oszpecone i kalekie (bez nóg, bez rąk, zdeformowane). Wśród prostytutek pracujących pod dachem wyróżniono m.in. „chantes”- żydowskie prostytutki z  niskich klas, głównie z Polski, 2) „Fohses”: eleganckie kobiety ogłaszające się dyskretnie w magazynach jako prywatne masażystki i manikiurzystki,3) „Demi-castors”: młode dziewczęta z wyższych klas , pracujące po południu lub wczesnym wieczorem, 4) „table –ladies”: bardzo piękne kobiety o egzotycznym wyglądzie mające zarezerwowane stoły w ekskluzywnych klubach nocnych.
I tak dalej, i tak dalej.
Była oczywiście pedofilia zorganizowana sprytnie w systemie aptek, do których zgłaszali się klienci, skarżący się na różne dolegliwości trwające ileś tam lat. Liczba lat „cierpienia’ oznaczała wiek  dziecka, które było „zamawiane” przez aptekarza przez telefon. Narkotyki były sprzedawane i kupowane publicznie.
I powszechna nagość. I żadnego podziału na płeć. Usługi świadczyli homoseksualiści i lesbijki, transseksualiści i biseksualiści.
Wszystko ustało po krachu na giełdzie, bowiem największa grupa klientów, czyli bogaci turyści seksualni z USA, Wielkiej Brytanii i miejscowi dorobkiewicze – nagle stracili majątki a zaraz potem nastał pan Hitler, który trochę spraw ukrócił a trochę zmodyfikował. Zostawił np. kult nagości czyli nudyzm oraz stosunki pozamałżeńskie –ale tylko w celach prokreacyjnych w ramach poprawiania rasy w  systemie Lebensbornu. Jedno diabelstwo zastąpiło drugie.
Coś wisiało w powietrzu Berlina, co powodowało, że ludzie zachowywali się, jakby świat się kończył. Opanowało ich powszechne szaleństwo. Nazywano to czasem określeniem „Berliner Luft”: Berlińskie Powietrze”.
Pani Anita Barber zmarła w wieku lat 29  z powodu przedawkowania specyficznej mieszanki narkotyków.  Marlena Dietrich, która uczyła się śpiewu i tańca u pierwszej otwarcie zdeklarowanej lesbijki  niemieckiej Claire Waldoff, wyemigrowała do USA z mężem producentem filmowym Siebertem i jego przyjaciółką Tamarą Matul.
A film „Kabaret” oczywiście nie opisuje rzeczywistości, mimo, że opiera się na wspomnieniach „obserwatora uczestniczącego” brytyjskiego homoseksualisty Christophera Isherwooda. Przyjechał on do Niemiec kiedy wszystko już wygasało, a w dodatku odwrotnie obsadził bohaterów dramatu. To nie cudzoziemcy byli biedni i dorabiali i byli uwodzeni przez bogatych wyrafinowanych Niemców. To Niemcy  z różnych klas społecznych sprzedawali się za dolara (w przeliczeniu) i papierosa bogatym zepsutym „turystom seksualnym” wszelkich opcji aby mieć na kawałek chleba, palto i wiadro węgla w zimie do pieca.
W zwycięskim Paryżu i w dalekim Szanghaju działy się podobne rzeczy i zawsze była to ludzka tragedia i rozpacz ale lewacka propaganda, która wykiełkowała w 1968 r. upiększyła i ocenzurowała wiedzę o tamtych strasznych czasach.
I pomyśleć, że ta epoka grzechu rozpoczęła się zaledwie w 2 lata po objawieniach w Fatimie i objęła zarówno zwyciężone Niemcy jak i zwycięską Francję jak i rewolucyjną Rosję.
Podsumowując: stoimy z prezydentem Donaldem  Trumpem i jego marzeniem o obronie rodziny oraz zachodniej cywilizacji po zupełnie innej stronie barykady niż ci, którzy w Bundestagu przegłosowali ustawę o jednopłciowych małżeństwach i sponsorujących parady równości w Polsce pod pretekstem lansowania wolności i demokracji.
PS. Do profesora Hirschfelda i jego „Instytutu Badań Seksualnych” w roku 1923 przyjechał w celu wymiany doświadczeń z Rosji Sowieckiej towarzysz Nikołaj Aleksandrowicz Siemaszko, sowiecki komisarz ds. zdrowia. Profesor Hirszfeld zrewizytował go w Moskwie w roku 1926.
PS2. Klimaty Republiki Weimarskiej i Berliner Luft pokazuje znakomicie film dokumentalny z serii „Legendary Sin Cities- Berlin Metropolis of Vice” ( Legendarne Miasta Grzechu- Berlin, Stolica Występku), produkcji CBC Documentary z 2005 r. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz